Z Doliny Żarskiej na Rohacz Płaczliwy

Piękna widokowo wycieczka, idealna na jedną z pierwszych prawdziwie tatrzańskich, ambitniejszych tras dla młodych turystów. Wymaga pokonania sporego przewyższenia (z Żarskiej Chaty niemal 900 m), ale szlak jest poprowadzony wygodnie i zdobywanie wysokości nie jest uciążliwe. Bez trudności, jedynie usypująca się dość stroma ścieżka z Żarskiej Przełęczy na Rohacz Płaczliwy wymaga nieco więcej uwagi. Piękna bujna roślinność, urozmaicone podejście. Widok z Rohacza Płaczliwego wynagrodzi każdy wysiłek – to jeden z piękniejszych punktów widokowych w tej części Tatr.

Dla naszych chłopców ta wycieczka to co najmniej dwa pierwsze razy. Pierwszy nocleg w schronisku, no i pierwsze wejście na własnych nogach na wysokość ponad 2000 m. Do tej pory odwiedzaliśmy z dziećmi głównie dolinki reglowe i niższe partie Tatr, wychodząc z założenia, że na wszystko przyjdzie czas. Dziś po raz pierwszy sami na własnych nogach zdobywają naprawdę solidne przewyższenie, no i wędrują przez wszystkie piętra tatrzańskiej roślinności. Oj, połknęli bakcyla! Bardzo się cieszymy, że powoli możemy zacząć pokazywać dzieciom nasze ulubione szlaki!

Schronisko Żarskie (Žiarska chata) (1280 m) – słowackie Tatry Zachodnie

Ze Schroniskiem Żarskim wiąże nam się wiele miłych wspomnień. Odwiedzaliśmy je jeszcze w wersji przed przebudową kilkanaście lat temu podczas naszych wypadów w Tatry jeszcze bez dzieci. Potem zajrzeliśmy tu zimą w 2008 r. i nic nie wiedząc o tym, że stare schronisko w 2006 r. zostało rozebrane, mieliśmy niezłe zaskoczenie, widząc chatę w jej obecnej odsłonie – to było lepsze niż fatamorgana!

Nowe schronisko jest ładne, ciepłe i przytulne. Spokojnie można polecać je na pierwsze rodzinne noclegi schroniskowe. Można dostać „czwórkę” z łazienką, co przy noclegach z dziećmi znacznie ułatwia sprawę. W Internecie można spotkać opinie, że chatar jest niesympatyczny i źle nastawiony do turystów. My zupełnie nie odnieśliśmy takiego wrażenia, wręcz przeciwnie. Cała obsługa była bardzo miła, pomocna i uśmiechnięta.

Do Żarskiej Chaty dotarliśmy jeszcze poprzedniego dnia ok. 21.00. Odebraliśmy chłopców ze szkoły tak wcześnie, jak tylko się dało (z Grzesiem zgodziła się zostać na weekend Babcia – dziękujemy!) i około południa ruszyliśmy w drogę. Podróż szła dość opornie, bo odległość do pokonania była jednak spora, a sprawy nie ułatwiały korki w okolicach Częstochowy i zatkane w piątkowe popołudnie trasy przez Śląsk. Przez Słowację pojechaliśmy trochę okrężną drogą – na tak krótki okres czasu nie opłacało nam się kupować winiet, więc nawigacja wybrała dłuższą trasę przez Zuberec. Miało to jednak swoje plusy – przypomnieliśmy sobie miejsca, z którymi wiąże się nam tyle miłych wspomnień!

W Dolinie Żarskiej migają światła Żarskiej Chaty.

Ok. 20.30 dojechaliśmy wreszcie pod wylot Doliny Żarskiej. Osoby zakwaterowane w Żarskiej Chacie mogą podjechać samochodem aż pod samo schronisko, trzeba mieć tylko przy sobie potwierdzenie rezerwacji (wystarczy mailowe). Jakie to miłe uczucie, gdy możemy podnieść w górę szlaban i w zapadającym zmroku wspinać się naszą bryką powoli w górę! Nawierzchnia drogi w ciągu ostatnich kilkunastu lat bardzo zniszczała, więc jedzie się powoli. Chłopakom najwięcej emocji dostarczało chyba przejeżdżanie samochodem przez drewniane mostki na potoku Smreczanka – Sebuś ciągle dopytywał się, czy aby na pewno nasz samochód nie wpadnie do wody. Po 20 minutach nasza bryka wreszcie zajeżdża na parking przed schroniskiem. Szybko zakwaretowujemy się (komfortowy jak na warunki schroniskowe 4-osobowy ‘apartman’ z własną łazienką) i wskakujemy do łóżek – już nie możemy doczekać się wycieczki!

W sobotę wstajemy rano i już o 7.30 pałaszujemy pyszną jajecznicę, popijając ją „chatarską herbatą”. No, po takim rozpoczęciu dnia od razu chce się ruszyć w góry! O 8.30 już meldujemy się na szlaku.

Żarska Chata. Zaraz ruszamy.

Schronisko Żarskie (1280 m) – Żarska Przełęcz (1920 m)

Cudownie jest zaczynać wycieczkę w samym sercu doliny, na wysokości 1300 m. Idziemy na północ, trzymając się zielonych i niebieskich znaków. Ścieżka prowadzi przez bujną roślinność i szumiące potoki, wznosi się równomiernie i generalnie nieuciążliwie. Opowiadamy chłopakom o „lawinie stulecia” w Dolinie Żarskiej z 2009 r. – masy śniegu o ponad 3,5 km długości i kilkudziesięciu metrach głębokości robią wrażenie! Potem razem przypatrujemy się, jak ostatnie bastiony lasu wreszcie ustępują miejsca kosówce.

Chłopcy ruszają na szlak.

Za schroniskiem przekraczamy potok.

Kosodrzewina towarzyszy nam dzisiaj dość długo

Na horyzoncie majaczy Hruba Kopa i Trzy Kopy.

Bujna roślinność zachwyca nas co krok.

Słoneczko świeci coraz mocniej – chwilo, trwaj!

Parę razy przekraczamy niewielkie potoczki.

Po prawej w głębi widać już nasz główny cel.

Wszyscy zachwycamy się pięknymi roślinami.

Pierwszy postój robimy sobie po ok 75 min marszu, przy rozstaju niebieskiego i zielonego szlaku na wysokości prawie 1700 m. Słoneczko przygrzewa, skalne wanty osłaniają nas od wiatru, jeszcze nie jesteśmy bardzo zmęczeni – ale nam miło! Cel jednak przed nami ambitny, więc nie marudzimy zbyt długo i ruszamy dalej.

Na odpoczynek zatrzymujemy się na rozstaju ,,Pod Homolką”

Gdzie teraz poniosą nas nogi?

Ścieżka, znakowana teraz tylko na zielono, wprowadza nas w coraz surowszy krajobraz. Chłopakom szczególnie podoba się przecinanie dużego pola głazów. Jeszcze nigdy nie wędrowali w takiej scenerii. To jedno z ulubionych miejsc świstaków – i rzeczywiście w powrotnej drodze spotykamy tu jednego 😉

Zostawiamy za sobą rozstaj szlaków.

Wychodzimy z kosodrzewiny na trawiaste hale.

Szlak jest urozmaicony, teraz prowadzi przez skalne rumowisko.

Zupełnie jak w Tatrach Wysokich…

Nasza ścieżka na Żarską Przełęcz wspina się bardzo łagodnie, więc mamy możliwość spokojnego podziwiania pięknego otoczenia górnego piętra doliny. Na wysokości ok 1800 m szlak prowadzi obok niewielkiego Żarskiego Stawku.  Po naszej prawej stronie Baraniec prezentuje się naprawdę imponująco. Podczas tego weekendu już na niego nie damy rady wejść, ale kiedyś weźmiemy tam chłopców na pewno!

Za nami imponujące zbocza Smreka i Barańca.

Do przełęczy zbliżamy się dosłownie wielkimi susami.

Już nie możemy doczekać się widoków z przełęczy.

Tymo – nasz rodzinny botanik – zwraca też uwagę na mijane rośliny. Udaje mu się nawet wypatrzeć rojnika górskiego – w Polsce spotykanego chyba tylko w Tatrach. Ta ciekawa roślina to sukulent, noszący piękna łacińską nazwę „wiecznie żywy”. Kiedyś ponoć wierzono, że rojnik chroni domostwa przed piorunami. Górale przystrajali nim domy, bo bawet po zerwaniu długi sprawiał wrażenie zupełnie świeżego. Udaje nam się znaleźć dwa okazy – jeden kwitnący i jeden nie. Oba uwiecznione na zdjęciach 😉

Rojnik górski właśnie zakwita.

A ten rojnik zakwitnie dosłownie za chwilkę.

Po ok. 40 min od rozstaju szlaków meldujemy się na Żarskiej Przełęczy (1920 m). Ale tu wieje! Rzucamy okiem na widoki i chowamy się za spiętrzeniem skalnym. Przypominamy sobie, jak dwa lata temu wędrowaliśmy we dwoje Doliną Jamnicką na Wołowiec i pogoda była paskudna (relacja tutaj) – Jamnicką bardzo ładnie widać z Żarskiej Przełęczy.

Ostatnie metry podejścia…

I jesteśmy na Przełęczy Żarskiej.

A tak niepozornie wygląda Rohacz Płaczliwy z Przełęczy Żarskiej.

Chowamy się przed wiatrem, jak możemy!

Na południe odchodzi ścieżka na Smrek i Baraniec.

Wejście z Żarskiej Przełęczy na Rohacz Płaczliwy (2126 m)

Przed nami ostatni odcinek dzisiejszej trasy – wejście z Żarskiej Przełęczy na Rohacz Płaczliwy (2126 m n.p.m.). Na Żarskiej Przełęczy skręcamy w lewo – teraz towarzyszą nam znaki żółtego szlaku. Ścieżka wspina się dość  stromo w górę wąskimi zakosami. Nie jest przepaścisto, ale zwłaszcza przy zejściu trzeba uważać na luźne kamienie pod nogami. Mimo wysokości i wymagań szlaku chłopcy radzą sobie znakomicie. Szczególnie dumni jesteśmy z naszego Sebusia – nasz ośmioletni dzielny zuch!

Przełęcz Żarska zostaje za nami.

Na południu zostaje za nami grań z kulminacjami Smreka i Barańca.

A nieco bardziej na wschód widać grań Otargańców.

Zapał do wchodzenia nie opuszcza dzisiaj chłopaków!

Od lewej – Wołowiec i Rohacz Ostry

Po ok. pół godziny od przełęczy stajemy na szczycie Rohacza Płaczliwego (2126 m). Wieje tu jak piorun, ale widoki – bajka! Szczególnie pięknie prezentują się Stawy Rohackie i cała Dolina Rohacka. Jak na dłoni mamy też dwie inne doliny – Żarską i Jamnicką. Pięknie widać stąd też Wołowiec i Rakoń, w oddali majaczą Tatry Wysokie. Ostry Rohacz też robi wrażenie – prezentuje się stąd wyjątkowo honornie. Ze względu na wiatr najpierw planujemy szybko zejść z Rohacza, ale w końcu udaje nam się znaleźć całkiem wygodną  i osłoniętą od wiatru miejscówę. I bardzo dobrze, bo takimi widokami człowiek chciałby się cieszyć i cieszyć!

Jesteśmy na Rohaczu Płaczliwym – cel osiągnięty!

Jak pięknie stąd widać Dolinę Rohacką.

Rohacz Płaczliwy

Rohackie Stawy – tam też planujemy kiedyś zabrać chłopców..

Nic tylko rozłożyć skrzydła i polecieć!

Rohacz Płaczliwy widok

Na wschodzie wzrok przyciąga szczególnie Ostry Rohacz.

To najwyższy szczyt, na jaki wspólnie weszliśmy!

Rohacz Płaczliwy

Widać zakosy szlaku na Smutną Przełęcz.

Grań Rohacza Ostrego robi wrażenie.

Jedyne (poza zimnem), co przynagla nas do zejścia, to gromadzące się nad Barańcem nieciekawe ciemne chmury. Chcąc nie chcąc, zwlekamy się i zarządzamy powrót.

Teraz Zadnia Dolina Żarska jest u naszych stóp.

A bardziej na wschód otwierają się widoki na Dolinę Jamnicką.

Nieco poniżej przełęczy wdzięczy się niewielki Żarski Stawek.

Wypatrujemy świstaków i nawet jeden przemyka między głazami.

Wracamy tą samą trasą, którą weszliśmy. Chłopcy łapczywym okiem patrzą w stronę Rohacza Ostrego, ale to zdecydowanie za trudna dla nich trasa – na wszystko przyjdzie czas 😉 Dzisiejsza wycieczka była idealna. Ambitna, ale nie za trudna, piękna widokowo, długa, ale nienużąca. Wejście na Rohacz Płaczliwy z Żarskiej Chaty przy dobrej pogodzie w warunkach letnich jest do zrobienia nawet z zaprawionym w bojach 7-8 latkiem.

A po naszych dzielnych zuchach prawie nie widać zmęczenia.

Bujna roślinność towarzyszy nam na każdym kroku.

Jeeest! To była wyprawa!!!

Pozostaje pytanie – co dzisiaj zjemy na obiad…

Nasz czas: 8.40-15.30, ok. 900 m przewyższenia

Popołudnie i wieczór spędzamy chyba najmilej, jak tylko się da. Najpierw oczywiście obiad. Potem rodzinna gra w bule. Potem śpiewanki z gitarą, a na koniec – mała karciana partyjka w schroniskowej jadalni 😉

Obiad w Żarskiej Chacie.

Gramy sobie w bule.

I gramy na gitarze.