28 lutego 2009, sobota
Całkiem ładny dzień, sporo słońca, przelotny deszcz ze śniegiem, 0-3 stopnie
Warszawa – Olsztyn – Szczyrk
Dzielnie wstajemy o 5:15 i półtorej godziny później już jesteśmy w drodze. Na Katowickiej ruch umiarkowany, bez przestojów, większe natężeniu ruchu przez Śląsk. Trochę nam ciasno w samochodzie, bo M. cudem rano przypomina sobie o nosidle, dopychamy je w ostatniej chwili, ale nie mieści się już w bagażniku i – o radości – jedzie z nami w środku.
Zatrzymujemy się trzykrotnie – raz na śniadanie po przejechaniu ok. 100 km. Drugi postój jest wart dłuższego opisania – zahaczamy o Olsztyn (k. Częstochowy).
Olsztyn (k. Częstochowy), 10:30-12:00
Zaczynamy od spaceru do majestatycznych ruin zamku z XIII-XIV w, znajdujących się na sporym wzgórzu. W przeszłości było tu duże założenie obronne, do dziś zachowała się tylko wieża i ruiny. Wszyscy brniemy w mokrym śniegu. Zamek natychmiast zostaje ochrzczony „zamkiem wichrów” – jak ten z bajki o Śwince Peppie.
Po obejrzeniu zamku czas na nie mniejszą atrakcję – ruchomą szopkę artysty ludowego Jana Wewióra, tworzoną przez artystę od wielu lat i wciąż rozbudowywaną. Większość postaci jest ruchoma i przedstawia sceny z życia mieszkańców tutejszych okolic i z życia Świętej Rodziny. Autorska galeria rzeźbiarza znajduje się w uroczym, pomalowanym na kolorowo starym domu, obok którego stoi chatka na kurzej łapce i czarownica, a także mieszczą się prawdziwe lochy ze swoimi tajemnicami. Tymo jest zachwycony, my także. Na pamiątkę kupujemy trzy przepiękne drewniane anioły. Wychodząc, gospodarz pokazuje nam rzeźbę Św. Idziego i mówi, że Idzi to „święty od dzidzi” – sprzyja narodzinom małych dzieci. Czary to czy nie, ale za kilka dni dowiadujemy się o ciąży M., a nasze myśli od razu biegną do olsztyńskiego Idziego!
Po długim postoju kiszki marsza nam grają, mamy jednak ochotę na obiad w jakimś klimatycznym miejscu, więc podjeżdżamy do nieodległych Biskupic. Można tu znaleźć restaurację urządzoną w zabytkowej XIX-wiecznej chacie, oferującą spory wybór tradycyjnych dań. Dużą salę obsługa przygotowuje na mający się tu odbyć wieczorem … koncert Krystyny Prońko.
Dalsza droga mija sprawnie. Kolejne kilometry umilamy sobie pysznymi pączkami Babci. Tymo to kumpel na medal, rozmawiamy, gramy w oko szpiega. O 15:30 jesteśmy na miejscu. Szczyrk wita nas zimą i niebotycznymi zaspami.
Rozpakowujemy się w naszej kwaterze – mamy wygodny dwupokojowy apartament z aneksem kuchennym – i snujemy plany na jutro.
1 marca 2009, niedziela
0-8 stopni, zachmurzenie umiarkowane
Powitalny spacer po Szczyrku (10:00-13:00)
Niemal cały Szczyrk rozciąga się wzdłuż głównej drogi, więc marszruta nie sprawia nam problemów. Zaspy przy chodniku sprawiają wrażenie, że idziemy w białym tunelu, co bardzo podoba się Tymusiowi. Te pozostałości zeszłotygodniowego ataku zimy topią się, niestety, sukcesywnie w kolejnych dniach. Podchodzimy pod kolejkę na Skrzyczne, Tymo dłuższą chwilę ogląda zjeżdżających narciarzy. Spacer kończymy w jednej z tutejszych karczm (porcje ogromne, ale drogo).
Narty na Skrzycznem (COS) M. + R.
W czasie drzemki Tyma wyrywamy się na narty. Ośrodek bardzo nam się podoba. Trasy są zróżnicowane i długie, znajdą tu coś dla siebie narciarze o różnym stopniu umiejętności. Infrastruktura turystyczna, zwłaszcza wyciągi, sprawiają jednak wrażenie nieco przestarzałych. W górze warunki znakomite, dolne trasy niestety spływają. Na szczycie Skrzycznego widzimy „widmo Brockenu” wieży telewizyjnej – bardzo ciekawy widok (jakiś facet na wyciągu mówi: „Patrzę – co to? Trąba powietrzna?”). Chwile z pięknymi przebłyskami słońca rekompensują dzisiejszą odwilż.
2 marca 2009, poniedziałek
5 stopni, panta rei cd.
Narty w ośrodku Czyrna-Solisko M. + R. (10:00-13:00)
Rano wybieramy się na rekonesans do drugiego dużego ośrodka narciarskiego w Szczyrku. To naprawdę dobre miejsce na rodzinne poszusowanie: ośrodek oferuje trasy wszystkich stopni trudności (z przewagą tych łatwiejszych – to dobre miejsce do nauki jazdy dla dzieci). Jazda na dwuosobowych orczykach przy dużych różnicach wysokości jest męcząca, ale urokliwa. Cały dzień eksplorujemy wszystkie możliwe trasy, a i tak przez trzy godziny nie udaje nam się wszystkiego objechać. Mokry śnieg, ale pokrywa bez przerw.
Tymuś w tym czasie na spacerze z Babcią fascynuje się wrzucaniem śnieżek do rzeki.
Wycieczka do Międzybrodzia Żywieckiego (16:00-19:15)
Spędzamy bardzo udane popołudnie. Po drodze zatrzymujemy się na chwilę na punkcie widokowym: M. robi zdjęcia elektrowni wodnej na Jeziorze Żywieckim. Potem już prosto do na miejsce. Oczywiście naszym głównym celem jest wjazd kolejką linowo-terenową na Górę Żar. Widoki na trasie analogiczne do tych z Gubałówki, a i sam wjazd budzi w Tymusiu podobne emocje – wagonik, lina, mijanka, ale fajnie! Wzdłuż torów kolejki miła trasa narciarska o średnim nachyleniu, na górze orczyk-ośla łączka.
Widok z Góry Żar jest bardzo malowniczy: pagórki Beskidu Małego spowite wieczorną mgiełką… Z zainteresowaniem oglądamy też zbiornik elektrowni szczytowo-pompowej. W restauracji na górze jemy obiad.
Po powrocie z wycieczki Tymo natychmiast chce budować z klocków kolejkę na Górę Żar, rysuje ją na obrazku, zamawia o niej sen itp. Kto powiedział, że podróże kształcą?
3 marca 2009, wtorek
3-5 stopni, mglisto i dżdżyście
Narty Czyrna-Solisko M. + R. cd. (9:30-12:00)
Tym razem jeździmy w górnej części ośrodka. Golgota – stromy, równy stok, ale dość krótki; wyżej przyjemne łagodne trasy w przyjemnym otoczeniu leśnych polan. Po przejechaniu 2-3 razy każdej trasy rezygnujemy, bo cały czas siąpi deszcz. Udaje nam się jednak zeksplorować cały ośrodek.
Wycieczka do Wisły (16:00-19:20)
Bardzo się spieszymy, żeby zdążyć przez 17:00 do Muzeum Narciarstwa, na miejscu jednak całujemy klamkę – okazuje się, że jest otwarte tylko do 16:00. Na szczęście część ekspozycji można oglądać na zewnątrz. Potem odbywamy uroczy spacer deptakiem-bulwarem nad Wisłą naprzeciw Hotelu Gołębiewski, Tymo wrzuca śnieżki do Wisły. Potem przenosimy się do centrum. Deptak jest zadbany, serce Wisły robi b. miłe wrażenie. Wycieczkę kończymy obiadem w Starej Karczmie, urządzonej w zabytkowej chałupie przeniesionej tu 20 lat temu.
W drodze powrotnej zahaczamy o skocznię w Wiśle-Malince; droga prowadzi tunelem pod widownią. Na przełęczy mgła gęsta jak mleko.
4 marca 2009, środa
5 stopni, piękna, słoneczna pogoda
Wycieczka do Ustronia (9:00-13:15)
Jak na turystów z kilkulatkiem przystało, wizytę w Ustroniu zaczynamy od odwiedzenia Leśnego Parku Niespodzianek. To miejsce, w którym z dzieckiem można spędzić cały dzień. Są tu i zwierzęta (łanie, sarenki, świnki, dziki, różne gatunki ptaków, żubry), ale też wspaniale pomyślana aleja bajek z domkami (w których po naciśnięciu guziczka ruszają się i śpiewają bajkowi bohaterowie) i atrakcyjny plac zabaw.
Po opuszczeniu Parku Niespodzianek wjeżdżamy na Równicę. Wjazd krętą drogą z ładnymi widokami na Czantorię jest atrakcją samą w sobie. Planujemy zajrzeć na obiad do schroniska PTTK, ale restauracja jest nieczynna, więc idziemy do konkurencji – Zbójnickiej Chaty. To przyjemna knajpa, urządzona z dbałością o szczegóły. W drodze powrotnej z trudem zapobiegamy zaśnięciu Tyma.
Spacer na Kozią Górę z Bielska-Białej (14:00-17:00), M. + R. (↑ szlak czerw. i nieb., ↓ zielony)
Mamy trochę problemów, żeby dotrzeć na parking przy wyjściu szlaków, ale nasza Fabia jest dzielna. Cały szlak to miły, niemęczący spacer przez bukowe lasy. Ciekawy jest zwłaszcza widok na … Bielsko-Białą z góry. Spotykamy tylko jednego turystę. Jest bardzo, bardzo przyjemnie.
Schronisko na Koziej Górze sprawia bardzo miłe wrażenie, mieści się w sympatycznym budyneczku. Bardzo przyjemny drewniany plac zabaw na zewnątrz. Pijemy herbatę i zbiegamy na dół. W drodze powrotnej podziwiamy dawny tor saneczkowy – szkoda, że został tak zaniedbany. Wszędzie widać ślady saren, nawet widzimy ich siedem podczas drogi zejściowej.
5 marca 2009, czwartek
Pochmurno, ale bez deszczu, ok. 6 stopni, kontynuacja odwilży
Wycieczka na Klimczok M. + R. (9:15-13:15)
Podjeżdżamy pod szlak do Chaty Wuja Toma i ruszamy zielonym szlakiem w górę (powrót czerwonym i żółtym). Droga w górę leśną drogą przetarta skuterem, mimo to podejście zajmuje nam aż półtorej godziny. Momentami odsłaniają się ładne widoki na Skrzyczne i otoczenie.
Odpoczynek w schronisku Klimczok, znajdującym się tak naprawdę pod szczytem Magury. Pijemy herbatę, patrząc na Klimczok z anteną telefonii komórkowej i wyciągiem. Potem honorowo wchodzimy jeszcze (15 min) na sam szczyt Klimczoka i o 11:45 ruszamy w dół.
Zejście czerwonym szlakiem na )( Karkoszczonkę okazuje się koszmarem – śnieg jest przepadający, co krok, to lądujemy z nogą uwięzioną do wysokości uda. Dość powiedzieć, że przejście szlaku wg mapy powinno zająć 45 min, a nam zajmuje 1 godz. 20 min… Dobrze, że nie wybraliśmy się tutaj z Tymusiem, jak wcześniej mieliśmy w planach – zmieniamy wspólny cel na Chatę Wuja Toma. Widoki na Skrzyczne i spółkę nadal piękne. Przez cały dzień (nie licząc okolic schroniska) na szlakach nie spotykamy nikogo.
W tym czasie Babcia i Tymuś na spacerze robią „kabirynty” w śniegu po pas.
Wjazd dziewczyn na Skrzyczne (14:15-16:15)
R. zostaje z Tymciem aż do jego pobudki, a M. z Babcią wjeżdżają sobie wyciągiem krzesełkowym na szczyt Skrzycznego. Na szczycie wita nas tak gęsta mgła, że – w co trudno uwierzyć – z trudem znajdujemy drogę do schroniska. Na zjeżdżające dziewczyny czekają już R. z Tymusiem, po czym udajemy się na wspólny obiad. Śniegu w mieście wyraźnie mniej, zaspy zmalały o połowę.
6 marca 2009, piątek
Deszcz rano i od 14:00, południe dość ładne, do 10 stopni
To wyjątkowy dzień – dowiadujemy się o ciąży M.! Ach, ten święty Idzi!
Wycieczka z Tymusiem na Szyndzielnię (9:30-13:20)
Szyndzielnia oferuje wielką frajdę dla wszystkich małych turystów – możliwość wjazdu kolejką gondolową. Tymusiowi ta atrakcja bardzo się podoba – jest zachwycony przejeżdżającymi wagonikami, cały czas uśmiechnięty i zaaferowany. Do schroniska wnosimy go w nosidle, ale z powrotem zbiega już sam.
Schronisko PTTK na Szyndzielni zadziwia swoją kubaturą, ale mimo imponujących rozmiarów jest bardzo przytulne. W środku pustki (podobno w sezonie – aż nie do wiary – nie ma tu gdzie szpilki wsadzić). W czasie, gdy czekamy na zamówiony obiad, Tymo biega po wszystkich kątach, twierdząc, że jest kolejką gondolową. Wszyscy wracamy z wycieczki bardzo zadowoleni.
Wycieczka na „Trójstyk” M. + R. (15:00-19:00)
Postanawiamy uczcić radosną nowinę we dwoje w jakimś wyjątkowym miejscu. Na mapie wypatrujemy miejsce styku trzech granic – polskiej, czeskiej i słowackiej, zwane „trójstykiem”. Nie zważamy na mgłę i deszcz – jedziemy!
Na Trójstyk podchodzimy od Jaworzynki. Spacer zajmuje ok. 15-20 min. Miejsce styku granic jest bardzo sympatycznie zorganizowane – są tu trzy obeliski, trzy mostki przez granice – i emanuje jakąś taką pozytywną energią. Przy okazji nasze Maleństwo w ciągu kilku minut zalicza wizytę w dwóch obcych krajach!