6 stycznia 2017, piątek
Miało już nie padać, ale … nadal sypie z małymi przerwami, -10 stopni
Bystrzyca Kłodzka
To miasto z bardzo ciekawą historią. Lokalizacja na szlaku łączącym Śląsk z Czechami umożliwiła wczesny rozwój miasta. Zostało ono ulokowane już w XI w. i przez setki lat nosiło nazwę Habelschwerdt (dosł. kępa lub wysepka Habla), pochodzącą od kasztelana kłodzkiego Havla z Lembergu, który otrzymał ziemię kłodzką od króla Czech Wacława I. Nazwa Bystrice pojawia się w źródłach historycznych od XIV w., ale na stałe Bystrzyca nosi dzisiejszą nazwę dopiero od 1945 r.
Status miasta królewskiego uzyskała w XIV w. po zbudowaniu murów obronnych, które zresztą w znacznej części przetrwały do dzisiaj. Niektórzy porównują Bystrzycę do miast włoskich z powodu zachowanego od średniowiecza układu miejskiego z piętrzącymi się w górę rzędami budynków. Najlepiej widać to spoza centrum miasta, włoskie skojarzenia budzą wówczas też wieże kościoła św. Michała Archanioła i neorenesansowego ratusza, wieńczące „tarasowy” układ .
Na dzisiaj zapowiadany był bardzo duży mróz i dlatego zaplanowaliśmy zwiedzanie Muzeum Filumenistycznego w Bystrzycy Kłodzkiej – dłuższa wycieczka górska w warunkach silnego mrozu odpada ze względu na Grzesia.
Zabytkowe centrum Bystrzycy zaskakuje nas swoim szlachetnym charakterem. Od razu widać, że to miasto królewskie. Szczególnie jest to widoczne w kontraście do mocno zaniedbanych przedmieść czy zapomnianych wsi, przez które przejeżdżamy po drodze. Parkujemy na placu Wolności obok ratusza i od razu kierujemy się do Muzeum Filumenistycznego – w końcu gdzie można się ogrzać lepiej niż w miejscu, które opowiada historię niecenia ognia! I to jedynym w Polsce i jednym z kilku na świecie! – myślimy. Już po chwili jednak miny nam rzedną, bo na drzwiach muzeum wisi informacja, że dzisiaj placówka jest nieczynna. Jak święto to święto… Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko skupić się na obejrzeniu zabytków Bystrzycy Kłodzkiej podczas spaceru po mieście. Początkowo idziemy wszyscy razem, a w okolicy placu Wolności M. zostaje z Grzesiem, a R. ze starszymi chłopcami szybko zwiedzają pozostałe zabytki miasta.
Zaczynamy od zrobienia zdjęcia budynku, który zajmuje muzeum, czyli dawnego zboru ewangelickiego. Tuż obok stoi jedna z trzech zachowanych wież w murach miejskich: Baszta Rycerska, która od połowy XIX w. pełniła funkcję dzwonnicy zboru ewangelickiego. Dalej kierujemy się na pobliski Mały Rynek ze świetnie zachowanym pręgierzem z… 1556 r.! Stawiamy pod nim wszystkich trzech naszych chłopaków – a nuż to ich nauczy posłuchu? 🙂 Z nadzieją podchodzimy do drugiej wieży obronnej – Baszty Kłodzkiej, na której znajduje się najlepszy punkt widokowy na miasto. Niestety, tutaj również wita nas kartka z informacją o remoncie i czasowym zamknięciu obiektu… Najwidoczniej mamy dzisiaj pecha…
Wracamy więc na plac Wolności i przez chwilę podziwiamy jego górną część z przepiękną kolumną wotywną Trójcy Świętej z 1736 r. Zabytek ten bardzo przypomina nam niedawną wizytę w czeskim Ołomuńcu. Oczywiście bystrzyckiej kolumnie daleko do ołomunieckiej, wpisanej na listę UNESCO, ale pięknie odnowiona, świetnie prezentuje się w towarzystwie neorenesansowego ratusza i parusetletnich kamienic. To właśnie to miejsce sprawiło na nas takie królewskie wrażenie, gdy zobaczyliśmy je z samochodu, wjeżdżając na plac Wolności.
Nasz kolejny cel to gotycko-renesansowy kościół św. Michała Archanioła. Początki świątyni sięgają połowy XIII w., ale wielokrotne przebudowy pozostawiły po sobie ślady różnych stylów architektonicznych, począwszy od romańskiego. Na chwilę zaglądamy do środka. Zadziwia nas budowa kościoła. Wnętrze tworzą jakby dwie główne nawy, przedzielone rzędem kolumn, naprzeciwko którego znajduje się prezbiterium z ołtarzem głównym. Z boku jakby „doklejona” jest jedna boczna nawa. Takiej świątyni jeszcze nie widzieliśmy!
Teraz wracamy na plac Wolności, żeby wyjść, a właściwie zejść poza pierścień murów obronnych przez ostatnią z zachowanych wież obronnych. Jednocześnie była to brama miejska, w której dokonywano poboru opłaty za wstęp do miasta. Brama Wodna z nadbudowaną wieżą z krenelażem oraz zasuwaną od zewnątrz żelazną kratą robi na nas ogromne wrażenie. Tuż obok niej znajduje się ciekawa budowla obronna – wójtostwo z wieżą mieszkalną, siedziba dziedzicznego wójta. Po wykupieniu przez miasto w XVII w. pełniła też funkcję siedziby wojsk. Obecnie budynek jest o dwa piętra niższy niż pierwotnie. Wielka szkoda, że tuż obok tych pięknych średniowiecznych zabytków znajdują się zupełnie niepasujące do nich współczesne domy.
Na koniec schodzimy jeszcze nad Bystrzycę Łomnicką, skąd można zobaczyć opisywany w przewodnikach amfiteatralny układ miasta z wznoszącymi się ku górze kolejnymi rzędami zabudowań. Podchodzimy też pod majestatycznie wyglądające stąd mury miejskie przy stromo wznoszącej się ul. Przyjaciół. To właśnie dzięki zbudowaniu tych murów Bystrzyca uzyskała w 1319 r. z rąk króla czeskiego Jana Luksemburskiego samodzielność prawną i status miasta królewskiego.
Mróz szczypie w nosy, więc po takim spacerze szybko wracamy „do bruma”, jak to mówi nasz Grześ. Nasz najmłodszy turysta w tym czasie niezbyt interesował się zabytkami, za to błądził od kamienicy do kamienicy przy placu Wolności i usiłował otwierać wszystkie napotkane przez siebie drzwi i bramy… M. ostatecznie musiała zanieść go do samochodu siłą, nie bez oporu i głośnych protestów.
Wracając z Bystrzycy, kierujemy się do Zieleńca z myślą o obiedzie w schronisku PTTK Orlica, jednak i tym razem nie sprzyja nam szczęście. Cała główna ulica w Zieleńcu jest dosłownie zatkana samochodami poszukującymi miejsca do zaparkowania. Po kilkunastu minutach stania w korku rezygnujemy, zawracamy i jedziemy do naszych Mostowic. Nasza nieoceniona M. po raz kolejny robi coś z niczego 🙂 (tym razem bazą są parówki) i po kilkunastu minutach Grześ zasypia w łóżeczku, a my jemy pyszny (no, powiedzmy…:)) obiad!
Po południu M. z Tymkiem idą parę kilometrów w kierunku schroniska Jagodna, jednak zapadający zmrok skłania ich do powrotu przed osiągnięciem celu. Potem R. z Sebkiem podchodzą jeszcze raz do „centrum” sąsiedniej czeskiej miejscowości Orlicke Zahori.
Wieczorem wszyscy razem jedziemy na pożegnalną kolację do schroniska Orlica w Zieleńcu.