Dolomity, dzień 8. Szczyt Roda di Vaél w masywie Catinaccio.

26 sierpnia 2016, piątek

Piękna słoneczna pogoda jak wczoraj, ale dziś już od południa pojawiają się chmurki

Roda di Vaél

Rano wstajemy z łózka i – ojojoj – mamy wrażenie, jak byśmy cały wczorajszy dzień chodzili po drabinach w górę i w dół, w górę i w dół. Ale dlaczego?:) Cóż, pora na dzień kondycyjny. Na rozruszanie pamiątek z Marmolady wybieramy trasę niezbyt trudną i niezbyt długą, za to oferującą piękne widoki – szczyt Roda di Vaél (2806 m n.p.m.) w masywie Catinaccio.

Rano podjeżdżamy samochodem do miejscowości Carezza. Dolina Val di Fassa jest upstrzona miejscowościami wypoczynkowymi, 9:00 dopiero, a ruch turystyczny szalony. Kampery, motocykliści, rowerzyści, drogi przez miejscowości wąziutkie, chodników miejscami brak. Jedziemy i jedziemy, przestój za przestojem, jakoś opornie nam to idzie. Urozmaiceniem nużącego dojazdu są obie płyty zespołu Lilly hates roses, przypominające trochę soundtrack do filmu Once i niezwykle miłe dla ucha. Na wyciąg wsiadamy dopiero ok. 10:30.

Widok z wyciągu na południową odnogę masywu Catinaccio.

Widok z wyciągu na południową odnogę masywu Catinaccio.

Wyciąg krzesełkowy Paolina (13 Euro w obie strony) znacząco ułatwia wchodzenie, pokonując prawie 500 m różnicy wysokości. Górna stacja mieści się na wysokości 2125 m. Ruszamy stamtąd szlakiem nr 552, po czym po ok. pół godziny marszu skręcamy w prawo w ścieżkę wiodącą na przełęcz Passo di Vaiolon (2560 m).

Przed nami Roda di Vaél, idziemy na przełęcz Vaiolon.

Przed nami Roda di Vaél, idziemy na przełęcz Vaiolon.

Turyści w Dolomitach lubią układać kopczyki, w tle na horyzoncie Alpy.

Turyści w Dolomitach lubią układać kopczyki, w tle na horyzoncie Alpy.

Najpierw idzie się wygodnymi zakosami, potem w górnej części żlebu szlak wchodzi w trudniejszy teren – przez chwilkę jest stalowa lina, potem usypująca się ścieżka. Trudności są jednak niewielkie i sprzęt ferratowy nie jest jeszcze potrzebny. Największym utrudnieniem jest sznurek turystów przed i za nami dążący na przełęcz – cóż, skoro wybraliśmy trasę niezwykle popularną i nie wyszliśmy na nią wczesnym rankiem, to mamy;-) Na przełęczy rozsiadamy się na postój. Wsuwamy kanapki, podziwiając piękne widoki – imponująca grupa Selli, trochę niepozorna Marmolada, Ombretta – cieszymy się, że z dnia na dzień coraz więcej szczytów i masywów potrafimy rozpoznać. Robimy zdjęcia na wszystkie strony – wczoraj w naszym aparacie zaszwankował najbardziej uniwersalny obiektyw – wrrr, nie miał kiedy się popsuć… Na szczęście, przezorni, wzięliśmy naszego starego wysłużonego Panasonica – może staruszek jeszcze da jakoś radę;-)

Widok z przełęczy Vaiolon na wschód, po lewej Marmolada i Ombretta.

Widok z przełęczy Vaiolon na wschód, po lewej Marmolada i Ombretta.

Na przełęczy Vaiolon.

Na przełęczy Vaiolon.

Włosi uwielbiają też robić napisy z kamieni, te widać z przełęczy.

Włosi uwielbiają też układać napisy z kamieni, te widać z przełęczy.

Po nieco przydługim postoju wskakujemy w kaski i uprzęże i ruszamy do góry. Ferrata nie jest  trudna i prawdę mówiąc, w wielu miejscach nawet nie bardzo nam się chce wpinać do liny. Jedyna uciążliwość to rozmijanie się z turystami wracającymi tędy z trudniejszej ferrraty Massare.

Przed nami szczyt Roda di Vaél.

Przed nami szczyt Roda di Vaél.

Widok z ferraty w kierunku północnym.

Widok z ferraty w kierunku północnym.

Wchodzimy na Roda di Vaél, dzisiaj towarzyszą nam chmurki.

Wchodzimy na Roda di Vaél, dzisiaj towarzyszą nam chmurki.

Widok na masyw Catinaccio ze szczytu Roda di Vaél.

Widok na masyw Catinaccio ze szczytu Roda di Vaél.

Zejście z Roda di Vaél początkowo jest bardzo łagodne.

Zejście z Roda di Vaél początkowo jest bardzo łagodne.

Chmury chwilami tworzą bajkową scenerię.

Chmury chwilami tworzą bajkową scenerię.

Oboje stwierdzamy, że dzisiejsza trasa to dobry szlak, gdybyśmy kiedyś chcieli starszym chłopcom pokazać, na czym polega ferrata. Jedyny trudniejszy fragment to sam koniec, zejście na przełęcz – tu faktycznie początkujący mogliby mieć problemy. Przed nami idzie rodzina z chłopcami młodszymi od naszych starszaków. Z jednej strony podziwiamy ich odwagę, z drugiej zastanawiamy się, czy to rozsądnie ciągnąć tak małe dzieci w takie miejsca. Podczas wymuszonych przestojów obserwujemy turystów, mierzących się z krótkim łącznikiem między ferratami Roda di Vaél i Massare. Do przejścia tego trudnego odcinka ustawiła się już pokaźna kolejka. W pierwotnych planach chcieliśmy przedłużyć wycieczkę o ferratę Massare, jednak przez rozsądek z bólem serca zrezygnowaliśmy – wtedy trudno byłoby nazwać nasz dzisiejszy dzień dniem odpoczynku:) Teraz, patrząc na tłumy idące popularną Massare, cieszymy się, że podjęliśmy słuszną decyzję.

Torre Finestra (turnia z oknem) tuż obok początku ferraty Masare.

Torre Finestra (turnia z oknem) tuż obok początku ferraty Masare.

Słynna ścianka na początku ferraty Masare.

Słynna ścianka na początku ferraty Masare. W trudniejszym miejscu tworzą się przestoje.

Zejście z ferraty Roda di Vaél jest dość mylne. Znaków brak – dopiero po dokładnym rozejrzeniu się zauważamy stalowe liny asekuracyjne kilkanaście metrów niżej. Trzeba wejść w żleb wiodący od przełączki. Wszystko sypie się tu spod nóg, typowa dolomitowa zabawa. Tego chyba nie da się polubić. Zejście nie jest trudne, ale w początkowym odcinku mocno niewygodne.

Obniżamy się żlebem na wschód, nad nami Torre Finestra.

Obniżamy się żlebem na wschód, nad nami Torre Finestra.

Na szczęście po ok. pół godziny wchodzimy w łatwiejszy teren. Zakosami dochodzimy do poprzecznej ścieżki. Znaków znów brak. I mamy zagadkę – teraz w lewo, czy w prawo? Wyciągamy mapę, ale przebieg szlaku na niej nie jest, o dziwo, zaznaczony. Zgadujemy więc i skręcamy w lewo – jak się potem okazuje, wydłużamy tym samym drogę. Ale nie ma tego złego – i tak dochodzimy do wygodnego szlaku 549 (co prawda aż na wysokości przełęczy Vailon), okrążającego grupę, a po drodze spotykamy jeszcze sympatycznego świstaka.

Podchodzimy od drugiej strony w okolice przełęczy Vaiolon.

Podchodzimy od drugiej strony w okolice przełęczy Vaiolon.

Dzisiaj znowu spotykamy świstaka, prawie oswojonego.

Dzisiaj znowu spotykamy świstaka, prawie oswojonego.

Węzeł szlaków pod przełęczą Vaiolon, stąd już wracamy do kolejki.

Węzeł szlaków pod przełęczą Vaiolon, stąd już wracamy do kolejki.

Skręcamy w prawo w szlak 549. Wygodna, trawersująca ścieżka prowadzi po jednej wysokości. No autostrada normalnie. A widoki dookoła bajkowe, alpejskie. Przez chwilę czujemy się, jak byśmy byli gdzieś w naszych kochanych Taterkach. Spacer tą ścieżką jest bardzo miły. Tu można by było przyjść z dziećmi w każdym wieku. W ogólne cały ten rejon jest wymarzonym celem wypadów rodzinnych – gęsta sieć szlaków o różnym stopniu trudności sprawia, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Wschodnia ściana Roda di Vaél oraz Torre Finestra.

Wschodnia ściana Roda di Vaél oraz Torre Finestra.

Mijamy schronisko Roda di Vaél i idziemy prosto do górnej stacji kolejki. Zatrzymujemy się tylko raz – przy zwracającej uwagę już z daleka rzeźbie przedstawiającej przerośniętego orła – ten oryginalny pomnik upamiętnia Theodora Christomannosa, wielkiego propagatora idei rozwoju turystycznego Dolomitów. Zgodnie stwierdzamy, że pomnik w innym miejscu byłby neutralny, ale tu zupełnie gryzie się z górskim otoczeniem.

Rifugiu Roda di Vaél i Col de Ciampac.

Rifugiu Roda di Vaél i Col de Ciampac.

Rifugiu Roda di Vaél w pełnej okazałości.

Rifugiu Roda di Vaél w pełnej okazałości.

Spoglądamy na grań, którą biegnie ferrata Masare.

Spoglądamy na grań, którą biegnie ferrata Masare.

I jeszcze spojrzenie na Val di Fassa.

I jeszcze spojrzenie na Val di Fassa.

Pomnik ku czci Christomannosa.

Pomnik ku czci Christomannosa.

Po ok. godzinie marszu domykamy pętelkę – stajemy przy górnej stacji wyciągu Paolina. Chodzi do 18:00, więc nie musimy się spieszyć. Wstępujemy na zupę gulaszową do położonego tuż obok schroniska Paolina. Klimat w środku jak u nas, miło „schroniskowy”.

Pięknie położone schronisko Paolina.

Pięknie położone schronisko Paolina.

Po miłym postoju w schronisku pozostaje nam już tylko zjechać na dół wciągiem i dojechać do naszej Sottogudy. Tym razem ruch na drodze na szczęście jest mniejszy. Udaje nam się po drodze zauważyć sklep spożywczy (o dziwo, sklepy spożywcze są tu rzadkością, albo my nie umiemy ich znaleźć – gdzie mieszkańcy robią zakupy???) – wstępujemy tam, by uzupełnić brakujące zaopatrzenie.

Wieczorem zdjęcia, zapiski i planowanie kolejnej trasy – oj, będzie nam tego bardzo brakowało!

Nasz czas: 10:45 – 16:45 nie licząc jazdy wyciągiem, ok. 10 km