Jezioro Königsee – najpiękniejsze jezioro Bawarii?

Rejs po Jeziorze Königsee i kaplica św. Bartłomieja

Rejs po jeziorze wciśniętym między góry niczym fiord. Do tego widoki na zaśnieżone szczyty, w tym na imponującą prawie dwukilometrową ścianę Watzmanna. To najwyższa skalna ściana w całych Alpach! Czy można chcieć więcej? Chyba tylko pobyć tutaj dłużej w bardziej sprzyjającej wędrówkom porze roku!

31 grudnia 2017, niedziela

Piękny słoneczny dzień z prawie wiosenną temperaturą, do 7 stopni

To zaledwie niespełna godzina jazdy z Abtenau, chociaż po drodze pokonujemy niemiecką granicę. Nawigacja utrudnia nam dotarcie do celu, ale w końcu trafiamy na ogromny parking w Schönau am Königssee. Płacimy za trzy godziny parkowania 4 euro i ruszamy ze sporym tłumkiem ludzi w stronę przystani. Dzisiaj odwiedzamy perłę niemieckich Alp – Jezioro Königsee. To jedno z turystycznych must see w Niemczech, więc nie dziwi nagromadzenie stoisk z pamiątkami czy przekąskami (w tym słynnymi niemieckimi preclami). Czujemy się trochę jak na Krupówkach 😉.

Masyw Watzmanna, dominujący nad Berchtesgaden, w głębi po prawej stronie Hochkalter.

Statki spacerowe wypływają z miejscowości Schönau am Königsee.

Doskonale stąd widać górę Kehlstein ze złynnym Orlim Gniazdem Hitlera.

Z parkingu do przystani wiedzie turystyczna promenada.

Malowidła na ścianach podkreślają walory turystyczne regionu.

W kilka minut docieramy do kasy przy nabrzeżu. Rejs całej naszej rodziny (pięć osób, w tym troje dzieci) kosztuje 37 euro. Na łódź musimy poczekać około pół godziny (żeby uniknąć czekania, należałoby zameldować się tutaj przed 10:30, nam – jak to na rodzinnych wyjazdach – udało się dotrzeć dopiero ok. 12:00…). Czekając, przegryzamy precle i zdejmujemy swetry spod kurtek, bo słońce przygrzewa zupełnie jak na wiosnę. Zadziwiają nas stare tradycyjne konstrukcje drewnianych „garaży” dla łodzi, usadowione na palach. Piękne stare budowle.

Piękna przystań w Schönau am Königsee

W tych starych tradycyjnych budynkach zimują elektryczne stateczki

Nieco zniecierpliwieni czekaniem w sporej kolejce wsiadamy na stateczek. Mieści on na pokładzie prawie 100 osób, wszyscy mają wygodne miejsca siedzące. W środku jest dość ciepło – chyba mają jakieś ogrzewanie. Łódź jest napędzana elektrycznie (już od ponad stu lat tylko jednostki o takim napędzie mogą pływać po jeziorze) – na jednym ładowaniu może pływać przez kilkanaście godzin. Nasza podróż trwa nieco ponad pół godziny w każdą stronę.

Takim właśnie stateczkiem wypłyniemy w rejs po Königsee.

Pozwolenie na przewóz pasażerów uzyskuja tylko jednostki z napędem elektrycznym

Początkowo widoki przypominają krajobraz naszych Pienin, tylko zamiast Dunajca widzimy oczywiście Königsee😉. Jednak z każdym kilometrem perspektywa się rozszerza. Mniej więcej w połowie drogi dopływamy w okolice słynnej Ściany Echa. Obsługa statku wyłącza silnik i nasz przewodnik rozpoczyna grę na trąbce. Melodia jest prosta, ale cudownie uzupełniana przez odpowiedzi echa. Wrażenia bezcenne!

To chyba najprzyjemniejszy moment podróży. Przewodnik z humorem (i skutecznie😉) prosi o wrzucenie symbolicznej monety do czapki w ramach podziękowania za koncert. Przez całą drogę opowiada o mijanych widokach nie tylko po niemiecku, lecz także po angielsku.

Königsee uchodzi za jedno z najczystszych jezior Niemiec

Nad jeziorem wznosi się Watzmann z najwyższą skalną ścianą w Alpach

Do kaplicy św. Bartłomieja można dostać się tylko drogą wodną

Pobliskie skalne ściany są wyjątkowo niedostępne

W łodzi warto zająć miejsca z przodu po prawej stronie (w drodze powrotnej po lewej), bo wówczas lepiej można docenić walory widokowe rejsu. R. nie może odłożyć aparatu (wieczorem selekcja zdjęć jest wyjątkowo trudna, bo mamy po kilkanaście ujęć z jednego miejsca…😉). Nie chce pominąć żadnego dobrego kadru, szczególnie gdy dopływamy już na Półwysep św. Bartłomieja. To z wody można najlepiej ująć słynny widok z czerwonymi kopułami kaplicy.

Przed nami nasz cel – kościół pielgrzymkowy św. Bartłomieja

Kościół znajduje się nad Königsee, na półwyspie Hirschau.

Do kościoła można dotrzeć tylko statkiem lub po długiej wędrówce przez okoliczne pasma górskie.

Św. Bartłomiej apostoł to patron alpejskich rolników i mleczarzy.

Stateczki przybijają do niewielkiej przystani

Po dopłynięciu na półwysep M. zajmuje się tym, na co akurat ochotę ma Grzesiek, czyli dreptaniem po resztkach rozmakającego śniegu i bujaniem się na huśtawce na miejscowym placu zabaw. R. ze starszakami realizuje plan bardziej turystyczny: szybko obchodzą pobliski teren, fotografując co się da. Czujemy się trochę jak japońscy turyści, których zresztą tu nie brakuje 😉.

Najchętniej obeszlibyśmy cały półwysep i podeszli chociaż do kaplicy lodowej u stóp Watzmanna, ale potrzebowalibyśmy na to co najmniej jeszcze trzech godzin. Widok wysokogórskiego otoczenia jeziora, szczególnie imponującej ściany drugiego co do wysokości szczytu Niemiec – Watzmanna – powoduje, że zapisujemy to miejsce gdzieś na liście naszych wyjazdowych planów – tam koniecznie trzeba będzie wejść! O dziwo słynna niemal dwukilometrowa ściana nie sprawia jakiegoś przytłaczającego wrażenia, pięknie wkomponowuje się w krajobraz. Może to spojrzenie z brzegu jeziora powoduje takie wrażenie, ale te dwa kilometry wzwyż wydają się jak dobre kilkaset metrów.

Jezioro Königsee bardziej przypomina fiord, wijający się daleko w głąb lądu.

Kościół został założony przez proboszcza Berchtesgaden już w XII w.

Charakterystyczne cebulaste kopuły to jeden z wyróżników tej świątyni.

W kolejnych stuleciach kościół był przebudowywany w stylu barokowym.

Widok na Königsee sprzed kościoła.

Piękno okolicy jest chronione w ramach Parku Narodowego Berchtesgaden.

Można stąd wybrać się do kaplicy lodowej u podnóży Watzmanna.

Wyruszając na Półwysep św. Bartłomieja po południu w zimie nie ma oczywiście co liczyć na długie spacery: ostatni stateczek odpływa dzisiaj o 16:20, później nie można już stąd wrócić, o czym informują wyraźnie informacje na statku i przy kasach. Do szybkiego powrotu zmusza nas też coraz dłuższa kolejka do przystani. Musimy w niej odstać ponad pół godziny, a w międzyczasie sznurek oczekujących na powrót znacznie się wydłuża. Nie chcemy myśleć, co tutaj się dzieje w szczycie sezonu turystycznego! W ciepłej części roku można popłynąć aż na południowy kraniec jeziora. Tam z przystani Salem w kilkanaście minut można dotrzeć nad brzeg Obersee, a to podobno niezapomniany widok… Ach, trzeba tu jeszcze wrócić!

Pora wracać, choć kolejka oczekujących na statek długa.

Wreszcie płynie! Ciekawe, czy do tego stateczku my się zmieścimy.

Opuszczamy półwysep. WIdzimy, że kolejka do statków powrotnych z biegiem dnia się wydłuza.

W drodze powrotnej lepiej przyglądamy się północnemu otoczeniu jeziora, które prezentuje się teraz przed nami. Wypatrujemy górę Jenner, której szczyt jest podobno świetnym punktem widokowym na jezioro (obecnie kolejka na niego jest w remoncie do wiosny 2018 r.). Szukamy też Orlego Gniazda – reprezentacyjnej rezydencji Hitlera na skalnej ostrodze Kehlstein (można tam dotrzeć specjalnymi autobusami i windą, ale tylko w ciepłej części roku). Chłopcy nie kryją też radości, rozpoznając kształt leżącej czarownicy w grani Schlafende Hexe.

Königsee to jedno z must see w Niemczech.

Wokół panuje niemal doskonała cisza.

Pasmo Śpiąca Czarownica przed nami. Kogo przypomina, można wywnioskować samemu.

I z powrotem dobijamy do klimatycznej przystani w Schönau am Königsee.

Pomimo pełnej wrażeń wycieczki udaje nam się dowieźć Grzesia do domu bez drzemki. Dzięki temu po zjedzeniu przygotowanego wczoraj spaghetti możemy położyć naszą najmłodszą latorośl na drzemkę już w naszej kwaterze. M. zyskuje chwilę dla siebie i komputera, a R. z Tymkiem i Sebkiem jadą do Abtenau na kilka zjazdów torem saneczkowym (3-kilometrowy, frajda dla całej rodziny, szczegóły w relacji nt. Abtenau). Takiego Sylwestra jeszcze nie było – na pewno go zapamiętamy!

Cała nasza rodzinka celebruje ostatni wieczór 2017 roku, robiąc sobie wróżby i grając w kalambury. Im hasło śmieszniejsze, tym lepiej! Nie kupiliśmy co prawda fajerwerków, ale z okien i tak podziwiamy piękny kolorowy spektakl za oknem (nieco ograniczony przez mgłę spowijającą Abtenau). Wszyscy chłopcy dzielnie czekają do północy, ale potem już w miarę grzecznie idą spać, a i my nie przedłużamy imprezy – na jutro planujemy rodzinny spacer po Postalm – największej górskiej hali w austriackich Alpach (fotorelacja tutaj).

Sylwestra czas zacząć!

Do siego roku! Już 2018! Szampan oczywiście bezalkoholowy:)