Alpy Sztubajskie, dzień 7. Wycieczka na Hoher Burgstall i przełęcz Seejöchl

20 lipca 2017, czwartek

Od rana na horyzoncie kłębią się chmury, od południa przelotne deszcze i burze

Wycieczka na Hoher Burgstall i przełęcz Seejöchl

Co się planuje przed wymarzonym wyjazdem w góry? Oczywiście same debeściaki – trasy najlepsze z możliwych. Tak było i tym razem. Ambitne ferraty, całodniowe tury na trzytysięczniki – Habicht, Wilder Freiger, Schrankogel, Rinnenspitze… A tu, kurczę, pogoda do bani. Od rana burzowo, prognozy niepomyślne. No co robić, musimy wymyślić jakiś Plan B. Wczoraj burza przegoniła nas z ferraty Nürnberger Hütte, ale przynajmniej udała się potem długa i piękna wycieczka górska. Dziś pogoda ma być gorsza. Patrzymy na mapę – jest! Szczyt Hoher Burgstall (2611 m n.p.m.), położony tylko niecałe dwie godziny od górnej stacji kolejki Kreuzjochbahn, wyruszającej z miejscowości Fulpmes. W razie burzy będzie gdzie zwiewać😊

Mimo swojej łatwej dostępności Hoher Burgstall jest atrakcyjnym celem dla górołaza. Ze szczytu otwiera się naprawdę fantastyczny widok na Dolinę Sztubajską i jej odnogi boczne. To świetne miejsce na podsumowanie pobytu w Sztubajach – można odnaleźć znajome szczyty i dolinne szlaki do schronisk. Szlak prowadzący z kolejki jest łatwy, tylko pod samym szczytem ścieżka jest ubezpieczona. Nadaje się nawet dla rodzin ze starszymi dziećmi (jednak z pewnym doświadczeniem górskim), w okolicy jest też mnóstwo szlaków, na których można zaplanować rodzinne okrężne wycieczki. Warto tu się wybrać również z innego powodu. Ze szlaku podejściowego na Hoher Burgstall (i nawet już spod górnej stacji kolejki) doskonale prezentuje się poszarpana grań masywu Kalkkögel, nasuwająca skojarzenia z Dolomitami. W tym masywie dostępne są też dwie atrakcyjne ferraty – Schlicker Klettersteig przez szczyt Ochsenwald i druga wprowadzająca na szczyt Marchreisenspitze – bardzo żałujemy, że pogoda nie pozwoliła nam na przejście choć jedną z nich.

Parkujemy na przykolejkowym parkingu (w Fulpmes trzeba jechać za strzałkami kierującymi do „Schlick 2000”) i w kilkanaście minut gondolki wwożą nas na wysokość 2100. To jednak jest cudownym udogodnieniem. W okolicy górnej stacji kolejki (Bergstation Kreuzjoch) jest też taras widokowy, restauracja i ferraty szkoleniowe, a dla dzieci – dmuchana zjeżdżalnia i … piaskownica! Wszyscy będą zadowoleni. My kierujemy się szlakiem na schronisko Sennjochhütte, odległe tylko o dobre pół godziny drogi. Ścieżką razem z nami idą inni „kolejkowi” turyści, ale nie mamy wrażenia wędrówki w tłumie – nie ma nawet porównania z naszym Kasprowym. Za schroniskiem Sennjoch na szlaku robi się luźniej. Wygodna ścieżka wprowadza najpierw na przełęcz pod szczytem Niederer Burgstall (2436 m; możliwe również wejście na sam szczyt), a potem pod szczyt  Hoher Burgstall. Szlak jest wygodny, tylko ostatnie kilkaset metrów wymaga więcej uwagi – najpierw ze względu na osypujące się piargi, potem – na dwa ubezpieczone (choć nietrudne) przejścia po skałach. Sam szczyt można osiągnąć dwiema ścieżkami – północną i południową. Północna jest o 10 min krótsza, ale też nieco trudniejsza; lepiej nadaje się do wejścia, a południowa – do zejścia.

Miejscowość Fulpmes, w tle Kirchdachspitze, Ilmspitze i Elfer.

Po wyjściu z kolejki – widok na nasz cel – Hoher Burgstall.

Elfer i Ilmspitze zbudowane są z podobnych, wapiennych skał.

Ławeczka z widokiem, w tle Serles.

Szlak trawersuje zbocze Niederer Burgstall.

Ze stoku Niederer Burgstall nasz cel prezentuje się całkiem okazale.

Szlak przewija się przez piękny rów graniowy.

Spoglądamy do tyłu na Niederer Burgstall, w tle Serles.

Masyw Kalkkögel przypomina nam Dolomity.

Koniec podejścia jest ubezpieczony liną.

Masyw Kalkkögel w całej okazałości.

Schlicker Seespitze wznosi się na wysokość 2804 m n.p.m.

Na szczycie Hoher Burgstalla urządzamy sobie miły postój. Czujemy się tu jak na tarasie widokowym na Dolinę Sztubajską – jak na dłoni widać wszystkie szlaki, które odwiedziliśmy w minionych dniach. Zwracamy uwagę na to, że wapienne szczyty układają się w jednej linii – za nami masyw Kalkkogel, a przed nami – Elfer i Ilmspitze –  ma to zapewne uzasadnienie w przeszłości geologicznej tych okolic. Fajnie jest tak z każdą wycieczką widzieć coraz więcej.

Szczyt Hoher Burgstall. Jak miło mieć wspólne zdjęcie.

Otoczenie doliny Oberbergtal.

Widok na Dolinę Sztubajską.

Sztubaje u naszych stóp.

Wszędzie dookoła nas kłębią się czarne chmury, ale o dziwo u nas jeszcze nie pada. Postanawiamy wykorzystać tę dobrą passę i podejść na widokową przełęcz Seejöchl (2518 m). Ścieżka przyjemnie trawersuje wapienne zbocza, jest wąziutka i dosyć eksponowana, ale bardzo wygodna. Na przełęczy Schlicker Schartl (2456) rozglądamy się dookoła – nad Neustift burza jak ta lala, wejście na nieodległy widokowy Schlicker Seespitze (2804 m n.p.m.) – buu… – odpada. Ale decydujemy się podejść jeszcze pół godziny w na przełęcz Seejöchl. Nie tylko udaje nam się nie zmoknąć, lecz także przez chwilę pooglądać sobie na spokojnie widoki. Ale mamy dziś szczęście, bo widzimy, jak w tym czasie pada niemal z każdej strony! Z przełęczy wyjątkowo pięknie prezentują się pionowe ściany szczytu Schlicker Seespitze, na północnym zachodzie widać schronisko Adolf Pichler Hütte, a na południu – uroczy staw.

Ostatnie spojrzenie na szlak wejściowy na Hoher Burgstall.

Teraz kierujemy się na południe.

Mijamy ogromne konstrukcje chroniące przed lawinami.

Zamykamy pętelkę wokół szczytu Hoher Burgstall.

Ostatnie spojrzenie szczyt Hoher Burgstall – nasz dzisiejszy taras widokowy.

Teraz na przełęcz Schlicker Schartl.

Trawersujemy wielkie piarżyska.

Skały też są niczego sobie.

Przełęcz tuż tuż

Widok z przełęczy Schlicker Schartl na Kreuzjoch.

W dolinie już leje…

…a my jeszcze chcemy na drugą przełęcz!.

Nawet w tak nieprzychylnych warunkach rośliny znajdą miejsce dla siebie.

Tuż obok szlaku piękna poduszka lepnicy bezłodygowej.

Przełęcz Seejöch – widok na Gamskofel.

Widać też schronisko Adolf-Pichler-Hütte.

Chmury kłębią się coraz bardziej.

Schlicker Seespitze pozostanie przez nas niezdobyty.

Szlak na Schlickera wychodzi właśnie z tej przełęczy.

Kilka kropel spada nam na nos, chmury ciemnieją, więc zarządzamy odwrót i przyspieszamy kroku. Wracamy znaną ścieżką na przełęcz Schlicker Schartl, a potem – przecież prawdziwy turysta nigdy tą samą drogą nie wraca –  nie wracamy pod Burgstall, tylko schodzimy ścieżką w dolinę. Szlak jest dość mocno zerodowany i miejscami średnio wygodny, ale nachylenie nie jest duże, więc kolana zanadto nie cierpią. Idziemy wśród soczystych, alpejskich hal pełnych kolorowych kwiatów – nie mielibyśmy nic przeciwko zamienieniu się na jakiś czas w tutejsze krowy. Co kilka kroków widać wejścia do nor świstaków. Spacer jest bardzo przyjemny, a byłby zapewne jeszcze bardziej, gdyby nie zaczynało padać. Wyciągamy kurtki i zakładamy kaptury na głowę. Po chwili padać przestaje – to okaże się tylko preludium.

A teraz z powrotem na Schlicker Schartl.

Powrót na Schlicker Schartl, przed nami Hoher Burgstall.

Zaczynamy zejście z przełęczy.

Szlak sprowadza nas do Zirmachalm, w dole widać Schlickeralm.

Idziemy przez piękne alpejskie łąki.

Alpejska sielanka

Nasza ścieżka sprowadza nas w okolice nieczynnego w lecie gościńca Zimachalm (1938 m). Minus jest taki, że chcąc wrócić wyciągiem, musimy teraz dwieście metrów wysokości wejść do góry, ale co to dla nas😉. Idziemy wygodną drogą Naturlehrweg, prowadzącą do górnej stacji kolejki. Ta droga została zbudowana specjalnie dla …. rodzin z wózkami dziecięcymi, o czym informuje nawet odpowiednia ikonka. Ścieżka równiutko usypana z kamyczków, nachylenie komfortowe, co kilka kroków na zmęczonych czekają drewniane ławki, niektóre malutkie, tylko dla najmłodszych. Pomyślelibyście, że alpejskie szlaki mogą być przyjazne dla rodzin z małymi dziećmi? A naprawdę są!

Cały dzień mieliśmy szczęście, musiało się to kiedyś skończyć. Deszcz pada coraz gęstszy, a znad szczytów masywu Kalkkogel dobiegają coraz głośniejsze grzmoty. Ostatnie 500 m pokonujemy smagani ulewnym deszczem. Cali mokrzy wskakujemy do stacji kolejki, marząc o ciepłym samochodzie i coraz bliższej wizji obiadu, a tu pach! – z uwagi na porywisty wiatr kolejka zostaje zatrzymana. Na szczęście miły pan z obsługi zaprasza nas do swojej kanciapy – pomieszczenie jest ogrzewane. Siedzimy na ciepłej drewnianej ławce i rozkoszujemy się jakże rzadką świadomością, że nigdzie nam się nie spieszy. Przymusowe oczekiwanie trwa nie dłużej niż pół godziny. Po chwili mamy i ciepły samochód, i pichcimy obiad.

Wieczorem nasze główne zmartwienie dotyczy tego, gdzie by tu jutro pójść (czy to nie cudowne?). Pogoda ma być jeszcze bardziej niestabilna. A nasze plany tego nie wiedzą. Coś musimy wymyślić.

Po ulewie widoki z naszego okna są bajkowe.

Dekoracje zmieniają się z każdą minutą.

Trasa w liczbach:
5,5 godziny (bez przejazdu kolejką); 800 m przewyższenia, ok 10 km

Nasza dzisiejsza trasa.