Eliaszówka z Obidzy

Wieża na Eliaszówce – świetny punkt widokowy w Beskidzie Sądeckim

Górski spacer dla leniwych, krótka rodzinna wycieczka czy przystanek w dłuższej włóczędze? Eliaszówka zadowoli (prawie) każdego! Wychodząc z Obidzy, mamy do pokonania niewielkie przewyższenie, a trasę da się przejechać nawet terenowym wózkiem dziecięcym. Podziwianie rozległych widoków (sięgających nawet Pienin i Tatr) z zacnej wieży widokowej na szczycie będzie świetnym zwieńczeniem wędrówki.

31 maja 2018 r., czwartek

Kolejny piękny dzień, do 28 st.

Plany były zgoła inne. Po zdobyciu królowej Beskidu Niskiego następnym celem miał być najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego – Radziejowa. Niestety, od niedawna zamknięta jest wieża widokowa na szczycie Radziejowej (ostatnio wchodziliśmy na nią w lutym 2012 r., relacja tutaj). Konstrukcja nie wytrzymała próby czasu. Dla dzieciaków taka wieża to świetny cel wędrówki, więc z planami wspólnego rodzinnego zdobycia tego szczytu zaczekamy do otwarcia nowej wieży 😉 Tymczasem Eliaszówka musi godnie zastąpić swoją wyższą beskidzką koleżankę!

Naszym punktem startowym jest przysiółek Piwnicznej – Obidza, położony na wysokości ponad 900 m n.p.m. Wjeżdżamy tu niedawno odnowioną (chociaż nadal wąziutką i stromą) drogą w okolice Przełęczy Gromadzkiej, też zwanej Obidza, podobnie jak przysiółek. Jest tu spora wiata turystyczna i parking. Po drodze mijamy prywatne schronisko – Bacówkę na Obidzy – wrócimy tu na obiad!

Aż do samej Obidzy można dojechać samochodem. Ale tu ładnie!

Z Obidzy na Eliaszówkę

Eliaszówka (1023 m n.p.m.) leży na granicy polsko-słowackiej. Jest najwyższym szczytem Gór Lubowelskich, zaliczanych do Beskidu Sądeckiego. Kiedyś Eliaszówka była intensywnie wypasana, ale potem wszystko zarosło lasem. Ten zalesiony szczyt o niezbyt imponującej wysokości względnej nie cieszył się dużą popularnością aż do 2014 r., kiedy to otwarto wieżę widokową. Wybrać się tu na wycieczkę zdecydowanie warto, bo widoki są piękne i rozległe – obejmują cały Beskid Sądecki, w tym pasmo Radziejowej, bez trudu można wypatrzeć też Beskid Wyspowy, Gorce, Pieniny i Tatry.

Eliaszówka jest też odwiedzana z innych powodów. To właśnie na jej grzbiecie w połemkowskiej wsi Litmanowa na Słowacji w latach 1990-1995 w szopie pasterskiej dwóm nastoletnim dziewczynkom – Katce i Ivetce – miała ukazywać się Matka Boska. Kult Matki Boskiej Litmanowskiej rozpowszechnia się z roku na rok. Do sanktuarium w Litmanowej sprowadza ścieżka ze szczytu Eliaszówki – my tym razem tam nie poszliśmy, ale od czego są plany na przyszłość? Na razie dopiero przyjechaliśmy do Obidzy i w gronie kilkanaściorga przyjaciół zaczynamy naszą wspólną wycieczkę 🙂

Idziemy na południowy wschód grzbietem granicznym za znakami zielonego szlaku.

Obidza (931 m) – przysiółek Piwnicznej

Aż do samej Obidzy da się bez problemu dojechać samochodem – jest wąsko, ale po remoncie nawierzchnia jest bardzo dobra. Kilkaset metrów za bacówką jest spory parking, na którym można spokojnie zostawić auto. Tak robimy i my. Dzieciaki z fotelików, plecaki na plecy i w drogę! No, tak gładko to jednak nie będzie – najpierw Obidza chce widocznie pobrać od nas myto – podstępem zrywa pamiątkową bransoletkę z ręki jednej z naszych koleżanek. I teraz szukaj wiatru w polu, igły w stogu siana, bransoletki w trawie! Na szczęście cała przygoda kończy się happy endem – pozdrawiamy, Aniu! 🙂

Z Obidzy na Eliaszówkę

Kierujemy się na południowy wschód, cały czas za znakami zielonego szlaku, który wprowadzi nas aż na szczyt Eliaszówki. Właściwie cały czas idziemy bardzo łagodnie nachyloną leśną drogą. Najmłodsi turyści dzielnie idą sami – nawet nie chcą zaglądać do nosidła. Dla naszego Grzesia Eliaszówka jest drugim szczytem (po Łysicy), na który wszedł honorowo zupełnie na własnych nóżkach (nota bene Łysica to świetny szlak dla początkujących turystów górskich, piszemy o nim tutaj). Droga idzie nam wolno, bo po drodze jest mnóstwo ciekawych rzeczy – a to kałuże, do których można wrzucać kamienie, a to patyki, a to duże mrówki i połyskliwe żuki… Wzdłuż szlaku ustawiono tablice z ciekawostkami przyrodniczymi. Młodzież wyskoczyła do przodu, a my idziemy noga za nogą i zupełnie się dziś nie spieszymy.

Droga jest nieznacznie nachylona – spacer jest krótki i niemęczący.

Na północy otwierają się widoki na Niemcową.

Z resztą wycieczki spotykamy się dopiero na widokowej polanie Górne Stacje (930 m n.p.m.). Skąd taka nazwa? Ano po prostu dochodzą tu górne stacje wyciągów narciarskich Sucha Dolina. To dzięki nim możemy zapewne dziś cieszyć się takim pięknym punktem widokowym.

Polana Górne Stacje (930 m n.p.m.) to bardzo dobry punkt widokowy na naszej dzisiejszej trasie.

Trawiasta hala jest świetnym miejscem odpoczynku.

Przed nami jeszcze 1,5 km na Eliaszówkę – dokładnie połowa drogi. Dystans nie jest duży, nachylenie również, więc ani się oglądamy i w pełnym składzie meldujemy się na szczycie.

Przed nami na szczyt jeszcze 1,5 km – połowa drogi.

Idziemy wolno, bo dookoła tyle interesujących rzeczy!.

Eliaszówka (1023 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Gór Lubowelskich

Główną atrakcją zalesionego wierzchołka jest oczywiście wieża widokowa. Solidna 20-metrowa konstrukcja pozwala cieszyć cię panoramami, o których jeszcze kilka lat temu co najwyżej pomarzyć byśmy mogli. Schody są wygodne i bezpieczne nawet dla maluchów. Na wieżę wchodzimy oczywiście wszyscy – nawet Grzesiek, który pod koniec podejścia był już zmęczony, teraz w cudowny sposób odzyskał siły i biega po schodach jak mała kózka.

Była wycieczka, były panoramy, teraz czas na drugie śniadanie. Duża zadaszona wiata sąsiadująca z wieżą nadaje się do tego wprost idealnie. A jeśli dodacie do tego wyborne towarzystwo przyjaciół, to… – lepiej być nie może!

Szczyt Eliaszówki (1020 m n.p.m.) z wieżą widokową i wiatą turystyczną.

Niewejście na wieżę byłoby niewybaczalnym grzechem!.

Dzięki wieży widoki z Eliaszówki sięgają kilkudziesięciu kilometrów.

Wdok z Eliaszówki na południe.

Królowa Beskidu Sądeckiego – Radziejowa – we własnej osobie.

Droga sprowadzająca na słowacką stronę.

Z Eliaszówki bardzo dobrze widać też Tatry.

Można też wypatrzeć Pieniny, choć trochę chowają się za drzewami.

Eliaszówka – Obidza

Wracamy tą samą drogą, no może poza jednym wyjątkiem – w ok. 3/4 zejścia z Eliaszówki do Obidzy wybieramy nie szlak, lecz równoległą leśną drogę, położoną nieco na zachód w stosunku do szlaku. Dzięki temu przechodzimy przez bardzo urokliwe podmokłe łąki – przejście umożliwiają drewniane pomosty – bardzo tu ładnie. Jeszcze kilka kroków i meldujemy się w punkcie wyjścia – Obidzy.

Pooglądaliśmy widoki, odpoczęliśmy, powygłupialiśmy się – czas wracać.

Podczas zejścia trafiamy na drogę prowadzącą przez urocze podmokłe łąki.

Nasza dzisiejsza droga niemal w całości prowadzi przez las.

Dopiero gdy dochodzimy do Obidzy, możemy cieszyć się szerokimi widokami.

Bacówka na Obidzy

A co powinien zrobić turysta kończący swoją wycieczkę na Eliaszówkę? Oczywiście pójść coś zjeść. A gdzie? Najlepiej do Bacówki na Obidzy! Gospodarze chwalą się, że wszystkie dania wykonywane są na miejscu – faktycznie, pierogi z jagodami są cudownie domowe, a jak smakują – poezja! Sprzed bacówki otwiera się piękny szeroki widok na wzniesienia Beskidu Sądeckiego. Jeśli pogoda dopisze, przyjemność będziecie mieli podwójną – i dla oczu, i dla podniebienia.

Bacówka na Obidzy – świetne miejsce na obiad po wycieczce.

To się nazywa obiad z widokiem!

Najedzeni (my, starzy) i wybawieni (dzieciaki) wreszcie pakujemy się do samochodów i wracamy do naszego Tylicza. Droga wijąca się wzdłuż Popradu obfituje w przepiękne widoki, będące cudownym zwieńczeniem wycieczki. „Dopala się wzgórze nad Popradem, pachnie polskim zasuszonym zielem”… – samo nuci się w głowie 🙂

Popołudnie i wieczór w Tyliczu

Jeśli myślicie, że atrakcji na dziś już dosyć, grubo się mylicie. Przed nami atrakcja największa – szczególnie w oczach dzieciaków. A jaka? Chlapanie się w potoku Muszynka, płynącym tuż obok naszej kwatery! Jest płyciutko i bezpiecznie, ale dno kamieniste – przydadzą się klapki. Za to możliwości dzieciaków w zakresie wymyślania wodnych zabaw granic nie mają!

Popołudniowa atrakcja przebija wszystko.

Chlapanie się w potoku Muszynka w Tyliczu!

Wieczór tradycyjnie spędzamy z gitarą. Oj, już za kilka dni jak będzie nam tego brakowało!