W poprzek Tatr: Siodełko – Lodowa Przełęcz – Dolina Jaworowa

Smokowiec – Dolina Zimnej Wody – Chata Téryego – Lodowa Przełęcz – Dolina Jaworowa

Piękne przejście w poprzek pasma Tatr Wysokich. Wycieczka nie dłuży się ani przez chwilę, a widoki zmieniają się jak w kalejdoskopie. Piękne ogładzenia polodowcowe w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich, ogrom ścian Jaworowych Szczytów oglądanych z Przełęczy Lodowej, soczyste hale w Dolinie Jaworowej, a na deser – piękne widoki na Tatry Bielskie.

Tatrzańskie Zręby – Siodełko (Hrebienok) – 1285 m n.p.m.

Skoro powiedziało się „A”, trzeba powiedzieć „B”. „A” powiedzieliśmy wczoraj, zostawiając samochód w Łysej Polanie i przechodząc Doliną Białej Wody przez Rohatkę i Dolinę Staroleśną do Smokowca (przepiękne przejście z północy na południe Tatr, wspaniała wycieczka – relacja tutaj). Dziś musimy powiedzieć „B” – czyli wrócić po samochód. A jak? Oczywiście kolejnym przejściem „tranzytowym” przez grań Tatr. Tym razem wybieramy wejście Doliną Zimnej Wody do Doliny Pięciu Stawów Spiskich, przejście przez Lodową Przełęcz i powrót Doliną Jaworową.

Poranny rozruch jest trudny. Nie da się jednak nie poczuć wczorajszych 30 km i 1600 m przewyższenia – nogom trudno zrozumieć, że czeka je dziś powtórka z rozrywki 😉

Na szczęście na początek spokojna rozgrzewka – 3-kilometrowy spacer z Tatrzańskich Zrębów do Smokowca. Idziemy ścieżką pieszo-rowerową poprowadzoną wzdłuż szosy pod nasłonecznonymi grzbietami Sławkowskiego Szczytu. W Smokowcu najniezbędniejsze zakupy, czyli bułki na dzisiejszą wycieczkę – wczoraj wracaliśmy tak późno, że wszystkie sklepy były pozamykane, więc musieliśmy powitać poranek z brakiem pieczywa 😉

Ruszamy trasą spacerową z Tatrzanskich Zrębów.

Przechodzimy między pięknymi budynkami Smokowca.

Bez wahania kupujemy bilet na kolejkę na Siodełko (Hrebienok), mimo że cena jest powalająca (wyobrażacie sobie 10 euro za 1 osobę w 1 stronę?!!! – może to i dobrze, że wczoraj wieczorem kolejka już nie kursowała i musieliśmy schodzić z Siodełka na piechotę).

Tym razem uda nam się skorzystać z kolejki na Siodełko.

Siodełko – Chata Zamkovskiego

Idziemy za czerwonymi znakami Magistrali, podobno jednym z najruchliwszych odcinków słowackich Tatr. Dzięki dość wczesnej porze ruch jest jednak nieuciążliwy. Nie możemy nadziwić się, jak bardzo zmienił się krajobraz po wiatrołomach „vel’kej kalamity”. Straty drzewostanów są ogromne, za to widoki poszerzyły się niebotycznie. Jak na dłoni widać Poprad i jego otoczenie.

Szlak zakręca i podprowadza pod 20-metrowy Wyżni Wodospad na potoku Zimna Woda. Obowiązkowe zdjęcia. Potem nie możemy „odkleić się” od ostatnich widoków na Dolinę Staroleśną, którą wędrowaliśmy poprzedniego dnia – zaraz znikną nam za garbem. Szlak przechodzi obok gigantycznych want skalnych – jednych z największych w całych Tatrach.

Przed nami grań Rywocin i Kosciołów. Szczyt Pośredniej Grani jeszcze w chmurach.

Z podejścia do Chaty Zamkowskiego spoglądamy na urocze rozstaje w okolicy Rainerowej Chatki.

Oborovsky Vodopad (na potoku Zimna Woda) ma wysokość 20 m.

Z zakosu szlaku zaglądamy w głąb Doliny Staroleśnej (wczoraj tamtędy schodziliśmy).

Jeden z największych głazów w Tatrach!

Po 3 km dochodzimy do Schroniska Zamkovskiego (1475 m n.p.m.). Przechodziliśmy tędy wielokrotnie, ale nigdy nie siedzieliśmy w schroniskowej jadalni. Co można zamówić na szybko? – śniadanie bez pieczywa dzisiaj mieliśmy marne 😉 – kiełbasę z chlebem! Kiełbasa zamówiona, czekamy. I czekamy. I czekamy. 20 minut, pół godziny. Na kiełbasę? Ile można? Zasadniczo jesteśmy wyluzowani, ale dziś w perspektywie wielka wycieczka, więc trochę nam się spieszy. Podchodzimy do okienka się przypomnieć. Zaraz będzie. A nie ma. R. żartuje, że tragarz musi ją dopiero przynieść. I rzeczywiście, w końcu widzimy przez okno nosicza. A za  3 minuty kiełbaska wjeżdża na stół 😉

Schronisko Zamkovskiego (1475 m n.p.m.)

Jadalnia jest niewielka, ale z prawdziwie schroniskowym klimatem.

Chata Zamkovskiego – Chata  Téryego (2015 m n.p.m.).

Za schroniskiem Zamkovskiego wychodzimy ponad górną granicę lasu. Szukamy Koleby Łomnickiej – bezskutecznie. Widoki na górne piętro doliny są bajkowe. Wzrok przyciąga zwłaszcza spektakularny próg polodowcowy. Ze ściany nachylonej pod kątem 45 m spektakularnie spada w dół doliny siklawa. Próg wydaje się niedostępny, a jednak szlak po przewinięciu się na drugą stronę potoku tak kluczy, tak prowadzi zakosami, że wchodzimy tam bez najmniejszych trudności. Często spotyka się tu tragarzy, którzy zaopatrują chatę Téryego (ale też Zbójnicką, Zamkovskiego i schronisko pod Wagą). Od samego patrzenia na ładunek przytroczony do ich pleców słabo się robi. Podziwiamy.

Otwierają się widoki na Dolinę Zimnej Wody.

Po prawej mijamy żleb spod Łomnickiej Przełęczy, którym wiodła historyczna droga na Łomnicę

Pozostaje jeszcze wspiąć się na próg Doliny Pięciu Stawów Spiskich.

Z podejścia pięknie widać nasz dzisiejszy szlak przez Dolinę Zimnej Wody

Podejście urozmaicają nam widoki wodospadu spływającego z progu doliny.

A z góry spogląda na nas Łomnica.

Po lewej szczyty Żółtej Ściany i Pośredniej Grani.

Dolina Pięciu Stawów Spiskich wita nas imponującymi ogładzeniami polodowcowymi. Czegoś takiego, w takiej skali nie spotykacie w żadnym innym miejscu w Tatrach. Krajobraz egzotyczny, niezwykły, nieziemski, wyrzeźbiony przez bryły lodu.

W okolicach chaty  Téryego zazwyczaj jest bardzo zimno. Dziś jest nie inaczej. Chętnie ogrzewamy się w jadalni schroniska (2015 m). Herbata z rumem i ciacho z makiem działają cuda.

Schronisko Teryego rozsiadło się na przepięknych ogładzeniach polodowcowych.

Przedni Staw Spiski, a za nim w głębi kopuła Łomnicy.

Tutejsze ogładzenia polodowcowe uważane są za najładniejsze w Tatrach.

Chata  Téryego – Przełęcz Lodowa

Po miłym odpoczynku ruszamy dalej, wciąż trzymając się zielonego szlaku, w kierunku Lodowej Przełęczy. Wczoraj spotkaliśmy kozice w Dolinie Staroleśnej, dziś też mamy takie szczęście. Nawet jeszcze większe! Trzy kozice urządzają dla nas przedstawienie na wancie skalnej tuż przy szlaku. W tle skalne otoczenie Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Bajka.

Najeżone szczytami otoczenie Pośredniego Stawu Spiskiego.

Urocza kamienna grobla przez zatoczkę Pośredniego Stawu Spiskiego.

Wielki Staw Spiski pozostaje w dole.

Kozica chyba się nam przygląda.

A może się kamufluje – tu świetnie wtopiła się w krajobraz.

Chyba jednak pozuje…

Albo pilnuje, żebyśmy nie posunęli się za daleko.

Taniec kozic na buli nad Doliną Pieciu Stawów Spiskich.

Szlak przewija się przez garb i wprowadza do niewielkiej Dolinki Lodowej. Krajobraz bardzo surowy, głazy, piargi, płaty śniegu. Mijamy rozstaj szlaków, gdzie oddziela się szlak prowadzący przez Czerwoną Ławkę do Zbójnickiej Chaty, i wspinamy się nad Lodowy Staw – najwyżej położony staw tatrzański (2157 m n.p.m.). Wyżej ścieżka pnie się stożkiem piargowym na przełęcz. Kiedyś perć była obsypująca się i nieuporządkowana, po remoncie zapewnia bezpieczne i w miarę wygodne wejście. Podejście na Lodową Przełęcz nie jest trudne, ale nużące i wymagające uwagi. Końcówka podejścia ubezpieczona łańcuchem, ale wejście nie sprawia trudności.

Wielki Staw Spiski w przepięknym wysokogórskim otoczeniu.

Ostatnie spojrzenie na Dolinę Pieciu Stawów Spiskich.

Przed nami widok na Czerwoną Ławkę.

My jednak zwracamy się w stronę Małego Lodowego.

A konkretnie na szlak na Lodową Przełęcz.

Szlak prowadzi przez wielkie głazowiska.

Tu odłącza się szlak na Czerwoną Ławkę.

Lodowy Staw to najwyżej położony tatrzański stały zbiornik wodny.

Spod Lodowej Przełęczy prezentuje się jeszcze lepiej.

Lodowa Przełęcz

Jeszcze tylko kilkanaście metrów i jesteśmy na Lodowej Przełęczy.

Lodowa Przełęcz

Ostatnie metry podejścia zabezpieczono łańcuchem.

Po 80 min od Chaty Téryego wchodzimy na Lodowa Przełęcz (2372 m n.m.) Podziwiamy niezwykle majestatyczne, urwiste skaliste zbocza Jaworowych Szczytów. Na dłuższy odpoczynek nie ma co liczyć, bo zimno tu jak piorun. Mimo naciągniętych bluz i kurtek dygocemy jak listki na wietrze.

Lodowa Przełęcz – dzisiaj naprawdę zimna, przynajmniej na wietrze!

Lodowa Przełęcz

Na pierwszym planie Ostry, po prawej Jaworowy Szczyt.

Lodowa Przełęcz

Na drugim planie Gerlach (w chmurach), a po prawej Wysoka i Rysy.

Lodowa Przełęcz – Dolina Jaworowa

Na przełęczy próbujemy dodzwonić się do chłopaków, ale z sukcesem połowicznym. Schodzimy w dół, licząc na to, że wiatr ucichnie. Niegdyś były tu niewygodne piarżyste zakosy, po (chyba niedawnym) remoncie szlak jest znacznie wygodniejszy i sprawnie gubimy wysokość. Górne piętro doliny jest bardzo surowe, wrażenie potęguje groźny, czarny mur Jaworowych Szczytów. Jak cudownie mieć poczucie takiego bycia po prostu w górach! Szlak mija Żabi Staw Jaworowy – obowiązkowe fotki. Dalej wieje, więc schodzimy niżej, patrząc łakomym okiem na zalaną słońcem trawę na niższym piętrze doliny. Tam właśnie rozsiadamy się na postój.

Schodzimy sprawnie bardzo wygodnym szlakiem.

My coraz niżej, a Jaworowe Szczyty coraz większe…

Do pełnego widoku brakowało jeszcze Żabiego Stawu Jaworowego, ale już i on przed nami.

Niżej schodzimy na piękne kwieciste hale.

Dziś rozpusta. Wzięliśmy ze sobą liofilizat – spaghetti carbonara z szybką dla 2 osób. 600 ml wrzątku, 10 min i restauracja zaprasza! No, najeść to się tak do końca tym nie najedliśmy, ale po całym dniu wędrówki takie ciepłe jedzenie na postoju smakowało jak ambrozja.

Podczas całego odpoczynku towarzyszy nam przesympatyczna kozica. Przygląda się bardzo ciekawie, podchodzi coraz bliżej. Siedzimy cichutko jak zaczarowani. Gospodyni chyba czekała na pastwisko, które niechcący jej zajęliśmy. Pani kozico, przepraszamy, my tylko na chwilę i nas nie ma!

Po odpoczynku dalej gubimy wysokość. Idziemy wzdłuż Jaworowego Potowu. Wokół feeria kwiatów. Groźne czarne ściany Jaworowych Szczytów zostają za nami. Tu inny świat. Przecinamy niezwykle malowniczy mostek na Jaworowym Potoku. Jak tu ładnie! Nie liczyliśmy, ile R. zrobił tu zdjęć.

Zeszliśmy już do Jaworowego Potoku i oglądamy się za siebie.

A przed nami wychylają się Tatry Bielskie z Muraniem.

Przeuroczy filigranowy mostek na Jaworowym Potoku.

Niżej wchodzimy już w piętro lasów. Tu szlak jest mniej nachylony, widoki są mniej spektakularne, ale idzie się wygodniej. Zatrzymujemy się jeszcze raz na kłodzie przy szlaku. Nie macie pojęcia, jak dobrze może smakować sucha bułka z kabanosem po całym dniu wędrówki.

My schodzimy, z za nami zaczynają się kłębić chmury.

Niżej urozmaiceniem wędrówki są wspaniałe widoki na Tatry Bielskie. Podczas naszej ostatniej wycieczki w Bielskie widoczność była zerowa (za to kozice spotkaliśmy fantastyczne, zobaczcie, fotorelacja tutaj), więc tym chętniej spoglądamy w stronę ich grani.

Po wschodniej stronie Tatry Bielskie w całej okazałości.

Murań sprawia wrażenie, jakby chciał zatarasować nam drogę.

Zmęczenie powoli daje o sobie znać. Cieszymy się, że nie złapał nas deszcz – ogólnie pogoda była dziś znacznie lepsza niż w prognozach. Nasz szlak łączy się z niebieskim szlakiem prowadzącym z Przełęczy pod Kopą. Stąd już tylko pół godziny i stajemy w Jaworzynie.

Most na Jaworowym Potoku na Polanie pod Muraniem. Most został dosłownie zmieciony przez wezbrane wody potoku ledwie kilka dni później, na skutek tragicznych w skutkach opadów w Tatrach…

Samochód zostawiliśmy wczoraj na Łysej Polanie, co oznacza przymusowe przedłużenie naszego spaceru. Idziemy poboczem szosy, rozmawiając po drodze z Grzesiem bawiącym się z Babcią na działce. O dziwo jesteśmy chyba mniej zmęczeni niż po wczorajszej wycieczce, mimo że już drugi dzień z rzędu spędzamy 12 godzin na szlaku. Mniej nie znaczy oczywiście w ogóle. Prześladują nas wizje, że zgubiliśmy kluczyki do samochodu i nie będziemy mieli jak wrócić. Że pan parkingowy zamknął bramę małego parkingu (dla samochodów zostawianych dłużej niż 1 dzień) i nie będziemy mogli wyjechać. Itd. itp. Na szczęście żadna z tych czarnych wizji nie sprawdza się i po chwili z dziką radością pakujemy się do naszej bryki. Nie uwierzycie, ale jak tylko wsiadamy do samochodu, zaczyna padać. Ale mieliśmy dziś szczęście! Wycieczka udała się pierwszorzędnie – była wspaniała.

Nasz czas: 9.00-20.00, ok. 27 km, 1200m w górę i ponad 1400m w dół (nie licząc podjazdu na Siodełko)

W dwa dni prawie 60 km po Tatrach! Dzisiejsza trasa jest limonkowa 😉 (wczorajsza pomarańczowa).

PS. Nie uwierzycie, ale już 6 dni po naszej wędrówce ogromna ulewa i następujące po niej wezbranie górskich potoków zerwało ten wielki most, widoczny na zdjęciu pod koniec wpisu! Uroczy mostek w górnej części Doliny Jaworowej też zapewne nie przetrwał… Ach, te górskie żywioły!