Postalm – największa górska hala w austriackich Alpach

Postalm – piękne miejsce na zimowy górski spacer i wieczorne narty w Gosau

W polskich przewodnikach próżno szukać informacji o Postalm. Jedynie na stronach opisujących ośrodki narciarskie można znaleźć suchą wzmiankę o ilości tutejszych wyciągów. Nic poza tym. A to piękny płaskowyż, na którym wytyczono zimowe szlaki piesze i narciarskie, są tu też trasy zjazdowe i kilka schronisk. Postalm to największa górska hala w austriackich Alpach. Wokół przepiękne górskie krajobrazy. Czego chcieć więcej? Zimowe trasy piesze są łatwe i w sam raz nadają się na rodzinną wycieczkę.

29 grudnia 2017, piątek

Dzisiaj rozpogadza się i mamy piękną mroźną zimę, -8 st.

Piękna pogoda i założone wczoraj łańcuchy na kołach😉 skłaniają nas do wybrania na dzisiejszy cel położonego wysoko w górach Postalm. Sam dojazd do tego miejsca jest wart wysiłku. Dostaniemy się tu płatną (10 Euro) drogą Postalmstrasse, prowadzącą z okolic wioski Voglau w kierunku Strobl i St. Wolfgang. Trasa pokonuje ponad 600 m przewyższenia, po drodze ukazując nam pięknie cały postrzępiony masyw Tennengebirge. Po uiszczeniu opłaty (w automacie, trochę podobnym do parkingowego, z unoszonym szlabanem) wjeżdżamy na spory płaskowyż. Po chwili dojeżdżamy do ogromnego parkingu, na którym zatrzymują się narciarze wybierający trasy zjazdowe (dużo łatwych, rodzinnych wyciągów z dala od cywilizacji). My dziś jedziemy dalej w kierunku Strobl. Na skrzyżowaniu skręcamy w lewo i dojeżdżamy na parking P3 (dalej jechać się nie da). Tutaj jest nieco mniej samochodów, parkują tu głównie narciarze biegowi (w okolicy jest około 20 km tras dla sympatyków tego sportu!).

Przejazd Postalmstrasse dostarcza fantastycznych przeżyć – jest przepięknie.

Droga jest płatna 10 euro za samochód osobowy.

Dotarliśmy do rejonu Postalm. Parkujemy na parkingu P3.

Termometr w samochodzie pokazuje -2 st., ale na zewnątrz pomimo świecącego słońca jest naprawdę chłodno. Sprawnie ruszamy więc trasą spacerową (Wanderweg) w prawo (na północ). Zaskakuje nas spora ilość ludzi (w tym narciarzy biegowych, ich trasy dopiero są przecierane przez ratrak po wczorajszych opadach śniegu). Sama trasa nie jest zbyt wygodna, bo śnieg jeszcze nie został dobrze ujeżdżony przez ratraki i przy każdym kroku „mielimy” biały puch, trochę boksując w miejscu. Ale co to dla nas! Idziemy w górę, podziwiając okoliczne szczyty, raz ukrywające się w cieniu, a raz pięknie oświetlone zimowym słońcem.

Ruszamy przed siebie zimową trasą spacerową.

W okolicy jest też kilka wyciągów oraz trasy dla narciarzy biegowych.

Chłopcy są raczej mało zainteresowani widokami. Bardzo kręci ich natomiast ponadmetrowa pokrywa śnieżna po obu stronach naszej trasy… Ogromne połacie dziewiczego śniegu i troje niewybieganych dzieciaków. Taak, to się musiało tak skończyć. Starsi chłopcy znaczną część drogi brodzą w śniegu po kolana lub po pas, kopiąc zawzięcie jabłuszkami tunele, dziury itp. Są przy tym niebywale zadowoleni. Grześ również najchętniej poszedłby w ich ślady, tylko wtedy nigdzie byśmy nie doszli, więc ograniczamy się do wpuszczania go w zaspy co kilkadziesiąt metrów (przy kolejnych „niebieskich patyczkach”😊). Niesamowicie przydatne okazały się zakupione kilka miesięcy temu stuptuty dla chłopców. Dzięki nim śnieg nie nasypywał im się do butów i mogli bezkarnie hasać do woli w śnieżnych zaspach!

Największą atrakcją dla chłopców jest oczywiście śnieg.

Grzesiowi też bardzo podoba się takie wchodzenie zaspy.

Co może być lepszego niż wspólny zimowy spacer?

Rejon Postalm to płaskowyż otoczony strzelistymi szczytami.

Trasa nie pokonuje dużych przewyższeń, a prowadzi na sporej wysokości.

Cały czas towarzyszą nam wspaniałe widoki – co poniektórzy tylko patrzą się wciąż pod nogi…

Schronisko Wiesler Hütte – droga przechodzi tuż obok niego.

Planowaliśmy zrobić ok. 5-kilometrową pętlę, zaglądając po drodze do schroniska Schafbergblickhütte. Ostatecznie docieramy tylko do Wieslerhütte, bo z takimi rozrywkami tempo mamy beznadziejnie wolne, zaczynamy też trochę marznąć, czekając ciągle na Grzesia i chłopców, kopiących swoje tunele…

Schronisko Wieslerhütte okazuje się sympatyczną bacówką z dwoma niewielkimi izbami. Każda z tych izb mieści po 2-3 stoliki dla gości. Jemy zupę gulaszową z parówkami i coś w rodzaju knedli z pieczonym mięsem, sosem i kapustą. Jedzenie dobre, choć oczywiście niezbyt tanie (prawie 50 euro za dwie sycące zupy i dwa drugie dania oraz 4 herbaty, ale nie mieliśmy alternatywy na obiad…).

Bacówka jest niewielka

…ale przytulna – i można zjeść coś ciepłego!

Schronisko ma nawet własny punkt widokowy.

Zaspy śniegu większe od Grześka.

W powrotnej drodze przyświeca nam jeszcze piękniejsze słoneczko. Z zazdrością patrzymy na śmigających po okolicznych pagórkach narciarzy biegowych i pojedynczych skitourowców zdobywających nieco wyższe wzniesienia. Ale chętnie byśmy się tak intensywniej poruszali! Pomarzyć warto, ale tymczasem brodzimy sobie coraz bardziej rozdeptaną trasą w stronę naszej czerwonej bryki, ćwicząc cierpliwość przy każdej większej zaspie, do której muszą wejść młodsi turyści. W myślach dziękujemy naszej gospodyni, która zachęciła nas do wybrania się właśnie na ten spacer ze względu na piękne, wysokogórskie otoczenie.

Na śniegu żaden ślad nie pozostaje niezauważony.

Okoliczne wzniesienia są idealnym celem dla skitourowców.

Śnieg to, czy piaskowa zaspa?

Wracamy – Wiesler Hütte zostaje za nami

Chłopcy w tym czasie zaliczają własną polarną ekspedycję.

Wszystkie chwyty dozwolone – tym razem próby jabłuszkowe.

Zaspy jak wydmy w Słowińskim Parku Narodowym.

Jak możemy iść szybko, skoro większość wycieczki wybiera alternatywne drogi…?

Gdzie by tu dalej?

Tu! Tu jest pięknie!

Grześkowi pozwalamy wskakiwać w śnieg przy kolejnych niebieskich tyczkach.

Siąść łatwo, ale jak stąd wstać?

Tunele i jabłuszka już były, teraz kolej na sanki.

W dole przycupnęła mała kapliczka Postalm.

Postalm. Cieszymy się, że tutaj zawędrowaliśmy .

Wysokość otaczających szczytów przypomina te znane z Tatr.

Przez cały dzień cieszymy się dziś pięknym zimowym słońcem.

Stąd zaczyna się trasa saneczkowa.

Rejon Postalm – może komuś mapka się przyda.

Wracając do Abtenau, mamy jeszcze chwilowe trudności ze zdjęciem łańcuchów (na drodze coraz częściej prześwituje asfalt), ale po kilkunastu minutach ruszamy już dalej do domku. Drogi są co prawda świetnie utrzymane, pługi jeżdżą regularnie, ale po świeżych opadach śniegu łańcuchy poprawiały nam komfort na najstromszych odcinkach górskich dróg.

Wieczorne narty w ośrodku Gosau

Po podwieczorku decydujemy się jeszcze pojechać na jedyną w okolicy oświetloną trasę narciarską w Gosau w ośrodku Dachstein West.. Mamy niebywałe szczęście, bo na miejscu okazuje się, że wyciąg jest czynny tylko w piątki i został uruchomiony dosłownie kilka minut wcześniej. Dziwimy się, że w Austrii nie ma czegoś takiego jak wieczorna jazda na nartach – oświetlonych tras tu jak na lekarstwo. A dla nas byłyby idealne, bo pozwoliłyby na krajoznawcze wycieczki w ciągu dnia.

No nic, nie narzekamy, ważne, że dziś nam się udało. M z Sebusiem jeżdżą na niebieskiej, ale miejscami całkiem stromej trasie, Tymo zwiedza także drugą, czerwoną. Wyciąg orczykowy ma niespełna 400 m długości, ale pozwala fajnie sobie pośmigać, bo kolejek zupełnie brak. Karnety dla dorosłego są w cenie 7,90, a dla dziecka 5,40 euro za dwugodzinną jazdę (w godzinach 18:30–20:30).

R. w tym czasie namawia Grzesia na pierwszą w jego życiu przejażdżkę na prawdziwych nartach. Nasza najmłodsza pociecha zakłada z radością buty narciarskie, a potem także nartki (spadek po starszakach😊). O świadomej nauce jazdy nie ma oczywiście jeszcze mowy, ale możemy z dumą powiedzieć, że Grześ jako najmłodszy z wszystkich naszych chłopców postawił swoje pierwsze kroki na nartach!

Grześ pierwszy raz na nartach!

Taka okazja nie może obejść się bez zdjęcia!

Zaliczamy nawet pierwszy wspólny przejazd.

Brawo, Grzesiu!