Dania, dzień 4. Przylądek Grenen – tam, gdzie Bałtyk spotyka się z Morzem Północnym; kościół pod piaskiem, klify Rubjerg Knude, Lokken.

1 sierpnia 2016, poniedziałek

W porywach do 20 stopni, króciutkie przelotne deszcze.

Powoli przyzwyczajamy się do duńskiej pogody. Codziennie przez większą część dnia świeci słońce, przysłaniane uroczymi (i bardzo fotogenicznymi) chmurkami. Do tego raz na kilka godzin powstaje większa lub po prostu ciemniejsza chmura, z której przez chwilę, maksymalnie kilkanaście minut pada. Czasami deszcz potrafi być ulewny, chociaż dookoła widać błękitne niebo. Dodatkowo stałym elementem pogody jest wiatr, którego porywy bywają naprawdę silne, szczególnie na zachodnim wybrzeżu. Słupek termometru nie wychyla się specjalnie powyżej 20 stopni, ale jak słońce przygrzeje, ma się wrażenie, że jest cieplej niż w rzeczywistości.

Dzisiaj budzi nas piękne słońce, więc decydujemy się na jedną z dłuższych zaplanowanych tras – ruszamy na sam północny kraniec Danii (a właściwie Jutlandii).

Przylądek Grenen – tam, gdzie zaczyna się Bałtyk

Naszym głównym celem jest przylądek Grenen, czyli najbardziej na północ wysunięty fragment Danii. Ten piaszczysty cypel oddziela Skagerrak (z zachodu) od Kattegatu (ze wschodu). Wody Morza Północnego mieszają się tu z wodami Bałtyku, tworząc jedyny w swoim rodzaju spektakl. Ze względu na silne prądy obowiązuje tu ścisły zakaz kąpieli

Nieco zmęczeni półtoragodzinnym dojazdem, kierujemy się prosto na płatny (w godzinach 9-18; 11 DKK za godzinę) parking. Testujemy (skutecznie) podgrzewanie obiadku dla Grzesia w herbacie z termosu. Jakoś trzeba sobie radzić:) R czeka na podgrzanie zupki, chodząc z Grzesiem po najbliższych wydmach, a potem karmi i przewija Grzesia. W tym czasie M. z chłopcami polują na zdjęcie pięknej latarni stojącej nieopodal. Znajdują urocze miejsce na bałtyckiej plaży, bardzo blisko parkingu, skąd latarnia wygląda o wiele korzystniej niż od strony szosy.

Latarnia morska na przylądku Grenen

Latarnia morska na przylądku Grenen

Plaża w okolicy latarni, po wschodniej stronie przylądku

Plaża w okolicy latarni, po wschodniej stronie przylądku

Widok na latarnię jest najpiękniejszy od strony morza.

Widok na latarnię jest najpiękniejszy od strony morza.

Wszyscy korzystamy z toalet (bezpłatnych – do tej pory w Danii nie spotkaliśmy się ze zwyczajem płacenia za toalety) i ruszamy żółtą trasą na koniec cypla. To najkrótsza i najbardziej uczęszczana trasa w tej okolicy, ale warto wiedzieć, że jest jeszcze kilka szlaków pozwalających lepiej poznać przyrodnicze i historyczne walory tego miejsca. Kto nie lubi spacerów, może podjechać na kraniec przylądka na przyczepie ciągniętej przez traktor.

Najpierw przechodzimy przez spore wydmy, zarośnięte nieco inną niż na naszym wybrzeżu roślinnością. Od razu rzucają się w oczy niemieckie bunkry z czasów II wojny światowej (przy innych trasach też można je oglądać). Bardzo rozbawia nas umieszczony na nich przez dowcipnych wandali napis „Zimmer frei”… Chyba rozśmieszył nawet tutejszych włodarzy, bo nie został usunięty, a turyści chętnie robią sobie z nim zdjęcie.

Bunkry są pozosałościami hitlerowskich fortyfikacji

Bunkry są pozosałościami hitlerowskich fortyfikacji

Na skraj cypla prowadzi ok. półtorakilometrowa ścieżka

Na skraj cypla prowadzi ok. półtorakilometrowa ścieżka

Gdyby ktoś nie mógł znaleźć noclegu...

Gdyby ktoś nie mógł znaleźć noclegu…

Za wydmami odsłania się widok na plażę i… sznur ludzi idących na kraniec Danii. Na szczęście tłum nie jest bardzo uciążliwy, bo plaża w tym miejscu szeroka. Korzystamy z przyjemnego słońca, zdejmujemy buty i idziemy boso samym brzegiem Bałtyku. Jak przyjemnie… I nawet nie tak zimno. Starsi chłopcy bardzo dzielnie maszerują, a Grzesia dobrze otulamy kocem, bo wieje coraz silniej. Ze spaceru w wodzie cieszymy się wszyscy, z nosidełka dobiegają radosne okrzyki Grzesia na widok nadpływających fal. Jakże jesteśmy zdziwieni, gdy zauważamy na plaży odpoczywającą fokę. Musiała być chyba bardzo zmęczona, skoro nie odstraszyły jej te tłumy…

 Na plaży spotykamy młodą fokę

Na plaży spotykamy młodą fokę

Niedługo później ucieka do morza

Niedługo później ucieka do morza

Po około pół godziny marszu docieramy na sam kraniec cypla. Piaszczysta łacha wcina się głęboko w morze. Widok spienionych fal nacierających na siebie z dwóch stron jest jedyny w swoim rodzaju. Dodatkowo oba morza mają dzisiaj inny kolor. Bałtyk jest mniej wzburzony, ale posępnie szary, a Morze Północne bardziej błękitne, lecz spienione. Wody Skagerraku są też, o dziwo, wyraźnie cieplejsze. Każdy chce zrobić zdjęcie na samym „końcu Danii” z jedną nogą w jednym morzu, a drugą w drugim, więc jest spory tłok i zamieszanie. Pewnie lepiej byłoby przyjechać tu wcześnie rano lub wieczorem, ale w naszym składzie to byłoby trudne. Sebuś korzysta z naszej nieuwagi i wchodzi w wodę o krok za daleko, dokumentnie mocząc spodnie. Na szczęście mamy zapasowe, więc nie musi wracać mokry do samochodu.

Kraniuszek Grenen. Tu spotykają się ze sobą dwa morza

Kraniuszek Grenen. Tu spotykają się ze sobą dwa morza

Kolor Morza Północnego (po lewej) wyraźnie inny niż Bałtyku

Kolor Morza Północnego (po lewej) wyraźnie inny niż Bałtyku

Kraniec Grenen od strony Morza Północnego

Kraniec Grenen od strony Morza Północnego

Zaliczyliśmy plażę nad Bałtykiem, teraz pora na Morze Północne

Zaliczyliśmy plażę nad Bałtykiem, teraz pora na Morze Północne

Kto nie lubi spacerów, może podjechać gustownym pojazdem

Kto nie lubi spacerów, może podjechać gustownym pojazdem

Zimny wiatr i coraz ciemniejsze chmury zmuszają nas do odwrotu. Jakoś nie zachęcała nas podróż traktorami z przyczepami, które cały czas transportowały ludzi z parkingu i z powrotem. Po kilkunastu minutach w końcu łapie nas deszcz. Jak zwykle w Danii trwa on krótko, choć jest dość rzęsisty. Przed samym parkingiem mokniemy jeszcze raz. Takie uroki tutejszej aury.

Wracamy do samochodu

Wracamy do samochodu

Co to za wariaci w pelerynach w pełnym słońcu. Po prostu chwilkę wcześniej padało

Co to za wariaci w pelerynach w pełnym słońcu? Po prostu chwilkę wcześniej padało:)

Główną część naszej wycieczki kończymy „obiadem”. Tym razem zadowalamy się kiełbaskami i burgerami. Taki posiłek nie rujnuje budżetu (chociaż lepiej nie przeliczać wszystkiego na złotówki…), a smakuje całkiem przyzwoicie, zwłaszcza po przejściu ponad trzech kilometrów po piachu. Cała wizyta na przylądku Grenen zajęła nam prawie 2,5 godziny.

Z powodu późnej pory (zbliża się 15) i rozbudowanych dalszych planów omijamy samo Skagen. Ta stara wioska rybacka ponad sto lat temu stała się kolebką ruchu artystycznego, tzw. Szkoły Skagen. Obecnie to znany kurort z galeriami i muzeami.

Kościół pod piaskiem (Den Tilsandede Kirke)

Podjeżdżamy na parking oddalony o kilkaset metrów od naszego kolejnego celu. Ścieżką przez zarośnięte wydmy dochodzimy szybko do pozostałości kościoła św. Wawrzyńca, który od XVI w. był sukcesywnie zasypywany przez wędrujące piaski. Świątynię ostatecznie zamknięto w 1795 r., a do dzisiaj pozostała jedynie częściowo przysypana wieża. Z daleka wygląda ciekawie, ale z bliska trochę rozczarowuje, szczególnie widok z góry, który „testuje” M. z Sebkiem. Gdybyśmy tu jednak nie zajrzeli, to myślelibyśmy, że wiele straciliśmy.

 Idziemy zobaczyć kolejną ciekawostkę - kościół zasypiany piaskiem.

Idziemy zobaczyć kolejną ciekawostkę – kościół zasypiany piaskiem.

Kościół pod piaskiem, czyli świątynia św. Wawrzyńca (XIV w., zamnięta XIX w.)

Kościół pod piaskiem, czyli świątynia św. Wawrzyńca (XIV w., zamnięta XIX w.)

Można wejść na kościelną wieżę

Można wejść na kościelną wieżę

Widok z wieży

Widok z wieży

W tym czasie Grześ przed wejściem wyrabia zaległe kilometry

W tym czasie Grześ przed wejściem wyrabia zaległe kilometry

Niesamowite porośnięte trawą wydmy na południowy zachód od Skagen

Niesamowite porośnięte trawą wydmy na południowy zachód od Skagen

Czas goni, a chcemy jeszcze zobaczyć piękne klify w okolicy miejscowości Lønstrup na północno-zachodnim wybrzeżu. Siłą rzeczy musimy odpuścić białą wydmę w Råbjerg i podglądanie orłów w rezerwacie ornitologicznym Tuen. Tak trudno dokonać selekcji wszystkich ciekawych rzeczy… Udaje nam się tylko utrwalić wyjątkowo piękne porośnięte wydmy nieco na południowy-zachód od Skagen.

Klify Rubjerg Knude (na pd.-zach. od Lønstrup)

Zdjęcia klifów z latarnią w tle, widziane w internetowej relacji z Danii (pozdrowienia dla autorów bloga http://2013dania.blogspot.dk/!), zafascynowały nas tak bardzo, że postanawiamy znaleźć miejsce, z którego zostały zrobione. Kierujemy się na Lønstrup, a stamtąd za drogowskazem na Maarup Kirke i… udaje się! Sam kościół, zupełnie jak u nas w Trzęsaczu, znalazł się na samej krawędzi klifu i został stąd przeniesiony w 2008 r. Widok stąd jest po prostu genialny! To naprawdę trzeba zobaczyć na własne oczy! Wrażenia podrasowuje niesamowicie silny wiatr, który porywa drobinki piasku i wznosząc się z całą siłą w górę klifu, tworzy jakby małą burzę piaskową. Wystarczy krótkie otwarcie drzwi samochodu i wszystko w środku pokrywa się pyłem. Szkoda, że nie da się tego ująć na zdjęciach… Na klifach przycupnęła zagubiona wśród wydm piękną latarnia Rudbjerg Knude Fyr. Po prostu bajka.

Mårup Kirke. Kościół rozebrano w 2008 r.

Mårup Kirke. Kościół rozebrano w 2008 r.

Zostały tylko stare nagrobki

Zostały tylko stare nagrobki

Klif Rubjerg Knude

Klif Rubjerg Knude

Latarnia Rubjerg Knude już nie działa, zasypana przez piaski.

Latarnia Rubjerg Knude już nie działa, zasypana przez piaski.

Klif w kierunku północnym

Klif w kierunku północnym

Mieliśmy w planie jeszcze spacer do samej latarni, ale czas coraz bardziej goni, jest już prawie 18:00. Przejeżdżając obok parkingu, z którego w kilkanaście minut można dojść pod latarnię, rzucamy tylko tęskne spojrzenia w kierunku ogromnych gór piachu i samej latarni. Przy dzisiejszym wietrze i tak nie udałoby się nam dojść tam z małym Grzesiem, bo wiatr naprawdę wciskał piasek wszędzie (z samochodu musieliśmy go wymiatać po przyjeździe do domku…).

Lokken: samochodem na … plażę!

Na sam koniec zajeżdżamy jeszcze do Lokken, gdzie plaża nad Morzem Północnym jest na tyle twarda i szeroka, że można na nią wjechać samochodem. Naprawdę! Grześ z powodu przenikliwego wiatru nie wychodzi z samochodu, tylko wcina trzeci już dzisiaj posiłek siedząc w foteliku (tym razem swoim, wcześniej na podkładce Tymka). Starszakom wiatr nie straszny. Chętnie oddają się swojej nowej pasji – poszukiwaniu coraz to nowych rodzajów muszelek. Inne morze, to i muszle inne!

Na plażę w Lokken można wjechać samochodem

Na plażę w Lokken można wjechać samochodem

Po plaży jeszcze nie jeździliśmy

Po plaży jeszcze nie jeździliśmy

Latarnia i klif Rubjerg Knude od strony południowej

Latarnia i klif Rubjerg Knude od strony południowej

Raj dla kitesurferów

Raj dla kitesurferów

Na plaży w Lokken

Na plaży w Lokken

Wiatr nam nie straszny!

Wiatr nam nie straszny!

Duński akcent na pożegnanie Lokken

Duński akcent na pożegnanie Lokken

Nareszcie możemy skierować się do domu. Zaliczamy jeszcze tylko mały stres na stacji benzynowej, bo nie możemy znaleźć portfela. Na szczęście zguba znajduje się na dnie plecaka. Przy okazji kilka słów nt. stacji paliw. Poza koniecznością płacenia kartą (tankowanie poprzedza autoryzacja karty płatniczej w automacie) ceny na stacjach zmieniają się w zależności od pory dnia. I to nawet o 7-8%! Dodatkowo stacji jest stosunkowo niewiele, szczególnie przy autostradzie (tam też oczywiście jest najdrożej), więc trzeba pilnować, by bak nie opróżniał się do końca.

Nasz czas: 10:40-19:40, w tym ponad połowa czasu i ok. 310 km samochodem