Ferrata Kysel i wąwóz Malỳ Kyseĺ
Od sierpnia 2016 r. Horska Zachranna Sluzba udostępniła turystom pierwszą ferratę w Słowackim Raju. Nie jest do szczyt marzeń dla obytych z żelaznymi drogami, ale jak bardzo się tęskni, to dobre i to! Polecamy na ferratowy „pierwszy raz” dla osób oswojonych z ekspozycją (na przykład po przejściu wąwozów w Słowackim Raju). Dla dzieci trasa może być za trudna ze względu na miejsca, które trzeba przejść mocno odchylając się od skały – potrzebna siła rąk – ale nastolatki dadzą radę. Wg nas realne trudności ferraty: B (choć bywa wyceniana na C). A poza wszystkim Kysel to naprawdę piękny, dziki wąwóz i choćby z tego powodu warto go przejść! A jeśli już zdecydujecie się na przejście ferratą, pamiętajcie o sprzęcie autoasekuracyjnym!
Z Čingova do początku ferraty
Najkrótsze dojście do początku ferraty prowadzi od Čingova. Tutejszy parking jest nieco droższy niż ten w Podlesoku – kosztuje 5 euro za cały dzień. Zaraz obok parkingu jest też punkt sprzedaży biletów. Kupując vstupenkę na ferratę, nie musimy już kupować „normalnych” biletów do Słowackiego Raju, czyli zamiast 1,5 euro płacimy 5 euro od głowy. Po kilkuset metrach mijamy jeszcze jeden punkt sprzedaży biletów. W obu miejscach można też wypożyczyć sprzęt ferratowy (bodajże po 10 euro za jeden zestaw: kask, uprząż plus lonża; my nie korzystaliśmy, bo mamy własne). Wypożyczalnie sprzętu są też w Podlesoku, tam również można kupić bilety na ferratę, ale dojście stamtąd jest znacznie dłuższe i bardziej męczące (większe przewyższenie do pokonania).
Dojście do początku ferraty z Čingova zajmuje około godziny i dwudziestu minut. Najpierw idziemy asfaltem za żółtymi znakami, potem jeszcze w Čingovie zmieniamy drogę na szutrową, a kolor szlaku na niebieski. Po kolejnym rozstaju przechodzimy na zielony szlak, prowadzący wzdłuż Białego Potoku. Teraz to już urocza ścieżka, wijąca się to po jednej, to po drugiej stronie potoku. Pojawiają się nawet niewielkie kładki. Spodziewaliśmy się jakiejś mało przyjemnej asfaltowej drogi, a tymczasem już dojście było bardzo urocze, no i przez cały ten czas nie spotkaliśmy na szlaku nikogo (na parkingu parkowaliśmy jako drudzy mimo środka wakacji…)
Ferrata Kysel
Po krótkim postoju i założeniu uprzęży, lonż i kasków, ruszamy na upragnioną ferratę! Trasa jest oznaczona znakami ścieżki edukacyjnej – białymi kwadratami ze skośną zieloną kreską. Pierwsze zabezpieczenia spotykamy już po kilkudziesięciu metrach. Klamry są tu umieszczone praktycznie tuż nad potokiem, głównie w celu ograniczenia ryzyka zmoczenia butów – trudności na razie brak. Ten odcinek można by przebyć, idąc dnem potoku, ale przy wyższym stanie wody klamry mogą się bardzo przydać.
Teraz przed nami długi odcinek spokojnego spaceru wąwozem. Przyroda poradziła już sobie ze zniszczeniami spowodowanymi przez ogromny pożar, który strawił tutejszą roślinność w 1976 r. Teraz znowu jest tutaj pięknie i dziko, a wszystkie odcienie zieleni atakują oczy z każdej strony. Dopiero po dobrych kilkuset metrach docieramy do kolejnych odcinków ferratowych.
Niewątpliwie najciekawsze są okolice wodospadów. Najpierw podziwiamy Barikádowý vodopád, a po chwili już jesteśmy przy drugim – Kaplnkovým. Jego dolna część niestety jest zasypana kłodami drzew jeszcze od czasu pożaru, co znacznie zmniejsza optycznie jego wielkość. Później dochodzimy do miejsca nazywanego Temnica. Skały zbliżają się tutaj do siebie na tyle, że przechodzimy jednym krokiem z jednej strony wąwozu na drugą. Dalej następują dość długie ciągi klamer, ciągnące się na stosunkowo niewielkiej wysokości.
Kiedy już wydaje się, że atrakcje się kończą, przychodzi pora na deser – Obrovský vodopád. Jego wysokość jest naprawdę imponująca, a my musimy wejść na górę po klamrach tworzących niekończącą się drabinkę. Będąc wpiętym do stalowej liny, czujemy się jednak znacznie bezpieczniej niż na niektórych „zwykłych” drabinkach w innych wąwozach Słowackiego Raju… Po kolejnej porcji emocji docieramy na mostek nad wodospadem.
W to miejsce – tj. na mostek nad wodospadem – można też dojść żółtym szlakiem prowadzącym od rozstaju Nad Kyseĺom. Umożliwia on dotarcie na mostek osobom bez sprzętu ferratowego. W naszym odczuciu jednak wodospad widziany od góry nie robi wielkiego wrażenia, dopiero patrząc z dołu można docenić jego potężną wysokość.
My po kilkudziesięciu metrach opuszczamy żółty szlak, nasze znaki ścieżki dydaktycznej skręcają w lewo. I tu mała niespodzianka. Zapomnieliśmy, że na trasie jest jeszcze jeden wodospad! I on właśnie na nas czeka. Nosi nazwę Karolinyho vodopád i pokonuje się go przy pomocy dwóch odcinków klamer i mostka. Całość jest zabezpieczona stalową linką, jak na ferracie. Z opisu trasy, który dostaliśmy w punkcie informacyjnym, wynika, że ten odcinek można przejść bez sprzętu ferratowego. My i tak mieliśmy wszystko na sobie, więc czemu mieliśmy nie korzystać? ;-).
Ostatni wodospad znajduje się tuż poniżej rozstaju Kyseĺ, na który wkrótce docieramy i zajmujemy jedyną i bardzo wygodną ławeczkę 🙂 Pora na solidne drugie śniadanie. Od ostatniego postoju (na początku ferraty) minęło właśnie 2 godziny i 20 minut. Można już stąd wrócić do punktu wyjścia, wybierając niebieski szlak w stronę Kláštoriska i dalej zejście w stronę Čingova. My jednak chcemy jeszcze przejść jeden wąwóz.
W górnej części, powyżej tego rozstaju, Kyseĺ rozdziela się na dwa wąwozy: Malỳ i Veĺkỳ Kyseĺ. Przez oba prowadzą szlaki, oczywiście jednokierunkowe. My, po namowie ze strony miłych państwa w punkcie informacyjnym w Čingovie, wybraliśmy na dzisiaj Malỳ Kyseĺ. Kiedy już ruszamy, zjawia się nagle ciemna chmura i zaczyna lać. Szybko narzucamy na siebie nasze „plandeki” (czyli gumowe peleryny typu poncho) i zostajemy jeszcze chwilę na naszej wygodnej ławeczce. Na szczęście chmurę szybko przegania słońce i możemy ruszać dalej.
Malỳ Kyseĺ
Szlak przez wąwóz Malỳ Kyseĺ nie jest może porywający pod względem wysokości wodospadów czy nagromadzenia kładek i drabinek. Jest tak po prostu bardzo ładnym miejscem. Po drodze mijamy dwa wodospady: Malỳ i Machowỳ. Szczególnie warto zwrócić uwagę na ten drugi, bo woda płynie tu po skałach całkowicie pokrytych mchem. Dalej spotykamy sporo kładek ponad mniejszymi kaskadami, a wycieczkę kończymy przemiły spacerem dnem potoku.
Nas na trasie zachwyca głównie bujna roślinność i niesamowite wręcz stare, omszałe pnie drzew, często z dorodnymi hubami, zaścielające w wielu miejscach dno wąwozu. Może nasze wrażenia potęgowało dzisiaj to, że wszystko było wilgotne po deszczu, przez co zieleń była jeszcze bardziej intensywna niż zwykle, a może po prostu jest tutaj tak pięknie – sami musicie to sprawdzić!
Po godzinie meldujemy się na rozstaju Suchá Belá záver. O tej porze (ok. 13:30) panuje tutaj duży ruch, bo to jeden z większych węzłów szlaków w Słowackim Raju – spotykają się tu wyjścia z trzech wąwozów, w tym z najpopularniejszej w Słowackim Raju rokliny Suchá Belá. Można tu wypożyczyć rowery, żeby zjechać do Podlesoka, albo pojechać na Kláštorisko – tam są pozostałe punkty wypożyczalni. Wypożyczalnia w sezonie działa w godzinach 13:00–17:00.
Z powodu dużej ilości ludzi na samym rozstaju warunków na dłuższy postój. Wypijamy tylko butelkę wody i ruszamy w stronę Kláštoriska. Szlak żółty i czerwony prowadzą leśnymi drogami, trochę pod górę, więcej w dół, bez widoków. Po godzinie jesteśmy na miejscu.
Kláštorisko
To jedyny ośrodek turystyczny na terenie parku narodowego Słowacki Raj. Można zanocować w domkach (z łóżkami i prądem, bez wody i toalety – te są dostępne w formie sanitariatów z prysznicami – nie sprawdzaliśmy, ale tak stoi na stronie www), zjeść w restauracji, a do tego pozwiedzać! My obejrzeliśmy najpierw symboliczny cmentarz, który powstał w ostatnich latach obok ruin dawnej kaplicy zakonnej.
Potem przeszliśmy się po rekonstruowanych powolutku ruinach klasztoru kartuzów, a na koniec poszliśmy do schroniska na cesnakovą polievkę! Dla nas bomba, jednak odwiedzającym warto wspomnieć, że zarówno restauracja, jak i domki zdają się żywcem wyjęte co najmniej z lat 70. ubiegłego wieku… Ma to jednak swój perwersyjny urok:) No i kofola z kufla smakowała wyśmienicie!
Na terenie obecnego Kláštoriska, pomiędzy wzniesieniem Čertova Sihoť a rozległym płaskowyżem Glac, ludzie osiedlali się od epoki brązu. Od czasów średniowiecza powstawały tu umocnienia, m.in. dla ochrony przed najazdami Tatarów. Między końcem XIII a początkiem XVI w. tereny te zajmował zakon kartuzów. Niestety klasztor był parokrotnie niszczony, a zakonnicy ostatecznie przenieśli się do Czerwonego Klasztoru nad Dunajcem. Ówczesne władze zdecydowały o zburzeniu klasztoru, aby nie został on zasiedlony przez rozbójników. Obecnie grupa zapaleńców próbuje rekonstruować pozostałości klasztoru. Trzymamy za nich kciuki (można dorzucić swoje grosze na ten cel!).
Kláštorisko – Čingov niebieskim szlakiem
Czas wracać na parking. Wobec kłębiących się nie tylko nad Tatrami chmur nie zwlekamy z powrotem i wybieramy najkrótszą drogę niebieskim szlakiem. Droga, a potem ścieżka prowadzi najpierw pod górę na wzniesienie Čertova Sihoť (822 m n.p.m.). Roztacza się stąd piękny widok w kierunku południowym na dolinę Tomášovská Belá, której dolnym odcinkiem szliśmy dzisiaj, kierując się na ferratę.
Dalej szlak schodzi coraz niżej, na koniec stromymi zakosami aż do rozstajów przy ujściu Białego Potoku do Hornadu. Stąd kierujemy się już prosto na Čingov (trzeba uważać na rozstajach, żeby nie zmylić kierunku). Jeszcze nieco ponad pół godziny i jesteśmy na miejscu. Niestety, parę razy musimy zakładać i zdejmować „plandeki”, bo zaczyna przelotnie padać. Wracając, widzimy chmurzyska kłębiące się nad Tatrami i cieszymy się, że udało nam się dziś przejść całą zaplanowaną trasę!
Trasa w liczbach: 8:00 – 17:30, dystans około 20 km i 700 m przewyższenia