Karkonosze zimą – tydzień I

28 stycznia 2012, sobota

-14 oC do -1oC, piękny zimowy dzień…

Warszawa – Wrocław

Tymuś i my już od dawna nie mogliśmy się doczekać tego wyjazdu! (…Sebuś jeszcze nie za bardzo rozumiał, co to te ferie). Wstajemy zgodnie z planem o 4:30 i przed 6:00 już w komplecie z Babcią ruszamy w drogę.

Katowicka nadal w remontach, a do tego sprawia wrażenie, jakby remonty zamarzły na zimę, więc bez żalu ją opuszczamy i ruszamy na z góry upatrzony postój pod literą M w Bełchatowie. „Ósemkę” do Wrocławia pokonujemy bez problemów i rozpoczynamy „danie główne” dzisiejszego dnia…

Spacer śladami krasnali po wrocławskiej starówce

Starówka we Wrocławiu jest naprawdę imponująca, wrażenie robią zwłaszcza monumentalne gotyckie kościoły oraz ratusz – perła świeckiego europejskiego gotyku i ogromny rynek z kamieniczkami – świadkami różnych epok i stylów od gotyku po secesję. Oglądamy m.in.:

  • Kościół św. Marii Magdaleny (XIV-XV w.)
  • Ulicę Jatki z „pomnikiem” zwierząt rzeźnych (fundacji wdzięcznego konsumenta…)
  • Kościół św. Elżbiety (XIV-XV w.)
  • Domki altarystów: Kamienice Jaś (XVI w.) i Małgosia (XVIII w.)
  • Rynek z blokiem zabudowy pośrodku
  • Gotycki ratusz (XV-XVI w.) – zgodnie uznajemy, że jest to najpiękniejszy ratusz, jaki kiedykolwiek widzieliśmy.

Krasnale najpierw nam się pochowały (chyba przez remont części ulic, na których mieszkały), ale potem już się do nas przyzwyczaiły i chętnie dawały się podziwiać – na razie naliczyliśmy ich 11. Zabawa w szukanie krasnali to naprawdę świetny patent na zwiedzanie Wrocławia z dziećmi!

Spacer kończymy w Piwnicy Świdnickiej, najstarszej restauracji Europy, której początki sięgają 1273 r. (nie wychodzimy z niej głodni, chociaż portfel nieco się odchudził… mimo to polecamy – głównie ze względu na wnętrza, bo jedzenie smaczne, ale nie wyróżnia się jakoś specjalnie).

Chłopcy to już prawdziwi turyści, Tymuś wypatrzył wszystkie krasnale, a Sebuś chciał wszędzie chodzić sam, „za rączkę” (w końcu gdy po obiedzie wzięliśmy go do nosidełka, to zasnął w ciągu dwóch minut „na glonojada”).

Wrocław. Renesansowy Jaś i barokowa Małgosia, gotcki kościół Św.Elżbiety w tle.

Wrocław. Renesansowy Jaś i barokowa Małgosia, gotcki kościół Św.Elżbiety w tle.

Pomnik zwierząt rzeźnych, ul.Jatki.

Pomnik zwierząt rzeźnych, ul.Jatki.

Szukamy krasnali. Jest jeden!.

Szukamy krasnali. Jest jeden!.

Okiem Jasia i Małgosi.

Okiem Jasia i Małgosi.

Wrocławski rynek.

Wrocławski rynek.

Wrocławski rynek.

Wrocławski rynek.

Ten krasnal się Tymusiowi spodobal najbardziej.

Ten krasnal się Tymusiowi spodobal najbardziej.

Najstarsza restauracja w Europie.

Najstarsza restauracja w Europie.

Wrocławski ratusz (XV-XVI w).

Wrocławski ratusz (XV-XVI w).

Wrocławski ratusz (XV-XVI w).

Wrocławski ratusz (XV-XVI w).

Krasnoludzkie latarnie na Oławskiej.

Krasnoludzkie latarnie na Oławskiej.

Sebuś zasnął na glonojada...

Sebuś zasnął na glonojada…

Reszta drogi upływa spokojnie i na 17:00 docieramy na miejsce.

Nasza meta to „Dom natury” w Karpaczu. Wynajęty apartament udaje się nam świetnie przystosować do naszych potrzeb – mamy „sypialnię” i „living”(sypialnię Babci). Dużo miejsca i funkcjonalny rozkład za bardzo przystępną cenę – godne polecenia!

Chłopcy przeszczęśliwi, radośni, długo roznoszą kwaterę, pomagając nam się urządzić i rozpakować (…czasem rzeczywiście pomocni!)

29 stycznia 2012, niedziela

-3 oC, kolejny piękny dzień,
w Karpaczu całkiem ciepło, a w górach silny mroźny wiatr

Rekonesans w Karpaczu

Orientujemy się, co, gdzie i jak. Podchodzimy pod nowy wyciąg Winterpol, kupujemy plastikowe sanki i jabłuszko dla Sebka, robimy małe zakupy
i próbujemy dotrzeć pieszo do snowtubingu i wyciągów, które miały być 200 m od parkingu, a okazało się, że były ok. kilometr dalej, więc musieliśmy zawrócić.

Potem jeszcze podjeżdżamy pod Kościółek Wang, ale Seba już jest za bardzo zmęczony na kolejną wycieczkę, więc zawracamy i jedziemy na obiad. Po długich poszukiwaniach restauracji z miejscem do zaparkowania udało się nam złapać ostatnie miejsca w Restauracji Astoria w centrum i zjeść pyszny obiad. Sebuś wciągnął całą zupę pomidorową, a my drób w różnych formach z różnymi dodatkami.

Po powrocie Tymuś z M. jeszcze testuje na jabłuszku górkę na naszym terenie, w czasie gdy R. pacyfikuje Sebusia.

Narty na Kopie (14:00-16:00)

Udaje nam się odkupić karnety po 10 zł (+kaucja) i ruszamy „Zbyszkiem” na samą górę – wyciąg pamięta chyba czasy Gomułki lub Gierka, ale mozolnie osiąga szczyt.

Na górze naprawdę nieźle wieje, dając odczucie arktycznego zimna, przypominając nam przy tym wyprawę na szczyt Chopoka w 2008 r. Zjeżdżamy dwa razy najwyższym i jednocześnie najciekawszym odcinkiem trasy, a potem po kolei „zaliczamy” wszystkie wyciągi i trasy kompleksu – wyrabiamy się dokładnie na zamknięcie tras – zjeżdżamy na dół już po 16:00.

Miejsce godne polecenia, podobała nam się mała ilość ludzi, różnorodność tras i poczucie bliskości przyrody, widać, że zachowano tu względny kompromis pomiędzy „industrializacją” a zachowaniem przyrody dla następnych pokoleń.

Po powrocie okazuje się, że niestety sielanka zdrowia panującego w naszej rodzinie podczas ostatnich tygodni się skończyła… Sebuś rozłożył się – z katarku rozwinęło mu się obturacyjne zapalenie oskrzeli (co wydatnie pogorszyło naszą jakość snu), a Tymuś zwrócił w domu cały obiad – mamy nadzieję, że to tylko przejedzenie lub małe zatrucie.

Poza tym trochę się martwimy nadchodzącym dalszym ochłodzeniem, ale w sumie, to nie możemy narzekać, bo zima jest przepiękna, a mróz na razie daje się znieść.

... i ziuuu na sam dół!.

… i ziuuu na sam dół!.

... i ziuuu na sam dół!.

… i ziuuu na sam dół!.

Na Kopę.

Na Kopę.

Na Kopie.

Na Kopie.

Strzecha akademicka.

Strzecha akademicka.

Strzecha akademicka.

Strzecha akademicka.

30 stycznia 2012, poniedziałek

-6 oC, znowu piękny dzień, samo słoneczko

W nocy Tymuś niestety potwierdził nasze przypuszczenia i rozchorował się
na anginę, więc rodzinnej wycieczki dzisiaj zrobić nie mogliśmy…

Wycieczka w Góry Izerskie (M. + R.)

Z trudem znajdujemy na zaśnieżonej drodze ze Szklarskiej do Świeradowa miejsce wyjścia szlaku (zasłania je półtorametrowa zaspa). Szlakiem przed nami w ostatnich dniach szła tylko para narciarzy na biegówkach, i to tylko przez kilkaset metrów do pierwszego rozstaju, a dalej ruszamy już przez głęboki dziewiczy śnieg.

Szybko okazuje się, że nasz plan na dzisiaj, czyli wejście na Wysoką Kopę, jest niemożliwy do zrealizowania w tych warunkach, mimo to brniemy jeszcze, zmieniając się na prowadzeniu, przez ok. dwa kilometry (których przejście w tych warunkach zajmuje nam ok. godzinę), zauroczeni bielą, słońcem, ciszą… To trzeba po prostu poczuć! Gdy za kolejnym zakrętem okazuje się, że czeka nas zakręt szlaku, a nie skrzyżowanie, poddajemy się i po małym popasie wracamy na dół.

Pomimo niepowodzenia, dzisiejszy dzień zaliczamy do udanych. Nasze PUT (podstawowe umiejętności turystyczne:)) poszerzyły się o zdolność przecierania szlaków w ciężkich zimowych warunkach.

Z Rozdroża Izerskiego na Wielką Kopę.

Z Rozdroża Izerskiego na Wielką Kopę.

Z Rozdroża Izerskiego na Wielką Kopę.

Z Rozdroża Izerskiego na Wielką Kopę.

Kościółek Wang

Wracając, postanawiamy podjechać jeszcze do Karpacza Górnego, żeby zobaczyć ten unikatowy zabytek. Kościółek Wikingów z XII w. urzeka i budzi podziw dla cieśli sprzed prawie dziewięciu wieków, którzy zbudowali go bez użycia gwoździ. Miejsce, chociaż bardzo popularne, jednak zdecydowanie warte odwiedzenia; zadziwia nas m.in. to, że kościółek naprawdę pasuje do karkonoskiego otoczenia!

Norweski Kościółek Wang (XII w).

Norweski Kościółek Wang (XII w).

Rzeźba Łazarza.

Rzeźba Łazarza.

Bardzo sympatyczne dojście przez zimowy las z górnego parkingu.

Wieczorny spacer (Sebuś z R. i Babcią)

Docieramy do głównej ulicy i kupujemy czapkę dla Tymusia, wypatrując potencjalnych knajp na obiady, wracając robimy małe zakupy. Chłopcy na szczęście już wieczorem czują się trochę lepiej, a my robimy jeszcze krótki spacer po najbliższej okolicy.

31 stycznia 2012, wtorek

-7 oC, w nocy było -14oC, pogoda jw. – pięknie!

Narty na Szrenicy (10:30–14:15 + dojazd)

Ośrodek rewela, tylko ceny dość wysokie, praktycznie nie było kolejek ani tłoku na trasach, zwłaszcza górnych, trudniejszych (na czarnej – najfajniejszej – prawie nie było ludzi).

Bardzo przyjemne schroniska – Na Hali Szrenickiej i Szrenica – w pierwszym jemy żurek, w drugim ciasta i herbatę. Oba z klimatem, chociaż nie zaszkodziłby mały remont (już są w trakcie odnawiania).

Trasy na Hali Szrenickiej bardzo przyjemne, ale trochę nudne (poza możliwością slalomowania między choinkami) – szerokie wypłaszczenie z trzema podwójnymi orczykami. Lolobrygida w górnej części też b. fajna (obok orczyka), dolna część dłuży się, bo jest nudna, plaskata i pełna ludzi. Najbardziej podobała się nam czarna trasa FIS ze „ścianą”, którą M. postanowiła pokonać efektownym ześlizgiem głową w dół (potem słyszy, jak jakaś kobieta instruuje kilkuletniego chłopca: „Jak będziesz się bał zjechać, siądź na pupę i zrób tak jak ta pani”:)

Ogólnie dzisiaj mieliśmy jeden z najfajniejszych dni na nartach – cudowna bliskość przyrody i gór, jeżdżenie w partiach szczytowych, a do tego piękne słońce.

Schronisko na Hali Szrenickiej.

Schronisko na Hali Szrenickiej.

Narty na Szrenicy.

Narty na Szrenicy.

Widok na Łabski Szczyt ze zboczy Szrenicy.

Widok na Łabski Szczyt ze zboczy Szrenicy.

Na szczycie Szrenicy.

Na szczycie Szrenicy.

PTTK Szrenica.

PTTK Szrenica.

PTTK Szrenica.

PTTK Szrenica.

Wycieczka do Muzeum Zabawek w Karpaczu

Przez dwa dni choroby chłopaków zatęskniliśmy za wspólnym wypadem.

Muzeum całkiem fajne, zabawki nawet z XVIII w.(!) pokazane w kilkudziesięciu gablotach. Szczególnie zaciekawiły nas krakowskie szopki, lalki sprzed ponad 100, a nawet ponad 200 lat (inny wzorzec urody…), śliczne domki i gospodarstwa z całym wyposażeniem (zrobione z wielką dbałością o szczegóły i odzwierciedlające prawdziwy, a nie „plastikowy” świat…).

Brakuje odrobiny interaktywności i możliwości zabawy (kończy się ona na dwóch ławkach-zwierzątkach przy wejściu) – trochę to frustruje chłopców, zwłaszcza Sebusia, który ciągle woła „wyjąć!”. Na dłużej zatrzymuje ich szopka z ruchomymi elementami.

Można za to kupić bardzo fajne zabawki z drewna po niewygórowanej cenie. Chłopcy nareszcie zdrowsi, dokazują w domu, musimy jutro ich porządnie przegonić, bo wykończą Babcię…

Muzeum Zabawek w Karpaczu.

Muzeum Zabawek w Karpaczu.

Muzeum Zabawek w Karpaczu.

Muzeum Zabawek w Karpaczu.

To nasz ulubiony eksponat.

To nasz ulubiony eksponat.

Wieczorem kolejny krótki spacerek M. i R. po trzaskającym mrozie.

Choroba chłopaków zmusiła nas do znalezienia alternatywnego źródła pożywienia: wiwat pizza (wczoraj) i catering (dzisiaj)!

1 lutego 2012, środa

-10oC (w nocy -17oC), ale pięknie…

Wycieczka całą rodziną do Świeradowa Zdroju

Świeradów to ładne i kameralne uzdrowisko, podjeżdżamy pod same Domy Zdrojowe. Oglądamy ładne tarasy przed Domami Zdrojowymi, zaglądamy do sztucznej groty, która pełniła w XIX w. funkcję pijalni, i spacerujemy w pijalni – największej drewnianej hali spacerowej w Polsce!

Chłopcom najbardziej podoba się bieganie po pijalni i zabawa dużymi figurami szachowymi.

Kulminacyjnym punktem dnia był jednak wjazd nową kolejką gondolową na Stog Izerski. Kolejka fajna, przestronna (wagoniki 8-osobowe), a parking pod nią duży i bezpłatny.

Z górnej stacji kolejki do Schroniska na Stogu Izerskim jest ledwie dwa kroki, ale i tak zimny wiatr nas dobrze pogonił – pomimo słoneczka. Schronisko miłe, tylko trafiliśmy na ogromną grupę młodzieży z zimowiska, ale wszyscy z apetytem pałaszujemy schroniskowy obiad!

Dla Sebusia to pierwsze takie przeżycie – w kolejce był trochę oniemiały, ale zachwycony, a w schronisku jednak był już w swoim żywiole: spacerował, „badał” choinkę itp. Nie przeszkadzały mu nawet tłumy, wołał: „dużo gwiazdek (na choince), dużo Mikołajów (ozdób na kominku) i dużo ludziów”…

Dla Tymusia to już kolejna kolejka gondolowa po Szyndzielni i Jaworzynie Krynickiej, ale mimo to bardzo mu się podobało; cieszy nas, że już dobrze się czuje!

Wieczorny wypad na narty – znów do Świeradowa

Postanawiamy „załatwić” to miejsce do końca, bo nie chciało nam się już więcej tak daleko jeździć, w dodatku po koszmarnie nierównej drodze.

Trasa narciarska okazuje się bardzo przyjemna, trochę tylko przydługi środkowy plaskaty odcinek – ale to wina ukształtowania terenu.

Ubieramy się grubo jak nigdy dotąd (trzy warstwy na nogach), a mimo to mróz (-15) daje się nieźle we znaki. Na szczęście mamy ze sobą grzałki do rąk, w desperacji udaje nam się też założyć kaptury na kaski, co wydatnie poprawia nam komfort jazdy!

Zjeżdżamy sześć razy z przerwą na gorącą czekoladę (19:00 – 21:20). Wracamy do domu ok. 22.30.

Dom Zdrojowy w Świeradowie Zdroju.

Dom Zdrojowy w Świeradowie Zdroju.

Modrzewiowa hala spacerowa - najdłużdza w Polsce.

Modrzewiowa hala spacerowa – najdłużdza w Polsce.

Świeradowski kuracjusz.

Świeradowski kuracjusz.

Gondolami na Stóg Izerski.

Gondolami na Stóg Izerski.

Gondolami na Stóg Izerski.

Gondolami na Stóg Izerski.

Na Stogu Izerskim.

Na Stogu Izerskim.

Schronisko na Stogu Izerskim.

Schronisko na Stogu Izerskim.

Tata jest najlepszy...

Tata jest najlepszy…

Narty na Stogu Izerskim.

Narty na Stogu Izerskim.

2 lutego 2012, czwartek

-12oC (w nocy -20oC), wciąż pięknie

Nadal życie bardzo utrudniają nam mrozy, co zmusza nas do planowania wycieczek, które nie wymagają długiego przebywania na dworze, zwłaszcza z chłopcami… tym bardziej, że Tymuś ciągle na antybiotyku, a Sebuś jakiś taki niewyraźny (wieczorem sprawa się wyjaśnia – zaraził się anginą…)

 Jelenia Góra i okolice – całą rodzinką

Podjeżdżamy najpierw do Sobieszowa, planując zwiedzanie Muzeum Karkonoskiego PN, ale okazuje się, że teraz wystawa jest przeniesiona (za to kompletujemy zdjęcie kolejnej siedziby dyrekcji parku narodowego). Szybko więc modyfikujemy plany i trafiamy do Muzeum Przyrodniczego w Cieplicach. Jego zbiory to część prywatnej kolekcji rodziny wieloletnich tutejszych właścicieli ziemskich.

Eksponaty naprawdę imponujące – tysiące wypchanych ptaków i motyli
(a do tego tygrys, kangur, wąż i inne zwierzątka, oczywiście też wypchane). Chłopców szczególnie zaciekawia struś i kuguar.

Potem słuchamy sobie muzyki w samochodzie obok Parku Zdrojowego, a M. biegnie zrobić dokumentację fotograficzną.

Na koniec jedziemy do Jeleniej Góry, oglądamy śliczny rynek z barokowym ratuszem i podcieniowymi kamieniczkami i szukamy odpowiedniej dla nas restauracji. Jemy rosół i kluchy w polsko-włoskiej restauracji.

Cieplice. Pawilon norweski (skopiowany budynek z Norwegii).

Cieplice. Pawilon norweski (skopiowany budynek z Norwegii).

Muzeum Przyrodnicze w Ciepliach.

Muzeum Przyrodnicze w Ciepliach.

Dom Zdrojowy w Cieplicach.

Dom Zdrojowy w Cieplicach.

Barokowy ratusz w Jeleniej Górze.

Barokowy ratusz w Jeleniej Górze.

Na jeleniogórskim rynku.

Na jeleniogórskim rynku.

Wyprawa M. i R. w Góry Kaczawskie na Skopiec

Po drodze oglądamy Dom Tyrolski w Mysłakowicach oraz część Jeleniogórskiej Doliny Pałaców i Ogrodów – pałace w Mysłakowicach, Łomnicy i Wojanowie, obecnie pięknie odnowione i funkcjonujące w większości jako hotele.

Potem jedziemy do naszego celu – na sam koniec wsi Komarno i podchodzimy niebieskim szlakiem na szczyt Skopca.

Niepotrzebnie idziemy starym wariantem szlaku i musimy się przebijać przez głęboki śnieg, obok ujadających psów; później okazuje się, że trzeba było pójść na wprost drogą, która dociera aż na szczyt Barańca do przekaźnika.

Stamtąd już ścieżka przedeptana; bez problemu znajdujemy interesujący nas szczyt. Tam obowiązkowe zdjęcia do KGP i powrót już wygodną drogą.

Podczas zejścia oglądamy zachwycający zachód słońca, z panoramą Karkonoszy ze Śnieżką w tle… niezapomniane!

W samochodzie okazuje się, że jest… -21oC! O kurczę!

Dodatkowo czujniki w kołach wariują i straszą nas, że mamy gumę… Na szczęście alarm jest fałszywy. (PS. Potem okazuje się, że jednak prawdziwy, tylko na tym mrozie opona była tak sztywna, że trudno było to zweryfikować…)

Dom tyrolski w Mysłakowicach (XIX).

Dom tyrolski w Mysłakowicach (XIX).

Neogotycki pałac w Mysłakowicach (XIX).

Neogotycki pałac w Mysłakowicach (XIX).

Pałac w Łomnicy (XVIII).

Pałac w Łomnicy (XVIII).

Pałac w Wojanowie (XVII, przeb.XIX).

Pałac w Wojanowie (XVII, przeb.XIX).

Komarno - Skopiec.

Komarno – Skopiec.

Skopiec (724 m n.p.m.), Góry Kaczawskie.

Skopiec (724 m n.p.m.), Góry Kaczawskie.

W górach Kaczawskich (Skopiec- Komarno). Ale pięknie...

W górach Kaczawskich (Skopiec- Komarno). Ale pięknie…

Zachód słońca nad Karkonoszami.

Zachód słońca nad Karkonoszami.

Karkonosze z Gór Kaczawskich.

Karkonosze z Gór Kaczawskich.

To pokazuje skalę naszego wyczynu.

To pokazuje skalę naszego wyczynu.

 3 lutego 2012, piątek

-11oC (w nocy -20,5oC), wciąż pięknie

Wycieczka do Kopalni Uranu – Sztolnie Kowary

Najpierw ogrzewamy się w restauracji obok wejścia i zamawiamy obiad na później. A potem właściwa część wycieczki – zjazd pod ziemię!

Zwiedzanie bardzo się wszystkim podoba – dla starszych naprawdę ciekawie pokazana praca w kopalni i historia wydobycia uranu na eksport do ZSRR, dla młodszych światełka, piękne kamienie i pokaz laserowy „Hades” (którego nasz dzielny Sebuś się nie przestraszył!).

Przewodnik z wielką wiedzą i pasją opowiada o szczegółach dotyczących pracy górników, minerałach, Walonach itp., ale zupełnie nie ma podejścia do dzieci. Nie zatrzymuje się nawet przy podziemnym akwarium ani nie wspomnia o gwarkach strzegących skarbów.

Chłopcy z zapałem pomagają oświetlić korytarze latarkami i są ogólnie grzeczni. Sebuś połowę czasu spędza w nosidle, resztę na nogach; Tymuś to super-kumpel nie robi z niczego problemu.

Na koniec zjadamy dobry obiad – żurek i kotlety schabowe i zaopatrujemy się u bardzo miłej pani Ewy w nalewkę walońską i wodę Potencjałkę.

Gotowi na wyprawę.

Gotowi na wyprawę.

Sztolnie Kowary - wejście.

Sztolnie Kowary – wejście.

Wybieramy kaski.

Wybieramy kaski.

Kopalnia uranu - sztolnie Kowary.

Kopalnia uranu – sztolnie Kowary.

Markowiny.

Markowiny.

Kopalnia uranu - sztolnie Kowary.

Kopalnia uranu – sztolnie Kowary.

08. Święta Barbara.

Kopalnia uranu - sztolnie Kowary.

Kopalnia uranu – sztolnie Kowary.

Oglądamy pokaz 'światło - dźwięk'.

Oglądamy pokaz 'światło – dźwięk’.

Lekcja Tymusia na nartach

Szkółka M&M w nowym ośrodku Winterpol w Karpaczu, dojście od parkingu przy drodze pod dolną stacją wyciągów na Kopę.

Tymuś zjechał raz z trasy na wyciągu taśmowym, a potem ruszył na prawdziwe trasy – zjechał trzy razy – wszystkimi trasami w ośrodku! Pomimo temperatury (-15oC) był zachwycony i zapisaliśmy się na kolejnych pięć lekcji.

Pierwsza lekcja Tymusia w Białym Jarze.

Pierwsza lekcja Tymusia w Białym Jarze.

Góry Orlickie, Stołowe i okolice

8 czerwca 2011, środa

Duszno, wieczorem deszcz, 27 stopni

Wycieczka do Kudowy Zdroju

Dziś robimy sobie odpoczynek od wycieczek górskich i planujemy zwiedzenie trzeciego pobliskiego kurortu – Kudowy Zdroju. Najpierw podjeżdżamy do niezwykłej atrakcji Kudowy – kaplicy czaszek w Kudowie-Czermnej. Ta niewielka barokowa (kon. XVIII w) kaplica słynie z tego, że jej ściany i sklepienie pokrywają ciasno tysiące kości ludzkich – zmarłych z okresu XVII i XVIII w. Oglądamy kaplicę na zmianę, w tym czasie chłopcy bawią się kamyczkami i fascynują się kratką odpływową. Kaplica czaszek robi duże wrażenie, które jednak zapewne byłoby spotęgowane w innych warunkach zwiedzania – dziś wchodzi tu wycieczka za wycieczką, a cała infrastruktura wokół kaplicy przypomina maszynkę do zarabiania pieniędzy.

Po zwiedzeniu kaplicy podjeżdżamy do centrum Kudowy i ruszamy na spacer po parku zdrojowym. Tutaj nareszcie tańcząca fontanna jest czynna. Siłą musimy odciągać od niej Sebka – dla niego atrakcją nr 1 byłoby całodzienne wrzucanie do niej kamieni… Wchodzimy do mieszczącej się w pięknym budynku pijalni wód, a potem dłuższy czas spacerujemy po parku. To uzdrowiskowe serce Kudowy jest bardzo zadbane – wszędzie donice z kwiatami, w parku piękne drzewa, miłe wrażenie robią też budynki zdrojowe. Kudowa podoba nam się chyba najbardziej spośród wszystkich zwiedzonych w ostatnich dniach uzdrowisk.

Na koniec odwiedzamy położony w parku plac zabaw, co obaj chłopcy witają z radością. Tymo świetniej opanowuje wspinaczkę po linach-pajęczynach, a Sebuś biega za innymi dziećmi i rozkręca fantastyczną zabawę – w raczkowanie.

Na koniec podjeżdżamy obejrzeć siedzibę Parku Narodowego Gór Stołowych z Muzeum Żaby.

Kaplica czaszek w Czermnej, XVIII w.

Kaplica czaszek w Czermnej, XVIII w.

A to zajmuje naszych chłopców.

A to zajmuje naszych chłopców.

Kudowa Zdrój.

Kudowa Zdrój.

Kudowa Zdrój.

Kudowa Zdrój.

Kudowa Zdrój.

Kudowa Zdrój.

Popołudniowa wycieczka do Wambierzyc

Planowaliśmy jechać do Błędnych Skał, ale nie trafiliśmy z czasem wjazdu na jednokierunkowy końcowy odcinek drogi, więc zmieniamy plany na Wambierzyce. Miejscowość ta słynie z zespołu kalwaryjnego (XVII, przeb. XIX), na który składają się 74 kaplice pięknie położone na wzgórzach. Spod wejścia do kalwarii rozlega się piękny widok na majestatyczny barokowy (XVII/XVIII) kościół pw. nawiedzenia NMP. Nie udaje nam się przespacerować wszystkimi dróżkami kalwarii wambierzyckiej, bo przepłasza nas burza.

Z punktu widzenia dzieci największą atrakcją Wambierzyc jest jednak XIX-wieczna (!) ruchoma szopka. Podziw budzi zwłaszcza doskonale zachowany mechanizm zegarowy, uruchamiający figury (które – nota bene – poruszają się w b. pomysłowy sposób – np. dzięcioł stuka dziobem w dwie strony drzewa). To niesamowite, że to wszystko działa od ponad 100, a w przypadku części scen – nawet od 150 lat. Chłopcy z ciekawością oglądają wszystkie 7 scen, przedstawiających sceny z życia Chrystusa, oraz pracę górników w kopalni.

Bazylika Maryjna w Wambierzycach, XVII-XVIII w.

Bazylika Maryjna w Wambierzycach, XVII-XVIII w.

Kalwaria w Wambierzycach, XVII - XVIII w.

Kalwaria w Wambierzycach, XVII – XVIII w.

Wchodzimy oglądać ruchomą szopkę z poł. XIX w.

Wchodzimy oglądać ruchomą szopkę z poł. XIX w.

9 czerwca 2011, czwartek

Rano deszcz i 11 stopni, potem lepiej – 16 stopni i nie pada – ale szał!

Wycieczka do Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju

Będąc w okolicach Dusznik, niewybaczalnym grzechem byłoby przegapienie takiej atrakcji. Ogromne wrażenie robi już sam przepiękny budynek starej papierni z 1605 roku. To żywa historia, której można tu własnoręcznie dotknąć – i to dosłownie, podczas warsztatów czerpania papieru, to jedyne takie miejsce w Polsce.

Co prawda w naszym przypadku zwiedzanie ogranicza się do biegania pomiędzy grupami wycieczkowymi za marudnym Sebciem, który dziś sam już nie wie, czego chce. W efekcie wieczorem dopiero w Internecie doczytujemy sobie na spokojnie, jak wyrabia się papier, bo na spokojne poczytanie sobie nie było szans.

Po południu obaj chłopcy zasnęli w domu. Sebek spał 3 godziny, aż obiad musieliśmy jeść na zmianę.

Stara Papiernia (1605 r), Duszniki.

Stara Papiernia (1605 r), Duszniki.

Stara Papiernia, Duszniki.

Stara Papiernia, Duszniki.

Muzeum Papiernictwa w Dusznikach.

Muzeum Papiernictwa w Dusznikach.

Wieczorne wejście na Orlicę

Po południu wreszcie przestaje padać, więc decydujemy się na spacer, przy okazji którego zdobywamy jeszcze jeden szczyt KGP – Orlicę (1084 m n.p.m.), najwyższe wzniesienie polskiej części Gór Orlickich. To bardzo miły spacer leśną drogą, niewygodnie nam tylko przez ostatnie 300 m – wąska ścieżka i mokre trawy – trzeba było nieść chłopaków, żeby kompletnie się nie przemoczyli. Obaj pobijają dziś swój rekord wysokości. Na szczycie słodko siedzą obok siebie na głazie. Jesteśmy bardzo dumni z naszych turystów. W ogóle cały spacer jest przesympatyczny – jak dobrze, że wciągnęliśmy się w ideę KGP – gdyby nie to, zapewne nie odwiedzilibyśmy tak urokliwego miejsca!

Na Orlicę, Góry Orlickie.

Na Orlicę, Góry Orlickie.

Widok na Góry Bystrzyckie.

Widok na Góry Bystrzyckie.

Orlica, 1084 m n.p.m.

Orlica, 1084 m n.p.m.

Orlica, 1084 m n.p.m.

Orlica, 1084 m n.p.m.

Powrót z Orlicy - super tata.

Powrót z Orlicy – super tata.

Powrót z Orlicy.

Powrót z Orlicy.

10 czerwca 2011, piątek

Słońce wychodzi zza chmur, do 20 stopni

Wyprawa do Torfowiska pod Zieleńcem (9:15-12:45 z dojazdem)

Jedziemy obejrzeć rezerwat chroniący naturalny obszar torfowiskowy wraz z właściwą mu roślinnością. Zwiedzenie rezerwatu umożliwia  ciekawa ścieżka przyrodnicza, przyjazna turystom z dziećmi – są tu i wiaty turystyczne, i wieża widokowa, i kładki przez bagna. To miła odmiana dla górskich spacerów. Zadziwia nas konstrukcja wieży widokowej – została zbudowana na tratwach-platformach, zapobiegających zapadaniu się konstrukcji. Zauważamy, że znaczna część torfowiska jest zarośnięta lasem – miejscami przypominają nam się suchary z Wigierskiego PN.

W drodze powrotnej Sebuś zasypia, a my podjeżdżamy pod Schronisko pod Muflonem – tym razem R. biegnie zrobić zdjęcie, kupić kartę i przybić pieczątkę

Do torfowiska pod Zieleńcem.

Do torfowiska pod Zieleńcem.

Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem.

Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem.

Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem.

Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem.

Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem.

Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem.

Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem.

Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem.

Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem.

Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem.

Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem.

Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem.

Widok na Duszniki sprzed schroniska.

Widok na Duszniki sprzed Schroniska pod Muflonem.

Buuu… Nie może być za pięknie… Po południu Sebuś budzi się z temperaturą, więc popołudnie musimy zaplanować osobno. R. zostaje z nim w domu, a M. z Tymusiem jadą na

Wycieczkę do Błędnych Skał

Koniecznie trzeba tu zawitać, będąc w Górach Stołowych! Błędne Skały robią na nas ogromne wrażenie – przez ponad pół godziny przeciskamy się (dosłownie!) przez labirynt najprzeróżniejszych skalnych dziwów: „grzybów”, „statków”, „kurzych stóp”. Miejscami jest tak wąsko, że M. ma problemy z przeciśnięciem się z plecakiem. To trzeba zobaczyć na własne oczy!

Tymo jak w raju. Biegnie przodem i jest po prostu ZACHWYCONY, a M. – dumna ze swego turysty!

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

Błędne Skały, Góry Stołowe.

11 czerwca 2011, sobota

Słonecznie, 23 stopnie

W związku z tym, że Sebuś złapał wczoraj infekcję, ograniczamy program do minimum.

Przedpołudniowa wycieczka do Skalnych Grzybów w Górach Stołowych

Sebcik zasypia w wózku i człapią powoli z M., a T. i R. – wytrawni turyści – wyrywają do przodu na szlak. Pod nazwą „skalne grzyby” kryją się malowniczo porozrzucane po lesie wysokie skały o fantazyjnych kształtach – grzybów, bram itp. Szlak niemęczący, leśny, „grzybów” trzeba wypatrywać między drzewami lub wyrastają ogromne tuż przy szlaku. Tymo idzie bez przerw prawie 2 godziny i b. mu się podoba. Rozmawiają z R. o tym, jak się buduje domy. Ale z niego turysta w tym roku!

Po południu S. nie czuje się najlepiej i zostaje z M. w domu, a R. i T. jadą na wyprawę pt. „Błędne Skały bis” – Tymo chce pójść jeszcze raz, tak bardzo mu się wczoraj podobało!

Do Skalnych Grzybów, Góry Stołowe.

Do Skalnych Grzybów, Góry Stołowe.

Skalne Grzyby, Góry Stołowe.

Skalne Grzyby, Góry Stołowe.

Skalne Grzyby, Góry Stołowe.

Skalne Grzyby, Góry Stołowe.

Skalne Grzyby, Góry Stołowe.

Skalne Grzyby, Góry Stołowe.

Pajęczyna by R.

Pajęczyna by R.

Skalne Grzyby, Góry Stołowe.

Skalne Grzyby, Góry Stołowe.

Skalne Grzyby, Góry Stołowe.

Skalne Grzyby, Góry Stołowe.

Odpoczynek pod LINIĄ.

Odpoczynek pod LINIĄ.

Granica w Górach Stołowych.

Granica w Górach Stołowych.

Wieczorem pakujemy się do domu i myślimy z niecierpliwością o wyjeździe na Litwę za 3 tygodnie! Zapisujemy również to, co musimy jeszcze w przyszłości zobaczyć w okolicach Gór Stołowych – nie na wszystko starczyło czasu: kopalnię w Nowej Rudzie, podziemne miasto Osówka, twierdze: Kłodzko i Srebrna Góra, Wodospady Pośny i Radkowskie Skały w Górach Stołowych oraz Skalne Miasto w Czechach. Gdybyśmy mogli, nie mielibyśmy problemu z zaplanowaniem pobytu nawet na 3 tygodnie!

Góry Bystrzyckie, Stołowe i Sowie

4 czerwca 2011, sobota

Piękna pogoda: słońce, 31 stopni

Warszawa – Łężyce, 7:00-16:30, 450 km

Jedzie się naprawdę dobrze, a byłoby rewelacyjnie, gdyby nie remonty i 70 km zwężeń na katowickiej. Udaje nam się machnąć drogę na dwa postoje: postój na placyku zabaw przy stacji ok. 180 km od Warszawy i zatrzymanie na obiad w znajomej z zimy restauracji przed Opolem.

Chłopaki przez całą drogę spisują się na medal; Sebuś dopiero na miejscu daje nam popalić – marudzi, ciągle chce gdzieś iść i płacze o byle co.

Zakwaterowujemy się w Łężycach. Warunki mamy komfortowe – dwupokojowy apartament z ogromnym tarasem i osobnym wejściem. Cały teren bardzo zadbany – jest czysto i  przyjemnie, dwa place zabaw, trampolina dla dzieci; do tego smaczne wyżywienie. Z chęcią wspieramy takie miejsca.

5 czerwca 2011, niedziela

30 stopni, krótki przelotny deszcz

Wycieczka na Jagodną (↑60’, ↓50’, ↕250 m, 6 km)

Naszą rodzinną przygodę z Koroną Gór Polski zaczynamy od najwyższego szczytu Gór Bystrzyckich. Jagodna to pierwszy szczyt, na który Tymuś od początku do końca wchodzi zupełnie sam (pomimo bąbla na pięcie w drodze powrotnej). Gratulacje! Sebuś też próbuje trochę iść sam – pod górę przechodzi z 200 m, a w dół nawet z pół km.

Ruszamy od strony Przełęczy Nad Porębą. Na początku nachylenie wyraźne, ale znośne. Potem większość drogi prowadzi leśną drogą do zrywki drewna.

Na szczycie urządzamy sobie przemiły popas w cieniu ambony – rozkładamy się na kocyku i konsumujemy małe co nieco. Chłopcy wesoło biegają w zasięgu naszego wzroku.

Wracamy tą samą trasą. Sebcik zasypia w nosidle.

Z )( Nad Porębą na Jagodną.

Z )( Nad Porębą na Jagodną.

Z )( Nad Porębą na Jagodną.

Z )( Nad Porębą na Jagodną.

Z )( Nad Porębą na Jagodną.

Z )( Nad Porębą na Jagodną.

Z )( Nad Porębą na Jagodną.

Z )( Nad Porębą na Jagodną.

Z )( Nad Porębą na Jagodną.

Z )( Nad Porębą na Jagodną.

Z )( Nad Porębą na Jagodną.

Z )( Nad Porębą na Jagodną.

Na Jagodnej (977 m n.p.m., Góry Bystrzyckie).

Na Jagodnej (977 m n.p.m., Góry Bystrzyckie).

Na Jagodnej (977 m n.p.m., Góry Bystrzyckie).

Na Jagodnej (977 m n.p.m., Góry Bystrzyckie).

W drodze powrotnej podjeżdżamy pod dwa schroniska: Jagodna na Przełęczy Spalonej i Orlicę w Zieleńcu. Nie wchodzimy do środka, bo chłopcy śpią w samochodzie.

Popołudniowa wycieczka do parku zdrojowego w Dusznikach-Zdroju

To bardzo miłe miejsce na spacer z maluchami. Sprawia wrażenie czegoś pośredniego między parkiem i deptakiem. Są fontanny, małe kamyczki na ścieżkach – czego więcej chłopakom potrzeba… A my oglądamy pijalnię wód , ujęcie Pieniawy Chopina, dworek Chopina (w którym kompozytor bawił podczas swojej bytności w Dusznikach w 1826 r.) oraz budynki zdrojowe. Pijemy wodę Jan Kazimierz i Pieniawa Chopina. Jednym słowem: pełna regeneracja po górskiej trasie!

Duszniki, Park Zdrojowy.

Duszniki, Park Zdrojowy.

Duszniki, Park Zdrojowy.

Duszniki, Park Zdrojowy.

Duszniki, Park Zdrojowy.

Duszniki, Park Zdrojowy.

Duszniki, Park Zdrojowy.

Duszniki, Park Zdrojowy.

Duszniki, Park Zdrojowy.

Duszniki, Park Zdrojowy.

Pijalnia wód w Dusznikach.

Pijalnia wód w Dusznikach.

Dworek Chopina.

Dworek Chopina.

 

6 czerwca 2011, poniedziałek

Piękne słońce i 28 stopni, ale spory wiatr

Wycieczka na Szczeliniec Wielki (919 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Gór Stołowych (9:45-12:12 od samochodu do samochodu)

Podjeżdżamy na parking od południowej strony, pod wylot drogi do Schroniska Pasterka. Dzisiaj wszystko nas zachwyca, począwszy od widoków z samochodu – zadziwiają nas wielkie głazy (skały?) porośnięte lasem, a potem jest już tylko lepiej!

Podejście do schroniska PTTK „Na Szczelińcu” wiedzie najpierw 20 min typowo „górskim” szlakiem, po głazach i korzeniach, a potem po kamiennych schodkach wśród ogromnych skał. Budynek schroniska jest niesamowicie położony tuż nad krawędzią urwiska – widok robi wielkie wrażenie! Karmimy Sebusia na ławeczkach przed schroniskiem i ruszamy dalej, nieświadomi tego, jakie przygody nas jeszcze czekają!

Podejście ścieżką turystyczną po zakamarkach Szczelińca w naszych wyobrażeniach miało być małym spacerkiem, a w takim składzie jak nasz przyniosło emocje porównywalne chyba z przejściem Orlej Perci. Strome zejścia i wejścia po kamiennych schodach, przeciskanie się wąskimi przesmykami przez „brzuch” góry, wąskie przejścia między skałami. Miejscami R. miał problemy ze zmieszczeniem się z nosidłem na plecach, a trzeba było przenieść jakoś Sebka, mimo że po nogami wąsko i ślisko. Nie wierzyliśmy ostrzeżeniom o śniegu (w upalnym czerwcu? Na takiej wysokości?), ale faktycznie okazały się prawdziwe. Samo wejście na szczytową skałę było zamknięte z powodu trwającego remontu, ale emocji na dziś starczyło nam aż nadto.

Najbardziej zadowolony chyba był Tymo – to była dla niego prawdziwa przygoda!  Przez cały dzień zadziwiał nas swoją kondycją i siłą. Trzeba go było trochę hamować, bo gdyby mógł, wszedłby chyba na każdy kamień i skałę! Sebuś był bardzo grzeczny, tylko szlag go trochę trafiał przy tych różnych atrakcjach z przeciskaniem się we wnętrzu góry. Najbardziej chciał iść na własnych nóżkach, a w takich warunkach nie dało się tego urządzić.

W PN Gór Stołowych.

W PN Gór Stołowych.

Na Szczeliniec Wielki.

Na Szczeliniec Wielki.

Na Szczeliniec Wielki.

Na Szczeliniec Wielki.

Na Szczeliniec Wielki.

Na Szczeliniec Wielki.

Na Szczeliniec Wielki.

Na Szczeliniec Wielki.

PTTK 'Na Szczelińcu'.

PTTK 'Na Szczelińcu’.

PTTK 'Na Szczelińcu'.

PTTK 'Na Szczelińcu’.

Widok sprzed schoniska 'Na Szczelińcu'.

Widok sprzed schoniska 'Na Szczelińcu’.

Widok sprzed schoniska 'Na Szczelińcu'.

Widok sprzed schoniska 'Na Szczelińcu’.

Małpolud.

Małpolud.

Ścieżka przyrodnicza na Szczelińcu.

Ścieżka przyrodnicza na Szczelińcu.

W 'sercu góry' wg Tyma.

W 'sercu góry’ wg Tyma.

Przed wierzchołkiem Szczelińca Wielkiego (919 m n.p.m.).

Przed wierzchołkiem Szczelińca Wielkiego (919 m n.p.m.).

Powrót ze Szczelińca.

Powrót ze Szczelińca.

Powrót ze Szczelińca.

Powrót ze Szczelińca.

Popołudniowa wycieczka do Polanicy Zdroju

Po drodze oglądamy arcyciekawy kościół warowny w Starym Wielisławiu.

Park zdrojowy w Polanicy – oczywiście w remoncie:) – ale i tak spacer sprawił nam dużą przyjemność; atmosfera podobała nam się nawet chyba bardziej niż w Dusznikach. Zachodzimy do pijalni, gdzie oczywiście degustujemy leczniczą wodę, potem przed pijalnią puszczamy z chłopakami bańki. Na koniec Sebcik urządza histerię przy próbach wsadzenia go do wózka, gubiąc przy tym but – na szczęście jakiś miły pan znajduje zgubę i oddaje ją nam.

Średn. kościół warowny, Stary Wielisław.

Średn. kościół warowny, Stary Wielisław.

Polanica Zdrój.

Polanica Zdrój.

Polanica Zdrój - pijalnia.

Polanica Zdrój – pijalnia.

Polanica Zdrój - pijalnia.

Polanica Zdrój – pijalnia.

7 czerwca 2011, wtorek

Słonecznie, ale wietrznie, 26 stopni

Wycieczka na Wielką Sowę (1015 m n.p.m.); ↕ ok. 5,5 km, 11:00-14:45

Podchodzimy od strony Przełęczy Sokolej. Idzie się bardzo wygodnie, spory kawałek drogą jezdną. Mijamy dwa schroniska – Schronisko Orzeł (urządzamy tu postój w drodze zejściowej) i Schronisko Sowa (jest dziś zamknięte, ale biesiadujemy na zewnętrznych ławkach).

Dalej droga jezdna zamienia się w ścieżkę, w górnej partii trochę kamienistą.

Szczyt Wielkiej Sowy wydaje się jakby stworzony do odpoczynku. Są tu wiaty, miejsca na ognisko, no i przede wszystkim niedawno wyremontowana wieża widokowa. Warto wejść na szczyt – widoki są naprawdę rozległe i imponujące.

Wracamy tą samą drogą.

Chłopaki spisują się na medal – Tymo kipi energią, udaje, że jest tramwajem, wesoło trajkocząc, pokonuje całą drogę i je za dwóch. Seba to trudniejszy turysta – ale i jego wiek jest zupełnie inny. Najchętniej wszystko by robił po swojemu i szedł tam, gdzie on chce, a nie my. Ale ogólnie jest bardzo dzielny!

W drodze powrotnej chłopcy śpią w samochodzie, a my zahaczamy jeszcze o klimatyczne schronisko Zygmuntówka (sprint M., R. w samochodzie).

Z )( Sokolej na Wielką Sowę.

Z )( Sokolej na Wielką Sowę.

Z )( Sokolej na Wielką Sowę.

Z )( Sokolej na Wielką Sowę.

Schronisko Sowa.

Schronisko Sowa.

Schronisko Sowa.

Schronisko Sowa.

Na Wielką Sowę.

Na Wielką Sowę.

Wielka Sowa, 1015 m n.p.m.

Wielka Sowa, 1015 m n.p.m.

My na Wielkiej Sowie.

My na Wielkiej Sowie.

Wielka Sowa, wieża widokowa.

Wielka Sowa, wieża widokowa.

Wielka Sowa, wieża widokowa.

Wielka Sowa, wieża widokowa.

Wielka Sowa, wieża widokowa.

Wielka Sowa, wieża widokowa.

Góry Stołowe i okolice, 2011.06

Planując ten wyjazd, w głowach przyświecała nam myśl głównie o zdobyciu kolejnych sudeckich szczytów Korony Gór Polskich. Bardzo chcieliśmy też pod własnymi nogami poczuć i na własne oczy zobaczyć niezwykłe Góry Stołowe, uznawane za jedne z najciekawszych w Polsce. Niewielkie przewyższenia do pokonania sprawiają, że sudeckie szlaki są wręcz stworzone do wycieczek z małymi dziećmi. W dodatku rejon Kotliny Kłodzkiej jest niezwykle atrakcyjny turystycznie, o czym mogliśmy się już przekonać na zimowym wyjeździe w Masyw Śnieżnika. Czy potrzeba większej zachęty do odwiedzenia tego pięknego zakątka Polski? W trakcie tygodniowego wyjazdu udało nam się całą rodziną, razem z pięcioletnim Tymkiem i półtorarocznym Sebusiem, zdobyć cztery kolejne szczyty KGP: weszliśmy na najwyższe wzniesienia Gór Bystrzyckich (Jagodna), Stołowych (Szczeliniec Wielki), Sowich (Wielka Sowa) i Orlickich (Orlica), zwiedziliśmy też dwa tutejsze uzdrowiska: Kudowę, Polanicę i Duszniki Zdrój z bardzo ciekawym Muzeum Papiernictwa.

 

Powrót ze Szczelińca.

Część I – Góry Bystrzyckie, Stołowe i Sowie

 

Widok na Góry Bystrzyckie.

Część II – Góry Orlickie, Stołowe i okolice

 

Kotlina Kłodzka – tydzień II

 

 

19 lutego 2011, sobota

-4, gęsta mgła

Tymo wraca z kolejnych lekcji (dziś już piąta!) coraz bardziej z siebie zadowolony,
bo i sukcesy są coraz większe – dziś zjechał normalną niebieską trasą i jeździł wyciągiem krzesełkowym! Potem cały wieczór buduje różne rodzaje wyciągów z klocków.

Planujemy po południu zwiedzić Jaskinię Niedźwiedzią, ale okazuje się, że nie ma już na dzisiaj miejsc. Zmieniamy więc plany.

Narty na Czarnej Górze (M. + R.), 13:15-15:50

Warunki jazdy komplikuje bardzo gęsta mgła; widoczność dodatkowo pogarszają pracujące armatki śnieżne, ale mimo to jeździ nam się bardzo dobrze, choć nie bez przygód. M. w tym mleku zjeżdża przez pomyłkę nieużywaną trasą i musi potem dłuugo jodełkować pod górę. Za to las cały w szadzi wygląda bardzo uroczo.

Piąta lekcja Tymusia.

Piąta lekcja Tymusia.

Relaks narciarza.

Relaks narciarza.

Szaleństwa chłopaków.

Szaleństwa chłopaków.

20 lutego 2011, niedziela

Nareszcie prawdziwa zima: -11 stopni, przebłyski słońca i … biało za oknem!

Dziś mamy bardzo ciekawy dzień!

Rano (do 16:00) wycieczka M. + R., a w niej:

Wejście z Przełęczy Kłodzkiej na Kłodzką Górę (ok. 2 godz. 40’ w obie strony)

Oficjalnie zaliczamy kolejny (już trzeci!) szczyt KGP – najwyższe wzniesienie Gór Bardzkich (765 m n.p.m.)! Po drodze różne atrakcje. Początek szlaku wita nas niezwykle stromym podejściem, a my – jak na złość – zapomnieliśmy dziś kijków. Idziemy ze znalezionymi naprędce badylami. Potem gubimy szlak, bo – jak się okazało – złamało się drzewo wskazujące miejsce zakrętu. Ale nie ma tego złego – idziemy piękną, trawersującą zbocze drogą, no i z pomocą mapy inaczej dochodzimy do partii szczytowych szlaku. Na szczycie robimy obowiązkową dokumentację fotograficzną i postój. Cały spacer bez ludzi, w bajkowej, zimowej scenerii.

Potem czas na „część zwiedzaniową” naszej wycieczki. Nasze cele to:

Kamieniec Ząbkowicki

Zadziwiamy się rozmiarem XIX-wiecznego pałacu Hohenzollernów (zbudowanego w bardzo „zamkowym” stylu neogotyckim) i rozmachem całego założenia parkowo-pałacowego. Pozostałości ogrodu i parku świadczą o dawnej świetności tego miejsca.
My mamy przy okazji bardzo miły spacer.

Ząbkowice Śląskie

Żeby obejrzeć krzywą wieżę, nie trzeba jechać do Pizy – wystarczą Ząbkowice Śląskie. Dawna gotycka (XIV w) strażnica jest wyraźnie odchylona od pionu i stanowi wspaniałą atrakcję turystyczną. Dodatkowo w tym urokliwym miasteczku można obejrzeć przepiękny neorenesansowy ratusz na rynku, XIV-wieczny kościół św. Anny (XIV) z renesansowymi epitafiami na ogrodzeniach i ruiny zamku (XIV w) czeskiego rodu Podiebradów.

Ale mieliśmy wycieczkę – bardzo bogatą we wrażenia!

A wieczorem – uwaga, uwaga – idziemy na rodzinne narty z Tymusiem!!! – pierwszy raz możemy we trójkę pojeździć na nartach; dla wszystkich to wielka frajda! Tymo najchętniej by zjeżdżał na krechę pługiem – potem mówi, że „to narty chcą mu jechać prosto”;-)

Zimowa droga przez )( Puchaczówka.

Zimowa droga przez )( Puchaczówka.

Wieża rycerska w Żelaźnie (XIV w).

Wieża rycerska w Żelaźnie (XIV w).

Z Przełęczy Kłodzkiej na Kłodzką Górę.

Z Przełęczy Kłodzkiej na Kłodzką Górę.

Z Przełęczy Kłodzkiej na Kłodzką Górę.

Z Przełęczy Kłodzkiej na Kłodzką Górę.

Z Przełęczy Kłodzkiej na Kłodzką Górę.

Z Przełęczy Kłodzkiej na Kłodzką Górę.

Kłodzka Góra (765 m).

Kłodzka Góra (765 m).

Pałac Hohenzollernów w Kamieńcu Ząbkowickim.

Pałac Hohenzollernów w Kamieńcu Ząbkowickim.

Ratusz w Ząbkowicach Śląskich (neorenesansowy).

Ratusz w Ząbkowicach Śląskich (neorenesansowy).

Ząbkowicka krzywa wieża (d. gotycka strażnica).

Ząbkowicka krzywa wieża (d. gotycka strażnica).

21 lutego 2011, poniedziałek

Słońce i -13 stopni

Ostatnia (szósta) lekcja Tyma z p. Kasią

Przez tydzień Tymo nauczył się zjeżdżać i skręcać pługiem, no i jeździć wyciągami: taśmowym, orczykowym i krzesełkowym. Na koniec zajęć Tymuś dostaje profesjonalny certyfikat „zdobycia podstawowych umiejętności narciarskich”! Ale jesteśmy z niego dumni! Przy okazji polecamy szkołę narciarską na Czarnej Górze – jest przyjazna dzieciom (karuzela narciarska, miłe ośle łączki z wyciągami taśmowymi) i dobrze zorganizowana.

Przed obiadem wszyscy mieliśmy iść do schroniska na Iglicznej, ale rezygnujemy
ze względu na Sebusia – jest za duży mróz. Organizujemy więc zajęcia w podgrupach. M., U. i S. spacerują koło domu po pięknym, skrzącym się śniegu, a R. i T. urządzają męską wyprawę na wieżę widokową na Czarnej Górze – wjeżdżają wyciągiem krzesełkowym (ale ziąb!) i podchodzą w śniegu po pas na szczyt. Tymo ze śmiechem przewraca się w śniegu.

Wieczorem po wykąpaniu chłopaków wyrywamy się jeszcze we dwoje na narty.

Sienna w zimowej aurze.

Sienna w zimowej aurze.

ON Czarna Góra w zimowej aurze.

ON Czarna Góra w zimowej aurze.

Zakończenie kursu narciarskiego.

Zakończenie kursu narciarskiego.

Z nart do domu.

Z nart do domu.

Męska wyprawa na Czarną Górę.

Męska wyprawa na Czarną Górę.

Na Czarnej Górze.

Na Czarnej Górze.

07. Na Czarnej Górze.

Na Czarnej Górze.

 

Na Czarnej Górze.

Na Czarnej Górze.

Męska wyprawa na Czarną Górę.

Męska wyprawa na Czarną Górę.

22 lutego 2011, wtorek

Bajkowa sceneria: -11 i słońce, tylko ziiimno!

Babska wycieczka na Czarną Górę (9:15-10:45)

M. i U. nie chcą być gorsze od chłopaków i dziś po śniadaniu same jadą na zdobycie szczytu Czarnej Góry. Krajobraz wyczarowany przez szadź sprawia, że czujemy się jak
w zaczarowanej krainie. Strome podejście na szczyt w głębokim śniegu jest b. mozolne – podziwiamy wczorajszy wyczyn Tyma. Z wieży nie ma dziś widoku, ale i tak świat wygląda jak z bajki.

Po południu: wspólna wyprawa do Jaskini Niedźwiedziej w Kletnie

Jaskinia Niedźwiedzia to druga (po Jaskini Raj) w Polsce jaskinia z piękną szatą naciekową. Jaskinia wzięła swoją nazwę od znalezionych tu szczątków niedźwiedzia jaskiniowego. Zwiedzanie jest bardzo ciekawe – korytarze jaskini są pięknie podświetlone, można dokładnie obejrzeć szatę naciekową – jest ona może nieco uboższa niż w Raju, ale sama jaskinia jest bardziej przestronna. Są tu też śpiące nietoperze.

R i T. wchodzą o 13:20. W tym czasie M. i U. spacerują z Sebusiem po pawilonie wejściowym, oglądając m.in. wypchanego niedźwiedzia i lwa jaskiniowego. Sebuś koniecznie chce wejść za barierki, ale najbardziej interesują go chyba kluczyki w szafkach w depozycie;-) Potem M. i U. wchodzą na 14:40, a chłopaki wracają samochodem do domu (jest za duży mróz, żeby Sebuś mógł czekać). Po zwiedzaniu dziewczyny nie mają wyboru – wracają na piechotę z Kletna do Siennej – w sumie to kawał drogi, ale mamy piękny, zimowy spacer (15:30-16:45).

Na szczyt Czarnej Góry - teraz idą dziewczyny.

Na szczyt Czarnej Góry – teraz idą dziewczyny.

Szczyt Czarnej Góry.

Szczyt Czarnej Góry.

Ośrodek narciarski Czarna Góra.

Ośrodek narciarski Czarna Góra.

Do Jaskini Niedźwiedziej.

Do Jaskini Niedźwiedziej.

Do Jaskini Niedźwiedziej.

Do Jaskini Niedźwiedziej.

 Jaskinia Niedźwiedzia, Kletno.

Jaskinia Niedźwiedzia, Kletno.

Jaskinia Niedźwiedzia, Kletno.

Jaskinia Niedźwiedzia, Kletno.

Jaskinia Niedźwiedzia, Kletno.

Jaskinia Niedźwiedzia, Kletno.

23 lutego 2011, środa

Słońce, -13 stopni

M i R.: wycieczka na Śnieżnik (1425 m n.p.m.), ok. 20 km, ↑500 m, ↓700 m; 10:40-16:30

  1. Czarna Góra – Hala pod Śnieżnikiem

Wjeżdżamy wyciągiem na Czarną Górę. Poinstruowani wcześniej przez GOPR-owca, szybko znajdujemy właściwy szlak. Nasza droga wiedzie szczytami, jest bardzo dobrze oznaczona, mamy jednak spory dystans do pokonania – idziemy ok. 2 godzin. Sceneria wokół jest przepiękna.

  1. Schronisko pod Śnieżnikiem – Śnieżnik

W schronisku tłumy strażników granicznych (nawet w damskim WC:)) – mają jakieś szkolenie. Posilamy się kwaśnicą i kanapkami – to jak ambrozja w taki mróz.

Drogę na Śnieżnik świetnie przetarli nam wojskowi. Szlak prowadzi wygodną ścieżką przez las, a potem wśród karłowatych sosenek. Szczyt Śnieżnika – rozległy, z wyróżniającymi się pozostałościami po pruskiej wieży widokowej (na jej gruzach ławeczki). Hura, zdobyliśmy kolejny szczyt KGP! Widok skutecznie przysłaniały nam chmurki – a szkoda, podobno świetnie stąd widać Śnieżkę.

  1. Hala pod Śnieżnikiem – Kletno

No cóż, prawdziwy turysta nigdy tą samą droga nie wraca… Mimo że mamy bilet na kolej krzesełkową, decydujemy się wrócić inaczej. Nasza ścieżka wiedzie przez piękny las; miejscami wymaga uwagi – jest oblodzona i znacznie nachylona, potem zamienia się
w wygodną drogę. Pod Jaskinią Niedźwiedzią w Kletnie zatrzymujemy się na mały odpoczynek.

  1. Kletno – Sienna szosą

Idzie się wygodnie, samochody prawie nie jeżdżą, ale zmęczenie daje się już nam we znaki. Może jesteśmy masochistami, ale lubimy takie górskie zmęczenie – potem bolą nas mięśnie, o których istnieniu nawet nie wiedzieliśmy – człowiek czuje, że żyje!

Czarna Góra - Śnieżnik.

Czarna Góra – Śnieżnik.

Czarna Góra - Śnieżnik.

Czarna Góra – Śnieżnik.

Czarna Góra - Śnieżnik.

Czarna Góra – Śnieżnik.

Widok na Czarną Górę i otoczenie.

Widok na Czarną Górę i otoczenie.

Schronisko PTTK na Śnieżniku.

Schronisko PTTK na Śnieżniku.

Hala pod Śnieżnikiem.

Hala pod Śnieżnikiem.

Szczyt Śnieżnika.

Szczyt Śnieżnika.

Szczyt Śnieżnika.

Szczyt Śnieżnika.

Śnieżnik - Kletno.

Śnieżnik – Kletno.

24 lutego 2011, czwartek

Słońce i -10, piękna szadź cd.

Wycieczka w Góry Opawskie  (10:00-16:40)

Tym razem zabieramy ze sobą niespełna pięcioletniego Tyma – ale fajnie, że mamy już takiego dużego synka! Naszym celem jest Biskupia Kopa (889 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Gór Opawskich, a jednocześnie kolejna gwiazda w naszej KGP (nasza – piąta,
a Tymcia – pierwsza!).

Wybieramy najkrótszy dojazd, przez Czechy (Lądek, Javornik, Zlate Hory), który mimo to zajmuje dość dużo czasu. Ale jest ciekawie – m.in. oglądamy z okien samochodu urokliwy czeski Javornik z renesansowym zamkiem biskupów wrocławskich, malowniczo usytułowanym na wzgórzu. Zwracamy uwagę na odcinek drogi prowadzący granicą – doskonale widać tu, jak umowne są podziały terytoriów.

Zielonym (czeskim) szlakiem na Biskupią Kopę

Wygodny szlak drogą przez las – w sam raz dla Tyma, który raz jest wyciągiem orczykowym, raz taśmowym, raz krzesełkowym. W końcu wsiada na „wyciąg baranowy”
i jedzie na ramionach R.

Na Biskupiej Kopie

Naszą uwagę zwraca przede wszystkim doskonale zachowana pruska wieża widokowa z kon. XIX w – ze szczytu oglądamy mocno zamglony widok. To świetna atrakcja dla dziecka, jakiś „cel”, który zawsze stanowi świetną motywację do górskich wycieczek dla maluchów. Robimy dokumentację foto, dumni jak pawie z Tyma.

Biskupia Kopa – Schronisko pod Biskupią Kopą

10 min z górki na pazurki. Tymo zbiega jak szalony. Schronisko b. przyjemne, z klimatem. W środku można wybić pamiątkową monetę, a nawet obejrzeć … wystawę krawatów. Odpoczywamy przy zupie i kanapkach.

Powrót tą samą drogą. Czas nas trochę pili. Tymo pod górę na „wyciągu baranowym”, w dół zbiega sam. Wracając, rozmawiamy, jak wspaniała jest idea KGP – inaczej pewnie nie odwiedzilibyśmy tego bardzo ciekawego szlaku!

Wieczorem narty R. + T. na oświetlonych krzesełkach. Sebuś, trochę podziębiony, zostaje w domu. Rano pięknie się bawi z Babcią na śniegu przy naszym domku. Jest taki uroczy… Chce robić wszystko to samo, co Tymo – m.in. staje na głowie, robi fikołki i gra w piłkarzyki.

Czeskim szlakiem na Biskupią Kopę.

Czeskim szlakiem na Biskupią Kopę.

Wyciąg orczykowy.

Wyciąg orczykowy.

Biskupia Kopa, pruska wieża widokowa, kon. XIX w.

Biskupia Kopa, pruska wieża widokowa, kon. XIX w.

Na wieży widokowej, Biskupia Kopa.

Na wieży widokowej, Biskupia Kopa.

Na Biskupiej Kopie (889 m n.p.m.).

Na Biskupiej Kopie (889 m n.p.m.).

Do schroniska pod Kopą Biskupią.

Do schroniska pod Kopą Biskupią.

Do schroniska pod Kopą Biskupią.

Do schroniska pod Kopą Biskupią.

08. Turlańce zbiegańce.

Turlańce zbiegańce.

25 lutego 2011, piątek, DZIEŃ POŻEGNALNY

Słońce, -7 stopni, jak tu jutro wyjeżdżać…

Rano wyrywamy się na pożegnalne narty na Czarnej Górze. Doceniamy każdą minutę – jest przemiło. Potem czas na wycieczkę:

Do Marii Śnieżnej i Schroniska na Iglicznej (M., R., T.), 13:15-16:30

Sebuś dalej przeziębiony, więc niestety zostaje z Babcią w domu. Szkoda, bo nasza wycieczka w tak malowniczej zimowej aurze jest naprawdę przepiękna.

Podjeżdżamy do Marianówki i stamtąd podchodzimy żółtym szlakiem pod Igliczną (ok. 45’). Jest stromo i Tymo sporo wjeżdża na „wyciągu baranowym”, ale długie odcinki idzie też sam. Ścieżka przez piękny las, zróżnicowany drzewostan.

Na szczycie oglądamy b. malowniczo położone sanktuarium Matki Bożej Śnieżnej (XVIII w). Odwiedzamy też schronisko. Prywatny właściciel obecnie je remontuje, w środku jest bardzo przytulnie, gospodarz jest naprawdę miły, a z okien piękny widok – może kiedyś wrócimy tu zanocować?

Schodzimy czerwonym szlakiem – ten wariant jest zdecydowanie łagodniejszy i łagodniejszy jako droga zejściowa. Większą część drogi Tymo może bezpiecznie sobie zbiegać.

Wieczorem pakujemy się do domu, a chłopcy dokazują. Wyjazd był tak bogaty we wrażenia, że z automatu planujemy kolejną wyprawę w Sudety!

Pożegnalne narty na Czarnej Górze.

Pożegnalne narty na Czarnej Górze.

Do Marii Śnieżnej na Iglicznej.

Do Marii Śnieżnej na Iglicznej.

Sanktuarium Marii Śnieżnej na Iglicznej.

Sanktuarium Marii Śnieżnej na Iglicznej.

Schronisko na Iglicznej.

Schronisko na Iglicznej.

Turyści docierają na miejsce.

Turyści docierają na miejsce.

Widok na Masyw Śnieżnika ze zboczy Iglicznej.

Widok na Masyw Śnieżnika ze zboczy Iglicznej.

Z Iglicznej do Marianówki.

Z Iglicznej do Marianówki.

Z Iglicznej do Marianówki.

Z Iglicznej do Marianówki.

Przelęcz Puchaczówka.

Przelęcz Puchaczówka.

Kotlina Kłodzka – tydzień I

 

12 lutego 2011, sobota

Pogoda bajkowa: słońce i -3 stopnie

Warszawa – Sienna, 6:40-18:30, ok. 445 km

Warunki jazdy: duży ruch, ale na szczęście w większości osobowy. Zatrzymuje nas korek (← remont na katowickiej) ok. 125 km od Warszawy – mamy przez to godzinne opóźnienie i dodatkowy postój (przy okazji śniadanie), co znacznie przedłuża nam podróż. Za Częstochową drogi znacznie gorsze, zwł. końcowy odcinek b. męczący – warunki jak w górach, ślisko, kręto, wąsko, tragiczna nawierzchnia. Ledwo w ciemności dostrzegamy naszą kwaterę w Siennej – intuicja R. jest powalająca!

Dzieci za to spisały się na medal. Tymo to prawdziwy kumpel. Sebuś na postojach już drepcze na własnych nóżkach – różnica w porównaniu z zeszłym rokiem jest ogromna!

Trzy postoje: dwa gastronomiczne (śniadanie w hotelu przy katowickiej ok. 125 km od Warszawy; obiad w karczmie k. Opola) i jeden turystyczny: w Nysie.

Postój w Nysie

Nysa zadziwia zabytkami wielkiej klasy i turystycznym charakterem, choć rzeczywiście po wojnie została dość chaotycznie odbudowana. Największe wrażenie robi na nas ogromna XV-wieczna gotycka katedra św. Jakuba i Agnieszki z wolnostojącą dzwonnicą. Po drodze na rynek oglądamy Piękną Studnię (XVII) z bogato zdobioną kratą, a na rynku nowoczesny, ale klimatyczny ratusz i budynek wagi miejskiej z XVIII w. Zadziwia zgrzyt stylistyczny między poszczególnymi pierzejami rynku – jedna pierzeję tworzą piękne kamieniczki, inną toporne bloki. Mimo to Nysa bardzo nam się podoba. Na odchodnym wstępujemy jeszcze na herbatkę i szybkie nakarmienie Sebcia do położonej przy rynku restauracji.

Wieczorem rozpakowujemy się w naszej kwaterze w Siennej. Jest sympatycznie, wygodnie, przestronnie i czysto. Wyżywienie pycha. Z okien widać ośrodek narciarski na Czarnej Górze.

Nyska katedra (XV) i dzwonnica (XVI).

Nyska katedra (XV) i dzwonnica (XVI).

Nyska katedra (XV).

Nyska katedra (XV).

Dom wagi miejskiej, XVII w.

Dom wagi miejskiej, XVII w.

Piękna Studnia, XVII w.

Piękna Studnia, XVII w.

13 lutego 2011, niedziela

Lekki mróz w okolicy zera, słońce za małymi chmurkami

Chłopcy wstają o … 5:20. O nieee…

Poranny rekonesans

W zeszłym roku M. długie godziny przygotowywała się do ważnego egzaminu, w tym roku R. gorączkowo uczy się do egzaminu specjalizacyjnego. W związku z tym często zostawiamy go w domu, ale na szczęście udają nam się wycieczki w pełnym składzie!

Na poranny rekonesans wybierają się M., T. i U.; R. się uczy i zostaje ze śpiącym Sebusiem. Idziemy pod ośrodek narciarski Czarna Góra. Już ogromny bezpłatny (!) parking świadczy o tym, że ośrodek czeka z otwartymi rękami na turystów. Ośrodek wydaje się nowoczesny i dobrze zorganizowany, zauważamy dwie sympatyczne ośle łączki dla dzieci z pełną infrastrukturą (Polany: Kubusiowa i Jędrusiowa). Trochę brakuje chodników na dojście pod wyciągi.

Wracając, zahaczamy o tajemniczy późnobarokowy kościółek św. Michała Archanioła, malowniczo położony na wzgórzu w Siennej (XVIII/XIX). Świątynia, określana dawniej mianem „kościoła pogrzebowego”, sprawia wrażenie opuszczonej – złamany krzyż, wybite szyby, pozostałości nagrobków cmentarnych dookoła. A tak pięknie dookoła…

Tymuś hasa jak szalony na pobliskich pagórkowatych łąkach: zbiega z górek, przewraca się itp.

Popołudniowa wycieczka do Lądka Zdroju

Udaje nam się pojechać w komplecie. Przepiękny rynek ze i przepiękne budynki zdrojowe, ale jakie wszystko dookoła zaniedbane, aż serce boli! Na rynku jest na czym zaczepić oko – uwagę zwraca zwłaszcza rzadko spotykana w Polsce kolumna wotywna z XVII w, oglądamy też imponujący neorenesansowy ratusz i pręgierz. Potem podchodzimy pod późnogotycki most nad Białą i urządzamy sobie spacer po dzielnicy uzdrowiskowej, gdzie głównym punktem programu jest piękna, zwieńczona kopułą budowla zdrojowa (Wojciech) z pijalnią wód i basenem. Drugą część spaceru S. przesypia w wózku, Tymo dzielnie nam towarzyszy.

Ośrodek Czarna Góra - rekonesans.

Ośrodek Czarna Góra – rekonesans.

Tymuś z Babcią wrzucają śnieżki do strumyczka.

Tymuś z Babcią wrzucają śnieżki do strumyczka.

Tu właśnie spędzimy nasze ferie.

Tu właśnie spędzimy nasze ferie.

Neorenesansowy ratusz w Lądku-Zdroju.

Neorenesansowy ratusz w Lądku-Zdroju.

Kolumna wotywna (XVII w) na rynku w Lądku.

Kolumna wotywna (XVII w) na rynku w Lądku.

akład przyrodoleczniczy Wojciech, XVII w.

Zakład przyrodoleczniczy Wojciech, XVII w.

14 lutego 2011, poniedziałek

Pochmurno, -3 stopnie

Rano: pierwsza lekcja na nartach Tymusia

Od 10:00 do 11:00 Tymo stawia pierwsze kroki na nartach z instruktorką – p. Kasią. Robią rozgrzewkę, ćwiczą pług i hamowanie. Sebuś zostaje z Babcią i nieświadomy osiągnięć Tyma, dwie godziny śpi.

Po południu: wyprawa do Międzygórza

To niewielka, ale przyjemna miejscowość, nieodparcie kojarzy nam się z Karpaczem. Robimy sobie wycieczkę do Ogrodu Bajek PTTK (↑35 min, ↓20 min). To piękny spacer prawdziwie górskim szlakiem. Tymo nas zadziwia: sam biegnie przodem – jest wyciągiem, a my wagonikami (nr 24 i 100); z powrotem zbiega – ale ma kondycję! Sebuś w nosidle, po ogrodzie bajek chodzi na własnych nóżkach i wsuwa babcine rogaliki. W drodze powrotnej zasypia w nosidle.

Ogród Bajek w świecie multimedialnych atrakcji może wydawać się przestarzały, ale może to właśnie jest jego atut? Miłe alejki prowadzą wśród drewnianych bajkowych postaci.
W czasie gdy dzieci rozpoznają ulubionych bohaterów, dorośli mogą poczytać sobie wszechobecne tu mądrości życiowe typu: „Brzydki mąż jest jak wrzód na d… Ani go komu pokazać, ani samemu na niego patrzeć”.

W drodze powrotnej zatrzymujemy się przy Wodospadzie Wilczki (ok. 20 m – kiedyś został sztucznie podwyższony). Szczególnie imponująco wygląda surowy, głęboki skalny jar potoku.

Pierwsza lekcja Tymusia na nartach.

Pierwsza lekcja Tymusia na nartach.

Z Miedzygórza do Ogrodu Bajek.

Z Miedzygórza do Ogrodu Bajek.

Ogród Bajek PTTK.

Ogród Bajek PTTK.

Ogród Bajek PTTK.

Ogród Bajek PTTK.

Ogród Bajek PTTK.

Ogród Bajek PTTK.

Wodospad Wilczki, ok. 20 m.

Wodospad Wilczki, ok. 20 m.

15 lutego 2011, wtorek

Zima jak z bajki: słońce, między -6 a -2 stopnie

Rano Tymo odbywa drugą lekcję na nartach – dziś już trzeba go trochę namawiać,
ale post factum jest pełen zapału i zadowolony z siebie.

Potem wyrywamy się we dwoje (M. + R.) na rekonesans narciarski na Czarnej Górze (13:00-16:00)

Chłopcy grzecznie zostają z Babcią. Ośrodek ma wiele atutów – dobrze rozwiniętą infrastrukturę, dość długie trasy i brak kolejek do wyciągów. Niestety, nie wszystkimi trasami możemy pojeździć – tylko połowa ma sztuczne naśnieżanie, ale i tak nartami na Czarnej Górze czujemy się bardzo usatysfakcjonowani.

Wieczorne szaleństwa na śniegu (17:45-19:15)

Od trzech dni chłopcy urządzają nam pobudkę o 5:00, co jest trudne do zniesienia, więc chcemy ich dziś wieczorem porządnie wybiegać. Mamy nadzieje, że przewracanie się na śniegu po (pustej o tej porze) Kubusiowej Polanie spełni swoją funkcję… Z dumą patrzymy na Sebusia, który SAM zbiega w dół, nie przejmuje się upadkami (krzyczy tylko „bach”!) i protestuje, gdy chcemy go brać na ręce.

Ośrodek narciarski Czarna Góra.

Ośrodek narciarski Czarna Góra.

Ośrodek narciarski Czarna Góra.

Ośrodek narciarski Czarna Góra.

Lekarstwo na wstawanie o 5.00 - eksperymentalne.

Lekarstwo na wstawanie o 5.00 – eksperymentalne.

Lekarstwo na wstawanie o 5.00 - eksperymentalne.

Lekarstwo na wstawanie o 5.00 – eksperymentalne.

16 lutego 2011, środa

Niewielki mróz w okolicy zera

Rano trzecia lekcja Tymusia (10:00-11:00)

Tymo z dnia na dzień robi postępy – dziś jeździ już sam, skręca i hamuje pługiem. Dobrze, że dał się namówić na te lekcje.

Wycieczka do Złotego Stoku (12:50-16:20)

Naszym celem jest wyjątkowa atrakcja Kotliny Kłodzkiej – kopalnia złota. Aż trudno uwierzyć, ale historia wydobycia złota w okolicach Złotego Stoku sięga 2000 lat p.n.e. Kopalnia działała aż o lat 60. XX w; obecnie stanowi głównie atrakcję turystyczną.
Nie możemy sobie odmówić wizyty w kopalni złota, choć trochę obawiamy się, jak Sebuś zniesie półtoragodzinne zwiedzanie (jak się potem okazuje – zupełnie niepotrzebnie).

Teren kopalni jest fantastycznie przygotowany na przyjęcie turystów. Już u wejścia witają nas nietoperze z napisem „fotografujcie, ile chcecie”, są też dyby z „dupochlastem”, pajęczyny do wspinania się dla dzieci itp.

Droga do wejścia do kopalni wiedzie obok nieczynnego kamieniołomu. Po krótkim spacerze do wejścia zagłębiamy się w podziemny świat złota. Poza eksponatami związanymi stricte z wydobyciem złota naszą uwagę przyciąga podziemny wodospad. Niezwykłą atmosferę wnętrz kopalni potrafi wspaniale podsycić przewodnik. Na koniec czeka nas jeszcze jedna atrakcja – wyjazd górniczymi wagonikami na powierzchnię. Hałas przy tym niebotyczny, a niespełna półtoraroczny Sebuś wcale się nie boi! Zuch turysta! Tymo to już wytrawny znawca podziemi – zwiedza z latarką, ciekawy, zadowolony. Zwiedzanie kończymy herbatką w przykopalnianej karczmie. Ale było fajnie!

Wieczorem czujemy się, jakbyśmy zdobyli ośmiotysięcznik! Zwiedzanie z dziećmi daje inny rodzaj satysfakcji, ale to naprawdę prawdziwa satysfakcja!

Chłopcy jadą na wyprawę...

Chłopcy jadą na wyprawę…

Kopalnia złota w Złotym Stoku.

Kopalnia złota w Złotym Stoku.

Podziemny wodospad !!!.

Podziemny wodospad !!!.

Kopalnia złota w Złotym Stoku.

Kopalnia złota w Złotym Stoku.

Wyjazd kolejką.

Wyjazd kolejką.

Kopalnia złota w Złotym Stoku.

Kopalnia złota w Złotym Stoku.

Kopalnia złota w Złotym Stoku.

Kopalnia złota w Złotym Stoku.

Rynek w Złotym Stoku.

Rynek w Złotym Stoku.

A wieczorem chłopaki znów dokazują.

A wieczorem chłopaki znów dokazują.

17 lutego 2011, czwartek

1 stopień na plusie, pochmurno

Wraz z dzisiejszym dniem oficjalnie zaczynamy zdobywanie Korony Gór Polski – plan wejścia na najwyższy szczyt każdego z pasm górskich Polski (http://kgp.amos.waw.pl). Gorąco popieramy tę inicjatywę! Książeczki zdobywcy dla wszystkich załatwione, motywacja ogromna, więc do dzieła!

Wycieczka (M. + R.) z Bielic na Rudawiec i Kowadło

  1. Bielice – Rudawiec – Bielice (10:10-12:20)

Zaczynamy od wejścia na Rudawiec (1112 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Gór Bialskich. Miły szlak przez piękny las. Na dole wszędzie brak śniegu, a tu taka piękna zima! W partii grzbietowej dobrze utrzymany szlak dla biegówek. Idzie się nam bardzo sprawnie – śnieg pokrywa nierówności terenu.

  1. Bielice – Kowadło – Bielice (13:30-15:10)

Kowadło (989 m) – najwyższy szczyt Gór Złotych to cel nr 2. Krótki i ciekawy szlak, najpierw drogą jezdną, potem ścieżką przez las, ostatni odcinek grzbietem. Pod szczytem niezwykle malownicze skałki, gdzieniegdzie otwierają się widoki. Uwaga! Szlak zielony jest mylny – w partiach szczytowych najlepiej trzymać się żółtego czeskiego szlaku.

Ogólnie cała podwójna wycieczka poszła nam dość sprawnie i nie była tak forsująca, jak się spodziewaliśmy. A jak pięknie i ciekawie było!

Tymuś i Sebuś zostają z Babcią i (podobno…) grzecznie się bawią.

Wieczorem idziemy z chłopakami na spacer na Kubusiową Polanę (18:00-19:00). Tymuś szaleje na jabłuszku. Widząc to, Sebuś też … siada na jabłuszko i zjeżdża, odpychając się nogami.

Z Bielic na Rudawiec.

Z Bielic na Rudawiec.

Z Bielic na Rudawiec.

Z Bielic na Rudawiec.

Z Bielic na Rudawiec.

Z Bielic na Rudawiec.

Rudawiec - Góry Bialskie.

Rudawiec – Góry Bialskie.

Z Bielic na Kowadło.

Z Bielic na Kowadło.

Z Bielic na Kowadło.

Z Bielic na Kowadło.

Z Bielic na Kowadło.

Z Bielic na Kowadło.

Z Bielic na Kowadło.

Z Bielic na Kowadło.

Kowadło, Góry Złote.

Kowadło, Góry Złote.

18 lutego 2011, piątek

Zero stopni, mgła

Rano kolejna (czwarta) lekcja Tyma. Kolejny krok milowy – Tymo już zupełnie sam radzi sobie na orczyku krzesełkowym.

Popołudniowa wycieczka do Paczkowa (13:00-17:00)

Od początku nie obywa się bez przygód. Droga samochodem z Lądka do Złotego Stoku przez Góry Złote po nocnych opadach śniegu jest śliska – zupełna szklanka. Tiry
i ciężarówki z drewnem boksujące i tarasujące drogę można było spotkać za każdym zakrętem. Ale jakoś przejechaliśmy. Uff.

Paczków

Paczków, nazywany (podobnie jak Szydłów w Górach Świętokrzyskich) „polskim Carcassonne” z powodu pięknie zachowanych murów obronnych, zwiedzamy w wilgotnej gęstej mgle, co tworzy naprawdę niezwykłą atmosferę. Oj, jest tu co zwiedzać – począwszy od głównej gwiazdy – XIV-wiecznych murów z basztami i wieżami, poprzez imponujący kościół św. Jana Ewangelisty aż po bardzo urokliwy rynek z renesansowym ratuszem. Szkoda, że brak promocji miejsc takich jak to – można by tu zrobić np. muzeum średniowiecznych fortyfikacji z tematycznym placem zabaw dla dzieci. My dziś mamy problem nawet ze znalezieniem lokalu gastronomicznego, w którym można by coś zjeść.

Droga powrotna – znów z dreszczykiem emocji, mimo że tym razem omijamy drogę przez Góry Złote. Udaje nam się jednak pomylić drogę z Bystrzycy Kłodzkiej do Siennej – błądzimy dłuższy czas bocznymi drogami, a na końcu przebijamy się przez mgłę gęstą jak mleko na Przełęczy Puchaczówka.

Wieczorem spacer M. + R. w kierunku Kletna w nastrojowej mgle.

Czwarta lekcja Tymusia.

Czwarta lekcja Tymusia.

Ratusz w Paczkowie, XVI w.

Ratusz w Paczkowie, XVI w.

Paczkowskie wieże obronne, XIV w.

Paczkowskie wieże obronne, XIV w.

Średniowieczne mury obronne w Paczkowie.

Średniowieczne mury obronne w Paczkowie.

Spacer wzdłuż murów.

Spacer wzdłuż murów.

Średniowieczne mury obronne w Paczkowie.

Średniowieczne mury obronne w Paczkowie.

Kościół w Paczkowie, XIV w.

Kościół w Paczkowie, XIV w.

Nasi turyści.

Nasi turyści.

Co by tu zjeść...

Co by tu zjeść…

Kotlina Kłodzka, 2011.02

O ośrodku narciarskim Czarna Góra słyszeliśmy same dobre opinie. Sami musieliśmy sprawdzić ich słuszność! Dodatkową motywacją do odwiedzenia Masywu Śnieżnika była dla nas wielość atrakcji turystycznych w Kotlinie Kłodzkiej – nie dla nas program „ski i after-ski” x 7 lub 14, a tutaj czuliśmy, że będziemy mieli co robić. I rzeczywiście wyjazd w Masyw Śnieżnika okazał się bardzo udany zarówno pod względem narciarskim, jak i turystycznym. Doskonała szkółka narciarska, bardzo przyjazna maluchom, wreszcie zachęciła Tymusia do porządnej nauki jazdy na nartach. Wizyty w tak niezwykłych miejscach jak kopalnia złota w Złotym Stoku czy  Jaskinia Niedźwiedzia na długo pozostaną w naszej pamięci. Na tym wyjeździe udało nam się też zdobyć pięć szczytów z Korony Gór Polskich: Rudawiec, Kowadło, Kłodzką Górę, Śnieżnik i Biskupią Kopę. Wróciliśmy w pełni usatysfakcjonowani.

 

Chłopcy jadą na wyprawę...

Kotlina Kłodzka – tydzień I

 

Widok na Czarną Górę i otoczenie.

Kotlina Kłodzka – tydzień II

Beskid Sądecki, 2011.01

Po lutowym wyjeździe w Beskid Sądecki, z 4-miesięcznym Sebusiem, czujemy pewien niedosyt, dotyczący głównie wycieczek górskich. Dlatego skwapliwie korzystamy z okazji wyrwania się na trzy dni tylko we dwoje.

21 stycznia 2011, piątek

Od -2 do zera, rano śnieg

Sebcik zostaje z Babcią U., Tymusia musimy rano odtransportować do Babci S. W drodze do Rzeszowa decydujemy się zahaczyć o Jaskinię Raj – obiecaliśmy ją kiedyś Tymusiowi, a teraz nadarza się okazja.

Warszawa-Rzeszów (z zahaczeniem o Jaskinię Raj), 6:30-15:30

Jedziemy dość sprawnie, mimo niesprzyjającej pogody rano. Tymo to już bombowy kumpel, siedzi z tyłu z Regą i jest samowystarczalny;-)

Jaskinia Raj

Poza grupami dzieci z zimowisk o tej porze roku jest tu zupełnie pusto, bez porównania z tłumami, jakie widzieliśmy podczas weekendu majowego w 2007 r. Na wejście musimy czekać 50 min, ale czas nam się nie dłuży.

Jaskinia Raj jest niewielka, ale bardzo ciekawa: mamy „formy naciekowe w pigułce”: stalaktyty, stalagmity, kolumny, makarony, wełnę, cebule, perły jaskiniowe, słonie, kalafiory itp. itd. Bardzo dobra pani przewodnik. Nam najbardziej podobały się śpiące nietoperze, bo nigdy wcześniej ich nie widzieliśmy.

Tymo był najmłodszym turystą w grupie, ale zachowywał się jak wytrawny jaskiniowiec;-) – świecił wszędzie swoją latarką i – jak się potem okazało – naprawdę uważnie słuchał pani przewodnik.

Rega grzecznie czekała 2 godz. w samochodzie…

U Babci i Dziadka jemy obiad, rozpakowujemy Tyma i jedziemy dalej. Jesteśmy zmęczeni (dzisiejsze wstawanie i wczorajsza pobudka przed 5:00 przez Sebusia…) i trudno nam się rozstać z chłopakami, ale dziko się cieszymy na kilka dni we dwoje, zeksplorowanie nowych terenów i pożycie trochę we własnym tempie.

Rzeszów-Piwniczna, 17:00-21:00, 177 km

Ogólnie jedzie się dobrze – przeszkadza tylko zmęczenie i niewyspanie. Nie możemy uwierzyć, że udało nam się wyrwać tylko we dwoje! Słuchamy Gaby i Raz Dwa Trzy Młynarski, rozmawiamy o wszystkim i jedziemy przed siebie. Cudownie…

22 stycznia 2011, sobota

-3, pochmurno

Mieszkamy w Willi Orlęta – starym (XIX) , stylowym budynku w stylu muru pruskiego, b. urokliwie położonej nad samym brzegiem Popradu.

Spacer z Wierchomli do Bacówki nad Wierchomlą (11:00-14:00)

Urokliwą drogą wzdłuż Popradu podjeżdżamy do Wierchomli i oglądamy ośrodek narciarski Dwie Doliny, który oceniamy jako bardzo dobry na rodzinny narciarski wypad (trasy niebiesko-czerwone + takie specjalne dla dzieci). Wjeżdżamy na górę kolejką krzesełkową.

Ze szczytu robimy półgodzinny spacer grzbietem do schroniska. Szlak – co się dziwić – beskidzki. oddychamy pełną piersią i nie możemy nacieszyć oczu zimową aurą.

W Bacówce pokrzepiamy się herbatą i kwaśnicą. To bardzo urokliwe miejsce, z klimatem. Podobno rozciąga się stąd piękny widok na Tatry.

Wracamy czarnym szlakiem do Wierchomli, martwiąc się o zagubionego psiaka, który na chwilę się do nas przyczepił. Nasza dzisiejsza trasa może stanowić świetną wycieczkę górską dla kilkulatków.

Popołudniowy spacer (z Regusią) po Piwnicznej

Piwniczna jest bardzo urokliwa: Poprad, kameralny park zdrojowy i stylowa pijalnia z wystawą malarstwa i nastrojową muzyką. Oglądamy skrzyżowanie mostów (wow! dla Tyma) nad Popradem i jego dopływem, a na poważnie: rynek z ratuszem, zabytkową cysterną na wodę i budynkiem muzeum (z bogatą kolekcją nart) oraz pijalnię w maleńkim parku zdrojowym (gdzie zaliczamy po szklance Piwniczanki, korzystając ze zdroju na … fotokomórkę).

Wieczorem R. uczy się do egzaminu specjalizacyjnego, a M. sprawdza kolokwia…

Mieszkamy nad samym Popradem.

Mieszkamy nad samym Popradem.

Stacja narciarska Wierchomla.

Stacja narciarska Wierchomla.

Do Bacówki nad Wierchomlą.

Do Bacówki nad Wierchomlą.

Do Bacówki nad Wierchomlą.

Do Bacówki nad Wierchomlą.

Bacówka nad Wierchomlą.

Bacówka nad Wierchomlą.

Bacówka nad Wierchomlą.

Bacówka nad Wierchomlą.

Bacówka nad Wierchomlą.

Bacówka nad Wierchomlą.

Rynek w Piwnicznej - muzeum i kościół XIX w.

Rynek w Piwnicznej – muzeum i kościół XIX w.

Piwniczańska pijalnia.

Piwniczańska pijalnia.

23 stycznia 2011, niedziela

-3, opady śniegu

Rano idziemy do kościoła w Piwnicznej, a po mszy – prosto na wyprawę.

Łomnica – Hala Łabowska – Łomnica; 9:30-15:30, ok. 15 km

Wejście niebieskim szlakiem

Na początku łagodnie, drogą, po przejściu koryta potoku szlak jednak jest poprowadzony bardzo stromo. Zastanawiamy się, czy schodzić tędy, czy wybrać nieznany ( i nie wiadomo, czy przetarty) żółty szlak. Środkowy odcinek b. malowniczy, wśród hal. Robimy odpoczynek w starym szałasie. R., siadając, załamuje z gracją ławkę;-)

Schronisko PTTK na Hali Łabowskiej

Prawdziwie turystyczna atmosfera i bardzo miły dzierżawca, z którym ucinamy przyjemną pogawędkę. Zjadamy po zupie (uwaga: nie brać gulaszowej…) i szarlotce.

Zejście do Łomnicy żółtym szlakiem

Wybieramy drogę poleconą przez gospodarza – i dobrze. Szlak b. wygodny i niesprawiający nam trudności orientacyjnych (mimo że w wielu miejscach jest zupełnie zawiany). Wiele urokliwych odcinków wśród hal, końcowy fragment malowniczą polną drogą. Tu zima najbardziej daje nam się we znaki: ostro wieje wiatr i sypie śnieg (tworząc ładne nawisy wzdłuż drogi). W dodatku pod warstwą świeżego śniegu jest lód, który co chwilę płata nam figle – przewracamy się i idziemy jak pokraki. Bardzo nam wesoło.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Masakryczne podejście.

Masakryczne podejście.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Schronisko na Hali Łabowskiej.

Schronisko na Hali Łabowskiej.

Powrót do Łomnicy żółtym szlakiem.

Powrót do Łomnicy żółtym szlakiem.

Piwniczański rynek nocą.

Piwniczański rynek nocą.

24 stycznia 2011, poniedziałek

-3, śniegu cd.

Z Rytra do schroniska „Cyrla” i z powrotem, 10:15-15:00

Od rana sypie śnieg, sypał też w nocy, więc zastanawiamy się, czy w ogóle uda nam się znaleźć szlak. Mimo to odważnie jedziemy.

Rytro-Cyrla czerwonym szlakiem

Niestety, śnieg zasypał ślady naszych poprzedników, ale ruszamy mimo to – i bardzo dobrze! Szlak nie sprawia większych trudności orientacyjnych, a wędrówka po 15-cm warstwie dziewiczego śniegu jest bardzo urokliwa. Idziemy w większości lasem (tylko na grzbiecie kilka polanek) i podziwiamy drzewa bajkowo ustrojone śniegiem.

Schronisko górskie Cyrla (prywatne)

Sympatyczni gospodarze tworzą miłą atmosferę (mimo przebudowy i remnotu). To świetne miejsce na przyszły wypad z dziećmi – przed schroniskiem plac zabaw, można wynająć miłą wolnostojącą 4-osobową chatkę.

Powrót do Rytra

Wracamy drogą, którą dojeżdżają samochody do schroniska. Łagodnie wije się wśród lasu, tylko pod warstwą świeżego śniegu jest bardzo ślisko.

W drodze powrotnej zahaczamy o ruiny zamku z XIV w, niezwykle malowniczo usytuowane na wzniesieniu nad Rytrem. W dole pięknie widać wijący się Poprad i „wilkolińcowe” pagórki.

Wieczorna wycieczka pożegnalna do Krynicy

Przejeżdżamy przez malowniczo położony nad zakolem Popradu Żegiestów. W Krynicy ucinamy sobie sentymentalny spacer, przypominając sobie nasze zeszłoroczne rodzinne ferie.

Z Rytra do schroniska Cyrla.

Z Rytra do schroniska Cyrla.

Z Rytra do schroniska Cyrla.

Z Rytra do schroniska Cyrla.

Z Rytra do schroniska Cyrla.

Z Rytra do schroniska Cyrla.

Schronisko Cyrla.

Schronisko Cyrla.

Przysiółek Makowica.

Przysiółek Makowica.

Powrót do Rytra drogą przez Makowicę.

Powrót do Rytra drogą przez Makowicę.

Ryterski zamek, kon. XIII w.

Ryterski zamek, kon. XIII w.

Widoki sprzed zamku.

Widoki sprzed zamku.

25 stycznia 2011, wtorek

Od -13 do -3 z opadami śniegu

Cała nasza randka była nadzwyczaj udana, odświeżyliśmy naszego bakcyla krajoznawczego, ale dziś czas powrotu do domu. I cudnie! Już niedługo wyściskamy nasze Skarby.

Piwniczna-Rzeszów, ok. 170 km, 7:00-11:00

Przed przyjazdem do Warszawy musimy przejechać przez Rzeszów, żeby odebrać Tymcia od Dziadków. Jedzie się sprawnie mimo sporego ruchu.

Postój w Bieczu – „perle Podkarpacia”

To przeurocze miasteczko ze ślicznymi (tak!), malowniczo wkomponowanymi w otoczenie zabytkami z XV i XVI w. Aż dziw, że jest tak nieznane. Można tu zobaczyć pozostałości murów obronnych z basztami, kościół otoczony figurami świętych, renesansowy ratusz z wieżą (ze szczytu podobno jest piękny widok – niestety, schody obecnie w remoncie), odkopany barbakan. Mamy przemiły spacer w środku podróży.

Biecz - 'Perła Podkarpacia'.

Biecz – 'Perła Podkarpacia’.

Późnogotycki kościół i dzwonnica obronna.

Późnogotycki kościół i dzwonnica obronna.

Fragmenty średniowiecznych murów obronnych.

Fragmenty średniowiecznych murów obronnych.

Późnogotycki kosciół, kon. XV w.

Późnogotycki kosciół, kon. XV w.

Późnogotycki kosciół, kon. XV w.

Późnogotycki kosciół, kon. XV w.

Ratusz ( wieża - XVI w).

Ratusz ( wieża – XVI w).

Rzeszów – Warszawa, 13:00-19:00

Zabieramy zaokrąglonego Tymusia od Dziadków i obieramy azymut dom. A już wieczorem cieszymy oczy śpiącym w łóżeczku Sebusiem.

Tatry, 2010.08

Tatry – nasza młodzieńcza fascynacja – zawsze będą dla nas wyjątkowe. Bardzo cieszymy się perspektywą wyjazdu. Oczywiście nie ma róży bez kolców. Babcia ma zostać pierwszy raz sama z 9-miesięcznym Sebusiem, więc trochę się denerwujemy. Na dodatek tuż przed wyjazdem – a jakże mogło by być inaczej – Młody dostaje temperatury. Na szczęście okazuje się, że to zwykła wirusówka, ale i tak musimy skrócić wyjazd, denerwujemy się, czy możemy go zostawić itp. Ruszamy z duszą na ramieniu i wydenerwowani. Ot, rodzicielskie realia…

7 sierpnia 2010, sobota

Do 27 stopni

Warszawa-Rzeszów, 7:00-13:00

Po drodze musimy zahaczyć o Rzeszów, żeby odstawić Tyma do Dziadków. Bohaterem podróży jest kontuzjowana maskotka-prosiaczek, cała poobklejana plastrami, i dźwig z bajki Tomek i przyjaciele.

Na miejscu zjadamy szybki obiad, rozpakowujemy Tyma i ruszamy dalej, już tylko we dwoje. O ironio, rozmawiamy oczywiście o … dzieciach. Tymo na odchodnym mówi, że nas kocha i że będzie za nami tęsknił. Nasze kochane Serduszko…

Rzeszów-Zakopane, 15:00-20:30

Wąskie drogi, ale jakie piękne! Podziwiamy krajobrazy beskidzkich wzniesień. Szczególnie malowniczy odcinek od Krościenka, droga biegnie nad samym Dunajcem.

Postój w Starym Sączu (17:30-18:45)

Stary Sącz, malowniczo położony u zbiegu Popradu i Dunajca, to doskonałe miejsce na romantyczną randkę. Malowniczość, kameralność i cenne zabytki, a przy tym brak komercyjnej tandety. Robimy sobie przemiły spacer, oglądając po drodze rynek z ładnymi kamieniczkami, mury klasztoru Klarysek (zał. XIII, przeb. XVI) i źródełko Św. Kingi, plac Św. Kingi, przyklasztorny kościół, Dom Św. Kingi i wejście do klasztoru.

Na miejsce dojeżdżamy zmęczeni, ale co to za problem poogarniać się bez dzieci – raz dwa i siedzimy przy herbatce, planując trasy na najbliższe dni.

Rynek w Starym Sączu

Rynek w Starym Sączu

Stary Sącz.

Stary Sącz.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Dom Kingi.

Dom Kingi.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

8 sierpnia 2010, niedziela

15-17 stopni, ale pułap chmur ok. 1700 m

Ździar – Przełęcz pod Kopą – Dolina Zadnich Koperszadów – Jaworzyna; 11:30-18:30

Ruszamy o 9:00. Najpierw dojeżdżamy naszym autem do Jaworzyny Spiskiej. Ku naszemu zaskoczeniu wyremontowali drogę Oswalda Balzera. Na „języku teściowej” nie da obyć się bez jazdy za bryką.

Następny punkt programu to transport autobusem do Ździaru. Oczywiście nie obywa się bez przygód. Kierowca pierwszego autobusu chce zapłatę tylko w Euro, drugi na szczęście przyjmuje złotówki. W Ździarze wysiadamy za wcześnie – zmyla nad przydrożny drogowskaz do naszego szlaku. Najpierw chcemy znaleźć wyjście szlaku, idąc na azymut, w efekcie czego przez ponad pół godziny błądzimy po grzbiecie oddzielającym Ździar od naszego szlaku. W końcu zrezygnowani wracamy asfaltem i do punktu wyjścia dochodzimy dookoła.

Ździar- Przełęcz pod Kopą („naučny chodnik”)

Sympatyczny, choć w środkowej części mozolny szlak. W innych warunkach trud wynagradzałyby widoki, dziś niestety idziemy w mleku. Czekają na nas za to inne atrakcje: między Przełęczą Szeroką i Wyżnim Kopskim Sedlem spotykamy stado kozic, których zupełnie nie płoszy nasza obecność. Pasą się jak krowy, a my cichutko obserwujemy je, mając je na wyciągnięcie ręki. Na całym odcinku innych turystów jak na lekarstwo, mimo środka sezonu turystycznego.

Przełęcz pod Kopą – Dolina Zadnich Koperszadów – Jaworzyna

Przeurocze (nawet mimo braku rozległych widoków ← chmury) zejście szlakiem trawersującym zbocza Tatr Bielskich. Dalej wygodna szutrowa droga wzdłuż pięknego huczącego potoku. Szczególnie podoba nam się odcinek prowadzący przez Cieśniawę Bramka, przywodzącą nieco na myśl Dolinę Kościeliską, oraz malownicza Polana pod Muraniem (Murań na szczęście widoczny jako jeden z nielicznych dziś szczytów).

Tatry Bielskie od zawsze czarowały nas swoją bajkową atmosferą. Chętnie wrócimy tu podczas bardziej sprzyjającej aury.

Wracając, wstępujemy już po polskiej stronie do karczmy na zasłużoną kolację. Przypominamy sobie, jak ostatnio byliśmy tu z Tymem.

Szukamy szlaku w Ździarze....

Szukamy szlaku w Ździarze….

Ździar z Szerokiej Doliny.

Ździar z Szerokiej Doliny.

Szeroka Przełęcz (1825).

Szeroka Przełęcz (1825).

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Vyżnie Kopskie Sedlo.

Vyżnie Kopskie Sedlo.

Zejście Dol. Zadnich Koperszadów.

Zejście Dol. Zadnich Koperszadów.

9 sierpnia 2010, poniedziałek

Rano słońce, po południu deszcz, ok. 15 stopni

Kuźnice – Hal Gąsienicowa – Krzyżne – Dolina Pięciu Stawów – Dolina Roztoki, 7:45-18:30

Wstajemy o 5:45 i tuż po 7:00 ruszamy. Podjeżdżamy z boku pod Murowanicę i dalej pieszo. Miło odwiedzić stare kąty…

Kuźnice – Murowaniec przez Boczań

Pomimo wysiłku to zawsze przyjemne wejście, a widok Hali Gąsienicowej w porannym słońcu jak zawsze zapiera dech w piersiach. W Murowańcu drugie śniadanie i do przodu!

Murowaniec – Krzyżne

Dobrze przypomnieć sobie stary szlak. Pod koniec trochę żmudnie, ale pomaga bliskość celu. Tu na szczęście już dużo mniej ludzi.

Podejście w okolice Buczynowych Turni

Pierwotnie planujemy przejść się kawałek Orlą Percią, ale coraz bardziej się chmurzy, aż wreszcie zaczyna padać, więc zamiast na Granaty wracamy na Krzyżne i schodzimy w dół.

Krzyżne – „Piątka”

Zapomnieliśmy już, jak długi to był odcinek szlaku, a może aklimatyzacja dała o sobie znać. Do schroniska docieramy głodni, mokrzy i znużeni. W środku tłum i parna mgła, ale udaje nam się gdzieś przycupnąć i zaliczyć po gorącej zupie.

Zejście Doliną Roztoki

Już od zakosów dokucza nam zmęczenie i deszcz, marszu nie ułatwia marsz w „plandekach” przeciwdeszczowych. Zaskakuje nas nowiutki asfalt do Moka. Rany, po co?!!

Wracamy busem. Wszędzie straszne korki. Ot, uroki Zakopanego w sezonie. Rozbawiamy się słuchaniem klnących górali przez CB-radio.

Widok na Giewont i Dol. Jaworzynki.

Widok na Giewont i Dol. Jaworzynki.

Zdjęcie z Tymusiem.

Zdjęcie z Tymusiem.

Hala Gąsienicowa.

Hala Gąsienicowa.

Widok na Dol. Pięciu Stawów.

Widok na Dol. Pięciu Stawów.

10 sierpnia 2010, wtorek

Umiarkowane zachmurzenie, do 20 stopni

Jesteśmy zmęczeni po wczorajszej wycieczce i mamy dość zakopiańskich tłumów, więc urządzamy sobie ,,wycieczkę ździarską” po pasmie Magury Spiskiej (ok. 12:00-15:00 plus dojazd)

Samochodem jedziemy dookoła – wybieramy trasę widokową przez Jurgów. Jak miło zobaczyć coś nowego… Przy tym widoki na Tatry Bielskie są naprawdę przepiękne.

Na miejscu ucinamy sobie spacer po centrum Ździaru – bardzo urokliwa tradycyjna zabudowa, widać dynamiczny rozwój zaplecza turystycznego.

Po spacerze czas na wycieczkę szlakiem. Wypatrujemy zielonych znaków i wchodzimy na szczyt pasma Magury Spiskiej. Na dojściu do szczytu robimy sobie przemiły postój na podszczytowej łące. Ziemia pachnie, pająki na nas wchodzą, pięknie widać Tatry Bielskie. Jest przemiło. Potem jeszcze spacerujemy po zalesionych (ale z „vyhladkami” na stronę polską) partiach szczytowych (szlak niebieski). Zejście z Magurki (1193 m) czerwonym szlakiem po trawiastym zboczu. Widok jak z fototapety. Piękna trasa, pusto, prawdziwy odpoczynek.

Wracając, zatrzymujemy się w Bukowinie na obiad. Ceny sporo niższe niż w Zakopanem.

Wieczorem wybieramy się na Krupówki – przynajmniej raz wypada tu zajrzeć. Tłumy nad tłumami, dobrze, że nie musimy tu bywać codziennie. Kupujemy pamiątki dla wszystkich.

Ździar.

Ździar.

Ździar, kapliczka z XVIII w.

Ździar, kapliczka z XVIII w.

Styl ździarski.

Styl ździarski.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Dom ździarski.

Dom ździarski.

11 sierpnia 2010, środa

Słonecznie, 23 stopnie

Po dniu odpoczynku czas na ambitniejszą wycieczkę na deser:

Orlą Percią: Kozia Przełęcz – Granaty; 6:40-18:40

Kuźnice – Hala Gąsienicowa przez Boczań

Jak zwykle wchodzi się bardzo miło, z pięknym widokiem na Karczmisku. Wszystko przebija jednak główna atrakcja dnia: pod Kopą Magury widzimy NIEDŹWIEDZIA! Tyle już chodziliśmy po Tatrach, a nigdy wcześniej nam się to nie zdarzyło. Na szczęście nasz bohater był odpowiednio daleko i zupełnie nie interesował się ludźmi; po chwili spokojnej obserwacji ruszyliśmy dalej.

Z Hali na Kozią Przełęcz

Szczególnie urokliwy odcinek szlaku wiedzie wzdłuż Czarnego Stawu Gąsienicowego do Zmarzłego Stawu. Potem nieco trudniejszy technicznie odcinek, nie przysparzający jednak specjalnych kłopotów.

Orlą Percią na odcinku Kozia Przełęcz – Kozi Wierch

To bardzo trudny technicznie odcinek, wymagający uwagi i doświadczenia szczególnie w okolicach Koziej Przełęczy i Koziej Przełęczy Wyżniej. Przypominamy sobie naszą pierwszą wycieczkę na Kozią wiele lat temu… Dalej, z Koziego Wierchu przepiękny widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich.

Odcinek Kozi Wierch – Zadni Granat

Tu już łatwiej, może poza nużącym zejściem fragmentem Żlebu Kulczyńskiego i wysokim kominkiem. Ogólnie dziś na Orlej ruch turystyczny był spory, jak to w sezonie, ale bez zatorów; mieliśmy też szczęście spotkać samych uprzejmych ludzi.

Zejście z Zadniego Granatu na Halę; zejście przez Jaworzynkę

Widać, że szlak niedawno remontowany, idzie się bardzo wygodnie. W Murowańcu raczymy się zasłużonym obiadem – po takiej trasie to po prostu poezja. Schodzimy Doliną Jaworzynki, uroki tej trasy są jednak przysłonięte przez tłumy ludzi.

Wieczorem czas na pakowanie. Nie możemy doczekać się jutrzejszego spotkania z chłopcami. Ale cudnie będzie móc im kiedyś pokazać Tatry!

Niedźwiedź pod Kopą Magury.

Niedźwiedź pod Kopą Magury.

Widok na Kościelec.

Widok na Kościelec.

Widok na Halę Gąsienicową.

Widok na Halę Gąsienicową.

Na Kozią Przełęcz.

Na Kozią Przełęcz.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Zejście na Kozią Przełęcz Wyżnią.

Zejście na Kozią Przełęcz Wyżnią.

Widok na Cichą Przełęcz z Koziego Wierchu.

Widok na Cichą Przełęcz z Koziego Wierchu.

Widok z Koziego Wierchu na Dol. Pięciu Stawów.

Widok z Koziego Wierchu na Dol. Pięciu Stawów.

12 sierpnia 2010, czwartek

Słonecznie, 31 stopni

Z Zakopanego udaje nam się wyjechać już o 6:30. Do Rzeszowa jedzie się jednak fatalnie jak nigdy: na odcinku omijającym Kraków kilka razy ruch wahadłowy, na „czwórce” co chwilę korki, nawet parokilomentrowe. Dojeżdżamy dopiero o 12:30.

Ściskamy Tyma ze wszystkich stron, jemy razem obiad i o 14:30 ruszamy do domu. Droga mija sprawnie. Zatrzymujemy się na bardzo miły postój w Iłży, gdzie wchodzimy na wzgórze zamkowe z ruinami zamku biskupiego (XIV) i zrekonstruowaną wieżą. Wszyscy troje podziwiamy widok z góry, Tymuś zachwycony, wszędzie sam dziarsko wchodzi. O 20:30 jesteśmy w domu i ściskamy naszego Sebusia!

Beskid Sądecki – tydzień II

13 lutego 2010, sobota

-2 stopnie, cały dzień sypie, do tego podmuchy zimnego wiatru

Przedpołudniowy spacer po alejkach Parku Zdrojowego, tym razem bez M. We dwoje potem wychodzimy jeszcze raz i odbywamy spacer do dwóch krynickich cerkwi – cerkwi grekokatolickiej (XIX) w Krynicy Dolnej i cerkwi prawosławnej (zbudowana w 1995 r, ale bardzo stylowa).

Po południu wszyscy idziemy do Parku Pułaskiego, ale zawracamy w połowie drogi, bo planowane przez nas przejście przez teren Parku Zdrojowego jest nieoświetlone. Za to oglądamy z mostku kolejkę wjeżdżającą na Górę Parkową, a potem kręcimy się wśród padającego śniegu po oświetlonych alejkach. Continue reading