Alpspitze

Alpy Bawarskie – pierwsza ferrata

11 sierpnia 2012, sobota

Rano pochmurno, w ciągu dnia się rozpogadza, 21oC, w górach przewalające się chmury, ok. 10-12oC

Na pierwszy dzień wybieramy trasę aklimatyzacyjną, czyli niezbyt długą, a jednocześnie na sporej wysokości i trochę dającą w kość. Pada na Alpspitze, bo można skrócić sobie podejście kolejką na Osterfelderkopf (bagatela – prawie 1300 m przewyższenia), a sama trasa jest niebanalna (ferrata) i różnorodna.

Charakterystyczny trójkątny kształt Alpspitze góruje nad Garnisch-Partenkirchen, jak Giewont nad naszym Zakopanem (jak na zdjęciu powyżej). Budzi respekt, jednak ferrata nie jest szczególnie trudna, świetnie nadaje się dla początkujących miłośników żelaznych dróg.

Jak to pierwszego dnia bywa, nie zrywamy się zbyt wcześnie. Ok. 10:00 z trudem udaje nam się wyjechać. Niestety pierwotnie ładna pogoda od rana zdąża się zepsuć – niebo zasnuwa się chmurami zasłaniając widoki właściwie od poziomu ok. 1000 m n.p.m. Zaczynamy nawet rozważać wariant zastępczy – podejście do wąwozu Partnach, tym bardziej, że nasze wątpliwości skutecznie podsyca pani z kasy, informując nas, że na górnej stacji kolejki jest 8oC, a widoczność ogranicza się do 30 m… W końcu jednak, pchani optymistycznym oczekiwaniem poprawy widoczności, docieramy na Osterfelderkopf o 10:40 i po drobnych kłopotach orientacyjnych (chmury chwilami zasłaniają prawie wszystko) ruszamy w kierunku szczytu.

Wejście ferratą na Alpsitze

Na wejście wybieramy wariant via ferratą. Ta trasa podobno słynie z dużej ekspozycji, ale, może z powodu zasłonięcia przez chmury pełnej głębi widoku, nie odczuwamy tego. Droga jest po prostu naszpikowana żelastwem (niewiele fragmentów bez zabezpieczeń), a trudności techniczne na niej są naprawdę niewielkie. Słoweńskie ferraty były zdecydowanie trudniejsze.

Najprzyjemniej idzie nam się pierwszą, bardziej urozmaiconą częścią ferraty, z kilkoma sympatycznymi drabinkami; potem zaczyna się maszerowanie w sznureczku, a i droga jest bardziej monotonna (zakosy z „poręczą” na umiarkowanie nachylonym zboczu). Zaskakuje nas ilość ludzi na trasie przy niezbyt zachęcającej pogodzie (jak u nas na Orlej, czyli niestety sporo). Przez zatory nasz czas wejścia jest niezbyt imponujący (2,5 godziny). Warto było zaryzykować wjechanie na Osterfelderkopf we mgle.

Szczyt Alpspitze witamy już w pełnym słońcu, które – jak na zamówienie – przygrzewa nam przez całe pół godziny odpoczynku. Z dość rozległego wierzchołka (wystarczająco duży, by pomieścić kilkadziesiąt osób) są zapewne piękne widoki: nam, pomimo słońca, odsłaniają się one tylko częściowo i na chwilę – dobre i to! (odnajdujemy nawet szczyt Zugspitze).

Zejście wschodnią granią Alpspitze

Na trasę zejściową obieramy szlak prowadzący wschodnią granią Alpspitze. Zejście okazuje się równie trudne technicznie jak ferrata, choć tu trudności są innego rodzaju – po prostu trasa uległa dużej erozji turystycznej i schodząc po ciągle usuwających się spod nóg kamyczkach, trzeba uważać by wraz z nimi nie pojechać na pupie na sam dół. Na deser czeka na nas dość oryginalna atrakcja – tunel wykuty dla turystów w skale. To bardzo wygodne, ale jednak cieszymy się, że podobnych ułatwień nie zafundowano naszym Tatrom.

Zejście zajmuje nam prawie 2 godziny i trochę się dłuży, pewnie głównie przez to, że chmury skutecznie zasłaniają nam wszystkie widoki. Wycieczkę kończymy przejściem przez mostek z dwóch lin zawieszonych jedna nad drugą między dwiema skałkami (atrakcja nieobowiązkowa, ale fajna adrenalinka i dużo zabawy) oraz posiłkiem w kolejkowej restauracji (niestety, o tej porze do wyboru są już tylko parówki i biała kiełbasa, więc jemy oba te rarytasy). Szybko i sprawnie zjeżdżamy kolejką na dół. Dziś nie żałujemy wydanych pieniędzy: jak to pierwszego dnia, nogi już mają co nieco do powiedzenia, więc chętnie unikamy schodzenia kolejnych 1300 m w dół.

Dolna stacja kolejki na Osterfelderkopf, Ga-Pa.

Kolejka na Osterfelderkopf.

 

 

Zakładamy ferratowy ekwipunek.

Zakładamy ferratowy ekwipunek.

Via ferrata na Alpsitze.

Via ferrata na Alpsitze.

Zaiste żelazna perć...

Zaiste żelazna perć…

Szczytowe partie podejścia na Alpspitze.

Szczytowe partie podejścia na Alpspitze.

Szczytowe partie podejścia na Alpspitze.

Szczytowe partie podejścia na Alpspitze.

Idziemy w sznureczku.

Idziemy w sznureczku.

Szczyt Alpspitze (2628 m n.p.m.).

Szczyt Alpspitze (2628 m n.p.m.).

Szczyt Alpspitze (2628 m n.p.m.).

Szczyt Alpspitze (2628 m n.p.m.).

R. na Alpspitze - mamy jakiś widok!.

R. na Alpspitze – mamy jakiś widok!.

Wschodnie zejście z Alpspitze.

Wschodnie zejście z Alpspitze.

Mamy do wyboru aż dwie trasy. R. wybrał lewą.

Mamy do wyboru aż dwie trasy. R. wybrał lewą.

Trawers półką wykutą w skale.

Trawers półką wykutą w skale.

Wschodnie zejście z Alpspitze - tunel (!) dla turystów.

Wschodnie zejście z Alpspitze – tunel (!) dla turystów.

Wschodnie zejście z Alpspitze - tunel (!) dla turystów.

Wschodnie zejście z Alpspitze – tunel (!) dla turystów.

Trochę zabawy na koniec.

Trochę zabawy na koniec.

Przyda nam się obiad...

Przyda nam się obiad…

Hala w Ga-Pa z widokiem na Alpy Ammergauer.

Hala w Ga-Pa z widokiem na Alpy Ammergauer.

Masyw Waxenstein w tle.

Masyw Waxenstein w tle.

Wieczorem z lubością odpoczywamy i nadrabiamy zaległości z wczoraj w zapiskach i opisywaniu zdjęć.