Bieszczadzka Gwiazdka część II – zapomniane wsie

 30.12.2013, poniedziałek

Odczuwalnie chłodniej, z przebłyskami słońca, ok. 4 stopni

Jaworzec

Nasyceni miejskimi atrakcjami, nabieramy ochoty na spacer w przyrodzie. Jako nasz cel obieramy Bacówkę PTTK Jaworzec. W Kalnicy skręcamy w lewo, po czym po przejechaniu kawałka parkujemy samochód na poboczu i dalej idziemy już pieszo. Droga wiedzie uroczą bieszczadzką doliną wzdłuż biegu Wetliny, widoki cieszą oczy. Walory turystyczne tego spaceru podnosi dodatkowo fakt, że wiedzie on po terenie dawnej wsi Jaworzec, której mieszkańcy (ponad 500 osób) zostali po wojnie wysiedleni na tereny północno-wschodniej Polski. Obecnie po dawnej wsi nie został ani jeden budynek, zabudowania spalono, zniszczono nawet cerkiew. Obecność zdziczałych drzew owocowych może tylko świadczyć o istnieniu w tym miejscu kilkadziesiąt lat temu wcale niemałej wsi. Wzdłuż drogi rozstawiono niedawno tablice informacyjne, z których turysta może dowiedzieć się o historii Jaworzca i o tym, w jakiej jego części aktualnie się znajduje.

Spokojny spacer w niecałe pół godziny doprowadza nas do ładnie położonej Bacówki PTTK Jaworzec, gdzie wstępujemy z zamiarem wrzucenia czegoś na ząb. W środku atmosfera prawdziwie turystyczna, razi nas jedynie pewien brak dbałości o czystość tego miejsca. Najadamy się jak bąki żurkiem, kiełbaskami i fuczkami – bojkowskimi kapuścianymi placuszkami z kminkiem; Tyma w błogi nastrój wprawia spora porcja naleśników z czekoladą i bitą śmietaną.

Ruszamy do Bacówki Jaworzec.

Ruszamy do Bacówki Jaworzec.

Malownicza dolina Wetliny.

Malownicza dolina Wetliny.

Tablica informuje, że tu kiedyś zaczynała się wieś...

Tablica informuje, że tu kiedyś zaczynała się wieś…

Chciałoby się iść i iść.

Chciałoby się iść i iść.

Bacówka PTTK Jaworzec.

Bacówka PTTK Jaworzec.

Bacówka PTTK Jaworzec.

Bacówka PTTK Jaworzec.

Po odpoczynku w schronisku wyruszamy dalej tropić ślady dawnej wsi. Odnajdujemy dawny cmentarz, pomnik zniesienia pańszczyzny, ufundowany przez mieszkańców wsi w połowie XIX w., ślady po dawnej cerkwi oraz po jednym z gospodarstw (chałupa obecnie rekonstruowana). Nasz dzisiejszy spacer dostarcza nam wyjątkowych przeżyć, skłania do zadumy nad pogmatwanymi dziejami tych ziem i umożliwia posmakowanie choć trochę prawdziwego oblicza Bieszczadów.

Chłopaki też są zachwyceni wycieczką – oczywiście zwracają uwagę na nieco inne jej aspekty – cieszą się, że mogą biegać do woli, skaczą przez kałuże, śpiewają głośno kolędy. Gwoździem programu okazuje się przeprawa po kamieniach przez mały strumyczek. Sebuś w tym roku jest już turystą pełną gębą. Przez całą drogę towarzyszy nam dziś wszechobecne tłuste błoto – po powrocie do domku kochany R. myje wszystkie nasze buty i zapiera spodnie chłopaków.

W drzewach kryje się cmentarz.

W drzewach kryje się cmentarz.

Na terenie dawnego cmentarza.

Na terenie dawnego cmentarza.

Na terenie dawnego cmentarza.

Na terenie dawnego cmentarza.

Przeprawa przez strumyczek okazała się gwoździem programu.

Przeprawa przez strumyczek okazała się gwoździem programu.

Błoto, błoto, wszędzie błoto.

Błoto, błoto, wszędzie błoto.

Rekonstrukcja dawnej chałupy.

Rekonstrukcja dawnej chałupy.

Tu kiedyś stała cerkiew.

Tu kiedyś stała cerkiew.

Pomnik na cześć zniesienia pańszczyzny (1848 r).

Pomnik na cześć zniesienia pańszczyzny (1848 r).

Sebuś awansował na prawdziwego Turystę.

Sebuś awansował na prawdziwego Turystę.

Opuszczamy teren Jaworzca.

Opuszczamy teren Jaworzca.

Wetlina w okolicach Kalnicy.

Wetlina w okolicach Kalnicy.

Wracając z Jaworzca, zahaczamy o Cisną i wstępujemy do kultowego bieszczadzkiego baru Siekierezada. Cały wystrój wnętrza, z nastrojowymi rzeźbami, siekierami wbitymi w ławy i zdjęciami prawdziwych ludzi Bieszczadów z dawnych lat, rzeczywiście stwarza niepowtarzalną atmosferę. Wsuwamy po ogromnej porcji domowego sernika i wracamy do domku.

Siekierezada, Cisna.

Siekierezada, Cisna.

Słynne wnętrze.

Słynne wnętrze.

Jest klimat!.

Jest klimat!.

Po południu chłopaki robią uzupełniające zakupy w Baligrodzie, a R. załatwia na jutro rano lekcję narciarską dla Sebusia. Wieczorem optymistycznie nastraja temperatura za oknem – jest minus 4 stopnie!

Nasze nietoperze.

Nasze nietoperze.

 

31.12.2013, wtorek

Chłodno (w okolicach zera), ale słonecznie

Narty w ośrodku Bystre

Rano R. odwozi Sebusia na jego pierwszą tegoroczną lekcję na nartach. Nasz najmłodszy narciarz jest bardzo dzielny i – jak sam potem opowiada – przewraca się tylko trzy razy. W czasie lekcji S. R. sam robi rekonesans wyciągu na Dzidową. Niestety, warunki są dalekie od ideału – na stoku została tylko cienka warstwa zmrożonego śniegu, trasa (jedynie krótka niebieska, reszta stoku już spłynęła…) nie była od kilku dni ratrakowana, więc jazda nie sprawia tyle przyjemności, ile by sprawiać mogła.

Szlifujemy umiejętności narciarskie.

Szlifujemy umiejętności narciarskie.

Jak to było z tym pługiem...

Jak to było z tym pługiem…

Ustrzyki Dolne

Po powrocie chłopaków z nart wszyscy jedziemy na wycieczkę do Ustrzyk Dolnych. Parkujemy niedaleko rynku, przy lokalnym targowisku (jakaś pani ze wschodnim akcentem od razu chce nam sprzedać koniak) i zaczynamy przygodę z Ustrzykami od wizyty w całkiem dobrej pizzerii, jako że kiszki marsza nam już z głodu grają, a pora robi się obiadowa. Dopiero porządnie posileni wybieramy się rozejrzeć po mieście. Centrum zajmuje spory rynek z zadrzewionym skwerem pośrodku, otoczony kamieniczkami z XIX w. Nie jest to miejsce jakoś szczególnie nastrojowe, podobnie zresztą jak same Ustrzyki – nie zakochaliśmy się w nich od pierwszego wejrzenia (choć może to się zmieni przy naszych kolejnych wizytach w Bieszczadach).

Wizytę w Ustrzykach zaczynamy od obiadu.

Wizytę w Ustrzykach zaczynamy od obiadu.

Oj, poszło na noże.

Oj, poszło na noże.

Rynek w Ustrzykach Dolnych.

Rynek w Ustrzykach Dolnych.

Rynek w Ustrzykach Dolnych.

Rynek w Ustrzykach Dolnych.

Prosto z rynku kierujemy się w stronę Muzeum Przyrodniczego Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Na trzech kondygnacjach można tu zobaczyć dość bogatą ekspozycję: na parterze widzimy rekonstrukcję bojkowskiej chaty i bieszczadzkich cerkwi, pierwsze piętro zajmuje dział geologiczny z próbkami skał i minerałów, a na drugim piętrze mieści się ekspozycja bieszczadzkiej fauny i flory – zdecydowanie najciekawsza dla dzieciaków. Mimo imponujących możliwości lokalowych odnosimy wrażenie, że muzeum nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału – całość nieco trąci myszką – zero interaktywności, za to wszędzie tabliczki informujące o tym, że nie można niczego dotykać i broń Boże robić zdjęć. Nasze wrażenia z tego miejsca znacząco poprawiają ciekawe i starannie przygotowane materiały edukacyjne dla dzieci, wręczane najmłodszym turystom na miejscu – ciekawe zadania nt. mieszkańców bieszczadzkich lasów jeszcze na długo zajmują uwagę chłopców.

Budynek Muzeum Bieszczadzkiego PN.

Budynek Muzeum Bieszczadzkiego PN.

Budynek Muzeum Bieszczadzkiego PN.

Budynek Muzeum Bieszczadzkiego PN.

Budynek Muzeum Bieszczadzkiego PN.

Budynek Muzeum Bieszczadzkiego PN.

Równia

Wracając z Ustrzyk, zajeżdżamy jeszcze do położonej nieopodal wsi Równia znanej z jednej z najpiękniejszych w Bieszczadach drewnianych cerkwi – bojkowska świątynia z początku XVIII w. jest rzeczywiście niezwykle malownicza, podoba się nawet chłopcom.

Cerkiew bojkowska (XVIII) w Równi.

Cerkiew bojkowska (XVIII) w Równi.

Nasz rodzinny wieczór sylwestrowy

Wieczorem rozpoczynamy przygotowania do Sylwestra. Zaczynamy od spaceru po ciemku drogą w kierunku Rabego. Słychać nas chyba wszędzie, bo chłopcy starannie wypróbowują swoje balony-piszczałki, zachomikowane przez nas specjalnie na tę okazję. Po chwili R. znajduje odpowiednie miejsce do puszczania zakupionych wcześniej w Baligrodzie fajerwerków. Wokół las i ciemność, nad nami rozgwieżdżone niebo, do tego nasz prywatny pokaz sztucznych ogni – chłopcy aż podskakują z podekscytowania, a Tymo mówi, że to najlepszy Sylwester w jego życiu.

Inauguracja Sylwestra 2013-2014.

Inauguracja Sylwestra 2013-2014.

W domku napalamy w kominku, ubieramy się sylwestrowo, śpiewamy, tańczymy, bawimy się w głuchy telefon i kalambury – jest kameralnie, ale bardzo miło. Chłopcy wytrzymują do północy i niewiele przez 1:00 chrapią już w swoich łóżkach.

 

01.01.2014, środa

Mokra pogoda i przenikliwy wiatr, ok. 3 stopni

Noworoczny dzień spędzamy w świątecznej atmosferze, bo odwiedzają nas Rodzice R. Przyjeżdża też do nas w odwiedziny nasza psina. Jemy wspólne śniadanie, a potem wszyscy razem wybieramy się na dwugodzinny spacer po okolicy.

Rezerwat Gołoborze

Z Bystrego kierujemy się drogą w kierunku dawnej wsi Rabe. Dwukrotnie przekraczamy malowniczy Rabiański Potok. Mijamy  drogę prowadzącą do kamieniołomu, leśniczówkę oraz wjazd na teren innego kamieniołomu. Stąd już tylko chwila i stajemy przed tabliczką informującą o rezerwacie. Znajdujemy opisywany w przewodnikach odwiert wody mineralnej – unikatowej szczawy arsenowej i ładną studzienkę. Po żelaznym mostku przechodzimy na drugą stronę potoku (największe problemy ma Regusia) i wchodzimy na krótką, ale ciekawą ścieżkę dydaktyczną doprowadzającą pod gołoborze – skalne rumowisko, obecnie nieco zarastające lasem. Robimy tu krótki postój na zregenerowanie sił.

Wycieczka do rezerwatu Gołoborze.

Wycieczka do rezerwatu Gołoborze.

Odwiert szczaw arsenowych.

Odwiert szczaw arsenowych.

Przy wejściu do rezerwatu jest malownicza studzienka.

Przy wejściu do rezerwatu jest malownicza studzienka.

Rega boi się przejść przez mostek.

Rega boi się przejść przez mostek.

Rabiański potok.

Rabiański potok.

Ścieżką dydaktyczną przz teren rezerwatu.

Ścieżką dydaktyczną przz teren rezerwatu.

Rabiańskie gołoborze.

Rabiańskie gołoborze.

Wracamy tą samą drogą. W trakcie całego spaceru przeszliśmy nieco ponad cztery kilometry – Sebuś jest naprawdę coraz lepszym piechurem.

Po powrocie do domku jemy babciny obiad, po czym Dziadkowie odjeżdżają do siebie.

O 16:00 chłopaki witają Nowy Rok mszą świętą w baligrodzkim kościele.

 

02.01.2014, czwartek

4 stopnie z częstymi przebłyskami słońca

Rano Sebuś opowiada, że śniła mu się dzidzia z baterią na głowie:)

Komańcza

Po wczorajszym stacjonarnym dniu odpoczynku decydujemy się dziś na dalszą wyprawę – wycieczkę do Komańczy.

W tamtą stronę jedziemy z Bystrego przez Cisną i Wolę Michową – droga jest malownicza, ale dziurawa jak szwajcarski ser i obawiamy się trochę, czy nasza Dzidzia nie zacznie protestować na te wyboje. Na szczęście dojeżdżamy bez problemów.

Wycieczkę zaczynamy od podjechania do położonej niedaleko Komańczy niewielkiej wioski – Dołżycy, chcąc odwiedzić zaznaczone na mapie schronisko Pantałyk. Niestety, po dojechaniu na miejsce okazuje się, że obiekt już nie działa – witają nas tylko dwa bezpańskie psy. M. robi więc tylko szybko zdjęcie do naszego schroniskowego katalogu i wracamy do Komańczy.

Wiejska droga w Dołżycy.

Wiejska droga w Dołżycy.

Dołżyca.

Dołżyca.

Nieczynne schronisko Pantałyk.

Nieczynne schronisko Pantałyk.

Tuż obok skrętu na Dołżycę spostrzegamy niezwykle malowniczą wschodniołemkowską cerkiew Opieki Matki Bożej z baniastymi wieżyczkami (pocz. XIX w.). Nieco dalej w stronę centrum miejscowości dostrzegamy grekokatolicką świątynię wzniesioną w 80. XX w. Teraz jedziemy już prosto na parking przy drodze prowadzącej do klasztoru Nazaretanek. Miejsce jest niezwykle malownicze. Tuż przy parkingu drogowskaz prowadzi na porośnięty lasem niewielki cmentarz wojenny z drewnianym krzyżem. Ścieżki na zboczu wzgórza prowadzą do malowniczych leśnych stacji drogi krzyżowej i do figurki Matki Bożej Leśnej; wzdłuż całej drogi do klasztoru znajdują się głazy ze słowami kardynała Stefana Wyszyńskiego. Niezwykle klimatyczne miejsce, skłaniające do refleksji i zadumy. Po kilku minutach droga doprowadza nas pod klasztor nazaretanek, w którym w latach 50. był internowany Wyszyński. Obecnie jest tu urządzona niewielka izba pamięci ku czci Kardynała. Gdy tylko dostrzegamy ładny, drewniany budynek klasztoru, natychmiast przychodzi nam na myśl jego podobieństwo do architektury budynków sanatoryjnych sprzed stu lat. Tabliczka informacyjna potwierdza nasze przypuszczenia – budynek został pierwotnie zbudowany jako obiekt sanatoryjny i dopiero potem znalazł swoje zastosowanie jako siedziba klasztoru sióstr nazaretanek. Najbliższe otoczenie budynku klasztoru jest bardzo ładnie zaaranżowane – przed wejściem stoi pomnik kardynała Wyszyńskiego, nieco dalej figurki przedstawiające Świętą Rodzinę. Jest też miejsce przeznaczone na odpoczynek – ładna wiata i ławki.

Wschodniołemkowska cerkiew w Komańczy (pocz. XIX).

Wschodniołemkowska cerkiew w Komańczy (pocz. XIX).

Cerkiew grekokatolicka w Komańczy.

Cerkiew grekokatolicka w Komańczy.

Wylot drogi prowadzącej do klasztoru Nazaretanek.

Wylot drogi prowadzącej do klasztoru Nazaretanek.

Ścieżkami Drogi Krzyżowej.

Ścieżkami Drogi Krzyżowej.

Ścieżkami Drogi Krzyżowej.

Ścieżkami Drogi Krzyżowej.

Do klasztoru Sióstr Nazaretanek.

Do klasztoru Sióstr Nazaretanek.

Do klasztoru Sióstr Nazaretanek.

Do klasztoru Sióstr Nazaretanek.

Wokół wiele miejsc, w których można przystanąć na chwilę modlitwy.

Wokół wiele miejsc, w których można przystanąć na chwilę modlitwy.

Budynek klasztoru Nazaretanek w Komańczy.

Budynek klasztoru Nazaretanek w Komańczy.

Budynek klasztoru Nazaretanek w Komańczy.

Budynek klasztoru Nazaretanek w Komańczy.

Po obejrzeniu budynku klasztoru przenosimy się do znajdującego się nieopodal schroniska PTTK. Obiekt już z zewnątrz sprawia bardzo pozytywne wrażenie – wydaje się, że został niedawno odnowiony. W środku panuje równie miła atmosfera. Schronisko prowadzi obecnie miłe młode małżeństwo, które potrafi zadbać o przyjemny, rodzinny klimat. Jest przyjemnie, czysto (nareszcie!) i smacznie. Domowe zupy są naprawdę warte grzechu, a fasolka po bretońsku i pierogi ruskie sprawiają, że z przejedzenia trudno nam ruszyć się z miejsca.

Schronisko PTTK w Komańczy.

Schronisko PTTK w Komańczy.

Schronisko PTTK w Komańczy.

Schronisko PTTK w Komańczy.

Pamiętając poranne wyboje, wracamy z Komańczy „północną” drogą – przez Zagórz i Lesko. Nawierzchnia jest o niebo lepsza i jedzie się sprawniej. Niedaleko Komańczy zatrzymujemy się jeszcze w Szczawnem pod łemkowską cerkwią z kon. XIX w. Potem już prosto do domku (nie licząc krótkiego postoju na zakupy uzupełniające w Lesku).

Cerkiew łemkowska (XIX), Szczawne.

Cerkiew łemkowska (XIX), Szczawne.

Wieczorem wybieramy się na spacer po ciemku drogą w kierunku Rabego. Chłopaki mają latarki (w drodze powrotnej dajemy im nawet nasze czołówki), więc są przeszczęśliwi, tym bardziej że spacer uświetniamy czterema naszymi sylwestrowymi fajerwerkami.

Chłopaki są bardzo dzielnymi turystami, choć – jak to na wyjazdach rodzinnych – sporo czasu musimy poświęcać na szeroko pojęte sprawy wychowawcze…

 

03.01.2014, piątek

Przebłyski słońca, 4 stopnie

Rano chłopaki idą na narty w ośrodku Bystre. R. wykupuje Tymowi jedną lekcję na odświeżenie jego zeszłorocznych umiejętności (co zresztą następuje bardzo szybko), a sam jeździ z Sebusiem. Dają radę i na orczyku, i na stoku (S. między nogami R. robi nogi „w rakietę” i jeździ jak na prawdziwego narciarza przystało). M. jest bardzo dumna ze wszystkich swoich chłopaków!

Narty na Dzidowej.

Narty na Dzidowej.

Tymo odświeża umiejętności.

Tymo odświeża umiejętności.

Dwaj najdzielniejsi narciarze na stoku.

Dwaj najdzielniejsi narciarze na stoku.

Po powrocie planujemy podjechać na obiad do schroniska Cicha Dolina przy drodze do Roztok Górnych. Droga prowadzi do turystycznego przejścia granicznego na Przełęczy nad Roztokami i od połowy jest wciąż jeszcze zaśnieżona – przynajmniej możemy sobie przypomnieć, jak wygląda zima. Niestety, ze schroniskiem mamy mniej szczęścia – wydaje się, że obiekt jest czynny tylko sezonowo. Dzwonimy pro forma przez chwilę, ale odpowiada nam tylko cisza, więc wracamy głodni.

Schronisko Cicha Dolina.

Schronisko Cicha Dolina.

Całujemy klamkę.

Całujemy klamkę.

A obiekt ma się czym pochwalić.

A obiekt ma się czym pochwalić.

Droga do Roztok Górnych.

Droga do Roztok Górnych.

Po spojrzeniu na mapę wypatrujemy położone stosunkowo niedaleko schronisko Latarnia Wagabundy w Woli Michowej. Na szczęście M., tknięta przeczuciem, postanawia zadzwonić i sprawdzić, czy znów nie pocałujemy klamki – i dobrze robi: okazuje się, że obiekt jest aktualnie w trakcie remontu. Nasza mapa pokazuje jeszcze jedno schronisko w pobliżu – prywatną Cichą Wodę w Żubraczem – jako że jest nam stosunkowo po drodze, postanawiamy zajechać. Po dwóch niepowodzeniach nie dziwimy się już zanadto, gdy zastajemy zamkniętą furtkę i bramę – wydaje się, że ruch jest tu tylko w sezonie turystycznym.

Tory bieszczadzkiej wąskotorówki czekają na wiosnę.

Tory bieszczadzkiej wąskotorówki czekają na wiosnę.

Dziś mamy więc dzień nieczynnych schronisk (rano nasza pani gospodyni mówi nam, że schronisko Kropiwne w Bystrem też od kilku lat już nie działa).

Zmęczeni i głodni postanawiamy więc dziś już więcej nie ryzykować i zjeść coś w drodze powrotnej w Cisnej. Zajeżdżamy na znany parking przy Siekierezadzie, lecz tym razem odwiedzamy położoną nieopodal karczmę Łemkowyna. Wystrój skansenowy, wybór tradycyjnych dań łemkowskich niewielki, można zjeść raczej to, co wszędzie, ale generalnie jest smacznie, ciepło i miło. Karczmę odwiedza znany nam z wizyty w Siekierezadzie bieszczadzki pijaczek – poprzednio naciągnął turystkę na pieniądze, tym razem udaje mu się dostać za darmo talerz zupy. Takim to, kurczę, dobrze.

Po powrocie do domku chłopcy nadal domagają się nart, więc R. bohatersko zabiera ich po raz drugi. M. dochodzi do nich potem i gorąco wszystkim kibicuje. Tymo jest już zupełnie samodzielny – sam wjeżdża wyciągiem i sam zjeżdża, R. z Sebusiem też nabierają coraz większej wprawy i zjeżdżają krótką niebieską trasą aż osiem razy. Schodzą z trasy, gdy już się robi ciemno. Dobrze, choć na tyle śniegu się załapaliśmy – warunki narciarskie są dalekie od ideału, ale trochę pojeździć można.

Narty w Bystrem dziś po raz drugi.

Narty w Bystrem dziś po raz drugi.

Narty w Bystrem dziś po raz drugi.

Narty w Bystrem dziś po raz drugi.

Wieczorem wybieramy się jeszcze na krótki spacer po ciemku. Mini fajerwerki sprawdzają się znakomicie jako przynęta na wybieganie towarzystwa przed snem.

 

04.01.2014, sobota

Przebłyski słońca, 5 stopni

Nasz pożegnalny dzień postanawiamy spędzić na miejscu, bez wyciągania samochodu.

Rano idziemy na spacer w kierunku kamieniołomu w nieistniejącej już miejscowości Huczwice. Dochodzimy drogą na Rabe do wysokości leśniczówki, po czym skręcamy w prawo za znakami leśnej ścieżki dydaktycznej. Tu zaczyna się inny świat. Droga wiedzie przez piękny, mieszany las, ścieżka początkowo dość ostro wspina się w górę, by potem przyjemnie trawersować wśród opadłych, szeleszczących  bukowych liści. Idziemy równolegle do drogi wiodącej do czynnego wciąż kamieniołomu. Taki spacer to sama przyjemność. Idziemy, rozglądamy się dookoła i czujemy przypływ endorfin. Chłopaki też mają raj – biegają, aż im się głowy trzęsą, przechodzą dzielnie przez kładki przerzucone w podmokłych miejscach (Sebuś koniecznie chce iść sam). Celem naszej wycieczki jest punkt widokowy na imponującą odkrywkę fliszu karpackiego, powstałą na skutek działania kamieniołomu. Chłopcy cieszą się, że widzą, jak wygląda góra w środku. Czytamy tablice informacyjne i odpoczywamy chwilę na leśnej ławeczce. Wracamy tą samą drogą.

Do kamieniołomu Huczwice.

Do kamieniołomu Huczwice.

Do kamieniołomu Huczwice.

Do kamieniołomu Huczwice.

 Takie spacery lubimy!.

Takie spacery lubimy!.

Sceneria bardziej jesienna niż zimowa.

Sceneria bardziej jesienna niż zimowa.

Kamieniołom Huczwice.

Kamieniołom Huczwice.

Obserwujemy odsłonięcia fliszu karpackiego.

Obserwujemy odsłonięcia fliszu karpackiego.

Widać warstwowy układ skał.

Widać warstwowy układ skał.

W Bystrem podchodzimy jeszcze do głazu upamiętniającego wizytę w tych stronach Aleksandra Fredry. Na obiad udajemy się – podobnie jak pierwszego dnia – do ośrodka Bystre. Najadamy się pysznymi pierogami, a potem chłopcy szaleją chwilę na automatach do gry – grają w wyścig samochodowy i w air hokeja. Śmiechu przy tym co nie miara. Rozmawiamy chwilę z obsługą ośrodka i dziwimy się na wiadomość, że dziś wyjechali ostatni goście i obiekt na jakiś czas będzie zamknięty. Zawsze nie możemy się nadziwić temu, że w miejscach typu Zakopane przez cały rok na okrągło człowiek czuje się jak sardynka w puszce, a w wielu innych równie pięknych miejscach nie uświadcza się ani żywej duszy.

Obelisk upamiętniający bytność Fredry w Rabem.

Obelisk upamiętniający bytność Fredry w Rabem.

Szalone sanki.

Szalone sanki.

Po krótkim odpoczynku w domku panowie wybierają się na pożegnalne narty.

Wieczorem, chcąc nie chcąc, pakujemy się do domu. Jutro czeka nas długa droga – najpierw musimy wpaść do Dziadków po Regusię, a potem jeszcze dotoczyć się do Warszawy.

***

Zimowy (choć pogodowo raczej jesienny) pobyt w Bieszczadach zostawił nam same miłe wspomnienia. Przede wszystkim odpoczęliśmy od tłumów ludzi – raczej musieliśmy szukać tych obiektów, które będą czynne o tej porze roku; na szlakach spotykało się pojedyncze osoby. Do tego wszędzie towarzyszyły nam piękne krajobrazy, nie wywołujące może takich emocji jak w wyższych górach, ale napawające spokojem i dające oddech. Dodatkowo skomplikowana historia bieszczadzkich  ziem czaiła się wszędzie za rogiem, wpływając na wyjątkową atmosferę tych okolic i skłaniając do chwil zadumy. Kolejny raz na pewno wybierzemy się tu w ciepłej porze roku – czekają na nas do zdobycia jeszcze najbardziej „honorne” szczyty i szlaki; choć zimowy pobyt w tych górach też jest jak najbardziej wart polecenia.