Weekend nad morzem (Jantar), 2012.06

W czerwcu nadarza się okazja do wyrwania się na nadmorski weekend: Tymo jedzie na dwutygodniowe wakacje z Dziadkami w Jantarze, a my postanawiamy odwieźć go na miejsce i przy okazji, razem z Sebusiem, pooddychać najodowanym powietrzem. A przy tym uznajemy, że to świetna okazja, żeby zobaczyć coś nowego!

22 czerwca 2012, piątek

Deszczowo, 20 stopni

Rano R. idzie do pracy, a M. gorączkowo próbuje z głową nas wszystkich spakować. O 13:00 udaje nam się być w pełnej gotowości, zebrać chłopaków i ruszyć w długą.

Droga Warszawa-Jantar mija nam w sumie sprawnie (13:30-18:30, ok. 330 km), choć wyjazd z Warszawy jest mocno zatłoczony. Po drodze pada, no i czas nas goni, więc nie rozwijamy się turystycznie, tylko jedziemy prosto do celu. Udaje nam się przejechać tylko na jeden postój: zatrzymujemy się na ciacho w, skądinąd bardzo sympatycznej, Karczmie Pod Gołębiem w Niedzicy. Po drodze dopisują nam humory, wszyscy wygłupiamy się i śpiewamy do dźwięków piosenek dziecięcego Teatru Guliwer.

Na miejscu zakwaterowujemy się w niewielkim drewnianym dwupokojowym domku z tarasem. Bez luksusów, ale na nasze potrzeby absolutnie wystarczy. Wieczorem chłopaki emocjonują się łóżkiem piętrowym (jeszcze im nie spowszedniało?!!) i długo dokazują w łóżkach. Kładąc się spać, marzymy o pięknym słońcu jutro – na udane powitanie z morzem!

23 czerwca 2012, sobota

23 stopnie, rano bezchmurnie, potem kłębią się chmury

Rano świeci piękne słoneczko, więc po miłym śniadaniu na tarasie i po szybkim spacerku z Regą wzdłuż torów kolejki wąskotorowej wybieramy się na plażę.

Przedpołudniowe plażowanie

Schodząc na plażę w Jantarze , mijamy rybackie łodzie i rybaków idących przez plażę. To bardzo malownicze.

Jeszcze nie zaczął się główny sezon wakacyjny, więc plaża jest przyjemnie niezatłoczona. Chłopaki cieszą się wielką piaskownicą. Sebuś widzi morze po raz pierwszy w życiu, a jednak sprawia wrażenie, jakby tu był częstym gościem. Szumiące dziś głośno morze w ogóle go nie peszy. Razem z Tymkiem biegają, robią „bach w piach” i wrzucają patyki do wody. Niestety, rześkie powietrze (i jeszcze bardziej rześka woda w morzu) nie pozwalają na prawdziwe kąpiele; poprzestajemy na pomoczeniu nóg.

Plażowanie zakańczamy atrakcją dla chłopaków: 10-min zabawą na „wyszalarni” (dmuchana zjeżdżalnia, trampolina, dmuchana poducha; z serii 10 min za 10 zł). Sebuś najpierw nie chce iść sam, ale razem z R. odwaga go nie opuszcza. We dwójkę zjeżdżają z samej góry na dół. Tymowi do szaleństw oczywiście nie jest potrzebna żadna asysta.

Koło południa zjadamy obiad w barze przy zejściu na plażę. Spotykamy Dziadków, którzy właśnie dotarli na miejsce. Szybko oglądamy ich pokój i wracamy do siebie, bo Sebuś robi się coraz bardziej senny.

Po popołudniowej drzemce Sebka wybieramy się do Mikoszewa z zamiarem przepłynięcia promem przez Przekop Wisły i urządzenia wycieczki do Rezerwatu Mewia Łacha. Ile w końcu można leżeć na plaży.

Pierwsza część planu udaje się nam znakomicie: chłopakom bardzo podoba się przeprawa promem, śmiejemy się z kół i rowerów ratunkowych, Sebuś wrzuca do wody kamyczki. Gorzej z drugą częścią planu: tylko zdążamy wyekwipować się i ruszyć na szlak, a tu nadciąga niepozorna chmurka i zaczyna lać jak z cebra. Naprędce cali mokrzy wracamy do samochodu i zarządzamy odwrót. Pan „promowy” patrzy trochę dziwnie na turystów wracających po 15 min z powrotem. Nie chce nam dać też zniżki dla stałych klientów:-), drugi raz płacimy przepisowe 15 zł.

Przeprawa promowa w Mikoszewie.

Przeprawa promowa w Mikoszewie.

Przeprawa promowa w Mikoszewie.

Przeprawa promowa w Mikoszewie.

Płyniemy przez Przekop Wisły.

Płyniemy przez Przekop Wisły.

Do Rezerwatu Mewia Łacha.

Do Rezerwatu Mewia Łacha.

Nieudaną wycieczkę z nawiązką rekompensuje nam wieczór. Do umytych i nakarmionych chłopców przychodzą Dziadkowie, a my hajda w długą, ile sił mamy w nogach.

Udaje nam się zrealizować nasz ambitny plan: przechodzimy plażą z Jantaru aż pod sam Przekop Wisły w Mikoszewie i z powrotem (19:45-22:00 naprawdę szybkim tempem). Wrażenia są nie do opisania. Idziemy po plaży pełnej muszelek i bursztynów (nazbieraliśmy całą garść!), w stronę zachodzącego słońca. Im bliżej Przekopu, tym plaża węższa, zasłana materiałem naniesionym przez Wisłę. Widać też coraz więcej ptaków na piaszczystych łachach. Spacer marzenie. Wracamy zmęczeni (ale o to chodziło! musimy zaprawiać się przed Alpami Bawarskimi!), ale przeszczęśliwi.

Spacer Jantar-Mikoszewo.

Spacer Jantar-Mikoszewo.

Spacer Jantar-Mikoszewo.

Spacer Jantar-Mikoszewo.

Zaczyna się zachód słońca.

Zaczyna się zachód słońca.

Miejscami plaża jest nietypowa...

Miejscami plaża jest nietypowa…

Im bliżej Wisły, tym więcej naniesionego materiału na plaży.

Im bliżej Wisły, tym więcej naniesionego materiału na plaży.

Przekop Wisły przed nami.

Przekop Wisły przed nami.

Tu właśnie Wisła wpada do morza

Tu właśnie Wisła wpada do morza

Tak właśnie Wisła wpada do morza.

Tak właśnie Wisła wpada do morza.

Mieszkańcy rezerwatu Mewia Łacha.

Mieszkańcy rezerwatu Mewia Łacha.

Na umocnieniach.

Na umocnieniach.

 Mewie łachy w tle.

Mewie łachy w tle.

 Mewie łachy w tle.

Mewie łachy w tle.

24 czerwca 2012, niedziela

20-22 stopnie, rano bezchmurnie, potem trochę się zaciąga

Nasze ostatnie przedpołudnie nad morzem decydujemy się spędzić na plaży: po pierwsze ze względu na Sebusia, a po drugie – na M., która po wczorajszym omyłkowym skasowaniu wszystkich zdjęć znad morza ma wielkiego kaca moralnego i chce odkupić swoje winy.

Dziś plażujemy z Dziadkami. Wersja stonkowa, czyli parawanik, leżaczki, siata plażowego ekwipunku, ale dziś nam to nie przeszkadza. Chłopaki bawią się w piachu, Sebuś może trochę mniej żywiołowo niż wczoraj, nie pędzi do morza, preferuje raczej babki i zbieranie muszelek. Tymo biega jak szalony, skacze po falach, naciąga Dziadków na dmuchańce.

Chłopcy na plaży mieli pełne ręce roboty.

Chłopcy na plaży mieli pełne ręce roboty.

Do morza.

Do morza.

Kopiemy taaaaki dół.

Kopiemy taaaaki dół.

O rety! Mama wpadła do pułapki!.

O rety! Mama wpadła do pułapki!.

Chłopaki ciągną na mały spacer.

Chłopaki ciągną na mały spacer.

AAA! Fala!.

AAA! Fala!.

Przyszły piłkarz.

Przyszły piłkarz.

O, tak trzeba strzelać gola!.

O, tak trzeba strzelać gola!.

Czy na plaży można spać...

Czy na plaży można spać…

Około południa z łezką w oku żegnamy się z Tymusiem i po szybkim obiedzie w nadmorskim barze ruszamy do domu.

Droga Jantar-Warszawa mija dość sprawnie (13:00-18:00 z postojem). Sebuś większą jej część przesypia. Zatrzymujemy się dopiero za Mławą, pijemy herbatę w leśnym barze, kupujemy jagody na kolację. W garażu Sebuś zdecydowanie stwierdza, że nie chce do domu, tylko „na wyprawę”. Udaje się nam go przekupić dopiero obietnicą bajki.