Beskid Sądecki, 2011.01

Po lutowym wyjeździe w Beskid Sądecki, z 4-miesięcznym Sebusiem, czujemy pewien niedosyt, dotyczący głównie wycieczek górskich. Dlatego skwapliwie korzystamy z okazji wyrwania się na trzy dni tylko we dwoje.

21 stycznia 2011, piątek

Od -2 do zera, rano śnieg

Sebcik zostaje z Babcią U., Tymusia musimy rano odtransportować do Babci S. W drodze do Rzeszowa decydujemy się zahaczyć o Jaskinię Raj – obiecaliśmy ją kiedyś Tymusiowi, a teraz nadarza się okazja.

Warszawa-Rzeszów (z zahaczeniem o Jaskinię Raj), 6:30-15:30

Jedziemy dość sprawnie, mimo niesprzyjającej pogody rano. Tymo to już bombowy kumpel, siedzi z tyłu z Regą i jest samowystarczalny;-)

Jaskinia Raj

Poza grupami dzieci z zimowisk o tej porze roku jest tu zupełnie pusto, bez porównania z tłumami, jakie widzieliśmy podczas weekendu majowego w 2007 r. Na wejście musimy czekać 50 min, ale czas nam się nie dłuży.

Jaskinia Raj jest niewielka, ale bardzo ciekawa: mamy „formy naciekowe w pigułce”: stalaktyty, stalagmity, kolumny, makarony, wełnę, cebule, perły jaskiniowe, słonie, kalafiory itp. itd. Bardzo dobra pani przewodnik. Nam najbardziej podobały się śpiące nietoperze, bo nigdy wcześniej ich nie widzieliśmy.

Tymo był najmłodszym turystą w grupie, ale zachowywał się jak wytrawny jaskiniowiec;-) – świecił wszędzie swoją latarką i – jak się potem okazało – naprawdę uważnie słuchał pani przewodnik.

Rega grzecznie czekała 2 godz. w samochodzie…

U Babci i Dziadka jemy obiad, rozpakowujemy Tyma i jedziemy dalej. Jesteśmy zmęczeni (dzisiejsze wstawanie i wczorajsza pobudka przed 5:00 przez Sebusia…) i trudno nam się rozstać z chłopakami, ale dziko się cieszymy na kilka dni we dwoje, zeksplorowanie nowych terenów i pożycie trochę we własnym tempie.

Rzeszów-Piwniczna, 17:00-21:00, 177 km

Ogólnie jedzie się dobrze – przeszkadza tylko zmęczenie i niewyspanie. Nie możemy uwierzyć, że udało nam się wyrwać tylko we dwoje! Słuchamy Gaby i Raz Dwa Trzy Młynarski, rozmawiamy o wszystkim i jedziemy przed siebie. Cudownie…

22 stycznia 2011, sobota

-3, pochmurno

Mieszkamy w Willi Orlęta – starym (XIX) , stylowym budynku w stylu muru pruskiego, b. urokliwie położonej nad samym brzegiem Popradu.

Spacer z Wierchomli do Bacówki nad Wierchomlą (11:00-14:00)

Urokliwą drogą wzdłuż Popradu podjeżdżamy do Wierchomli i oglądamy ośrodek narciarski Dwie Doliny, który oceniamy jako bardzo dobry na rodzinny narciarski wypad (trasy niebiesko-czerwone + takie specjalne dla dzieci). Wjeżdżamy na górę kolejką krzesełkową.

Ze szczytu robimy półgodzinny spacer grzbietem do schroniska. Szlak – co się dziwić – beskidzki. oddychamy pełną piersią i nie możemy nacieszyć oczu zimową aurą.

W Bacówce pokrzepiamy się herbatą i kwaśnicą. To bardzo urokliwe miejsce, z klimatem. Podobno rozciąga się stąd piękny widok na Tatry.

Wracamy czarnym szlakiem do Wierchomli, martwiąc się o zagubionego psiaka, który na chwilę się do nas przyczepił. Nasza dzisiejsza trasa może stanowić świetną wycieczkę górską dla kilkulatków.

Popołudniowy spacer (z Regusią) po Piwnicznej

Piwniczna jest bardzo urokliwa: Poprad, kameralny park zdrojowy i stylowa pijalnia z wystawą malarstwa i nastrojową muzyką. Oglądamy skrzyżowanie mostów (wow! dla Tyma) nad Popradem i jego dopływem, a na poważnie: rynek z ratuszem, zabytkową cysterną na wodę i budynkiem muzeum (z bogatą kolekcją nart) oraz pijalnię w maleńkim parku zdrojowym (gdzie zaliczamy po szklance Piwniczanki, korzystając ze zdroju na … fotokomórkę).

Wieczorem R. uczy się do egzaminu specjalizacyjnego, a M. sprawdza kolokwia…

Mieszkamy nad samym Popradem.

Mieszkamy nad samym Popradem.

Stacja narciarska Wierchomla.

Stacja narciarska Wierchomla.

Do Bacówki nad Wierchomlą.

Do Bacówki nad Wierchomlą.

Do Bacówki nad Wierchomlą.

Do Bacówki nad Wierchomlą.

Bacówka nad Wierchomlą.

Bacówka nad Wierchomlą.

Bacówka nad Wierchomlą.

Bacówka nad Wierchomlą.

Bacówka nad Wierchomlą.

Bacówka nad Wierchomlą.

Rynek w Piwnicznej - muzeum i kościół XIX w.

Rynek w Piwnicznej – muzeum i kościół XIX w.

Piwniczańska pijalnia.

Piwniczańska pijalnia.

23 stycznia 2011, niedziela

-3, opady śniegu

Rano idziemy do kościoła w Piwnicznej, a po mszy – prosto na wyprawę.

Łomnica – Hala Łabowska – Łomnica; 9:30-15:30, ok. 15 km

Wejście niebieskim szlakiem

Na początku łagodnie, drogą, po przejściu koryta potoku szlak jednak jest poprowadzony bardzo stromo. Zastanawiamy się, czy schodzić tędy, czy wybrać nieznany ( i nie wiadomo, czy przetarty) żółty szlak. Środkowy odcinek b. malowniczy, wśród hal. Robimy odpoczynek w starym szałasie. R., siadając, załamuje z gracją ławkę;-)

Schronisko PTTK na Hali Łabowskiej

Prawdziwie turystyczna atmosfera i bardzo miły dzierżawca, z którym ucinamy przyjemną pogawędkę. Zjadamy po zupie (uwaga: nie brać gulaszowej…) i szarlotce.

Zejście do Łomnicy żółtym szlakiem

Wybieramy drogę poleconą przez gospodarza – i dobrze. Szlak b. wygodny i niesprawiający nam trudności orientacyjnych (mimo że w wielu miejscach jest zupełnie zawiany). Wiele urokliwych odcinków wśród hal, końcowy fragment malowniczą polną drogą. Tu zima najbardziej daje nam się we znaki: ostro wieje wiatr i sypie śnieg (tworząc ładne nawisy wzdłuż drogi). W dodatku pod warstwą świeżego śniegu jest lód, który co chwilę płata nam figle – przewracamy się i idziemy jak pokraki. Bardzo nam wesoło.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Masakryczne podejście.

Masakryczne podejście.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Z Łomnicy na Halę Łabowską.

Schronisko na Hali Łabowskiej.

Schronisko na Hali Łabowskiej.

Powrót do Łomnicy żółtym szlakiem.

Powrót do Łomnicy żółtym szlakiem.

Piwniczański rynek nocą.

Piwniczański rynek nocą.

24 stycznia 2011, poniedziałek

-3, śniegu cd.

Z Rytra do schroniska „Cyrla” i z powrotem, 10:15-15:00

Od rana sypie śnieg, sypał też w nocy, więc zastanawiamy się, czy w ogóle uda nam się znaleźć szlak. Mimo to odważnie jedziemy.

Rytro-Cyrla czerwonym szlakiem

Niestety, śnieg zasypał ślady naszych poprzedników, ale ruszamy mimo to – i bardzo dobrze! Szlak nie sprawia większych trudności orientacyjnych, a wędrówka po 15-cm warstwie dziewiczego śniegu jest bardzo urokliwa. Idziemy w większości lasem (tylko na grzbiecie kilka polanek) i podziwiamy drzewa bajkowo ustrojone śniegiem.

Schronisko górskie Cyrla (prywatne)

Sympatyczni gospodarze tworzą miłą atmosferę (mimo przebudowy i remnotu). To świetne miejsce na przyszły wypad z dziećmi – przed schroniskiem plac zabaw, można wynająć miłą wolnostojącą 4-osobową chatkę.

Powrót do Rytra

Wracamy drogą, którą dojeżdżają samochody do schroniska. Łagodnie wije się wśród lasu, tylko pod warstwą świeżego śniegu jest bardzo ślisko.

W drodze powrotnej zahaczamy o ruiny zamku z XIV w, niezwykle malowniczo usytuowane na wzniesieniu nad Rytrem. W dole pięknie widać wijący się Poprad i „wilkolińcowe” pagórki.

Wieczorna wycieczka pożegnalna do Krynicy

Przejeżdżamy przez malowniczo położony nad zakolem Popradu Żegiestów. W Krynicy ucinamy sobie sentymentalny spacer, przypominając sobie nasze zeszłoroczne rodzinne ferie.

Z Rytra do schroniska Cyrla.

Z Rytra do schroniska Cyrla.

Z Rytra do schroniska Cyrla.

Z Rytra do schroniska Cyrla.

Z Rytra do schroniska Cyrla.

Z Rytra do schroniska Cyrla.

Schronisko Cyrla.

Schronisko Cyrla.

Przysiółek Makowica.

Przysiółek Makowica.

Powrót do Rytra drogą przez Makowicę.

Powrót do Rytra drogą przez Makowicę.

Ryterski zamek, kon. XIII w.

Ryterski zamek, kon. XIII w.

Widoki sprzed zamku.

Widoki sprzed zamku.

25 stycznia 2011, wtorek

Od -13 do -3 z opadami śniegu

Cała nasza randka była nadzwyczaj udana, odświeżyliśmy naszego bakcyla krajoznawczego, ale dziś czas powrotu do domu. I cudnie! Już niedługo wyściskamy nasze Skarby.

Piwniczna-Rzeszów, ok. 170 km, 7:00-11:00

Przed przyjazdem do Warszawy musimy przejechać przez Rzeszów, żeby odebrać Tymcia od Dziadków. Jedzie się sprawnie mimo sporego ruchu.

Postój w Bieczu – „perle Podkarpacia”

To przeurocze miasteczko ze ślicznymi (tak!), malowniczo wkomponowanymi w otoczenie zabytkami z XV i XVI w. Aż dziw, że jest tak nieznane. Można tu zobaczyć pozostałości murów obronnych z basztami, kościół otoczony figurami świętych, renesansowy ratusz z wieżą (ze szczytu podobno jest piękny widok – niestety, schody obecnie w remoncie), odkopany barbakan. Mamy przemiły spacer w środku podróży.

Biecz - 'Perła Podkarpacia'.

Biecz – 'Perła Podkarpacia’.

Późnogotycki kościół i dzwonnica obronna.

Późnogotycki kościół i dzwonnica obronna.

Fragmenty średniowiecznych murów obronnych.

Fragmenty średniowiecznych murów obronnych.

Późnogotycki kosciół, kon. XV w.

Późnogotycki kosciół, kon. XV w.

Późnogotycki kosciół, kon. XV w.

Późnogotycki kosciół, kon. XV w.

Ratusz ( wieża - XVI w).

Ratusz ( wieża – XVI w).

Rzeszów – Warszawa, 13:00-19:00

Zabieramy zaokrąglonego Tymusia od Dziadków i obieramy azymut dom. A już wieczorem cieszymy oczy śpiącym w łóżeczku Sebusiem.

Tatry, 2010.08

Tatry – nasza młodzieńcza fascynacja – zawsze będą dla nas wyjątkowe. Bardzo cieszymy się perspektywą wyjazdu. Oczywiście nie ma róży bez kolców. Babcia ma zostać pierwszy raz sama z 9-miesięcznym Sebusiem, więc trochę się denerwujemy. Na dodatek tuż przed wyjazdem – a jakże mogło by być inaczej – Młody dostaje temperatury. Na szczęście okazuje się, że to zwykła wirusówka, ale i tak musimy skrócić wyjazd, denerwujemy się, czy możemy go zostawić itp. Ruszamy z duszą na ramieniu i wydenerwowani. Ot, rodzicielskie realia…

7 sierpnia 2010, sobota

Do 27 stopni

Warszawa-Rzeszów, 7:00-13:00

Po drodze musimy zahaczyć o Rzeszów, żeby odstawić Tyma do Dziadków. Bohaterem podróży jest kontuzjowana maskotka-prosiaczek, cała poobklejana plastrami, i dźwig z bajki Tomek i przyjaciele.

Na miejscu zjadamy szybki obiad, rozpakowujemy Tyma i ruszamy dalej, już tylko we dwoje. O ironio, rozmawiamy oczywiście o … dzieciach. Tymo na odchodnym mówi, że nas kocha i że będzie za nami tęsknił. Nasze kochane Serduszko…

Rzeszów-Zakopane, 15:00-20:30

Wąskie drogi, ale jakie piękne! Podziwiamy krajobrazy beskidzkich wzniesień. Szczególnie malowniczy odcinek od Krościenka, droga biegnie nad samym Dunajcem.

Postój w Starym Sączu (17:30-18:45)

Stary Sącz, malowniczo położony u zbiegu Popradu i Dunajca, to doskonałe miejsce na romantyczną randkę. Malowniczość, kameralność i cenne zabytki, a przy tym brak komercyjnej tandety. Robimy sobie przemiły spacer, oglądając po drodze rynek z ładnymi kamieniczkami, mury klasztoru Klarysek (zał. XIII, przeb. XVI) i źródełko Św. Kingi, plac Św. Kingi, przyklasztorny kościół, Dom Św. Kingi i wejście do klasztoru.

Na miejsce dojeżdżamy zmęczeni, ale co to za problem poogarniać się bez dzieci – raz dwa i siedzimy przy herbatce, planując trasy na najbliższe dni.

Rynek w Starym Sączu

Rynek w Starym Sączu

Stary Sącz.

Stary Sącz.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Dom Kingi.

Dom Kingi.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

8 sierpnia 2010, niedziela

15-17 stopni, ale pułap chmur ok. 1700 m

Ździar – Przełęcz pod Kopą – Dolina Zadnich Koperszadów – Jaworzyna; 11:30-18:30

Ruszamy o 9:00. Najpierw dojeżdżamy naszym autem do Jaworzyny Spiskiej. Ku naszemu zaskoczeniu wyremontowali drogę Oswalda Balzera. Na „języku teściowej” nie da obyć się bez jazdy za bryką.

Następny punkt programu to transport autobusem do Ździaru. Oczywiście nie obywa się bez przygód. Kierowca pierwszego autobusu chce zapłatę tylko w Euro, drugi na szczęście przyjmuje złotówki. W Ździarze wysiadamy za wcześnie – zmyla nad przydrożny drogowskaz do naszego szlaku. Najpierw chcemy znaleźć wyjście szlaku, idąc na azymut, w efekcie czego przez ponad pół godziny błądzimy po grzbiecie oddzielającym Ździar od naszego szlaku. W końcu zrezygnowani wracamy asfaltem i do punktu wyjścia dochodzimy dookoła.

Ździar- Przełęcz pod Kopą („naučny chodnik”)

Sympatyczny, choć w środkowej części mozolny szlak. W innych warunkach trud wynagradzałyby widoki, dziś niestety idziemy w mleku. Czekają na nas za to inne atrakcje: między Przełęczą Szeroką i Wyżnim Kopskim Sedlem spotykamy stado kozic, których zupełnie nie płoszy nasza obecność. Pasą się jak krowy, a my cichutko obserwujemy je, mając je na wyciągnięcie ręki. Na całym odcinku innych turystów jak na lekarstwo, mimo środka sezonu turystycznego.

Przełęcz pod Kopą – Dolina Zadnich Koperszadów – Jaworzyna

Przeurocze (nawet mimo braku rozległych widoków ← chmury) zejście szlakiem trawersującym zbocza Tatr Bielskich. Dalej wygodna szutrowa droga wzdłuż pięknego huczącego potoku. Szczególnie podoba nam się odcinek prowadzący przez Cieśniawę Bramka, przywodzącą nieco na myśl Dolinę Kościeliską, oraz malownicza Polana pod Muraniem (Murań na szczęście widoczny jako jeden z nielicznych dziś szczytów).

Tatry Bielskie od zawsze czarowały nas swoją bajkową atmosferą. Chętnie wrócimy tu podczas bardziej sprzyjającej aury.

Wracając, wstępujemy już po polskiej stronie do karczmy na zasłużoną kolację. Przypominamy sobie, jak ostatnio byliśmy tu z Tymem.

Szukamy szlaku w Ździarze....

Szukamy szlaku w Ździarze….

Ździar z Szerokiej Doliny.

Ździar z Szerokiej Doliny.

Szeroka Przełęcz (1825).

Szeroka Przełęcz (1825).

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Vyżnie Kopskie Sedlo.

Vyżnie Kopskie Sedlo.

Zejście Dol. Zadnich Koperszadów.

Zejście Dol. Zadnich Koperszadów.

9 sierpnia 2010, poniedziałek

Rano słońce, po południu deszcz, ok. 15 stopni

Kuźnice – Hal Gąsienicowa – Krzyżne – Dolina Pięciu Stawów – Dolina Roztoki, 7:45-18:30

Wstajemy o 5:45 i tuż po 7:00 ruszamy. Podjeżdżamy z boku pod Murowanicę i dalej pieszo. Miło odwiedzić stare kąty…

Kuźnice – Murowaniec przez Boczań

Pomimo wysiłku to zawsze przyjemne wejście, a widok Hali Gąsienicowej w porannym słońcu jak zawsze zapiera dech w piersiach. W Murowańcu drugie śniadanie i do przodu!

Murowaniec – Krzyżne

Dobrze przypomnieć sobie stary szlak. Pod koniec trochę żmudnie, ale pomaga bliskość celu. Tu na szczęście już dużo mniej ludzi.

Podejście w okolice Buczynowych Turni

Pierwotnie planujemy przejść się kawałek Orlą Percią, ale coraz bardziej się chmurzy, aż wreszcie zaczyna padać, więc zamiast na Granaty wracamy na Krzyżne i schodzimy w dół.

Krzyżne – „Piątka”

Zapomnieliśmy już, jak długi to był odcinek szlaku, a może aklimatyzacja dała o sobie znać. Do schroniska docieramy głodni, mokrzy i znużeni. W środku tłum i parna mgła, ale udaje nam się gdzieś przycupnąć i zaliczyć po gorącej zupie.

Zejście Doliną Roztoki

Już od zakosów dokucza nam zmęczenie i deszcz, marszu nie ułatwia marsz w „plandekach” przeciwdeszczowych. Zaskakuje nas nowiutki asfalt do Moka. Rany, po co?!!

Wracamy busem. Wszędzie straszne korki. Ot, uroki Zakopanego w sezonie. Rozbawiamy się słuchaniem klnących górali przez CB-radio.

Widok na Giewont i Dol. Jaworzynki.

Widok na Giewont i Dol. Jaworzynki.

Zdjęcie z Tymusiem.

Zdjęcie z Tymusiem.

Hala Gąsienicowa.

Hala Gąsienicowa.

Widok na Dol. Pięciu Stawów.

Widok na Dol. Pięciu Stawów.

10 sierpnia 2010, wtorek

Umiarkowane zachmurzenie, do 20 stopni

Jesteśmy zmęczeni po wczorajszej wycieczce i mamy dość zakopiańskich tłumów, więc urządzamy sobie ,,wycieczkę ździarską” po pasmie Magury Spiskiej (ok. 12:00-15:00 plus dojazd)

Samochodem jedziemy dookoła – wybieramy trasę widokową przez Jurgów. Jak miło zobaczyć coś nowego… Przy tym widoki na Tatry Bielskie są naprawdę przepiękne.

Na miejscu ucinamy sobie spacer po centrum Ździaru – bardzo urokliwa tradycyjna zabudowa, widać dynamiczny rozwój zaplecza turystycznego.

Po spacerze czas na wycieczkę szlakiem. Wypatrujemy zielonych znaków i wchodzimy na szczyt pasma Magury Spiskiej. Na dojściu do szczytu robimy sobie przemiły postój na podszczytowej łące. Ziemia pachnie, pająki na nas wchodzą, pięknie widać Tatry Bielskie. Jest przemiło. Potem jeszcze spacerujemy po zalesionych (ale z „vyhladkami” na stronę polską) partiach szczytowych (szlak niebieski). Zejście z Magurki (1193 m) czerwonym szlakiem po trawiastym zboczu. Widok jak z fototapety. Piękna trasa, pusto, prawdziwy odpoczynek.

Wracając, zatrzymujemy się w Bukowinie na obiad. Ceny sporo niższe niż w Zakopanem.

Wieczorem wybieramy się na Krupówki – przynajmniej raz wypada tu zajrzeć. Tłumy nad tłumami, dobrze, że nie musimy tu bywać codziennie. Kupujemy pamiątki dla wszystkich.

Ździar.

Ździar.

Ździar, kapliczka z XVIII w.

Ździar, kapliczka z XVIII w.

Styl ździarski.

Styl ździarski.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Dom ździarski.

Dom ździarski.

11 sierpnia 2010, środa

Słonecznie, 23 stopnie

Po dniu odpoczynku czas na ambitniejszą wycieczkę na deser:

Orlą Percią: Kozia Przełęcz – Granaty; 6:40-18:40

Kuźnice – Hala Gąsienicowa przez Boczań

Jak zwykle wchodzi się bardzo miło, z pięknym widokiem na Karczmisku. Wszystko przebija jednak główna atrakcja dnia: pod Kopą Magury widzimy NIEDŹWIEDZIA! Tyle już chodziliśmy po Tatrach, a nigdy wcześniej nam się to nie zdarzyło. Na szczęście nasz bohater był odpowiednio daleko i zupełnie nie interesował się ludźmi; po chwili spokojnej obserwacji ruszyliśmy dalej.

Z Hali na Kozią Przełęcz

Szczególnie urokliwy odcinek szlaku wiedzie wzdłuż Czarnego Stawu Gąsienicowego do Zmarzłego Stawu. Potem nieco trudniejszy technicznie odcinek, nie przysparzający jednak specjalnych kłopotów.

Orlą Percią na odcinku Kozia Przełęcz – Kozi Wierch

To bardzo trudny technicznie odcinek, wymagający uwagi i doświadczenia szczególnie w okolicach Koziej Przełęczy i Koziej Przełęczy Wyżniej. Przypominamy sobie naszą pierwszą wycieczkę na Kozią wiele lat temu… Dalej, z Koziego Wierchu przepiękny widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich.

Odcinek Kozi Wierch – Zadni Granat

Tu już łatwiej, może poza nużącym zejściem fragmentem Żlebu Kulczyńskiego i wysokim kominkiem. Ogólnie dziś na Orlej ruch turystyczny był spory, jak to w sezonie, ale bez zatorów; mieliśmy też szczęście spotkać samych uprzejmych ludzi.

Zejście z Zadniego Granatu na Halę; zejście przez Jaworzynkę

Widać, że szlak niedawno remontowany, idzie się bardzo wygodnie. W Murowańcu raczymy się zasłużonym obiadem – po takiej trasie to po prostu poezja. Schodzimy Doliną Jaworzynki, uroki tej trasy są jednak przysłonięte przez tłumy ludzi.

Wieczorem czas na pakowanie. Nie możemy doczekać się jutrzejszego spotkania z chłopcami. Ale cudnie będzie móc im kiedyś pokazać Tatry!

Niedźwiedź pod Kopą Magury.

Niedźwiedź pod Kopą Magury.

Widok na Kościelec.

Widok na Kościelec.

Widok na Halę Gąsienicową.

Widok na Halę Gąsienicową.

Na Kozią Przełęcz.

Na Kozią Przełęcz.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Zejście na Kozią Przełęcz Wyżnią.

Zejście na Kozią Przełęcz Wyżnią.

Widok na Cichą Przełęcz z Koziego Wierchu.

Widok na Cichą Przełęcz z Koziego Wierchu.

Widok z Koziego Wierchu na Dol. Pięciu Stawów.

Widok z Koziego Wierchu na Dol. Pięciu Stawów.

12 sierpnia 2010, czwartek

Słonecznie, 31 stopni

Z Zakopanego udaje nam się wyjechać już o 6:30. Do Rzeszowa jedzie się jednak fatalnie jak nigdy: na odcinku omijającym Kraków kilka razy ruch wahadłowy, na „czwórce” co chwilę korki, nawet parokilomentrowe. Dojeżdżamy dopiero o 12:30.

Ściskamy Tyma ze wszystkich stron, jemy razem obiad i o 14:30 ruszamy do domu. Droga mija sprawnie. Zatrzymujemy się na bardzo miły postój w Iłży, gdzie wchodzimy na wzgórze zamkowe z ruinami zamku biskupiego (XIV) i zrekonstruowaną wieżą. Wszyscy troje podziwiamy widok z góry, Tymuś zachwycony, wszędzie sam dziarsko wchodzi. O 20:30 jesteśmy w domu i ściskamy naszego Sebusia!

Beskid Sądecki – tydzień II

13 lutego 2010, sobota

-2 stopnie, cały dzień sypie, do tego podmuchy zimnego wiatru

Przedpołudniowy spacer po alejkach Parku Zdrojowego, tym razem bez M. We dwoje potem wychodzimy jeszcze raz i odbywamy spacer do dwóch krynickich cerkwi – cerkwi grekokatolickiej (XIX) w Krynicy Dolnej i cerkwi prawosławnej (zbudowana w 1995 r, ale bardzo stylowa).

Po południu wszyscy idziemy do Parku Pułaskiego, ale zawracamy w połowie drogi, bo planowane przez nas przejście przez teren Parku Zdrojowego jest nieoświetlone. Za to oglądamy z mostku kolejkę wjeżdżającą na Górę Parkową, a potem kręcimy się wśród padającego śniegu po oświetlonych alejkach. Continue reading

Beskid Sądecki – tydzień I

6 lutego 2010, sobota

4 stopnie, pogoda spokojna, bez opadów

Warszawa – Krynica-Zdrój (przez Radom, Kielce, Tarnów i Wojnicz), 7:15-17:30, ok. 410 km

Podróż minęła ogólnie bez większych problemów, chociaż w takim składzie … hmmm… zawsze jest wesoło! Do Radomia szybko i sprawnie, zatrzymujemy się w McD na śniadanie. Termin feryjny, więc wszędzie tłumy ludzi, do WC długaśna kolejka.

Dalej jedzie się dużo gorzej, droga jest wąska, ale najbardziej doskwiera brak sensownych lokali na postój . W końcu lądujemy w podejrzanym barze pod lasem – jest brudno, koty sikają pod stołem, na dodatek okazuje się, że nie ma toalety – aż nie do wiary, że mamy XXI wiek. No ale przynajmniej nie ma innych ludzi – siedzimy sami. Wybieramy jakieś w miarę „bezpieczne” menu. Continue reading

Beskid Sądecki, 2010.02

To nasz pierwszy wyjazd z Sebusiem. Nasz niespełna czteromiesięczny turysta w gruncie rzeczy nie sprawia nam żadnych problemów, oczywiście nie licząc nagromadzenia zwykłych obowiązków związanych z pielęgnacją niemowlęcia. Dobrze znów cieszyć się Maluszkiem w domu! Tym razem wybieramy zakwaterowanie w kurorcie, i to w miarę w centrum – za czym generalnie nie przepadamy, nie tylko ze względów finansowych. Chodzi jednak o to, żeby było gdzie pospacerować z wózkiem – odśnieżony chodnik w takiej sytuacji jest na wagę złota. Babcia zgadza się po raz kolejny towarzyszyć nam w zimowej wyprawie. Wesoło w szerszym gronie, ale cieszymy się też na myśl, że będziemy mogli od czasu do czasu wyrwać się gdzieś tylko z prawie czteroletnim Tymusiem, zainteresowanym innymi atrakcjami niż Sebiątko śpiące w wózku. Continue reading

Beskid Śląski, część II

 7 marca 2009, sobota

Rano załamuje nas deszcz, który potem na szczęście przechodzi w mokry śnieg

Przedpołudniowa wycieczka M. i R.: Jawornik – Soszów

Podjeżdżamy samochodem do Jawornika, rozmawiając cały czas o wczorajszej radosnej nowinie. Ośrodek narciarski Wisła-Soszów wywiera na nas bardzo korzystne wrażenie – nowoczesny, o rodzinnym charakterze (specjalny „wyciąg dla przedszkolaka” itp.). Może nie ma tu zbyt wielu tras i nie są one zbyt długie, ale te, które są, mają przyjemne nachylenie – na pewno można sobie miło pojeździć.

Skuleni pod parasolami wjeżdżamy wyciągiem krzesełkowym na górę, po czym podchodzimy na szczyt (20’) brzegiem trasy narciarskiej. Ze szczytu ponoć podziwiać można piękny widok, my dziś widzimy tylko mleko.

Schodzimy na odpoczynek i coś ciepłego do schroniska Soszów – w środku bardzo przyjemna, rodzinna, schroniskowa atmosfera. Zjeżdżamy wyciągiem (ale mokro!) na dół.

Wycieczka do Bielska-Białej (16:00-18:45)

Jesteśmy dzielnymi turystami, więc nie zniechęca nas podający deszcz ze śniegiem. Chcemy coś zjeść w środku zwiedzania, ale jakoś nie spotykamy żadnej zachęcającej knajpy, więc napychamy Tyma chrupami i decydujemy się zaliczyć wszystko za jednym zamachem, po czym w drodze powrotnej zahaczyć o regionalną karczmę, którą widzieliśmy z samochodu. Pada coraz bardziej, więc robimy sprint pod parasolami po największych atrakcjach miasta, Tymo dzielnie nam towarzyszy w nosidle, R. trzyma mapę i pilnuje drogi, M. spod parasola robi zdjęcia. W ten sposób oglądamy w Bielsku: Plac Chrobrego z przyciągającym wzrok witrażem, rynek w Bielsku, zamek Sułkowskich (XIV-XIX), budynek Teatru Polskiego i poczty oraz Katedrę Św. Mikołaja (XV), a w Białej rynek z kamienicą Pod Żabami (Tymusiowi bardzo się podoba, żaby nazywamy Moniką i Minerwą) i kościołem ewangelickim (XVIII) oraz deptak (ul. 11 listopada).

Mimo nieszczególnej aury humory wszystkim dopisują i wspomnienia z wycieczki mamy bardzo dobre.

Ośrodek narciarski Soszów.

Ośrodek narciarski Soszów.

Na Wielki Soszów.

Na Wielki Soszów.

Czy to Tatry?

Czy to Tatry?

Schronisko 'Soszów'.

Schronisko 'Soszów’.

Na rynku w Bielsku.

Na rynku w Bielsku.

Teatr Polski, XIX w.

Teatr Polski, XIX w.

Monika i Minerwa.

Monika i Minerwa.

Ul. Przechod schodowy ;-), Biała.

Ul. Przechod schodowy ;-), Biała.

8 marca 2009, niedziela

W nocy nasypało ok. 30 cm świeżego świtu, od rana już nie pada, a po południu wychodzi słońce!

Wycieczka do Cieszyna (10:00-13:20)

Cieszyn zachwyca nas bardzo ładną starówką. Na rynku M. robi kilka zdjęć, po czym przenosimy się na Wzgórze Zamkowe. Koniecznie trzeba tu zajrzeć, odwiedzając Beskid Śląski! Można obejrzeć tu XIV-wieczną Wieżę Piastowską (Tymo wchodzi sam po b. stromych 120 schodach) i – uwaga uwaga – rotundę św. Mikołaja z … XI w (znaną m.in. z banknotu 20-złotowego). Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że rotundę zwiedza się samemu, po uprzednim pobraniu (na dowód osobisty) wielkiego klucza w Wieży Piastowskiej. Wrażenia są niezapomniane – to w końcu 1000 lat historii Polski!

Wracamy przez czeski Cieszyn – ale fajnie, że to takie łatwe po Schengen!

Wycieczka na Stożek M. + R. (14:00-18:00)

Droga przez Przełęcz Salmopolską utrudniona z powodu parkujących na drodze samochodów. Zatrzymujemy się na parkingu dla narciarzy i podchodzimy pod dolną stację wyciągu krzesełkowego. Kolej jest dość krótka (240 m różnicy wysokości), ale trasy wyglądają na fajne (jest trasa czarna, czerwona i niebieska) i niezatłoczone; ośrodek sprawia wrażenie nowoczesnego. Z górnej stacji wyciągu podchodzimy kilkaset metrów do ładnego i uroczo położonego schroniska PTTK Stożek. Doczytujemy, że to pierwsze polskie schronisko w Beskidach. Pijemy sobie herbatkę, jesteśmy sami w jadalni. Schodzimy w dół w pięknym słońcu.

W drodze powrotnej zajeżdżamy do kościoła w Łabajowie z dołączoną wieżą drewnianą z XVI w.

Wieża Piastowska, XIV w.

Wieża Piastowska, XIV w.

Wieża Piastowska, XIV w.

Wieża Piastowska, XIV w.

Widok na Cieszyn z Wieży Piastowskiej.

Widok na Cieszyn z Wieży Piastowskiej.

Rotunda Św. Mikołaja, XI w.

Rotunda Św. Mikołaja, XI w.

Cieszyński rynek

Cieszyński rynek

Z Łabajowa pod Stożek.

Z Łabajowa pod Stożek.

Do dolnej stacji kolejki na Stożek.

Do dolnej stacji kolejki na Stożek.

Ośrodek narciarski Wisła-Stożek.

Ośrodek narciarski Wisła-Stożek.

Grzbietem Stożka.

Grzbietem Stożka.

Schronisko na Stożku (957 m n.p.m.).

Schronisko na Stożku (957 m n.p.m.).

9 marca 2009, poniedziałek

Walka zimy z wiosną. Od wysokości Szczyrku prawie cały dzień pada śnieg, niżej – deszcz

Wycieczka (z przygodami) do Chaty Wuja Toma (9:30-13:15)

Po drodze zatrzymujemy się na zdjęcie przed drewnianym kościółkiem Św. Jakuba (XVIII) w Szczyrku. Chcemy też zajechać do Sanktuarium na Górce, ale – jak się okazuje – wybieramy złą, nieodśnieżaną drogę i musimy się wycofywać (przy okazji zakopując się w zaspie = przygoda I).

Spacer na Przełęcz Karkoszczonka

Idziemy przez bajkowo zasypany śniegiem las, uważając na czapy śniegu spadające z drzew. Wyglądamy na przełęcz, ale niestety nie ma widoku, tylko jedno wielkie mleko.

Chata Wuja Toma to prywatne schronisko w niedużym drewnianym budynku, ale w środku panuje prawdziwie schroniskowa atmosfera. Tymo biega jak szalony – nadrabia kilometry spędzone w nosidle. Wsuwamy z apetytem kiełbasę z chlebem, wracamy tą samą drogą.

Przygoda II spotyka nas w drodze powrotnej. Po ostatnich opadach śniegu całą drogę pokrywa śnieżna breja i nasza Fabia nie może wyjechać z miejsca postojowego. Próbujemy różnych sposobów – wypychania (z pomocą innych kierowców), bujania, wszystko na nic. W końcu udaje się wyjechać za pomocą łańcuchów (które wcześniej – jak na złość – na amen się splątały).

Popołudniowa przejażdżka M. + R.

Najpierw chcemy jechać do Koniakowa, ale po boksowaniu już na samym początku drogi na przełęcz zmieniamy plany. Podjeżdżamy na parking w Bielsku-Białej i ucinamy sobie krótki spacer do schroniska na Dębowcu. Ciągle pada. Niestety, dziś wyjątkowo gospodarze wyjechali i schronisko jest zamknięte, więc nie zaliczamy ani herbatki, ani pieczątki.

Usatysfakcjonowani tylko częściowo postanawiamy kontynuować wycieczkę – podjeżdżamy do Ustronia i wjeżdżamy na Równicę po schroniskową pieczątkę dla Tymusia. Prześladuje nas chyba jakiś pech – i to schronisko z powodu jakiejś awarii okazuje się zamknięte. Ale może i dobrze się stało – w końcu lądujemy w znanej Kolibie pod Czarcim Kopytem. Nawet tylko dla kolacji w tej karczmie warto było tu wjechać. Wita nas stylowe wnętrze w starej chałupie (obok „stodoła” z paleniskiem), zaaranżowane na piekło. A wokół ciemny i mglisty wieczór. Ale atmosfera! Zjadamy po porcji przepysznych pierogów i zarządzamy powrót.

Schronisko na Stożku (957 m n.p.m.).

Schronisko na Stożku (957 m n.p.m.).

Na Przełęcz Karkoszczonka.

Na Przełęcz Karkoszczonka.

Na Przełęczy Karkoszczonka.

Na Przełęczy Karkoszczonka.

Chata Wuja Toma (pod przełęczą).

Chata Wuja Toma (pod przełęczą).

Schronisko Na Dębowcu.

Schronisko Na Dębowcu.

Jedziemy na Równicę.

Jedziemy na Równicę.

Koliba pod Czarcim Kopytem.

Koliba pod Czarcim Kopytem.

Koliba pod Czarcim Kopytem.

Koliba pod Czarcim Kopytem.

10 marca 2009, wtorek

Przed południem bajkowa pogoda: słońce i śnieg, w górach -1, na dole do 3 stopni

Kolejką na Szyndzielnię (bis) i wejście na Klimczok (9:20-13:00)

Wjazd – jak poprzednio – przyjemny, a na górze po prostu bajka: wszystko pokryte świeżym śniegiem i szadzią. Do tego idziemy jako pierwsi po świeżo wyratrakowanym stoku – to bardzo przyjemne.

W schronisku na Szyndzielni jemy obiad. Tymusiowi udaje się kupić drewnianego kotka – pamiątkę, którego wypatrzył sobie ostatnio. Kotek otrzymuje imię Malwa. W drodze powrotnej Tymo mówi do Babci „Nie WEZMUJ tego kotka, bo to mój ulubiony”.

Wycieczka do Koniakowa i Istebnej (M. + R.)

W czasie drzemki Tyma jedziemy we dwoje z planem zwiedzenia Koniakowa i kupna słynnych koronek, ale na miejscu większość lokalików oferujących regionalne produkty okazuje się zamknięta – cóż, jesteśmy w środku tygodnia poza sezonem. W Istebnej z kolei całujemy klamkę w chacie Kawuloka (izbie regionalnej) – zaglądamy tylko do środka przez okno i uciekamy do samochodu przed śnieżycą. Randkę kończymy wizytą w regionalnej karczmie w Koniakowie, jest bardzo miło.

Wracamy przez przełęcz Kubalonkę i Salmopolską.

O, tu wpada do tunelu!.

O, tu wpada do tunelu!.

Na Szyndzielnię.

Na Szyndzielnię.

 Szyndzielni na Klimczok.

Szyndzielni na Klimczok.

Z Szyndzielni na Klimczok.

Z Szyndzielni na Klimczok.

Z Szyndzielni na Klimczok.

Z Szyndzielni na Klimczok.

Z Szyndzielni na Klimczok.

Z Szyndzielni na Klimczok.

Z Klimczoka na Szyndzielnię.

Z Klimczoka na Szyndzielnię.

Z Klimczoka na Szyndzielnię.

Z Klimczoka na Szyndzielnię.

Z Klimczoka na Szyndzielnię.

Z Klimczoka na Szyndzielnię.

11 marca 2009, środa, dzień pożegnalny

Pogoda brzydka: poniżej 700 m deszcz i deszcz ze śniegiem, wyżej śnieg

Wycieczka do Ustronia i na Czantorię (M. + R.), 9:20-14:20

Przez całą drogę mocno pada i zastanawiamy się, czy w ogóle jest sens wjeżdżać na górę. W końcu decydujemy się – i dobrze! Wjeżdżamy na Czantorię nowym, 4-osobowym wyciągiem krzesełkowym – w sezonie na pewno tłumy, dziś jeździli pojedynczy narciarze. Z wyciągu nie mogliśmy obejrzeć całej trasy (jest czerwona i niebieska z niezłym przewyższeniem plus ośla łączka dla dzieci). Wjeżdżamy pod parasolami.

Na górze, zwątpieni, idziemy do baru na herbatkę. Ogrzani decydujemy się jednak przespacerować na szczyt Czantorii. To dobra decyzja: dzięki niej mamy piękny, zimowy spacer w sypiącym śniegu. Ścieżka przetarta przez pojedyncze osoby. Wzdłuż niej mnóstwo uśpionych teraz atrakcji turystycznych (park linowy, sokolarnia, plac zabaw…).

Na szczycie Czantorii punkty gastronomiczne i wieża widokowa. My widzimy mleko i brodzimy w śniegu do kolan. Podchodzimy jeszcze 10-15’ do czeskiego schroniska pod Czantorią – tu szlak lepiej przetarty. Samo schronisko niezbyt urodziwe, ale klimatyczne, jemy wyprażany ser. Powrót tą samą drogą.

Pożegnalna wycieczka do Żywca, 16:00-19:45

Trochę nam się nie chce jechać, bo znowu pada, a czeka nas pakowanie, ale w końcu się mobilizujemy – z czego finalnie jesteśmy bardzo zadowoleni. Po drodze zahaczamy o Sanktuarium Matki Boskiej na Górce – już jesteśmy mądrzejsi i wiemy, że w warunkach zimowych trzeba jechać tu drogą jak do hotelu Orle Gniazdo. Ciekawe miejsce: kamienny kościół z cudownym źródełkiem obok, piękny widok na Szczyrk.

Potem już prosto do celu. Żywiec bardzo nam się podoba, i to mimo złej pogody. Zwarte, ładnie odnowione centrum z miłymi butikami. Podczas spaceru oglądamy Park Habsburgów z pałacem (XIX) i zamkiem (XVI, piękne krużganki na dziedzińcu), katedrę (XV), kamienną dzwonnicę (XVIII), miły rynek z ratuszem oraz gotycki kościół św. Krzyża kryty gontem (XIV). Cały spacer obfituje we wrażenia turystyczne i sprawia nam wielką przyjemność. Tymcio grzecznie siedzi w nosidle.

Na pożegnalną kolację idziemy wszyscy do Karczmy Żywieckiej. Strzelamy sobie takie porcje, że mało nie pękamy. Tymo długo nie chciał wchodzić do knajp, ale wzięliśmy go na sposób – jajka z niespodzianką, które w tajemniczy sposób znajdują się w pobliżu stolika, przy którym jemy.

Wieczorem, chcąc nie chcąc, pakujemy się o domu. Wiemy, że teraz przez jakiś czas będzie u nas posucha w aktywnych wyjazdach, ale za to następnym razem pojedziemy już w powiększonym gronie!

Na Wielką Czantorię.

Na Wielką Czantorię.

Wielka Czantoria.

Wielka Czantoria.

Wielka Czantoria.

Wielka Czantoria.

Sanktuarium Maryjne na Górce w Szczyrku.

Sanktuarium Maryjne na Górce w Szczyrku.

Żywiecki Pałac Habsburgów (XIX w).

Żywiecki Pałac Habsburgów (XIX w).

Żywiecki Zamek Habsburgów (XVI w).

Żywiecki Zamek Habsburgów (XVI w).

Katedra (XV w) w Żywcu.

Katedra (XV w) w Żywcu.

Żywiecki rynek z ratuszem.

Żywiecki rynek z ratuszem.

Gotycki Kościół Św. Krzyża, XIV w.

Gotycki Kościół Św. Krzyża, XIV w.

Beskid Śląski, część I

 28 lutego 2009, sobota

Całkiem ładny dzień, sporo słońca, przelotny deszcz ze śniegiem, 0-3 stopnie

Warszawa – Olsztyn – Szczyrk

Dzielnie wstajemy o 5:15 i półtorej godziny później już jesteśmy w drodze. Na Katowickiej ruch umiarkowany, bez przestojów, większe natężeniu ruchu przez Śląsk. Trochę nam ciasno w samochodzie, bo M. cudem rano przypomina sobie o nosidle, dopychamy je w ostatniej chwili, ale nie mieści się już w bagażniku i – o radości – jedzie z nami w środku.

Continue reading

Beskid Śląski, 2009.03

Beskid Śląski to idealne pasmo na rozpoczęcie przygody górskiej z kilkulatkiem. Takiego nagromadzenia atrakcji dla dzieci i takiego stopnia przystosowania infrastruktury turystycznej dla najmłodszych nie spotkaliśmy chyba w żadnym innym beskidzkim paśmie. Place zabaw przy schroniskach to tutaj norma. Wiele możliwości zaplanowania krótkich tras, ale z jakimś „celem”, który może przyciągnąć malucha, i duży wybór atrakcji podgórskich. Wyjazd z niespełna trzyletnim Tymusiem jest więc bardzo udany. Jedzie z nami Babcia (wielkie dzięki!), która umożliwia nam trochę wypadów we dwoje. Pobyt w Szczyrku wspominamy też wyjątkowo z innego powodu – w jego trakcie dowiadujemy się o ciąży M. – a to oznacza wyjątkowo pomyślną wiadomość – nasza rodzina obieżyświatów niebawem się powiększy! Hura, marzyliśmy o tym o dawna! Continue reading

Beskid Żywiecki, 2008.12

Wyjazd w okresie świąteczno-noworocznym to gwarancja wysokich cen i tłumów w kurortach. A wyjazd w okresie przedświątecznym? Pusto, spokojnie, a infrastruktura turystyczna w pełnej gotowości. Jeśli do tego uda się wyrwać tylko we dwoje, to już chyba lepiej być nie może. Taka bajka przytrafiła nam się naprawdę w grudniu 2008, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Continue reading

Słowacja – Niskie (i Wysokie) Tatry, tydz. II

4 lutego 2008, poniedziałek

Chmury, wiatr i deszcz, 3 stopnie

Po wczorajszym przepięknym dniu pogoda zupełnie się zepsuła. Wiatr, deszcz i panta rei. W związku z tym zaplanowaliśmy wycieczkę w bardziej cywilizowane okolice – do pobliskiego Liptowskiego Mikulasza.

Szybko obejrzeliśmy rynek i okolice (Plac Wyzwolicieli i ul. 1 Maja), m.in. Kościół św. Mikołaja i ratusz, i przenieśliśmy się do Muzeum Ochrony Przyrody i Speleologii (czy – po słowacku wdzięczniej – Jaskiniarstwa). Continue reading