Czarnogóra część I – Jezioro Szkoderskie, Boka Kotorska i Biogradski Park Narodowy

25 sierpnia 2013, niedziela

Cały dzień piękna, upalna pogoda, ok. 32 stopnie

Rano budzi nas dopiero telefon od chłopców po 8:00, a i potem jakoś nie możemy się zwlec z łóżka. W efekcie wyjeżdżamy dopiero koło 10:30.

Naszą przygodę z Czarnogórą zaczynamy od wyjątkowo malowniczego Jeziora Szkoderskiego. Już sam dojazd samochodem dostarcza niezapomnianych widoków – najpierw jedziemy wzdłuż wybrzeża Adriatyku usianego miejscowościami wypoczynkowymi, potem w okolicy miejscowości Durmani, za Petrovacem, kierujemy się na północ i przejeżdżamy przez góry (które w Czarnogórze bezpośrednio graniczą z morzem, co dla amatorów pięknych widoków stwarza mieszankę wybuchową…), korzystając z kilkukilometrowego (opłata 2,5 Euro) tunelu przez góry. Po chwili naszym oczom ukazuje się przepiękne Jezioro Szkoderskie.

Virpazar zaprasza na przygodę z Jeziorem Szkoderskim.

Virpazar zaprasza na przygodę z Jeziorem Szkoderskim.

Tą łodzią będziemy płynąć.

Tą łodzią będziemy płynąć.

Gotowi na rejs!.

Gotowi na rejs!.

Czarnogóra objęła teren jeziora ochroną parku narodowego. Ten największy śródlądowy zbiornik wodny Bałkanów powstał w wyniku zalania doliny krasowej przez wody rzek. W efekcie rzeczywiście wygląda jak pasmo górskie zalane wodą  – co chwila z jeziora wyrasta pagórek, dodatkowo ozdobiony zabytkowym monasterem lub po prostu skalistym wybrzeżem. Tego się nie da opisać, to po prostu trzeba zobaczyć – jak mawiały Trzmieliki z książki o Bzyczku i Buczku.

Największą ochotę mamy na rejs łódką po jeziorze, obejmujący  jego największe atrakcje turystyczne, ale nie bardzo wiemy, jak to załatwić. Mamy wizję jakiegoś centrum turystycznego, gdzie wywieszone są plany rejsów z cennikiem i gdzie można się wszystkiego dowiedzieć. Rzeczywistość wygląda inaczej – przejażdżki łodziami oferują prywatni organizatorzy, nagabujący podjeżdżających na parking od samego wyjścia z samochodu. Przekonujemy się o tym już w miejscowości Vranjina, gdzie mieści się siedziba parku narodowego. Przypominają się nam dawni busiarze w Zakopanem sprzed 10 lat. Nie udaje nam się załapać na większą łódkę, za to kupujemy w centrum informacji dokładną mapę jeziora. Wracamy więc kawałek do Virpazaru i tu już dajemy się schwytać na wędkę pracownikom hotelu i restauracji Pelikan. Od razu udaje nam się dostać na łódkę. W cenie 40 Euro/2 os. mamy dwugodzinny rejs po jeziorze. Na dokładne poznanie całego akwenu potrzeba by było kilku dni, ale przynajmniej możemy poczuć atmosferę tego pięknego miejsca. Łódź podpływa  najpierw pod wysepkę Grmožur, na której znajdują się ruiny XIX-wiecznej tureckiej twierdzy, do której Tito zsyłał więźniów politycznych (nazywanej „czarnogórskim Alcatraz”). Następnie podpływamy pod XV-wieczny monaster Św. Mikołaja, a potem kierujemy się na drugą stronę jeziora – bardziej urozmaiconą  porosłą roślinnością. Po drodze fotografujemy kormorany i malownicze lotosy.

Jezioro Szkoderskie.

Jezioro Szkoderskie.

Monaster Św. Mikołaja i cerkiew Wniebowzięcia NMP (XV w).

Monaster Św. Mikołaja i cerkiew Wniebowzięcia NMP (XV w).

Kormorany na Jeziorze Szkoderskim.

Kormorany na Jeziorze Szkoderskim.

Jezioro Szkoderskie.

Jezioro Szkoderskie.

Poturecka twierdza na wyspie Grmožur.

Poturecka twierdza na wyspie Grmožur.

...nazywana 'czarnogórskim Alcatraz'.

…nazywana 'czarnogórskim Alcatraz’.

Jezioro Szkoderskie.

Jezioro Szkoderskie.

Po przejażdżce łódką idziemy za ciosem i decydujemy się dodatkowo wzbogacić kasę restauracji Pelikan, zjadając tam obiad. Decyzja okazuje się trafiona – zupa rybna, stek zapiekany z domowym serem i naleśniki z orzechami i miodem są warte grzechu.

Obiad w Virpazarze.

Obiad w Virpazarze.

Po obiedzie zastanawiamy się, które z atrakcji rejonu Jeziora Szkoderskiego wybrać – żal rezygnować z każdej. W końcu decydujemy się odpuścić wyspy Moračnik i Starčevo z monasterami i pojechać górską drogą w kierunku miejscowości Rijeka Crnojevića z nadzieją na piękne widoki na jezioro. Wrażenia przerastają nasze oczekiwania. Dopiero z góry można docenić niezwykłość krajobrazów Jeziora Szkoderskiego, z wysepkami pośrodku, w ramce górskich krajobrazów. Najpiękniejszy widok otwiera się jednak na meandry Rijeki Crnojevića w północno-zachodnim krańcu jeziora. Coś niezapomnianego. Oczywiście za wrażenia trzeba zapłacić. Przejazd trasą Virpazar-Rijeka Crnojevića to trasa dla kierowców o zdecydowanie mocnych nerwach – droga jest wąska i przepaścista, ale to, co przysparza największych kłopotów, to rozmijanie się z autami jadącymi z naprzeciwka. M. cieszyła się, że to nie na nią padła przyjemność kierowania autem.

Do odważnych świat należy - jedziemy obejrzeć jezioro z góry.

Do odważnych świat należy – jedziemy obejrzeć jezioro z góry.

Jezioro Szkoderskie.

Jezioro Szkoderskie.

Jezioro Szkoderskie.

Jezioro Szkoderskie.

Jezioro Szkoderskie i Rijeka Crnojevića.

Jezioro Szkoderskie i Rijeka Crnojevića.

Jezioro Szkoderskie.

Jezioro Szkoderskie.

Rijeka Crnojevića.

Rijeka Crnojevića.

Rijeka Crnojevića.

Rijeka Crnojevića.

Rijeka Crnojevića.

Rijeka Crnojevića.

Jezioro Szkoderskie i Rijeka Crnojevića. Ale tu pięknie...

Jezioro Szkoderskie i Rijeka Crnojevića. Ale tu pięknie…

Za miejscowością Rijeka Crnojevića kierujemy się w kierunku Podgoricy. W pewnym momencie na szosie widzimy przechodzącego dostojnie żółwia – M. natychmiast wyskakuje z samochodu, strzela kilka fotek, a potem przenosi niefrasobliwego przechodnia w bezpieczne miejsce na trawy.

Nagle na jezdnię wtargnął żółw.

Nagle na jezdnię wtargnął żółw.

Nasz pierwszy dzień pobytu w Czarnogórze kończymy wizytą w stolicy kraju – Podgoricy. Wjeżdżając do miasta, zauważamy nowoczesne budynki i centra handlowe, jednak stare centrum Podgoricy sprawia wrażenie zaniedbanego. Zniszczenia wojenne i te po trzęsieniu ziemi z lat 70. na pewno zrobiły swoje. Robimy więc tylko zdjęcie potureckiej Wieży Zegarowej (XVIII w.),po czym podejmujemy zakończoną powodzeniem próbę znalezienia meczetu. Pobyt w mieście kończymy podjechaniem pod XIII-wieczną cerkiew Św. Jerzego zbudowaną pod „tytułowym” wzgórzem Gorica.

Podgorica - turecka wieża zegarowa (XVIII).

Podgorica – turecka wieża zegarowa (XVIII).

Jeden z podgorickich meczetów, dzielnica Stara Varoš.

Jeden z podgorickich meczetów, dzielnica Stara Varoš.

Podgorica, dzielnica Stara Varoš.

Podgorica, dzielnica Stara Varoš.

Cerkiew Św. Jerzego (XIII) pod Wzgórzem Gorica.

Cerkiew Św. Jerzego (XIII) pod Wzgórzem Gorica.

Carnogóra jest piękna, ale stolica nie robi najlepszego wrażenia… Na kwaterę wracamy znaną nam już drogą przez tunel.

Wieczorem nadrabiamy zaległości w zapiskach i w porządkowaniu zdjęć, degustując czarnogórskie wino. Na zdrowie!

 

27 sierpnia 2013, poniedziałek

Od rana parno i przelotne deszcze i burze, późnym popołudniem rozpogadza się

Dziś postanawiamy się zmierzyć z największą atrakcją turystyczną tutejszego wybrzeża – Boką Kotorską. To jedno z podstawowych miejsc, z którymi kojarzy się Czarnogóra. Adriatyk wgryza się tu w głąb lądu, tworząc malowniczy system czterech zatok, z morza wyrastają góry, a nad brzegiem usadowiły się zabytkowe miasta z długą historią. To wszystko w oprawie śródziemnomorskiej roślinności. Ech…

Rano decydujemy się najpierw pojechać do Kotoru, mając nadzieję, że choć przez chwilę będzie nam dane cieszyć się tym pięknym miastem bez tłumu turystów.

Kotor, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, ujmuje nas przede wszystkim swoją autentycznością. Nie jest może wymuskany i wypolerowany, mury nie lśnią bielą jak w Dubrowniku, ale ma wyjątkową, właściwą sobie atmosferę – komercja dopiero tu wkracza. Plątanina wąskich, nieregularnych uliczek, stare świątynie i pałace, kolorowy bruk pod nogami i bajkowy widok rozciągający się na miasto i Bokę Kotorską spod ruin starej twierdzy czuwającej nad miastem  – to wszystko sprawia, że Kotor jest obowiązkowym punktem pobytu w Czarnogórze.

Wchodzimy do miasta przez Bramę Południową i oglądamy spory fragment miejskich fortyfikacji (powst. od średniowiecza do XVIII w.). Następnie zagłębiamy się w plątaninę wąskich uliczek, co kawałek spotykając różnobarwne koty (stąd KOTor? – śmieje się M.). Po niedawnym deszczu kamienie są śliskie i błyszczące. Dochodzimy pod główny zabytek miasta – romańską katedrę św. Tryfuna (patrona Kotoru). Wnętrze świątyni kryje wiele zabytków – m.in.  sarkofag z IX w., średniowieczną Pietę, romańsko-gotyckie cyborium. Można też zwiedzić bogaty skarbiec – udaje nam się nawet znaleźć krucyfiks, którym wysłannik papieski błogosławił armię Sobieskiego pod Wiedniem.

Kotor, Brama Południowa.

Kotor, Brama Południowa.

Wchodzimy na kotorska starówkę przez Bramę Poludniową.

Wchodzimy na kotorska starówkę przez Bramę Poludniową.

Kotor od razu kradnie nasze serca.

Kotor od razu kradnie nasze serca.

Romańska (XII) katedra św. Tryfuna, Kotor.

Romańska (XII) katedra św. Tryfuna, Kotor.

Romańsko-gotyckie cyborium.

Romańsko-gotyckie cyborium.

Sarkofag z IX w.

Sarkofag z IX w.

Krucyfiks, który błogosławił armię Sobieskiego.

Krucyfiks, który błogosławił armię Sobieskiego.

Po zwiedzeniu katedry robimy zdjęcie Pałacowi Drago z ciekawymi gotyckimi oprawami okien i kierujemy się w kierunku głównego placu miasta. Zaraz potem zaczyna padać. Chowamy się czym prędzej pod główną bramą miejską – Bramą Morską. Czekając, kiedy deszcz się skończy, wyglądamy na wieżę zegarową (pocz. XVII w.) i stojący tuż obok średniowieczny pręgierz; wychylamy się też, by obejrzeć sąsiadujący z bramą Pałac Namiestnika Wenecji (XV w.). Pada dość długo, ale wreszcie przestaje, kontynuujemy więc nasz kotorski spacer. Znajdujemy piękny romański kościół NMP (XIII w.) oraz patrzymy, jak maleńka romańsko-bizantyńska cerkiew św. Łukasza (XII w.) sąsiaduje z  dużo większą cerkwią sprzed 100 lat. Znowu zaczyna padać, więc wyglądamy jeszcze przez Bramę Północną na obmywającą mury obronne rzekę Skudrę i zaczynamy rozglądać się za jakimś miejscem na obiad, bo pada coraz mocniej. W końcu udaje nam się znaleźć sympatyczną knajpkę i przeczekujemy tam największą ulewę. Na parasole leje deszcz, a my spokojnie zajadamy sobie ciepły obiad – to była dobra decyzja.

Gotycki pałac Draga.

Gotycki pałac Draga.

Detal kotorskiej starówki.

Detal kotorskiej starówki.

Gdzieś w Kotorze.

Gdzieś w Kotorze.

Detal kotorskiej starówki.

Detal kotorskiej starówki.

Wieża zegarowa (pocz. XVII) i średniowieczny pręgierz.

Wieża zegarowa (pocz. XVII) i średniowieczny pręgierz.

Pałac Namiestnika Wenecji (XV) tonie w strumieniach deszczu.

Pałac Namiestnika Wenecji (XV) tonie w strumieniach deszczu.

Renesansowa Brama Morska.

Renesansowa Brama Morska.

Romańsko-gotycki kościół Św. Michała.

Romańsko-gotycki kościół Św. Michała.

Cerkiew Św. Łukasza, Kotor.

Cerkiew Św. Łukasza, Kotor.

Gdzieś w Kotorze.

Gdzieś w Kotorze.

Romański kościół NMP.

Romański kościół NMP.

XII-wieczna cerkiew Św. Łukasza, Kotor.

XII-wieczna cerkiew Św. Łukasza, Kotor.

Rzut oka na kotorskie fortyfikacje.

Rzut oka na kotorskie fortyfikacje.

KOTor.

KOTor.

KOTor.

KOTor.

Po obiedzie, kiedy już mamy wracać do samochodu, nagle przejaśnia się. Korzystając z przerwy pomiędzy dwiema burzami, ruszamy w stronę twierdzy św. Jana. Te ponad tysiąc stopni w górę daje się nam w dzisiejszej parnej aurze mocno we znaki, zwłaszcza że spieszymy się, słysząc ciągle groźne pomruki burzy z sąsiedniej zatoki. Po drodze oglądamy pięknie położoną cerkiew Gospe od Zdravlja (XVI w.). Umieszczona na stoku góry nad miastem świątynia miała chronić mieszkańców przed dżumą. Miejskie fortyfikacje, powstające stopniowo przez wiele setek lat, ostatecznego kształtu nabrały w XVIII w. Dopiero z bliska można je w pełni podziwiać, znaczna część schodów prowadzi po prostu wzdłuż murów lub po nich. Nie możemy sobie pozwolić na zbyt długie oglądanie widoków miasta na tle zatoki i otaczających gór, bo grzmoty przybierają na sile. Wchodzimy między zabudowania Kotoru wraz z pierwszymi kroplami deszczu.

Wejście do twierdzy Św. Jana.

Wejście do twierdzy Św. Jana.

Odsłaniają się coraz piękniejsze widoki.

Odsłaniają się coraz piękniejsze widoki.

Kotor z góry.

Kotor z góry.

Kotor z góry.

Kotor z góry.

Twierdza Św. Jana.

Twierdza Św. Jana.

Znajdź trójkąt.

Znajdź trójkąt.

Zejście z twierdzy Św. Jana na kotorską starówkę.

Zejście z twierdzy Św. Jana na kotorską starówkę.

Cerkiew górująca nad Kotorem (XVI) chroni przed dżumą.

Cerkiew górująca nad Kotorem (XVI) chroni przed dżumą.

Do samochodu udaje nam się dotrzeć przed kolejną ulewą, w czasie której przejeżdżamy wzdłuż brzegów Boki Kotorskiej do Perastu. Spacer po tym miasteczku to prawdziwy odpoczynek po wizycie w zatłoczonym Kotorze (chociaż my i tak ominęliśmy częściowo główne tłumy, wyjeżdżając dzisiaj wcześnie rano). Głodni szczegółów mogą odszukać wszystkie pałace i kościoły, z których najwięcej pochodzi z czasów panowania weneckiego. My oglądamy barokowy pałac Bujevića (XVII w., obecnie Muzeum Miejskie) oraz kościół św. Mikołaja (XV w.), a poza tym staramy się po prostu podelektować spokojem oraz pięknymi widokami miasta (zamieszkałego na stałe przez zaledwie 350 osób!) i otaczającej je przyrody. Spoglądamy też oczywiście na dwie urocze pobliskie wysepki (jedna z kościołem MB na Skale, druga z ruinami klasztoru cystersów).

Perast wita.

Perast wita.

Boka Kotorska oglądana z Perastu.

Boka Kotorska oglądana z Perastu.

I hop!.

I hop!.

Barokowy (XVI) pałac mieści Muzeum Miejskie.

Barokowy (XVI) pałac mieści Muzeum Miejskie.

Kościół Św. Mikołaja (XV), Perast.

Kościół Św. Mikołaja (XV), Perast.

Zegar na wieży kościoła Św. Mikołaja.

Zegar na wieży kościoła Św. Mikołaja.

Wysepki w pobliżu Perastu.

Wysepki w pobliżu Perastu.

Widac też wysepkę z kościołem MB na Skale (XVII).

Widac też wysepkę z kościołem MB na Skale (XVII).

Ostatni rzut oka na Perast.

Ostatni rzut oka na Perast.

Ostatnim punktem naszego dzisiejszego przebogatego programu jest wizyta w Herceg Novi. Zaczynamy od szklanki mrożonej kawy z lodami w tutejszej restauracji. Z nową energią idziemy potem na plac Herceg Stjepana z cerkwią Michała Archanioła (XIX w.) pośrodku. Oryginalne połączenie stylów (bizantyńskiego, gotyckiego i barokowego) tej eklektycznej budowli dobrze harmonizuje z otaczającymi ją wysokimi palmami. Spacerując po mieście, zauważamy bogactwo roślinności (nie na darmo Herceg Novi bywa nazywane „miastem kwiatów”). Będąc w Herceg Novi, nie sposób też pominąć dwóch twierdz: nadmorskiej Forte Mare oraz położonej ponad starówką twierdzy Kanli Kula. Trzecia, najbardziej urokliwa, twierdza Španjola, położona jest w sporym oddaleniu od centrum, na wysokości 170 m n.p.m. Dojście do niej jest praktycznie nieoznakowane, najlepiej o drogę pytać miejscowych (my najpierw zapuszczamy się o kilkaset metrów za daleko). Twierdza obecnie jest uroczo zarośnięta przez bujną roślinność, ale we wnętrzu panuje spory bałagan, pozostawiony przez miejscowych imprezowiczów (wstęp jest całkowicie otwarty). Z murów twierdzy odsłaniają się jednak przepiękne widoki na miasto oraz ujście Boki Kotorskiej do Adriatyku (widoczne dokładnie na wprost). Stąd dopiero widać, dlaczego włodarze Herceg Novi mogli kontrolować kto wpłynie na wody Boki… (widać jeszcze ślady działa skierowanego w tę stronę, prawdopodobnie jeszcze w XX w., bo twierdza do tego czasu pełniła swoją funkcję). Wszystkie fortece Herceg Novi swój ostateczny kształt zawdzięczają Turkom, panującym tutaj przez ponad 200 lat.

Herceg Novi, turecka twierdza Kani Kula (XVI).

Herceg Novi, turecka twierdza Kani Kula (XVI).

Wieża zegarowa w Herceg Novi.

Wieża zegarowa w Herceg Novi.

Cerkiew Św. Michała Archanioła (XIX) - 'Belavista'.

Cerkiew Św. Michała Archanioła (XIX) – 'Belavista’.

Twierdza Forte Mare (XIV i nast.), Herceg Novi.

Twierdza Forte Mare (XIV i nast.), Herceg Novi.

Twierdza Forte Mare (XIV i nast.), Herceg Novi.

Twierdza Forte Mare (XIV i nast.), Herceg Novi.

45. Jedna z uliczek Herceg Novi.

Turecka Twierdza Španjola (XVI) - wchodzimy.

Turecka Twierdza Španjola (XVI) – wchodzimy.

Twierdza Španjola.

Twierdza Španjola.

Twierdza Španjola.

Twierdza Španjola.

Jeden z obecnych mieszkańców twierdzy.

Jeden z obecnych mieszkańców twierdzy.

Herceg Novi i Boka Kotorska z Twierdzy Španjola.

Herceg Novi i Boka Kotorska z Twierdzy Španjola.

Nasyceni śródziemnomorskim pięknem Boki Kotorskiej, wracamy do domu po ponad 10 godzinach zwiedzania. W Kotorze spędziliśmy 4 godziny, w Peraście niecałą godzinę, a w Herceg Novi 2 godziny, resztę czasu zajęły nam przejazdy (dzisiaj nieco dłużej czekaliśmy na prom, ok. 15 minut – nie załapaliśmy się na wcześniejszy, a potem kolejny odpłynął pusty po wyjeździe samochodów).

Z powrotem przez Bokę Kotorską przeprawiamy sie promem.

Z powrotem przez Bokę Kotorską przeprawiamy sie promem.

 

27 sierpnia 2013, wtorek

Od 2:00 w nocy aż do południa ciągle burze i ulewa, potem przejaśnienia, ale chłodno, do 19 st.

Wypad w Czarnogórskie góry (w czarnoGÓRY?)

Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie odwiedzili choćby na krótko czarnogórskich gór. W tym roku problemy zdrowotne R. nie pozwalają nam w pełni korzystać z wycieczek górskich, ale postanowiliśmy chociaż pojeździć po górzystej części kraju i przespacerować się w kilku urokliwych miejscach. Jak kiedyś przyjedziemy tu pochodzić po górach, to już będziemy wiedzieli co i jak:)

Już w nocy obudziła nas burza, ale gdy rano nadal lało i grzmiało, byliśmy nieco zdziwieni. Bez większego pośpiechu wstaliśmy i po śniadaniu spakowaliśmy się na dwudniową eskapadę. Jak tylko ruszyliśmy (ok. 9:45), to znowu po dosłownie kilkuminutowej przerwie zaczęła się praktycznie nieustająca nawałnica, w której jechaliśmy przez kolejne dwie godziny. Jeszcze nigdy nie widzieliśmy tak intensywnych i długotrwałych burz! Bałkańskie załamanie pogody naprawdę jest imponujące. W naszych górach burza trwa zwykle kilkadziesiąt minut, potem ewentualnie dłużej leje, ale już bez wiatru, piorunów itp. Tutaj mieliśmy wrażenie, że nad całą Czarnogórą rozciąga się jedna wielka chmura burzowa. Utrudniało to nam mocno podróż, w taką pogodę podczas jazdy przez góry trzeba było przede wszystkim uważać na spore kamienie o bardzo ostrych krawędziach, które staczają się z górskich ścian, a potem leżą na drodze. Poza tym na drogi nie narzekamy, są wystarczająco szerokie i mają przyzwoitą nawierzchnię.

Bałkańska burza na szosie pod Cetinje (masywu Lovcenu).

Bałkańska burza na szosie pod Cetinje (przejazd przez masyw Lovcenu).

Pomimo załamania pogody dzień mamy bardzo udany. Po drodze podziwiamy malowniczą dolinę Moračy, wzdłuż której prowadzi nasza szosa. Pierwszy postój robimy przy monasterze Morača (zał. w XIII w.). Szczególnie główna cerkiew soborowa Wniebowzięcia NMP robi na nas duże wrażenie. Freski (w większości z XVII w., ale są też fragmenty XIII-wiecznych), ikony, romańsko-bizantyńska architektura i szczególna atmosfera duchowa tego miejsca tworzą niepowtarzalną mieszankę. Zaglądamy też do starszej, ale mniejszej cerkwi św. Mikołaja i oglądamy budynki konaku. Cały monaster pięknie prezentuje się na tle „parujących” po deszczu gór.

Dolina Moračy.

Dolina Moračy.

Monaster Morača.

Monaster Morača.

Cerkiew soborowa Wniebowzięcia NMP.

Cerkiew soborowa Wniebowzięcia NMP.

XIII-wieczne freski...

XIII-wieczne freski…

Wnętrze cerkwi Wniebowzięcia NMP.

Wnętrze cerkwi Wniebowzięcia NMP.

Dzwonnica i cerkiew św. Mikołaja.

Dzwonnica i cerkiew św. Mikołaja.

Cudowna woda obok budynku konaku.

Cudowna woda obok budynku konaku.

Kolejny dłuższy przystanek to wizyta w Biogradskim Parku Narodowym. Zaliczamy spacer wokół Jeziora Biogradskiego, największego jeziora w masywie Bjelasicy. Dla nas to przyjemna chwila oderwania od zgiełku zwiedzanych w poprzednich dniach miast… bezcenne! Trasa spaceru prowadzi wśród kilkusetletnich, omszałych drzew (tutejsze lasy są uznawane za jedną z trzech naturalnych puszcz w Europie, a roślinność bardziej przypomina tę znaną nam z Karpat) i kładkami przez rozlewiska Biogradskiej Rijeki. Po drodze widzimy też ciekawe źródła i… niesamowicie dużego ślimaka! Pełni wrażeń siadamy w tutejszej restauracji i chętnie rozgrzewamy się pyszną zupą i naleśnikami z miodem i orzechami (po których jednak wieczorem nam trochę niedobrze…).

Jezioro Biogradskie.

Jezioro Biogradskie.

Spacer wokół Jeziora Biogradskiego.

Spacer wokół Jeziora Biogradskiego.

Jezioro Biogradskie.

Jezioro Biogradskie.

Kilkusetletnie buki.

Kilkusetletnie buki.

Kilkusetletnie buki.

Kilkusetletnie buki.

Biogradska Rijeka.

Biogradska Rijeka.

Kładki cd.

Kładki cd.

Niesamowite drzewa tutejszej puszczy.

Niesamowite drzewa tutejszej puszczy.

Spacer wokół Jeziora Biogradskiego.

Spacer wokół Jeziora Biogradskiego.

Ostatni punkt programu to kanion Tary. Jedziemy jego zboczami przez kilkadziesiąt kilometrów, parokrotnie się zatrzymując, żeby podziwiać rzekę i jej dzieło. Droga to wznosi się kilkaset metrów ponad dno doliny, to opada prawie nad rzekę, umożliwiając nawet zejście do wody. Widoki są niezapomniane, a dodatkowych wrażeń dostarcza pięknie poprowadzona droga. W pewnym momencie spotykamy trzy samotnie wędrujące krowy. Zatrzymujemy się też oczywiście przy słynnym moście na Tarze, który po wybudowaniu (w roku 1940) był największym mostem w Europie. Do dzisiaj ażurowa konstrukcja może budzić podziw, a dodatkowo, co ważne, nie psuje uroku okolicy, a nawet podnosi walory krajobrazowe tego miejsca. Po obowiązkowych fotkach i zakupie regionalnego miodu z bakaliami ruszamy już prosto do Žabljaka, gdzie postanawiamy dzisiaj przenocować przed planowanym na jutro odwiedzeniem gór Durmitor.

Pierwsze spojrzenie na kanion Tary.

Pierwsze spojrzenie na kanion Tary.

A te panie co tu robią same...

A te panie co tu robią same…

Malowniczy tunel.

Malowniczy tunel.

Tara w pełnej okazałości.

Tara w pełnej okazałości.

Kanion Tary.

Kanion Tary.

Jeszcze jeden tunelik.

Jeszcze jeden tunelik.

Pierwsze spojrzenie na most na Tarze.

Pierwsze spojrzenie na most na Tarze.

Most na Tarze.

Most na Tarze.

Most na Tarze.

Most na Tarze.

Spojrzenie na Tarę z mostu.

Spojrzenie na Tarę z mostu.

Spojrzenie z mostu na kanion Tary

Spojrzenie z mostu na kanion Tary

Przed nami Durmitor.

Przed nami Durmitor.

Na miejscu lądujemy ok. 18:30. Nasz Hotel Lovac, w którym zarezerwowaliśmy wcześniej nocleg przez Internet, okazuje się bardzo przyzwoitą metą. Mamy spory pokój z łazienką i aneksem kuchennym za 28 Euro. Pewnie nie byłoby problemu ze znalezieniem kwatery, bo wokoło ich pełno (Žabljak to wiodący ośrodek narciarski w Czarnogórze), ale woleliśmy mieć pewność noclegu i spokój.

Dubrownik i Zagrzeb, czyli przez Chorwację do Czarnogóry

23 sierpnia 2013, piątek

Rano zimno, nawet 9 st. w okolicach Barwinka, cały dzień pięknie, do 30 st.

Nie bez trudności wstajemy o 4:45 i o 6:00 ruszamy już po dobrym śniadanku i ostatnim spojrzeniu na naszych cudownych (śpiących…) chłopców. Znaczna część dzisiejszej trasy jest nam już dobrze znana z wcześniejszych wyjazdów na Węgry i do Słowenii.

Niewielki koreczek w Rzeszowie, a potem stoimy pół godziny w korku w Budapeszcie, bo nawigacja nie uwzględniła remontu (ale dzięki temu możemy z sympatią przypomnieć sobie tutejsze ulice, otoczone pięknymi secesyjnymi budynkami, oraz niezapomniany widok z Mostu Elżbiety).

Obiad jemy w przyautostradowej restauracji kilkadziesiąt kilometrów za Budapesztem (R. zostawia rekordową opłatę za toaletę, pomyliwszy 100 forintów ze 100 kunami chorwackimi… ach, to wakacyjne rozprężenie!). Duże nasilenie ruchu pomiędzy Budapesztem i Balatonem powoli się zmniejsza i do Zagrzebia dojeżdżamy już prawie pustą autostradą.

Zagrzeb

Stolica Chorwacji to nasz dzisiejszy główny cel turystyczny. Chcemy obejrzeć ją bez dzieci, bo jest sporo oddalona od innych chorwackich atrakcji i kłopotem byłby dojazd tutaj. Historycznie Zagrzeb był ulokowany na dwóch wzgórzach przedzielonych rzeką (zasypaną w XIX w.), tworzących razem Górne Miasto.

Nasz spacer zaczynamy na placu bana Josipa Jelačicia, będącym głównym miejscem spotkań mieszkańców miasta. Szybko wchodzimy na wzgórze Gradec (dawną siedzibę władz świeckich miasta) przez stube, czyli wąską uliczkę przechodzącą w schody (takich stube jest tutaj dużo więcej). Udaje nam się załapać na wejście na wieżę Lotrščak – pozostałość fortyfikacji miejskich, z której rozciąga się chyba najpiękniejszy widok na całe miasto. Widać wyraźny podział na Górne Miasto, Dolne Miasto i nowe dzielnice, które dość chaotycznie otoczyły zabytkowe centrum podczas szybkiego rozwoju miasta przez ostatnie sto lat. Szczególnie pięknie na tle czerwonych dachów miasta prezentuje się gotycki kościół św. Marka (XIII, przebudowywany do XIX w.) z wzorami z dachówek w kształcie herbów Chorwacji i Zagrzebia na dachu oraz Katedra Wniebowzięcia.

Zagrzeb, plac Bana Josipa Jelačicia.

Zagrzeb, plac Bana Josipa Jelačicia.

Uliczkami starówki w Zagrzebiu.

Uliczkami starówki w Zagrzebiu.

'Stube' na Wzgórze Gradec.

'Stube’ na Wzgórze Gradec.

'Stube' na Wzgórze Gradec.

'Stube’ na Wzgórze Gradec.

Wzgórze Gradec z Wieżą Lotrščak.

Wzgórze Gradec z Wieżą Lotrščak.

Gradec z Wieży Lotrščak.

Gradec z Wieży Lotrščak.

W pejzażu dominuje gotycki kościół Św. Marka.

W pejzażu dominuje gotycki kościół Św. Marka.

Katedra (XIII) na Wzgórzu Kaptol.

Katedra (XIII) na Wzgórzu Kaptol.

Na wzgórzu Gradec oglądamy m.in. barokowy kościół św. Katarzyny z XVII w. z pięknym barokowym wystrojem i malarstwem iluzjonistycznym oraz idziemy reprezentacyjną ulicą Cyryla i Metodego prosto na plac św. Marka, gdzie możemy w pełni docenić piękno gotyckiego kościoła św. Marka oraz rzucić okiem na budynek tutejszego parlamentu.

Barokowy (XVII) Kościół Św. Katarzyny z Wieży Lotrščak.

Barokowy (XVII) Kościół Św. Katarzyny z Wieży Lotrščak.

Barokowy (XVII) Kościół Św. Katarzyny.

Barokowy (XVII) Kościół Św. Katarzyny.

Wnętrze z iluzjonistycznym malarstwem i ozdobami stiukowymi.

Wnętrze z iluzjonistycznym malarstwem i ozdobami stiukowymi.

Rzeźba ,,Rybak z wężem'' na Placu Jezuitów.

Rzeźba ,,Rybak z wężem” na Placu Jezuitów.

Plac św. Marka z budynkiem Sejmu (pocz. XX).

Plac św. Marka z budynkiem Sejmu (pocz. XX).

Portal kościoła św. Marka.

Portal kościoła św. Marka.

Klasycystczny pałac mieszczący Instytut Historii.

Klasycystczny pałac mieszczący Instytut Historii.

Kierując się w stronę wzgórza Kaptol, dawnej siedziby władz kościelnych, przechodzimy jeszcze przez średniowieczną Bramę Kamienną, w której mieści się kaplica Matki Bożej, do której mieszkańcy Zagrzebia (i nie tylko) przychodzą na chwilę modlitwy. Całe ściany bramy pokryte są podziękowaniami za wysłuchanie modlitw.

Średniowieczna Brama Kamienna.

Średniowieczna Brama Kamienna.

Kaplica wotywna w Bramie Kamiennej.

Kaplica wotywna w Bramie Kamiennej.

Przez ulicę Krvavi Most (nazwaną tak na pamiątkę konfliktów pomiędzy dwoma dzielnicami, oddzielonymi niegdyś rzeką i mostem) przedostajemy się na wzgórze Kaptol, gdzie naszym głównym celem jest gotycka katedra Wniebowzięcia (niestety częściowo w remoncie). Szybko robimy ostatnie zdjęcia, bo zmrok zapada tutaj wyraźnie szybciej niż w Polsce. O tej porze plac Jelačicia i okoliczne uliczki tętnią życiem, a my ruszamy na nasz dzisiejszy nocleg.

Gotycka Katedra Wniebowzięcia.

Gotycka Katedra Wniebowzięcia.

Kolumna Maryjna (XIX w) i pozostałości murów katedry.

Kolumna Maryjna (XIX w) i pozostałości murów katedry.

Dolac - główny targ Zagrzebia.

Dolac – główny targ Zagrzebia.

Hostel Josipdol

Nie ma tutaj może luksusów, mamy mały pokoik z łazienką naprzeciwko, ale w tej cenie (ok. 130 zł z wszystkimi opłatami za dwie osoby) trudno o coś lepszego w dogodnej dla nas lokalizacji. Najważniejsze, że jest ogólnie czysto i można się przespać. Robimy już tylko zdjęcia i… dobranoc!

24 sierpnia 2013, sobota

Rano budzi nas deszcz, potem parno i gorąco, popołudnie upalne i słoneczne, 30oC

Rano błogosławimy decyzję o noclegu – wyruszamy tuż po 7:30 z wypoczętymi i świeżymi głowami.

Pierwsza porcja wiedzie ok. 380 km chorwackimi autostradami. Myliłby się ten, kto powiedziałby, że jazda autostradą jest nudna – nie w Chorwacji. Widoki zmieniają się jak w kalejdoskopie, a co zakręt to bardziej malowniczo – przepiękne góry, widowiskowe przejazdy przez mosty, tunele. Jest tylko jedno ale – ogromne natężenie ruchu – nieprzerwany międzynarodowy sznur samochodów pędzący w wakacyjnym szaleństwie sprawia, że jazda jest męcząca. My za to nareszcie czujemy, że jesteśmy na naszej wymarzonej randce – planujemy zwiedzanie Dubrownika, słuchamy płyt Marii Peszek i Kobiet, jest super. Zatrzymujemy się dwa razy na przyautostradowych postojach.

Po zjeździe z autostrady drogi stają się wąskie i kręte, a jazda – głównie ze względu na duże nasilenie ruchu – wymaga dużo uwagi. Za to od widoków oczu nie można oderwać, szczególnie gdy jedziemy wzdłuż wybrzeża. Tak malowniczego krajobrazu trudno sobie wyobrazić. Kolor morza zlewa się w fantastyczną mozaikę z pofałdowanym, skalistym brzegiem.

Chorwacja z okien samochodu.

Chorwacja z okien samochodu.

Chorwacja z okien samochodu.

Chorwacja z okien samochodu.

Chorwacja z okien samochodu.

Chorwacja z okien samochodu.

Zbliżamy się do Dubrownika.

Zbliżamy się do Dubrownika.

Dubrownik

Dłuższy postój urządzamy sobie w Dubrowniku. Miasto zachwyca nas od pierwszej chwili. Już od wejścia za bramy starówki nie wiemy, na co patrzeć, w którą stronę odwracać głowy. Spacer po Dubrowniku nie przypomina chodzenia od jednego zabytku do drugiego – Dubrownik cały jest jednym wielkim zabytkiem. Od początku ujmuje jego niepowtarzalna atmosfera. Miasto zostało niemal doszczętnie zniszczone przez trzęsienie ziemi w XVII w. Odbudowano je bardzo konsekwentnie w stylu barokowym, używając tylko białego dalmackiego kamienia i czerwonej dachówki. Turyści spacerują po kamiennych uliczkach, których bruk jest wyszlifowany niemal na idealny połysk. Od głównej osi miasta – ul. Placa, wspinają się w kierunku murów obronnych wąskie, strome uliczki, nad którymi suszy się bielizna. Jedynym, co przeszkadza w zwiedzaniu miasta, jest wszechobecny tłum turystów. Trudno zrobić nawet szybkie zdjęcie, o szukaniu idealnych kadrów można zapomnieć. W takich warunkach ciężko byłoby spacerować tu z małymi dziećmi  – dobrze, że tym razem jesteśmy sami.

Wchodzimy do miasta przez Bramę Ploče (wewn. romańska, zewn. barokowa), przechodzimy obok dostojnego klasztoru Dominikanów i po chwili dostajemy się na gwarny Plaz Luža. Nie wiemy, w którą  stronę kierować wzrok – czy na gotycko-renesansowy Pałac Sponza, czy na Wieżę Zegarową i loggię z dzwonami, czy na niezwykle zdobny, barokowy (XVIII w.) kościół Św. Błażeja (patrona miasta), czy może na małą fontannę Onufrego lub na kolumnę Rolanda (XV w., ramię rycerza pełniło również funkcję miary długości). Rzucamy okiem na główną oś miasta – ul. Placa, zamkniętą Bramą Pile, po czym skręcamy w lewo i na chwilę przystajemy, by podziwiać harmonijne łączenie różnych stylów architektonicznych w Pałacu Rektorów (XV w., wielokr. przeb.) – dawnych reprezentantów miasta. Jeszcze tylko spojrzenie na barokową (XVIII w.) katedrę Wniebowzięcia i zaraz widoki diametralnie się zmieniają – dochodzimy bowiem do malowniczego portu jachtowego. Jachty i kąpiący się na plaży wczasowicze kontrastują z powagą groźnych fortyfikacji miasta. Z portu jachtowego wracamy na ul. Placa (stanowiącą niegdyś przesmyk morski oddzielający część lądową Dubrownika i wyspę) i idziemy już prosto do przeciwległej bramy miejskiej, Bramy Pile. Po drodze oglądamy jeszcze barokowy kościół Św. Ignacego Loyoli, do którego prowadzą imponujące schody, a także najstarszy w mieście, renesansowy (XVI w.) Kościół Zbawiciela i niezwykłą, ozdobioną kopułą wielką fontannę Onufrego (XV w.), dostarczającą niegdyś wodę pitną dla miasta.

Pierwsze spojrzenie na Dubrownik.

Pierwsze spojrzenie na Dubrownik.

Dubrownik od strony portu jachtowego.

Dubrownik od strony portu jachtowego.

Na starówkę wchodzimy przez Bramę Ploče.

Na starówkę wchodzimy przez Bramę Ploče.

Dubrownik urzeka od pierwszego wejrzenia.

Dubrownik urzeka od pierwszego wejrzenia.

Gotycko-renesansowy Pałac Sponza, loggia i Wież Zegarowa (XV).

Gotycko-renesansowy Pałac Sponza, loggia i Wież Zegarowa (XV).

Gotycko-renesansowy Pałac Sponza, loggia i Wieża Zegarowa (XV).

Gotycko-renesansowy Pałac Sponza, loggia i Wieża Zegarowa (XV).

Barokowy Kościół Św. Błażeja (XVIII).

Barokowy Kościół Św. Błażeja (XVIII).

Mała fontanna Onufrego (XV) zaopatrywała plaz w wodę.

Mała fontanna Onufrego (XV) zaopatrywała plaz w wodę.

Eklektyczny Pałac Rektorów (XV, wiel. przeb.).

Eklektyczny Pałac Rektorów (XV, wiel. przeb.).

Katedra Wniebowzięcia NMP (barok., XVIII).

Katedra Wniebowzięcia NMP (barok., XVIII).

Katedra Wniebowzięcia NMP (barok., XVIII).

Katedra Wniebowzięcia NMP (barok., XVIII).

Dubrownik od strony portu.

Dubrownik od strony portu.

Dubrownik - ufortyfikowane miasto.

Dubrownik – ufortyfikowane miasto.

Ulica Placa - glówna oś miasta.

Ulica Placa – glówna oś miasta.

Bruk wypolerowany na błysk.

Bruk wypolerowany na błysk.

Gdzieś w Dubrowniku.

Gdzieś w Dubrowniku.

Uliczka wiodąca z Placa w kierunku murów obronnych.

Uliczka wiodąca z Placa w kierunku murów obronnych.

Renesansowy Kościół Zbawiciela.

Renesansowy Kościół Zbawiciela.

Wielka Fontanna Onufrego (XV).

Wielka Fontanna Onufrego (XV).

Św. Błażej - patron Dubrownika.

Św. Błażej – patron Dubrownika.

Gotycko-renesansowa Brama Pile.

Gotycko-renesansowa Brama Pile.

Dubrownik - ufortyfikowane miasto.

Dubrownik – ufortyfikowane miasto.

Mury obronne w Dubrowniku robią ogromne wrażenie.

Mury obronne w Dubrowniku robią ogromne wrażenie.

Po zwiedzeniu „wewnętrznej”, położonej za murami,  części Dubrownika, chcielibyśmy odpocząć, ale chcąc nie chcąc biegniemy przeparkować samochód na kryty parking (o czym za chwilę). Wracamy na starówkę, mając w głowie tylko jedna potrzebę: jeść. Pizza jedzona w urokliwym zakątku Dubrownika smakuje dziś wyjątkowo.

Wspaniałym uwieńczeniem zwiedzania miasta jest niemal 2-kilometrowy spacer po murach obronnych. Niezwykle wysokie ceny biletów (90 kn/osoba – ok. 50 zł!) są osłodzone przez naprawdę niezapomniane widoki na zwartą i niesamowicie jednorodną zabudowę starówki (ściany z białego kamienia i dachy pokryte czerwoną dachówką wyglądają po prostu przepięknie), zdominowaną przez wieże kościelne i oprawioną w szmaragd morza. Obchodzimy całe stare miasto dookoła, co – przez wzgląd na liczne baszty i wieże – wymaga pokonania naprawdę sporej różnicy poziomów. Do samochodu wracamy naprawdę nieźle wymęczeni – jak po górskiej wycieczce, ale pełni wrażeń i naładowani przeżyciami estetycznymi (których swoja drogą starczyłoby spokojnie na kilkudniowy pobyt).

Wracamy na starówkę.

Wracamy na starówkę.

Schody prowadzące pod Kościół Św. Ignacego Loyoli (kon. XVII).

Schody prowadzące pod Kościół Św. Ignacego Loyoli (kon. XVII).

Kościół Św. Ignacego Loyoli (kon. XVII).

Kościół Św. Ignacego Loyoli (kon. XVII).

Dubrownik - spacer po murach obronnych - ruszamy.

Dubrownik – spacer po murach obronnych – ruszamy.

Dubrownik - spacer po murach obronnych - spoglądamy w dół.

Dubrownik – spacer po murach obronnych – spoglądamy w dół.

Oko zatrzymuje się nie tylko na zabytkach.

Oko zatrzymuje się nie tylko na zabytkach.

Dubrownik - spacer po murach obronnych.

Dubrownik – spacer po murach obronnych.

Dubrownik - spacer po murach obronnych.

Dubrownik – spacer po murach obronnych.

Wieża Klasztoru Dominikanów.

Wieża Klasztoru Dominikanów.

Serce Dubrownika.

Serce Dubrownika.

Dubrownik.

Dubrownik.

Ostatnie spojrzenie na ul. Placa.

Ostatnie spojrzenie na ul. Placa.

Dubrownik o zachodzie słońca.

Dubrownik o zachodzie słońca.

Jedyną nieprzyjemnością związaną z naszą dzisiejszą wycieczką po Dubrowniku były trudności z parkowaniem. Już nawet nie chodzi o to, że okolice centrum są szczelnie obstawione samochodami i musieliśmy się sporo nagimnastykować, żeby w ogóle znaleźć jakieś miejsce, by zaparkować. Największych problemów dostarczyły nam … parkomaty. W tych urządzeniach można było płacić tylko monetami, a zważywszy na słone ceny za postój (10 kn/godz.), można sobie wyobrazić, że drobne były dobrem pożądanym i niedostępnym. Nigdzie nie można było rozmienić pieniędzy, obsługa sklepów alergicznie reagowała na próby kupienia czegoś drobnego większymi banknotami. Byliśmy wściekli i czuliśmy się bezradni. W końcu nie było innego wyjścia, tylko podzielić zwiedzanie starówki na dwie części. W porze, w której kończył nam się bilet za parkowanie wracamy do samochodu i przejeżdżamy na duży parking podziemny. Szkoda, że nie przyjechaliśmy to od początku – widać, że przybytek jest nowy, a automaty parkingowe przyjmują banknoty (choć nie większe niż 50 kn ;-), więc i tak musimy płacić w „Office”, ale najważniejsze, że w końcu się udaje).

Pobyt w Dubrowniku zajął nam więcej niż przewidywaliśmy (ok.14:40-19:40) i już o zmroku wyruszamy do Czarnogóry. Do granicy jedzie się sprawnie, a tu na granicy niespodzianka – wszystko stoi, a sznurek samochodów prawie w ogóle się nie posuwa. Stoimy i stoimy i zastanawiamy się, czy to norma, czy przykry zbieg okoliczności. Celnicy dokładnie przeszukują wybrane samochody (szukają kogoś/czegoś?), więc już zaczynamy się podśmiewać, że zarekwirują nam nasze maślanki:)

Na granicy chorwackiej spędzamy ponad godzinę. Na szczęście w końcu przychodzi nasza kolej i odprawiają nas wyjątkowo szybko (podobnie zresztą jak Polaków jadących przed nami). Na terytorium Czarnogóry wjeżdżamy przed 22:00. Wbrew pozorom (późna pora) nie jedzie się szybko – drogi wzdłuż wybrzeża są niezwykle zatłoczone. Dobrze, że udaje nam się od ręki dostać na prom przepływający przez Bokę Kotorską (4,5 Euro wszystko) – przeprawa oszczędza nam sporo drogi.

Po dojechaniu do naszej docelowej miejscowości, Bečići, mamy kłopoty ze znalezieniem kwatery. Gospodarz kilkakrotnie próbuje nam przez telefon wytłumaczyć dojazd, ale przez dłuższy czas nie możemy ustalić wspólnych punktów orientacyjnych, więc sporo błądzimy. Na szczęście w końcu po 23:00 udaje się nam dotrzeć na miejsce. Szybko się jeszcze rozpakowujemy i padamy spać po 1:00.

Nasza meta: Vile Becica, Bečići (k. Budvy)

Jest czysto, przestronnie i przyjemnie. Spory pokój z łazienką, aneksem kuchennym i tarasem, na który zaglądają gałęzie drzew cytrynowych; cały dom tonie w zieleni.

Czarnogóra, 2013.08

 

Wspaniałe zabytki, krajobrazy jak z bajki, magiczna Boka Kotorska, wyniosłe góry i piękna przyroda. Wypad do Czarnogóry we dwoje to zapewne dopiero prolog do naszych bałkańskich fascynacji!

 

Dubrownik.

Dojazd do Czarnogóry przez Chorwację

Zagrzeb i Dubrownik

 

Rijeka Crnojevića.

Część I – Jezioro Szkoderskie, Boka Kotorska i Biogradski Park Narodowy

Jezioro Szkoderskie, Rijeka Crnojevića, Kotor, Perast, Herceg Novi, Monastyr Moraca, Biogradski PN i Kanion Tary

 

Monaster Ostrog (XVII w) wbity w zbocza Prekornicy.

Część II – Park Narodowy Durmitor, powrót na Primorje i Lovćen

PN Durmitor, Monaster Ostrog, Sveti Stefan, Stary Bar, Budva, Masyw Lovćenu i Cetinje

Opatów

Opatów – nad i pod ziemią 

2010.09.22

 

Opatów jest miejscem naszego postoju w drodze przy okazji wrześniowego wyjazdu do Dziadków. Warto zatrzymać się na chwilę na trasie Radom-Rzeszów i zajrzeć do Opatowa, bo kryją się tu zabytki naprawdę wielkiej klasy.Zaczynamy  od nakarmienia chłopaków i przewinięcia Sebusia na miłych drewnianych ławach pod pozostałościami miejskich murów obronnych, a potem wybieramy się na krótki spacer po mieście.

Postój w Opatowie.

Postój w Opatowie.

Przechodzimy przez pięknie zachowaną, renesansową Bramę Warszawską (pocz. XVI w.), po czym oglądamy imponującą romańską (!) kolegiatę Św. Marcina (XII w.), kryjącą słynny renesansowy Lament Opatowski: na nagrobku kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego płaskorzeźba przedstawia kilkadziesiąt osób (w tym króla Zygmunta Starego) rozpaczających po jego śmierci. Spacer kończymy na opatowskim rynku.

Opatów, resztki murów obronnych.

Opatów, resztki murów obronnych.

Opatów, Brama Warszawska, XVI w.

Opatów, Brama Warszawska, XVI w.

Opatów, Kolegiata Św. Marcina, XII w.

Opatów, Kolegiata Św. Marcina, XII w.

Rynek w Opatowie.

Rynek w Opatowie.

Imponujące zabytki Opatowa same w sobie nie stanowią na pewno atrakcji  dla małych dzieci. My sprzedaliśmy chłopakom tę wycieczkę jako „postój na pobieganie”. Rzeczywiście, po Opatowie pobiegać się dało całkiem nieźle, a co więcej – pod kolegiatą Tymo znalazł sobie krawężnik, po którym namiętnie chodził, a na schodach sprowadzających pod mury – pochylnię, z której świetnie można było zbiegać. W sumie wszyscy wsiedliśmy do samochodu zadowoleni: i my, i wybiegane chłopaki.

 

Podziemna trasa turystyczna w Opatowie

2012.01.08

Kolejny postój w Opatowie urządzamy nieco ponad rok później, w drodze powrotnej ze styczniowej wizyty u Dziadków. Tym razem bierzemy na cel podziemną trasę turystyczną.

Zwiedzamy ciąg korytarzy i piwnic, drążonych od średniowiecza w miękkiej lessowej skale. Podziemia służyły jako składy opatowskim kupcom, pełniły też funkcje obronne, umożliwiając miejscowej ludności schronienie przed wrogiem.

Pani przewodnik bardzo kompetentnie i dużo opowiada o opatowskich podziemiach (i – co nam się bardzo podoba – o innych atrakcjach turystycznych regionu). Słuchamy m.in. o historii zabezpieczenia podziemi (chłopcom bardzo się spodobała opowieść o tym, jak na opatowskim rynku zapadł się autokar), o dramatycznych losach Białej Damy, która do dziś pojawia się w opatowskich podziemiach (jak kilka razy gaśnie światło, wniosek jest jeden: to Biała Dama je wyłącza. Chłopaki zapalają swoje latarki i są przeszczęśliwi), o krzemieniu pasiastym, o opatowskich powiązaniach Wincentego Kadłubka, o nietoperzach śpiących w podziemiach…

Chłopcom chyba najbardziej podoba się to, że mają swoje latarki i mogą nimi świecić po ciemnych kątach:) Dla nas wycieczka również jest interesująca. Godziny spędzonej w podziemiach nie uznajemy za straconą. Zwiedzając podziemny Opatów, widzimy go bardziej autentycznym niż ten na powierzchni ziemi (oczywiście nie mówiąc o kolegiacie i Bramie Warszawskiej). Przy tym atrakcje tego typu to świetny pomysł na nieturystyczną pogodę (taką jak dziś).

Podziemna Trasa Turystyczna w Opatowie - wejście.

Podziemna Trasa Turystyczna w Opatowie – wejście.

Podziemna Trasa Turystyczna w Opatowie - wejście.

Podziemna Trasa Turystyczna w Opatowie – wejście.

Podziemna Trasa Turystyczna w Opatowie - wejście.

Podziemna Trasa Turystyczna w Opatowie – wejście.

Podziemna Trasa Turystyczna w Opatowie.

Podziemna Trasa Turystyczna w Opatowie.

Biała Dama ... aaaaa!.

Biała Dama … aaaaa!.

Wspomnienia zabezpieczania podziemi.

Wspomnienia zabezpieczania podziemi.

Ojej, schody jak w latarni!.

Ojej, schody jak w latarni!.

Oświetlenie jest nastrojowe.

Oświetlenie jest nastrojowe.

Podziemna Trasa Turystyczna w Opatowie.

Podziemna Trasa Turystyczna w Opatowie.

Schodzimy i schodzimy, a ciągle w dół.

Schodzimy i schodzimy, a ciągle w dół.

Oj, jak by Sebuś chętnie pokręcił!.

Oj, jak by Sebuś chętnie pokręcił!.

Rety, kamienie! Uwaga, rzucam!.

Rety, kamienie! Uwaga, rzucam!.

 

Puławy

Zespół pałacowo-parkowy w Puławach

2008.07.10

 

Piękny klasycystyczno-romantyczny zespół pałacowo-parkowy w Puławach odwiedzamy w drodze na rodzinne wesele. Tymo zjada drugie śniadanie na parkowej ławce, po czym razem z R. zajmuję strategiczną pozycję przy Absolutnie Fascynującym Wężu Ogrodowym przez puławskim pałacem Czartoryskich (XVII w.), a M. obchodzi cały park i zajmuje się dokumentacją fotograficzną.

Park i romantyczne budynki parkowe (Świątynia Sybilli z XVIII w., Domek Gotycki z pocz. XIX w.) są naprawdę urzekające, a skarpa nad łachą wiślaną – bardzo malownicza. Fakt, jest piękna pogoda, przed pałacem rosną przepiękne kwiaty, Tymo, przylepiony do fontanny, zapomniał o samochodowych histeriach, a zmęczona jazdą Rega grzecznie idzie na smyczy: wszystko to pomaga nam cieszyć się życiem i docenić uroki puławskiego parku. Mamy trochę problemów ze znalezieniem toalety, ale po wypatrzeniu urzędu stanu cywilnego dochodzimy (słusznie) do wniosku, że to musi był strzał w dziesiątkę. Na pożegnanie wsuwamy po czekoladowym lodzie, co wszystkim dodatkowo poprawia humory, i dalej w drogę.

Do Puław.

Do Puław.

Pałac Czartoryskich.

Pałac Czartoryskich.

Zespół pałacowo-parkowy w Puławach.

Zespół pałacowo-parkowy w Puławach.

Zespół pałacowo-parkowy w Puławach.

Zespół pałacowo-parkowy w Puławach.

Zespół pałacowo-parkowy w Puławach.

Zespół pałacowo-parkowy w Puławach.

Schody rampowe.

Schody rampowe.

Przed Pałacem Czartoryskich.

Przed Pałacem Czartoryskich.

Przed Pałacem Czartoryskich.

Przed Pałacem Czartoryskich.

Przed Pałacem Czartoryskich.

Przed Pałacem Czartoryskich.

Wychodzimy.

Wychodzimy.

Nałęczów

Park Zdrojowy w Nałęczowie

2008.05.25

 

Na trasie Zwierzyniec-Warszawa urządzamy sobie dwugodzinny postój w Parku Zdrojowym w Nałęczowie.

Park jest bardzo rozległy, a zabytkowe budynki sanatoryjne (XVIII, XIX w.) pięknie poodnawiane. Oglądamy barokowo-klasycystyczny pałac Małachowskich (XVIII w.), zatrzymujemy się przy urokliwym parkowym stawie z łabędziami. Musi być tu naprawdę przyjemnie w słoneczny dzień (dziś, niestety, jest deszczowo, wietrznie i zimno). Palmiarnia z pijalnią sympatyczna, choć niewielka.

Park Zdrojowy w Nałęczowie - wchodzimy.

Park Zdrojowy w Nałęczowie – wchodzimy.

Park Zdrojowy w Nałęczowie - wchodzimy.

Park Zdrojowy w Nałęczowie – wchodzimy.

W Palmiarni.

W Palmiarni.

W Palmiarni.

W Palmiarni.

Park Zdrojowy w Nałęczowie.

Park Zdrojowy w Nałęczowie.

Park Zdrojowy w Nałęczowie.

Park Zdrojowy w Nałęczowie.

Głodni, szukamy sensownej restauracji na obiad, ale szybko okazuje się, że mamy prosty wybór: albo jedzenie dań z grilla na dworze z wysokim ryzykiem przelotnego deszczu, albo wydanie bajońskich sum w jedynej parkowej restauracji. W końcu lądujemy w pijalni czekolady Wedla. Trochę odstrasza cenami (niewielki kawałek ciasta za 15 zł), ale raz na jakiś czas można zaszaleć. Czekolada jest naprawdę pyszna, a przy tym to miejsce z klimatem. Tymo siedzi za stołem szczęśliwy, cały umorusany czekoladą. Wsuwamy sernik, szarlotkę i dalej w drogę!

Pijalnia czekolady Wedla.

Pijalnia czekolady Wedla.

Czekoladowy Tymuś.

Czekoladowy Tymuś.

Kampinoski Park Narodowy, spacery

Kampinos, 4 października 2013

Pierwszy ładniejszy dzień od dłuższego czasu, rano -1 st., w dzień do 10 st. i piękne słońce

Od kilku miesięcy planowaliśmy, żeby wybrać się na dłuugi spacer do lasu tylko we dwoje , ale ciągle nie było okazji… Dzisiaj nareszcie stwierdziliśmy, że praca poczeka, a taki ładny dzień nie może się zmarnować i zaraz po odprowadzeniu dzieci do „placówek” ruszyliśmy na spacer po Puszczy Kampinoskiej.

Na dzisiaj wybieramy pętelkę szlaków w okolicy Kampinosu. Podjeżdżamy w okolice dawnej miejscowości Narty (obecnie pustoszejącej, jak większość dawnych puszczańskich przysiółków, trwa bowiem wykup gruntów na rzecz KPN) i ruszamy niebieskim szlakiem w kierunku Zamczyska.

Ruszamy z miejscowości Narty.

Ruszamy z miejscowości Narty.

Idziemy skrajem obszaru ochrony ścisłej (OOS) „Nart”. W tym miejscu można zobaczyć, jak wyglądały puszczańskie lasy przed masowymi wyrębami i zalesianiem monokulturą sosnową. Tutejszy las został z trudem uratowany przed wyrębem w czasie II wojny, polski nadleśniczy nawet przekonał Niemców do założenia tutaj już w 1940 r. rezerwatu! Szczególnie podobają nam się tutaj ogromne okazy sosen (200-letnich) i grabów (nawet 300-letnich!).

Wkraczamy w Obszar Ochrony Ścisłej 'Nart'.

Wkraczamy w Obszar Ochrony Ścisłej 'Nart’.

Obszar Ochrony Ścisłej 'Nart'.

Obszar Ochrony Ścisłej 'Nart’.

Obszar Ochrony Ścisłej 'Nart'.

Obszar Ochrony Ścisłej 'Nart’.

Aż się w głowie kręci.

Aż się w głowie kręci.

Szlakiem w kierunku Zamczyska.

Szlakiem w kierunku Zamczyska.

Szlakiem w kierunku Zamczyska.

Szlakiem w kierunku Zamczyska.

Kampinoska wydma w pełnej krasie.

Kampinoska wydma w pełnej krasie.

Po kilkudziesięciu minutach docieramy do samego Zamczyska, czyli pozostałości po plemiennym grodzisku z ok. XI-XII w. Do dzisiaj przetrwały wyraźnie zaznaczone wały ziemne i fosy otaczające uformowany fragment wydmy. Na grodzisko wchodzimy po trochę podniszczonych schodkach, myśląc sobie, że na pewno bardzo podobałoby się tutaj chłopcom. To chyba zboczenie każdego rodzica. Przy dzieciach marzy się o chwili dla siebie, bez dzieci zaraz tęskni się za nimi…

Miejsce odpoczynku w Zamczysku.

Miejsce odpoczynku w Zamczysku.

Wczesnośredniowieczne grodzisko - pozostałości fos.

Wczesnośredniowieczne grodzisko – pozostałości fos.

Miejsce miało duże walory ochronne.

Miejsce miało duże walory ochronne.

Strażniczka Zamczyska.

Strażniczka Zamczyska.

Brzegi grodziska są bardzo strome.

Brzegi grodziska są bardzo strome.

Po krótkim odpoczynku w wiacie przy rozstaju szlaków (warto było zabrać termos z gorącą herbatką i coś słodkiego!) idziemy czerwonym szlakiem w kierunku Górek Kampinoskich. Zatrzymujemy się na chwilę refleksji przy pozostałościach sosny, na której w czasach Powstania Styczniowego powieszono schwytanych powstańców.

Z Zamczyska do Górek.

Z Zamczyska do Górek.

Górki, Sosna Powstańców.

Górki, Sosna Powstańców.

Górki, Sosna Powstańców.

Górki, Sosna Powstańców.

Kapliczka w Górkach.

Kapliczka w Górkach.

Miejsce pamięci w Górkach.

Miejsce pamięci w Górkach.

Ostatnią część trasy pokonujemy ok. 5-kilometrowym odcinkiem zielonego szlaku prowadzącego do Granicy. Podobnie jak podczas całego dzisiejszego spaceru, jest tutaj bardzo spokojnie, spotykamy tylko furmankę. W pewnym momencie słyszymy jednak gdzieś z boku trzask łamanej gałęzi, dzięki któremu udaje nam się zobaczyć dwa dorodne łosie przebiegające pomiędzy drzewami! Niestety, biegną zbyt szybko i są za daleko (i za drzewami…), żeby zrobić im zdjęcie. Na koniec, docierając już do samochodu, widzimy wijącego się na środku drogi zaskrońca (nawet syczy na nas).

Takie widoki niedługo odejdą w niepamięć.

Takie widoki niedługo odejdą w niepamięć.

Warto patrzeć pod nogi...

Warto patrzeć pod nogi…

Witaj, zaskrońcu.

Witaj, zaskrońcu.

Udało nam się dziś podejrzeć trochę puszczańskich zwierząt. Z przyjemnością przypomnieliśmy też sobie specyfikę kampinoskiego krajobrazu, w którym przeplatają się pasy zarośniętych lasem wydm oraz bagien. To był zdecydowanie udany spacer!

 

Izabelin, 28 października 2012

Słonecznie, ale niewiele ponad 0 stopni

Nieoczekiwana zmiana pogody na zimową okazała się sporą atrakcją dla chłopców. Wczorajszy śnieg utrzymał się i ranek powitał nas zupełnie zimową aurą. Tymek chciał nawet wyciągać sanki i lepić bałwana… Postanowiliśmy więc zobaczyć, jak taka jesienna zima wygląda w naturalnych warunkach. Wybraliśmy Izabelin, ponieważ mogliśmy zajrzeć na obrzeża Puszczy, a jednocześnie ogrzać się w ośrodku dydaktycznym urządzonym w budynku siedziby KPN.

Pierwszym etapem naszej wycieczki był niedługi spacer leśną drogą do Leśnego Ogródka Botanicznego KPN. Na parkingu w Izabelinie powitała nas zupełna zima. Większość drzew nie zdążyła jeszcze pogubić liści, więc las wyglądał bardzo oryginalnie z jesiennymi barwami pokrytymi świeżym puchem. Właściwie sam ogródek był dla nas tylko pretekstem – najbardziej zależało nam na chwili spaceru po lesie. Tymek rzucał śnieżkami, Rega biegała, Sebuś dreptał z R. Przeszliśmy ścieżką w poprzek ogródka – całość przypomina mini-ogród botaniczny urządzony na naturalnym leśnym terenie. Można pospacerować leśnymi dróżkami i jednocześnie wypatrywać tabliczek z nazwami mijanych drzew i krzewów. Wróciliśmy tą samą drogą.

Parking w Izabelinie. Wita nas zima.

Parking w Izabelinie. Wita nas zima.

Droga do Leśnego Ogródka Botatnicznego KPN.

Droga do Leśnego Ogródka Botatnicznego KPN.

Są jeszcze jesienne liście.

Są jeszcze jesienne liście.

Jesień i zima zarazem.

Jesień i zima zarazem.

Dochodzimy do Leśnego Ogródka Botanicznego.

Dochodzimy do Leśnego Ogródka Botanicznego.

Leśny Ogródek Botaniczny KPN.

Leśny Ogródek Botaniczny KPN.

Niektóre tabliczki wystają spod śniegu.

Niektóre tabliczki wystają spod śniegu.

Bomby bomby.

Bomby bomby.

Po spacerku podjechaliśmy pod siedzibę dyrekcji Kampinoskiego Parku Narodowego w Izabelinie. Mieści się ona w obszernym, nowoczesnym budynku, mieszczącym zaplecze administracyjne, sale konferencyjne i ośrodek dydaktyczny. Wokół duży, ładnie utrzymany teren, obok stylowa restauracja. Chłopaków zainteresowały tablice przedstawiające zdjęcia-wizytówki polskich parków narodowych.

Jedziemy do dyrekcji KPN w Izbelinie.

Jedziemy do dyrekcji KPN w Izbelinie.

Siedziba dyrekcji Kampinoskiego Parku Narodowego, Izabelin.

Siedziba dyrekcji Kampinoskiego Parku Narodowego, Izabelin.

Rozpoznajemy znane nam parki narodowe.

Rozpoznajemy znane nam parki narodowe.

Ośrodek dydaktyczny KPN w Izabelinie okazał się dla nas zupełnym zaskoczeniem. Nie spodziewaliśmy się niczego spektakularnego, może jakiejś małej salki z tradycyjnymi gablotkami, a tu jaka miła niespodzianka! Dla zwiedzających udostępniona jest niewielka, ale interesująco zaaranżowana, interaktywna wystawa przedstawiająca florę i faunę KPN. Jak mniejsza wersja Muzeum Białowieskiego Parku Narodowego. Nie tylko jest tu co oglądać, ale i dotykać (rękaw „zgadnij co to”), słuchać (specjalne miejsca w ścianie z rozlegającymi się z nich odgłosami Puszczy), można nawet sprawdzić swoją wiedzę przyrodniczą w interaktywnych grach i quizach prezentowanych na ekranach dotykowych. Pobyt tu był bardzo interesujący i dla nas, i dla chłopców. Polecamy!

Ośrodek dydaktyczny KPN - makieta Parku.

Ośrodek dydaktyczny KPN – makieta Parku.

Przepytujemy chłopców z rozmieszczenia parków narodowych.

Przepytujemy chłopców z rozmieszczenia parków narodowych.

Ośrodek dydaktyczny KPN - chłopcy oglądają borsuka.

Ośrodek dydaktyczny KPN – chłopcy oglądają borsuka.

A tu pamiątki z okresu wojny.

A tu pamiątki z okresu wojny.

Mamy i rysia.

Mamy i rysia.

Chłopcy głowią się, co to za dziwne zwierzę.

Chłopcy głowią się, co to za dziwne zwierzę.

Interaktywna zabawa - rozpoznajemy liście.

Interaktywna zabawa – rozpoznajemy liście.

Tam musi być coś ciekawego.

Tam musi być coś ciekawego.

O, warchlak!.

O, warchlak!.

Można nawet posłuchać odgłosów przyrody.

Można nawet posłuchać odgłosów przyrody.

Tymo sprawdza się w quizie dla dzieci.

Tymo sprawdza się w quizie dla dzieci.

 

Wólka Węglowa, 2010.10.24

Jesień zawsze, przynajmniej w pewnym stopniu, usidla nas w domu. Bo i pogoda nie ta, i żeby wyjść, i trzeba poubierać chłopaków, a to nie jest proste…

Mimo wszystko mobilizujemy się i wybieramy się na spacer po Puszczy Kampinoskiej. Tym razem wybór pada na okolice Wólki Węglowej: na mapie wypatrujemy pętelkę odpowiedniej dla nas długości.

Po drodze, wbrew prognozom pogody, zaczyna kropić. Po chwili wahania zapada decyzja: do odważnych świat należy. Idziemy.

Krople deszczu miały być chyba odstraszaczem, bo gdy tylko wysiadamy z samochodu, przestaje padać. Mimo pochmurnej, wilgotnej aury, jesienny las jest po prostu przepiękny.

Sebuś chwila moment zasypia w wózku, a Tymo jest zachwycony, bo idziemy chwilę wzdłuż Absolutnie Fascynującej Linii Energetycznej.

Zataczamy około półtoragodzinne kółeczko. Tymo szura liśćmi pod nogami i nawet nie woła, że chce na barana. Na koniec urządzamy sobie postój na polanie turystycznej Opaleń. Sebuś wsuwa słoiczek, a my mamy herbatę i coś słodkiego, czyli to, co tygrysy lubią najbardziej.

Spacer z Wólki Węglowej.

Spacer z Wólki Węglowej.

Spacer z Wólki Węglowej.

Spacer z Wólki Węglowej.

Spacer z Wólki Węglowej.

Spacer z Wólki Węglowej.

Polana Opaleń.

Polana Opaleń.

Polana Opaleń.

Polana Opaleń.

Sebuś w Puszczy Kampinoskiej.

Sebuś w Puszczy Kampinoskiej.

 

Truskaw, 2009.04.05

Korzystając z pierwszych wiosennych dni, jedziemy na przemiłą wycieczkę do Puszczy Kampinoskiej. Chcemy tak naprawdę POCZUĆ wiosnę. Uznajemy, że nie da się tego zrobić przez okna w domu!

Urządzamy sobie ok. 3-kilometrowy spacer czarnym szlakiem z Truskawia. Po podmokłych miejscach trasa wiedzie po drewnianych kładkach, co chyba najbardziej podoba się Tymusiowi. Przez dużą część trasy towarzyszą nam estetycznie wykonane tablice ścieżki edukacyjnej.

T. przez zimę wyrósł na fajnego kompana. Biegnie sam po mostkach, śpiewa piosenki o swoich maskotach, zagaduje do napotkanych ludzi („Pani, jak się nazywa to zwierzątko?”)

Wycieczkę kończymy oczywiście na placu zabaw przy parkingu. Prawdę mówiąc, przydałby mu się remont, ale dobrze, że w ogóle jest!

Po spacerze uznajemy, że możemy pozwolić sobie bez wyrzutów sumienia na niedzielny obiad (…i deser) u Dziadków!

 

Puszcza Kampinoska, Truskaw.

Puszcza Kampinoska, Truskaw.

Puszcza Kampinoska, Truskaw.

Puszcza Kampinoska, Truskaw.

Puszcza Kampinoska, Truskaw.

Puszcza Kampinoska, Truskaw.

 

To samo miejsce odwiedzamy rok później, już w pełniejszym składzie – z półrocznym Sebusiem. Trudno się wybrać całą ekipą, ale – jak zwykle – warto!

Widzimy ogromny przeskok w rozwoju Tyma w porównaniu z zeszłym rokiem: przechodzi już sam cały spacer, i to własnymi ścieżkami.

Puszcza Kampinoska, Truskaw.

Puszcza Kampinoska, Truskaw.

Poniedziałek Wielkanocny, Truskaw.

Poniedziałek Wielkanocny, Truskaw.

Kładki to jest to co lubię!

Kładki to jest to co lubię!

Przystojniak w Puszczy

Przystojniak w Puszczy

Sebuś pierwszy raz w Puszczy!

Sebuś pierwszy raz w Puszczy!

Poniedziałek Wielkanocny, Truskaw.

Poniedziałek Wielkanocny, Truskaw.

 

Wał Wiślany k. Zakroczymia, 2006.10.21

Mimo drugiej połowy października jest piękny, ciepły dzień – trzeba to wykorzystać!

Wybieramy się na spacer wałem wzdłuż Wisły: jesienne widoki na porośnięte, dzikie brzegi rzeki i okoliczne łąki są po prostu przepiękne.

Przemiły, słoneczny szlak, tylko trochę mylnie oznaczony. Uwaga! Jesienią, nawet mimo słonecznej pogody, trawa na wale jest bardzo mokra.

Warto zejść nad sam brzeg Wisły. Jest cudnie. Z mostu roztacza się bardzo ciekawy widok z twierdzą Modlin w tle.

Tymuś, nakarmiony w samochodzie przed spacerem i przewinięty, większość czasu śpi w wózku. Rega natomiast daje upust wszystkim swoim psim instynktom i szaleje, oj szaleje.

Wałem wiślanym w okolicy Zakroczymia.

Wałem wiślanym w okolicy Zakroczymia.

Wisła w okolicy Zakroczymia.

Wisła w okolicy Zakroczymia.

Wałem wiślanym w okolicy Zakroczymia.

Wałem wiślanym w okolicy Zakroczymia.

Wałem wiślanym w okolicy Zakroczymia.

Wałem wiślanym w okolicy Zakroczymia.

Wisła w okolicy Zakroczymia.

Wisła w okolicy Zakroczymia.

Wisła w okolicy Zakroczymia.

Wisła w okolicy Zakroczymia.

Twierdza Modlin

Modlin

2013.11.23

Pochmurno i mgliście, 8 stopni

Twierdza Modlin działała na naszą wyobraźnię od dawna, ale jakoś wybieraliśmy się do niej jak sójka za morze. W piątek, planując sobotnią wycieczkę, miejsce to jednak od razu przyszło nam na myśl – chęć zobaczenia budynków fortecznych w mglistej jesiennej aurze nadała kształt naszym spacerowym planom.

Budynki ponad dwustuletniej, sięgającej czasów napoleońskich, twierdzy zapewne najlepiej zwiedzać w grupie zorganizowanej z przewodnikiem. Z uwagi na ograniczoną cierpliwość naszego najmłodszego Turysty postanawiamy jednak na pierwszy raz wybrać się tam po prostu na spokojny spacer – całą rodziną, łącznie z psem. Rano pakujemy do plecaka termos z gorącą herbatą, małe co nieco na ząb i wskakujemy do samochodu.

Zaopatrzeni w szczegółową mapę twierdzy (Wyd. Rajd, polecamy – nieoceniona przy samodzielnej włóczędze), bez problemu docieramy do serca twierdzy – parkujemy pod budynkiem koszarów na wysokości Wieży Tatarskiej. Rozmiary budynku już od pierwszego spojrzenia robią ogromne wrażenie – razem ze swoimi  2300 m długości stanowi on ponoć najdłuższy budynek w Europie!

Największą ochotę mamy na obejrzenie imponującej panoramy  z Wieży Tatarskiej – punkt widokowy okazuje się jednak zamknięty (trzeba przyjechać w sezonie, V-IX, sobota i niedziela). Pozostaje nam więc obejść się smakiem – zamiast podziwiania widoku połączenia Wisły i Narwi (to szczególne usytuowanie Modlina o zawsze stanowiło o wyjątkowych walorach obronnych twierdzy) i wypatrywania malowniczych ruin spichlerza u styku rzek, podchodzimy tylko pod Wieżę Tatarską. Po drodze po prawej stronie wypatrujemy malowniczą Bramę Poniatowskiego (XIX w.) z kolumnami toskańskimi.

Twierdza Modlin - imponujący budynek koszarów.

Twierdza Modlin – imponujący budynek koszarów.

Brama Poniatowskiego (XIX).

Brama Poniatowskiego (XIX).

Chłopakom spacer od początku się podoba – jest tajemniczo, błotniście, kałuża goni kałużę, w dodatku mama obiecała lizaka na pokrzepienie sił. Następnie decydujemy się kierować w stronę Korony Utrackiej, zahaczając o drodze o co cenniejsze budynki twierdzy. Po zerknięciu na mapę stwierdzamy, że najszybciej byłoby przejść przez Wał Napoleoński. Od razu wypatrujemy wdrapującą się nań stromo wąską ścieżkę. Pomysł okazuje się jednak kompletnym niewypałem – po błotnistej ścieżce ledwo wchodzimy na górę tylko po to, żeby stwierdzić, że przejść przez wał w tych warunkach atmosferycznych się nie da – musimy zejść z powrotem. Mądrzejsi o to doświadczenie cofamy się do samochodu, a następnie idziemy aż do napotkania znaków niebieskiego szlaku (które to towarzyszyć nam będą przez całą dzisiejszą wycieczkę).

Budynek koszarów z Wieżą Tatarską.

Budynek koszarów z Wieżą Tatarską.

Wieża Tatarska z punktem widokowym.

Wieża Tatarska z punktem widokowym.

Chłopcy wypatrują znaków szlaku i odgadują, które budynki stanowią pozostałości budowli twierdzy, a które to współczesne bloki mieszkalne. Mijamy m.in. efektowną półokrągłą działobitnię Dehna, ceglane bloki podoficerskie (sąsiadujące ze współczesnymi blokami mieszkalnymi), drewniany kościół mieszczący się w dawnym budynku lazaretu.

Działobitnia Dehna.

Działobitnia Dehna.

Działobitnia Dehna.

Działobitnia Dehna.

Bloki podoficerskie.

Bloki podoficerskie.

Celem naszego spaceru jest panorama Wisły z tzw. Korony Utrackiej, gdzie wały są najwyższe i z których widok pozwala docenić ogrom prac włożonych w budowanie twierdzy. Ścieżka pnie się stromo w górę, po czym wypłaszcza się – idziemy już grzbietem wałów. Po chwili docieramy do miejsca, z którego nareszcie odsłania się szerszy widok. Dostrzegamy krzyż poświęcony pamięci Powstańców Styczniowych. Chłopcy regenerują siły ciepłą herbatą z termosu i małym co nieco. Mgła niestety bardzo ogranicza widoczność, ale – co trzeba przyznać – tworzy tajemniczą atmosferę.

Wchodzimy na Korone Utracką.

Wchodzimy na Korone Utracką.

Wysokie wały na Koronie Utrackiej.

Wysokie wały na Koronie Utrackiej.

Wisła z Mostem Obrońców Modlina.

Wisła z Mostem Obrońców Modlina.

Korona Utracka.

Korona Utracka.

Krzyż poświęcony pamięci Powstańców Styczniowych.

Krzyż poświęcony pamięci Powstańców Styczniowych.

Wracamy tą samą drogą. Dużym urozmaiceniem jest spacer udostępnionym tunelem prowadzącym pod wałami aż do Muru Carnota z otworami strzelniczymi. Jest ciemno i tajemniczo, chłopakom bardzo się  podoba. Z pomocą mapy identyfikujemy najcenniejszą budowlę twierdzy – pozostającą w ruinie Redutę Napoleona. Ten najstarszy murowany obiekt twierdzy zaprojektował ponoć sam Napoleon Bonaparte.

Przejście pod wałami pod Mur Carnota.

Przejście pod wałami pod Mur Carnota.

Przejście pod wałami pod Mur Carnota.

Przejście pod wałami pod Mur Carnota.

Mur Carnota.

Mur Carnota.

Mur Carnota.

Mur Carnota.

Mur Carnota.

Mur Carnota.

Mur Carnota.

Mur Carnota.

Wracamy z powrotem pod wałami.

Wracamy z powrotem pod wałami.

Pod wałami w kierunku Reduty Napoleona.

Pod wałami w kierunku Reduty Napoleona.

W kierunku Reduty Napoleona.

W kierunku Reduty Napoleona.

Reduta Napoleona (pocz. XIX) - zaprojektowana przez n. Bonapartego.

Reduta Napoleona (pocz. XIX) – zaprojektowana przez n. Bonapartego.

Po powrocie do samochodu podjeżdżamy jeszcze pod Klub Garnizonowy – ten XIX-wieczny klub oficerski jest chyba najbardziej reprezentacyjnym budynkiem twierdzy.

Klub Garnizonowy - klub oficerski z XIX w.

Klub Garnizonowy – klub oficerski z XIX w.

Wracając do domu, obiecujemy sobie, że do Modlina jeszcze wrócimy w ciepłej porze roku. Koniecznie musimy obejrzeć wspaniałą panoramę ze szczytu Wieży Tatarskiej i z tarasu Kojca Meciszewskiego, chętnie też odwiedzimy Muzeum Twierdzy Modlin. To miejsce ma jakąś niepowtarzalną tajemniczą atmosferę, skłaniającą do rozmyślań o zawikłanych losach historii – chce się tu wracać.

Chłopcy po przejściu 4 km i spędzenia ponad 2 godzin na świeżym listopadowym powietrzu od razu odpadają w samochodzie.

Po przejściu ponad 4 km chłopcy padli.

Po przejściu ponad 4 km chłopcy padli.

Trzy lata później kończymy realizację planów – udaje nam się wejść na Wieżę Tatarską, zobaczyć z góry połączenie Wisły i Narwi oraz obejrzeć ruiny pięknego spichlerza J.J.Gaya. Było warto! Link do relacji poniżej:

Twierdza Modlin, wrzesień 2016 r.

Łowicz

Zwiedzamy Łowicz

2013.11.17

Pochmurno, po południu mżawka, 4 stopnie

Listopadowa aura sprawia, że mamy wielką ochotę nieco ubarwić naszą codzienność.

Pierwotnie myślimy, by wybrać się do kolorowego muzeum ludowego rodziny Brzozowskich w Sromowie – pamiętamy, jak bardzo ruchome dzieła artysty ludowego Jana Wewióra w Olsztynie pod Częstochową podobały się kilkuletniemu Tymusiowi. Niestety, obiekt okazuje się zamknięty – wydaje się, ze trzeba się tu wybrać w sezonie. W związku z tym, aby pozostać w ludowym klimacie, decydujemy się odwiedzić Łowicz, słynący z bogatej ludowej spuścizny kulturalnej (na marginesie: gdy powiedzieliśmy chłopcom, że jedziemy do Łowicza, myśleli, że będziemy zajadać dżemy – zresztą pewnie nie mieliby nic naprzeciw:). Wizja sprawnego dojazdu autostradą potwierdza nas w słuszności naszego wyboru. Na wycieczkę dają się namówić Dziadkowie, więc jedziemy w mocnym składzie.

Parkujemy na Starym Rynku, tuż przed barokowym gmachem seminarium misjonarzy, stanowiącym obecnie siedzibę łowickiego muzeum.

Barokowy gmach pomisjonarski (kon. XVII w).

Barokowy gmach pomisjonarski (kon. XVII w).

Wchodzimy do łowickiego muzeum.

Wchodzimy do łowickiego muzeum.

Pierwsze piętro mieści wystawę historyczną – eksponaty związane z dziejami tego regionu. Na drugim piętrze znajduje się to, co w Łowiczu najcenniejsze – ekspozycja prezentująca przebogatą spuściznę kultury ludowej regionu. Od strojów i wycinanek nie możemy oderwać oczu. Gdy dowiadujemy się, że wycinanki tradycyjnie wykonywano siermiężnymi nożycami do strzyżenia owiec, nasze zdziwienie nie zna granic. Na parterze można obejrzeć ciekawą wystawę czasową – współczesne, ale inspirowane tradycją dzieła twórców ludowych.

Wizyta w muzeum bardzo nam się podoba. Szczególnie w pamięci zostaje nam rozbudowany dział etnograficzny – feeria barw łowickich strojów i wycinanek to świetne antidotum na jesienną szarzyznę. Obiekt przeszedł niedawno gruntowny remont, muzealne wnętrza są przestronne i ładnie zaaranżowane. Brakuje tylko choć odrobiny interaktywności – ciągłe komunikaty „nie wolno dotykać” nie ułatwiają zwiedzania z dziećmi. Na szczęście kolorowe haftowane poduszeczki kupione chłopcom na odchodnym sprawiają, że z muzeum zadowoleni wychodzą i duzi, i mali.

Barokowa kaplica św. Karola Boromeusza, freski Michała Anioła Palloniego.

Barokowa kaplica św. Karola Boromeusza, freski Michała Anioła Palloniego.

Zwieńczenia kościelnych dachów.

Zwieńczenia kościelnych dachów.

Etnograficzna część zbiorów muzeum w Łowiczu.

Etnograficzna część zbiorów muzeum w Łowiczu.

Etnograficzna część zbiorów muzeum w Łowiczu.

Etnograficzna część zbiorów muzeum w Łowiczu.

Wyposażenie łowickiej chaty.

Wyposażenie łowickiej chaty.

Tradycyjny strój łowicki - piękne pasiaki.

Tradycyjny strój łowicki – piękne pasiaki.

Tymo na łowickiej łące....

Tymo na łowickiej łące….

U prząśniczki siedzą (a raczej stoją)...

U prząśniczki siedzą (a raczej stoją)…

Czepce były zachwycające.

Czepce były zachwycające.

Etnograficzna część zbiorów muzeum w Łowiczu.

Etnograficzna część zbiorów muzeum w Łowiczu.

Stroje są bajecznie kolorowe.

Stroje są bajecznie kolorowe.

Pająki zadziałały na chlopców hipnotyzująco.

Pająki zadziałały na chlopców hipnotyzująco.

Łowickie ręcznie wykonane ozdoby.

Łowickie ręcznie wykonane ozdoby.

Wycinanki robiono nożycami do strzyżenia owiec.

Wycinanki robiono nożycami do strzyżenia owiec.

Przydrożne kapliczki...

Przydrożne kapliczki…

Twórczość współczesnych łowickich artystów.

Twórczość współczesnych łowickich artystów.

Kolędnicy - twórczość współczesnych łowickich artystów.

Kolędnicy – twórczość współczesnych łowickich artystów.

Współczesne łowickie wycinanki.

Współczesne łowickie wycinanki.

Współczesne łowickie wycinanki.

Współczesne łowickie wycinanki.

Po wizycie w muzeum wybieramy się na krótki spacer po centrum Łowicza. Zaczynamy od dokładniejszego rozejrzenia się po starym rynku – oglądamy budynek klasycystycznego (XIX w.) ratusza, po czym podchodzimy pod imponującą bryłę łowickiej bazyliki (przeb. XVII). Wnętrze skrywa mauzoleum kilkunastu prymasów Polski i wiele cennych zabytków. Późnobarokowy kościół pijarów znajdujący się tuż obok jest obecnie w trakcie remontu. Zabytkowe świątynie jednak za grosz nie interesują chłopców, więc ruszamy dalej przed siebie. Po obu stronach Ulicy Zduńskiej stoją niskie domki, przydające okolicy wiele malowniczości. Idąc prosto, dochodzimy aż do oryginalnego – bo trójkątnego –  Nowego Rynku otoczonego ładnymi kamieniczkami. Chłopaki biegają wreszcie przez nikogo nie strofowani i co chwila przeganiają stado gołębi. Musi tu być naprawdę malowniczo na wiosnę – widać, że na środku rynku jest ładnie urządzona kompozycja kwiatowa i fontanna. Na koniec spoglądamy jeszcze na pozostałości tzw. baronii – zespołu romantycznego z XIX w.

Klasycystyczny ratusz (XIX).

Klasycystyczny ratusz (XIX).

Barokowa Bazylika Wniebowzięcia - mauzoleum prymasów Polski.

Barokowa Bazylika Wniebowzięcia – mauzoleum prymasów Polski.

Twórcze nawiązania do łowickich zdobień - aż miło popatrzeć.

Twórcze nawiązania do łowickich zdobień – aż miło popatrzeć.

Widać, że jesteśmy w Łowiczu.

Widać, że jesteśmy w Łowiczu.

Latarnie cieszą oczy.

Latarnie cieszą oczy.

Trójkątny Mały Rynek w Łowiczu.

Trójkątny Mały Rynek w Łowiczu.

Trójkątny Mały Rynek w Łowiczu.

Trójkątny Mały Rynek w Łowiczu.

Łowicki parkometr.

Łowicki parkometr.

Pozostałość romantycznego zespołu Gen. Klickiego.

Baszta – pozostałość romantycznego zespołu Gen. Klickiego.

Listopadowy chłód zniechęca nas od dłuższego spaceru, więc po krótkim spacerze wracamy prosto do samochodu.

Ogólnie miasto zaskakuje nas bardzo pozytywnie – piękne zabytki, odnowione rynki – Nowy i Stary, elementy nawiązujące do łowickiej kultury zgrabnie wkomponowane we współczesną rzeczywistość (kogutki pod latarniami czy pasiaste znaki parkometrów). Do tego możliwość kontaktu z autentyczną ludową sztuką  – czy to w łowickim muzeum, czy podczas uroczystych obchodów święta Bożego Ciała – Łowicz ma wiele do zaoferowania. Na pewno wybierzemy się jeszcze do nieodległych Maurzyc i Sromowa.

Opinogóra

Rezydencja Krasińskich w Opinogórze

2013.07.12

Momentami chłodno, 19-22 st. C, przelotne deszcze i przebłyski słońca

Zespół pałacowo-parkowy w Opinogórze to położona na trzech wzgórzach rezydencja rodu Krasińskich. Dzisiejszy wygląd parku i budynków to głównie efekt przeprowadzonej w XIX w. przebudowy. Matka sławnego poety, Maria Radziwiłłówna, chciała stworzyć tutaj romantyczną rezydencję, wzorując się między innymi na Puławach, wykreowanych przez Izabelę Czartoryską. Do dzisiaj nie przetrwał stary drewniany dwór, główne rodzinna siedziba Krasińskich. W 2008 r. zrealizowano jednak plan budowy innego dworu, którego projekt pochodzi dokładnie przed stu lat i w założeniu ma nawiązywać do tradycyjnych dworów polskich. Dzisiaj budynek jest siedzibą dyrekcji oraz mieści część ekspozycji Muzeum Romantyzmu. Tuż obok nowego budynku można podziwiać jedyny w Polsce pomnik „trzeciego wieszcza”, wykonany również już w czasach współczesnych.

Zespół parkowo-pałacowy w Opinogórze.

Zespół parkowo-pałacowy w Opinogórze.

Kupujemy bilety.

Kupujemy bilety.

Dworek zbudowany w 2008 r. wg projektu sprzed stu lat.

Dworek zbudowany w 2008 r. wg projektu sprzed stu lat.

Dworek i oficyna.

Dworek i oficyna.

Pomnik Krasińskiego - jedyny w Polsce.

Pomnik Krasińskiego – jedyny w Polsce.

Starszym, XIX-wiecznym pochodzeniem, może się wykazać oficyna oraz zameczek. Oba neogotyckie budynki dzisiaj mieszczą pozostałą część ekspozycji muzeum. Sam zameczek (bardziej adekwatna byłaby może nazwa pałacyk, ale „romantyczna” wieżyczka i „średniowieczny” ceglany mur nadały mu „zamkowego” charakteru), niegdyś prezent ślubny dla Zygmunta i Emilii Krasińskich, letnia rezydencja rodziny, do dzisiaj jest wizytówką tego miejsca.

Budynek oficyny.

Budynek oficyny.

Neogotycki zameczek Krasińskich, XIX w.

Neogotycki zameczek Krasińskich, XIX w.

Są nawet mury obronne.

Są nawet mury obronne.

Neogotycki zameczek Krasińskich, XIX w.

Neogotycki zameczek Krasińskich, XIX w.

Ostatni rzut oka.

Ostatni rzut oka.

Wnętrza mieszczą Muzeum Romantyzmu.

Wnętrza mieszczą Muzeum Romantyzmu.

Całe założenie pałacowo-parkowe jest wymarzonym miejscem na romantyczny spacer. Widać, że trwają tu intensywne prace mające na celu upiększenie terenu i przywrócenie mu dawnego blasku. Obecnie budowana jest neogotycka oranżeria, powstają woliery dla ptaków, trwają prace na terenie parku. Sporo pracy wymagają jeszcze dalej położone alejki parkowe i okolice stawów, ale i tak spacer alejkami parku urządzonego niegdyś w stylu angielskim jest przemiły. Podobnie jak w innych założeniach parkowych z tego okresu, także i w Opinogórze można znaleźć wiele kamiennych, stylizowanych na stare rzeźb, mebli ogrodowych itp. Miały one podkreślać romantyczny charakter tego miejsca. Dzisiaj części z nich nie mogliśmy znaleźć (prawdopodobnie są właśnie poddawane renowacji). Na szczęście bez trudu odnaleźliśmy najbardziej romantyczne miejsce w Opinogórze, kamienną ławeczkę z napisem „Niech pamięć moja zawsze Ci będzie miła”. Mebel ten umieściła tutaj Amelia Krasińska, daleka krewna i jednocześnie pierwszy obiekt romantycznych westchnień i uniesień młodego Zygmunta oraz adresatka wielu jego wierszy. Kto usiądzie na tej ławce, ten na pewno się zakocha (lepiej więc uważać!…)

Mozaika parkowa.

Mozaika parkowa.

Kamienny krzyż w parku.

Kamienny krzyż w parku.

Ogród w stylu angielskim.

Ogród w stylu angielskim.

Ogród w stylu angielskim.

Ogród w stylu angielskim.

Jedno z trzech opinogórskich wzgórz.

Jedno z trzech opinogórskich wzgórz.

Ławeczka Krasińskiego i jego muzy, Amelii.

Ławeczka Krasińskiego i jego muzy, Amelii.

Zaliczyliśmy również smaczny obiad w Gościńcu Ogrodnika – restauracji mieszczącej się w dawnym domku ogrodnika. Na koniec obejrzeliśmy ekspozycję muzealną, z której szczególnie zainteresowało nas polskie malarstwo z epoki romantyzmu i pamiątki z okresu napoleońskiego. Można tu znaleźć także liczne pamiątki po poecie. Małych i dużych chłopców zainteresuje z kolei wystawa ołowianych żołnierzyków. Nie zdążyliśmy tylko odwiedzić pobliskiego kościoła, w którego podziemiach zwiedzić można mauzoleum rodziny Krasińskich wraz z grobem Zygmunta i wielu innych członków rodu.

Dawny domek ogrodnika.

Dawny domek ogrodnika.

...z restauracją Gościniec Ogrodnika.

…z restauracją Gościniec Ogrodnika.

Oglądamy malarstwo polskiego romantyzmu.

Oglądamy malarstwo polskiego romantyzmu.

Kolekcja ołowianych żołnierzyków.

Kolekcja ołowianych żołnierzyków.

Wycieczkę do Opinogóry zaliczamy do bardzo udanych, właściwie można by spędzić tutaj cały dzień, my „zmieściliśmy się” w trzech godzinach (dodatkowe trzy zajmuje dojazd z Warszawy – prawie 110 km w jedną stronę). Szczególnie polecamy to miejsce zakochanym, ale też wszystkim poszukującym chwili zatrzymania w codziennym pośpiechu. My odwiedziliśmy to miejsce z okazji okrąglutkiej rocznicy naszego ślubu:)