Tatry, 2010.08

Tatry – nasza młodzieńcza fascynacja – zawsze będą dla nas wyjątkowe. Bardzo cieszymy się perspektywą wyjazdu. Oczywiście nie ma róży bez kolców. Babcia ma zostać pierwszy raz sama z 9-miesięcznym Sebusiem, więc trochę się denerwujemy. Na dodatek tuż przed wyjazdem – a jakże mogło by być inaczej – Młody dostaje temperatury. Na szczęście okazuje się, że to zwykła wirusówka, ale i tak musimy skrócić wyjazd, denerwujemy się, czy możemy go zostawić itp. Ruszamy z duszą na ramieniu i wydenerwowani. Ot, rodzicielskie realia…

7 sierpnia 2010, sobota

Do 27 stopni

Warszawa-Rzeszów, 7:00-13:00

Po drodze musimy zahaczyć o Rzeszów, żeby odstawić Tyma do Dziadków. Bohaterem podróży jest kontuzjowana maskotka-prosiaczek, cała poobklejana plastrami, i dźwig z bajki Tomek i przyjaciele.

Na miejscu zjadamy szybki obiad, rozpakowujemy Tyma i ruszamy dalej, już tylko we dwoje. O ironio, rozmawiamy oczywiście o … dzieciach. Tymo na odchodnym mówi, że nas kocha i że będzie za nami tęsknił. Nasze kochane Serduszko…

Rzeszów-Zakopane, 15:00-20:30

Wąskie drogi, ale jakie piękne! Podziwiamy krajobrazy beskidzkich wzniesień. Szczególnie malowniczy odcinek od Krościenka, droga biegnie nad samym Dunajcem.

Postój w Starym Sączu (17:30-18:45)

Stary Sącz, malowniczo położony u zbiegu Popradu i Dunajca, to doskonałe miejsce na romantyczną randkę. Malowniczość, kameralność i cenne zabytki, a przy tym brak komercyjnej tandety. Robimy sobie przemiły spacer, oglądając po drodze rynek z ładnymi kamieniczkami, mury klasztoru Klarysek (zał. XIII, przeb. XVI) i źródełko Św. Kingi, plac Św. Kingi, przyklasztorny kościół, Dom Św. Kingi i wejście do klasztoru.

Na miejsce dojeżdżamy zmęczeni, ale co to za problem poogarniać się bez dzieci – raz dwa i siedzimy przy herbatce, planując trasy na najbliższe dni.

Rynek w Starym Sączu

Rynek w Starym Sączu

Stary Sącz.

Stary Sącz.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Dom Kingi.

Dom Kingi.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

8 sierpnia 2010, niedziela

15-17 stopni, ale pułap chmur ok. 1700 m

Ździar – Przełęcz pod Kopą – Dolina Zadnich Koperszadów – Jaworzyna; 11:30-18:30

Ruszamy o 9:00. Najpierw dojeżdżamy naszym autem do Jaworzyny Spiskiej. Ku naszemu zaskoczeniu wyremontowali drogę Oswalda Balzera. Na „języku teściowej” nie da obyć się bez jazdy za bryką.

Następny punkt programu to transport autobusem do Ździaru. Oczywiście nie obywa się bez przygód. Kierowca pierwszego autobusu chce zapłatę tylko w Euro, drugi na szczęście przyjmuje złotówki. W Ździarze wysiadamy za wcześnie – zmyla nad przydrożny drogowskaz do naszego szlaku. Najpierw chcemy znaleźć wyjście szlaku, idąc na azymut, w efekcie czego przez ponad pół godziny błądzimy po grzbiecie oddzielającym Ździar od naszego szlaku. W końcu zrezygnowani wracamy asfaltem i do punktu wyjścia dochodzimy dookoła.

Ździar- Przełęcz pod Kopą („naučny chodnik”)

Sympatyczny, choć w środkowej części mozolny szlak. W innych warunkach trud wynagradzałyby widoki, dziś niestety idziemy w mleku. Czekają na nas za to inne atrakcje: między Przełęczą Szeroką i Wyżnim Kopskim Sedlem spotykamy stado kozic, których zupełnie nie płoszy nasza obecność. Pasą się jak krowy, a my cichutko obserwujemy je, mając je na wyciągnięcie ręki. Na całym odcinku innych turystów jak na lekarstwo, mimo środka sezonu turystycznego.

Przełęcz pod Kopą – Dolina Zadnich Koperszadów – Jaworzyna

Przeurocze (nawet mimo braku rozległych widoków ← chmury) zejście szlakiem trawersującym zbocza Tatr Bielskich. Dalej wygodna szutrowa droga wzdłuż pięknego huczącego potoku. Szczególnie podoba nam się odcinek prowadzący przez Cieśniawę Bramka, przywodzącą nieco na myśl Dolinę Kościeliską, oraz malownicza Polana pod Muraniem (Murań na szczęście widoczny jako jeden z nielicznych dziś szczytów).

Tatry Bielskie od zawsze czarowały nas swoją bajkową atmosferą. Chętnie wrócimy tu podczas bardziej sprzyjającej aury.

Wracając, wstępujemy już po polskiej stronie do karczmy na zasłużoną kolację. Przypominamy sobie, jak ostatnio byliśmy tu z Tymem.

Szukamy szlaku w Ździarze....

Szukamy szlaku w Ździarze….

Ździar z Szerokiej Doliny.

Ździar z Szerokiej Doliny.

Szeroka Przełęcz (1825).

Szeroka Przełęcz (1825).

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Vyżnie Kopskie Sedlo.

Vyżnie Kopskie Sedlo.

Zejście Dol. Zadnich Koperszadów.

Zejście Dol. Zadnich Koperszadów.

9 sierpnia 2010, poniedziałek

Rano słońce, po południu deszcz, ok. 15 stopni

Kuźnice – Hal Gąsienicowa – Krzyżne – Dolina Pięciu Stawów – Dolina Roztoki, 7:45-18:30

Wstajemy o 5:45 i tuż po 7:00 ruszamy. Podjeżdżamy z boku pod Murowanicę i dalej pieszo. Miło odwiedzić stare kąty…

Kuźnice – Murowaniec przez Boczań

Pomimo wysiłku to zawsze przyjemne wejście, a widok Hali Gąsienicowej w porannym słońcu jak zawsze zapiera dech w piersiach. W Murowańcu drugie śniadanie i do przodu!

Murowaniec – Krzyżne

Dobrze przypomnieć sobie stary szlak. Pod koniec trochę żmudnie, ale pomaga bliskość celu. Tu na szczęście już dużo mniej ludzi.

Podejście w okolice Buczynowych Turni

Pierwotnie planujemy przejść się kawałek Orlą Percią, ale coraz bardziej się chmurzy, aż wreszcie zaczyna padać, więc zamiast na Granaty wracamy na Krzyżne i schodzimy w dół.

Krzyżne – „Piątka”

Zapomnieliśmy już, jak długi to był odcinek szlaku, a może aklimatyzacja dała o sobie znać. Do schroniska docieramy głodni, mokrzy i znużeni. W środku tłum i parna mgła, ale udaje nam się gdzieś przycupnąć i zaliczyć po gorącej zupie.

Zejście Doliną Roztoki

Już od zakosów dokucza nam zmęczenie i deszcz, marszu nie ułatwia marsz w „plandekach” przeciwdeszczowych. Zaskakuje nas nowiutki asfalt do Moka. Rany, po co?!!

Wracamy busem. Wszędzie straszne korki. Ot, uroki Zakopanego w sezonie. Rozbawiamy się słuchaniem klnących górali przez CB-radio.

Widok na Giewont i Dol. Jaworzynki.

Widok na Giewont i Dol. Jaworzynki.

Zdjęcie z Tymusiem.

Zdjęcie z Tymusiem.

Hala Gąsienicowa.

Hala Gąsienicowa.

Widok na Dol. Pięciu Stawów.

Widok na Dol. Pięciu Stawów.

10 sierpnia 2010, wtorek

Umiarkowane zachmurzenie, do 20 stopni

Jesteśmy zmęczeni po wczorajszej wycieczce i mamy dość zakopiańskich tłumów, więc urządzamy sobie ,,wycieczkę ździarską” po pasmie Magury Spiskiej (ok. 12:00-15:00 plus dojazd)

Samochodem jedziemy dookoła – wybieramy trasę widokową przez Jurgów. Jak miło zobaczyć coś nowego… Przy tym widoki na Tatry Bielskie są naprawdę przepiękne.

Na miejscu ucinamy sobie spacer po centrum Ździaru – bardzo urokliwa tradycyjna zabudowa, widać dynamiczny rozwój zaplecza turystycznego.

Po spacerze czas na wycieczkę szlakiem. Wypatrujemy zielonych znaków i wchodzimy na szczyt pasma Magury Spiskiej. Na dojściu do szczytu robimy sobie przemiły postój na podszczytowej łące. Ziemia pachnie, pająki na nas wchodzą, pięknie widać Tatry Bielskie. Jest przemiło. Potem jeszcze spacerujemy po zalesionych (ale z „vyhladkami” na stronę polską) partiach szczytowych (szlak niebieski). Zejście z Magurki (1193 m) czerwonym szlakiem po trawiastym zboczu. Widok jak z fototapety. Piękna trasa, pusto, prawdziwy odpoczynek.

Wracając, zatrzymujemy się w Bukowinie na obiad. Ceny sporo niższe niż w Zakopanem.

Wieczorem wybieramy się na Krupówki – przynajmniej raz wypada tu zajrzeć. Tłumy nad tłumami, dobrze, że nie musimy tu bywać codziennie. Kupujemy pamiątki dla wszystkich.

Ździar.

Ździar.

Ździar, kapliczka z XVIII w.

Ździar, kapliczka z XVIII w.

Styl ździarski.

Styl ździarski.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Dom ździarski.

Dom ździarski.

11 sierpnia 2010, środa

Słonecznie, 23 stopnie

Po dniu odpoczynku czas na ambitniejszą wycieczkę na deser:

Orlą Percią: Kozia Przełęcz – Granaty; 6:40-18:40

Kuźnice – Hala Gąsienicowa przez Boczań

Jak zwykle wchodzi się bardzo miło, z pięknym widokiem na Karczmisku. Wszystko przebija jednak główna atrakcja dnia: pod Kopą Magury widzimy NIEDŹWIEDZIA! Tyle już chodziliśmy po Tatrach, a nigdy wcześniej nam się to nie zdarzyło. Na szczęście nasz bohater był odpowiednio daleko i zupełnie nie interesował się ludźmi; po chwili spokojnej obserwacji ruszyliśmy dalej.

Z Hali na Kozią Przełęcz

Szczególnie urokliwy odcinek szlaku wiedzie wzdłuż Czarnego Stawu Gąsienicowego do Zmarzłego Stawu. Potem nieco trudniejszy technicznie odcinek, nie przysparzający jednak specjalnych kłopotów.

Orlą Percią na odcinku Kozia Przełęcz – Kozi Wierch

To bardzo trudny technicznie odcinek, wymagający uwagi i doświadczenia szczególnie w okolicach Koziej Przełęczy i Koziej Przełęczy Wyżniej. Przypominamy sobie naszą pierwszą wycieczkę na Kozią wiele lat temu… Dalej, z Koziego Wierchu przepiękny widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich.

Odcinek Kozi Wierch – Zadni Granat

Tu już łatwiej, może poza nużącym zejściem fragmentem Żlebu Kulczyńskiego i wysokim kominkiem. Ogólnie dziś na Orlej ruch turystyczny był spory, jak to w sezonie, ale bez zatorów; mieliśmy też szczęście spotkać samych uprzejmych ludzi.

Zejście z Zadniego Granatu na Halę; zejście przez Jaworzynkę

Widać, że szlak niedawno remontowany, idzie się bardzo wygodnie. W Murowańcu raczymy się zasłużonym obiadem – po takiej trasie to po prostu poezja. Schodzimy Doliną Jaworzynki, uroki tej trasy są jednak przysłonięte przez tłumy ludzi.

Wieczorem czas na pakowanie. Nie możemy doczekać się jutrzejszego spotkania z chłopcami. Ale cudnie będzie móc im kiedyś pokazać Tatry!

Niedźwiedź pod Kopą Magury.

Niedźwiedź pod Kopą Magury.

Widok na Kościelec.

Widok na Kościelec.

Widok na Halę Gąsienicową.

Widok na Halę Gąsienicową.

Na Kozią Przełęcz.

Na Kozią Przełęcz.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Zejście na Kozią Przełęcz Wyżnią.

Zejście na Kozią Przełęcz Wyżnią.

Widok na Cichą Przełęcz z Koziego Wierchu.

Widok na Cichą Przełęcz z Koziego Wierchu.

Widok z Koziego Wierchu na Dol. Pięciu Stawów.

Widok z Koziego Wierchu na Dol. Pięciu Stawów.

12 sierpnia 2010, czwartek

Słonecznie, 31 stopni

Z Zakopanego udaje nam się wyjechać już o 6:30. Do Rzeszowa jedzie się jednak fatalnie jak nigdy: na odcinku omijającym Kraków kilka razy ruch wahadłowy, na „czwórce” co chwilę korki, nawet parokilomentrowe. Dojeżdżamy dopiero o 12:30.

Ściskamy Tyma ze wszystkich stron, jemy razem obiad i o 14:30 ruszamy do domu. Droga mija sprawnie. Zatrzymujemy się na bardzo miły postój w Iłży, gdzie wchodzimy na wzgórze zamkowe z ruinami zamku biskupiego (XIV) i zrekonstruowaną wieżą. Wszyscy troje podziwiamy widok z góry, Tymuś zachwycony, wszędzie sam dziarsko wchodzi. O 20:30 jesteśmy w domu i ściskamy naszego Sebusia!

Warmia – tydzień II

17 lipca 2010, sobota

Upał, 35 stopni

Wycieczka do Ostródy

Wizytę w Ostródzie zaczynamy od odwiedzenia XIV-wiecznego zamku krzyżackiego. Jest niecharakterystyczny, bez baszty, ale w środku znajduje się ciekawa ekspozycja. Karmimy Sebcia na nastrojowym dziedzińcu.

Potem chcemy wejść na wieżę kościoła ewangelickiego (pocz. XX), szczególnie napalony jest Tymuś, niestety, punkt widokowy okazuje się nieczynny. W przelocie robimy tylko zdjęcie kościołowi św. Dominika Savio (XIV, odbudowany). Potem urządzamy sobie uroczy spacer po deptaku nad Jeziorem Drwęckim i po molo, zakończony piknikiem na kocyku. Tymo dostaje śmiechawki, Seba też w szampańskim humorze, ochoczo wyrusza na poszukiwanie trawy.

Ostróda robi na nas bardzo dobre wrażenie. Nieodparcie przypomina nam Augustów. Zadbane centrum, molo, wyciągi dla narciarzy wodnych, łabędzie, statki i żaglówki… Niezwykle malownicze są też okolice Ostródy, szczególnie w rejonie Taborza – prześliczne lasy, miejsca biwakowe. Rezerwat Sosny Taborskie uznajemy za zeksplorowany z samochodu.

Po południu

Wszyscy troje pluskamy się w naszym jeziorze (Sebuś śpi w wózku). Tymo przerzucił się z dmuchanego smoka-żółwia na rękawki i dziarsko uczy się pływać.

Zamek krzyżacki (XIV w) w Ostródzie.

Zamek krzyżacki (XIV w) w Ostródzie.

Zamek krzyżacki (XIV w) w Ostródzie.

Zamek krzyżacki (XIV w) w Ostródzie.

Muzeum zamkowe.

Muzeum zamkowe.

Molo w Ostródzie (najdłuższe na Mazurach).

Molo w Ostródzie (najdłuższe na Mazurach).

Turysta Tymuś.

Turysta Tymuś.

Jezioro Limajno i my, odsłona VII.

Jezioro Limajno i my, odsłona VII.

18 lipca 2010, niedziela

22 stopnie, przed południem ulewa, potem pochmurno i wietrznie – w sumie miła odmiana od upałów

Rano ulewa, więc na śniadanie chodzimy na zmianę (Sebuś śpi w domu). Ok. 11:00 przyjeżdżają w odwiedziny Babcia i Dziadek i miło wspólnie spędziliśmy czas, spacerując po okolicy. Po obiedzie skwapliwie korzystamy z okazji do wyrwania się na spacer we dwoje do grodziska po drugiej stronie Jeziora Limajno. Przechodzimy ok. 9 km, okrążając Jezioro Limajno od strony Cerkiewnika.

Wieczorem robimy niezbędne pranie i planujemy kolejne wyprawy.

Swobodna.

Swobodna.

Okolice Cerkiewnika - grodzisko Kapelusz.

Okolice Cerkiewnika – grodzisko Kapelusz.

 Spacer na 'drogę ze szlabanem'.

Spacer na 'drogę ze szlabanem’.

Spacer na 'drogę ze szlabanem'.

Spacer na 'drogę ze szlabanem’.

19 lipca 2010, poniedziałek

22-25 stopni, małe chmurki na niebie

W związku z ochłodzeniem decydujemy się na wycieczkę do skansenu w Olsztynku. To wielka atrakcja dla dzieci w każdym wieku, dla nas też spacer po terenie skansenu to wielka przyjemność. Skansen jest wspaniale urządzony, rozciąga się na rozległym terenie, sprawia wrażenie żyjącej wsi (uprawiane pola, zwierzęta itp.).

Tymo wszystkim się żywo interesuje, chętnie słucha i bez problemu wytrzymuje cały spacer. Oczywiście wszystko przebija wspinaczka na wiatrak. Sebuś w większości w wózku i w chuście. Najbardziej interesuje go … trawa (zwłaszcza jak może ją badać na siedząco).

Wyjeżdżając z Olsztynka, podjeżdżamy pod zamek krzyżacki (obecnie przerobiony na szkołę), dawny kościół ewangelicki (teraz muzeum) i rynek z ratuszem (pocz. XX w.) i lwem.

Po południu, nie zważając na chłodniejsze powietrze, idziemy się kąpać. Woda nadal cudownie ciepła.

Skansen w Olsztynku - największy w Polsce.

Skansen w Olsztynku – największy w Polsce.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

'Dziadek mojego (Tymusia) kuzyna tramwaja'.

'Dziadek mojego (Tymusia) kuzyna tramwaja’.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Na wiatrak!.

Na wiatrak!.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Dawny kościół ewangelicki (XIV w).

Dawny kościół ewangelicki (XIV w).

Zamek krzyżacki w Olsztynku (ob. szkoła).

Zamek krzyżacki w Olsztynku (ob. szkoła).

20 lipca 2010, wtorek

27 stopni, po południu powraca gorąco

Wycieczka do Głotowa k. Dobrego Miasta

Naszym celem jest Sanktuarium Najświętszego Sakramentu i Męki Pańskiej w Głotowie. Zwiedzamy barokowy kościół Najświętszego Zbawiciela (XVIII w.), ale przede wszystkim Kalwarię Warmińską, czyli zespół 14 neogotyckich (kon. XIX) kaplic drogi krzyżowej w dolinie rzeki Kwieli. Spacer po kameralnych dróżkach Kalwarii Warmińskiej skłania do głębszej refleksji, bardzo podoba się też chłopcom, głównie ze względu na ciekawe ukształtowanie powierzchni (my wiemy, że wiernie naśladuje ono jerozolimską drogę krzyżową).

Popołudnie

Tradycyjnie kąpiel w jeziorze. To żelazny punkt naszego programu.

Barokowy kościów w Głotowie (XVIII w).

Barokowy kościów w Głotowie (XVIII w).

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

21 lipca 2010, środa

30 stopni, słonecznie

Wycieczka do Reszla

Rano Tymo, zapytany o to, jakie wyprawy lubi najbardziej, odpowiada, że długie. No to mamy długą wyprawę – dziś robimy ponad 140 km.

Warmińskie drogi są bardzo malownicze, choć wąskie i wymagające natężonej uwagi kierowcy. Dużo średniowiecznych kościołów.

Po drodze oglądamy „diabelski kamień” w Bisztynku. To drugi co do wielkości głaz narzutowy w Polsce; rzeczywiście robi wrażenie. Warto pofatygować się (dojazd b. słabo oznaczony…) i podjechać w to miejsce. Tymo biega dookoła głazu, Seba ze stoickim spokojem pozuje do zdjęć.

Potem już prosto do Reszla. Ta miejscowość jest ze wszech miar warta odwiedzenia. Pięknie zachowana starówka (wpisana na listę UNESCO), gotyckie mosty nad Sajną, XIV-wieczny kościół św. Piotra i Pawła (nieopodal niego rozkładamy się na kocyku na popas). Największą atrakcją turystyczną Reszla jest jednak zamek biskupów warmińskich (XIV-XVIII) z charakterystycznymi trzema wieżami. Na jedną z wież wspinają się M. z Tymem – Tyma nie zrażają strome, kręte i ciemne schody. Ale z niego dzielny turysta! Sebuś w tym czasie grzecznie czeka w wózku, z zapamiętaniem zjadając troczki od swojej czapki.

Wracając, zahaczamy o sanktuarium w Świętej Lipce. Niestety, znana barokowa (XVII) świątynia jest obecnie w remoncie.

Po południu wszyscy czworo pluskamy się w jeziorze.

'Diabelski kamień' w Bisztynku.

'Diabelski kamień’ w Bisztynku.

Popas w Reszlu.

Popas w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich (XIV-XVIII w) w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich (XIV-XVIII w) w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich w Reszlu.

Widok z zamkowej wieży na Reszel.

Widok z zamkowej wieży na Reszel.

Zamek biskupów warmińskich w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich w Reszlu.

Gotycki most (XIV w), Reszel.

Gotycki most (XIV w), Reszel.

Święta Lipka (XVII w).

Święta Lipka (XVII w).

Jezioro Limajno i my - odsłona XI.

Jezioro Limajno i my – odsłona XI.

22 lipca 2010, czwartek

34 stopnie, znowu upał i duszno

Wyprawa na Dylewską Górę (9:50-15:00, ok. 180 km w obie strony)

Po długich dywagacjach: jechać czy nie jechać, wyruszamy – nie możemy przepuścić okazji odwiedzenia najwyższego wzniesienia północno-wschodniej Polski. To morenowe wzniesienie ma 312 m wysokości.

Wybieramy dojazd „krótszą” trasą, przez lasy Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich od strony Dylewa – jest niewątpliwie bardzo ładnie, ale trochę błądzimy i w końcu robimy sobie popas w lesie w okolicy Jeziora Francuskiego. Po takim przerywniku wjeżdżamy w końcu od właściwej strony do Wysokiej Wsi. Samochodem wjeżdża się właściwie na szczyt Dylewskiej Góry, po zaparkowaniu robimy sobie jednak jeszcze spory spacer ścieżką dydaktyczną – zdobywamy właściwy szczyt, oglądamy kilka tablic edukacyjnych, zabawiamy chwilę na placu zabaw. Do powrotu do samochodu nakłaniają nas jednak coraz groźniejsze grzmoty i spadające pierwsze krople deszczu. Wracając, stwierdzamy, że PK Wzgórz Dylewskich to tereny wprost stworzone na rowery.

Po południu oczywiście kolejna kąpiel. Ale cudowne wakacje…

Park Krajobrazowy Gór Dylewskich.

Park Krajobrazowy Gór Dylewskich.

Na szczyt Dylewskiej Góry.

Na szczyt Dylewskiej Góry.

Na szczyt Dylewskiej Góry.

Na szczyt Dylewskiej Góry.

Szczyt Dylewskiej Góry.

Szczyt Dylewskiej Góry.

Ścieżką przyrodniczą na Dylewskiej Górze.

Ścieżką przyrodniczą na Dylewskiej Górze.

Ścieżką przyrodniczą na Dylewskiej Górze.

Ścieżką przyrodniczą na Dylewskiej Górze.

Jezioro Limajno i my - odsłona XII.

Jezioro Limajno i my – odsłona XII.

23 lipca 2010, piątek, dzień pożegnalny

Rano 28 stopni, potem pogoda się psuje i zaczyna padać

Poranna kąpiel

Dzień pożegnalny planujemy spędzić leniwie, na miejscu. Rano zaliczamy ostatnią kąpiel w Jeziorze Limajno. Jest bardzo przyjemnie. My przepływamy się po kilkaset metrów, chłopaki siedzą w wodzie ponad godzinę.

Tymuś i jego VIPy.

Tymuś i jego VIPy.

Pożegnanie z jeziorem Limajno.

Pożegnanie z jeziorem Limajno.

Pożegnanie z jeziorem Limajno.

Pożegnanie z jeziorem Limajno.

Chyba wraz z końcem naszego wyjazdu kończy się piękna pogoda – była chyba zamówiona, bo po południu już chmurzy się i zaczyna padać, prognozy zapowiadają też ochłodzenie. Po obiedzie planujemy pożegnalny spacer wzdłuż brzegów Jeziora Limajno, ale nasilający się deszcz krzyżuje nasze plany. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – dzięki temu szybciej pakujemy się do domu. Ogromnie żal nam wyjeżdżać. Wakacje udały się po prostu wspaniale. Słowo „Warmia” na pewno będzie budziło w nas na długo same pozytywne skojarzenia!

Na koniec kilka impresji z naszego ośrodka i okolicy.

Nasz ośrodek nad Jeziorem Limajno.

Nasz ośrodek nad Jeziorem Limajno.

Nasz ośrodek nad Jeziorem Limajno.

Nasz ośrodek nad Jeziorem Limajno.

Próba sprzętu pływającego.

Próba sprzętu pływającego.

Drzewo się do nas uśmiechało.

Drzewo się do nas uśmiechało.

Las otaczający Jezioro Limajno.

Las otaczający Jezioro Limajno.

Warmia – tydzień I

 10 lipca 2010, sobota

Słońce, 32 stopnie, po prostu pięknie!

Warszawa – Swobodna, k. Dobrego Miasta, 9:50-16:30

Jedziemy z samym Sebciem – Tymuś spędza wakacje nad morzem z Dziadkami i ma do nas dojechać niebawem. Wyjazd bez pośpiechu, na wylotówce z Warszawy duży tłok, ale potem w sumie jedzie się bez problemów. Robimy sobie dwa postoje: jeden po prostu na kocyku przy bocznej drodze pod drzewkami (Sebuś zjada jogurciki; poza tym próbuje wpakować sobie do buzi wszystko, czego tylko dosięgną jego rączki, łącznie z trawą i ziemią), i drugi– w Grunwaldzie – zwiedzaniowy.

Grunwald

Tę nazwę zna chyba każde dziecko już po pierwszym roku nauki historii w szkole. Ale co innego czytać o nim w podręczniku, a co innego zobaczyć na własne oczy. Pole słynnej bitwy jest oznaczone widocznym z daleka pomnikiem. W pobliżu jest też muzeum bitwy grunwaldzkiej. Wszędzie ładne, zadbane dróżki. Dziś wszędzie wokół widać było gorączkowe przygotowania do mającej się odbyć niebawem corocznej inscenizacji bitwy pod Grunwaldem (a w tym roku okazja jest wyjątkowa – w końcu wypada 600. rocznica tego wydarzenia!). Cieszymy się, że udało się nam zahaczyć o Grunwald – nie nadkładając wiele drogi, mieliśmy przemiły postój i dodatkowe wrażenia turystyczne.

Dojeżdżamy na miejsce bez pośpiechu. Zakwaterowujemy się w ośrodku w Swobodnej, tuż nad jeziorem Limajno. Z radością witamy przestronny domek z dużym, bezpiecznie ogrodzonym tarasem. Wieczorem idziemy przywitać się z jeziorem – kąpielisko jest miłe i zadbane, z łagodnym zejściem do wody.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Grunwald - odpoczynek na trawce.

Grunwald – odpoczynek na trawce.

11 lipca 2010, niedziela

Słońce, 33 stopnie

Orneta

Po śniadaniu jedziemy do Ornety – tam umówiliśmy się z Dziadkami na przechwycenie wracającego z wakacji nad morzem Tymcia. Cieszymy się na spotkanie – tak bardzo brakowało już nam jego wesołego trajkotania!

W Ornecie karmimy i przewijamy Sebusia na ławce (wiwat lato!), i w przelocie (tak ,w taki właśnie sposób zwiedza się z małymi dziećmi) „zaliczamy” dostojny kościół pw. Jana Chrzciciela (XIV) – jeden z najcenniejszych gotyckich zabytków na Warmii, gotycki ratusz (XIV) oraz kamieniczki z XIX w.

Popołudnie nad Jeziorem Limajno

Wczesne popołudnie spędzamy razem z Dziadkami u nas – idziemy na obiad, pijemy kawę na tarasiku itp. Potem Babcia z Dziadkiem odjeżdżają, a my spędzamy miłe dwie godziny nad jeziorem. Tymo pluska się jak mała rybka (w większości „po warszawsku – brzuchem po piasku”), Seba najpierw śpi, a potem też pluska się w jeziorze. Nawet nam udaje się na zmianę popływać. Woda jest ciepła jak zupa. Jest bosko!

Na Tymusia cały dzień nie możemy się napatrzeć – ale stęskniliśmy się za nim przez ostatni tydzień! Co chwila ma nowe pomysły – m.in. robi plastelinowe buźki drzewom rosnącym przy naszym tarasie. Sebcik z kolei rozwija się w oczach. Jest ciągle w ruchu, wciąż coś łapie, albo gdzieś „idzie”, zadzierając pupę do góry. Jemy i przewijamy się w plenerze. Jednym słowem egzamin na turystę po raz kolejny zaliczony! Rega ma tu raj. Najchętniej cały dzień przeleżałaby na tarasie.

Wieczorem chłopaki padają, ale stęsknieni za sobą, w jednym pokoju nakręcają się nawzajem:

My: Tymusiu, spróbuj zasnąć.

T: Ale Seba jeszcze nie śpi.

My: To nic, zaraz zaśnie, śpij.

Po chwili słyszymy pisk Sebcia i widzimy Tyma z głową nad jego łóżeczkiem.

T: Tato, Seba jeszcze nie spi.

R: Jak ma spać, jak ciągle gadacie.

T.: Tato, ale Sebuś NAPRAWDĘ nie śpi. Itp. itd.

Ratusz, XIV w, Orneta.

Ratusz, XIV w, Orneta.

W Ornecie spotykamy się z Tymem.

W Ornecie spotykamy się z Tymem.

Kościół pw. Jana Chrzciciela, XIV w, Orneta.

Kościół pw. Jana Chrzciciela, XIV w, Orneta.

Kościół pw. Jana Chrzciciela, XIV w, Orneta.

Kościół pw. Jana Chrzciciela, XIV w, Orneta.

12 lipca 2010, poniedziałek

33 stopnie cd.:)

Wycieczka do Olsztyna

Wyprawa jest w sumie bardzo udana, ale trzeba przyznać, że z małymi dziećmi nie zawsze jest różowo – Seba w samochodzie podmarudza, Tymo rozbija łokieć i płacze itp. – w dodatku plan wycieczki trzeba ustalać pod najmłodszych, a nie pod dorosłych turystów. W związku z tym zwiedzanie olsztyńskiej starówki jest raczej pobieżne – M. wyskakuje i robi dokumentację fotograficzną w czasie, gdy chłopcy zasypiają w samochodzie: znajduje katedrę św. Jakuba (XIV), Wysoką Bramę (XIV), rynek, ratusz, kamieniczki. Potem dokładniej zwiedzamy Olsztyn wieczorem na ekranie komputera.

Głównym celem naszego dzisiejszego wyjazdu jest olsztyńska plaża miejska – o, to się chłopakom podoba. Plaża jest bardzo dobrze zorganizowana – czysty piasek, chodniczki, ławeczki, zjeżdżalnia dla dzieci, mała gastronomia itp. Dziś męczy nas tylko duży upał, który zmusza do chowania się w cieniu.

Po późniejszym obiedzie idziemy znowu nad „nasze” jezioro. Kąpiemy się wszyscy. Jest bardzo wakacyjnie!

Katedra Św. Jakuba, XIV w, Olsztyn.

Katedra Św. Jakuba, XIV w, Olsztyn.

Na Rynku w Olsztynie.

Na Rynku w Olsztynie.

Na Rynku w Olsztynie.

Na Rynku w Olsztynie.

Gotycki ratusz (przebudowywany), Olsztyn.

Gotycki ratusz (przebudowywany), Olsztyn.

Detal ratusza.

Detal ratusza.

Wysoka Brama, fr. fortyfikacji, XIV w.

Wysoka Brama, fr. fortyfikacji, XIV w.

13 lipca 2010, sobota

Upał, 34 stopnie

Olsztyn bis

Nie daliśmy rady odwiedzić wszystkich olsztyńskich atrakcji za jednym razem, więc dziś jedziemy do stolicy Warmii po raz drugi. Na celowniku znajduje się przede wszystkim zamek biskupów warmińskich. Oglądamy dziedziniec z tajemniczymi babami sprzed kilkuset lat, wchodzimy na wieżę (Tymo dwukrotnie – najpierw z M., a potem jeszcze raz z R. – wchodzenie na wieże to jest to!), szukamy śladów Mikołaja Kopernika. Potem czas na miły spacer po malowniczym parku okalającym zamek z przepływającą przez jego środek wijącą się Łyną. Oglądamy dwie fontanny, próg na Łynie i mosty kolejowe z XIX w. Robimy sobie piknik na kocyku na trawce nad Łyną – wszędzie wozimy ze sobą podgumowany koc, co umożliwia nam zrobienie sobie popasu, przewinięcie Sebcia itp. kiedy tyko przyjdzie nam na to ochota. Ten patent bardzo się sprawdza. Sebuś koniecznie chce zjadać trawę, którą regularnie zrywa i dostarcza mu …Tymo. Gramy w „żółtą febrę” – rzucanie z trzęsieniem żółtą grzechotką – zdecydowanie najlepszy jest Sebuś. Sielanka kończy się histerią i temperowaniem Tyma. Jego ukochany prosiaczek do wieczora ma siedzieć w plecaku.

Po południu tradycyjnie pluskamy się w naszym jeziorku.

Zamek Kapituły Warmińskiej, XIV w.

Zamek Kapituły Warmińskiej, XIV w.

Tymo i kilkusetletnia 'baba'.

Tymo i kilkusetletnia 'baba’.

Zamek Kapituły Warmińskiej, XIV w.

Zamek Kapituły Warmińskiej, XIV w.

Widoki z zamkowej wieży.

Widoki z zamkowej wieży.

I na dół.

I na dół.

Pozegnanie olsztyńskiego zamku.

Pozegnanie olsztyńskiego zamku.

Widok na olsztyński zamek i próg na Łynie.

Widok na olsztyński zamek i próg na Łynie.

Mosty kolejowe - zabytki techniki z XIX w.

Mosty kolejowe – zabytki techniki z XIX w.

Popas w Parku Podzamcze.

Popas w Parku Podzamcze.

14 lipca 2010, środa

Przelotny deszcz w nocy, dziś parno i duszno, 27 stopni

Wycieczka do Lidzbarka Warmińskiego

Po drodze Sebcik odpływa, więc najpierw samochodem objeżdżamy miasto, R. robi zdjęcie Wysokiej Bramy (XIV), kościoła św. Piotra i Pawła (XIV) i kościoła ewangelickiego z pocz. XIX w (obecnie pełniącego funkcje cerkwi). Zatrzymujemy się na dłużej przy zamku biskupim z XIV w. To naprawdę piękny gotycki zamek, zbudowany na planie kwadratu, z czterema smukłymi wieżami. Niestety, dziedziniec z krużgankami jest obecnie w remoncie, a całe przedzamcze to wielki plac budowy – powstaje tu wielki hotel… Po obejrzeniu zamku jemy drugie śniadanie na ławeczce z widokiem na zamek, zamkową fosę i znajdujące się w niej – ku uciesze Tyma – trzy fontanny.

Wracając z Lidzbarka, kierowani opisem z przewodnika podjeżdżamy do Pieszkowa na fermę strusi. Okazuje się jednak, że ferma już nie istnieje, więc wycieczka kończy się piknikiem na łące nad jeziorem – też miło.

W drodze powrotnej obaj chłopcy zasypiają w samochodzie, a my oglądamy jeszcze (z samochodu) Pałac w Smolajnach (XVIII) – ulubioną rezydencję letnią biskupa Ignacego Krasickiego.

Popołudnie

Kąpiel w jeziorze jest dziś wyjątkowo miła – z powodu niepewnej pogody jest zdecydowanie mniej tłoczno na plaży.

Prosiak na smyczy.

Prosiak na smyczy.

Zamek biskupów w Lidzbarku Warmińskim.

Zamek biskupów w Lidzbarku Warmińskim.

Zamek biskupów w Lidzbarku Warmińskim.

Zamek biskupów w Lidzbarku Warmińskim.

Tu byłem.

Tu byłem.

Fontanny w fosie zamku.

Fontanny w fosie zamku.

Mały piknik w Pieszkowie.

Mały piknik w Pieszkowie.

Na naszym pomoscie.

Na naszym pomoscie.

Czy te oczy mogą kłamać...

Czy te oczy mogą kłamać…

15 lipca 2010, czwartek

I znów słonecznie, 29 stopni

Wycieczka do Dobrego Miasta

Dobre Miasto zazwyczaj nie znajduje się na liście must-see turystów zwiedzających Warmię, ale my z chęcią tu zaglądamy. Panuje tu miła, kameralna atmosfera – w centrum, obok fontanny, napis na ławce głosi „Dobre miasto dobrych ludzi”, jest też „latarnia dobrych myśli”. Miłośnicy zabytków też nie byliby zawiedzeni – tutejsza kolegiata – piękna gotycka świątynia z XIV w – swoim rozmiarem robi ogromne wrażenie; zachował się też fragment średniowiecznych fortyfikacji miejskich – Bociania Baszta. Niestety, nie można wejść na szczyt, ale za to dostępu do baszty strzeże tajemniczy rycerz. Zwiedzanie Dobrego Miasta kończymy wizytą na placu zabaw. Sebuś w cieniku uparcie chce zejść z koca i zjadać wyrwaną trawę i ziemię.

W drodze powrotnej z samochodu robimy zdjęcie neogotyckiemu (XIX) kościołowi św. Katarzyny w Cerkiewniku. Aby przedłużyć drzemkę Seby, objeżdżamy dodatkowo samochodem nasze jezioro – piękny las, potem łąki i bociany – ale tu malowniczo!

Popołudniowa kąpiel w naszym jeziorze

Kąpiemy się wszyscy: Sebuś macha rączkami i chlapie jak nakręcana zabawka, Tymo najchętniej siedzi po szyję w głębinie.

Kolegiata w Dobrym Mieście, XIV w. Jeden z największych warmińskich kosciołów.

Kolegiata w Dobrym Mieście, XIV w. Jeden z największych warmińskich kosciołów.

Kolegiata w Dobrym Mieście, XIV w. Jeden z największych warmińskich kosciołów.

Kolegiata w Dobrym Mieście, XIV w. Jeden z największych warmińskich kosciołów.

Kolegiata w Dobrym Mieście.

Kolegiata w Dobrym Mieście.

Bociania Baszta, XIV w. Dobre Miasto.

Bociania Baszta, XIV w. Dobre Miasto.

ZNAKI mają pamiątkę z wakacji.

ZNAKI mają pamiątkę z wakacji.

Dobre Miasto dobrych mysli i ludzi.

Dobre Miasto dobrych myśli i ludzi.

17 lipca 2010, piątek

Najpierw upał, po południu burza z ulewą

Ale frajda – dzień wyprawy do POCIĄGOSTATKU!

Wycieczka do Buczyńca

Pociągostatki – tak opowiadaliśmy chłopakom o pojazdach pokonujących Kanał Ostródzko-Elbląski. Cały kanał to zabytek techniki, jedyny taki obiekt w Europie. Cały mechanizm napędzany jest wodą, przy pomocy urządzeń, pracujących tutaj od ponad 150 lat – to naprawdę robi wrażenie! Musimy koniecznie kiedyś pokonać wodą całą trasę. Dziś decydujemy się podjechać pod największą z pochylni, tę w Buczyńcu (różnica poziomów ponad 20 m!), i poczekać, aż statek będzie pokonywał trawiasty odcinek trasy.

Tymo jest po prostu zachwycony, potem długo opowiada o „pociągostatkach”, które najpierw pływały, a potem jeździły po torach. Wspaniałym uwieńczeniem wycieczki jest obiad w tutejszym punkcie gastronomicznym (przy okazji chowamy się przed deszczem) – naleśniki z jagodami są naprawdę przepyszne. Sebuś buszuje po stole, usiłując zjadać różne rzeczy.

Popołudnie

Po rzęsistej ulewie nie idziemy na plażę, ale za to wybieramy się na długi spacer wzdłuż Jeziora Limajno.

Wieczorem Tymo opowiada niestworzone historie o tramwajach, które przebywają tutaj na koloniach, mieszkają w dziuplach na drzewach, na szczytach brzóz mają stołówkę itp. – zaśmiewamy się do łez!

Kanał Ostródzko- Elbląski.

Kanał Ostródzko- Elbląski.

Pochylnia Buczyniec.

Pochylnia Buczyniec.

Pochylnia Buczyniec.

Pochylnia Buczyniec.

Kanał Ostródzko- Elbląski.

Kanał Ostródzko- Elbląski.

Sebuś ciągle gdzieś idzie...

Sebuś ciągle gdzieś idzie…

Zachodnie wybrzeże Bałtyku, tydzień II

 

 

9 sierpnia 2008, sobota

Słonecznie, ale przenikliwy zimny wiatr, 21 stopni

Tymo niesamowicie rozwija się na tym wyjeździe, ale to chyba potwierdzenie ogólnej prawidłowości. Nie jesteśmy nawet w stanie wynotować wszystkich jego powiedzonek, bo jest ich całe mnóstwo (np. dziś „Idziemy nad morze, panie pomidorze”). Chłonie słowa jak gąbka. Przejażdżka wąskotorówką z Trzęsacza do Pogorzelicy (10-10:33 i powrót 10:45-11:18) Zaczyna się jak u Hitchcocka: parkując, zahaczamy przednim zderzakiem o niewidoczny w trawie korzeń, co mocno nadweręża przód naszej Fabii. R. przygina i wciska, co może, i umawia się z mechanikiem na poniedziałek na tymczasowe klejenie. Przejażdżka ciuchcią choć trochę naprawia nasze zepsute humory. W weekendy jeżdżą prawdziwe parowe lokomotywy z węglarkami, więc jest na co popatrzeć. Trasa jest malownicza, szczególnie odcinek z widokiem na latarnię morską w Niechorzu. Chowamy się w wagoniku, bo mimo słońca wieje niemiłosiernie. Tymuś przeszczęśliwy: wygląda, macha do ludzi, śpiewa. My, patrząc na niego, uśmiechamy się szerzej. W drodze powrotnej oglądamy most zwodzony na Dziwnej, otwierający się właśnie dla żaglówek. Po południu świeci słońce, więc pakujemy się nad morze. Jednak jak tylko wychodzimy, wiatr mało nam głów nie urywa. Uchwalamy więc Plan B – spacer leśnym szlakiem do latarni Kikut. Po drodze jednak przez pomyłkę skręcamy w Kołczewie w złą stronę i lądujemy w końcu w Niechorzu. I dobrze! Latarnia morska w Niechorzu Do wejścia stoimy ok. 15 min w kolejce. Szkoda, że jesteśmy zmuszeni zwiedzać latarnię w wielkim tłumie – cóż, uroki sezonu turystycznego. Na górze nie możemy się długo cieszyć widokiem, jest straszna wichura, więc szybko schodzimy na dół. Ogólnie Niechorze opuszczamy jednak zadowoleni. Sama latarnia należy chyba do najładniejszych na wybrzeżu, a i widok na rozbujane wiatrem morze, okoliczne jeziorko i przejeżdżającą w dole wąskotorówkę na długo pozostaje w pamięci. Wracając, zatrzymujemy się dla Tyma na placu zabaw w Trzęsaczu. To chyba największa atrakcja dla naszego małego turysty.

Wąskotorówką Trzęsacz - Pogorzelica - Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz – Pogorzelica – Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz - Pogorzelica - Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz – Pogorzelica – Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz - Pogorzelica - Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz – Pogorzelica – Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz - Pogorzelica - Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz – Pogorzelica – Trzęsacz.

Latarnia w Niechorzu.

Latarnia w Niechorzu.

Widoki z latarni.

Widoki z latarni.

Widoki z latarni - ciuchcia retro.

Widoki z latarni – ciuchcia retro.

Niespodzianka - plac zabaw w Trzęsaczu.

Niespodzianka – plac zabaw w Trzęsaczu.

10 sierpnia 2008, niedziela

Przed południem zimno, 18 stopni i kropi deszcz, zamieniający się po południu w ulewy…

Wycieczka do Dziwnowa (9:20-12:30)

Dziwnów to sympatyczne, pięknie położone nad dziwnie wijącą się Dziwną miasteczko z portem rybackim i jachtowym, ładną plażą, falochronami i zwodzonym mostem.

Rejs statkiem po Zalewie Kamieńskim

Uznajemy, że przejażdżka statkiem będzie dobrą rozrywką dla wszystkich i pomoże zapomnieć nam o ciągłych rozczarowaniach spowodowanych pogodą. Są też i dobre strony zachmurzonego nieba – wszędzie jest nieco mniej ludzi. Podpływamy pod Kamień Pomorski i z powrotem. W jedną stronę płyniemy pod pokładem, bo pada. Tymo fascynuje się znakami wodnymi, wyznaczającymi tor wodny. Wspomnienia naszych morskich rejsów żeglarskich z okresu studiów odżywają w pamięci. W drodze powrotnej przenosimy się na górny pokład. Tymo wniebowzięty – grało tana-tana – szanty, które znał. Na koniec robimy mu zdjęcie na mostku kapitańskim za sterem.

Krótka wizyta w porcie rybackim

Jest bardzo klimatycznie. Wokół pachnie rybami, widać rybaków przy pracy. Nie ma komercyjnej tandety, to po prostu realnie żyjące miejsce.

Po obiedzie zaczyna lać, więc szukamy jakiejś atrakcji pod dachem – wybieramy się do

Oceanarium w Międzyzdrojach

Atrakcja taka sobie, nastawiona głównie na wysępienie pieniędzy od turystów. Ktoś założył sieć akwariów w kurortach i teraz kosi kasę (10 zł/os). A całe „oceanarium” to kilka akwariów na krzyż z kilkunastoma może gatunkami rybek. Rozczarowanie jest tym większe, że wciąż mamy w pamięci CretAquarium na Krecie. Tymusiowi na szczęście bardzo się podoba , więc i my jesteśmy zadowoleni; poszczególne gatunki ryb są nawet dość ciekawie poopisywane.

Po wizycie w akwariach podejmujemy drugą próbę spaceru po molo. Niestety, znów mamy pecha – w połowie łapie nas nawet nie deszcz – ulewa. Co robić – po raz kolejny zarządzamy odwrót.

Nasz statek - Victoria I.

Nasz statek – Victoria I.

Na pokładzie Victorii I.

Na pokładzie Victorii I.

Kamień Pomorski.

Kamień Pomorski.

Regaty na Zalewie Kamieńskim.

Regaty na Zalewie Kamieńskim.

Na pokładzie grasuje groźny wilk morski.

Na pokładzie grasuje groźny wilk morski.

Oceanarium w Międzyzdrojach.

Oceanarium w Międzyzdrojach.

07. Oceanarium w Międzyzdrojach.

11 sierpnia 2008, poniedziałek

Wczorajsza pogoda była katastrofalna, na szczęście dziś wreszcie zrobiło się lepiej: 23 stopnie z przebłyskami słonca

Rano w odwiedziny przyjeżdżają do nas Dziadkowie. Cieszymy się na dzień z nimi. Jemy razem śniadanie. R. zahacza o warsztat samochodowy – mechanik wreszcie zabezpiecza nasz naderwany zderzak.

Przedpołudniowe plażowanie (9:15-11:45)

Mimo rześkiego wiaterku wszyscy korzystamy z uroków plaży. Rano jest wyjątkowo pusto, dopiero potem schodzą się ludzie. Tymo kąpie się z nami, pływa na dmuchanej łódce-rybce – prezencie od Dziadków.

Po południu Dziadkowie rezygnują ze wspólnego zwiedzania i wracają do siebie, a my nie możemy przepuścić kolejnej wyprawy: do Lubina i Zalesia

Lubin

To bardzo zadbana miejscowość turystyczna, położona na skarpie nad Zalewem Szczecińskim. My ruszamy niebieskim szlakiem od Wzgórza Zielonka do Jeziora Turkusowego i z powrotem (całość ok. 3 km). Widok ze Wzgórza Zielonka jest absolutnie powalający, spodziewaliśmy się czegoś mniej spektakularnego. Główną atrakcją jest możliwość obejrzenia wyjątkowej wstecznej delty Świny, pięknie też widać Zalew Szczeciński i majaczące w oddali morze. Sam spacer szlakiem też jest bardzo przyjemny. Wzdłuż drogi rozstawiono zadbane drewniane ławeczki i tablice informacyjne. Wbrew naszym oczekiwaniom spotykamy na nim wielu turystów.

Widok na Jezioro Turkusowe też jest wart wycieczki: z punktu widokowego jezioro prezentuje się w całej okazałości. Kolor wody zapewne lepiej by był widoczny rano. To miłe, kameralne, romantyczne miejsce. Ławeczki umożliwiają wygodny odpoczynek

Tymo ma krzepę jak stary. 3/4 drogi biegnie sam, szukając znaków szlaku i fascynując się żukami.

Zalesie

R. ogląda ruiny wyrzutni rakietowej V3. To naprawdę tylko resztki, ale dają pojęcie o wielkości wyrzutni. W tym czasie M. bawi się z Tymusiem na małym placu zabaw w miłej marinie z wypożyczalnią sprzętu wodnego nad Jeziorem Wicko Wielkie.

Popołudniowe plażowanie

Popołudniowe plażowanie

Spacer po Wartowie.

Spacer po Wartowie.

Widok na wsteczną deltę Świny.

Widok na wsteczną deltę Świny.

Widok na wsteczną deltę Świny.

Widok na wsteczną deltę Świny.

Szlakiem do Wapnicy.

Szlakiem do Wapnicy.

Jezioro Turkusowe.

Jezioro Turkusowe.

Ruiny wyrzutni V3, Zalesie.

Ruiny wyrzutni V3, Zalesie.

Ruiny wyrzutni V3, Zalesie.

Ruiny wyrzutni V3, Zalesie.

12 sierpnia 2008, wtorek

Pogoda rano fatalna, ulewy; od 11:00 robi się lepiej (= przelotne opady)

Wycieczka do Świnoujścia (cz. wschodnia), 9:30-12:30

Zaczynamy od obejrzenia świnoujskiej latarni morskiej. To najwyższa latarnia nad Bałtykiem, a podobno też jedna z najwyższych na świecie. Ma 68 m wysokości, a na górę prowadzi aż 300 schodów. Wchodzimy w towarzystwie grup kolonistów, Tymo w nosidle. Tym razem na górze bardzo mu się podoba. Wzrok przyciągają zwłaszcza maszyny ładujące towary na statki w porcie. Bardzo malowniczo prezentuje się widok na ujście Świny ujęte w falochrony ze stawą Młyny.

Potem zwiedzamy Fort Gerharda – jeden z fortów Twierdzy Świnoujście (XIX). Jest on zaliczany do najlepiej zachowanych pruskich nadbrzeżnych fortów w Europie. Fort jest doskonale przystosowany do zwiedzania. Już od wejścia witają nad strażnicy w strojach pruskich żołnierzy, którzy co chwilę robią większym grupom ćwiczenia z musztry. Na wejściu dostajemy „przepustkę” z rozkazem „zachować na pamiątkę”. Wszystko zorganizowane z pomysłem. Można dokładnie obejrzeć zachowane zabudowania fortu. Tymusiowi najbardziej podobają się armaty i … kozy, które rezydują w forcie.

Popołudniowy spacer do Latarni Kikut (16:45-19:00)

Podjeżdżamy do Wisełki i ruszamy leśnym szlakiem. Tymo większość z ok. 4-5 km spaceru pokonuje na własnych nóżkach, tylko ok. 1/3 dystansu jest niesiony w nosidle. Przy latarni urządzamy sobie odpoczynek, Niestety, jej wnętrze nie jest udostępnione do zwiedzania. Dzisiejszym spacerem „skompletowaliśmy” latarnie zachodniej części wybrzeża, następny dopiero Kołobrzeg.

Na chwilę zaglądamy na plażę Wolińskiego PN, ale po chwili przeganiają nas ciemne chmury. Plaża dzika, bardzo urokliwa – długie dojście efektywnie selekcjonuje liczbę turystów.

Latarnia morska w Świnoujściu.

Latarnia morska w Świnoujściu.

Do góry po 300 schodkach.

Do góry po 300 schodkach.

Widoki na port w Świnoujściu.

Widoki na port w Świnoujściu.

Fort Gerharda (pruski, XIX w).

Fort Gerharda (pruski, XIX w).

Główny budybek fortu.

Główny budybek fortu.

Spacer do latarni Kikut.

Spacer do latarni Kikut.

Latarnia Kikut.

Latarnia Kikut.

Plaża w WPN (dojście z Wisełki).

Plaża w WPN (dojście z Wisełki).

Plaża w WPN (dojście z Wisełki).

Plaża w WPN (dojście z Wisełki).

13 sierpnia 2008, środa

Słonecznie, ale zimny wiatr, odczucie chłodu mimo 22 stopni

Kwasowo – zagroda żubrów – Kawcza Góra – Kwasowo (9:40-12:00, ok. 6 km)

Spacer miłym, szerokim szlakiem przez bukowy las. Spotykamy wielu innych turystów. Tymo trochę sam, trochę w nosidle.

Zagroda żubrów

Woliński PN to drugie miejsce w Polsce (po Białowieży), w którym hodowane są żubry (nota bene z białowieskim rodowodem). Dla turystów udostępniony jest zalesiony teren z estetycznym drewnianym budynkiem wejściowym, tablicami informacyjnymi i drewnianymi zagrodami dla zwierząt. Poza żubrami (widzieliśmy 4 sztuki) można obejrzeć tu dziki, jelenie, sarny, orły.

Po wizycie w zagrodzie żubrów wyruszamy na spacer czarnym szlakiem na Kawczą Górę. Tymo b. wesoły, pyta co chwilę „A co to jest?”. Szczególnie piękny odcinek szlaku wiedzie od Międzyzdrojów wzdłuż klifu przez piękny las, z prześwitującymi przez drzewa widokami na morze. Sam punkt widokowy nie jest tak spektakularny jak ten na Wzgórzu Gosań – widok zasłaniają drzewa, ale jest miło zorganizowany (tablice informacyjne, mapy, altanka).

Popołudniowe plażowanie z przygodami

Słoneczko, miłe chmurki, więc wybieramy się na plażę. Tam sielanka: budujemy zamki z piasku, Tymo nosi wodę i „robi zdjęcia” (dostał dziś żółty plastikowy gwizdek i niemal natychmiast powiesił go sobie na szyi, ochrzciwszy wcześniej „aparatem fotograficznym”). Ni stąd ni zowąd na horyzoncie pojawia się ciemna chmurka, jakby żywcem wzięta z „Naszej mamy czarodziejki”, którą jednak zupełnie ignorujemy, bo wokół błękitne niebo. A tu nagle jak nie lunie! Strumienie deszczu jak z wiadra, grzmoty. Kulimy się pod dwoma parasolami pod wydmą. Wszystko dokumentnie nam moknie: koc, rzeczy plażowe, ubrania na nas. Nagrodą dla turystów-bohaterów jest przepiękna tęcza na koniec ulewy nad morzem. Bajkowy widok. Po powrocie rozkładamy mokre rzeczy i strzelamy sobie herbatę z dużą ilością miodu i cytryny.

Do zagrody żubrów w WPN.

Do zagrody żubrów w WPN.

Zagroda żubrów w WPN.

Zagroda żubrów w WPN.

Zagroda żubrów w WPN.

Zagroda żubrów w WPN.

Na Kawczą Górę.

Na Kawczą Górę.

Na Kawczą Górę.

Na Kawczą Górę.

Kawcza Góra.

Kawcza Góra.

Widok na Zatokę Pomorską.

Widok na Zatokę Pomorską.

Widok na Zatokę Pomorską.

Widok na Zatokę Pomorską.

Plażowanie z przygodami.

Plażowanie z przygodami.

Zjadło by się...

Zjadło by się…

Happy end.

Happy end.

14 sierpnia 2008, czwartek

Słońce, 22-24 stopnie, szkoda, że taki zimny wiatr

Na plażę

W nocy Tymo nieznośny, w dodatku wstaje o 5:00. Co robić, dzień zaczynamy bladym świtem.

Od rana świeci słońce, więc decydujemy się nadrobić wczorajsze zepsute przez burzę plażowanie, ale po 15 minutach zwijamy żagle, bo jest tak silny wiatr, że ziarenka piasku uderzają nas po twarzy, a Tymo marudzi, że ma piach w oczach. Za to widoki są przepiękne – odpychający wiatr odsłonił przy brzegu malownicze łachy piachu.

Przez następne godziny kręcimy się po najbliższej okolicy, spędzamy trochę czasu na placu zabaw. Na porządniejszą wycieczkę wyrywamy się dopiero późnym popołudniem.

Wolin-plaża i rezerwat archeologiczny „Wzgórze Wisielców” (17:10-18:30)

Wiatr wciąż się utrzymuje, dlatego zamiast nad morze jedziemy poplażować nad Zalew Szczeciński. Plaża przy kempingu i wypożyczalni sprzętu wodnego obok Wolina przypada nam do gustu. Jest ładnie położona, podobają nam się ciekawe drewniane rzeźby. Wszyscy się kąpiemy. Woda ciepła, piasek trochę brudny. Bezustannie napastują nas osy – jedna z nich nawet żądli Tyma, więc szybko uciekamy na Wzgórze Wisielców. Pod tą tajemniczą nazwą kryje się rezerwat archeologiczny chroniący pozostałości kilkudziesięciu kurhanów z ok. X w, rozlokowanych na zboczu wzgórza. Warto zobaczyć.

Wietrzna plaża.

Wietrzna plaża.

Wokół zero ludzo.

Wokół zero ludzo.

Plaża w Wolinie (Zalew Szczeciński).

Plaża w Wolinie (Zalew Szczeciński).

Plaża w Wolinie (Zalew Szczeciński).

Plaża w Wolinie (Zalew Szczeciński).

Plaża w Wolinie.

Plaża w Wolinie.

Rezerwat archeologiczny na Wzgórzu Wisielców.

Rezerwat archeologiczny na Wzgórzu Wisielców.

Rezerwat archeologiczny na Wzgórzu Wisielców.

Rezerwat archeologiczny na Wzgórzu Wisielców.

Rezerwat archeologiczny na Wzgórzu Wisielców.

Rezerwat archeologiczny na Wzgórzu Wisielców.

15 sierpnia 2008, piątek, dzień pożegnalny

Zapowiadali jakiś okropny front z ulewami, na szczęście przed południem jeszcze nie pada, 18 stopni

Przedpołudniowe pożegnanie z morzem (9:30-11:30)

Mamy wielki niedosyt morza i plaży na tym wyjeździe. Dziś też pogoda nie pozwala na kąpiel, w dodatku Tymo przeziębiony, więc tylko bawimy się na plaży. Obiecujemy sobie, że nad morze wrócimy za rok, oby w cieplejszej aurze.

Pożegnanie z morzem.

Pożegnanie z morzem.

Pożegnanie z morzem.

Pożegnanie z morzem.

Po południu pakujemy się do domu i podsumowujemy pobyt. Fakt, pogoda była mocno niesprzyjająca, przez cały pobyt śledziliśmy z (płonną) nadzieją prognozy pogody. Mimo to wyjazd oceniamy jako bardzo udany. Udało nam się dużo zobaczyć, szczególnie miejscowości położone na południe od morza – Trzebiatów, Gryfice, Kamień Pomorski – okazały się bardzo ciekawe i nieoblegane przez turystów. Z dwuletnim dzieckiem spędziliśmy bardzo aktywnie czas, dużo spacerowaliśmy – w sumie może to i lepsze od leżenia jak sardynka na plaży wśród innych sardynek (co zresztą nigdy specjalnie nie było w naszym stylu). Rejon Wybrzeża Zachodniego okazał się bardzo atrakcyjny przyrodniczo i bogaty w wiele cennych zabytków. Ograniczenie się tylko do plażowania byłoby grzechem.

Gdynia część II – Gdańsk, Sopot i Puck

21.01.2015, środa

Pochmurno i przelotny śnieg z deszczem, ok. 1 st.

Ośrodek Kultury Morskiej w Gdańsku

Z racji utrzymującej się kiepskiej pogody wybieramy na dzisiaj kolejną zadaszoną atrakcję. Odpowiednio wyekwipowani (wyprawa z dojazdem zajmie nam ponad pięć godzin, więc niezbędne będzie karmienie, przewijanie, ściągania mleka itp…) ruszamy w drogę. Parkujemy na Podwalu Staromiejskim i szybciutko kierujemy się do celu, gdyż właśnie mija 12:00, a właśnie o pełnych godzinach są wejścia na najciekawszą, interaktywną ekspozycję Ośrodka Kultury Morskiej. Continue reading

Gdynia część I – z podwodnego świata do krainy kaktusów

15.01.2015, czwartek

Całkiem ładnie, ok. 5 st.

Wyjazd zaplanowaliśmy na wczesne popołudnie – Sebuś jeszcze dzisiaj w przedszkolu miał bal karnawałowy, na który bardzo chciał pójść. Był przebrany za króla i prezentował się naprawdę okazale.

Dzięki bardzo intensywnym wysiłkom podejmowanym od wczoraj wyrabiamy się z pakowaniem około południa. Babcia z Dziadkiem odbierają chłopców i po nakarmieniu Grzesia wyruszamy około 13:40.

Dzisiejsza droga przebiega w 95% autostradą, więc mija nam szybko i spokojnie. Chłopcy są świetnymi kompanami w podróży – i to wszyscy! Grześ ok. 2/3 czasu przesypia, a resztę grzecznie siedzi i rozgląda się, rozdając uśmiechy. Sebuś przesypia pierwszą część trasy, a potem miło trajkocze. Tymuś wspaniale pomaga kierowcy z nawigacją i dbaniem o oprawę muzyczną podróży. Słuchamy Czesława i Happysada, a chłopcy – nowej płyty Arki Noego. Continue reading

Rzeszów

Muzeum Dobranocek w Rzeszowie

2011.11.12

To świetne, przyjazne miejsce dla młodszych dzieci, a i dorośli z łezką w oku przypomną sobie własne dzieciństwo.

Ekspozycja muzeum jest naprawdę niepowtarzalna: wszystkie eksponaty związane są z PRL-owskimi wieczorynkami – od lalek – odtwórców głównych ról – po przeróżne przedmioty z nadrukami wieczorynkowych bohaterów. Przestrzennie i przyjaźnie dla dzieci w każdym wieku.

Całości dopełnia pokaz dawnych bajek w stylowo urządzonym pomieszczeniu. Kolorowe buzie bohaterów wieczorynek, wymalowane na oparciu każdego z krzeseł, dodatkowo zachęcają do obejrzenia seansu.

Chłopcy byli zachwyceni. I spisali się na medal. Tymuś gawędził z przemiłą panią przewodnik (on to ma gadane!), a Sebuś czuł się w nieznanym przecież dla siebie miejscu jak u siebie w domu. Najchętniej sam by wszystko rozmontował i poustawiał po swojemu. Na pokazie bajek głośno komentował wszystko, co widział na ekranie i chodził z krzesła na krzesło. Na szczęście obsługa muzeum jest dla takich zachowań małych gości zupełnie wyrozumiała. Polecamy!

Przyszli piłkarze w Rzeszowie.

Przyszli piłkarze w Rzeszowie.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Uczniowie dawnej szkoły.

Uczniowie dawnej szkoły.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Spacer po centrum Rzeszowa

2014.12.21

W przedbożonarodzeniowy weekend jedziemy z wizytą do Dziadków. Niedzielę spędzamy szczególnie przyjemnie. Po śniadaniu, korzystając z pięknego słoneczka za oknem, wybieramy się na spacer po głównych zabytkach Rzeszowa. Wcześniej przepytujemy Dziadków ze znajomości głównych atrakcji turystycznych ich miasta – zabawa na 102, nawet R. przyznaje, że na rodzinne miasto patrzy się głównie pragmatycznym, a nie turystycznym wzrokiem.

Rzeszów jest czysty i zadbany, więc spacer po centrum jest prawdziwą przyjemnością. Frajdę mają również chłopaki – najpierw urządzamy im zabawę w znajdowanie zabytków (które wcześniej pokazujemy im na zdjęciach), potem robimy konkurs: kto wypatrzy więcej dekoracji świątecznych. Grześ cały spacer śpi smacznie w wózku. Jest bardzo przyjemnie – jak to dobrze ruszyć się od stołu.

Zwiedzanie zaczynamy od imponującego rozmiarem Zamku Lubomirskich (kon. XVI w., potem przeb.), mieszczącego obecnie sąd i prokuraturę.

Zamek Lubomirskich (kon. XVI, przeb. XIX-XX).

Zamek Lubomirskich (kon. XVI, przeb. XIX-XX).

Nasi turyści wypatrują zabytków.

Nasi turyści wypatrują zabytków.

Tuż obok znajduje się Letni Pałac Lubomirskich – budynek i ogrodzenie jest aktualnie w remoncie. Rzucamy okiem na secesyjne wille przy alei Pod Kasztanami i kierujemy się na najbardziej znany deptak Rzeszowa – ul. 3 Maja. M. pamięta, że właśnie tu R. ją zabrał na pierwsze narzeczeńskie lody przy okazji wizyty u przyszłych Teściów:) Dziś interesuje nas głównie dawny konwent pijarów – barokowy zespół klasztorny obejmuje kościół Św. Krzyża (XVII w., proj. Tylman z Garmen) z pięknym barokowym wystrojem, klasztor (obecnie siedziba Muzeum Okręgowego) i jedną z najstarszych (poł. XVII w.) polskich szkół – pijarskie kolegium (obecnie I LO).

Kościół św. Krzyża (XVII), proj. Tylmana z Garmen.

Kościół św. Krzyża (XVII), proj. Tylmana z Garmen.

Barokowe wnętrze Kościoła Św. Krzyża.

Barokowe wnętrze Kościoła Św. Krzyża.

Pijarskie kolegium - obecnie I LO w Rzeszowie.

Pijarskie kolegium – obecnie I LO w Rzeszowie.

Ulicą 3 Maja idziemy w kierunku rynku. Przed nami rysuje się rzeszowska fara (XV w., przeb. w stylu barokowym).

Kościół farny (XV, wielokrotnie przeb.).

Kościół farny (XV, wielokrotnie przeb.).

Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę w sklepie – Sebuś coraz głośniej domaga się o picie. Na rynku uwagę chłopców zwraca duża choinka, my przypatrujemy się raczej koronkowej sylwetce ratusza (kon. XVI w.). Potem już wszyscy podchodzimy pod zajmującą centralne miejsce na rynku XVII-wieczną studnię, chłopaki zaglądają nawet do środka – dna nie widać! My odszukujemy jeszcze kamienicę nr 19 – podobno najstarszą na rynku, sięgającą korzeniami przełomu XV i XVI w.

Rzeszowski ratusz (kon. XVI, przeb. XIX-XX).

Rzeszowski ratusz (kon. XVI, przeb. XIX-XX).

Studnia z XVII w - bardzo głęboka - sprawdzaliśmy.

Studnia z XVII w – bardzo głęboka – sprawdzaliśmy.

Pomnik Tadeusza Kościuszki.

Pomnik Tadeusza Kościuszki.

Kamienica nr 19 powstała prawd. w końu XV w.

Kamienica nr 19 powstała prawd. w końu XV w.

Opuszczamy rynek i przenosimy się do bardziej współczesnej atrakcji turystycznej – okrągłej kładki dla pieszych, o której swego czasu było bardzo głośno – mówiono, że to jedyna tego typu konstrukcja w Europie. Rzeczywiście, kładka jest miła dla oka, a wykorzystane do budowy materiały nadają jej nowoczesny wygląd.

Z kładki doskonale prezentuje się jeszcze jedna wizytówka Rzeszowa – Pomnik Czynu Rewolucyjnego (znany również – ze względu na charakterystyczny kształt – pod inną nazwą, ale o tym zmilczmy:).

Okrągła kładka - hit turystyczny ostatnich lat.

Okrągła kładka – hit turystyczny ostatnich lat.

Widok z kładki na słynny rzeszowski pomnik ... Czynu Rewolucyjnego.

Widok z kładki na słynny rzeszowski pomnik … Czynu Rewolucyjnego.

Słynny rzeszowski pomnik ... Czynu Rewolucyjnego.

Słynny rzeszowski pomnik … Czynu Rewolucyjnego.

Zbliża się pora karmienia, więc zaczynamy kierować się w stronę samochodu. Ostatnim punktem na naszej dzisiejszej trasie jest barokowy zespół klasztorny bernardynów z kościołem NMP (XVII w.).

Zespół klasztorny Berardynów (XVII).

Zespół klasztorny Berardynów (XVII).

Niedawno obok urządzono sympatyczne tzw. ogrody bernardyńskie, jednak na pospacerowanie po nich już dziś nie starcza nam czasu. Cóż, będzie do tego zapewne jeszcze nie jedna okazja. Chętnie wybierzemy się też obejrzeć podziemną trasę turystyczną, ale to już jak zrobi się cieplej i będzie można wziąć Grzesia w chustę.

 

Łańcut

Zamek i park w Łańcucie

Wspaniała barokowa rezydencja magnacka Lubomirskich i Potockich (pierw. XVI, przeb. XVII w.), otoczona pięknym ogrodem geometrycznym i parkiem krajobrazowym, powozownia z imponującym zbiorem powozów, storczykarnia, największa ekspozycja ikon w Polsce, barokowa synagoga – wiele jest powodów do odwiedzenia Łańcuta.

My w związku z bliskością domu Dziadków jesteśmy tu częstymi gośćmi w różnych porach roku. Zamek i powozownię zwiedzaliśmy jeszcze sami, bez dzieci. Pokażemy im to wszystko, jak jeszcze trochę podrosną. Z chłopakami najczęściej wybieramy się po prostu na pobieganie po łańcuckim parku. Oczywiście najpiękniej jest wiosną, gdy kwitną kwiaty i krzewy, ale miesiące zimowe też mają swój urok: można pojeździć na sankach po parkowych alejkach i cieszyć oczy, bo miejsce naprawdę jest przepiękne. Continue reading