Południowy Schwarzwald – Jeziora Schluchsee i Titisee

Ostatniego dnia naszego pobytu w Schwarzwaldzie wracamy do południowej części regionu, jednak tym razem nie podążamy szlakiem najwyższych widokowych szczytów, tylko największych jezior – Schluchsee i Titisee. To pierwsze jest jeziorem zaporowym i stanowi największy schwarzwaldzki zbiornik wodny. To drugie ma pochodzenie polodowcowe i urokliwie chowa się wśród zielonych wzgórz. Położone przy jego brzegu Titisee-Neustadt i Hinterzarten to gwarne i pełne turystów kurorty-uzdrowiska. 

W obu jeziorach można się kąpać, ale brzegi nie wszędzie nadają się do kąpieli (np. nad jeziorem Titisee kąpieliska znajdziemy po północnej stronie) – najlepiej sprawdzić na mapie, gdzie wyznaczono miejsca do kąpieli. Osoby, które chcą uciec od gwaru kurortów, mogą wybrać kąpiel w znacznie mniejszym jeziorze Windgfäll-weiher, położonym nieco na północ od Schluchsee.

17 sierpnia 2017, czwartek

Częściowe zachmurzenie, ok. 23 stopni

Południowy Schwarzwald – jeziora Schluchsee i Titisee 

 

Po raz kolejny wybieramy się na południe Schwarzwaldu i po raz kolejny mamy podobne obserwacje na temat różnic między północą i południem Czarnego Lasu.

Południe słynie z najwyższych widokowych szczytów, z których niezalesionych wierzchołków rozciągają się spektakularne widoki. Są tu najbardziej znane schwarzwaldzkie jeziora. Te atrakcje jak magnes przyciągają turystów, stąd też trudniej tu o samotność na szlakach. Jednocześnie rzeźba terenu jest nieco inna. Mimo wyższej wysokości względnej częściej spotyka się tu szczytowe wypłaszczenia, przypominające nam nieco nasze Góry Izerskie.

Środkowy Schwarzwald nie może się pochwalić najwyższymi szczytami, a wierzchołki wzniesień najczęściej porasta las (na kilku szczytach podziwianie panoram umożliwiają wieże widokowe), jednak też jest tu bardzo malowniczo. To tu – jak nam się wydaje – bije serce Czarnego Lasu. Jadąc wąskimi lokalnymi dróżkami co chwilę spotyka się tradycyjne domy schwarzwaldzkie jakby żywcem wyjęte ze skansenu. Drogi są puste, uroczo wiją się przez leśne wzniesienia – to raj dla rowerzystów.

My dziś jedziemy na południe Schwarzwaldu. Naszym głównym celem są największe jeziora – chłopcy bardzo ucieszyli się perspektywą orzeźwiającej kąpieli. My z kolei liczymy na piękne widoki, urozmaicone taflami niebieskiej wody.

Zaczynamy od odwiedzenia jeziora Schluchsee. Kąpanie zostawiamy na później, teraz celujemy w najlepszy punkt widokowy na okolicę – wieżę widokową Riesenbühl  (1097 m n.p.m.). Wieża znajduje się na południe od miejscowości Schluchsee. Samochód można zostawić na leśnym parkingu. Na szczyt, na którym stoi wieża widokowa, można dojść leśną drogą, a potem – za znakami – ścieżką przyjemnie wijącą się wśród jeżyn i malin. Spacer w górę zajmuje ok. pół godziny i wymaga pokonania ok. 100 m przewyższenia. Wieża jest bardzo solidna. Pięknie stąd widać jezioro Schluchsee i okolicę. I przy wieży, i przy parkingu są przyjemne miejsca odpoczynku. Idealne miejsce na krótki spacer z dziećmi.

Samochód zostawiamy na leśnym parkingu na obrzeżach Schluchsee.

Nieopodal urządzono miłe miejsce odpoczynku.

Cel naszego spaceru wyłania się zza drzew.

Bzzzzzz!

Potem skręcamy w prawo w ścieżkę wprowadzającą na szczyt wzniesienia.

Drzew coraz mniej.

Wokół polne kwiaty, maliny i jeżyny.

Kto zmęczony, siada, kto nie – prosto na górę!

Ze ścieżki otwierają się urokliwe widoki na Schluchsee.

Wieża Riesenbühlturm – jesteśmy!

Konstrukcja zadziwia swoją solidnością.

Wszyscy dzielnie wchodzimy na górę.

…podziwiając coraz szersze widoki

Wieża rozsiadła się na wysokości 1097 m n.p.m.

Pięknie stąd widać Schluchsee.

To największy zbiornik wodny w Schwarzwaldzie.

Ściąga z panoramy – dla tych, którzy nie wiedzą, co widzą.

Na wieży podoba się i tym dużym, i tym małym!

Schwarzwaldzkie widoki chwytają za serce.

U podnóża wieży urządzono zadaszone miejsce odpoczynku.

Z racji pięknej pogody wybraliśmy kamienie.

Oststni rzut oka na wieżę Riesenbühl.

…i pora na dół.

Górna część ścieżki oferuje piękne widoki na jezioro.

Tu widoki się kończą – zaraz wkroczymy w las.

A w lesie – równie pięknie!

Sesja Rodzice by Tymo:)

Trasa naszego spaceru.

Na jezioro Schluchsee patrzyliśmy z góry, więc jezioro Titisee postanawiamy zobaczyć z perspektywy tafli jego wody😊 – wybieramy się na kąpielisko w znanym uzdrowisku Titisee-Neustadt. Na mapie sprawa wydawała się prosta, plaża z kąpieliskiem zaznaczona była na północno-zachodnim brzegu jeziora. Najpierw zajechaliśmy na parking położony obok miasta, ale daleko od jeziora, potem nawigacja zaprowadziła nas na parking dla… autobusów! Na szczęście w końcu zaufaliśmy naszym nosom geografów i przejechaliśmy przez miasto, kierując się w stronę brzegu jeziora. Tuż za parkiem zdrojowym zobaczyliśmy parking z napisem „Badestelle”, co niezmiernie nas ucieszyło!

Plaża w Titisee

Parking płatny 2 euro za pierwszą, kolejne 1 euro za kolejną godzinę płatny z góry w parkomacie. Nie ma zbyt wiele miejsca, ale nam się akurat trafiło i to w cieniu! Plaża jest bardzo przyjemna, zejście po drobnych kamyczkach, dno stopniowo zagłębia się w toń jeziora. Przy nabrzeżu jest obszerny, trawiasty teren do plażowania. Do tego sympatyczne, drewniane przebieralnie, toalety i stoisko z lodami i przekąskami. Obok wypożyczalnia sprzętu wodnego. Część terenu zagrodzona – budowane są jeszcze prysznice, więc będzie pełna kulturka ;-).

My oczywiście zaliczamy pobyt z przygodami. Jeszcze przed dotarciem na plażę Grześ tak się nam wyrywa do jeziora, że w końcu zalicza wywrotkę na betonowy chodnik i ponownie rozbija sobie oba kolana, które właśnie prawie się zagoiły od upadku w Allerheiligen. Jego krzyki słyszy chyba całe Titisee. Potem Sebusia boleśnie żądli osa. I jak tu się zrelaksować w takich okolicznościach przyrody? 😉

Jezioro Titisee – świetne miejsce na kąpiel!

Można brodzić nogami w chłodnej wodzie.

… a można kąpać się na całego!

Najpierw spacer górski, potem kąpiel – wymarzony wakacyjny dzień.

A na deser – oczywiście lody!

Bo strasznie tu fajnie!

Taki okaz grzyba mijamy po drodze do Kienbronn!

W końcu M. wyskoczyła, żeby utrwalić go na zdjęciu.

Jest zjawiskowy!

Sama kąpiel jest jednak bardzo przyjemna i sprawia starszym chłopcom (w tym R.) wiele frajdy. W tym czasie M. brodzi z Grzesiem przy brzegu, wrzucając kamyczki do wody i zajmując się tymi podobnymi maluchowo-jeziornymi atrakcjami. Nie chce nam się opuszczać Titisee, zwłaszcza, że mamy w perspektywie wieczorne pakowanie, skomplikowane przez dwa noclegi po drodze. Czy Wy też tak nie lubicie pakowania przed podróżą powrotną?

A wieczorem – pakujemy się do domu. Żeby tylko nie zapomnieć Grzesia!

Środkowy Schwarzwald – spacery w okolicy Kienbronn

Schwarzwald to wymarzone miejsce dla wszystkich szukających spokojnego, bliskiego kontaktu z naturą. Tutejsze lasy są naprawdę arcywspaniałe – nazwa tej krainy (’Schwarzwald’ oznacza 'Czarny Las’) jest w pełni uzasadniona. Nawet nas – botanicznych laików – na każdym spacerze zadziwiało bogactwo tutejszej flory. Zwracaliśmy uwagę zwłaszcza na  wspaniałe, niezwykle zróżnicowane mchy i porosty. Podszyt lasu jest bardzo gęsty i tętniący życiem. Wybujałe paprocie, dorodne grzyby, misterne pajęczyny ozdobione kropelkami rosy… Zapraszamy na rodzinny spacer po lasach Schwarzwaldu!

16 sierpnia 2017, środa

Słoneczny, prawdziwie wakacyjny dzień

Spacery w okolicy Kienbronn (środkowy Schwarzwald)

Po wczorajszym dłuuuugim i pełnym wrażeń dniu w Europa-Parku potrzebujemy chwili wytchnienia. Urządzamy sobie spokojny, leniwy dzień, spacerując po leśnych szlakach w pobliżu Kienbronn. Zazwyczaj na wyjazdach brakuje nam czasu na dokładne poznanie najbliższej okolicy, bo zajęci jesteśmy odwiedzaniem tych najbardziej spektakularnych atrakcji, ale potem w końcu bardzo tego żałujemy. Dzisiejsze spacery przyniosły nam prawdziwy odpoczynek, były przy tym bardzo ciekawe pod względem przyrodniczym. Starsi chłopcy bardzo chętnie bawili się dziś z nami w znajdowanie IFO – Interesujących Fotograficznie Obiektów – takich okazów grzybów i roślin, których nigdy wcześniej nie widzieli.

Jaskinia Höchler Stein

Po śniadaniu wybieramy się na spacer do jaskini Höchler Stein, znajdującej się jedynie 15 min spaceru od Kienbronn (nie prowadzi do niej znakowany szlak, trzeba ją wypatrzeć na mapie; nam jaskinię wskazał nasz miły gospodarz, pracujący w tutejszych lasach jako drwal). Jaskinia jest niewielka i bezpieczna, ale bardzo ciekawa. Dzieciom podoba się zwłaszcza możliwości samodzielnego zeksplorowania jej wnętrza. Dobrze oczywiście zabrać ze sobą latarki.

W poszukiwaniu jaskini – ruszamy w lasy za Kienbronn.

Wszystko tu jakieś takie większe – dzieci wyglądają jak krasnale.

Grzesiowi trawy sięgają do pasa, a paprocie – po szyję

Wokół pachnie żywicą.

Pod nogami pajęczyny ozdobione rosą

…i piękny dywan kurek

Grzyby jak rafa koralowa – zawołali nasi chłopcy. Czy to świecznik rozgałęziony?

Piękne mchy i porosny to wyróżnik schwarzwaldzkiego lasu

Jest! Jaskinia Höhler Stein.

Nie prowadzi do niej znakowany szlak, ale można ją wypatrzeć na mapie.

Zanim wejdziemy do środka, chowamy się pod okazałymi skalnymi okapami.

R. przeprowadza badanie wstępne.

Kto pierwszy na pożarcie – starszaki!

Skoro starsi bracia poszli, idę i ja!

Obecność taty z tyłu zdecydowanie dodaje odwagi.

Tymo odważył się przecisnąć przez wąską szczelinę.

Za przykładem starszego brata ruszył niebawem Grześ.

Szczelina łączy dwia sąsiadujące ze sobą komory jaskini.

Na ścianach mnóstwo jadowitych pająków – sieciarzy jaskiniowych – z charakterystycznymi białymi kokonami.

Czyżby udało nam się spotkac świetlankę – mech świecący?

Wracamy do Kienbronn. Naszą agroturystykę wskazuje taki piękny znak!

Trzy domy na krzyż. Kienbronn. Tu jest jak w bajce.

Nie ma to jak przedpołudniowy mecz.

Chłopaki, zaraz Grzesiek strzeli wam gola!

Wzgórze Mooswald i Lauterbacher Hochtalrunde

Po upichconym w domu obiedzie i szybkim przedpołudniowym meczu piłkarskim 🙂 wybieramy się z kolei na nieodległe wzgórze Mooswald (879 m n.p.m.) – najwyższy szczyt w okolicy. Na jego stokach w zimie działa wyciąg narciarski, w lecie to dobry punkt wypadowy pieszych  wycieczek. Można wjechać samochodem aż na górną stację wyciągu. Stoi tu znane schwarzwaldzkie schronisko Gedächtnishaus Fohrenbühl. Obiekt ma długą tradycję turystyczną. Wyróżnia się niezwykle oryginalną (bo trochę przypominającą komin) wieżą widokową, skąd rozpościera się wspaniały widok na całą okolicę (gospodarze obiektu chwalą się, że przy dobrej widoczności widać nawet Alpy). My niestety nie mogliśmy przekonać się o tym na własne oczy, bo w każdą środę i czwartek schronisko jest zamknięte, a dziś akurat był czwartek. Wiele obiektów turystycznych w Schwarzwaldzie działa nie we wszystkie dni w tygodniu, zazwyczaj jest to jasno napisane na tablicach informacyjnych. Na wieżę nie udało nam się wejść, ale za to udał się nam bardzo przyjemny spacer. Samochód zostawiliśmy na parkingu przed schroniskiem, a sami ruszyliśmy szlakiem w stronę naszego Kienbronn. To fragment okrężnej trasy, zwanej Lauterbacher Hochtalrunde. Całość (Mooswald-Mooswald) ma 9 km, my idziemy tylko 3,5-kilometrowym odcinkiem ze szczytu Mooswald do Kienbronn. Trasa wiedzie najpierw zalesionymi drogami, potem wprowadza do niezwykle malowniczych przysiółków z zielonymi pagórkowatymi pastwiskami. Po godzinie bardzo przyjemnego spaceru (przerywanego postojami na podjadanie malin i jeżyn) dochodzimy do naszego domku. Swoją krzepą zadziwił nas zwłaszcza Grześ, który całą trasę przeszedł w podskokach i nie okazywał nawet na końcu żadnych oznak zmęczenia. M. z chłopcami zostaje już w domku i przygotowuje kolację, a R. wraca marszobiegiem po zostawiony na Mooswaldzie samochód. Dobre pół godziny i jest z powrotem.

Schronisko Gedächtnishaus Fohrenbühl leży na wysokości prawie 900 m

Takiej dekoracji na schroniskowej wieży zupełnie się nie spodziewaliśmy.

Niegdyś tu biegła granica między Badenią a Wirtembergią.

Przypominają o tym stylowe tablice.

Ruszamy w kierunku Kienbronn.

To fragment 9-kilometrowej pętli Lauterbacher Hochtalrunde.

Co krok spotykamy przepiękne grzyby.

Są i nasze ulubione – te jak rafa koralowa! Czy to świeczniki rozgałęzione?

Grześ podgrzybka, czy podgrzybek Grzesia?

Pierwsza część trasy sprowadza w dół lesistym zboczem.

Przy szlaku gdzieniegdzie stoją piramidy z kamieni.

Piękne mchy – wyróżnik Schwarzwaldu.

Leśna biżuteria

Przec cały spacer nie spotykamy żywej duszy, poza tym sympatycznym ślimakiem.

Niezmiennie zachwycamy się dorodnymi, mięsistymi mchami.

Jakie one mają kolory! Leśna rafa koralowa!

Propozycja podania. Jak nie skorzystać!

Odpoczynek leśnego skrzata.

Wszystkie węzły szlaków są jasno pooznaczane.

Biegniemy na dół. Jest świetnie!

Leśna droga doprowadza aż do Kienbronn.

Bajkowe Kienbronn.

Wokół doskonałe tereny dla rowerzystów.

Nasza lokalna gospoda.

Ostatnie pastwiska przed naszym domkiem.

Wypasane są tu duże stada krów.

Trasa naszego popołudniowego spaceru.

Ale mieliśmy dziś przyjemny dzień! Okolica Kienbronn jest jak z obrazka, taki lokalny koniec świata, idealny na rodzinne spacery (namiary na świetną rodzinną kwaterę tutaj). Rowerzyści byliby zachwyceni. Trochę nam smutno, że już pojutrze będziemy musieli opuścić te sielskie okolice.

 

Południowy Schwarzwald – najwyższe szczyty widokowe

Południowy Schwarzwald to najpopularniejsza część masywu. Najwyższe szczyty, największe jeziora i oczywiście… najwięcej turystów! Tutejsze szczyty nie dostarczają może wrażeń wspinaczkowych, jednak nie można odmówić im uroku, a rozległe widoki przy dobrej pogodzie mogą naprawdę zachwycić. Przez góry można wędrować wielogodzinnymi i wymagającymi trasami, ale bogata infrastruktura turystyczna ułatwia dotarcie na szczyty rodzinom z małymi dziećmi, czy też „mniej zaciętym” turystom. Nie udało nam się wejść na najwyższy szczyt Schwarzwaldu, ale dwa piękne widokowe wierzchołki i tak pozwalają zaliczyć dzień do bardzo udanych. Continue reading

Fryburg Bryzgowijski – tylko tutaj zwiedzanie na bosaka!

Które dziecko nie lubi brodzić nogami w wodzie? A gdybyście wyobrazili sobie miasteczko, którego starówkę można zwiedzać, maszerując do kostek w przyjemnej chłodnej wodzie? Niemożliwe? Ależ jak najbardziej możliwe – trzeba tylko przyjechać do Fryburga!

13 sierpnia 2017, niedziela

Piękny, wakacyjny dzień, 24 stopnie i słoneczko

Fryburg Bryzgowijski

Stare otwarte kanały,  zwane Bächle, służyły niegdyś do nawadniania miejskich ogrodów, miały też istotne znaczenie jako element ochrony przeciwpożarowej. Świetnie zachowały się do dziś, dostarczając gigantycznej frajdy wszystkim najmłodszym turystom odwiedzającym Fryburg. To Bächle były dziś oczywiście największą atrakcją dla naszych chłopców😊 Warto tu zajrzeć, spędzając wakacje w Schwarzwaldzie – Fryburg ma podobno najcieplejszy klimat w całych Niemczech!

Kanały niegdyś służyły do nawadniania ogrodów, zapewniały też ochronę przed pożarem.

Co powiecie na takie zwiedzanie miasta?

Miasto przez wieki pozostawało pod panowaniem Habsburgów, po reformacji było jednym z największych bastionów wiary katolickiej. Najbardziej znanym zabytkiem Fryburga jest doskonale zachowana ogromna gotycka katedra, która jakimś cudem ocalała z bombardowań II wojny światowej. Podobnie jak większość turystów, my też rozpoczynamy zwiedzanie Fryburga od odwiedzenia tej przepięknej świątyni. O dziwo, oglądanie wnętrza okazuje się interesujące dla wszystkich naszych dzieci – nawet trzyletni Grześ ogólnie zachowywał się bardzo przyzwoicie, upodobał sobie przechadzanie się wzdłuż długich rzędów ławek i oglądanie pięknych witraży; no, może sielanka skończyła w momencie, w którym postanowił wykąpać się w ogromnej misie z wodą święconą i zaczął wkładać palce do nosa maszkaronów zdobiących płyty nagrobne, sprawdzając, czy mają katar – ale przecież nawet najlepszym zdarzają się wpadki😉 Starszym chłopcom można już całkiem sporo poopowiadać o stylach architektonicznych i elementach wyposażenia kościoła. Dziś bardzo podoba im się znajdowanie na starych witrażach symboli dawnych cechów – butów (szewcy), nożyczek (krawcy) czy bochenków chleba (piekarze).

Piękna gotycko-romańska katedra to największa atrakcja turystyczna Fryburga.

Romański budynek rozbudowywano w stylu gotyckim. Dobudowano m.in. gotyckie prezbiterium.

To jedna z niewielu wież nieprzebudowywanych po okresie średniowiecza.

Świątynia jest ogromna. Całość mieści się w kadrze dopiero z puntku widokowego na Wzgórzu Zamkowym nad miastem.

Widzicie ten frapujący element dekoracji? Brno widać nie ma widać monopolu na gołe pośladki;)

Niesamowite gotyckie prezbiterium ze sklepieniem sieciowym.

Piękna późnogotycka ambona.

Bardzo podobają nam się gotyckie rzeźby.

Wydają się pełne emocji.

XIII-wieczne witraże z zachowanym oryginalnym kolorowym szkłem.

Zespół naturalnej wielkości rzeźb przedstawiających Ostatnią Wieczerzę

Sielanka rodzinnego zwiedzania kończy się w momencie, w którym Grzesiek postanawia się wykąpać…

Katedra jest naprawdę zachwycająca. Wyobraźcie sobie już samą kruchtę wieży z ponad 400 rzeźbami z XIII w.?! Budowę świątyni rozpoczęto ok. 1200 r. Najpierw romańska, potem rozbudowywano ją w stylu gotyckim. Ogromne wrażenie wywiera piękne gotyckie prezbiterium, można je obejść (trzeba wcześniej kupić bilet – warto, bo to doskonała okazja do obejrzenia pięknych bocznych kaplic). Bardzo żałujemy, że z powodu remontu zamknięte było wejście na wieżę – podobno dobrze stąd widać Fryburg, Kaiserstuhl i Wogezy.

Zachwycająca kruchta w wieży. Na tympanonie narodziny i męka Chrystusa oraz Sąd Ostateczny.

Zachowało się tu ponad 400 rzeźb z końca XIII w.!

Po obejrzeniu katedry pora na spacer po starówce. Przechadzka jest bardzo przyjemna – dzieciaki nie marudzą, zachwycone brodzeniem w kanałach Bächle. My wodą nie idziemy, ale też nie narzekamy – chodniczki są pięknie brukowane drobnymi kamyczkami, tu i ówdzie widać misternie poukładane mozaiki, wykonane z kamieni ogładzonych przez wody Renu.

Zaczynamy oczywiście od placu katedralnego, gdzie uwagę naszą zwraca (poza katedrą, rzecz jasna😊) gotycki budynek Historycznego Domu Towarowego. Potem kierujemy się w stronę Bramy Szwabskiej, stanowiącej pozostałość średniowiecznych umocnień. Warto stąd zajść na nabrzeże Gewerbekanal – dzieciaki ucieszą się z odnalezienia głowy krokodyla, groźnie wystającej z wody. Krokodyl znaleziony, możemy iść w kierunku placu ratuszowego. R. biega z aparatem, fotografując Nowy Ratusz i XVI-wieczne kamienice mieszczańskie, w których kiedyś miał siedzibę uniwersytet. Dzieciaki w tym czasie wesoło chlapią się w wodzie – oj, Grzesiowi chyba trzeba będzie zmienić spodenki na suche 🙂

Z katedry wychodzimy na Plac Katedralny.

Średniowieczny budynek Historycznego Domu Towarowego podobał nam się chyba najbardziej.

Klimat Fryburga urzeka.

Dzieci zwracają uwagę na co innego. Już wypatrzyły wodę. A będzie jej coraz więcej!

Mamo, mamo, mogę zdjąć buty? Możesz, możesz!

Kanały Bächle to największa atrakcja dla małych turystów.

Można brodzić w nich nogami, można puszczać łódeczki – co kto chce!

Drogą 'wodną’ można zwiedzić niemal całą starówkę. Dzieci będą zachwycone!

Piękne mozaiki na chodnikach to jeden z wyróżników Fryburga.

Oberlinden. W tle Brama Szwabska.

Brama Szwabska to pozostałość dawnych średniowiecznych fortyfikacji.

Idąc wzdłuż kanału, można wypatrzeć nawet głowę groźnego krokodyla!

Dama z jednorożcem – jedna z najstarszych dekoracji w mieście.

Dama z jednorożcem zdobi budynek Nowego Ratusza.

XVI-wieczny budynek Starego Ratusza.

Nasz spacer po starówce kończymy przejściem niezwykle fotogenicznej ulicy Franciszkańskiej. Przy XVI-wiecznej kamienicy pod numerem 3, zwanej Domem pod Wielorybem, ukrywał się kiedyś Erazm z Rotterdamu, uciekając do Bazylei po okresie reformacji.

Konsynuujemy spacer niezwykle malowniczą ulicą Franciszkańską.

Niektórzy konsekwentnie trzymają się szlaku mokrej stopy.

Widać już słynny Dom pod Wielorybem z pocz. XVI w.

Po reformacji ukrywał się tu Erazm z Rotterdamu.

Kończymy spacer po starówce, czas wreszcie założyć buty.

Gotowi na dalsze zwiedzanie!

Ostatni rzut oka na fryburską katedrę.

Ostatni punkt naszego pobytu we Fryburgu to wjazd kolejką na wzgórze zamkowe (Schlossberg). Nazwa pochodzi od zamku, który niegdyś zajmował szczyt wzniesienia – budowla została zburzona w XVIII stuleciu; obecnie turyści cenią sobie to miejsce jako punkt widokowy na miasto i okolicę. Ogólnie atrakcja okazuje się niewypałem – bilety na kolejkę linowo-terenową są horrendalnie drogie (16,5 euro za naszą rodzinę w obie strony). W przewodniku pisali, że na samym szczycie jest wieża widokowa z pięknym widokiem na Fryburg i okolicę, więc mozolnie wspinamy się ścieżką w górę (20 min w jedną stronę, można wjechać wózkiem dziecięcym, ale wymaga to od rodzica niezłej kondycji😉), tylko po to, żeby przekonać się, że wieża z powodu remontu jest wyłączona z użytkowania (nie było o tym żadnej informacji na dolnej stacji kolejki). No ale nic, nie zawsze wszystko się udaje, sam spacer i tak był przyjemny. Na zakończenie pobytu we Fryburgu w przyparkingowym sklepie kupujemy sobie lody. Takie małe szczęście dla dzieciaków😊

Starówka Fryburga leży w cieniu Wzgórza Zamkowego (Schlossberg).

Połowę drogi można wjechać kolejką linowo-terenową.

Kiedyś na tej trasie kursowały malutkie gondolki.

Widok na katedrę z górnej stacji kolejki.

My dzielnie wchodzimy na sam szczyt – stoi tam wieża widokowa, z której rozciąga się wspaniały widok na miasto i okolicę.

Na szczycie wzgórza stał niegdyś zamek, zniszczony przez Francuzów w XVIII w.

Wieża widokowa niestety zamknięta – ale szkoda!

Trudno, spoglądamy na Fryburg z prześwitów między drzewami.

Widok na południowe dzielnice miasta.

Wzgórze zamkowe z częścią staromiejską łączy urokliwa kładka dla pieszych.

Fryburg to świetny cel rodzinnego spaceru. Dorosłych zachwyci przepiękna romańsko-gotycka  katedra i sielska atmosfera staromiejskich uliczek, dzieci będą się cieszyć brodzeniem w płytkich kanałach – z tego powodu wycieczkę dobrze zaplanować na ciepły dzień, bo inaczej pozbawimy najmłodszych podstawowej atrakcji Fryburga.

Po powrocie Grześ był tak zmęczony, ze zasnął, nie zdążywszy nawet wejść na łóżko.

 

Triberg – najwyższe wodospady w Niemczech. Spacer na wychodnię skalną Rappenfelsen

Wizyta w Tribergu to obowiązkowy punkt programu wakacji w Schwarzwaldzie. Miasto umiejętnie podkreśla to, z czego słynie, czyli długą tradycję produkowania zegarów z kukułką. Jeśli dodamy do tego najwyższe wodospady w Niemczech i największy na świecie zegar z kukułką, nie będzie nas trzeba długo namawiać do odwiedzenia tego miejsca.
Continue reading

Baden-Baden i północna część Schwarzwaldu

Być w Schwarzwaldzie i nie odwiedzić Baden-Baden – to byłoby niewybaczalne! Większość tutejszych budynków pamięta czasy belle époque. W XIX w. Baden-Baden stawało się letnią stolicą Europy. Bywali tutaj najbogatsi i najbardziej wpływowi ludzie z całego kontynentu. Dzisiaj także na deptakach i uliczkach mieszają się języki z różnych stron Europy. Często słychać rosyjski, ale też francuski, włoski, hiszpański. Bardzo tu międzynarodowo. Obawialiśmy się tłumów, a było całkiem kameralnie, oczywiście jak na światowej sławy kurort!

7 sierpnia 2017, poniedziałek

Pięknie, cieplutko – do 27 stopni

Baden-Baden i północna część Schwarzwaldu

Minusem dzisiejszego planu dnia jest długi dojazd z naszego Kienbronn. Razem z tankowaniem i wizytą w myjni samochodowej podróż zajmuje prawie 2 godziny. Parkujemy w samym centrum miasta, na parkingu Kongresshaus (wjeżdżając od strony autostrady, trzeba przejechać przez tunel pod miastem i kierować się według drogowskazów na tenże parking, cena 1,5 euro za godzinę, 15 za dobę). W promieniu kilometra mamy większość atrakcji kurortu.

Najpierw kierujemy się w stronę Lichtentaler Allee. To najpiękniejszy deptak Baden-Baden, prowadzący nad brzegiem rzeki Oos. Żwirową aleją między pięknymi drzewami można przejść parę kilometrów na południe, aż do opactwa w Lichtenthal. Dzisiaj nie zdążyliśmy tego zrobić. Nie zobaczyliśmy też otwartego w 2004 r. Muzeum Friedera Burdy, w którym można obejrzeć obrazy Picassa i powojennych artystów ze Stanów (np. Pollocka) i Niemiec. W Baden-Baden można też zwiedzić Narodową Galerię Sztuki (Staatliche Kunsthalle). Cóż, może następnym razem… Z dziećmi i tak byłoby trudno delektować się ekspozycją;-)

Prosto z parkingu kierujemy się w stronę głównych zabytków kurortu. Promenada wzdłuż rzeki Oos nie przytłacza, jest przyjemnie kameralna, między drzewami wyłaniają się piękne gmachy hoteli. Można odnieść wrażenie, że niewiele się tu zmieniło od czasów belle époque. Skręcamy w lewo za strzałkami na Kurhaus i wchodzimy w elegancką, pełną butików aleję. Oglądanie sklepowych wystaw może przyprawić o zawrót głowy. Bawimy się w poszukiwanie najbardziej absurdalnych cen – kto da więcej?

Wychodzimy z podziemnego parkingu Kongresshaus i taki widok mamy przed oczami

Wzdłuż rzeczki Oos urządzono urokliwą trasę spacerową – można dojść aż do Lichtenthal.

Kto nie lubi spacerów, może wybrać przejażdżkę bryczką.

Gmach teatru przy alei Lichtentaler.

Serce Baden-Baden bije w… kasynie

Na początku naszego spaceru oglądamy dom zdrojowy (Kurhaus) – neoklasycystyczny gmach z lat 20. XIX w. W jego prawym skrzydle znajduje się najstarsze i najbardziej luksusowe kasyno w Niemczech. Ten najbardziej reprezentacyjny gmach miasta nie zatrzymuje jednak na dłużej naszej uwagi – cóż, zawartość portfeli nie ta;) Zajrzeliśmy do środka tylko na chwilę, bo Grześ nie był akurat skłonny porzucić wrzucania kamyczków do kratek odpływowych przed budynkiem…

Baden-Baden

Dom zdrojowy – Kasyno to serce Baden-Baden.

Baden-Baden

Miasto zdobią piękne kompozycje kwiatowe.

Kolejny punkt naszego spaceru to pijalnia wód mineralnych (Trinkhalle). Budynek robi na nas duże wrażenie. Na ścianach zewnętrznej galerii pod kolumnadą można podziwiać piękne obrazy ilustrujące lokalne legendy. Wreszcie udaje nam się zapakować Grzesia do wózka (tylko dzięki lizakowi – które dziecko ich nie lubi, to świetny patent na chwilę spokoju podczas zwiedzania zazwyczaj nudnych dla dzieci miast!). Po spacyfikowaniu Młodego szybszym krokiem przechodzimy na prawy brzeg Oos.

Baden-Baden

Piękny budynek pijalni wód.

Malowidła ścienne przedstawiają lokalne legendy.

A my nie zabawiamy tu dłużej i kierujemy się na przeciwny brzeg rzeki Oos.

Starówka, czyli luksusowe butiki i malownicze zaułki

Urokliwymi wąskimi uliczkami wspinamy się pod górę, mijając wystawy sklepów najlepszych światowych marek. Idziemy m.in. przez Lange Strasse i Hirschstrasse, unikając w ten sposób wnoszenia wózka po schodach. W końcu docieramy na zaskakująco pusty i spokojny Marktplatz na tyłach dostojnego gmachu późnogotyckiej kolegiaty. Grześ wysiada z wózka i z zachwytem biegnie do poidełka-fontanny, której woda spływa wprost na chodnik. Jest cieplutko, jak fajnie chlapać się na bosaka! Nie mamy serca odmawiać Grześkowi tej przyjemności, więc atak na Nowy Zamek (Neues Schloss) przypuszczają tylko R. ze starszymi chłopcami.

Dawna rezydencja margrabiów Badenii znajduje się obecnie w prywatnych rękach, taras jest jednak ogólnodostępny. Już samo wejście tutaj jest bardzo przyjemne. Schody prowadzą przez urocze zakamarki, sprawiające, że czujemy się jak w krajach południowej Europy. Chłopców ciekawią wygrzewające się na ścianach budynków jaszczurki i usiłujące utrzymać się na pionowych ścianach rośliny, nawet nasze poczciwe dziewanny potrafią tego dokonać. W ogrodach widać kilkumetrowe rododendrony i araukarie. Do Nowego Zamku warto jednać podejść przede wszystkim ze względu na widok. Z zamkowego tarasu pięknie widać dolinę Oos i miasto Baden-Baden przycupnięte wśród schwarzwaldzkich wzgórz.

Stroma uliczka wprowadza na Marktplatz.

Czujemy się jak w śródziemnomorskim miasteczku.

Urokliwy zbieg dwóch ulic.

Marktplatz z późnogotycką kolegiatą.

Nad nami góruje renesansowy Nowy Zamek – zaraz tam wejdziemy.

Pięknie widać stąd kolegiatę.

I całe Baden-Baden, położone w dolinie rzeki Oos.

Na tyłach łaźni rzymskich znajduje się piękny śródziemnomorski ogród.

Nasi kuracjusze zaraz będą chyba zażywać kąpieli leczniczych.

Wycieczka na zamek zakończona, Grzesiek wychlapany, więc już w komplecie schodzimy w stronę Römerplatz. Przechodzimy obok zbudowanego w 1877 r. pięknego pałacu Friedrichsbad. Mieści on ekskluzywne, kilkunastoetapowe łaźnie rzymsko-irlandzkie. Dla nas niestety niedostępne, bo wstęp jest możliwy dopiero od 14 rż. (kąpiele nago). W podziemiach budynku można oglądać (niestety według informacji pani z recepcji łaźni tylko w godzinach 15-16) częściowo odrestaurowane łaźnie rzymskie (Römische Badruinen) z multimedialnymi prezentacjami dawnego wyglądu. W pobliżu znajduje się także kąpielisko Caracalla-Therme, znacznie tańsze i dostępne dla dzieci powyżej 7 lat.

Zbliża się pora obiadu, gdzie by tu coś zjeść? Zamiast udać się do wcześniej upatrzonej kebabo-pizzerii, dajemy się skusić podrzędnej knajpie umiejętnie podszywającej się pod lokalną badeńską restaurację. Jedzenie drogie, niezbyt smaczne, nieakceptowane przez Grzesia… Ale na plus miłe stoliki z widokiem na pobliskie uliczki, zupełnie jak we Włoszech. Grześ ma gdzie spacerować, więc oczekiwanie na posiłek też mija bezproblemowo.

Odrestaurowany budynek łaźni rzymskich.

W budynku łaźni można poza zażywaniem kąpieli obejrzeć pozostałości łaźni z czasów rzymskich.

Obiad – najlepiej przy stolikach na ulicy!

W Baden-Baden można spokojnie spędzić calutki dzień. Niestety Grześ w samochodzie nie spał i w wózku (znając jego tegoroczne zwyczaje) na pewno nie zaśnie, więc z bólem serca rezygnujemy ze spaceru słynną promenadą wzdłuż Oos i wracamy na parking.

Aby osłodzić sobie nieco nie do końca zrealizowane plany turystyczne, postanawiamy wrócić do naszego domku w Kienbronn bardziej czasochłonną, ale za to malowniczą drogą nr 500. Schwarzwaldhochstrasse prowadzi wzdłuż całego Schwarzwaldu, mijając wiele miejsc interesujących turystycznie i punktów widokowych. Wspinamy się długim podjazdem w okolice najwyższego szczytu północnej części Schwarzwaldu – Hornisgrinde (1164 m n.p.m.). Za oknami piękne lasy i chwilami rozległe widoki. Po drodze oglądamy dwie główne atrakcje w okolicy: Mummelsee i Allerheiligen.

Punkt widokowy na północy Schwarzwaldu

Mummelsee

Niewielkie jeziorko polodowcowe rozsiadło się na wysokości 1036 m n.p.m., prawie pod samym szczytem Hornisgrinde. Zatrzymaliśmy się tutaj z myślą o krótkiej kąpieli dla chłopców. Miejsce jednak nie jest szczególnie godne polecenia. Parking spory, chociaż i tak trudno znaleźć wolne miejsce. Samo jezioro okazało się maleńkie i niespecjalnie urocze, bo po prostu otoczone lasem. Możliwości kąpieli brak. Ale przemysł turystyczny wyciska z okolicy, ile się tylko da. Ogromne sklepy z pamiątkami, duży górski hotel z restauracją na tarasie i barem szybkiej obsługi na dole, stoliki porozstawiane nad brzegiem jeziora, wypożyczalnia rowerków wodnych i łódek, no i oczywiście tłumy ludzi…

Ale są też plusy. Na przykład przyjemny plac zabaw, możliwość zanurzenia nóg w przyjemnej wodzie czy przespacerowania się wokół jeziorka. Na koniec kawałek schwarzwaldzkiego tortu i wszyscy są zadowoleni! Chłopcy kupili sobie pamiątki, więc w dobrych humorach ruszamy w dalszą drogę.

Zaglądamy nad brzegi Mummelsee- niewielkiego jeziorka polodowcowego.

Jeziorko nie nadaje się do kąpieli, ale można po nim popływać na rowerach wodnych.

Chłopców satysfakcjonuje nawet możliwość pobrodzenia po brzegu.

Degustacja słynnego tortu schwarzwaldzkiego.

Świetnie zaopatrzony sklep z pamiątkami nie może się obejść bez symbolu Schwarzwaldu – zegarów z kukułką.

Ruiny w Allerheiligen

Po krótkim błądzeniu (z powodu nie do końca precyzyjnych drogowskazów) wreszcie trafiamy na właściwy parking. Dojście zajmuje dosłownie kilka minut asfaltową drogą. Grześ zbiegając, zalicza glebę i obciera oba kolana, ale nasz trzyletni turysta dzielnie znosi niewygody.

O tej porze (zbliża się 18:00) przy ruinach plączą się tylko pojedyncze osoby. Jest kameralnie, wręcz refleksyjnie. Początki klasztoru sięgają głębokiego średniowiecza, a czasy największego rozkwitu przypadają na XVIII w. Później budynki klasztorne trzykrotnie trawił pożar, a na koniec w wieżę uderzył piorun. W 1816 r. zdecydowano o częściowej rozbiórce budynków. Na szczęście niedługo później w regionie zaczęła się rozwijać turystyka, dzięki czemu zachowano pozostałości, które możemy oglądać do dzisiaj.

Allerheilingen

Można tu oglądać ruiny XIII-wiecznego klasztoru.

To niezwykle malownicze miejsce.

Opactwo zostało zniszczone przez pożary i uderzenie pioruna.

Miejscami zachowały się pozostałości dawnych sklepień.

Klasztor przeżywał swoją świetność w XVIII stueciu.

Dziś dawnej świetności możemy się tylkko domyślać.

W ruinach jesteśmy tylko małymi mróweczkami.

Ruiny klasztowu Wszystkich Świętych w Allerheilingen – jedno z pięknych zapomnianych miejsc.

Około dwa kilometry dalej znajdują się jeszcze ciekawe wodospady Allerheiligen. Nasz Grzesiek jednak jest już bardzo marudny, bo nadal nie zasnął, nawet w samochodzie, a i chłopcy też już są zmęczeni po całym turystycznym dniu. Rezygnujemy więc z tej atrakcji i przyjmujemy kierunek dom.  I tak mieliśmy dziś przebogaty dzień, dzień pełen schwarzwaldzkich wrażeń!

Nasz czas: 9:30–19:30. Cztery godziny spędziliśmy w Baden-Baden, godzinę nad Mummelsee i pół godziny przy ruinach w Allerheiligen. Same przejazdy (ponad 200 km) zajęły około 4 godziny (plus tankowanie i myjnia).

Schwarzwald – wymarzone miejsce na wakacje z dziećmi

sierpień 2017

Rok temu po chłodnych wakacjach w Danii (dwa tygodnie na Półwyspie Jutlandzkim opisujemy tutaj) zapragnęliśmy cieplejszej lokalizacji. Otwieramy rodzinny koncert życzeń! My najbardziej chcielibyśmy spędzić lato w górach, wśród pięknej przyrody i zwiedzić kilka interesujących zespołów staromiejskich; dzieci, zachwycone zeszłorocznym Legolandem, proszą o park rozrywki i możliwość popluskania się w jeziorze. Jak pogodzić nasze potrzeby? Patrzymy na mapę Europy i jest! And the winner is …. Schwarzwald! Po drodze odwiedzimy zjawiskową Szwajcarię Saksońską i średniowieczny Rothenburg. Szykuje się smakowity wyjazd! Continue reading