Bystra Ławka – pętla ze Szczyrbskiego Jeziora

Dolina Młynicka – Bystra Ławka – Dolina Furkotna

Stosunkowo niedługa (jak na graniowe przejście w Tatrach Wysokich) i niemęcząca wycieczka prowadząca przez dwie piękne doliny i wąski skalisty przesmyk w grani – Bystrą Ławkę. Po drodze mijamy jeden z najpiękniejszych tatrzańskich wodospadów – Skok – i piękne wysokogórskie stawy. Trasę można polecić każdemu, kto chce spróbować ambitniejszego przejścia z łańcuchami, skałami i wszystkim tym, czym można się pochwalić w schronisku 😉.

Naszym zdaniem można zabrać tu nawet starsze dzieci (10 plus) zaznajomione z chodzeniem po górskich szlakach. Łańcuchy mamy, ale na krótkim odcinku, niezbyt eksponowane i nietrudne. Widoki z Bystrej Ławki są siłą rzeczy ograniczone, ale rekompensuje to urok przeciśnięcia się przez wąziutką przełączkę skalną – na Bystrej Ławce nie ma miejsca nawet na krótki postój. To jedna z naszych ulubionych wycieczek w okolicy Szczyrbskiego Jeziora. Ruch turystyczny w okolicy jest spory, więc na wycieczkę warto wybrać się wcześnie rano.

15 lipca 2018, sobota

Rano pochmurno i wietrznie, potem ładnie, ale burzowo, do 22 stopni

Dolina Młynicka

Podjeżdżamy do centrum Szczyrbskiego Jeziora i parkujemy nieco powyżej głównego piętrowego parkingu. Idziemy w stronę dolnych stacji wyciągów narciarskich i zostawiamy je po lewej stronie, kierując się prosto do wylotu Doliny Młynickiej. Zadziwiają nas szerokie widoki w tym miejscu, bo pamiętamy jeszcze dorodny las rosnący tu jeszcze kilka lat temu. Niestety padł on ofiarą silnego wiatru w 2014 r.

Po chwili idziemy piękną leśną drogą. Zachwycamy się korzeniami, które pod naszymi nogami oplatają kamienie, tworząc mozaikową nawierzchnię szlaku. Niby dolina jak dolina – las, potem kosodrzewina, potem piękne łąki, ale w Dolinie Młynickiej urok szlaku podkreśla piękna oprawa grani Baszt (po prawej) i Solisk (po lewej).

Wchodzimy w Dolinę Młynicką. Po lewej Solisko, po prawej Patria.

Bardzo podoba się nam plątanina korzeni i kamieni na szlaku.

Przez chwilę szlak zwraca się w stronę grani Baszt.

Już z daleka podziwiamy wodospad Skok.

Po godzinie docieramy w pobliże imponującego pierwszego progu doliny, z którego spada zachwycający wodospad Skok. To nie tylko w naszym odczuciu jeden z najpiękniejszych wodospadów tatrzańskich!

Chętnie odpoczęlibyśmy pod wodospadem, ale wiatr nie daje na to szans.

Skok to jeden z najpiękniejszych wodospadów tatrzańskich.

Szlak wznosi się na próg doliny na lewo od wodospadu.

Chciałoby się usiąść i odpocząć w takim pięknym otoczeniu, ale od dłuższej już chwili doskwierają nam dziś podmuchy coraz silniejszego zimnego wiatru. Odkładamy więc odpoczynek do czasu znalezienia bardziej zacisznego miejsca. Podejście na pierwszy z progów w Dolinie Młynickiej jest najdłuższe, ale silny wiatr nie pozwala nam na zatrzymywanie się, co przyspiesza tempo marszu. Na ogładzeniach spotykamy krótki odcinek ubezpieczony łańcuchem – ułatwienia są przydatne zwłaszcza przy śliskiej skale lub oblodzeniu.

Miejsce na upragniony postój znajdujemy między głazami już za progiem doliny. Po chwili ruszamy dalej i co widzimy? Kolejny próg! Na dodatek jakiś taki podobny do tego pierwszego, tylko pięknego wodospadu nie ma 😉  Okolica staje się za to coraz bardziej dzika. A to jeszcze nie wszystko! Po podejściu na drugi próg czeka nas jeszcze nie jeden, lecz dwa progi! Na szczęście musimy wdrapać się tylko na jeden z nich, ten usytuowany na lewo od dominującego w krajobrazie Szczyrbskiego Szczytu.

Na progu mijamy ładne ogładzenia polodowcowe.

I zostawiamy za sobą dolne piętro Doliny Młynickiej.

Nareszcie zaciszny kącik między głazami – zasłużyliśmy na odpoczynek.

Historia lubi się powtarzać – przed nami kolejny próg do zdobycia.

Staw nad Skokiem też zostaje za nami.

A po chwili na drugim progu żegnamy się z kolejnym piętrem doliny.

Teraz w krajobrazie dominuje Szczyrbski Szczyt.

Jeden z Wołowych Stawków przycupnął pod granią Solisk.

Nad Niżnym Kozim Stawem góruje w pełnej okazałości grań Baszt z Szatanem.

Przed ostatnim progiem zatrzymujemy się przy głazie z tablicą upamiętniającą katastrofę śmigłowca z ratownikami z 1979 r.

Bystra Ławka

Po pokonaniu trzeciego progu podziwiamy największe jak dotąd jezioro na dzisiejszym szlaku – Capi Staw. Skręcamy w lewo i zaczynamy podejście pod przełęcz. Przelotny deszcz zmusza nas do zatrzymania się za głazem, osłaniającym od wiatru. Wiatr wcale nie słabnie, tylko z biegiem dnia dopiero nabiera mocy. Oj, pogoda coś nam dzisiaj nie pomaga… Zaczynamy już myśleć, że przyjdzie nam się wycofać, jeżeli się zupełnie zachmurzy i rozpada… Wykorzystujemy chwilę opadu na krótki odpoczynek i pochłonięcie drugiego śniadania. Na szczęście deszcz ustaje, więc decyzja może być tylko jedna – idziemy dalej!

Mijamy Capi Staw i kierujemy się wprost na przełęcz.

Z góry lepiej doceniamy piękno Capiego Stawu.

Capi Staw i Kolisty Staw pod Szczyrbskim Szczytem.

Zbliżamy się do Bystrej Ławki.

A widok nabiera głębi.

Teraz czeka nas już tylko krótkie podejście pod Bystrą Ławkę. O zmęczeniu pozwalają zapomnieć nabierające głębi z każdym metrem wysokości widoki na Capi Staw i ukazujący się nieco wyżej Kolisty Staw.

Przejście przez przełęcz nie nastręcza wielkich trudności. Jest odrobina kruszyzny, dobrze złapać się łańcucha, ale dla osób obeznanych z Tatrami nie będzie to skomplikowane. W naszej ocenie poradzą sobie nawet starsze dzieci, oczywiście pod czujnym okiem doświadczonych rodziców ;-). Bystra Ławka zostanie w naszej pamięci jako bardzo urocza przełęcz z wyjątkowo wąziutkim przesmykiem między skałami. Spodobała nam się już kilkanaście lat temu gdy szliśmy nią po raz pierwszy.

Ostatni odcinek podejścia na Bystrą Ławkę. Kolisty Staw został daleko w dole.

Meldujemy się po „furkotnej” stronie Bystrej Ławki.

Przełęcz jest wyjątkowo wąska.

Za nami zostaje zamglona Dolina Młynicka

A przed nami Dolina Furkotna, niestety widoku na Krywań dzisiaj nie będzie…

Dolina Furkotna

Od pierwszych chwil po przekroczeniu Bystrej Ławki zachwycamy się widokiem na Wielki Staw Furkotny Wyżni (Vyšné Wahlenbergovo pleso). To zdecydowana dominanta widoku i przez pierwsze kilkadziesiąt minut zejścia Doliną Furkotną nasze oczy będą cały czas kierowały się ku jego toni, dzisiaj niestety mocno pomarszczonej silnymi podmuchami wiatru. W pogodny dzień przepięknie przeglądają się w jego wodach okoliczne szczyty.

Poza stawem wzrok przykuwa grań zamykająca dolinę z zachodniej strony z kulminacją Ostrej (2350 m n.p.m.). Niestety dzisiaj dalszy widok zasłaniają nam chmury, a szkoda, bo zobaczylibyśmy stąd m.in. Krywań! Ale nie narzekajmy, najważniejsze, że nie pada, a wkrótce pojawia się także wyczekiwane od dawna słoneczko. W takich warunkach można urządzić sobie kolejny postój 🙂

Proszę Państwa, w roli głównej Wielki Staw Furkotny Wyżni!

Artystyczna wariacja na temat Wielkiego Stawu Furkotnego Wyżniego.

Zejście z Bystrej Ławki prowadzi przez pola głazów.

Prawdziwa kamienna pustynia.

Nad stawem góruje grań ze szczytem Ostrej.

Dolinę Furkotną zamyka oczywiście Furkot.

Przed zejściem z najwyższego progu Doliny Furkotnej nareszcie zaczyna świecić nam słoneczko.

Czas na ucztę z widokiem.

Tuż pod przełęczą nie ma miejsca na odpoczynek, a im niżej, tym zwykle cieplej. Zatrzymujemy się więc dopiero po kilkunastu minutach marszu kamiennym pustkowiem górnego piętra Doliny Furkotnej. Mamy świetną miejscówę z widokiem na Wielki Staw Furkotny Wyżni! Ogrzewamy się resztą herbaty i kolejnymi kanapkami. Jak one wyśmienicie smakują na szlaku!

Dalsze zejście mija nam na delektowaniu się słońcem i ciepłem. Nie do wiary, jak bardzo zmieniają się warunki wraz z obniżaniem się szlaku w stronę Szczyrbskiego Jeziora. Mijamy nieco mniejszy, ale pięknie skrzący się w promieniach słońca Wielki Staw Furkotny Niżni (Nižne Wahlenbergovo pleso). A potem już – jak to na zejściu – kosodrzewiny – całe łany kosodrzewin, a potem las. Kolana dają znać, że powoli zbliżamy się do tysiąca metrów w zejściu.

Przed nami teraz Wielki Staw Furkotny Niżni.

Przy lepszej pogodzie nawet kolory stawów prezentują się piękniej.

Jak przyjemnie powygrzewać się w słońcu w takim otoczeniu.

Widok pięknie zamyka Siodełko (Sedielkova Kopa).

Jeszcze ostatnie spojrzenie w głąb Doliny Furkotnej, z tej perspektywy widok zamyka szczyt Ostrej.

Między polami kosodrzewiny mijamy polany z pięknymi rdestami.

A w dole pod nami widać zabudowania m.in. Szczyrby.

Ostatni odcinek prowadzi już znakowaną na czerwono magistralą, Droga wiedzie przez tereny wiatrołomów z listopada 2004 r. Malowniczo wije się po morenowych pagórkach, doprowadzając nas w końcu do Szczyrbskiego. Schodzimy nad brzeg Szczyrbskiego Jeziora i stąd ostatni raz zaglądamy w głąb Doliny Młynickiej i Doliny Furkotnej. W ten sposób domykamy pętlę szlaku okrążającego grań Solisk.

Ostatni odcinek prowadzi magistralą do Szczyrbskiego Jeziora.

Szczyrbskie Jezioro w pełnej okazałości.

Trasa w liczbach: niespełna 8 godzin, 15,5 km i 1000 m przewyższenia

Szlak przeszliśmy w ramach jednego z naszych sentymentalnych powrotów w Tatry. Plany w tym roku były bardzo rozbudowane, chcieliśmy wejść jeszcze na Koprowy, Jagnięcy, Zawory i Gładką Przełęcz, a nawet planowaliśmy wejście z przewodnikiem na Gerlach. Niestety pogoda miała swoje plany i przez to (albo dzięki temu ;-)) schodziliśmy wszerz i wzdłuż Słowacki Raj (relacja tutaj).

Na szczęście parę dni wcześniej trafiliśmy na dwa dni okienka pogodowego i udało nam się przejść planowanymi od dwóch lat dwoma szlakami w poprzek Słowackich Tatr Wysokich! Zapraszamy do obejrzenia, bo to według nas jedne z ciekawszych (i najdłuższych…) tras w Tatrach! Relacja z przejścia Doliną Białej Wody przez Rohatkę i Dolinę Staroleśną tutaj. A relacja z trasy Siodełko – Lodowa Przełęcz – Dolina Jaworowa tutaj.

W poprzek Tatr: Siodełko – Lodowa Przełęcz – Dolina Jaworowa

Smokowiec – Dolina Zimnej Wody – Chata Téryego – Lodowa Przełęcz – Dolina Jaworowa

Piękne przejście w poprzek pasma Tatr Wysokich. Wycieczka nie dłuży się ani przez chwilę, a widoki zmieniają się jak w kalejdoskopie. Piękne ogładzenia polodowcowe w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich, ogrom ścian Jaworowych Szczytów oglądanych z Przełęczy Lodowej, soczyste hale w Dolinie Jaworowej, a na deser – piękne widoki na Tatry Bielskie.

Tatrzańskie Zręby – Siodełko (Hrebienok) – 1285 m n.p.m.

Skoro powiedziało się „A”, trzeba powiedzieć „B”. „A” powiedzieliśmy wczoraj, zostawiając samochód w Łysej Polanie i przechodząc Doliną Białej Wody przez Rohatkę i Dolinę Staroleśną do Smokowca (przepiękne przejście z północy na południe Tatr, wspaniała wycieczka – relacja tutaj). Dziś musimy powiedzieć „B” – czyli wrócić po samochód. A jak? Oczywiście kolejnym przejściem „tranzytowym” przez grań Tatr. Tym razem wybieramy wejście Doliną Zimnej Wody do Doliny Pięciu Stawów Spiskich, przejście przez Lodową Przełęcz i powrót Doliną Jaworową.

Poranny rozruch jest trudny. Nie da się jednak nie poczuć wczorajszych 30 km i 1600 m przewyższenia – nogom trudno zrozumieć, że czeka je dziś powtórka z rozrywki 😉

Na szczęście na początek spokojna rozgrzewka – 3-kilometrowy spacer z Tatrzańskich Zrębów do Smokowca. Idziemy ścieżką pieszo-rowerową poprowadzoną wzdłuż szosy pod nasłonecznonymi grzbietami Sławkowskiego Szczytu. W Smokowcu najniezbędniejsze zakupy, czyli bułki na dzisiejszą wycieczkę – wczoraj wracaliśmy tak późno, że wszystkie sklepy były pozamykane, więc musieliśmy powitać poranek z brakiem pieczywa 😉

Ruszamy trasą spacerową z Tatrzanskich Zrębów.

Przechodzimy między pięknymi budynkami Smokowca.

Bez wahania kupujemy bilet na kolejkę na Siodełko (Hrebienok), mimo że cena jest powalająca (wyobrażacie sobie 10 euro za 1 osobę w 1 stronę?!!! – może to i dobrze, że wczoraj wieczorem kolejka już nie kursowała i musieliśmy schodzić z Siodełka na piechotę).

Tym razem uda nam się skorzystać z kolejki na Siodełko.

Siodełko – Chata Zamkovskiego

Idziemy za czerwonymi znakami Magistrali, podobno jednym z najruchliwszych odcinków słowackich Tatr. Dzięki dość wczesnej porze ruch jest jednak nieuciążliwy. Nie możemy nadziwić się, jak bardzo zmienił się krajobraz po wiatrołomach „vel’kej kalamity”. Straty drzewostanów są ogromne, za to widoki poszerzyły się niebotycznie. Jak na dłoni widać Poprad i jego otoczenie.

Szlak zakręca i podprowadza pod 20-metrowy Wyżni Wodospad na potoku Zimna Woda. Obowiązkowe zdjęcia. Potem nie możemy „odkleić się” od ostatnich widoków na Dolinę Staroleśną, którą wędrowaliśmy poprzedniego dnia – zaraz znikną nam za garbem. Szlak przechodzi obok gigantycznych want skalnych – jednych z największych w całych Tatrach.

Przed nami grań Rywocin i Kosciołów. Szczyt Pośredniej Grani jeszcze w chmurach.

Z podejścia do Chaty Zamkowskiego spoglądamy na urocze rozstaje w okolicy Rainerowej Chatki.

Oborovsky Vodopad (na potoku Zimna Woda) ma wysokość 20 m.

Z zakosu szlaku zaglądamy w głąb Doliny Staroleśnej (wczoraj tamtędy schodziliśmy).

Jeden z największych głazów w Tatrach!

Po 3 km dochodzimy do Schroniska Zamkovskiego (1475 m n.p.m.). Przechodziliśmy tędy wielokrotnie, ale nigdy nie siedzieliśmy w schroniskowej jadalni. Co można zamówić na szybko? – śniadanie bez pieczywa dzisiaj mieliśmy marne 😉 – kiełbasę z chlebem! Kiełbasa zamówiona, czekamy. I czekamy. I czekamy. 20 minut, pół godziny. Na kiełbasę? Ile można? Zasadniczo jesteśmy wyluzowani, ale dziś w perspektywie wielka wycieczka, więc trochę nam się spieszy. Podchodzimy do okienka się przypomnieć. Zaraz będzie. A nie ma. R. żartuje, że tragarz musi ją dopiero przynieść. I rzeczywiście, w końcu widzimy przez okno nosicza. A za  3 minuty kiełbaska wjeżdża na stół 😉

Schronisko Zamkovskiego (1475 m n.p.m.)

Jadalnia jest niewielka, ale z prawdziwie schroniskowym klimatem.

Chata Zamkovskiego – Chata  Téryego (2015 m n.p.m.).

Za schroniskiem Zamkovskiego wychodzimy ponad górną granicę lasu. Szukamy Koleby Łomnickiej – bezskutecznie. Widoki na górne piętro doliny są bajkowe. Wzrok przyciąga zwłaszcza spektakularny próg polodowcowy. Ze ściany nachylonej pod kątem 45 m spektakularnie spada w dół doliny siklawa. Próg wydaje się niedostępny, a jednak szlak po przewinięciu się na drugą stronę potoku tak kluczy, tak prowadzi zakosami, że wchodzimy tam bez najmniejszych trudności. Często spotyka się tu tragarzy, którzy zaopatrują chatę Téryego (ale też Zbójnicką, Zamkovskiego i schronisko pod Wagą). Od samego patrzenia na ładunek przytroczony do ich pleców słabo się robi. Podziwiamy.

Otwierają się widoki na Dolinę Zimnej Wody.

Po prawej mijamy żleb spod Łomnickiej Przełęczy, którym wiodła historyczna droga na Łomnicę

Pozostaje jeszcze wspiąć się na próg Doliny Pięciu Stawów Spiskich.

Z podejścia pięknie widać nasz dzisiejszy szlak przez Dolinę Zimnej Wody

Podejście urozmaicają nam widoki wodospadu spływającego z progu doliny.

A z góry spogląda na nas Łomnica.

Po lewej szczyty Żółtej Ściany i Pośredniej Grani.

Dolina Pięciu Stawów Spiskich wita nas imponującymi ogładzeniami polodowcowymi. Czegoś takiego, w takiej skali nie spotykacie w żadnym innym miejscu w Tatrach. Krajobraz egzotyczny, niezwykły, nieziemski, wyrzeźbiony przez bryły lodu.

W okolicach chaty  Téryego zazwyczaj jest bardzo zimno. Dziś jest nie inaczej. Chętnie ogrzewamy się w jadalni schroniska (2015 m). Herbata z rumem i ciacho z makiem działają cuda.

Schronisko Teryego rozsiadło się na przepięknych ogładzeniach polodowcowych.

Przedni Staw Spiski, a za nim w głębi kopuła Łomnicy.

Tutejsze ogładzenia polodowcowe uważane są za najładniejsze w Tatrach.

Chata  Téryego – Przełęcz Lodowa

Po miłym odpoczynku ruszamy dalej, wciąż trzymając się zielonego szlaku, w kierunku Lodowej Przełęczy. Wczoraj spotkaliśmy kozice w Dolinie Staroleśnej, dziś też mamy takie szczęście. Nawet jeszcze większe! Trzy kozice urządzają dla nas przedstawienie na wancie skalnej tuż przy szlaku. W tle skalne otoczenie Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Bajka.

Najeżone szczytami otoczenie Pośredniego Stawu Spiskiego.

Urocza kamienna grobla przez zatoczkę Pośredniego Stawu Spiskiego.

Wielki Staw Spiski pozostaje w dole.

Kozica chyba się nam przygląda.

A może się kamufluje – tu świetnie wtopiła się w krajobraz.

Chyba jednak pozuje…

Albo pilnuje, żebyśmy nie posunęli się za daleko.

Taniec kozic na buli nad Doliną Pieciu Stawów Spiskich.

Szlak przewija się przez garb i wprowadza do niewielkiej Dolinki Lodowej. Krajobraz bardzo surowy, głazy, piargi, płaty śniegu. Mijamy rozstaj szlaków, gdzie oddziela się szlak prowadzący przez Czerwoną Ławkę do Zbójnickiej Chaty, i wspinamy się nad Lodowy Staw – najwyżej położony staw tatrzański (2157 m n.p.m.). Wyżej ścieżka pnie się stożkiem piargowym na przełęcz. Kiedyś perć była obsypująca się i nieuporządkowana, po remoncie zapewnia bezpieczne i w miarę wygodne wejście. Podejście na Lodową Przełęcz nie jest trudne, ale nużące i wymagające uwagi. Końcówka podejścia ubezpieczona łańcuchem, ale wejście nie sprawia trudności.

Wielki Staw Spiski w przepięknym wysokogórskim otoczeniu.

Ostatnie spojrzenie na Dolinę Pieciu Stawów Spiskich.

Przed nami widok na Czerwoną Ławkę.

My jednak zwracamy się w stronę Małego Lodowego.

A konkretnie na szlak na Lodową Przełęcz.

Szlak prowadzi przez wielkie głazowiska.

Tu odłącza się szlak na Czerwoną Ławkę.

Lodowy Staw to najwyżej położony tatrzański stały zbiornik wodny.

Spod Lodowej Przełęczy prezentuje się jeszcze lepiej.

Lodowa Przełęcz

Jeszcze tylko kilkanaście metrów i jesteśmy na Lodowej Przełęczy.

Lodowa Przełęcz

Ostatnie metry podejścia zabezpieczono łańcuchem.

Po 80 min od Chaty Téryego wchodzimy na Lodowa Przełęcz (2372 m n.m.) Podziwiamy niezwykle majestatyczne, urwiste skaliste zbocza Jaworowych Szczytów. Na dłuższy odpoczynek nie ma co liczyć, bo zimno tu jak piorun. Mimo naciągniętych bluz i kurtek dygocemy jak listki na wietrze.

Lodowa Przełęcz – dzisiaj naprawdę zimna, przynajmniej na wietrze!

Lodowa Przełęcz

Na pierwszym planie Ostry, po prawej Jaworowy Szczyt.

Lodowa Przełęcz

Na drugim planie Gerlach (w chmurach), a po prawej Wysoka i Rysy.

Lodowa Przełęcz – Dolina Jaworowa

Na przełęczy próbujemy dodzwonić się do chłopaków, ale z sukcesem połowicznym. Schodzimy w dół, licząc na to, że wiatr ucichnie. Niegdyś były tu niewygodne piarżyste zakosy, po (chyba niedawnym) remoncie szlak jest znacznie wygodniejszy i sprawnie gubimy wysokość. Górne piętro doliny jest bardzo surowe, wrażenie potęguje groźny, czarny mur Jaworowych Szczytów. Jak cudownie mieć poczucie takiego bycia po prostu w górach! Szlak mija Żabi Staw Jaworowy – obowiązkowe fotki. Dalej wieje, więc schodzimy niżej, patrząc łakomym okiem na zalaną słońcem trawę na niższym piętrze doliny. Tam właśnie rozsiadamy się na postój.

Schodzimy sprawnie bardzo wygodnym szlakiem.

My coraz niżej, a Jaworowe Szczyty coraz większe…

Do pełnego widoku brakowało jeszcze Żabiego Stawu Jaworowego, ale już i on przed nami.

Niżej schodzimy na piękne kwieciste hale.

Dziś rozpusta. Wzięliśmy ze sobą liofilizat – spaghetti carbonara z szybką dla 2 osób. 600 ml wrzątku, 10 min i restauracja zaprasza! No, najeść to się tak do końca tym nie najedliśmy, ale po całym dniu wędrówki takie ciepłe jedzenie na postoju smakowało jak ambrozja.

Podczas całego odpoczynku towarzyszy nam przesympatyczna kozica. Przygląda się bardzo ciekawie, podchodzi coraz bliżej. Siedzimy cichutko jak zaczarowani. Gospodyni chyba czekała na pastwisko, które niechcący jej zajęliśmy. Pani kozico, przepraszamy, my tylko na chwilę i nas nie ma!

Po odpoczynku dalej gubimy wysokość. Idziemy wzdłuż Jaworowego Potowu. Wokół feeria kwiatów. Groźne czarne ściany Jaworowych Szczytów zostają za nami. Tu inny świat. Przecinamy niezwykle malowniczy mostek na Jaworowym Potoku. Jak tu ładnie! Nie liczyliśmy, ile R. zrobił tu zdjęć.

Zeszliśmy już do Jaworowego Potoku i oglądamy się za siebie.

A przed nami wychylają się Tatry Bielskie z Muraniem.

Przeuroczy filigranowy mostek na Jaworowym Potoku.

Niżej wchodzimy już w piętro lasów. Tu szlak jest mniej nachylony, widoki są mniej spektakularne, ale idzie się wygodniej. Zatrzymujemy się jeszcze raz na kłodzie przy szlaku. Nie macie pojęcia, jak dobrze może smakować sucha bułka z kabanosem po całym dniu wędrówki.

My schodzimy, z za nami zaczynają się kłębić chmury.

Niżej urozmaiceniem wędrówki są wspaniałe widoki na Tatry Bielskie. Podczas naszej ostatniej wycieczki w Bielskie widoczność była zerowa (za to kozice spotkaliśmy fantastyczne, zobaczcie, fotorelacja tutaj), więc tym chętniej spoglądamy w stronę ich grani.

Po wschodniej stronie Tatry Bielskie w całej okazałości.

Murań sprawia wrażenie, jakby chciał zatarasować nam drogę.

Zmęczenie powoli daje o sobie znać. Cieszymy się, że nie złapał nas deszcz – ogólnie pogoda była dziś znacznie lepsza niż w prognozach. Nasz szlak łączy się z niebieskim szlakiem prowadzącym z Przełęczy pod Kopą. Stąd już tylko pół godziny i stajemy w Jaworzynie.

Most na Jaworowym Potoku na Polanie pod Muraniem. Most został dosłownie zmieciony przez wezbrane wody potoku ledwie kilka dni później, na skutek tragicznych w skutkach opadów w Tatrach…

Samochód zostawiliśmy wczoraj na Łysej Polanie, co oznacza przymusowe przedłużenie naszego spaceru. Idziemy poboczem szosy, rozmawiając po drodze z Grzesiem bawiącym się z Babcią na działce. O dziwo jesteśmy chyba mniej zmęczeni niż po wczorajszej wycieczce, mimo że już drugi dzień z rzędu spędzamy 12 godzin na szlaku. Mniej nie znaczy oczywiście w ogóle. Prześladują nas wizje, że zgubiliśmy kluczyki do samochodu i nie będziemy mieli jak wrócić. Że pan parkingowy zamknął bramę małego parkingu (dla samochodów zostawianych dłużej niż 1 dzień) i nie będziemy mogli wyjechać. Itd. itp. Na szczęście żadna z tych czarnych wizji nie sprawdza się i po chwili z dziką radością pakujemy się do naszej bryki. Nie uwierzycie, ale jak tylko wsiadamy do samochodu, zaczyna padać. Ale mieliśmy dziś szczęście! Wycieczka udała się pierwszorzędnie – była wspaniała.

Nasz czas: 9.00-20.00, ok. 27 km, 1200m w górę i ponad 1400m w dół (nie licząc podjazdu na Siodełko)

W dwa dni prawie 60 km po Tatrach! Dzisiejsza trasa jest limonkowa 😉 (wczorajsza pomarańczowa).

PS. Nie uwierzycie, ale już 6 dni po naszej wędrówce ogromna ulewa i następujące po niej wezbranie górskich potoków zerwało ten wielki most, widoczny na zdjęciu pod koniec wpisu! Uroczy mostek w górnej części Doliny Jaworowej też zapewne nie przetrwał… Ach, te górskie żywioły!

Doliną Białej Wody przez Rohatkę i Dolinę Staroleśną

Łysa Polana – Dolina Białej Wody – (i wypad na Polski Grzebień) przełęcz Rohatka  – Dolina Staroleśna – Smokowiec

Piękne przejście w poprzek pasma Tatr Wysokich. Trasa o wyjątkowych walorach widokowych, niezwykle urozmaicona. Górne piętra Doliny Białej Wody to jeden z naszych ulubionych plenerów tatrzańskich. Jedynym mankamentem trasy jest jej długość – 25 km i 1500 m przewyższenia – no i – dla zmotoryzowanych – konieczność zorganizowania sobie powrotu do punktu wyjścia. Czy jednak takie rzeczy mogą być jakąkolwiek przeszkodą dla prawdziwego miłośnika Tatr? No pewnie że nie!

Continue reading

Tatry – trzy zimowe wycieczki dla całej rodziny

Dla górołazów każdy pretekst do wyjazdu w góry jest dobry. Konferencja w Zakopanem… Hmmm, to może byśmy przy okazji tak we dwoje pojechali i wyskoczyli sobie na jakąś miłą traskę? Tak, tak, świetny pomysł! Jedziemy! No, ale ostatnio byliśmy we dwoje w Bieszczadach, a dzieci dopytują, kiedy znowu zabierzemy je w góry… No niech będzie, jedziemy we czworo! Najmłodszy Grześ na zimowe (i naprawdę mroźne!) warunki w Tatrach jeszcze się nie nadaje, więc tym razem zostaje z Babcią i Dziadkiem. Pozostaje zamówić dobrą pogodę i wstrzelić się w okienko pomiędzy kaszlami i katarami dzieciaków… A jak nam się udało, zobaczcie sami! Poniżej propozycje trzech zimowych tatrzańskich wycieczek z dziećmi.

Dzień 1. Gęsia Szyja i Rusinowa Polana – łatwa wycieczka z prawdziwie wysokogórskim widokiem

Dzień 2. Kopieniec – Polana Olczyska – Kuźnice

Polana Kopieniec

Dzień 3. Dolina Kościeliska zimą

Śnieżny Labirynt, Śnieżny Zamek i Pałac Królowej Śniegu – Zimowy Park Rozrywki Snowlandia – czy warto?

Wyjazd, mimo że zorganizowany przy okazji obowiązków zw. z pracą, udał się rewelacyjnie. Pogodę mieliśmy naprawdę przepiękną – taki mocny mroźny akcent na zakończenie zimy, a chłopcy jako towarzysze wypraw sprawdzili się znakomicie. Choć pierwotnie planowaliśmy spędzić ten weekend na kursie lawinowym w Murowańcu, w końcu cieszymy się, że wzięliśmy ze sobą dzieci. Świetni kompani do górskich wędrówek nam rosną!

 

Tatry część II – Rysy, od Hali Gąsienicowej na Rówień Waksmundzką, Iwaniacka Przełęcz, zachodnia część Orlej Perci

2015.07.22, środa

Rano chwilkę pochmurno po niewielkim nocnym deszczu, potem słonecznie i 28 stopni

Rysy – Polska – Słowacja

Prognozy znowu są dobre, więc co robić? Grzechem byłoby marnować taką okazję… Wstajemy o 4:25 i po śniadanku i dojeździe ruszamy z Palenicy Białczańskiej o 6:10. Bardzo sprawnie wchodzimy do schroniska (o 7:50), szybko pałaszujemy szarlotkę i o 8:15 idziemy dalej. O tej porze Morskie Oko wygląda po prostu jak piękny górski staw, a nie środek kurortu – staramy się je zapamiętać bez tłumów na brzegach.

Ruszamy. Szczyty Mięguszowieckie wyglądają do nas zza drzew.

Ruszamy. Szczyty Mięguszowieckie wyglądają do nas zza drzew.

Podejście do Czarnego Stawu pod Rysami jak zwykle daje w kość. Dzisiaj jednak mamy miły przerywnik – spotykamy pasącego się w ziołoroślach tuż obok szlaku jelonka, którego jednogłośnie nazywamy Rogasiem z doliny Roztoki.

Po drodze do Czarnego Stawu spotkaliśmy jelonka - Rogaś z Doliny Roztoki pomylił doliny!

Po drodze do Czarnego Stawu spotkaliśmy jelonka – Rogaś z Doliny Roztoki pomylił doliny!

Czarny Staw pod Rysami.

Czarny Staw pod Rysami.

Szlak na Rysy jest… przede wszystkim bardzo nużący. Przyjemnie obchodzi się Czarny Staw, a potem są po prostu monotonne zakosy. Z początku nawet wygodne, wyżej coraz bardziej strome, a ścieżka jest często pouszkadzana przez niewielkie osuwiska. Po drugie: to jeden z najbardziej zatłoczonych szlaków w Tatrach. Mimo wczesnej pory idziemy w sznureczku, jak mrówki podążające do mrowiska. W połowie drogi zachodzimy w głowę: jak tu zrobić siku? – to kolejne wyzwanie czekające na turystów.

Im wyżej, tym piękniejsze widoki.

Im wyżej, tym piękniejsze widoki.

Zbliżenie na dwóch głównych aktorów tej sceny.

Zbliżenie na dwóch głównych aktorów tej sceny.

Tam wczoraj byliśmy! Szczyty Mięguszowieckie i Kazalnica.

Tam wczoraj byliśmy! Szczyty Mięguszowieckie i Kazalnica.

Końcówka prowadzi skalnym, momentami eksponowanym terenem. To miła odmiana po dwóch godzinach monotonnego zdobywania wysokości zakosami. Cała trasa jest pieczołowicie, może nawet nadmiernie, poubezpieczana, ale to zrozumiałe, wziąwszy pod uwagę natężenie ruchu turystycznego. Naszym zdaniem największym zagrożeniem na tym szlaku w sezonie letnim i przy suchej skale są właśnie inni ludzie. Oczywiście często spotyka się uprzejmych turystów, stosujących zasady górskiego savoir-vivre’u, ale pełno także wyprzedzających na chama i przepychających się typów, mogących stanowić zagrożenie dla siebie i dla innych w eksponowanym terenie. Pewne trudności sprawia również wymijanie się z turystami idącymi z naprzeciwka – była to przyczyna kilku naszych dzisiejszych wymuszonych postojów. To zdecydowanie trasa do pokonywania poza sezonem turystycznym, ale przy dobrych warunkach i suchej skale.

I zmęczenie, i uciążliwe warunki na szlaku wynagradzają nam jednak przepiękne widoki. Początkowo widzimy głównie Czarny Staw, Morskie Oko i ich bliskie otoczenie. Wraz z wysokością jednak perspektywa się zmienia i stopniowo poszerza. Zza grani wygląda Krywań i Hruby. Z przyjemnością spoglądamy na odwiedzoną wczoraj Kazalnicę i drogę na Przełęcz pod Chłopkiem – tam było tak miło i kameralnie!

Od teraz aż na sam szczyt towarzyszą nam ubezpieczenia.

Od teraz aż na sam szczyt towarzyszą nam ubezpieczenia.

Dobrze czasem obejrzeć się do tyłu.

Dobrze czasem obejrzeć się do tyłu.

Na szlaku ruch jak na Marszałkowskiej.

Na szlaku ruch jak na Marszałkowskiej.

W górę, w górę...

W górę, w górę…

Zdarzają się przestoje - tu przepuszczamy schodzących.

Zdarzają się przestoje – tu przepuszczamy schodzących.

Przed nami ostatnia prosta.

Przed nami ostatnia prosta.

Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami zostały daleeeeko w dole.

Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami zostały daleeeeko w dole.

Na szczycie Rysów (2499 m n.p.m.) jak zwykle sporo ludzi, ale daje się zrobić zdjęcia i chwilę rozejrzeć – a widoki są przecudne! Robimy zdjęcia z myślą o KGP i… nie chcąc wracać, rozmijając się z dziesiątkami ludzi na usianym łańcuchami szlaku, spontanicznie decydujemy się na zejście na słowacką stronę. To była trafiona decyzja! A przy tym mamy okazję przypomnieć sobie szlak odwiedzony 10 lat wcześniej:)

Widok na słowacki wierzchołek. W tle Gerlach.

Widok na słowacki wierzchołek. W tle Gerlach.

Panorama z Rysów - warta wysiłku.

Panorama z Rysów – warta wysiłku.

Po słowackiej stronie ruch też duży, ale przebieg ścieżki pozwala na w miarę bezproblemowe rozmijanie się. Dość sprawnie schodzimy przez Przełęcz Waga do Chaty pod Rysami. Sporo tutaj się zmieniło – schronisko od dwóch lat jest znowu czynne po przebudowie (zw. z położeniem w miejscu zagrożonym lawinami). Chata została zbudowana na specjalnych fundamentach i cała pokryta blachą. Pijemy herbatę i zdobywamy trochę Euro (dopóki nie zobaczyliśmy tłumów na polskim szlaku, nie planowaliśmy zejścia na tę stronę…).

Schodzimy na Przełęcz Waga (2337 m n.p.m.).

Schodzimy na Przełęcz Waga (2337 m n.p.m.).

Piękne otoczenie Schroniska pod Wagą (2250 m n.p.m.).

Piękne otoczenie Schroniska pod Wagą (2250 m n.p.m.).

Schronisko pod Wagą (2250 m n.p.m.).

Schronisko pod Wagą (2250 m n.p.m.).

Zachwycamy się poczuciem humoru naszych południowych sąsiadów. W tutejszym Wolnym Królestwie Rysów można skorzystać z „Panoramickiej” toalety, a w oczekiwaniu na nią pobujać się na wymyślnie skonstruowanej ławeczce. Można też wypożyczyć rower (na przykład do zdjęcia…), a nawet zjechać na dół autobusem (jest przystanek, czyli „zastavka” z bardzo śmiesznym rozkładem jazdy!).

Oj, mają tu poczucie humoru. Była też wypożyczalnia rowerów.

Oj, mają tu poczucie humoru. Była też wypożyczalnia rowerów.

Schronisko zostaje za nami.

Schronisko zostaje za nami.

Z żalem opuszczamy Królestwo Rysów.

Z żalem opuszczamy Królestwo Rysów.

Na dłużej zatrzymujemy się nieco niżej przy szlaku, wygłodniali zjadamy resztę kanapek i ruszamy, marząc już o obiedzie w schronisku przy Popradzkim Stawie. Szlak zejściowy jest dość wygodny – nachylenie przyjemne dla zmęczonych już nóg. Zaskakuje nas przebudowany odcinek szlaku z umocnieniami – zmieniono nieco przebieg ścieżki, żeby częściowo oddzielić od siebie wchodzących i schodzących. Dalej miłe przejście obok Żabich Stawów i zakosy sprowadzające na niższe piętro Doliny Mięguszowieckiej. Oglądając widoki, przypominamy sobie nasz ponad dwutygodniowy wyjazd w słowackie Tatry Wysokie sprzed 10 lat – to bardzo przyjemne.

Schodzimy do Żabiej Doliny Mięguszowieckiej.

Schodzimy do Żabiej Doliny Mięguszowieckiej.

Żabią Doliną Mięguszowieckią.

Żabią Doliną Mięguszowieckią.

Mięguszowiecki Potok.

Mięguszowiecki Potok.

Nieco dłuży nam się ostatni odcinek zejścia, jesteśmy już głodni i zmęczeni. Zaskakuje nas kolejna zmiana – kilkadziesiąt metrów przed „starym” schroniskiem nad Popradzkim Stawem zbudowano nowy budynek – Majlathovą Chatę. Aby nie przedłużać, zjadamy już tutaj gulaszową i szybko ruszamy dalej – i dobrze, bo tylko dzięki temu udaje nam się zdążyć na elektryczkę i autobus do Polski. Do Szczyrbskiego Jeziora schodzimy czerwonym szlakiem, dobrze znaną nam trasą ścieżki edukacyjnej „Lesom medzi plesom a plesom”. Idziemy naprawdę sprawnie, a i tak nie udaje nam się urwać ani minuty z drogowskazowych 55 minut przejścia.

Widok na otoczenie Doliny Mięguszowieckiej.

Widok na otoczenie Doliny Mięguszowieckiej.

Wypatrujemy opisywanych przez Nykę busów do Zakopanego, ale niestety ich nie znajdujemy. Znając porę odjazdu ostatniego autobusu ze Smokowca, kupujemy bilet na elektryczkę (wyjazd o 17:20) i przez całą drogę zastanawiamy się, czy uda nam się zdążyć, bo przejazd (16 km) trwa pełne 40 minut. Na szczęście bez problemu zdążamy i po kolejnych 50 minutach jazdy o 19-ej jesteśmy na Łysej Polanie i pozostaje nam jeszcze tylko spacerek po samochód na parking na Palenicy… Uff… Ale była przygoda!

Z czystym sumieniem możemy polecić taką kombinowaną wycieczkę na Rysy. Zejście na słowacką stronę pozwala uniknąć schodzenia z niezbyt bezpiecznym rozmijaniem się ze stadami ludzi na polskim szlaku.

Szlak na Rysy z polskiej strony zdecydowanie nie jest dla każdego – potrzebna jest dobra kondycja (najlepiej być już też zaaklimatyzowanym), obycie ze skałą, umiejętność korzystania ze sztucznych zabezpieczeń i… niezbyt rozwinięty lęk wysokości, bo szlak jest przepaścisty. Przede wszystkim potrzeba jednak choćby odrobiny zdrowego rozsądku – może niech każdy, kto chce wejść na Rysy, poczyta dobre opisy szlaku i oceni swoje umiejętności. A widoki są przepiękne. Dla nich warto!

Nasze czasy: Palenica – Rysy: 6:10–12:15   Rysy–Szczyrbskie Pleso: 12:30–17:00

Dystans: 25 km. Przewyższenie: >1500 m w górę i >1200 m w dół

 

2015.07.23, czwartek

Rano upał i parno, od południa burze

Hala Gąsienicowa – Rówień Waksmundzka – Stara Roztoka

Po wczorajszej trasie jesteśmy – delikatnie mówiąc – zmęczeni. Prognozy jednak zapowiadają załamanie pogody od popołudnia i na kolejne dni, a w naszych planach jest jeszcze jeden fragment Orlej, na którym nigdy wcześniej nie byliśmy – od Granatów na Krzyżne. Co robić, …po raz szósty zrywamy się z łóżka bladym świtem i wędrujemy na szlak.

Od dawna uważamy szlak przez Boczań za wygodniejszą (i przy tym piękniejszą widokowo) drogę wejściową na Halę Gąsienicową, więc i tym razem kierujemy się na lewo. Jak zawsze szybko tędy zdobywamy wysokość. Na grzbiecie Skupniowego Upłazu zaczyna jednak bardzo nieprzyjemnie wiać. Podmuchy wiatru towarzyszą nam aż do Karczmiska – są tak silne, że momentami ledwo utrzymujemy się bez ruchu w pionowej pozycji, a ziarenka piasku nieprzyjemnie wciskają się do oczu i biją po nogach. Takie warunki studzą nieco nasz zapał dzisiejszego przejścia Orlej.

Skupniów Upłaz i Nosal.

Skupniów Upłaz i Nosal.

Przed nami Hala.

Przed nami Hala.

Już widać zielony dach Murowańca.

Już widać zielony dach Murowańca.

Murowaniec.

Murowaniec.

W Murowańcu przy pysznej szarlotce i herbacie (ale tu drogo, rety!) robimy burzę mózgów, co robić dalej. Sprawdzamy aktualne modele ICM – prognozowane opady przesunęły się na wcześniejszą porę, a w dodatku ten nieprzyjemny wiatr… To nie jest dobry dzień na Orlą. Zaraz jednak przychodzi nam do głowy Plan B – przejście szlakiem przez Rówień Waksmundzką do Starej Roztoki. Szliśmy tym szlakiem na naszym miesiącu miodowym 12 lat wcześniej i miło zapamiętaliśmy go jako piękną, pustą, dziko wijącą się ścieżkę przez las.

To dobra odmiana po wczorajszej „rysostradzie”. Przez większą część czasu idziemy zupełnie sami – na całym szlaku (nie licząc przecinania szosy do Moka, oczywiście) spotykamy tylko kilkanaście osób. Dookoła las, pachnące kwiaty na dawnej polanie Pańszczyca, przekraczanie malowniczych potoków, piękne widoki z Równi Waksmundzkiej i potem, podczas trawersów, na Dolinę Białej Wody. Ale przyjemnie…

W pierwszej części wycieczki słońce praży gorącem jak z pieca. Początkowo mamy dysonans, że nie poszliśmy na wycieczkę graniową. Niedługo potem okazuje się jednak, że podjęliśmy słuszną decyzję. Momentalnie się chmurzy, zaczyna grzmieć i padać. Ostatnie pół godziny pokonujemy w pelerynach i stup-tutach.

Szlak jest pusty i dziki.

Szlak jest pusty i dziki.

Na stokach Żółtej Turni

Na stokach Żółtej Turni

Widok na Koszystą.

Widok na Koszystą.

Piękny szlak przez dawną polanę Pańszczycę.

Piękny szlak przez dawną polanę Pańszczycę.

Pszczoły się uwijają.

Pszczoły się uwijają.

Polana Waksmundzka.

Polana Waksmundzka.

Rozstaj szlaków na Równi Waksmundzkiej.

Rozstaj szlaków na Równi Waksmundzkiej.

Zejście z Polany pod Wołoszynem.

Zejście z Polany pod Wołoszynem.

Dolina Białki.

Dolina Białki.

Burza nad Tatrami Wysokimi.

Burza nad Tatrami Wysokimi.

Na obiad schodzimy do Schroniska Stara Roztoka. Schodząc, nie możemy nadziwić się, jakie szkody poczynił tu kornik. Kiedy byliśmy tu ostatnim razem, szlak wił się zakosami przez las. Teraz wokół mamy uschnięte i powalone drzewa, odsłaniające szersze widoki. Przyroda jednak od razu zapełnia pustkę – wzdłuż szlaku wyrosła już bujna roślinność, korzystająca z odzyskanego słońca.

Lubimy Starą Roztokę. Jest tu sympatycznie, kameralnie. Zawsze można smacznie zjeść. Teraz, po zmianie właścicieli, schronisko ma zmodernizowany ganek, a i w środku jest jaśniej – nowe jasne stoły, odnowione ściany, nowe toalety. Postój tutaj to sama przyjemność.

Schronisko PTTK na polanie Roztoka.

Schronisko PTTK na polanie Roztoka.

Wracamy do szosy przez zniszczony las.

Wracamy do szosy przez zniszczony las.

Koniec wycieczki to półgodzinne wtopienie się w tłum schodzący szosą na parking Palenica – tego nie przeskoczymy.

Dziś nareszcie jesteśmy wcześniej w pokoju, więc nadrabiamy zaległości w zapiskach i zdjęciach.

Nasz czas: 7:20–15:20. Dystans: ok. 20 km, przewyższenie ok. 850 m

 

2015.07.24, piątek

Rano pochmurno i parno, potem burze z ulewami

Dolina Kościeliska – Przełęcz Iwaniacka – Dolina Chochołowska

Dzisiejsza pogoda nie pozwala na wycieczki graniowe. Rano śpimy więc dłużej – uwaga uwaga – aż do 6:00, a po śniadaniu jedziemy do Trsteny na Słowację wykupić lekarstwa dla Dziadka Janka. Potem podjeżdżamy do Kir i ruszamy Doliną Kościeliską.

Mimo naszych obaw nie ma jakiegoś przerażającego tłumu. Oczywiście idzie wielu turystów, mijamy wycieczki, ale nie ma tragedii – może gorsza pogoda skłoniła część turystów do zostania w domu.

Im dłużej chodzimy po Tatrach, tym bardziej doceniamy urodę Doliny Kościeliskiej. Piękne skalne otoczenie, malowniczy potok, urokliwe polany i hale – Wyżnia Kira Miętusia, Stare Kościeliska, Hala Pisana. Widzimy szarotki rosnące na wapiennej skale. Żeby tylko cieszyć się tu samotnością – jak kiedyś w kwietniu, gdy przyjechaliśmy na krokusy. No ale cóż, jesteśmy w pełni sezonu.

Doliną Kościeliską.

Doliną Kościeliską.

W Schronisku Ornak jemy szarlotkę i pijemy herbatę. Zgodnie stwierdzamy, że w naszym rankingu szarlotek tatrzańskich ta z Ornaka zajmuje niezmiennie pierwsze miejsce.

Schronisko Ornak.

Schronisko Ornak.

Po zatankowaniu pysznych kalorii ruszamy dalej, kierując się na Przełęcz Iwaniacką. Z Małej Polanki i Wielkiej Polany Ornaczańskiej roztaczają się piękne widoki na otoczenie Bystrej. Słońce walczy z chmurami, jest gorąco i parno. Wchodzi się ciężko. Tuż przed Przełęczą Iwaniacką (1459 m n.p.m.) po raz pierwszy łapie nas deszcz. Tym razem nie trwa długo, przeczekujemy go, siedząc na kamieniu, ale nie rozsiadamy się na przełęczy, tylko schodzimy na dół. Pokonywaliśmy już dwukrotnie tę trasę, ale zawsze w odwrotnym kierunku. Nie wiedzieliśmy więc, że górny odcinek szlaku jest tak bardzo widokowy. Widoki na otoczenie Doliny Chochołowskiej w oprawie górskich kwiatów są bardzo urokliwe. Wokół szlaku widać świeże ślady po zrywce drewna.

Widok z Małej Polanki Ornaczańskiej w stronę Bystrej.

Widok z Małej Polanki Ornaczańskiej w stronę Bystrej.

Za nami Tomanowa Przełęcz.

Za nami Tomanowa Przełęcz.

Doliną Iwaniacką.

Doliną Iwaniacką.

Prawdziwe przygody zaczynają się na połączeniu ze szlakiem z Doliny Chochołowskiej. Tym razem łapie nas burza, ale ulewa nie daje łatwo za wygraną – pada chyba ponad godzinę. Najgorsze momenty przeczekujemy, kuląc się pod pelerynami. Patrzymy ze współczuciem na przemykających drogą turystów, zmoczonych do suchej nitki. My w odpowiednim ekwipunku nie przemoczyliśmy się jakoś bardzo.

Wreszcie w deszczu docieramy do schroniska. Ścisk, że igły nie ma gdzie wcisnąć. Ze wszystkich kapie woda, tworząc mokrą warstwę na podłodze. Z trudem znajdujemy miejsce do siedzenia. Obiad (oczywiście tradycyjnie ‘poprawiony’ szarlotką) pałaszujemy w okamgnieniu.

Schronisko Chochołowskie - wybawienie od ulewy.

Schronisko Chochołowskie – wybawienie od ulewy.

Gdy wychodzimy, już nie pada. Powrót odpoczywającą po deszczu Doliną Chochołowską ma w sobie wiele uroku. Do góry unosi się mokra mgiełka, chochołowskie szałasy wyglądają zza zakrętu.

Polana Chochołowska po deszczu

Polana Chochołowska po deszczu

Szałasy na Polanie Chochołowskiej.

Szałasy na Polanie Chochołowskiej.

Mnichy Chochołowskie.

Mnichy Chochołowskie.

Charakterystyczna mgiełka nad Potokiem Chochołowskim.

Charakterystyczna mgiełka nad Potokiem Chochołowskim.

Przed Siwą Polaną skręcamy na szlak łącznikowy do Kir.

Przed Siwą Polaną skręcamy na szlak łącznikowy do Kir.

Ostatni odcinek to powrót szlakiem łącznikowym odchodzącym na wysokości Siwej Polany i prowadzącym do Kir. To już miły spacerek porównywalny do Drogi pod Reglami. M. tylko trochę kuśtyka – pamiątką po wczorajszym uciekaniu przed burzą są bolesne bąble na nogach.

Wieczorem z zadowoleniem stwierdzamy, że poprawili na jutro prognozę pogody – może uda nam się wybrać na Granaty i Krzyżne?

Nasz czas: Kiry: 10:30, Schronisko Ornak: 11:35, Przełęcz Iwaniacka: 13:25, Schronisko w Dol. Chochołowskiej: 15:30 (wcześniej kilkakrotne przeczekiwanie deszczu), Kiry: 18:10.

20,5 km, ok. 700 m przewyższenia

 

2015.07.25, sobota

Od rana ładnie, w górach silne porywy wiatru, ale też słońce, przed wieczorem deszcz

Prognozy pogody nie dawały początkowo nadziei na dłuższą wyprawę, ale wczoraj wieczorem coś się zmieniło i pojawiła się szansa na ostatnią zaplanowaną przez nas trasę! W związku z tym znowu zrywamy się o 4:40…

Przez Granaty na Krzyżne

Ruszamy z Kuźnic. Dzisiaj dla odmiany wchodzimy przez Jaworzynkę. Od lat byliśmy przekonani, że przez Boczań wchodzi się lepiej, a tu niespodzianka: wchodzimy sporo szybciej niż ostatnio (dokładnie 1,5 godziny). Może więc równe rozłożone nachylenia szlaku nie jest najważniejsze? A może po prostu jesteśmy już dobrze rozchodzeni. Na stokach Kopy Magury widzimy dwie sarenki posilające się pyszną trawą i ziołami… Śliczne!

Na Halę przez Dolinę Jaworzynki.

Na Halę przez Dolinę Jaworzynki.

Już widać zielony daszek Murowańca.

Już widać zielony daszek Murowańca.

Widok na Kasprowy z Hali Gąsienicowej.

Widok na Kasprowy z Hali Gąsienicowej.

Po tradycyjnej porannej schroniskowej szarlotce (ta w Murowańcu jest najdroższa ze wszystkich i całkiem przeciętna smakowo) ruszamy dalej.

Obowiązkowy starterek górski.

Obowiązkowy starterek górski.

Ludzi na szlaku ze względu na porę dnia jest niewiele. Sprawnie mijamy Czarny Staw Gąsienicowy, podchodzimy na kolejny próg doliny i zostawiamy w tyle Zmarzły Staw. W pobliżu rozstaju w Koziej Dolince robimy kolejny postój. Wchodząc wyżej, spotykamy przy szlaku parę kozic, które pozują nam do zdjęcia, nie wykazując specjalnego lęku przed ludźmi. Już o 10:30 docieramy na grań.

Do Czarnego Stawu Gąsienicowego.

Do Czarnego Stawu Gąsienicowego.

Otoczenie Czarnego Stawu Gąsienicowego.

Otoczenie Czarnego Stawu Gąsienicowego.

Widok na Czarny Staw Gąsienicowy.

Widok na Czarny Staw Gąsienicowy.

Tu rozdziela się szlak na Kozią i Zawrat.

Tu rozdziela się szlak na Kozią i Zawrat.

Zmarzły Staw.

Zmarzły Staw.

Widok z Koziej Dolinki.

Widok z Koziej Dolinki.

Kozia Dolinka zostaje za nami.

Kozia Dolinka zostaje za nami.

Gospodyni terenu.

Gospodyni terenu.

Grań od Świnicy po Kozi Wierch.

Grań od Świnicy po Kozi Wierch.

Dzisiaj przechodzimy ostatnią część Orlej Perci. Środkową przeszliśmy pięć lat temu, a tę najbardziej zachodnią dokładnie tydzień temu. Idziemy przez Zadni, Pośredni i Skrajny Granat, zastanawiając się, czy nie zejść z tego ostatniego na dół – na niebie kłębi się coraz więcej chmur. Po jeszcze jednym sprawdzeniu dokładnej prognozy pogody (i naradzie z miłym panem napotkanym na szlaku) idziemy dalej. Z prognoz i obserwacji wynika, że pogoda wytrzyma jeszcze co najmniej dwie godziny.

Widok na Zadni Granat z Pośredniego.

Widok na Zadni Granat z Pośredniego.

A przed nami Skrajny Granat.

A przed nami Skrajny Granat.

Czekają nas też Buczynowe Turnie.

Czekają nas też Buczynowe Turnie.

Słynny krok nad szczeliną.

Słynny krok nad szczeliną.

Uff, udało się!

Uff, udało się!

Nie żałujemy podjętej decyzji – pogoda pozostaje stabilna jeszcze przez pięć godzin, a my bez problemu dokańczamy „zwiedzanie” Orlej Perci. Bardzo podoba nam się dzisiejsza trasa – sporo wspinaczki, często wymagającej zwiększonej uwagi. Łańcuchy i klamry są tam, gdzie trzeba. Jednocześnie co chwilę oglądamy przecudne widoki – czy można chcieć czegoś więcej?

Szlakiem z Granatów na Krzyżne.

Szlakiem z Granatów na Krzyżne.

Szlakiem z Granatów na Krzyżne.

Szlakiem z Granatów na Krzyżne.

Widok na Tatry Wysokie.

Widok na Tatry Wysokie.

Hura! Przed nami Krzyżne!.

Hura! Przed nami Krzyżne!.

Warto jednak zaznaczyć, że do przejścia Orlej Perci z prawdziwą przyjemnością potrzebowaliśmy 13 lat chodzenia po szlakach wysokogórskich i ferratach. Wcześniejsze zapuszczenie się na ten szlak skończyłoby się niechybnie „telegrafami” w nogach. To zdecydowanie nie trasa na początek przygody z Tatrami. Gorąco popieramy przy tym projekt przekształcenia tego szlaku w via ferratę!

Dłuższy postój robimy sobie dopiero pod szczytem Kopy nad Krzyżnem. Znajdujemy tam dobrą osłonę przed silnymi porywami wiatru i piękne widoki.

Widok z Kopy nad Krzyżnem w kierunku Granatów.

Widok z Kopy nad Krzyżnem w kierunku Granatów.

Tędy prowadzi szlak na Krzyżne z Murowańca.

Tędy prowadzi szlak na Krzyżne z Murowańca.

Postój na Kopie nad Krzyżnem.

Postój na Kopie nad Krzyżnem.

Szlak z Krzyżnego do „Piątki” jak zwykle jest trochę niewygodny i nużący, bo mimo ogólnego zejścia trzeba, niestety, sporo podchodzić w górę.

Przedni i Wielki Staw w ,,Piątce''.

Przedni i Wielki Staw w ,,Piątce”.

Schodzimy z Krzyżnego do ,,Piątki''.

Schodzimy z Krzyżnego do ,,Piątki”.

Dolina Roztoki i Opalone.

Dolina Roztoki i Opalone.

Wielki Staw.

Wielki Staw.

W schronisku pięciostawiańskim jemy pyszny obiad, a na deser ciasto jagodowe – po prostu bajka i na dodatek ceny sporo niższe niż w Murowańcu!

Wraz z pierwszymi kroplami deszczu wychodzimy w kierunku Doliny Roztoki. Zdążamy zejść z zakosów, zanim na dobre zaczyna padać. Dalej już do samej Palenicy idziemy w deszczu. Wracając, przypominamy sobie cały nasz bajkowy pobyt. Jesteśmy bardzo z siebie dumni, że udało nam się przejść takie ciekawe wielogodzinne i trudne trasy!

Po powrocie do Zakopca od razu idziemy po oscypki dla nas i dla Rodziców, a potem już pozostaje nam tylko pakowanie i ogarnianie się przed jutrzejszym wczesnym wyjazdem. Całe te osiem dni było jak piękny sen – tyle, że prawdziwy!

Nasz czas: dojście do grani: 6:15–10:30, Zadni Granat–Krzyżne: 10:30–13:00, Krzyżne – „Piątka”: 13:30–15:10, „Piątka”–Palenica: 15:50–17:30

Dystans: 24 km, przewyższenie: ok. 1600 m

Tatry, 2010.08

Tatry – nasza młodzieńcza fascynacja – zawsze będą dla nas wyjątkowe. Bardzo cieszymy się perspektywą wyjazdu. Oczywiście nie ma róży bez kolców. Babcia ma zostać pierwszy raz sama z 9-miesięcznym Sebusiem, więc trochę się denerwujemy. Na dodatek tuż przed wyjazdem – a jakże mogło by być inaczej – Młody dostaje temperatury. Na szczęście okazuje się, że to zwykła wirusówka, ale i tak musimy skrócić wyjazd, denerwujemy się, czy możemy go zostawić itp. Ruszamy z duszą na ramieniu i wydenerwowani. Ot, rodzicielskie realia…

7 sierpnia 2010, sobota

Do 27 stopni

Warszawa-Rzeszów, 7:00-13:00

Po drodze musimy zahaczyć o Rzeszów, żeby odstawić Tyma do Dziadków. Bohaterem podróży jest kontuzjowana maskotka-prosiaczek, cała poobklejana plastrami, i dźwig z bajki Tomek i przyjaciele.

Na miejscu zjadamy szybki obiad, rozpakowujemy Tyma i ruszamy dalej, już tylko we dwoje. O ironio, rozmawiamy oczywiście o … dzieciach. Tymo na odchodnym mówi, że nas kocha i że będzie za nami tęsknił. Nasze kochane Serduszko…

Rzeszów-Zakopane, 15:00-20:30

Wąskie drogi, ale jakie piękne! Podziwiamy krajobrazy beskidzkich wzniesień. Szczególnie malowniczy odcinek od Krościenka, droga biegnie nad samym Dunajcem.

Postój w Starym Sączu (17:30-18:45)

Stary Sącz, malowniczo położony u zbiegu Popradu i Dunajca, to doskonałe miejsce na romantyczną randkę. Malowniczość, kameralność i cenne zabytki, a przy tym brak komercyjnej tandety. Robimy sobie przemiły spacer, oglądając po drodze rynek z ładnymi kamieniczkami, mury klasztoru Klarysek (zał. XIII, przeb. XVI) i źródełko Św. Kingi, plac Św. Kingi, przyklasztorny kościół, Dom Św. Kingi i wejście do klasztoru.

Na miejsce dojeżdżamy zmęczeni, ale co to za problem poogarniać się bez dzieci – raz dwa i siedzimy przy herbatce, planując trasy na najbliższe dni.

Rynek w Starym Sączu

Rynek w Starym Sączu

Stary Sącz.

Stary Sącz.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Dom Kingi.

Dom Kingi.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

8 sierpnia 2010, niedziela

15-17 stopni, ale pułap chmur ok. 1700 m

Ździar – Przełęcz pod Kopą – Dolina Zadnich Koperszadów – Jaworzyna; 11:30-18:30

Ruszamy o 9:00. Najpierw dojeżdżamy naszym autem do Jaworzyny Spiskiej. Ku naszemu zaskoczeniu wyremontowali drogę Oswalda Balzera. Na „języku teściowej” nie da obyć się bez jazdy za bryką.

Następny punkt programu to transport autobusem do Ździaru. Oczywiście nie obywa się bez przygód. Kierowca pierwszego autobusu chce zapłatę tylko w Euro, drugi na szczęście przyjmuje złotówki. W Ździarze wysiadamy za wcześnie – zmyla nad przydrożny drogowskaz do naszego szlaku. Najpierw chcemy znaleźć wyjście szlaku, idąc na azymut, w efekcie czego przez ponad pół godziny błądzimy po grzbiecie oddzielającym Ździar od naszego szlaku. W końcu zrezygnowani wracamy asfaltem i do punktu wyjścia dochodzimy dookoła.

Ździar- Przełęcz pod Kopą („naučny chodnik”)

Sympatyczny, choć w środkowej części mozolny szlak. W innych warunkach trud wynagradzałyby widoki, dziś niestety idziemy w mleku. Czekają na nas za to inne atrakcje: między Przełęczą Szeroką i Wyżnim Kopskim Sedlem spotykamy stado kozic, których zupełnie nie płoszy nasza obecność. Pasą się jak krowy, a my cichutko obserwujemy je, mając je na wyciągnięcie ręki. Na całym odcinku innych turystów jak na lekarstwo, mimo środka sezonu turystycznego.

Przełęcz pod Kopą – Dolina Zadnich Koperszadów – Jaworzyna

Przeurocze (nawet mimo braku rozległych widoków ← chmury) zejście szlakiem trawersującym zbocza Tatr Bielskich. Dalej wygodna szutrowa droga wzdłuż pięknego huczącego potoku. Szczególnie podoba nam się odcinek prowadzący przez Cieśniawę Bramka, przywodzącą nieco na myśl Dolinę Kościeliską, oraz malownicza Polana pod Muraniem (Murań na szczęście widoczny jako jeden z nielicznych dziś szczytów).

Tatry Bielskie od zawsze czarowały nas swoją bajkową atmosferą. Chętnie wrócimy tu podczas bardziej sprzyjającej aury.

Wracając, wstępujemy już po polskiej stronie do karczmy na zasłużoną kolację. Przypominamy sobie, jak ostatnio byliśmy tu z Tymem.

Szukamy szlaku w Ździarze....

Szukamy szlaku w Ździarze….

Ździar z Szerokiej Doliny.

Ździar z Szerokiej Doliny.

Szeroka Przełęcz (1825).

Szeroka Przełęcz (1825).

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Vyżnie Kopskie Sedlo.

Vyżnie Kopskie Sedlo.

Zejście Dol. Zadnich Koperszadów.

Zejście Dol. Zadnich Koperszadów.

9 sierpnia 2010, poniedziałek

Rano słońce, po południu deszcz, ok. 15 stopni

Kuźnice – Hal Gąsienicowa – Krzyżne – Dolina Pięciu Stawów – Dolina Roztoki, 7:45-18:30

Wstajemy o 5:45 i tuż po 7:00 ruszamy. Podjeżdżamy z boku pod Murowanicę i dalej pieszo. Miło odwiedzić stare kąty…

Kuźnice – Murowaniec przez Boczań

Pomimo wysiłku to zawsze przyjemne wejście, a widok Hali Gąsienicowej w porannym słońcu jak zawsze zapiera dech w piersiach. W Murowańcu drugie śniadanie i do przodu!

Murowaniec – Krzyżne

Dobrze przypomnieć sobie stary szlak. Pod koniec trochę żmudnie, ale pomaga bliskość celu. Tu na szczęście już dużo mniej ludzi.

Podejście w okolice Buczynowych Turni

Pierwotnie planujemy przejść się kawałek Orlą Percią, ale coraz bardziej się chmurzy, aż wreszcie zaczyna padać, więc zamiast na Granaty wracamy na Krzyżne i schodzimy w dół.

Krzyżne – „Piątka”

Zapomnieliśmy już, jak długi to był odcinek szlaku, a może aklimatyzacja dała o sobie znać. Do schroniska docieramy głodni, mokrzy i znużeni. W środku tłum i parna mgła, ale udaje nam się gdzieś przycupnąć i zaliczyć po gorącej zupie.

Zejście Doliną Roztoki

Już od zakosów dokucza nam zmęczenie i deszcz, marszu nie ułatwia marsz w „plandekach” przeciwdeszczowych. Zaskakuje nas nowiutki asfalt do Moka. Rany, po co?!!

Wracamy busem. Wszędzie straszne korki. Ot, uroki Zakopanego w sezonie. Rozbawiamy się słuchaniem klnących górali przez CB-radio.

Widok na Giewont i Dol. Jaworzynki.

Widok na Giewont i Dol. Jaworzynki.

Zdjęcie z Tymusiem.

Zdjęcie z Tymusiem.

Hala Gąsienicowa.

Hala Gąsienicowa.

Widok na Dol. Pięciu Stawów.

Widok na Dol. Pięciu Stawów.

10 sierpnia 2010, wtorek

Umiarkowane zachmurzenie, do 20 stopni

Jesteśmy zmęczeni po wczorajszej wycieczce i mamy dość zakopiańskich tłumów, więc urządzamy sobie ,,wycieczkę ździarską” po pasmie Magury Spiskiej (ok. 12:00-15:00 plus dojazd)

Samochodem jedziemy dookoła – wybieramy trasę widokową przez Jurgów. Jak miło zobaczyć coś nowego… Przy tym widoki na Tatry Bielskie są naprawdę przepiękne.

Na miejscu ucinamy sobie spacer po centrum Ździaru – bardzo urokliwa tradycyjna zabudowa, widać dynamiczny rozwój zaplecza turystycznego.

Po spacerze czas na wycieczkę szlakiem. Wypatrujemy zielonych znaków i wchodzimy na szczyt pasma Magury Spiskiej. Na dojściu do szczytu robimy sobie przemiły postój na podszczytowej łące. Ziemia pachnie, pająki na nas wchodzą, pięknie widać Tatry Bielskie. Jest przemiło. Potem jeszcze spacerujemy po zalesionych (ale z „vyhladkami” na stronę polską) partiach szczytowych (szlak niebieski). Zejście z Magurki (1193 m) czerwonym szlakiem po trawiastym zboczu. Widok jak z fototapety. Piękna trasa, pusto, prawdziwy odpoczynek.

Wracając, zatrzymujemy się w Bukowinie na obiad. Ceny sporo niższe niż w Zakopanem.

Wieczorem wybieramy się na Krupówki – przynajmniej raz wypada tu zajrzeć. Tłumy nad tłumami, dobrze, że nie musimy tu bywać codziennie. Kupujemy pamiątki dla wszystkich.

Ździar.

Ździar.

Ździar, kapliczka z XVIII w.

Ździar, kapliczka z XVIII w.

Styl ździarski.

Styl ździarski.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Dom ździarski.

Dom ździarski.

11 sierpnia 2010, środa

Słonecznie, 23 stopnie

Po dniu odpoczynku czas na ambitniejszą wycieczkę na deser:

Orlą Percią: Kozia Przełęcz – Granaty; 6:40-18:40

Kuźnice – Hala Gąsienicowa przez Boczań

Jak zwykle wchodzi się bardzo miło, z pięknym widokiem na Karczmisku. Wszystko przebija jednak główna atrakcja dnia: pod Kopą Magury widzimy NIEDŹWIEDZIA! Tyle już chodziliśmy po Tatrach, a nigdy wcześniej nam się to nie zdarzyło. Na szczęście nasz bohater był odpowiednio daleko i zupełnie nie interesował się ludźmi; po chwili spokojnej obserwacji ruszyliśmy dalej.

Z Hali na Kozią Przełęcz

Szczególnie urokliwy odcinek szlaku wiedzie wzdłuż Czarnego Stawu Gąsienicowego do Zmarzłego Stawu. Potem nieco trudniejszy technicznie odcinek, nie przysparzający jednak specjalnych kłopotów.

Orlą Percią na odcinku Kozia Przełęcz – Kozi Wierch

To bardzo trudny technicznie odcinek, wymagający uwagi i doświadczenia szczególnie w okolicach Koziej Przełęczy i Koziej Przełęczy Wyżniej. Przypominamy sobie naszą pierwszą wycieczkę na Kozią wiele lat temu… Dalej, z Koziego Wierchu przepiękny widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich.

Odcinek Kozi Wierch – Zadni Granat

Tu już łatwiej, może poza nużącym zejściem fragmentem Żlebu Kulczyńskiego i wysokim kominkiem. Ogólnie dziś na Orlej ruch turystyczny był spory, jak to w sezonie, ale bez zatorów; mieliśmy też szczęście spotkać samych uprzejmych ludzi.

Zejście z Zadniego Granatu na Halę; zejście przez Jaworzynkę

Widać, że szlak niedawno remontowany, idzie się bardzo wygodnie. W Murowańcu raczymy się zasłużonym obiadem – po takiej trasie to po prostu poezja. Schodzimy Doliną Jaworzynki, uroki tej trasy są jednak przysłonięte przez tłumy ludzi.

Wieczorem czas na pakowanie. Nie możemy doczekać się jutrzejszego spotkania z chłopcami. Ale cudnie będzie móc im kiedyś pokazać Tatry!

Niedźwiedź pod Kopą Magury.

Niedźwiedź pod Kopą Magury.

Widok na Kościelec.

Widok na Kościelec.

Widok na Halę Gąsienicową.

Widok na Halę Gąsienicową.

Na Kozią Przełęcz.

Na Kozią Przełęcz.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Zejście na Kozią Przełęcz Wyżnią.

Zejście na Kozią Przełęcz Wyżnią.

Widok na Cichą Przełęcz z Koziego Wierchu.

Widok na Cichą Przełęcz z Koziego Wierchu.

Widok z Koziego Wierchu na Dol. Pięciu Stawów.

Widok z Koziego Wierchu na Dol. Pięciu Stawów.

12 sierpnia 2010, czwartek

Słonecznie, 31 stopni

Z Zakopanego udaje nam się wyjechać już o 6:30. Do Rzeszowa jedzie się jednak fatalnie jak nigdy: na odcinku omijającym Kraków kilka razy ruch wahadłowy, na „czwórce” co chwilę korki, nawet parokilomentrowe. Dojeżdżamy dopiero o 12:30.

Ściskamy Tyma ze wszystkich stron, jemy razem obiad i o 14:30 ruszamy do domu. Droga mija sprawnie. Zatrzymujemy się na bardzo miły postój w Iłży, gdzie wchodzimy na wzgórze zamkowe z ruinami zamku biskupiego (XIV) i zrekonstruowaną wieżą. Wszyscy troje podziwiamy widok z góry, Tymuś zachwycony, wszędzie sam dziarsko wchodzi. O 20:30 jesteśmy w domu i ściskamy naszego Sebusia!

Tatry, 2007.10

Po ponad rocznej abstynencji od tatrzańskich szlaków postanawiamy urządzić sobie małe święto – wyrwać się na przedłużony weekend tylko we dwoje! Na początku mamy wiele obaw – Tymuś nigdy nie zostawał na tak długo bez nas, szczególnie dla M. rozstanie jest trudne, ale w końcu zdobywamy się na odwagę. Na pewno ogromnym ułatwieniem jest to, że możemy zostawić T. pod troskliwą opieką Babci i Dziadka (wielkie dzięki!). Wbrew naszym obawom Tymo znosi rozłąkę rewelacyjnie – na pewno to my bardziej ją przeżywaliśmy, nie on. Możemy cieszyć się górami i wyjątkowo łaskawą jak na tę porę roku pogodą.

10 października 2007, środa

Noc mglista, od 10 do 2 stopni

Wyjeżdżamy wieczorem – R. po pracy podjeżdża pod M. zaraz po zakończeniu jej zajęć ze studentami, pijemy szybką kawę z automatu i o 19.00 ruszamy w drogę!

W Warszawie korki, do Janek przebijamy się 40 min. Katowicką duży ruch (zwłaszcza tirów), ale jedzie się już sprawie. Nowe radary przybywają jak grzyby po deszczu. Po ok. 180 km zmieniamy się za kierownicą, wcześniej podpierając się jeszcze jedną kawą.

Autostradą jedzie się jak zawsze drogo i niewygodnie (remonty widać nigdy się nie skończą). Najbardziej do wiwatu dała nam jednak mgła, zwłaszcza na remontowanej obwodnicy Krakowa. Mimo że bardzo lubimy być w drodze, to jednak nie jesteśmy entuzjastami nocnych podróży.

Po raz kolejny zmieniamy się na stacji po skręcie na Zakopiankę – kolejna kawa pozwala nam zebrać siły na ostatnią część drogi. Na szczęście na tym odcinku jest już niewielki ruch. Udaje się nam złapać dobrego zająca, co bardzo ułatwia nocną jazdę we mgle, i bez przeszkód dojeżdżamy na miejsce. Jest 1:40. Cała droga zajęła nam 6 godz. 40 min (z 2 postojami).

Szybciutko się rozpakowujemy i zasypiamy na materacach na podłodze. Tym razem mamy lokum w samych Kuźnicach, wiec cieszymy się, że jutro nie będziemy mieli daleko do punktu wyjścia szlaków.

11 października 2007, czwartek

Jesień jak lato, słońce i 14 stopni

Chcemy choć troszkę się wyspać, a jesienny dzień jest krótki, więc wybieramy na dziś niezbyt długą trasę: Ścieżką nad Reglami przez Grzybowiec na Giewont (tędy jeszcze na Giewont nie wchodziliśmy).

Ścieżką nad Reglami przez Przełęcz Białego, Czerwoną Przełęcz do Polany Strążysk

W kierunku Kalatówek ciągnie sporo ludzi – co prawda jest środek tygodnia, ale pogoda jest naprawdę prześliczna. Bardzo malowniczy jest zwłaszcza pierwszy odcinek ścieżki (do Przełęczy Białego) – podziwiamy piękną jesień i widoki na okolice Zakopanego, mijamy fotogeniczne skałki i mostki. Marzymy sobie, jak fajnie będzie tu przyjść kiedyś z dzieciakami.

Polana Strążysk zalana słońcem. Bardzo miły odpoczynek w herbaciarni przy pierniku, szarlotce i gorącej herbatce.

Polana Strążysk-Giewont

Najpierw dość stromy, ale wygodny szlak przez las. Potem ścieżka zaskakuje nas swoim urokiem, w słonecznej jesiennej scenerii wygląda po prostu bajkowo. Piękne widoki na Dolinę Małej Łąki i jej otoczenie oraz na Giewont.

Wchodząc, spotykamy sporo wracających turystów, nawet całe wycieczki, ale wybraliśmy się później niż wszyscy, więc na szczycie i w drodze powrotnej możemy się już cieszyć samotnością. Mamy wyjątkową okazję posiedzieć sobie na szczycie Giewontu tylko we dwoje, przy chylącym się ku zachodowi słońcu. Wspominamy nasze poprzednie wycieczki na Giewont, oglądamy widok na Tatry Wysokie i Zachodnie (przykryte malowniczymi mgłami).

Zejście przez Kondratową i Kalatówki

Stopniowo pogrążamy się w cieniu zachodzącego słońca. Nie spotykamy praktycznie nikogo. Jest bardzo klimatycznie.

Na Kalatówkach jemy późny obiad.

Ostatni odcinek pokonujemy już w mroku, z radością witamy światełka Kuźnic.

Nasz czas: 10:00-18:45, ok 17 km i 1400 m różnicy wzniesień.

Przełęcz Białego.

Przełęcz Białego.

Ścieżką nad Reglami - widoki.

Ścieżką nad Reglami – widoki.

Polana Strążysk.

Polana Strążysk.

Przez Przeł. w Grzybowcu na Giewont.

Przez Przeł. w Grzybowcu na Giewont.

Widoki z okolic Giewontu.

Widoki z okolic Giewontu.

Widoki z okolic Giewontu.

Widoki z okolic Giewontu.

Na Giewoncie.

Na Giewoncie.

Babia Góra.

Tam daleko… Babia Góra.

Piękne Tatry z Giewontu.

Piękne Tatry z Giewontu.

12 października 2007, piątek

Jesień jak jesień, rano ładnie i słonecznie, potem zachmurza się, a od 15:00 deszcz

Dziś pora na coś większego: wybieramy się na Skrajny Granat i Przełęcz Karb

Przez Boczań na Halę Gąsienicową i nad Czarny Staw Gąsienicowy

Rano przymrozek, ale wędrówka szybko nas rozgrzewa. Powrót w znajome okolice budzi wiele miłych wspomnień.

Na szlaku zaledwie parę osób. W Murowańcu zamawiamy herbatkę z szarlotką. Patrzymy z rozbawieniem na (chyba) miejscowego psa, który przyszedł z wiaderkiem w zębach, prosząc o jedzenie.

W drodze nad Czarny Staw znowu tradycyjnie przegapiamy głaz z tabliczką upamiętniającą Karłowicza.

Na Skrajny Granat

Szlak poprowadzony bardzo stromo, przypomina ścieżkę znad Zielonego Stawu Kieżmarskiego na Jagnięcy. W górnej części trochę wspinaczki skalnej, tylko w jednym miejscu łańcuch. Niestety, zawróciliśmy spod samego szczytu, bo ścieżka była niemiłosiernie oblodzona, a nie mieliśmy ze sobą raków. Ale nawet z tej wysokości możemy się cieszyć przepięknymi widokami na Czarny Staw Gąsienicowy i jego otoczenie.

Cały czas martwimy się, czy pogoda wytrzyma – prognozy są niedobre, a w oddali widać już nadchodzący front.

Odwrót spod Skrajnego Granatu zostawił w nas pewien niedosyt, więc nad Czarnym Stawem powstał pomysł, żeby wyskoczyć jeszcze na Karb. Oczywiście szybko doczekał się realizacji.

Przez Przełęcz Karb do Murowańca

Wchodzimy w iście ekspresowym tempie (25 min). Na przełęczy szybko pstrykamy zdjęcia (poprzednio gdy tu byliśmy, padła nam bateria w aparacie) i podziwiamy piękny widok na wszystkie Stawy Gąsienicowe i otoczenie.

Po pierwszych krokach zejścia łapie nas krótka (na razie) fala deszczu ze śniegiem. Definitywnie rozpaduje się już po zejściu z przełęczy. Do Murowańca docieramy już w znienawidzonych „plandekach”. Na szczęście szybko rozgrzewamy się plackiem po zbójnicku z buraczkami i ogórkiem małosolnym – jak zwykle pyszne, a porcje ogromne!

Przez Jaworzynkę do Kuźnic

Aż do Karczmiska szliśmy w chmurach – po raz kolejny przekonujemy się, jak błyskawicznie w górach zmienia się pogoda. Zejście trochę się dłuży, zwłaszcza, że jest mokro, zimno i ślisko. Ostatni odcinek pokonujemy już po ciemku, jak wczoraj.

Po powrocie cieszymy się, że pogoda pozwoliła nam dziś na wycieczkę wysokogórską – zapowiadane załamanie spóźniło się o kilka godzin, co sprawiło, że mogliśmy wybrać się wyżej i dłużej pocieszyć się jesienną aurą.

Nasz czas: 7:30-18:30, 21 km, ok. 1500 m różnicy wzniesień

Widoki z Boczania.

Widoki z Boczania.

Widoki z Boczania.

Widoki z Boczania.

Tatry Zachodnie.

Tatry Zachodnie.

Żółta Turnia.

Żółta Turnia.

W drodze na Skrajny Granat.

W drodze na Skrajny Granat.

Czarny Staw Gąsienicowy.

Czarny Staw Gąsienicowy.

Stawy Gąsienicowe, Giewont.

Stawy Gąsienicowe, Giewont.

13 października 2007, sobota

Jesień jak zima, o pogodzie lepiej nie pisać: około zera i śnieg z deszczem

Na plany ostatniego dnia naszej randki największy wpływ miała pogoda – po prostu nie dało się dziś iść wyżej w góry. Zrobiliśmy sobie więc bardziej leniwy, spokojniejszy dzień – ale może to i dobrze!

Do schroniska w Dolinie Chochołowskiej

Wychodzimy z nadzieją, że w ciągu dnia pogoda się poprawi i uda nam się wejść na Trzydniowiański. Dzięki temu mamy sporo zapału i do schroniska docieramy w niespełna półtorej godziny. Po drodze sypie śnieg, spotykamy niewiele osób. Za to szałasy z białymi dachami wyglądają bardzo malowniczo.

W schronisku niewielki ruch. Pijemy grzańca, zajadamy szarlotkę, łudzimy się rychłą poprawą pogody.

Po jakimś czasie podejmujemy niechętnie słuszną – jak się potem okazało – decyzję o powrocie na dół.

W drodze powrotnej znów kilka razy łapie nas śnieżyca, a do tego w twarz wieje przenikliwy wiatr – odczuwalna temperatura minus 5.

Schodząc, widzimy wesele wjeżdżające bryczkami na Polanę Chochołowską. Współczujemy pannie młodej, biedna, na tym mrozie….

Polana Chochołowska.

Polana Chochołowska.

Polana Chochołowska.

Polana Chochołowska.

Popołudniowe spacery

Spacer po centrum Zakopanego

Cieszymy się, że możemy odwiedzić stare kąty. Jest tak zimno, że musieliśmy się ubrać zupełnie po zimowemu. Zadziwia nas duża ilość ludzi – chyba są jakieś zawody na Wielkiej Krokwi.

Na Krupówkach jak zawsze męczący tłum. Oglądamy stragany, kupujemy drewniany pociąg dla Tyma i ładne rzeźbione obrazki do dziecinnego pokoju.

Na Gubałówkę przez Choćkowskie

Mimo niezachęcającej pogody nie mogliśmy oprzeć się pokusie wejścia na Gubałówkę przez Choćkowskie. To taki sympatyczny szlak. Ożywają miłe wspomnienia…

Przez Choćkowskie na Gubałówkę.

Przez Choćkowskie na Gubałówkę.

Przez Choćkowskie na Gubałówkę.

Przez Choćkowskie na Gubałówkę.

Urządzamy sobie krótką przechadzkę pustym grzbietem Gubałówki. Oglądamy nowowybudowane domki i hit sezonu: park linowy. Wracamy kolejką (w X kursuje do 19:30).

Jemy kolację w znajomej karczmie góralskiej. Jest przemiło. Gra kapela, najadamy się do syta, strzelamy sobie po grzańcu.

Powrót pieszo do Kuźnic

Dawno nie spędziliśmy tak miłych chwil. Na dworze zimno, ciemno i mokro, a nam różowo przed oczami. Jednak chwilka odpoczynku od dziecka może zdziałać cuda! I jak się potem chce wracać! Nie spieszymy się, wleczemy się noga za nogą – jak za starych dobrych czasów.

Stary wagonik kolejki.

Kuźnice – stary wagonik kolejki na Kasprowy.

Tatry, 2006.09

Po powiększeniu się naszej rodziny najtrudniej nam było przyzwyczaić się do braku górskich wyjazdów. My, którzy dotąd w każdej wolnej chwili wyrywaliśmy się w góry, którzy znaliśmy niemal każdy odcinek polskich i słowackich tatrzańskich szlaków, nagle musieliśmy wejść w rolę rodziców wydeptujących z wózkiem znaną trasę po parkowych alejkach. Nuda… Oczywiście znaleźliśmy szybko nowy konik – aktywną turystykę krajoznawczą z dziećmi – ale góry zawsze były i są dla nas miejscem wyjątkowym.

Nie wiem, kto pierwszy wpadł na pomysł dwóch całodniowych tatrzańskich wypraw tylko we dwoje – grunt, że haczyk szybko został połknięty. Pewnym utrudnieniem było karmienie pięciomiesięcznego Tymka – Młody jadł tylko i wyłącznie mleko mamy. Ale na wszystko znalazła się rada. Po pierwsze: Babcia zgodziła się pojechać z nami i zaopiekować się T. w czasie naszych wycieczek. Po drugie: odpowiednio wcześniej zadbaliśmy o zebranie odpowiedniego zapasu ściągniętego mleka (potem trzeba było tylko dopilnować tego, by zapasy dojechały na miejsce nierozmrożone). I po trzecie: musieliśmy zaakceptować laktator jako nieodłącznego towarzysza naszych górskich postojów.

Cały wyjazd udał się nam wspaniale, choć trzeba przyznać, że wymagał sporo wysiłku i dużego samozaparcia (wykończeni po całodziennej wycieczce w nocy musieliśmy wstawać do dziecka, a M. cały czas karmiła, więc czuła się – delikatnie mówiąc – zmęczona). Za to ściąganie mleka warczącym laktatorem na Przełęczy Zawrat pozostaje niepowtarzalnym przeżyciem 😉

Podsumowując: grunt to solidna organizacja (i oczywiście pomoc otoczenia – gorące podziękowania dla Babci), a to, co wydaje się nierealne z maluchem, może się udać. Continue reading