Czarnogóra część II – Durmitor, powrót na Promorje i Lovćen

28 sierpnia 2013, środa

Cały dzień to słońce, to przelotne opady, od 12 stopni na wysokości 1900 m do 24 stopni na nizinach

PN Durmitor w pigułce

Niestety, ze względów zdrowotnych nie mogliśmy w tym roku porządnie pochodzić po górach, więc z łezką w oku nie zaplanowaliśmy wyprawy na najwyższy szczyt Durmitoru – Bobotov Kuk (2523 m n.p.m.). Ale ta sytuacja miała też dobre strony – inaczej wybralibyśmy się na jakąś trasę-siekierę na 15 godzin i dziko gnalibyśmy do przodu, a tak to mogliśmy spędzić czas na spokojnych spacerach i postojach połączonych z podziwianiem widoków. A w Durmitor (i w inne pasma Czarnogóry) na pewno jeszcze wrócimy – to piękne góry, niezbyt trudne, idealne do wycieczek ze szkolnymi dziećmi.

Rano odmeldowujemy się z hotelu i podjeżdżamy do centrum niewielkiego Žabljaka. To najwyżej położone na Bałkanach miasto (powyżej 1400 m) jest świetnym punktem wypadowym w masyw Durmitoru. Są tu głównie hotele i kwatery (nastawione chyba zwłaszcza na sezon zimowy), kilka sklepów i restauracji. Budynki w większości nowe lub poodnawiane, kolorowe drogowskazy wskazują drogę na szlaki – widać, że rejon intensywnie rozwija się turystycznie, choć oczywiście stopnia komercjalizacji Žabljaka nie da się nawet porównać z naszym Zakopanem. Podjeżdżamy do siedzimy parku i kupujemy mapę Durmitoru – ta inwestycja jest na wagę złota, bo w Polsce górskie mapy Czarnogóry były nie do dostania. Po krótkim przestudiowaniu trasy decydujemy się na przyjemny spacer z żelaznego repertuaru przeciętnego žabljackiego turysty. Obchodzimy niewielkie, ale urokliwe Crno Jezero, po czym robimy spacer do Zmijinjego Jezera i wracamy z powrotem na parking. Cały wypad (spokojnym tempem z postojami) zajmuje nam ok. 3 godzin. Na trasie spotykamy niewielu turystów (może to przez niezachęcającą pogodę), jest spokojnie i miło. Zaskakuje nas wysoki stopień podobieństwa roślinności do tej znanej z naszych polskich szlaków, nawet temperatura powietrza jest jakaś taka „polska” – termometr wskazuje zaledwie kilkanaście stopni. To zadziwiające, jak bardzo zróżnicowany może być tak mały kraj jak Czarnogóra – mamy jeszcze w pamięci przedwczorajszą spiekotę i drzewa cytrusowe na wybrzeżu.

Žabljak z samochodu.

Žabljak z samochodu.

Park Narodowy Durmitor.

Park Narodowy Durmitor.

Siedziba PN Durmitor.

Siedziba PN Durmitor.

Crno Jezero, PN Durmitor.

Crno Jezero, PN Durmitor.

Crno Jezero, PN Durmitor.

Crno Jezero, PN Durmitor.

Crno Jezero, PN Durmitor.

Crno Jezero, PN Durmitor.

Park Narodowy Durmitor.

Park Narodowy Durmitor.

Na pożegnanie masywu Durmitor decydujemy się jeszcze przejechać  wysokogórską drogą, przez przełęcz pod szczytem Sedlena Greda, wznoszącą się na poziom ponad 1900 m n.p.m. (przejażdżka jednocześnie ma służyć jako rekonesans przed przyszłą wyprawą na Bobotov Kuk szlakiem z przełęczy). Nie zniechęcają nas pomruki burzy, pierwsze krople deszczu i kłębiące się chmury, R. odważnie rusza wąską i krętą drogą pod górę. Sam przejazd oczywiście wymaga ogromnej uwagi i wprawy, zwłaszcza podczas mijania się z samochodami jadącymi z naprzeciwka – jest wąsko, przepaściście, na drodze spotyka się kamienie, trzeba się też rozmijać z krowami i owcami (widzimy też stado koni). Mimo to w porównaniu z trasą  z Virpazaru do Rijeki Crnojevićy jedzie się z mniejszą dawką adrenaliny  – droga jest poprowadzona przez płaskowyż i wziąwszy pod uwagę wysokość n.p.m., ma stosunkowo mało zakrętów. Trasa jest niezmiernie widokowa – stwierdzamy, że to jedna z najpiękniejszych dróg, jakimi kiedykolwiek przyszło nam jechać. Aż trudno wybierać kadry na kolejne migawki. Podczas końcowego fragmentu (kręty przejazd tunelami aż pod stopy rzeki Piva) M. nawet robi krótki filmik dla chłopaków – na pewno by im się podobało. Polecamy przejechanie tą trasą wszystkim po operacjach ortopedycznych – chi chi – to namiastka przejścia wysokogórskiego szlaku i wspaniała możliwość liźnięcia krasowego masywu Durmitoru.

PN Durmitor z okien samochodu.

PN Durmitor z okien samochodu.

Dzień dobry paniom.

Dzień dobry paniom.

Przełęcz pod szczytem Sedlena Greda.

Przełęcz pod szczytem Sedlena Greda.

Widok z przełęczy pod szczytem Sedlena Greda.

Widok z przełęczy pod szczytem Sedlena Greda.

Zjazd w kierunku Pivskiej Planiny.

Zjazd w kierunku Pivskiej Planiny.

Wyjeżdżamy poza granicę PN Durmitor.

Wyjeżdżamy poza granicę PN Durmitor.

Zjazd w kierunku Pivskiej Planiny.

Zjazd w kierunku Pivskiej Planiny.

Zjazd w kierunku Pivskiej Planiny.

Zjazd w kierunku Pivskiej Planiny.

Pivska Planina.

Pivska Planina.

Pivska Planina.

Pivska Planina.

A Pani dokąd.

A Pani dokąd.

Czarnogórskie tunele.

Czarnogórskie tunele.

Znajdź wyjście z tunelu.

Znajdź wyjście z tunelu.

W tunelu może być nawet skrzyżowanie.

W tunelu może być nawet skrzyżowanie.

Po zjechaniu z tej emocjonującej trasy zatrzymujemy się na chwilę, by utrwalić na fotografii spiętrzone przez zaporę wody Pivy – ten piękny kolor wody i góry dookoła – poezja.

Pivsko Jezero.

Pivsko Jezero.

Pivsko Jezero.

Pivsko Jezero.

Pivsko Jezero.

Pivsko Jezero.

Wracając do naszej podstawowej mety, na śródziemnomorskie Primorje, rozmawiamy o tym, że ten, kto poprzestał tylko na plażowaniu na czarnogórskim wybrzeżu, nie poznał całego oblicza kraju – wyprawa na północ pokazuje ogromną różnorodność Czarnogóry – w ciągu jednego dnia można odbyć wysokogórską wycieczkę, zmarznąć i zmoknąć, a wieczorem kąpać się w ciepłych wodach Adriatyku, spoglądając na śródziemnomorską roślinność. Na północy jest też dużo mniej turystów, a kraj wydaje się bardziej autentyczny – komercja jeszcze tu nie dotarła.

Dopełnieniem dzisiejszego dnia, zdominowanego do tej pory przez piękną przyrodę, jest wizyta w XVII-wiecznym Monasterze Ostrog – jednym z najważniejszych miejsc dla bałkańskiego prawosławia. Zaczynamy od emocjonującego (zjazd z głównej szosy Nikšić-Podgorica) 10-kilometrowego podjazdu po stromych stokach Prekornicy. Wąsko, kręto, przepaściście – wszystko byłoby pięknie gdyby nie ten sznur samochodów nadjeżdżających z naprzeciwka. Emocje towarzyszące wymijaniu się z autami z przeciwnego kierunku były w kilku miejscach porównywalne ze skokiem na bungee – w każdym razie M. wolałaby cały ten odcinek honorowo przejść na własnych nogach niż pokonać go za kierownicą, za to R. był niezrównany i z miną pokerzysty zajechał na sam górny parking. W całym obszarze monasteru wzmożony ruch turystyczny, głównie o charakterze pielgrzymkowym. Wierni przybywają tu, by czcić uzdrawiające relikwie św. Wasyla. Na nas największe wrażenie robi jednak wkomponowanie górnego monasteru w skały Prekornicy – samo przebywanie w tym miejscu jest dla nas jak modlitwa. Oglądamy budynek konaku oraz cały kompleks monasteru razem z dwiema cerkwiami-kaplicami: Świętego Krzyża i Zaśnięcia Bogurodzicy (pokrytą pięknymi XVII-wiecznymi freskami). Wizyta w monasterze Ostrog jest wspaniałym przeżyciem, zarówno duchowym, jak i estetycznym.

Wejście do Monasteru Ostrog (XVII w).

Wejście do Monasteru Ostrog (XVII w).

Budynek konaku.

Budynek konaku.

Monaster Ostrog (XVII w).

Monaster Ostrog (XVII w).

Widok- modlitwa.

Widok- modlitwa.

Dolny Monaster Ostrog - cerkiew.

Dolny Monaster Ostrog – cerkiew.

Monaster Ostrog (XVII w) wbity w zbocza Prekornicy.

Monaster Ostrog (XVII w) wbity w zbocza Prekornicy.

W domu jesteśmy dopiero po 20:00 i po raz kolejny błogosławimy decyzję o wykupieniu dodatkowego noclegu w Žabljaku.

Pod koniec dnia M. wychwala umiejętności kierowcy R. – sama za żadne pieniądze nie wybrałaby się na przejażdżkę dla przyjemności takimi drogami jak dziś:)

 

29 sierpnia 2013, czwartek

Pięknie i ciepło, do 32 st., w dzień chwilami trochę chmur dających przyjemny cień

Cudowny dzień na Primorju

Po dwóch dniach spędzonych w podróży dookoła kraju postanawiamy dzisiaj zwiedzić najbliższe okolice. Zaczynamy od turystycznej wizytówki Czarnogóry – wyspy Sveti Stefan. To zbudowana w XV w. na wyspie niewielka twierdza z kamiennymi domkami otoczonymi murami. Tutaj przed wiekami chronili się przed Turkami i korsarzami mieszkańcy okolicznych miejscowości. Obecnie (od lat 50. XX w., gdy wysiedlono tutejszą ludność) cała wyspa to właściwie jeden bardzo ekskluzywny hotel i zwykli śmiertelnicy nie mają tam wstępu. Na szczęście patrzeć nikt nie zabrania, więc zatrzymujemy się na głównej szosie i urządzamy sobie spacer w dół w stronę tutejszej plaży. O ile widoki z szosy i z plaży są naprawdę piękne, o tyle sama plaża to nic ciekawego, więc miejscowość nie jest warta zatrzymania się na dłużej. Zdjęcie stąd to jednak obowiązkowy punkt programu (przy szosie zatrzymują się w tym celu całe autobusy z turystami…)

Czarnogórskie wybrzeże.

Czarnogórskie wybrzeże.

Wyspa Sveti Stefan - turystyczna wizytówka Czarnogóry.

Wyspa Sveti Stefan – turystyczna wizytówka Czarnogóry.

Wyspa Sveti Stefan - turystyczna wizytówka Czarnogóry.

Wyspa Sveti Stefan – turystyczna wizytówka Czarnogóry.

Wyspa Sveti Stefan - turystyczna wizytówka Czarnogóry.

Wyspa Sveti Stefan – turystyczna wizytówka Czarnogóry.

Wyspa Sveti Stefan - turystyczna wizytówka Czarnogóry.

Wyspa Sveti Stefan – turystyczna wizytówka Czarnogóry.

Lekko zdyszani po podejściu z plaży (kilkaset metrów po schodkach w upale daje nieźle popalić) ruszamy w stronę Baru, podziwiając po drodze widoki na kolejne malownicze zatoczki z plażami – im dalej na południe, tym mniej skomercjalizowane. Główny cel naszej dzisiejszej wycieczki to Stary Bar, niezamieszkana, zrujnowana starówka. To miejsce jest po prostu magiczne, a przy tym nadzwyczaj spokojne (przez godzinę mijamy się tylko z kilkunastoma osobami, głównie Polakami z grupy, która przyjechała tu autokarem). Miasto zbudowane na kamiennym wzgórzu w XIV w. (choć osada istniała tu od ok. VI w.) od drugiej połowy XIX w. pozostaje w ruinie. Dzieło zniszczenia z czasów wojny rosyjsko-tureckiej dokończyło trzęsienie ziemi w 1979 r. Ale może właśnie dzięki temu, że miasto nie zostało odbudowane, jest dzisiaj tak atrakcyjne.

Przez godzinę spacerujemy, obchodząc każdy zakątek ruin, wśród których są kościoły, cerkwie, pałace, domy, ale też twierdza zbudowana na miejscu dawnego pałacu biskupiego. Z jej murów można podziwiać widok na ruiny oraz rozciągające się u ich stóp miasto z wieżami minaretów i krzyżami cerkwi (w Barze wspaniale widać przenikanie się kultur), port i otaczające miasto góry.

Stary Bar - wymarłe miasto.

Stary Bar – wymarłe miasto.

Mury Starego Baru.

Mury Starego Baru.

Stary Bar - wymarłe miasto.

Stary Bar – wymarłe miasto.

Zaglądamy w różne zakamarki.

Zaglądamy w różne zakamarki.

Stary Bar - wymarłe miasto.

Stary Bar – wymarłe miasto.

O... jeszcze tu można wejść.

O… jeszcze tu można wejść.

Czy to była brama...

Czy to była brama…

Wystawa detali architektonicznych w dawnym magazynie prochu.

Wystawa detali architektonicznych w dawnym magazynie prochu.

Twierdza w Starym Barze.

Twierdza w Starym Barze.

Twierdza w Starym Barze.

Twierdza w Starym Barze.

Widoki z murów twierdzy w Starym Barze.

Widoki z murów twierdzy w Starym Barze.

Fragment ściany twierdzy zatrzymał się w dziwnej pozie...

Fragment ściany twierdzy zatrzymał się w dziwnej pozie…

Twierdza w Starym Barze.

Twierdza w Starym Barze.

Akwedukt.

Akwedukt.

Widać nawet pozostałości fresków.

Widać nawet pozostałości fresków.

A tuż obok stoi meczet.

A tuż obok stoi meczet.

Dookoła piękne góry.

Dookoła piękne góry.

A u stóp dzisiejszy Bar.

A u stóp dzisiejszy Bar.

Po tym uspokajającym spacerze zatrzymujemy się na obiad w Konobie Kula na przyjemnym tarasiku pod murami miejskimi. Po raz kolejny doceniamy walory czarnogórskiej kuchni: zajadamy się paprykami faszerowanymi serem i wsuwamy pizzę z warzywami, za wszystko płacimy niecałe 15 Euro (a gratis dostajemy jeszcze pyszne melony, arbuzy i winogrona!). Mniam!

Po południu, posileni kawą i winogronami kupionymi w barskim markecie (skąd przywieźliśmy też na pamiątkę czarnogórskie wina Vranac), ruszamy na spacer do starego miasta w Budvie. Spragnieni ruchu, rezygnujemy z podjazdu samochodem pod budwiańską starówkę, wolimy pieszo pokonać te pięć kilometrów (w jedną stronę). Większą część trasy wiedzie przyjemnymi promenadami wzdłuż plaży w Bečići, a następnie w Budvie. Niestety, nie znajdujemy tunelu, którym kiedyś podobno można było pokonać dzielący obie miejscowości półwysep. Prawdopodobnie został on zlikwidowany przez ogromną inwestycję deweloperską, zajmującą połowę półwyspu… Z bólem serca patrzymy, jak każdy fragment ziemi w tej okolicy zajmowany jest przez kolejne, zwykle coraz większe hotele i apartamentowce… Na pewno okolice Budvy to nie jest miejsce na wakacje dla osób pragnących kontaktu z dziką przyrodą (my wybraliśmy te okolice na bazę wypadową ze względu na dobre połączenie drogowe z resztą kraju). Niewątpliwie jednak plaże są przyjemne, a dookoła pełno atrakcji, więc ci, którym nie przeszkadza wielkomiejski gwar, będą zapewne zadowoleni.

Idąc wzdłuż plaży, bardzo często słyszymy język rosyjski –  widać, że dużo Rosjan wybiera te okolice na swoje wakacje. Język polski też słychać dość często, szczególnie na samej starówce. Tutejsze stare miasto, w przeciwieństwie do otaczającej je gwarnej Budvy, jest (przynajmniej o tej porze – około 18:00) oazą spokoju. Przyjemnie jest błądzić wąskimi uliczkami w poszukiwaniu miejsca na wypicie mrożonej kawy. Zatrzymujemy się w tym celu w przyjemnie położonej na Starogradskim Trgu restauracji. Słone ceny osładza nam widok na katedrę św. Jana i Dwór Biskupi i najlepsza miejscówka na „ławce-huśtawce”. Po chwili przyjemnego odpoczynku oglądamy jeszcze cerkiew św. Trójcy (XIX w.) oraz dwie maleńkie średniowieczne świątynie – cerkiew św. Sawy i kościół sv. Maria in Punta. Na dłużej zatrzymujemy się na murach cytadeli, z których roztaczają się o tej porze przepiękne widoki na dachy starówki, otaczające góry i Adriatyk z wynurzającą się z niego wyspą sv. Nikola (z widocznym stąd skośnym układem warstw skalnych). To wszystko w promieniach zachodzącego słońca… – po prostu BAJKA! Niestety każda przyjemność kiedyś się kończy, więc ruszamy w powrotną drogę, tym razem wzdłuż pustoszejących już plaż. Dochodzimy do naszego Bečići ok. 19:30, cały spacer zajął nam niespełna trzy i pół godziny i wymagał pokonania koło 10 km w obie strony (nie licząc krążenia po starówce).

Na plaży w Bečići.

Na plaży w Bečići.

W Budvie można kupić naprawdę świeżą rybkę.

W Budvie można kupić naprawdę świeżą rybkę.

Starówka w Budvie.

Starówka w Budvie.

Mury starego miasta w Budvie.

Mury starego miasta w Budvie.

Katedra św. Jana i Dwór Biskupi.

Katedra św. Jana i Dwór Biskupi.

Ceriew św. Trójcy (XIX).

Ceriew św. Trójcy (XIX).

Średniowieczna cerkiew św. Sawy.

Średniowieczna cerkiew św. Sawy.

Wchodzimy do cytadeli.

Wchodzimy do cytadeli.

Spojrzenie na wyspę Sv. Nikola.

Spojrzenie na wyspę Sv. Nikola.

Budviańska starówka z murów cytadeli.

Budviańska starówka z murów cytadeli.

Średniowieczne świątynie i nowoczesne miasto.

Średniowieczne świątynie i nowoczesne miasto.

Zachód słońca w Bečići.

Zachód słońca w Bečići.

 

30 sierpnia 2013, piątek

Niewielkie zachmurzenie, 26 stopni

Na dzień pożegnalny wybieramy wyprawę do serca Czarnogóry – do mauzoleum czarnogórskiego XIX-wiecznego władyki, Njegoša, na szczycie Jezerskiego Vrhu w masywie Lovćenu oraz do dawnej stolicy Czarnogóry, Cetinja. Nasza wycieczka pozwala poczuć ducha czarnogórskiej państwowości, a przy tym obfituje w przepiękne widoki – w sam raz na pożegnanie Czarnogóry.

W masyw Lovćen wjeżdżamy drogą od strony Cetinja. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze w miejscowości Brajići, gdzie podchodzimy krótkim szlakiem do ruin zamku usytuowanego malowniczo na skalistym zboczu ponad Adriatykiem. Wycieczka – tylko skrótowo wspominana w przewodnikach – jest ogromnie atrakcyjna i ze wszech miar warta polecenia głownie ze względu na fantastyczne widoki rozciągające się spod ruin na fragment wybrzeża od Świętego Stefana po Budvę. Do tego spokój i zero ludzi – bajka.

Wybrzeże Adriatyku w okolicy Budvy.

Wybrzeże Adriatyku w okolicy Budvy.

Starówka w Budvie.

Starówka w Budvie.

Okolice wyspy Sv. Stefan z drogi do Cetinje.

Okolice wyspy Sv. Stefan z drogi do Cetinje.

Jeszcze jedno spojrzenie na wyspę Sveti Stefan.

Jeszcze jedno spojrzenie na wyspę Sveti Stefan.

Plaże Bečići i Budvy spod ruin zamku w Brajići.

Plaże Bečići i Budvy spod ruin zamku w Brajići.

Ruiny zamku w Brajići.

Ruiny zamku w Brajići.

Malownicza dróżka spod ruin zamku w Brajići.

Malownicza dróżka spod ruin zamku w Brajići.

Po krótkiej przerwie ruszamy już prosto do Parku Narodowego Lovćen. Wbrew naszym obawom droga wjeżdżająca od tej strony na Jezerski Vrh jest dość szeroka i mimo serpentyn nie sprawia większego kłopotu. Jezerski Vrh jest najwyższym dostępnym dla turystów szczytem masywu i rozciąga się z niego piękna panorama od Durmitoru po Adriatyk, z Cetinje malowniczo wciśniętym między góry. Tym, co przyciąga tu najwięcej turystów, jest jednak mauzoleum Njegoša – czarnogórskiego władyki i autora jednego z najważniejszych dla świadomości narodowej Czarnogórców dzieł – poematu epickiego Górski wieniec. Parkujemy na niewielkim parkingu, po czym podchodzimy ok 15 min na szczyt. Ostatni fragment wiedzie betonowymi schodami (a wydaje się, że schody zostaną dociągnięte aż na sam parking – obecnie cały teren mauzoleum jest obstawiony rusztowaniami i intensywnie renowowany) i tunelem wydrążonym w skale (na czas remontu tunel zamknięty, wchodziliśmy na szczyt schodkowym obejściem z boku). W naszych parkach narodowych takie posunięcie byłoby chyba nie do pomyślenia… Na szczycie oglądamy mauzoleum Njegoša – wejścia strzegą Czarnogórki-Kariatydy, wewnątrz znajduje się imponujący rozmiarem pomnik władyki siedzącego pod pozłacanym sklepieniem, a w krypcie znajdującej się 4 m niżej jest usytuowany jego grób. Po obejrzeniu mauzoleum przechodzimy na platformę widokową na drugiej stronie szczytu, po czym wracamy do samochodu.

Park Narodowy Lovćen - widok na Štirovnik (1749).

Park Narodowy Lovćen – widok na Štirovnik (1749).

Wchodzimy na Jezerski Vrh.

Wchodzimy na Jezerski Vrh.

Mauzoleum Njegoša na Jezerskim Vrhu (1660).

Mauzoleum Njegoša na Jezerskim Vrhu (1660).

Kariatydy strzegą grobu Njegoša.

Kariatydy strzegą grobu Njegoša.

Wnętrze mauzoleum.

Wnętrze mauzoleum.

Krypta z grobem władyki.

Krypta z grobem władyki.

Po drugiej stronie Jezerskiego Vrhu... chwila odpoczynku.

Po drugiej stronie Jezerskiego Vrhu… chwila odpoczynku.

Góry w PN Lovćen ze szczytu Jezerskiego Vrhu.

Góry w PN Lovćen ze szczytu Jezerskiego Vrhu.

Spojrzenie z Jezerskiego Vrhu na Cetinje.

Spojrzenie z Jezerskiego Vrhu na Cetinje.

Czas schodzić...

Czas schodzić…

Następny punkt programu to Cetinje. Po spojrzeniu na mapę decydujemy się pojechać tam okrężną drogą – zjechać z Jezerskiego Vrhu w stronę Kotoru, a dopiero potem skręcić na Cetinje. Mimo zdecydowanie gorszej jakości drogi i obiektywnie większych trudności dla kierowcy wariant ten jest godny polecenia z uwagi na fantastyczne widoki rozciągające się z drogi na Bokę Kotorską od Tivatu po Kotor. To jedne z najpiękniejszych widoków, jakie oglądaliśmy w Czarnogórze.

Widoki na Bokę Kotorską ze zboczy masywu Lovćen.

Widoki na Bokę Kotorską ze zboczy masywu Lovćen.

Widoki na Bokę Kotorską ze zboczy masywu Lovćen.

Widoki na Bokę Kotorską ze zboczy masywu Lovćen.

Po widokowej części wycieczki zajeżdżamy na parking w Cetinju. Dawna stolica kraju ma charakter raczej prowincjonalny, ale przez to właśnie zachowuje swój urok, a zwiedzanie jej nie męczy. Podchodzimy na główny plac miasta, Trg Kralja Nikole, na którym odnajdujemy dwór Njegoša (XIX w.), pomnik gospodara Ivana Crnojevicia, założyciela Cetinja (XV w.) oraz budynek Muzeum Państwowego mieszczącego się w dawnym pałacu Króla Mikołaja (XIX/XX w.). Teraz czas na obiad – jemy w niedrogiej, sympatyczniej restauracyjce. Po obiadku zwiedzania ciąg dalszy. Odnajdujemy kilka budynków dawnych ambasad pamiętających dawną świetność kraju oraz podchodzimy pod XV-wieczną pasterską cerkiew (Vlaška crkva), przed którą stoją dwie bogomilskie stećki z widocznymi jeszcze reliefami. Na koniec podchodzimy pod ważny dla duchowości Czarnogórców monaster cetinjski – dawną siedzibę władyków (pierw. XV, ob. pocz. XX w.) i wchodzimy na wzgórze Orlov Krš z grobem Daniły I (XVII/XVIII w.), założyciela jednej z najważniejszych czarnogórskich dynastii. Roztacza się stąd piękny widok na Cetinje i masyw Lovćen ze szczytem Jezerskiego Vrhu. Teraz już prosto do samochodu. Schodząc ze wzgórza, zauważamy na drzewie drewnianą budkę wielkością przypominającą tę dla psa, a wyglądem – tę dla ptaków. Pękamy ze śmiechu i zachodzimy w głowę, jaka kukuła-gigant może tutaj mieszkać.

Dwór władyki (Biljarda), obecnie Muzeum Njegoša w Cetinje.

Dwór władyki (Biljarda), obecnie Muzeum Njegoša w Cetinje.

Trg Kralja Nikole, w tle dawny pałac króla Mikołajja.

Trg Kralja Nikole, w tle dawny pałac króla Mikołajja.

Dawna ambasada Wielkiej Brytanii.

Dawna ambasada Wielkiej Brytanii.

Vlaška crkva w Cetinje.

Vlaška crkva w Cetinje.

Stećka - kamień nagrobny Bogomiłów ze śladami reliefów.

Stećka – kamień nagrobny Bogomiłów ze śladami reliefów.

Dawna ambasada Francji.

Dawna ambasada Francji.

Vladin Dom, dawny parlament, obecnie muzeum.

Vladin Dom, dawny parlament, obecnie muzeum.

Monaster centijski, była siedziba władyków.

Monaster centijski, była siedziba władyków.

Grób Daniły I na wzgórzu Orlov Krš.

Grób Daniły I na wzgórzu Orlov Krš.

Grób Daniły I na wzgórzu Orlov Krš.

Grób Daniły I na wzgórzu Orlov Krš.

Widok na Cetinje ze wzgórza Orlov Krš.

Widok na Cetinje ze wzgórza Orlov Krš.

A dla kogo ta budka na drzewie...

A dla kogo ta budka na drzewie…

Po powrocie do Bečići czeka już nas tylko pakowanie. Przed tą niewątpliwą przyjemnością wybieramy się jeszcze na miłe pożegnanie z Adriatykiem – przedwieczorną kąpiel na naszej plaży. Wieczorem już tylko pakowanie i zdjęcia przy czarnogórskim winku.

 

30 sierpnia 2013, sobota

Bečići-Kraczkowa, ok. 1600 km, 01:50-1:00, niemal doba jazdy- mordęga

W nocy nie bardzo możemy już spokojnie spać, więc − obawiając się korków na autostradach w Chorwacji − wstajemy z łóżek i już przed drugą jesteśmy w drodze.

Przez Czarnogórę jedzie się wolno (nie chcemy ryzykować czekania na prom w środku nocy, więc objeżdżamy Bokę Kotorską samochodem) – na takiej drodze nie można poszaleć – ale jakoś to idzie. Ku naszemu zaskoczeniu wita nas kolejka na granicy. Sznur samochodów przesuwa się jakby chciał a nie mógł, a my się frustrujemy. Najpierw kolejka do czarnogórskiego, a potem – do chorwackiego okienka. Wreszcie udaje nam się przejechać, choć cała atrakcja zajmuje nam – bagatela – półtorej godziny.

Po 3 godzinach jazdy po chorwackich jednopasmówkach wreszcie wjeżdżamy na autostradę. Zagęszczenie samochodów jest niesamowite – parkingi zatłoczone, problemy z wepchnięciem się na lewy pas, kolejka przy okienku na zjeździe. Ale ogólnie rzecz biorąc, jedzie się. Nie licząc małego stresa spowodowanego kolejnym błędem naszej samochodowej elektroniki ( „depollution system faulty” skutkujące redukcją do połowy mocy naszego auta, co w dzisiejszych warunkach drogowych z pewnością nie jest rozwiązaniem komfortowym), posuwamy się do przodu bez większych problemów.

Staramy się przede wszystkim jechać. Zatrzymujemy się tylko na skorzystanie z toalety i dalej przed siebie. Dłuższy postój zarządzamy tylko jeden  – w smacznej restauracji na Węgrzech. A potem już mordownia na całego. Jeszcze na Węgrzech robi się ciemno, na Słowacji już ledwo żyjemy  – ratujemy się krótkim postojem na kawie w Preszowie. Ostatni odcinek przez Polskę pokonujemy chyba siłą woli.

Po spędzeniu niemal doby w samochodzie dochodzimy do wniosku, że pokonanie tak dużego dystansu w jeden dzień nie jest do powtarzania – co zrobić, skoro tak trudno było nam zrezygnować z tego dodatkowego dnia w Czarnogórze.

Wracamy zmęczeni, ale pełni wrażeń i przekonani, że Bałkany będą celem jeszcze nie jednej naszej wyprawy.