Beskid Żywiecki w zimowej odsłonie, 2017.02

Beskid Żywiecki w zimowej odsłonie

Beskid Żywiecki to raj dla górskich włóczykijów i skiturowców. Fantastyczne widoki, słuszne odległości, ale też gęsta sieć szlaków i przyjazne schroniska. Zimą Beskid Żywiecki prezentuje się wyjątkowo pięknie. Nie można go lekceważyć – w złej pogodzie zdarzają się pobłądzenia. Jeśli jednak trafimy na sprzyjającą pogodę i odpowiednie warunki śniegowe, znajdziemy się w raju. Zapraszamy na kilkudniową wędrówkę po zimowym Beskidzie Żywieckim. Tym razem Królową Beskidów zostawiamy w spokoju, ale odwiedzamy piękne damy dworu – Wielką Raczę, Wielką Rycerzową, Pilsko, wspaniałe beskidzkie hale, malownicze przysiółki. Pogodę mieliśmy nadzwyczaj sprzyjającą, dzięki czemu zimowe krajobrazy prezentowały się wyjątkowo pięknie. Zobaczcie sami!

Dzień 1. Podróż i wejście do bacówki na Krawcowym Wierchu żółtym szlakiem z Glinki

Dzień 2. Wokół Worka Raczańskiego – z Wielkiej Raczy na Przegibek

Dzień 3. Na Halę Rycerzową i Wielką Rycerzową z Soblówki

Dzień 4. Najpiękniejsze hale Beskidu Żywieckiego: Hala Boracza, Hala Redykalna, Hala Bacmańska, Hala Lipowska i Hala Rysianka

Dzień 5. Na Pilsko z przełęczy Glinne

Na Hali Miziowej spędziliśmy sylwester w 2022/2023 r. Relację z tego pobytu znajdziecie tutaj:

Sylwester na Hali Miziowej 2022/2023

Schronisko „Pod Muflonem” – zimowy spacer

5 stycznia 2017, czwartek

Chwilami przestaje padać, ale okresowo nadal silne śnieżyce,
-6 stopni w dzień, wieczorem -12

Schronisko „Pod Muflonem”

Rano wstajemy i z niepokojem patrzymy za okno. Czy uda się gdziekolwiek dojechać, czy już wszystko zostało doszczętnie zasypane śniegiem? Z ulgą stwierdzamy, że dzisiaj pada już słabiej i z przerwami, a do tego drogi są nieźle odśnieżone. Wobec tego finalizujemy wczorajszy plan – spacer do schroniska „Pod Muflonem”. Zjeżdżamy do Dusznik-Zdroju i skręcamy w ulicę Wiejską. Po kilkudziesięciu metrach stajemy na poboczu i ruszamy w górę biegnącym tędy niebieskim szlakiem. Continue reading

Strażnik Wieczności – kto nie przestraszy się Drogi Wieczność i Drogi Wielkiego Strachu?

3 stycznia 2017, wtorek

Cd. prawdziwej zimy, -5 stopni, cały dzień opady śniegu

Strażnik Wieczności i Droga Wieczność

Dziś odwiedzamy jedno z najbardziej tajemniczych miejsc w Górach Bystrzyckich, miejsce uznawane za jeden z symboli tych gór – legendarnego kamiennego Strażnika Wieczności, strzegącego jednej ze starych leśnych dróg o zagadkowej nazwie Wieczność. Droga faktycznie jest niezwykła. Wytyczona jako długa (6 km), niemal idealnie prosta linia, przecinająca odludne lasy Gór Bystrzyckich. Wędrowcy niegdyś podążający tym traktem donosili o niezwykłych odczuciach, jakich doznawali na drodze Wieczność. Droga przeważnie ogromnie im się dłużyła, doznawali też w tych odludnych ostępach lęku, niepokoju, smutku. Drogi Wieczność strzeże tajemniczy kamienny mężczyzna w kapeluszu. Ręce ma schowane w mufce. Nienaturalnie duże stopy. Twarz bez wyrazu, ale sprawia wrażenie obserwującej każdego przechodnia. Stoi na odludziu. Najbliżej położona wioska Huty jest właściwie niezamieszkała. Nie ma zupełnej pewności, dlaczego postawiono tę niezwykłą figurę. Najpowszechniejsza wersja mówi, że Strażnik Wieczności stoi w miejscu, w którym w 1872 r. zamarzł miejscowy chłop. Odnaleziono go w nienaturalnej pozycji, przymarzniętego do drzewa. Inna wersja mówi, że Strażnik miał pełnić funkcję drogowskazu do Pokrzywna – na mufce widnieje napis Nesselgrund. Postać została zniszczona w latach 60.-70. XX w., ale staraniem Andrzeja Pękalskiego – miłośnika tych okolic –odtworzono ją w dawnej postaci. Strażnik Wieczności nadal czeka na zbłąkanych podróżnych. Do tej pory działa na wyobraźnię i jest owiany licznymi legendami.

Przez lata figura służyła jako drogowskaz – kierunek wskazywał napis na mufce.

Cała okolica jest niezwykła. Wiele dróg w pobliżu ma swoje niezwykle obrazowe nazwy. Na przykład tuz obok Strażnika bierze swój początek Droga Wielkiego Strachu. Legendy powiadają, że znaleziono tu kiedyś martwą kobietę. Na jej twarzy malował się wyraz przerażenia – mówi się, że przed śmiercią ujrzała legendarnego upiora z Gór Bystrzyckich. Na początku Drogi Wielkiego Strachu stoi kamienna XIX-wieczna kapliczka, ponoć postawiona jako wotum za cudowne odnalezienie dziecka zagubionego w bystrzyckich lasach. Miejsce naprawdę jest niezwykłe. Polecamy poczytanie starych niemieckich legend przed wycieczką tutaj (np. http://skps.wroclaw.pl/3_sudety/32_biblioteka/biblioteka.15.htm) – wrażenia murowane!
W towarzystwie Strażnika Wieczności, u wylotu Drogi Wielkiego Strachu naprawdę człowiek czuje się nieswojo!

Bardzo zależało nam na zobaczeniu Strażnika na własne oczy, dlatego z niepokojem obserwowaliśmy prognozy pogody, zapowiadające solidne opady śniegu. Baliśmy się, że leśne dukty będą zupełnie zawiane i podjechanie samochodem w te okolice okaże się niemożliwe. Rano stwierdzamy, że albo dzisiaj albo nigdy – na kolejny dzień zapowiadano jeszcze większe opady śniegu.

Po przestudiowaniu mapy dochodzimy do wniosku, że do drogi Wiecznośc najlepiej będzie dojechać od strony wsi Wójtowice. Z drogi na Bystrzycę Kłodzką odbijamy w lewo w lokalną drogę na Wójtowice. Droga pnie się pod górę, co przy słusznych opadach śniegu nie ułatwia jazdy. M. za nic w świecie nie porwałaby się na taki wyczyn, więc tylko obgryza paznokcie, patrząc, jak sobie radzi R.:)  Za ostatnimi zabudowaniami Wójtowic ślady samochodów się urywają, a droga nabiera zdecydowanie leśnego charakteru. No to koniec jazdy. Udaje się nawrócić i zostawić auto z boku drogi. Dalej ruszamy pieszo. Grzesiek w nosidle (z pakietem grzewczym na plecach – gorąco polecamy kupienie sobie takiego gadżetu przed zimowymi wyprawami z maluchami – u nas rewelacyjnie się sprawdzał!), starszaki na nogach, M. ciągnie sanki – z powrotem będziemy szli w dół, S. będzie miał uciechę.

W zimowych warunkach dało się dojechać do końca Wójtowic.

Pierwszy odcinek drogi idziemy za znakami zielonego szlaku.

W zimowej aurze las prezentuje się bardzo tajemniczo.

Próba znalezienie optymalnej pozycji na sankach.

Cisza aż dzwoni w uszach

Na Wójtowskiej Równinie opuszczamy zielony szlak i skręcamy w lewo, za szlakowskazem.

Strażnik Wieczności

Przed nami dziewiczy śnieg i tropy zwierząt.

Strażnik Wieczności

Za nami tylko ślady naszych stóp.

Strażnik Wieczności

Teraz skręcamy w prawo w drogę Wieczność.

Jakoś tak tu wszędzie mistycznie…

Las w zimowej aurze wygląda jeszcze bardziej tajemniczo niż zazwyczaj. Idziemy po dziewiczym śniegu – przed nami tylko tropy zwierząt. Wydaje nam się, że wypatrzyliśmy nawet wyraźne tropy wilków! Najpierw idziemy na północ za znakami zielonego szlaku. Mijamy po prawej ścieżkę prowadzącą do pozostałości Fortu Wilhelma oraz ławki i miejsce na ognisko. Na Wójtowskiej Równinie (845 m n.p.m.) dołącza z prawej strony żółty szlak. Tu opuszczamy znakowaną ścieżkę i skręcamy w lewo, za znakami ścieżki rowerowej. Drogę pokazuje stosowny drogowskaz. Po 10 minutach spaceru kolejny skręt, tym razem w prawo (znów jest odpowiednia strzałka) i znajdujemy się na słynnej Drodze Wieczność. Nazwa i legendy robią swoje – czujemy dreszcze na plecach! 🙂 Szczególnie dzieciaki z zapartym tchem słuchają starych opowieści. Po kolejnych pięciu minutach jesteśmy na miejscu – stajemy oko w oko ze Strażnikiem.

Słynna droga Wieczność. Wędrującym nią podróżnym zdawała się nie mieć końca….

Strażnik Wieczności

Drogi Wieczność strzeże słynna kamienna figura Szarego Człowieka.

Strażnik Wieczności

… czyli Strażnika Wieczności.

Strażnik Wieczności

Podobno stoi w miejscu, w którym zamarzł niegdyś mieszkaniec tutejszych okolic.

Strażnik Wieczności

… ale nikt nie wie tego na pewno…

Strażnik Wieczności

Zdecydowanie czujemy na sobie wzrok Strażnika Wieczności.

…ale on nie chce chyba zrobić nam nic złego

Tymo też odważył się zbliżyć do tajemniczej postaci.

Tu siadamy na krótki postój. Gorąca herbatka, kanapki. Żeby tylko Grzesiek chciał zjeść po ludzku jak starsi chłopcy… Wchodzimy też na początek Drogi Wielkiego Strachu – to atrakcja dla śmiałków!

Strażnik Wieczności

Od Drogi Wieczność odchodzi Droga Wielkiego Strachu.

Strażnik Wieczności

Kapliczka została ustawiona ponad 200 lat temu ponoć jako wotum za odnalezienie zagubionego w lesie dziecka.

Wracamy tą sama drogą. Oczywiście nie musimy mówić, że podczas całego dzisiejszego spaceru nie spotykamy żywej duszy. Wokół biały śnieg i cisza aż w uszach dzwoni. Bardzo cieszymy się, że udało nam się dziś dotrzeć do samej Wieczności – takie cuda tylko w Górach Bystrzyckich!

Wracając, zajeżdżamy na obiad do schroniska Jagodna w miejscowości Spalona. Schronisko mieści się w zabytkowym XIX-wiecznym budynku dawnej karczmy. W środku wspaniała górska atmosfera. Sympatyczny gospodarz, klimatyczne wnętrze, a jedzenie – poezja! Po obiedzie z trudem podnosimy pełne brzuchy.

Schronisko Jagodna w Spalonej.

Schronisko mieści się w zabytkowym budynku XIX-wiecznej karczmy.

Pokusa myśliwego – warta grzechu.

Kto nie skusi się na TAKIE racuchy!

Stały bywalec schroniska wygrzewa się na grzejniku – ten to wygrał los na loterii

Popołudnie spędzamy jak zazwyczaj, tj. chłopaki na nartach, a Grześ ucina sobie drzemkę w domu. W tym czasie M. porządkuje zapiski i zdjęcia. Dziś lekcję miał już tylko Sebuś, a Tymo z R. eksplorowali sobie na luzie zielenieckie trasy. Wieczorem wiatr się wzmaga, a śnieg jak sypał, tak sypie. Ciekawe, co ujrzymy rano za oknem.

Jaskinia Solna Jama w Górach Bystrzyckich; ruiny zamku Szczerba

31 grudnia 2016, sobota

U nas nad Dziką Orlicą rano -9 stopni, po wyjeździe z kotliny w okolicach zera, słoneczko

Jaskinia Solna Jama w Górach Bystrzyckich

Dziś z racji Sylwestra chłopcy mają lekcję na nartach już o 15:00, więc wybieramy wycieczkę z niedługim dojazdem – jedziemy do jaskini Solna Jama. To jedna z mniejszych jaskiń sudeckich, ale możliwość samodzielnego zwiedzenia, malowniczy szlak dojściowy i leżące przy szlaku ruiny średniowiecznego Zamku Szczerba sprawiają, że to bardzo atrakcyjny cel rodzinnej wycieczki. Uwaga na znaki! Szlak jest dość mylny, a ścieżka dojściowa do jaskini w ogóle nie jest oznakowana!

Jedziemy z Mostowic Autostradą Sudecką na południowy-wschód. Droga jest bardzo malownicza. Szczególnie ładne i rozległe widoki roztaczają się z okolic szczytu Jedlnik (746 m n.p.m.). Jest tu też obelisk upamiętniający Odsiecz Wiedeńską. Obok dogodne miejsce do zaparkowania samochodu.

Dziś towarzyszą nam piękne sudeckie krajobrazy.

Widok z Jedlnika w kierunku południowym.

Widok z Jedlnika (746 m n.p.m.) na Masyw Śnieżnika.

Pomnik Odsieczy Wiedeńskiej w okolicy szczytu Jedlnika.

Potem przejeżdżamy przez niewielki Gniewoszów z cennym kościołem z XVI w. Niewiele dalej znajduje się leśny parking przy drodze, obok którego odgałęzia się niebieski szlak prowadzący do jaskini Solna Jama i dalej do miejscowości Różanka. Stąd ruszamy.

Punkt wyjścia szlaków za Gniewoszowem

Szlak przeprowadza przez malowniczy potok.

Idziemy przez urozmaicony las mieszany

Po chwili po prawej stronie wyrastają ruiny średniowiecznego zamku Szczerba. To jeden z najlepiej zachowanych zamków na Dolnym Śląsku i jedna z trzech średniowiecznych warowni Ziemi Kłodzkiej (obok Zamku Homole i Karpień). Zamek Szczerba został zbudowany na pocz. XIV w. w celu obrony drogi handlowej ze Śląska do Czech, wiodącej przez Przełęcz Międzyleską. Z trzech stron otaczała go głęboka fosa wykuta w skale. Nie cieszył się długo swoją świetnością – został obrócony w ruinę nieco ponad 100 lat później, podczas wojen husyckich. Dziś stanowi interesujący obiekt do zwiedzania głównie z racji tego, że jako jeden z niewielu zamków nie był nigdy przebudowywany i zachował swój pierwotny średniowieczny układ architektoniczny.

Mijamy ruiny średniowiecznego zamku Szczerba.

Zamek wybudowano na najwyższym punkcie wzniesienia.

Zachował się dawny układ architektoniczny warowni.

Zamek popadł w ruinę w XV w. i nigdy nie został przebudowany.

Idziemy wzdłuż dawnych zamkowych fos.

Chętnie zwiedzilibyśmy ruiny dokładniej, ale jesteśmy limitowani ilością czasu, jaką Grześ wytrzymuje w nosidle. Wiemy, że w ciągu godziny trzeba dojść na miejsce docelowe, a potem trzeba sprężać się z powrotem, żeby nasz najmłodszy turysta zjadł na spokojnie zupkę i mógł uciąć sobie drzemkę w ciepłym miejscu – Grzesiek odmówił ostatnio jedzenia kanapek i innych tego typu przekąsek „wyjściowych”, co dość mocno nas ogranicza. Starszaki z kolei chętnie by celebrowały każdą wycieczkę, zatrzymywały się na dłużej w różnych ciekawych miejscach i częściej robiły sobie odpoczynki, a tymczasem ciągle musimy ich poganiać. Ach, trudno pogodzić potrzeby dzieci w różnym wieku.

No nic, na razie jest jak jest. Zamek Szczerba oglądamy więc błyskawicznie – tj. zagląda tam tylko M. z Tymem w drodze zejściowej.

Niebieski szlak do Solnej Jamy wiedzie najpierw leśną ścieżką w górę, potem malowniczą drogą przez pola, na koniec znowu skręca do lasu. Idziemy przez cenne drzewostany ze znacznym udziałem buka, świerka, jodły i jawora. Z polan otwierają się rozległe widoki na Masyw Śnieżnika i okolice. Trzeba uważać na znaki – szlak kluczy i wbrew pozorom łatwo go zgubić (przerabialiśmy to dziś na własnej skórze;-) ). Samo dojście do Solnej Jamy jest bardzo słabo oznakowane – ktoś bardzo spostrzegawczy zauważy może wytarty pomarańczowy napis na drzewie. Ścieżka doprowadzająca do jaskini w ogóle nie jest oznakowana. Uważny turysta zorientuje się oczywiście, gdzie trzeba iść, jednak bez dwóch zdać przydałoby się lepsze oznakowanie.

Senny krajobraz Gór Bystrzyckich.

Grześ momentami idzie nawet w tym samym kierunku co my.

Widok w kierunku południa.

Wydaje nam się, że na horyzoncie majaczy Śnieżnik.

W tle XVI-wieczny kościółek z Gniewoszowa.

Właśnie zgubiliśmy szlak, ale wyraźna droga doprowadzi nas do Solnej Jamy.

Po sporym odcinku wędrówki łąkami znów wchodzimy w las.

Na drzewie informacja, jak dojść do Solnej Jamy. Wyraźniejsza być nie mogła…

Jaskinia Solna Jama jest położona na zboczu góry Czerniec, na wysokości 585 m. Została utworzona w marmurowych skałach, których ładna jasna barwa przywodzi na myśl sól – stąd nazwa. Według podań ludowych widziano tu kiedyś owce liżące skały. Jaskinia nie jest duża, ale dzieciom podoba się to, że mogą same zajrzeć do środka z latarkami. Jeśli opowie się im, że jama kryje w sobie wiele tajemnic – np. znaleziono tu kiedyś kości niedźwiedzia jaskiniowego – satysfakcja małych turystów gwarantowana.

Jaskinia Solna Jama

Wejście do jaskini Solna Jama.

Jaskinia Solna Jama

Tu robimy sobie krótki odpoczynek.

Jaskinia Solna Jama

Do zwiedzenia jaskini latarka nie jest konieczna, ale ułatwia rozejrzenie się w środku.

Jaskinia Solna Jama

Ściany jaskini mają fantastyczne kształty.

Jaskinia Solna Jama

Solna Jama powstała w marmurze – widać charakterystyczne barwienia.

Jaskinia Solna Jama

Jasna barwa skał przywodziła na myśl sól – stąd nazwa Solna Jama.

Jaskinia Solna Jama

Pooglądaliśmy, wychodzimy na powierzchnię.

Jaskinia Solna Jama

Ze stropu zwieszają się malownicze sople.

Solna Jama w zimowej odsłonie.

Pod jaskinią robimy sobie postój na małe co nieco. Grzesiek jak tylko widzi termos, od razu woła „herbata, herbata”. Dobrze, że przynajmniej chce się napić kilka łyków czegoś ciepłego, bo z jedzeniem na zimowych wyjściach łatwo nie jest.

Wracamy tą samą drogą. Droga powrotna – jak to zwykle – mija dużo szybciej i w nieco ponad pół godziny stawiamy się przy samochodzie. Zrobiło się późno – już po 13:00. Rezygnujemy więc z pierwotnych planów zajrzenia do schroniska Jagodna i jedziemy prosto do domu.

Wracamy tą samą drogą – przed nami znajomy kościółek z Gniewoszowa.

Na szlaku w Górach Bystrzyckich.

Nasz czas: 10:45-13:00

Po powrocie M. przygotowuje na szybko obiad z tego, co mamy – kluchów, parówek, cebuli i .. słoiczka Grzesia. Na szczęście jesteśmy głodni, więc wszystkim smakuje 🙂

Po południu chłopcy jeżdżą na nartach w Zieleńcu. Po lekcjach z instruktorem dołącza do nich R. i przez chwilę jeżdżą razem.

Sylwestrowy wieczór spędzamy w naszej mecie nad Dziką Orlicą. Idziemy na granicę z Czechami, gdzie robimy sobie prywatny pokaz fajerwerków (Grześ krzyczy „bum bum”!), potem wracamy i tańczymy, gramy w kalambury i robimy sobie noworoczne wróżby.

Torfowisko pod Zieleńcem – widzieliście kiedyś bagno w górach?

29 grudnia 2016, czwartek

Cd. przepięknej zimowej pogody, rano -6, potem -3 stopnie i piękne słońce

Wycieczka do Torfowiska pod Zieleńcem

Na pewno wycieczka na torfowiska ma większy sens w ciepłej porze roku (ostatnio Torfowisko pod Zieleńcem odwiedzaliśmy w maju), ale w zimie to też bardzo przyjemny cel spaceru. Nie widać co prawda mięsożernych rosiczek, białych wełnianek i innych roślin typowych dla torfowisk, ale bagniska okryte śniegową pierzynką, spod której wystają tu i ówdzie skarłowaciałe drzewa, mają w sobie wiele uroku. Wycieczka jest niedługa i bardzo interesująca dla dzieci – naszym zdaniem to idealny cel rodzinnego spaceru o każdej porze roku. Przez większość trasy towarzyszą nam ciekawe tablice ścieżki edukacyjnej, w połowie drogi mamy wieżę widokową na bagnach, a na deser – malowniczą kładkę wprowadzającą w głąb torfowisk. Ze szlaku ładnie prezentują się zaśnieżone stoki Zieleńca, „ozdobione” liniami wyciągów. Całą trasę (początkowy stromy odcinek szlaku można objechać leśną drogą) można pokonać terenowym wózkiem dziecięcym (kilka lat temu sprawdzaliśmy to z małym Sebusiem sami).

Zielony szlak na początku ścina pętlę drogi

Krótkie podejście i jesteśmy na miejscu.

Wzdłuż całej trasy ustawiono interesujące tablice ścieżki dydaktyczne

Torfowisko uśpione przez zimę

Lód pięknie błyszczy w słońcu

Tę piękną barwę wody zawdzięczamy kwasom humusowym

Rezerwat wyznaczono jeszcze przed II wojną światową w celu ochrony unikatowego ekosystemu torfowiskowego. Jest to jedno z niewielu bagien położonych na terenie górskim (torfowiska występują na wysokości 750 m), a przy tym jedno z najstarszych polskich bagien – wiek Torfowiska pod Zieleńcem ocenia się na ponad 7,5 tys lat. O jego sędziwym wieku świadczy grubość torfu – w niektórych miejscach dochodzi ona aż do 8,5 m! To nie koniec ciekawostek. Obszar torfowiska leży na obszarze wododziałowym – część spływających stąd wód należy do zlewiska Bałtyku, a część (np. rzeka Dzika Orlica) zasila wody Morza Północnego. Dla dzieci najbardziej interesujące okazują się jednak informacje dotyczące sposobu konstrukcji drogi, po której idziemy – aby trakt nie zagłębiał się w torfowisku, zbudowano go (podobnie jak wieżę widokową) na drewnianych balach. Szliście kiedyś po drodze pływającej na tratwach? Nie? To trzeba przyjechać do Zieleńca!

Starszaki raźno maszerują przodem, wypatrując kolejnych ślizgawek na drodze – to świetne urozmaicenie dzisiejszej wycieczki. Grześ ma przez większość czasu swoje plany, ale czasami daje się nakłonić do podążania za resztą. Najpierw bardzo zajmują go ślizgawki (najchętniej chodziłby w tą i z powrotem po śliskim lodzie), potem jego uznanie zdobywa wieża widokowa. Na szczyt wchodzi się co prawda po drewnianych stromych stopniach przypominających drabinę, tu i ówdzie przysypanych śniegiem, ale specjalnie go to nie zraża – rwie dzielnie w górę, a R. gimnastykuje się, żeby zapewnić mu odpowiednią asekurację. Na wieżę widokową wejść trzeba koniecznie – widok rozciągający się stąd na torfowisko wysokie przypomina syberyjską tundrę.

Kładka bardzo podoba się dzieciom

Doprowadza do imponującej wieży widokowej.

Stopnie są śliskie, ale cóż to dla nas

Niektórzy w ogóle nie mają lęku wysokości.

Z wieży widać panoramę stoków narciarskich w Zieleńcu.

…i samo torfowisko, stąd można docenić jego wielkość

Tymo pierwszy wspiął się na wieżę, teraz już czeka na nas na dole.

Po wizycie na wieży robimy sobie mały odpoczynek z kanapkami i gorącą herbatą. Potem R. z Grzesiem wędrują własnymi ścieżkami, a M z chłopcami podchodzą jeszcze do przodu na bardzo interesującą drewnianą kładkę, wprowadzającą w głąb torfowiska. To właśnie tutaj w ciepłej porze roku najlepiej szukać mięsożernych rosiczek i innych typowych dla bagien gatunków. Teraz wszystko przykrywa warstwa śniegu, a uśpione torfowisko przypomina pofalowane białe morze. Blask słońca odbitego od śniegu oślepia, jakoś tak tutaj magicznie. Starsi chłopcy z zainteresowaniem czytają informacje na wszystkich tablicach ścieżki edukacyjnej.

Kolejna tablica jest nawet interaktywna.

Zatrzymujemy się tu na małe co nieco.

Na mrozie i w promieniach słońca pięknie prezentuje się para

Mróz – artysta.

Dalej idzie już tylko M. ze starszakami – Grześ wybrał ślizgawki 🙂

Kładka przypomina molo wychodzące w morze.

Torfowisko to oczywiście morze.

A śnieg – jak sól na falochronach

Wełnianek ani rosiczek dzisiaj nie wypatrzymy.

Ale możemy podziwiać torfowisko w zimowej szacie.

Czas wracać.

Ostatnie spojrzenie na kładkę.

Co chwila nowe dzieła mrozu

Ślizgawki były dziś główną atrakcją chłopców

Wracamy tą samą drogą. Planujemy zjeść obiad w schronisku Orlica, ale w okolicy południa znalezienie miejsca do zaparkowania w Zieleńcu to marzenie ściętej głowy. Każdy centymetr kwadratowy zatkany jest narciarzami i samochodami. Sam przejazd przez Zieleniec w ciągu dnia w szczycie sezonu narciarskiego to koszmar. Dobrze, że chłopcy jeżdżą na nartach wieczorami – wtedy tu dużo spokojniej. Cóż, pozostaje nam obejść się smakiem i zjeść w ramach obiadu jajecznicę w naszym domku:) Przynajmniej Grześ ma możliwość wcześniej uciąć sobie drzemkę.

Po południu R. jedzie do Kłodzka na porządniejsze zakupy.

Późnym popołudniem starsi chłopcy mają kolejną lekcję na nartach.

Wypad w Góry Stołowe – wycieczka do schroniska PTTK „Na Szczelińcu”

28 grudnia 2016, środa

Pogoda jak z marzeń: do -2 stopni i piękne słońce

Do Schroniska  PTTK „Na Szczelińcu”

Rano budzi nas błękitne niebo i skrzący się w słońcu śnieg. Jednogłośnie stwierdzamy, że w taką pogodę najpiękniej będzie w nieodległych Górach Stołowych. Błędne Skały (podobnie jak platforma szczytowa Szczelińca) w zimie nie są udostępnione do zwiedzania, ale przecież możemy zrobić sobie miłą rodzinną wycieczkę pod szczyt, do schroniska PTTK „Na Szczelińcu”. Dodatkowym jej atutem będzie możliwość ogrzania się w schronisku, istotna głównie ze względu na Grzesia.

Budzi nas taki świt w Górach Orlickich. Pogoda zapowiada się piękna!

Gospodarze schroniska przez  telefon doradzają nam wybranie żółtego szlaku od Karłowa jako najlepiej utrzymanego w zimie. Chętnie przejdziemy się nieznaną nam trasą – ostatnio na Szczeliniec wchodziliśmy niebieskim szlakiem od strony zachodniej.

Parkujemy w Karłowie i ruszamy za żółtymi znakami (aby dojść na wierzchołek i do schroniska, trzeba pod szczytem skręcić w prawo w niebiesko znakowaną ścieżkę). Pogoda jest przecudowna. Z okolicy parkingu doskonale prezentuje się masyw Szczelińca Wielkiego – najwyższego szczytu Gór Stołowych (919 m n.p.m.). Oglądany z pewnego oddalenia, doskonale nadaje się do opowiedzenia dzieciom o specyfice Gór Stołowych – jedynych w Polsce gór o budowie płytowej. Sebuś przed wycieczką pyta się, skąd nazwa „stołowe” – po spojrzeniu na masyw Szczelińca wątpliwości znikają 🙂  Nazwa „Szczeliniec” pochodzi od  charakterystycznej sieci głębokich spękań. W szczelinach skalnych śnieg potrafi zalegać nawet do lipca – sami przekonaliśmy się o tym na własnej skórze, brodząc kiedyś na Szczelińcu do kostek w śniegu mimo upalnego maja.

Ruszamy z Karłowa. Przed nami nasz cel – masyw Szczelińca.

Na szczyt Szczelińca od strony Karłowa wchodzi się po …723 skalnych schodkach (wg dzisiejszych szacunków Tyma :)). Najbardziej zachwycony tym faktem jest Grzesiek – ostatnio schody bardzo go fascynują, więc po zobaczeniu, jak będzie wyglądał nasz szlak, krzyczy radośnie „Idziemy na schody!” i ochoczo rusza przed siebie. Dla starszaków wejście po schodach to też niezła atrakcja. Stopnie są zasypane śniegiem i wyślizgane, ale z obu stron są poręcze ułatwiające wędrówkę. Schody prowadzące z Karłowa na szczyt Szczelińca mają już ponad 200 lat. Z zainteresowaniem wyczytujemy, że udostępnianie szczytu Szczelińca do zwiedzania ma historię militarną – celem pierwszych prac było ufortyfikowanie masywu pod koniec XVIII w.

No to zaczynają się schody:)

Ścieżka wije się przez urokliwy las.

Schodki są śliskie, ale poręcze ułatwiają wchodzenie – no , chyba że ktoś nie ma wolnych rąk:)

Im wyżej, tym formacje skalne bardziej okazałe.

Nad głowami wiszą malownicze sople.

Schodki pozwalają na bardzo sprawne zdobywanie wysokości. Wycieczka jest niezwykle atrakcyjna dla całej rodziny –  idziemy wśród wymyślnych form skalnych, im wyżej, tym bardziej spektakularnych. Wąskie skalne przejścia od razu zostają ochrzczone przez Grzesia mianem „tuneli”. W okolicy szczytu skały są porośnięte przez skarłowaciałe sosny. Wokół tyle atrakcji, że droga mija nie wiadomo kiedy.

Skrzyżowanie szlaków tuż przed szczytem – teraz skręcamy w prawo za niebieskimi znakami.

Idziemy w cieniu majestatycznych skalnych baszt.

Szlak jest bardzo urozmaicony pod względem widokowym.

Skały poubierały się w zimowe dekoracje.

Rzut oka do góry – komu nie zakręci się w głowie?

Okolice szczytowe porastają skarłowaciałe sosny zwyczajne.

Drzewa i skały tworzą tu przedziwną mieszankę.

Najatrakcyjniejszy jest końcowy fragment ścieżki.

Kto chce dojść do celu, musi przecisnąć się przez ucho igielne.

Na północnych tarasach Szczelińca rozsiadło się urokliwe Schronisko PTTK „Na Szczelińcu”, zwane „Szwajcarką”. To najstarsze polskie schronisko zbudowane w celach obsługi ruchu turystycznego – budowa obiektu zaczęła się w 1845 r. Jako jedyne w Sudetach nie posiada drogi dojazdowej – zaopatrzenie wciągane jest wyciągiem towarowym. Budynek jest niezwykle atrakcyjnie położony na urwistym skalnym tarasie. Będąc tutaj, koniecznie trzeba zajść na wszystkie dostępne punkty widokowe – nawet dzieciom bardzo się podoba.

Schronisko PTTK Na Szczelińcu

To jedno z najstarszych polskich schronisk, budowane od 1845 r.

Gdyby ktoś nie wiedział, skąd nazwa „Szczeliniec”…

W pobliżu schroniska znajdują się niezwykle atrakcyjne punkty widokowe.

Chłopcy sprawdzili to na własnej skórze!

Widoki są bardzo rozległe.

Wnętrze schroniska jest ciepłe i przytulne. A jedzenie – poezja. Na pewno nie będziecie żałować decyzji o obiedzie tutaj. Porcje są ogromne, a wszystko bardzo smaczne. Grześ wsuwa swój obiadek. Wczoraj na Orlicy bardzo brakowało miejsca, w którym nasz maluch mógłby się ogrzać i zjeść coś ciepłego. Dziś taki odpoczynek owocuje w dwójnasób. Po pierwsze: obywatel nie marudzi w drugiej części wycieczki, tylko kipi energią. Sam schodzi większość drogi powrotnej i nie chce wsiąść do nosidła (R. musi się nieźle gimnastykować, asekurując Grześka na zlodzonych schodkach). Po drugie: udaje się dociągnąć go na drzemkę do domu, przez co mamy chwilę popołudniowego oddechu.

Wracamy tą samą drogą.

Grześ dzielnie maszeruje sam.

Oczywiście najbardziej podobają mu się schodki.

Sebuś i Tymuś dziś prowadzą wycieczkę.

Turysta górski dumny z siebie – dał radę sam zejść ze Szczelińca!

Z dołu wypatrujemy tarasy widokowe na szczycie Szczelińca

Rewelacyjna zimowa wycieczka!

Wszystko nam się dobrze dzisiaj poskładało. A wycieczka była naprawdę przepiękna. Świetna od odbycia także w zimie – schronisko jest czynne przez cały rok (choć przy dużych śniegach przejście zapewne może być utrudnione).

Nasz czas: 10:20-11:20 w górę, 12:20-13:00 w dół, ok. 200 m przewyższenia.

Po południu starsi chłopcy jadą z R. do Zieleńca na swoją pierwszą w tym sezonie lekcję na nartach 🙂

Wejście na Orlicę – najwyższy polski szczyt Gór Orlickich

27 grudnia 2016, wtorek

Pogoda zmienia się o 180 stopni: od rana deszcz zamienia się w śnieg, temperatura oscyluje w okolicy zera (choć nasz termometr od wczoraj uparcie twierdzi, że jest -65,8 🙂 )

Na Orlicę – najwyższy polski szczyt Gór Orlickich

Orlica (1084 m n.p.m.) to najwyższy polski szczyt Gór Orlickich (choć żeby być zupełnie w zgodzie z prawdą, trzeba przyznać, że sam wierzchołek Orlicy – Vrchmezí – leży w Czechach, kilka metrów od granicy z Polską). Byliśmy już na niej  chłopcami kilka lat temu przy okazji wiosennego pobytu w Górach Stołowych (relacja tutaj), ale wtedy był ciepły maj, no a przy tym Sebuś nie wszedł sam, tylko został wniesiony w nosidle. Teraz odwiedzamy Orlicę w zupełnie innej scenerii, a Sebuś wchodzi honorowo na własnych nogach.

Wycieczka na Orlicę jest wymarzona dla rodzin z małymi dziećmi – szlak niedługi, wygodny i łagodnie nachylony. Okolica Orlicy jest też świetnym punktem wypadowym dla narciarzy biegowych. Punkt startu naszej wycieczki znajduje się ok. 1,5 km od ostatnich wyciągów w Zieleńcu – trzeba wypatrzeć znaki zielone, odbijające na zachód od drogi. Wprowadzają one w leśną drogę – można tu wygodnie zostawić samochód. Parkujemy i ruszamy przez siebie. Cały czas mocno sypie śnieg, więc naciągamy kaptury na głowę. Droga pod górę to sielanka. Grześ chętnie pakuje się do sanek, trochę też idzie na własnych nóżkach, chłopcy ruszają z kopyta przed siebie. Po ok. 40 minutach wypatrujemy miejsce, gdzie trzeba opuścić szlak i skręcić w las. Z naszej ostatniej wycieczki pamiętamy, że sam wierzchołek Orlicy NIE znajduje się na znakowanym szlaku – trzeba odbić w lewo ścieżką w las w miejscu, gdzie szlak skręca o 90 stopni. Po 10 minutach będziemy na szczycie.

Punkt wyjścia zielonego szlaku

Zawierucha śniegowa niestraszna prawdziwym turystom!

Większość szlaku na Orlicę wiedzie wygodną leśną drogą.

Do szczytu już tylko kilkaset metrów.

Przy skręcie rozdzielamy się. Śnieg na nieznakowanej ścieżce jest nieudeptany i przepadający, a Grześ już zaczyna marudzić – R. z naszym najmłodszym turystą zarządza więc odwrót do samochodu, a M. z chłopcami wchodzą na samą górę. Przejście krótkiego odcinku nieznakowanej ścieżki jest z perspektywy M. dość męczące, bo przy każdym kroku noga lamie cienką lodową powłoczkę i  zapada się w śnieg. Dzieci mają lepiej – są lżejsze. Sebek nie zapada się prawie w ogóle, Tymo tylko co drugi krok. M. się męczy, a oni mają ubaw po pachy – mówią, ze w niezapadaniu się pomaga im moc rycerzy Jedi, a Mama jest po ciemnej stronie Mocy 🙂 . Ten odcinek wycieczki podoba im się chyba najbardziej.

Skręcamy w lewo w nieznakowaną leśną ścieżkę.

Przez chwilę idziemy przecinką graniczną.

Chłopcy siadają na małe co nieco, a M. próbuje zorientować się, gdzie dokładnie jest szczyt.

Jeszcze kilka kroków ścieżką przez urokliwy las.

Urządzamy sobie krótki postój na herbatę i małe co nieco przy słupku granicznym. Chłopcy mają dziką radość z chłodzenia herbaty czystym śniegiem. Potem jeszcze wyskakujemy na sam wierzchołek zrobić upamiętniające zdjęcia na szczycie do naszej dokumentacji Korony Gór Polski. Pierwsze zaskoczenie: obelisk na szczycie. Nie było go tutaj, jak byliśmy na Orlicy kilka lat temu. Obelisk został postawiony na jesieni 2012 dla upamiętnienia trzech ważnych postaci, które zdobyły wierzchołek Orlicy: cesarza Józefa II, Johna Quincy’ego Adamsa oraz najbliższego naszemu sercu Fryderyka Chopina. Kamień, na którym podczas naszej ostatniej wycieczki chłopcy wsuwali banana jest zupełnie zasypany śniegiem – aż trudno go teraz wypatrzeć.

I jesteśmy – na szczycie Orlicy (1084 m n.p.m.).

Na tym głazie poprzednio robiliśmy sobie odpoczynek – teraz ledwo wyróżnia się spod śniegu

Powrót mija nam błyskawicznie. Wycieczki ze starszakami to już sama przyjemność. R. zdecydowanie miał mniej sielankowo. Grześ marudził i nie chciał ani jechać na sankach, ani wsiąść do nosidła, ani iść na swoich nóżkach. W końcu zasnął kilka minut przed samochodem – najgorsza opcja z naszego punktu widzenia, bo mieliśmy nadzieję, że utnie sobie drzemkę w domku, a my będziemy mieli chwilę oddechu. No cóż, po raz kolejny to nasz dwulatek układa nam plan dnia 🙂 Mimo wszystko wycieczka była bardzo przyjemna. Orlica jest też godna polecenia jako cel przyjemnego zimowego spaceru, trzeba tylko mieć na uwadze to, że przy dużych śniegach nieznakowana ścieżka na szczyt może nie być przedeptana.

Pora na dół.

Drzewa pokrywa delikatny szron – było pięknie!

Nasz czas: 12:00-14:00, niecałe 200 m przewyższenia.

Po południu R. z chłopcami jadą na rekonesans do Zieleńca. Załatwiają lekcje na nartach na kolejny dzień, robią niezbędne zakupy, a na deser szaleją na jabłuszku na przywyciągowej górce. W tym czasie M. bawi się z Grzesiem z domku. R. sprawdza w Zieleńcu (…  hura, polski zasięg!) prognozy na kolejne dni – jutro ma być pogodnie, co tu zaplanować?

Nasz cel: Mostowice

26 grudnia 2016, poniedziałek

Cały dzień pada i mocno wieje, do 9 stopni

Kraczkowa-Mostowice

W Góry Orlickie ruszamy rano drugiego dnia Świąt. Żegnamy się z Babciami, Dziadkami i poświątecznie objedzeni pakujemy się do samochodu. To cud, że wszystko udało się wpakować do bagażnika.

Gotowi na podbój Sudetów!

Pierwsze 370 km, od Rzeszowa do wysokości Opola mkniemy autostradą A4. Co tu dużo mówić, bajka mimo pogody i zwiększającego się z biegiem dnia ruchu. Gramy w nasze rodzinne zabawy – inteligencję i wymienianie jak największej ilości rzeczy na daną literę, które udaje nam się wypatrzeć z okien samochodu. Chłopcy spisują się na medal. Nie korzystają ze swoich „mocy” (moc „Jamu” = Ja mu tego nie zrobiłem, moc „BoOn” (..zrobił to i to), moc „Noi (co z tego)” itp.). Grzesiek stara się bawić razem z nami, momentami rozbawiając całą rodzinę (samochód na h? – „ZABA!”) /żabki są ostatnio bardzo na topie/. Zatrzymujemy się raz w StopCafé, gdzie nawet udaje nam się (mimo drugiego dnia świąt) zjeść obiad. Po zjeździe z autostrady im dalej, tym jazda idzie bardziej opornie. I coraz ciemniej, i droga coraz gorsza. Z radością witamy Mostowice – naszą feryjną metę.

Mostowice

Mostowice to stara łańcuchowa wieś położona między Górami Bystrzyckimi i Orlickimi. Leży nad malowniczą graniczną rzeką Dzika Orlicą – dopływem Łaby. Do II wojny światowej była największą wsią regionu – funkcjonował tu niegdyś młyn wodny, browar, gorzelnia, tartak, wytwórnia zabawek i zapałek, a nawet jedyna w Prusach szlifiernia kamieni ozdobnych!. Tuż za mostem granicznym pyszniła się pokaźna gospoda z kilkudziesięcioma miejscami noclegowymi. Teraz trudno w to uwierzyć. Według naszego gospodarza obecnie w Mostowicach mieszka tylko … siedmiu stałych mieszkańców, a po dawnej gospodzie została tylko rzucająca się w oczy ruina.

Mostowice zaczynają się zaraz za polską granicą. Na drugim planie – ruiny dawnej gospody.

 

Mostowice leżą w dolinie Dzikiej Orlicy – jednym z bardziej urokliwych miejsc w Górach Orlickich

Dzika Orlica należy do zlewiska Morza Północnego.

Dzika Orlica równie pięknie prezentuje się zimą co latem.

Jedną nogą w Polsce, drugą w Czechach.

Obecnie jedynym świadkiem dawnej świetności Mostowic jest późnobarokowy kościół pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Świątynia powstała pod koniec  XVIII w. Z tego samego okresu pochodzi też obraz w ołtarzu głównym i stojąca przed wejściem rzeźba św. Jana Nepomucena. Kiedyś na tyłach kościoła znajdował się – jak nam się wydaje – niemiecki cmentarz. Obecnie większość nagrobków jest poniszczona i ustawiona pod rozsypującym się kamiennym murkiem. Spod śniegu i trawy wystają dawne niemieckie napisy. Jak się ogląda to miejsce, ma się ciarki na plecach.

Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Mostowicach

Późbobarokowa świątynia powstała pod koniec XVIII w.

Z tego samego okresu pochodzi obraz w ołtarzu głównym

…i figura św. Jana Nepomucena, stojąca przed głównym wejściem do świątyni.

Tablica upamiętniająca Niemców, którzy zginęli w okresie I wojny światowej.

Na tyłach świątyni znajdował się kiedyś – jak przypuszczamy – niemiecki cmentarz.

Dziś po danych nagrobkach zostały tylko ślady

Zachowane tablice nagrobne poukładano pod kamiennym murkiem okalającym świątynię.

W większości są bardzo zniszczone.

Stare niemieckie napisy wystają spod śniegu

Tuż obok rozsypujący się murek

Mieszkamy w apartamentach Dzika Orlica. Nasze lokum jest miłe, ciepłe i czyste, ale niezbyt duże, co wymaga od nas doskonałej organizacji przy rozpakowywaniu. Domek jest miło usytułowany tuż przy granicznej rzece Dzika Orlica. Do Czech mamy rzut beretem – pieszo 2 minuty do granicznego mostu. Jedyny minus tej lokalizacji to zasięg komórkowy – dociera tutaj tylko czeski sygnał, więc chcąc nie chcąc, funkcjonujemy na roamingu.

Po przeciwnej stronie rzeki mamy Czechy.

Do Czech chodzimy na lodowe ślizgawki.

Taaaaakiej ślizgawy jeszcze nie widzleliśmy!

Z przodu Mostowice, tuż za nimi Orlickie Zahori.

Nasz czas: Rzeszów-Mostowice, 10:00-16:30, ok. 500 km

Góry Orlickie i Bystrzyckie i okolice, 2016.12/2017.01

Góry Orlickie i Bystrzyckie,
czyli co robić zimą w okolicy Zieleńca, jeśli nie jeździ się na nartach 🙂

Gdy mówisz „góry”, większość osób myśli „Tatry”. W Sudetach? – Karkonosze, no może jeszcze Góry Stołowe. Gdy powiemy, że wyjeżdżamy w Góry Orlickie i Bystrzyckie, większość osób popatrzy na nas dziwnym wzrokiem. To zadziwiające, wziąwszy pod uwagę, jak wiele atrakcji turystycznych oferują te pasma, zwłaszcza dla rodzin z dziećmi! Szczyty nie są skaliste, a odległości na szlakach niewielkie. W sam raz dla małych turystów i dla tych starszych poszukujących spokoju i ciszy. Wokół gęsta sieć tras narciarstwa biegowego. Dla narciarzy zjazdowych w sezonie otwiera swoje podwoje słynny Zieleniec – idealne miejsce na naukę jazdy na nartach dla całej rodziny. Dla miłośników architektury i starych zabytków techniki te okolice to wyjątkowo łakomy kąsek. Pięknie zachowane Kłodzko i Bystrzyca Kłodzka, unikatowa w skali Europy 400-letnia papiernia w Dusznikach-Zdroju, stare kopalnie, urokliwe uzdrowiska. Na pograniczu Gór Orlickich i Bystrzyckich spędzamy 11 dni na przełomie 2016 i 2017 r. W naszej relacji proponujemy (jak zazwyczaj) nie model ski i after-ski, ale sprawdzony i gorąco polecany ski i before ski :). Sztucznie oświetlone trasy pozwalają na szusowanie wieczorem – zimowe dni są zbyt piękne, by spędzać je na wyciągu. Lepiej wybrać się na ośnieżony szlak lub odwiedzić któryś z okolicznych zabytków. Na pewno nie będziecie żałować!

Relacje z poszczególnych wycieczek poniżej:

Dzień 1. Nasz cel: Mostowice

Dzień 2. Wejście na Orlicę – najwyższy polski szczyt Gór Orlickich

Dzień 3. Wypad w Góry Stołowe – do schroniska PTTK „Na Szczelińcu”

Dzień 4. Torfowisko pod Zieleńcem

Dzień 5. Śladami betonowej granicy na Anenský Vrch, czyli dawne czechosłowackie fortyfikacje w Górach Orlickich

Dzień 6. Do jaskini Solna Jama w Górach Bystrzyckich; ruiny zamku Szczerba

Dzień 7. Masarykova Chata – czeski symbol Gór Orlickich

Dzień 8. Kłodzko – Twierdza Kłodzka i starówka

Dzień 9. Strażnik Wieczności – kto nie przestraszy się Drogi Wieczność i Drogi Wielkiego Strachu?

Dzień 10. Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju i rewelacyjne warsztaty czerpania papieru

Dzień 11. Zimowy spacer do schroniska „Pod Muflonem”

Dyskretny urok Gór Bystrzyckich

Dzień 12. Królewskie miasto – Bystrzyca Kłodzka, a po południu – Zieleniec i okolice

Figura św. Jana Nepomucena nad Bystrzycą Łomnicką.

 

Z Kuźnic na Halę Kondratową

Niedługa wycieczka, bez ostrych podejść i trudności technicznych. Trasa łatwa do przejścia niezależnie od pogody. Warto zahaczyć też o Kalatówki, a rodzinki z młodszymi pociechami mogą spokojnie ograniczyć wycieczkę do odcinka Kuźnice – Kalatówki. Też będzie co wspominać, a smaczne zestawy obiadowe w Hotelu na Kalatówkach po takim spacerku szybko znikną z talerzy 😉 Continue reading