Po ponad rocznej abstynencji od tatrzańskich szlaków postanawiamy urządzić sobie małe święto – wyrwać się na przedłużony weekend tylko we dwoje! Na początku mamy wiele obaw – Tymuś nigdy nie zostawał na tak długo bez nas, szczególnie dla M. rozstanie jest trudne, ale w końcu zdobywamy się na odwagę. Na pewno ogromnym ułatwieniem jest to, że możemy zostawić T. pod troskliwą opieką Babci i Dziadka (wielkie dzięki!). Wbrew naszym obawom Tymo znosi rozłąkę rewelacyjnie – na pewno to my bardziej ją przeżywaliśmy, nie on. Możemy cieszyć się górami i wyjątkowo łaskawą jak na tę porę roku pogodą.
10 października 2007, środa
Noc mglista, od 10 do 2 stopni
Wyjeżdżamy wieczorem – R. po pracy podjeżdża pod M. zaraz po zakończeniu jej zajęć ze studentami, pijemy szybką kawę z automatu i o 19.00 ruszamy w drogę!
W Warszawie korki, do Janek przebijamy się 40 min. Katowicką duży ruch (zwłaszcza tirów), ale jedzie się już sprawie. Nowe radary przybywają jak grzyby po deszczu. Po ok. 180 km zmieniamy się za kierownicą, wcześniej podpierając się jeszcze jedną kawą.
Autostradą jedzie się jak zawsze drogo i niewygodnie (remonty widać nigdy się nie skończą). Najbardziej do wiwatu dała nam jednak mgła, zwłaszcza na remontowanej obwodnicy Krakowa. Mimo że bardzo lubimy być w drodze, to jednak nie jesteśmy entuzjastami nocnych podróży.
Po raz kolejny zmieniamy się na stacji po skręcie na Zakopiankę – kolejna kawa pozwala nam zebrać siły na ostatnią część drogi. Na szczęście na tym odcinku jest już niewielki ruch. Udaje się nam złapać dobrego zająca, co bardzo ułatwia nocną jazdę we mgle, i bez przeszkód dojeżdżamy na miejsce. Jest 1:40. Cała droga zajęła nam 6 godz. 40 min (z 2 postojami).
Szybciutko się rozpakowujemy i zasypiamy na materacach na podłodze. Tym razem mamy lokum w samych Kuźnicach, wiec cieszymy się, że jutro nie będziemy mieli daleko do punktu wyjścia szlaków.
11 października 2007, czwartek
Jesień jak lato, słońce i 14 stopni
Chcemy choć troszkę się wyspać, a jesienny dzień jest krótki, więc wybieramy na dziś niezbyt długą trasę: Ścieżką nad Reglami przez Grzybowiec na Giewont (tędy jeszcze na Giewont nie wchodziliśmy).
Ścieżką nad Reglami przez Przełęcz Białego, Czerwoną Przełęcz do Polany Strążysk
W kierunku Kalatówek ciągnie sporo ludzi – co prawda jest środek tygodnia, ale pogoda jest naprawdę prześliczna. Bardzo malowniczy jest zwłaszcza pierwszy odcinek ścieżki (do Przełęczy Białego) – podziwiamy piękną jesień i widoki na okolice Zakopanego, mijamy fotogeniczne skałki i mostki. Marzymy sobie, jak fajnie będzie tu przyjść kiedyś z dzieciakami.
Polana Strążysk zalana słońcem. Bardzo miły odpoczynek w herbaciarni przy pierniku, szarlotce i gorącej herbatce.
Polana Strążysk-Giewont
Najpierw dość stromy, ale wygodny szlak przez las. Potem ścieżka zaskakuje nas swoim urokiem, w słonecznej jesiennej scenerii wygląda po prostu bajkowo. Piękne widoki na Dolinę Małej Łąki i jej otoczenie oraz na Giewont.
Wchodząc, spotykamy sporo wracających turystów, nawet całe wycieczki, ale wybraliśmy się później niż wszyscy, więc na szczycie i w drodze powrotnej możemy się już cieszyć samotnością. Mamy wyjątkową okazję posiedzieć sobie na szczycie Giewontu tylko we dwoje, przy chylącym się ku zachodowi słońcu. Wspominamy nasze poprzednie wycieczki na Giewont, oglądamy widok na Tatry Wysokie i Zachodnie (przykryte malowniczymi mgłami).
Zejście przez Kondratową i Kalatówki
Stopniowo pogrążamy się w cieniu zachodzącego słońca. Nie spotykamy praktycznie nikogo. Jest bardzo klimatycznie.
Na Kalatówkach jemy późny obiad.
Ostatni odcinek pokonujemy już w mroku, z radością witamy światełka Kuźnic.
Nasz czas: 10:00-18:45, ok 17 km i 1400 m różnicy wzniesień.
12 października 2007, piątek
Jesień jak jesień, rano ładnie i słonecznie, potem zachmurza się, a od 15:00 deszcz
Dziś pora na coś większego: wybieramy się na Skrajny Granat i Przełęcz Karb
Przez Boczań na Halę Gąsienicową i nad Czarny Staw Gąsienicowy
Rano przymrozek, ale wędrówka szybko nas rozgrzewa. Powrót w znajome okolice budzi wiele miłych wspomnień.
Na szlaku zaledwie parę osób. W Murowańcu zamawiamy herbatkę z szarlotką. Patrzymy z rozbawieniem na (chyba) miejscowego psa, który przyszedł z wiaderkiem w zębach, prosząc o jedzenie.
W drodze nad Czarny Staw znowu tradycyjnie przegapiamy głaz z tabliczką upamiętniającą Karłowicza.
Na Skrajny Granat
Szlak poprowadzony bardzo stromo, przypomina ścieżkę znad Zielonego Stawu Kieżmarskiego na Jagnięcy. W górnej części trochę wspinaczki skalnej, tylko w jednym miejscu łańcuch. Niestety, zawróciliśmy spod samego szczytu, bo ścieżka była niemiłosiernie oblodzona, a nie mieliśmy ze sobą raków. Ale nawet z tej wysokości możemy się cieszyć przepięknymi widokami na Czarny Staw Gąsienicowy i jego otoczenie.
Cały czas martwimy się, czy pogoda wytrzyma – prognozy są niedobre, a w oddali widać już nadchodzący front.
Odwrót spod Skrajnego Granatu zostawił w nas pewien niedosyt, więc nad Czarnym Stawem powstał pomysł, żeby wyskoczyć jeszcze na Karb. Oczywiście szybko doczekał się realizacji.
Przez Przełęcz Karb do Murowańca
Wchodzimy w iście ekspresowym tempie (25 min). Na przełęczy szybko pstrykamy zdjęcia (poprzednio gdy tu byliśmy, padła nam bateria w aparacie) i podziwiamy piękny widok na wszystkie Stawy Gąsienicowe i otoczenie.
Po pierwszych krokach zejścia łapie nas krótka (na razie) fala deszczu ze śniegiem. Definitywnie rozpaduje się już po zejściu z przełęczy. Do Murowańca docieramy już w znienawidzonych „plandekach”. Na szczęście szybko rozgrzewamy się plackiem po zbójnicku z buraczkami i ogórkiem małosolnym – jak zwykle pyszne, a porcje ogromne!
Przez Jaworzynkę do Kuźnic
Aż do Karczmiska szliśmy w chmurach – po raz kolejny przekonujemy się, jak błyskawicznie w górach zmienia się pogoda. Zejście trochę się dłuży, zwłaszcza, że jest mokro, zimno i ślisko. Ostatni odcinek pokonujemy już po ciemku, jak wczoraj.
Po powrocie cieszymy się, że pogoda pozwoliła nam dziś na wycieczkę wysokogórską – zapowiadane załamanie spóźniło się o kilka godzin, co sprawiło, że mogliśmy wybrać się wyżej i dłużej pocieszyć się jesienną aurą.
Nasz czas: 7:30-18:30, 21 km, ok. 1500 m różnicy wzniesień
13 października 2007, sobota
Jesień jak zima, o pogodzie lepiej nie pisać: około zera i śnieg z deszczem
Na plany ostatniego dnia naszej randki największy wpływ miała pogoda – po prostu nie dało się dziś iść wyżej w góry. Zrobiliśmy sobie więc bardziej leniwy, spokojniejszy dzień – ale może to i dobrze!
Do schroniska w Dolinie Chochołowskiej
Wychodzimy z nadzieją, że w ciągu dnia pogoda się poprawi i uda nam się wejść na Trzydniowiański. Dzięki temu mamy sporo zapału i do schroniska docieramy w niespełna półtorej godziny. Po drodze sypie śnieg, spotykamy niewiele osób. Za to szałasy z białymi dachami wyglądają bardzo malowniczo.
W schronisku niewielki ruch. Pijemy grzańca, zajadamy szarlotkę, łudzimy się rychłą poprawą pogody.
Po jakimś czasie podejmujemy niechętnie słuszną – jak się potem okazało – decyzję o powrocie na dół.
W drodze powrotnej znów kilka razy łapie nas śnieżyca, a do tego w twarz wieje przenikliwy wiatr – odczuwalna temperatura minus 5.
Schodząc, widzimy wesele wjeżdżające bryczkami na Polanę Chochołowską. Współczujemy pannie młodej, biedna, na tym mrozie….
Popołudniowe spacery
Spacer po centrum Zakopanego
Cieszymy się, że możemy odwiedzić stare kąty. Jest tak zimno, że musieliśmy się ubrać zupełnie po zimowemu. Zadziwia nas duża ilość ludzi – chyba są jakieś zawody na Wielkiej Krokwi.
Na Krupówkach jak zawsze męczący tłum. Oglądamy stragany, kupujemy drewniany pociąg dla Tyma i ładne rzeźbione obrazki do dziecinnego pokoju.
Na Gubałówkę przez Choćkowskie
Mimo niezachęcającej pogody nie mogliśmy oprzeć się pokusie wejścia na Gubałówkę przez Choćkowskie. To taki sympatyczny szlak. Ożywają miłe wspomnienia…
Urządzamy sobie krótką przechadzkę pustym grzbietem Gubałówki. Oglądamy nowowybudowane domki i hit sezonu: park linowy. Wracamy kolejką (w X kursuje do 19:30).
Jemy kolację w znajomej karczmie góralskiej. Jest przemiło. Gra kapela, najadamy się do syta, strzelamy sobie po grzańcu.
Powrót pieszo do Kuźnic
Dawno nie spędziliśmy tak miłych chwil. Na dworze zimno, ciemno i mokro, a nam różowo przed oczami. Jednak chwilka odpoczynku od dziecka może zdziałać cuda! I jak się potem chce wracać! Nie spieszymy się, wleczemy się noga za nogą – jak za starych dobrych czasów.