6 lutego 2010, sobota
–4 stopnie, pogoda spokojna, bez opadów
Warszawa – Krynica-Zdrój (przez Radom, Kielce, Tarnów i Wojnicz), 7:15-17:30, ok. 410 km
Podróż minęła ogólnie bez większych problemów, chociaż w takim składzie … hmmm… zawsze jest wesoło! Do Radomia szybko i sprawnie, zatrzymujemy się w McD na śniadanie. Termin feryjny, więc wszędzie tłumy ludzi, do WC długaśna kolejka.
Dalej jedzie się dużo gorzej, droga jest wąska, ale najbardziej doskwiera brak sensownych lokali na postój . W końcu lądujemy w podejrzanym barze pod lasem – jest brudno, koty sikają pod stołem, na dodatek okazuje się, że nie ma toalety – aż nie do wiary, że mamy XXI wiek. No ale przynajmniej nie ma innych ludzi – siedzimy sami. Wybieramy jakieś w miarę „bezpieczne” menu.
Sebuś domaga się jeszcze trzeciego postoju na karmienie – więc zatrzymujemy się w zajeździe przez Nowym Sączem. Nareszcie ciepło, jasno i czysto; kultura przez duże Qu – jemy barszcz z uszkami żałując, ze nie tu przyszło nam obiadować. Ostatnie 70-80 km drogi jest bardzo widokowe, cieszymy oczy krajobrazami za oknem.
Zaraz po przyjeździe M. nagle bardzo źle się poczuła, dosłownie ścięło ją z nóg. Rano sprawa się wyjaśnia – na ferie przyjechała z nami angina.
7 lutego 2010, niedziela
-5 stopni, co chwilę prószy śnieg
Krynica – spacer powitalny (10:40-12:00) i popołudniowy (16:10-17:50)
Pobyt w uzdrowisku z tradycją sięgającą XVIII w. zobowiązuje – zaraz po śniadaniu idziemy całą rodziną zobaczyć główny deptak i budynki uzdrowiskowe. Dogodnie położenie naszego pensjonatu, pozwalające wszędzie wygodnie dotrzeć na piechotkę, nieco osładza słone ceny za pobyt. Oglądamy Stare Łazienki Mineralne, Dom Zdrojowy, Pijalnię Wód, krynickie wille. Jesteśmy zauroczeni atmosferą tego kurortu. Sebuś smacznie śpi w wózku. Centrum jest bardzo przyjazne dla rodzin z dziećmi, co widać po średniej wieku kręcących się tu turystów. Urzekają nas konstrukcje z lodu – niedźwiedź z lodu i – hit naszego pobytu – lodowa zjeżdżalnia. Specjalnie dla niej przychodzimy tu jeszcze raz na poobiedni spacer z Tymem, już po ciemku. Wieczorem okolice deptaka są przepięknie oświetlone.
8 lutego 2010, poniedziałek
Od -7 do -5 stopni, chwilami prószy, naprawdę fajna zima!
Spacer do głównej Pijalni Wód (10:30-12:00)
Wybrać się trudno, ale jak już się uda, to jest świetnie! M. nareszcie lepiej się czuje po antybiotyku. Budynek pijalni, postawiony na miejscu starego w 1971, ma naprawdę imponujące rozmiary. W środku spacer umila zieleń – jest mnóstwo roślin doniczkowych. Tymuś szaleje tak, że nie sposób za nim nadążyć. Oczywiście wszyscy kupujemy lecznicze wody: M. i U. łagodna w smaku Słotwinkę, R. odważa się na … hmm… wyrazistą wodę Zuber. Tymusiowi kupujemy kubek wiewiórowy, taki, jaki pamięta jeszcze M. ze swoich kolonii szkolnych wiele, wiele lat temu. Na koniec spaceru oczywiście zahaczamy o zjeżdżalnię – tym razem Tymo zjeżdża na jabłuszku – jest po prostu świetny!
Popołudniami M. niestety musi uczyć się do czekającego ją niebawem poważnego egzaminu, więc często zostaje sama. Reszta wycieczki zazwyczaj ucina sobie w tym czasie kolejny spacer.
Poza tym wszyscy jak jeden mąż walczymy z Sebusiem, żeby nie ssał kciuka. A Sebuś … spokojnie robi swoje. Ale za to bardzo ładnie śpi w nocy, nawet 7-8 godzin bez przerwy. Coś za coś…
Wieczorem M. i R. pierwszy raz wymykają się na wytęskniony spacer we dwoje. Jest bosko!
9 lutego 2010, wtorek
Maksymalnie zero, cały czas lekka zima, przeważnie pochmurno
Wycieczka na Górę Parkową (M., R., T.); 9:40-11:20
Rano sprawnie się zbieramy i pod kolejką jesteśmy przed 10:00 – łapiemy się na pierwszy kurs. Na górze Tymo wbiega i zbiega najpierw na górce dla saneczkarzy (obok wyciągu taśmowego), a na deser zbiega z całej Góry Parkowej, co sprawia mu niewypowiedzianą radość. Schodząc, stwierdzamy, że Góra Parkowa to przyjemne miejsce na spacer – sieć leśnych dróżek umożliwia relaks, można zaczepić oko o XIX-wieczne altanki czy przyjść na chwilę skupienia pod figurą Matki Bożej.
Po południu jeszcze raz, już tylko we dwoje wybieramy się na spacer na Górę Parkową (741 m), ale głównie chodzi nam o poczucie kilometrów w nogach – wchodzimy na szczyt mniej uczęszczaną drogą i momentami nawet czujemy się jak w górach!
10 lutego 2010, środa
Słonecznie, ok. zera
Wycieczka na Górę Parkową bis (U., R., T.), 9:50-11:50
Wycieczka ta sama co wczoraj, tylko skład się zmienia. Tymo zachwycony – dlaczego dzieci tak bardzo gustują w powtarzalności? Tym razem udaje się wjechać drugim kursem (10:15). Tymuś fascynuje się oglądaniem mijanki, wszystko jest jak trzeba. Oczywiście gwóźdź programu to zbieg z góry na sam dół. Babcia za to zjeżdża na sankach.
Spacer na Górę Krzyżową (813 m) M. + R., 13:20-14:30
To miły szlak wyruszający prosto z serca Krynicy. Prowadzi głównie przez las i w przeciwieństwie do ścieżek na Górze Parkowej umożliwia odpoczęcie od tłumów turystów. Po drodze kilka razy odsłaniają się piękne widoki na Krynicę i otoczenie. Jest przemiło, możliwość wyrwania się we dwoje na spacer w przyrodzie jest dla nas bezcenna…
Wieczorny spacer po centrum Krynicy, pod wyciągi i na lodowisko (16:50-18:40)
Po zmierzchu wybieramy się na spacer w pełnym składzie, z sankami i wózkiem. Oglądamy centrum, w tym planty z rzeźbami, Nowe Łazienki Mineralne. Potem podchodzimy pod wyciągi „Henryk”, gdzie Tymuś ogląda sobie wyciąg szkoleniowy i deklaruje chęć nauki jazdy na nartach. Będziemy kuć żelazo póki gorące. Na koniec oglądamy krynickie lodowisko i powoli wracamy.
Późnym wieczorem, już tylko we dwoje, wyrywamy się powłóczyć trochę po oświetlonych alejkach Góry Parkowej.
11 lutego 2010, czwartek
Zero stopni, przed południem prószy śnieg
Muzeum Nikifora, spacer ul. Pułaskiego, wizyta w Pijalni Czekolady (10:00-12:30)
Wizyta w placówce prezentującej dorobek życia jednego z najbardziej znanych malarzy prymitywistów, nierozłącznie związanego z Krynicą, to obowiązkowy punkt programu, także dla rodzin z dziećmi! Smutne dzieje Nikifora skłaniają nas do refleksji, Tymusiowi podobają się wystawione prace – może dlatego, że ujmują prostotą, naturalnością i świetnym doborem kolorów? Całości dopełniają piękne zdjęcia cerkwi łemkowskich.
Spacer ulicą Pułaskiego taki sobie. Podchodzimy pod „Patrię” (zb. 1931), związaną z Janem Kiepurą, ale podupadający budynek nie sprawia obecnie najlepszego wrażenia.
Za to wizyta w pijalni „Czekolada i Zdrój” okazuje się strzałem w dziesiątkę – jemy czekoladowe fondue z owocami i poprawiamy pączkami. Ale słodko!
Wieczorem we dwoje idziemy do krynickiego kościoła baptystów i podchodzimy pod kirkut.
12 lutego 2010, piątek
W nocy niewielki mróz, w dzień zero, chwilami sypie śnieg
Tymuś codziennie czaruje dwuletnią Natalkę. Ich konwersacje w pokoju zabaw są naprawdę słodkie!
I znowu na … Górę Parkową (M. R. T.), 10:20-12:15
Wjazd na Górę Parkową i zbieganie na dół już nas nudzi, ale stało się ulubioną rozrywką Tymusia. Tym razem M. biegnie z Tymem, a R. zjeżdża prawie całą drogę na sankach. Babcia z Sebusiem w tym czasie spaceruje po deptaku.
Wieczorny spacer po Parku Zdrojowym, 16:30-18:30
Tymo pierwszy raz w życiu zakłada narty i całkiem nieźle sobie radzi, stawiając na nich pierwsze kroki. Nawet w asyście próbuje „zjeżdżać” i wjeżdża na „wyciągu” (za kijki). Jesteśmy z niego bardzo dumni! Powrót na sankach. Jak miło, że trafiła nam się taka fajna zima.
Wieczorem idziemy we dwoje na spacer ul. Szkolną, Zamkową i Piękną. Ładne widoki z góry na oświetloną Krynicę.
M. uczy się, kiedy może. Za to przerwy w pracy ma naprawdę cudowne!