21 sierpnia 2016, niedziela
Ok. 18 stopni, częściowe zachmurzenie, przelotny deszcz
Serrai di Sottoguda
Pogoda deszczowa, więc zamiast gór w planach mieliśmy zwiedzanie Padwy. Ale po sprawdzeniu w nawigacji, że dojazd zająłby nam trzy godziny w każdą stronę, zmieniamy plany na luźniejszy dzień i powłóczenie się po najbliższej okolicy. I dobrze! Cały czas uczymy się powstrzymywania naszej naturalnej tendencji do latania z językiem na brodzie od rana do wieczora, a potem żałowania, że nie potrafimy pozwolić sobie chociaż na chwilę nicnierobienia:)
Dom naszych gospodarzy leży tuż obok wejścia do Serrai di Sottoguda – jednego z najpiękniejszych naturalnych wąwozów Dolomitów. Plan kształtuje się więc automatycznie. Po nieśpiesznym śniadaniu (kiedy ostatnio mieliśmy taką okazję? Chyba na poprzednim wypadzie we dwoje) stajemy u wylotu wąwozu. Otrzymana od naszych gospodarzy Karta Marmolada uprawnia nas do darmowego wejścia (normalnie cena biletu to 3 Euro).
Wąwóz Serrai di Sottoguda rozciąga się na przestrzeni 2 km między miejscowościami Sottoguda i Malga Ciapéla. Idziemy wzdłuż malowniczego potoku Pettorina, a z obu stron wyrastają ponad stumetrowe ściany skalne. Surowa sceneria jest niezwykle malownicza. Niektóre odcinki przypominają nam naszą Kościeliską. Po zboczach skał nieustannie spływa woda. Zimą tworzą się tu ogromne lodospady – to miejsce jest mekką dla amatorów wspinaczki lodowej. Koniecznie musimy przyjechać tu w zimie i pokazać to miejsce dzieciom.
Wąwóz kończy się w niewielkiej miejscowości Malga Ciapéla, która leży u stóp Marmolady – królowej Dolomitów. Podchodzimy pod stację kolejki linowej, wwożącej turystów na Punta Rocca – jeden ze szczytów Marmolady. Pogoda dziś jednak marna, z widoków byłyby nici. Ograniczamy się więc tylko do kupienia pamiątek dla chłopaków, Babć i Dziadków w naprawdę świetnie zaopatrzonym sklepie z pamiątkami. Stylowo i nie zabójczo dla portfela, a to zdarza się rzadko:)
Szlakiem z Malgi Ciapéli do Sottogudy
Prawdziwy turysta nigdy tą sama drogą nie wraca. Na mapce otrzymanej przez naszą panią gospodynię zauważamy, że z Malgi Ciapéli do Sottogudy prowadzi szlak trawersujący zbocze nieco na lewo od szosy. Dziwne, ale ta ścieżka w ogóle nie była zaznaczona na naszych mapach (1:25 000, wydawnictwo Tabacco). Sprawdzamy na schemacie szlaków umieszczonym przed kasą kolejki – wszystko się zgadza, szlak jest. Po krótkich problemach znajdujemy upatrzoną ścieżkę.
Wąska dróżka wije się przez las, w kilku miejscach przecina piargi. Spektakularnych widoków brak, do tego przeszkadza trochę bliskość szosy i linii wysokiego napięcia, ale możemy odpocząć od ludzi i po prostu pocieszyć się chwilą. Z chęcią siadamy na drugie śniadanie gdzieś na kamieniu i cieszymy się, że dzisiaj nigdzie nam się nie spieszy. Im dalej, tym ścieżka ładniejsza. Wchodzimy w ładny mieszany las, który na końcu szlaku ustępuje miejsca bukom. Widoki zmieniają się jak w kalejdoskopie. Znowu kilka kroków i na wysokości Sottogudy ścieżka przytula się do wielkiej ściany skalnej – pokonanie niewielkiego urwiska ułatwia mostek. Szczególnie ładnym punktem trasy jest punkt widokowy nad Sottogudą – niewielka miejscowość, przycupnięta w dolince wzdłuż potoku, prezentuje się stąd niezwykle malowniczo. Innych atrakcji także nie brakuje. W pewnym momencie na trasie spotykamy zbójców i Babę Jagę, a nawet schwytane przez nią dzieci gotujące się w kotle! Oj, trzeba mieć się na baczności. Tajemnica bajkowych postaci wyjaśnia się na dole – wzdłuż naszej ścieżki odtworzono przebieg jednej z legend Dolomitów. Zgodnie stwierdzamy, że nasz dzisiejszy spacer jest świetną propozycją dla rodzin z dziećmi. Sami chętnie zabralibyśmy tu chłopców.
Po zejściu do Sottogudy nasz główny cel to znalezienie przyjemniej knajpki na obiad. Czy to nie cudowne – za oknem górskie szczyty, a po powrocie z wycieczki delektowanie się włoską kuchnią? Oj, coś czujemy, że w te rejony wrócimy jeszcze nie raz! Przy okazji urządzamy sobie bardzo klimatyczny spacer po Sottogudzie. W tej starej górskiej wiosce zachowało się kilka dawnych drewnianych domów. Każdy, i nowy, i stary, są pięknie udekorowane kwiatami. W sercu miejscowości skrył się malutki kościółek z wieżą. Tak tu jakoś … prawdziwie. Rezygnujemy z możliwości zjedzenia w przyhotelowej restauracji, w zamian wybierając lokalną pizzerię. Podniszczone meble i kanapy świadczą o długiej historii tego miejsca. To chyba najchętniej wybierany lokal przez miejscowych – trudno znaleźć miejsce przy stoliku. A pizza smakuje naprawdę inaczej niż u nas! Jemy smacznie, do syta i niedrogo. Mniam!
Wieczorem zajmujemy się sprawą najwyższej wagi – gdzie by tu jutro pójść?