Nie jest to może trasa wiodąca przez najdziksze ostępy Puszczy Kampinoskiej, ale można ją problemu przejechać rowerem albo wózkiem dziecięcym. Świetnie nadaje się na parogodzinny spacer tuż za granicami miasta.
Za niespełna miesiąc planujemy pierwszy start w maratonie pieszym w Puszczy Kampinoskiej (relacja z maratonu tutaj). Zgłoszenia wysłane, trasa już wisi na stronie wydarzenia, czas na trening! Dzisiejsze okienko zawodowo-pogodowe wykorzystujemy na przejście fragmentu planowanej trasy maratonu. To całkiem niezły pretekst do wyrwania się na leśny spacer we dwoje:)
Z parkingu obok Centrum Edukacji KPN w Izabelinie ruszamy na wschód. Najpierw trasą ścieżki edukacyjnej, a następnie niebieskim szlakiem, który wkrótce zaczyna lawirować po ulicach i leśnych ścieżkach Izabelina. Dobrze, że dzisiaj przyszliśmy tu na rekonesans, bo szlak bardzo kluczy i można łatwo go zgubić, co byłoby wysoce prawdopodobne przy emocjach towarzyszących maratonowi 😉
Mijamy bardzo zachęcająco wyglądającą polanę turystyczną w Lipkowie – turystyczne grille, wiaty, ogromny plac zabaw – musimy tu przyjechać z dzieciakami! Później nareszcie zagłębiamy się w las. Leśną drogą od razu lepiej się idzie. Bliskość Warszawy i okolicznych miejscowości sprawia, że nawet w środku tygodnia na szlakach jest sporo osób. Dzisiaj pełno tu grzybiarzy, widzimy całe grupy przeszukujące okoliczne zarośla. My oczywiście przykładnie podziwiamy grzyby tylko ze szlaku:)
W Małym Truskawiu skręcamy na północ w drogę jezdną w stronę Truskawia i dalej, już niebieskim szlakiem, ale nadal drogą, idziemy do Pociechy. Tu skręcamy na wschód i zielonym szlakiem idziemy w stronę Posady Sieraków. Po dwóch kilometrach skręcamy razem z główniejszą drogą lekko w prawo do Sierakowa. Tu znowu spory fragment musimy zasuwać asfaltem, by w końcu czarnym szlakiem wrócić na parking w Izabelinie.
Jesień zbliża się wielkimi krokami – widać to także na naszej trasie. Liście powoli żółkną, a brzozowe nawet już zaścielają leśne dróżki. Jak zwykle szkoda nam odchodzącego lata. Pociesza nas chyba tylko perspektywa pięknych jesiennych plenerów fotograficznych ;-).
To nieprawda, że prawdziwą wodną przygodę można przeżyć tylko w aquaparku. Próbowaliście kiedyś spaceru… rzeką? Trudno o aktywność zapewniającą bliższy kontakt z naturą! Trzciny, wodorosty, piękne kolorowe ważki. Rzeka oglądana z „pieszej” perspektywy wygląda naprawdę zupełnie inaczej! Do tego ile przygód – to powalona kłoda, to wpadnięcie w wodę po pas, to gałęzie zwieszające się nisko nad wodą – nie tylko dzieciaki będą zachwycone!
Świetnym celem takich rzecznych eskapad jest w swoim górnym biegu mazowiecka Rządza – lewy dopływ Narwi: płytka, czysta, cudownie meandrująca, z przyjemnym piaszczystym dnem. Zawsze oczywiście trzeba pamiętać, że podczas wędrówek rzeką to my jesteśmy jej gośćmi. Warto więc dbać o ciszę i czystość, ale też pamiętać o niewchodzeniu na śródrzeczne wyspy i dziko zarośnięte brzegi – po co zakłócać spokój ich mieszkańcom:) Spróbujcie przez chwilę stanąć w miejscu i właśnie tak z perspektywy gościa skupić się tylko na szemraniu wody, szeleście trzcin, bzyczeniu owadów. Fajnie jest uwrażliwiać dzieci na takie rzeczy – dzięki temu rzeczna wycieczka będzie nie tylko świetną przygodą, ale też rodzinną lekcją wrażliwości na piękno natury!
Rządza: Spacer rzeką
Spacery rzeką to jedno z ulubionych wspomnień M. z okresu dzieciństwa – teraz zarażamy tym dzieci!
Eksplorujemy Rządzę w okolicach Wólki Pieczącej, Osęczyzny, Wólki Mlęckiej, Gęsianki, Woli Polskiej. Długość wycieczki można planować dowolnie:) My nie robimy nigdy jakichś długich eskapad, stawiamy na brak pośpiechu.
W tych okolicach Rządza jest płytką rzeką, woda sięga do kostek, łydek, w porywach (np. na meandrach czy przy zwalonych kłodach) do pasa. Dno jest piaszczyste. Zazwyczaj nie bierzemy więc ze sobą obuwia kąpielowego. Przyda się oczywiście coś na słońce i na komary. Warto mieć ze sobą przekąskę – o sklepy będzie ciężko.
Niegdyś łąki nad Rządzą były intensywnie wypasane. Teraz krowy stają się coraz rzadszym widokiem, więc łąki zarastają – w związku z tym brzegi często są porośnięte bujną roślinnością.
Na trasie od czasu do czasu mogą czekać na Was niespodzianki – zdarza się, że miejscami nie da się przejść – a to trafi się na powalone drzewa, a to na bobrowe żeremia. Trudniejsze miejsce można ostrożnie obejść albo… pójść w drugą stronę😊 – to cała frajda z takiej rzecznej wycieczki!
Północno-zachodni kraniec Puszczy Kampinoskiej to miejsce, gdzie na szlakach nie spotkacie żywego ducha. Proponowana przez nas trasa nie wiedzie może najcenniejszymi przyrodniczo obszarami Puszczy, ale zapewnia prawdziwy spokój i niczym niezakłócony kontakt z naturą – docierają tu nieliczni turyści i spacerowicze. Trasa jest dobrze oznakowana i nie sprawia trudności orientacyjnych – cały czas idziemy szlakami. Mało znana wycieczka – idealna na ucieczkę od weekendowych tłumów. Pełna pętla to 22 km.
Piaski Królewskie – Kurlancka Góra – Główny Szlak Puszczy Kampinoskiej – Krzywa Góra – Piaski Królewskie
1 lipca 2015
Na przełomie czerwca i lipca robimy sobie małe święto – wyrywamy się na dwudniowy wypad z noclegiem na północny-zachód Kampinoskiego Parku Narodowego. Starsi chłopcy są nad morzem z Dziadkami, z Grzesiem zostaje Pani Małgosia, a my zaraz po pracy R. wskakujemy do samochodu i kierujemy się na Puszczę Kampinoską. Tym razem (możliwość noclegu) wybieramy północno-zachodni fragment Puszczy, wymagający najdłuższego dojazdu.
Nocujemy w Nowym Secyminie w Stajni Dorado. To miejsce zostało stworzone przez dwoje warszawskich miłośników koni i puszczańskich krajobrazów. Jest kameralnie i – przede wszystkim – blisko do naszego jutrzejszego szlaku. Pedantom może nieco przeszkadzać pewien artystyczny nieład w pokojach, ale koniarze pewnie już będą się tu czuć jak u siebie.
Wieczorem planujemy jeszcze niespieszny spacer wałami wiślanymi, niestety plany krzyżuje nam deszcz – na wały dajemy radę tylko zajrzeć.
Rano zabijamy w sobie śpiocha i już o 7:30 stawiamy się na śniadaniu. Chwilę gawędzimy miło z panią gospodynią, ale zaraz potem zwijamy bagaże do samochodu i już o 8:30 stajemy zwarci i gotowi na punkcie wyjścia szlaku. Spieszymy się, bo trasa przed nami konkretna – 22-kilometrowe kółko, a musimy na 15:00 wrócić do Warszawy.
Startujemy z okolicy Piasków Królewskich, po czym odbijamy na zachód zielonym szlakiem przez Kurlancką Górę. Najpierw idziemy drogą wzdłuż zarastających torów kolejki wąskotorowej, potem szlak odbija w lewo i droga zmienia się w niezwykle malowniczą leśną ścieżkę wijącą się przez wydmowy krajobraz Puszczy Kampinoskiej. Po jakimś czasie docieramy do czerwonego szlaku i pod ostrym kątem skręcamy nim na wschód. Przecinamy teren rezerwatów „Czapliniec” i „Czerwińskie Góry”. Na Krzywej Górze skręcamy w lewo, na północ, żółtym szlakiem i po kolejnych 3 km zamykamy pełną pętelkę – dochodzimy do Piasków Królewskich.
Wycieczka jest przepiękna. Nasze dzisiejsze szlaki nie wiodły może tak cennymi przyrodniczo terenami jak podczas naszej poprzedniej eskapady do rezerwatu „Sieraków”, dużą część trasy idziemy młodszymi drzewostanami, ale las i tak jest piękny. Żywica pachnie w słońcu. Nie spotykamy żywego ducha (poza jednym „lokalasem” – zbieraczem jagód). I cały czas gadamy i gadamy. To najlepszy odpoczynek!
Na odcinku Zaliwie-Szpinki – Wyszków wieś Liwiec pięknie meandruje, a po drodze można znaleźć wiele świetnych miejsc do kąpania. Ten fragment Liwca jest nieznacznie trudniejszy niż pokonany przez nas kilka dni wcześniej odcinek Kisielany – Zaliwie Szpinki (opis tutaj). Dziesiątki zakrętów potrafią dać się we znaki mniej wprawnym kajakarzom, ale realnych trudności brak – w kilku miejscach po prostu trzeba nieco mocniej powiosłować. Trasa jest też sporo dłuższa – to ponad 15 km wiosłowania. Dlatego nie polecamy jej całkowitym nowicjuszom. Ale jeżeli już macie za sobą pierwsze kajakowe szlaki, to trasa w sam raz dla Was – malownicze meandry Liwca skradną serce każdego!
Liwiec kajakiem – piękny odcinek Zaliwie Szpinki–Wyszków wieś
13.06.2020
Informacje praktyczne
Podobnie jak w przypadku trasy Kisielany-Zaliwie Szpinki, także i tym razem skorzystaliśmy z usług wypożyczalni Liwiec.com ( www.liwiec.com). Koszt wypożyczenia dwóch kajaków dwuosobowych i jednej „jedynki” to 210 zł (2020 r.). W cenie mamy przewóz kajaków i nas samych z mety odcinka z powrotem do stanicy – organizacja bez zarzutu. Nieco krótszy odcinek, również kończący się w Wyszkowie wsi, można przepłynąć z firmą www.kajaki.liwiec.pl. Jej stanicę w Wólce Proszewskiej mijaliśmy dzisiaj po drodze; ruszając stamtąd, mielibyśmy do przepłynięcia krótszy, około 10-kilometrowy odcinek.
Na odcinku od Zaliwia do Wyszkowa Liwiec wsi cały czas malowniczo meandruje przez piękne łąki. W słoneczny dzień nie można więc zapomnieć o nakryciu głowy, kremie z mocnym filtrem i dużej ilości wody. Warto też ze sobą zabrać jakieś przekąski, szczególnie gdy mamy na pokładzie dzieciaki (wskazówki dot. organizacji wycieczki kajakowej z dziećmi tutaj).
Opisywaną trasę polecamy dla dzieci 5-letnich i starszych, ale przede wszystkim dla takich, które już kiedyś siedziały kilka godzin w kajaku. Ostre zakręty (występują na fragmentach trasy, nie cały czas) wymagają pewnej wprawy w wiosłowaniu, więc trudno by nam było w tym czasie zajmować uwagę rozmarudzonego maluszka, ale oczywiście to Wy sami najlepiej znacie swoje pociechy ;-).
Trudno o lepszą przerwę dla dzieci niż kąpiel w czystej wodzie! Na trasie między Zaliwiem i Wyszkowem najbardziej dogodne zejścia zauważyliśmy po obu stronach rzeki przy stanicy kajakowej w Wólce Proszewskiej, zresztą sami tam się zatrzymaliśmy. Potem niewielkie dzikie zajścia można znaleźć na zakrętach meandrującego Liwca. My na dłuższą kąpiel zatrzymaliśmy się niespełna kilometr przed miejscem, gdzie do Liwca wpada Kostrzyń. Polecamy to miejsce dla osób umiejących pływać – przybrzeżna płycizna szybko zamienia się tam w wartki nurt z głębokością ponad dwa metry. Dla dobrego pływaka to spora frajda, ale na niepływających na pewno trzeba uważać.
Zaliwie Szpinki – Wyszków wieś
Trasę zaczynamy w miejscu, gdzie skończyliśmy spływ 6 dni temu – w stanicy kajakowej w Zaliwiu-Szpinkach. Świetną organizację tutejszej ekipy już znamy, więc sprawnie załatwiamy formalności i ruszamy w drogę!
Pierwsze kilka kilometrów spływu przypomina nam bardzo trasę z Kisielan do Zaliwia – jest łatwo i stusunkowo szeroko. Dogodnym miejscem na pierwszy postój jest bród w okolicy stanicy w Wólce Proszewskiej, kilkanaście metrów przed metalową kładką dla pieszych.
Stąd zaczyna się najprzyjemniejszy, chociaż też nieco bardziej wymagający odcinek trasy. Nie ma tu co prawda realnych trudności, ale koryto rzeki jest dosyć wąskie i kręte, a nurt bardziej wartki. Ale przecież to cała radość z kajakowania! Na deser udaje nam się wypatrzyć dziką plażę w zakolu Liwca. Kąpiemy się, bawiąc się z ostrym nurtem rzeki. Nie macie pojęcia, jaka to frajda!
Po dosłownie kilku minutach od ostatniego postoju dopływamy do miejsca połączenia się Liwca z Kostrzyniem. Teraz obraz rzeki zmienia się diametralnie – Liwiec staje się szeroką autostradą, dostojnie toczącą swoje wody. Zakręty nie są już tak ostre, znowu płynie się łatwiej, a na horyzoncie zaczynają majaczyć zabudowania Wyszkowa wsi. Miejsce wodowania kajaków, a dla nas koniec dzisiejszego odcinka, znajduje się po lewej stronie tuż przed mostem drogowym na Liwcu.
Zanim jednak wyciągniemy kajaki na brzeg, mamy jeszcze jedną miłą przygodę. R z daleka wypatruje kaczkę wpływającą w przybrzeżne zarośla. Zaczynamy więc wypatrywać kaczki, spodziewając się całej rodzinki ze stadkiem małych kaczuszek. A tu nagle tuż obok nas wyłania się… piękna rodzina łabędzi – tak, ta niby-kaczka to było „brzydkie kaczątko”, czyli młody łabądek! Oczywiście nie możemy się spokojnie przyjrzeć, bo łabędzi rodzice przepędzają nas groźnym syczeniem. Z wysokości kajaka te piękne ptaki budzą należny respekt!
Liwiec i okolice jako obszary Natura 2000
Poznając Liwiec z pokładu kajaka, warto pamiętać, że płyniemy przez tereny niezmiernie cenne przyrodniczo. Tutejsze obszary Natura 2000 są jednymi z najcenniejszych we wschodniej części Mazowsza. Ostoja Nadliwiecka obejmuje ochroną cenne siedliska z charakterystycznymi lasami łęgowymi. Natomiast Dolina Liwca i Dolina Kostrzynia to dwa obszary specjalnej ochrony ptaków Natura 2000. Spotkać tu można ponad 20 cennych gatunków ptasich mieszkańców!
Liwiec to urocza rzeka, leniwie meandrująca przez zielone łąki Mazowsza. Na długim odcinku rzeka jest wykorzystywana jako atrakcyjny szlak kajakowy – Liwiec nie jest głęboki, płynie spokojnie, do odpoczynku zachęcają dzikie plaże, a przyjemne piaszczyste dno sprawia, że trudno wyciągnąć dzieciaki z wody. Kilkugodzinny spływ kajakowy Liwcem to świetny pomysł na rodzinny weekend. Odcinek Kisielany-Zaliwie Szpinki to niedługa, bardzo łatwa trasa, z którą bez problemu poradzą sobie nawet najmłodsi kajakarze. Pamiętajcie tylko o postojach na popluskanie się w wodzie – dzieciakibędą zachwycone!
Liwiec kajakiem – łatwy odcinek dla początkujących (Kisielany-Zaliwie Szpinki)
8 czerwca 2020 r.
Informacje praktyczne
Nad Liwcem działa kilka wypożyczalni kajaków. My korzystaliśmy z usług stanicy https://www.liwiec.com/, ale w okolicy można znaleźć też inne oferty. Zazwyczaj organizatorzy spływów oferują transport kajaków na punkt startu spływu lub odbiór i dowóz do stanicy z miejsca docelowego. Trasę i długość spływu bez problemu można dopasować do swoich możliwości.
Jeśli wybieracie się na spływ Liwcem, pamiętajcie, że trasa będzie w znacznej części wiodła przez łąki – w lecie konieczne są nakrycia głowy i odpowiedni zapas wody. Po drodze może być też ciężko kupić coś do jedzenia – przekąski najlepiej więc mieć ze sobą.
Liwiec nie jest głęboki, a w upalny dzień trudno liczyć na to, że dzieciaki nie zechcą się pokąpać – dla najmłodszych przyda się zatem jakieś ubranie na zmianę. O innych wskazówkach dot. organizacji spływu z dzieciakami piszemy tutaj: https://gdziebytudalej.pl/kajaki-ostroda/
Punkt startu: Kisielany
Początek naszego spływu wypada w Kisielanach, ale miejscem zbiórki jest stanica kajakowa w Zaliwiu- Szpinkach. Nieopodal znajduje się wieś Zaliwie-Piegawki. Skąd takie śmieszna nazwy? Od przydomków dwóch szlachciców, Jana Wspinki i Jana Piegawki, na których w XV w. został podzielony majątek Zaliwie!
Samochód zostawiamy na wygodnym leśnym parkingu. Sam teren stanicy robi na nas bardzo dobre wrażenie – jest czyściutko, estetycznie i blisko natury. Przyjemne toalety, plac zabaw, nawet mały park linowy – trudno się dziwić, że położone na terenie stanicy niewielkie pole namiotowe łatwo znajduje chętnych.
Chwila na załatwienie formalności i po chwili już jesteśmy podwożeni na punkt startu spływu w Kisielanach:)
Spływ Liwcem na odcinku Kisielany – Zaliwie-Szpinki
Kanapki w brzuchach, krem przeciwsłoneczny na nosach – no, możemy ruszać! Kto pierwszy wpłynie w trzciny? Kto pierwszy zamoczy stopy w wodzie? Kto naliczy więcej krów po drodze? Z dzieciakami na kajakach fajnie jest!
Wybrany przez nas odcinek jest bardzo łatwy – Liwiec płynie tu leniwie, na trasie w zasadzie nie występują przeszkody, pełny chillout. Dookoła jedna wielka zieleń – no, może nie licząc wyłaniających się czasem zza zakrętu krów, kilku kaczych rodzin i pięknych niebieskich ważek – one towarzyszyły nam dziś przez całą długość trasy.
Przez większość czasu płyniemy przez zielone mazowieckie łąki – dopiero pod koniec trasy brzegi Liwca porasta las.
Szlak kajakowy przez Liwiec od kilku lat jest pięknie oznakowany – po drodze spotykamy tablice z kilometrażem trasy oraz znaki kajakowe.
Czas samego płynięcia tego odcinka to ok. 2 godziny 15 minut – oczywiście nie musimy Wam mówić, że jeśli płyniecie z dziećmi, z całą wycieczką zejdzie Wam się znacznie dłużej. No, chyba że dacie radę odmówić dzieciakom przyjemności pluskania się w wodzie. My nie daliśmy. Wiązało się to z dwoma czy trzema dodatkowymi postojami na przyjemnych piaszczystych płyciznach. Dzieciaki brodziły sobie po wodzie, pod nogami śmigały im od czasu do czasu malutkie rybki, a my od czasu do czasu krzyczeliśmy, żeby młodzież nie wchodziła za głęboko – ale bardziej pro forma, bo, przyznajmy, Liwiec na tym odcinku zabójczą głębokością nie grzeszy😉
W Zaliwiu-Szpinkach stawiamy się po trzech godzinach od startu: wypluskani, wygrzani słońcem i porządnie głodni – w sam raz na niedzielny obiad😊
Spływ Liwcem był tegorocznym prezentem dla naszych chłopców na Dzień Dziecka. Prezent zdecydowanie trafiony! Następnym razem koniecznie musimy przetestować kolejny, dłuższy odcinek spływu (Zaliwie-Szpinki – Wyszków wieś)!
Serdecznie pozdrawiamy Asię, Alexa i małą Anusię, którzy towarzyszyli nam w dzisiejszym spływie – Kochani, z Wami było super!
Północny szlak krawędziowy, zwłaszcza okolice Poleskich Dębów, to jedno z najpiękniejszych miejsc na jesienny spacer po Puszczy Kampinoskiej. W tym roku trochę się spóźniliśmy – piękne barwy na drzewach najlepiej podziwiać w połowie października, ale brodzenie po szeleszczącym dywanie z dębowych liści też miało wiele uroku. Można dojść tutaj od Leoncina, ale my wybraliśmy dłuższą, 22-kilometrową pętelkę Stara Dąbrowa – Posada Cisowe – Poleskie Dęby – Czarna Woda – Stara Dąbrowa. Tą trasą zaczynamy powtarzanie naszych ulubionych kampinoskich spacerów. Przeszliśmy ją – bagatela – 12 lat temu! Czyli w zupełnie innej epoce – bez dzieci, ale za to z naszą psiną Regusią. Teraz było… inaczej, ale też bardzo malowniczo!
Jesienny spacer ze Starej Dąbrowy do Poleskich Dębów
5 listopada 2016
Ruszamy z parkingu obok Ośrodka Szkolenia Wolontariuszy ZHP w Starej Dąbrowie. Dojazd z warszawskiej Woli zajmuje ok. 45 minut. Dzisiaj (tak jak dwanaście lat temu) idziemy bez dzieci, bo trasa dla nich za długa, a my akurat mamy świetną okazję wyrwać się na kilka godzin we dwoje. Tymo pojechał na weekendowy kurs zastępowych, Sebuś spędza dzień z babcią w kinie, a Grzesiem zgodziła się zająć p. Małgosia. A my… ruszamy!
Pierwsze osiem kilometrów pokonujemy niebieskim szlakiem w kierunku zachodnim. Przez ponad kilometr biegnie on razem z żółtym szlakiem, którym wrócimy na miejsce po zamknięciu pełnej pętli.
Przez pierwsze pół godziny mamy niezłą rozgrzewkę, bo trasa prowadzi grzbietami naprawdę okazałych wydm, kilka razy wznosząc się i opadając o dobrych kilkadziesiąt metrów. Do naprawdę świetna trasa na nizinną zaprawę przed wypadem w góry!
Po ok 30 minutach szlak sprowadza z wydm na asfaltową drogę łączącą Starą Dąbrowę z Górkami. Przez chwilę idziemy skrajem lasu. Na szczęście niedługo droga jezdna skręca w lewo do miejscowości Górki, a my idziemy dalej na zachód, trzymając się znaków niebieskiego szlaku.
Po około 8 km dochodzimy do rozstaju szlaków Posada Cisowe, gdzie skręcamy w prawo (na północ) i zmieniamy kolor szlaku na żółty. Nie ma tu ani wiaty, ani ławeczki (zwykle można je znaleźć w okolicy punktów węzłowych kampinoskich szlaków), więc nie pozostaje nam nic innego, jak tylko znaleźć miejsce na odpoczynek w terenie. Wkrótce znajdujemy odpowiedni pień brzozy i przez dłuższą chwilę delektujemy się gorącą herbatką i pysznymi kanapkami. Przy dzisiejszej temperaturze konieczne było zakładanie dodatkowej warstwy ubrania na czas postoju, bardzo też przydał się termos z czymś ciepłym do picia.
Z zapasem nowych sił przyspieszamy kroku, nasycając się ciszą zakłócaną tylko przez szelest liści pod nogami. Przez ponad pięć godzin wędrówki spotkaliśmy dzisiaj zaledwie kilka osób. To zaleta szlaków bardziej oddalonych od Warszawy. W tej okolicy podobno jest jeden z wielu mateczników puszczańskiej fauny. Nam udaje się wypatrzyć wyraźne ślady łosia (a właściwie dwóch), które szły kilkadziesiąt metrów naszym szlakiem niedługo przed nami.
Po kolejnych kilkudziesięciu minutach dochodzimy do następnego węzła szlaków. Znowu skręcamy w prawo (na wschód) i zmieniamy kolor szlaku na zielony.
Ten fragment Północnego Szlaku Krawędziowego to najbardziej malowniczy odcinek naszej dzisiejszej wędrówki. Już po kilkuset metrach docieramy do Poleskich Dębów. Ponad dwustuletnie olbrzymy spoglądają na nas dostojnie. Niestety, trudno objąć ich rozmiar i piękno obiektywem… trzeba je po prostu zobaczyć na własne oczy!
Ten odcinek szlaku jest wyjątkowo piękny jesienią, bo otaczają nas urozmaicone drzewostany liściaste. Cały czas brodzimy w liściach, a zmienia się tylko kolorystyka i faktura dywanu, po którym kroczymy.
Ostatnio zawitaliśmy tutaj w ostatniej dekadzie października, kiedy jeszcze więcej liści było na drzewach – wierzcie, istna feeria barw. Ale dzisiaj i tak jest przepięknie. Kilkaset metrów przed kolejną zmianą koloru szlaku i kierunku wędrówki spotykamy miłą ławeczkę, która zachęca do odpoczynku. Chętnie zjadamy resztę kanapek, popijając herbatą z drugiego termosu. Chwilo, trwaj!
Ostatnie kilometry wycieczki nie są może już tak urocze, bo niebo pokrywa coraz grubsza warstwa chmur. Powoduje to odczucie nadchodzącego zmierzchu (a dopiero dochodzi 15:00). No cóż – uroki listopadowej włóczęgi… Po skręcie w żółty szlak kierujemy się na południe. Ścieżka dość mocno kluczy po różnych leśnych drogach krzyżujących się pod różnymi kątami. Idziemy m.in. Kościelną Drogą (jedną z wielu dróg tej nazwy w Puszczy). Pomiędzy kolejnymi zakrętami szlaku spotykamy zapomnianą opuszczoną leśniczówkę. Aż chciałoby się zajrzeć do środka!
Szlak poprowadzony jest bardzo wygodnie i sprawnie dochodzimy do znanych już obszarów ochrony ścisłej „Wilków” i „Biela” oraz połączenia z niebieskim szlakiem, którym rozpoczynaliśmy naszą dzisiejszą wędrówkę. Teraz jeszcze tylko nieco ponad kilometr spaceru po wydmach i jesteśmy już przy samochodzie. Było naprawdę CUDOWNIE!
Dzisiejsza trasa, którą nazwaliśmy roboczo północną pętlą ze Starej Dąbrowy, jest bardzo ciekawa przyrodniczo, bo prowadzi przez kilka obszarów ochrony ścisłej. Szczególnie warto przyjść tutaj w drugiej połowie października, kiedy to Północny Szlak Krawędziowy zaskakuje bogactwem kolorów jesiennych liści. Wydaje nam się, że równie pięknie może tu być wiosną – na pewno jeszcze to sprawdzimy!
Trasa jest absolutnie godna polecenia dla każdego miłośnika leśnych ostępów. Naszym zdaniem najbardziej urokliwa wiosną. Nie licząc dwóch czy trzech krótkich fragmentów przebiegających drogami, prowadzi przez niezmiernie zróżnicowane i interesujące przyrodniczo tereny. Każdy odcinek szlaku to inna sceneria. Najpierw obszary torfowiskowe, zatopione w świeżej, wilgotnej wiosennej zieleni, potem piaszczyste wydmy, porośnięte borem sosnowym oraz niezwykle ciekawe okolice Zamczyska – pozostałości grodziska z XIII w., a na deser, między Górkami i Starą Dąbrową spacer prawie-że-górski: ścieżką poprowadzoną szczytami najwyższych w Polsce wydm śródlądowych. Jak reklama Puszczy Kampinoskiej – skrótowo pokazująca, co w niej najlepszego.
Wycieczka ze Starej Dąbrowy – Puszcza Kampinoska w pigułce
3 kwietnia 2016 r.
Hura, hura, hura! Jak to dobrze, że operacja Grzesia już za nami! 10 dni temu wróciliśmy do domu z naszym już oficjalnym Jednonerkim Bandytą i całą rodziną próbujemy jakoś wrócić do normalności .Dziś nadarza się okazja o jakiej nawet nie marzyliśmy – szansa na wyrwanie się na spacer we dwoje! Starszych chłopców zostawiliśmy wczoraj na działce z Dziadkami, z Grzesiem deklaruje się zostać Pani Małgosia – rety, mamy kilka godzin tylko dla siebie! Termos, kanapki i mapa do plecaka, wskakujemy w samochód i pędzimy do Puszczy Kampinoskiej!
Jakiś czas temu podczas poszukiwania odcinków szlaków, którymi jeszcze nie szliśmy, wypatrzyliśmy pętelkę ze Starej Dąbrowy. Minusem jest nieco dłuższy dojazd z Warszawy, ale za to tutaj, w sercu puszczy, spotyka się dużo mniej osób. I jakie wrażenia na szlaku! Trasa przebiega przez wszystkie pasma puszczańskie, stanowiąc łakomy kąsek dla miłośników przyrody. Zaczynamy!
Zostawiamy samochód na parkingu w Starej Dąbrowie. Przez chwilę zatrzymujemy się przy głazie upamiętniającym pierwszą puszczańską wycieczkę PTK z 1907 r, po czym ruszamy na południe za znakami żółtego szlaku. Po prawej mijamy budynek Ośrodek Szkolenia Wolontariuszy ZHP. Potem skręcamy w prawo w drogę wiodącą do Górek. Po chwili orientujemy się, że na mapie (ExpressMap 1:40 000 z 2015 r.) zaznaczono nieaktualny przebieg szlaku. Znaki nie opuszczają od razu drogi w kierunku południowym, by potem skręcić w prawo wzdłuż Kanału Ł-9, ale wiodą ok. kilometra na zachód wzdłuż asfaltowej drogi, by potem skręcić w lewo w polną drogę wiodącą do centrum Starej Dąbrowy.
Po skręcie robi się ciekawiej. Najpierw idziemy nasypem przez podmokłe łąki i pola, potem wkraczamy w obszar torfowisk niskich północnego pasa bagiennego. Szlak przecina kanał Ł-9, a potem Kanał Łasica z jazem. Czytamy o próbach powtórnego nawadniania osuszanych przez lata terenów. Działania te mają na celu ochronę zanikających ekosystemów bagiennych.
Za kanałem szlak lekko odbija na zachód i wkracza na tzw. Trakt Napoleoński. Czy faktycznie Napoleon prowadził tędy wojska na Rosję, nie wiadomo, pozostała nazwa i tajemnica. Nas urzeka otaczająca przyroda. Idziemy przez obszar ochrony ścisłej Żurawiowe. Nazwa wzięła się od żurawi, budujących tu swoje gniazda. Podmokłe tereny kipią życiem budzonej przez wiosnę przyrody. Gdyby tylko dało się sfotografować śpiew ptaków… R. zachwyca się odcieniami wiosennej zieleni, M. urzekają całe kobierce szykujących się do kwitnienia konwalii. Podobno wczesną wiosną jest tu niezwykle dużo zawilców.
Nie zdążamy się w pełni nacieszyć uroczyskiem Żurawiowe, a już zmieniają się dekoracje. Żółty szlak wkracza w piaszczysty pas wydmowy. Po chwili mijamy skrzyżowanie z zielonym Południowym Szlakiem Leśnym w Babskiej Górze. Jest tu wiata i dogodne miejsce odpoczynku, jednak my urządzamy sobie postój niecałe 2 km dalej, na zarastającej Posadzie Łubiec. Wiata zajęta, więc rozsiadamy się na brzegu drogi. Za nami 8 km – jak dobrze na chwilkę przysiąść! Pałaszujemy kanapki i patrzymy na rowerzystów, tańczących z rowerami na piaszczystej na tym odcinku drodze.
Po postoju opuszczamy szlak żółty i skręcamy w prawo w czerwony Główny Szlak Puszczański. Po chwili ponownie wkraczamy w malowniczy teren wydmowy. Ukształtowanie terenu miejscami przypomina teren górski w miniaturze – czy to dlatego znajdujący się tu obszar ochrony ścisłej nosi nazwę Karpaty? Co chwilę wypatrujemy ze szlaku stare, malownicze dęby. Jeden z nich, już uschnięty, ma zupełnie spróchniały pień. Mamy wrażenie, że kikut dostojnego drzewa trzyma się tylko na skrawkach kory. Po ok. 3 km docieramy w okolice pozostałości XIII-wiecznego grodziska Zamczysko. Zamczysko odwiedziliśmy na jesieni trzy lata temu i szykujemy się, żeby niebawem przyprowadzić tu chłopców, więc tym razem nie zwiedzamy tej pamiątki dawnych dziejów i idziemy dalej. Szlak skręca na północ i po nieco ponad 2 km doprowadza do uschniętej Sosny Powstańców. Na drzewie tym wieszano za karę powstańców biorących udział w Powstaniu Styczniowym. Odnosimy wrażenie, że ten naturalny pomnik historii zmarniał i zmalał przez te trzy lata. A może to tylko wrażenie?
Za Sosną Powstańców wkraczamy na asfaltową drogę biegnącą przez wieś Górki. To mniej przyjemny fragment wycieczki. Na szczęście krótki. Półtora kilometra, mijamy kościół i skręcamy w lewo. Skręt nie jest nijak oznaczony – chyba wymieniano słupy energetyczne, a wraz ze starymi pozbyto się znaków szlaku. Dobrze, że dokładnie przyjrzeliśmy się mapie. Po chwili droga doprowadza do przecinanego już dzisiaj Kanału Ł-9. Stajemy tu na długi postój. Po 16 km nogi zdecydowanie dopominają się o swoje prawa:)
Ostatni odcinek dzisiejszej wycieczki wiedzie jeszcze przez chwilę szlakiem czerwonym, aż do połączenia się ze znakami niebieskimi. Na skrzyżowaniu skręcamy za szlakiem niebieskim w prawo. Szliśmy tędy 12 lat temu z Regusią, jako młode małżeństwo bez dzieci. Rety, jak ten czas szybko leci…
Na ostatnim odcinku naszej wycieczki czeka na nas smaczny deser. Niebieski Północny Szlak Leśny na odcinku między Górkami a Starą Dąbrową wiedzie ścieżką poprowadzoną szczytami spektakularnych wydm. W przewodniku Lechosława Herza czytamy, że tak wysokich wydm śródlądowych nie ma nigdzie indziej w Polsce. Różnice wysokości zaiste są spektakularne – ścieżka pnie się stromo w górę, potem miejscami w dół. Droga jezdna jest położona kilkadziesiąt metrów niżej – czujemy się zupełnie tak, jak byśmy byli w górach! Po połączeniu z żółtym szlakiem jeszcze chwila i stajemy na punkcie wyjścia – parkingu w Starej Dąbrowie. Zdecydowanie czujemy, że mamy nogi. No tak, przeszliśmy prawie 25 km. Czy to normalne, żeby lubić tak się zmęczyć? Wśród tak pięknej przyrody – zdecydowanie normalne! Wycieczka udała się wyśmienicie!:)
Wyobraźcie sobie bagna tak nieprzebyte, że przez wieki oddzielały od siebie Podlasie i Mazowsze, zapobiegając wzajemnemu mieszaniu się kultur. To Pulwy, czyli dawne bagna rozciągające się między Narwią a Puszczą Białą. Teren został osuszony dopiero w XIX w przez sprowadzonych w tym celu osadników niemieckich, zwanych Olędrami. Dzisiejsze Pulwy to jeden z największych w Polsce obszarów łąkowych (ok. 60 km kw.). Koniecznie wybierzcie się tu, jeśli macie ochotę na kilkugodzinną wycieczkę przez morze zieleni. Trasę można przebyć pieszo lub na rowerze, w tym drugim wypadku trzeba się jednak liczyć z kilkoma krótkimi piaszczystymi odcinkami. Długość wycieczki można dowolnie regulować.
Bagno Pulwy – łąki po horyzont
2020.05.17
Informacje praktyczne
Teren Pulw przecina zielony szlak pieszy, który wprowadza na serce dawnych bagien. Najlepiej podjechać samochodem do miejscowości Sieczychy (od Warszawy ok. 80 km, godzina jazdy bez korków), a następnie trzymać się zielonych znaków. Samochód można zostawić na parkingu niedaleko szkoły. Długość wycieczki możecie planować dowolnie – według możliwości kondycyjnych i czasowych. Naszym zdaniem najbardziej malowniczy odcinek rozciąga się między sąsiadującą z Sieczychami wsią Adamowo a niewielką osadą Grądy Polewne (w jedną stronę ok. 5 km). My doszliśmy aż do miejscowości Nury – wróciliśmy tą samą trasą. Nasza wycieczka miała długość ok. 20 km. Gdyby ktoś miał ochotę na dłuższą wędrówkę, może iść zielonym szlakiem aż do Narwi – w takim wypadku, zakładając powrót do Sieczych, trzeba się będzie liczyć z pokonaniem ponad 30 km.
Spaceru lepiej nie planować na upalny dzień – trasa wiedzie głownie przez łąki, więc cienia będzie jak na lekarstwo. Pulwy najpiękniej prezentują się wiosną – można się wtedy cieszyć i kwiatami, i upojną zielenią, i wszechobecnymi ptakami. Aha, pamiętajcie o zabraniu ze sobą odpowiedniej ilości jedzenia i picia – po drodze trudno Wam będzie cokolwiek dokupić.
I na koniec ważna sprawa – cały teren Pulw poprzecinany jest we wszystkich kierunkach kanałami, a łąki bywają podmokłe. W związku z tym mimo że jednolita z pozoru zieleń łąk może zachęcać do robienia skrótów czy modyfikacji trasy, raczej trzymajcie się szlaku, bo z pozoru zachęcająca dróżka może okazać się ślepym zaułkiem 🙂
Przez serce dawnych Bagien: Sieczychy – Grądy Polewne
Sieczychy to typowa ulicówka, odnalezienie znaków zielonego szlaku nie sprawi Wam kłopotu. Niewielki parking samochodowy znajduje się np. przed szkołą. Swoją drogą, koniecznie nie omińcie budynku tej szkoły – budynek był niemym świadkiem tragicznej historii z okresu II wojny światowej – to właśnie tutaj w akcji Szarych Szeregów na posterunek straży granicznej śmierć poniósł Tadeusz Zawadzki „Zośka”. O wydarzeniu przypomina tablica pamiątkowa.
Po kilkuset metrach marszu przez Sieczychy w kierunku wschodnim zabudowania się kończą. Przy krzyżu i tablicy ze znakiem końca miejscowości szlak skręca w lewo. Po chwili dochodzimy do kolejnej wsi – Adamowo. Tam szlak znowu skręca w lewo i opuszcza drogę jezdną, a my przenosimy się w krainę zieleni.
Szczerze mówiąc, dzisiejsze Pulwy w niczym nie przypominają bulgocących bagien. Po tym, jak w XIX w. zostały zmeliorowane przez specjalnie sprowadzonych na te tereny osadników niemieckich, teren zamienił się w olbrzymie połacie łąk porośniętych soczystą zieloną trawą. Wyobraźcie sobie ciągnącą się kilometrami wędrówkę w zieleni – tak właśnie jest na Pulwach!
To, że Pulwy dziś bagien nie przypominają, nie oznacza, że po bagnach nie został ślad – wręcz przeciwnie. Stałym i charakterystycznym elementem krajobrazu są gęsto przecinające Pulwy rowy melioracyjne. Gdy będziemy rozglądali się uważnie, wypatrzymy miejsca, na których stały dawne domy olędrów – budowano je na usypanych podwyższeniach, w obawie przed powodziami. Obecnie po dawnych domostwach zostały tylko drzewa i ledwo widoczne w terenie podwyższenia. Na Pulwach często spotyka się wierzby, wykorzystywane kiedyś przez olędrów w gospodarstwie i osuszaniu ziemi. Aha. I jeszcze jedna pamiątka po bagnach. Czarny torf, tu i ówdzie wyglądający spod trawy – jego pokłady mają tu ponoć grubość nawet 6 metrów!
Od momentu opuszczenia asfaltu szlak wiedzie polną drogą, z dala od zabudowań ludzkich. Wokół zieleń jak okiem sięgnąć. Nie macie pojęcia, jak bardzo zmysły odpoczywają w takiej scenerii! Tak, tego właśnie potrzebowaliśmy po tygodniach zdalnej pracy przez ekranem komputera. Jak dobrze, że tu wszystko – i wiatr, i zapach, i zmęczenie jest naprawdę!
Po ok. 6 km od Sieczych docieramy do niewielkiej, zagubionej wśród łąk miejscowości Grądy Polewne. Poza śpiewem ptaków nie słuchać żadnych odgłosów cywilizacji. Pora na pierwszy odpoczynek – najlepiej teraz, zanim jeszcze dojdziemy do wsi. Siadamy w rowie na trawie, wyciągamy upieczony na urodziny M. piernik (dzięki Ci, Mężu!) i termos z herbatą. Swoją drogą cała dzisiejsza wycieczka jest prezentem urodzinowym dla M. – dzieci zostały z Babcią, a my najbardziej marzyliśmy o tym, żeby na kilka godzin móc po prostu ruszyć przed siebie.
Grądy Polewne – Nury
Za miejscowością Grądy Polewne szlak opuszcza serce dawnych bagien. Opuszczamy trawiaste dukty i wchodzimy na łączące pobliskie wsie drogi gruntowe. Za Grądami nieco zmienia się też krajobraz – rowów melioracyjnych jest już nieco mniej, pojawia się też inna roślinność poza roślinnością łąkową i wierzbami – od czasu do czasu można nawet spotkać małe zagajniki. Jeśli chodzi o atrakcyjność przyrodniczą wycieczki, ta na pewno była nieco większa na pierwszym odcinku trasy. Wierzcie jednak, że dla nas spacer jest nadal tak samo miły. Wokół zielono, nad głowami przelatują bociany, no i… mimo słonecznej majowej niedzieli przez kolejne kilometry nie spotykamy żywego ducha!
We wsi Nury stuka nam dziesiąty kilometr wycieczki. Przed nami jeszcze droga powrotna, zarządzamy więc odwrót. Gdybyście zdecydowali się na dalszą wędrówkę zielonym szlakiem, uważajcie na przebieg trasy – w Nurach zielony szlak skręca w drogę asfaltową w lewo (skręt jest bardzo słabo oznaczony). Wytrwałych wędrowców zielone znaki po kolejnych kilku kilometrach doprowadzą do Narwi.
Nury-Sieczychy
Wracamy tą samą trasą. W dwóch miejscach ścinamy zakręty szlaku, skręcając w polne drogi – miejsce skrótów wypatrzyliśmy na mapie podczas drogi jeszcze w tamtą stronę – zaoszczędzamy w ten sposób ok. 2 km. Dzięki skrótowi omijamy Adamowo i wychodzimy tuż obok szkoły w Sieczychach – akurat na wprost zaparkowanego samochodu!
Wincentowo – cmentarz osadników niemieckich
Przy okazji wycieczki na Pulwy warto odwiedzić stary ewangelicki cmentarz osadników niemieckich. Cmentarz znajduje się na zalesionym pagórku w miejscowości Wincentowo. Olędrzy, sprowadzeni tu w XIX w. w celu meliorowania bagien, nie integrowali się z miejscową ludnością, miejsce pochówku też więc mieli odrębne. Dziś teren cmentarza jest ogromnie zaniedbany – odnosimy wrażenie, że zachowane nagrobki powoli pochłania roślinność. Szkoda. Na teren cmentarza nie prowadzi nawet mizerna ścieżka – nie mówiąc już o schodkach. Trzeba po prostu wdrapać się na pagórek – najlepiej iść prosto w górę tuż za tablicą informacyjną. Obecnie teren cmentarza odwiedzają głownie miejscowi zbieracze konwalii. Warto jednak zajrzeć tu w celach turystycznych – to ciekawe uzupełnienie wycieczki na Pulwy.
Granica – Famułki Brochowskie – Famułki Królewskie – Posada Demboskie – Granica
Szukacie miejsca na długaśny spacer w okolicach Warszawy? „Kondycyjny”, taki, po którym zdecydowanie poczujecie, że macie nogi? Polecamy pętlę z Granicy! Nie dość, że ma słuszną długość (32 km), to jeszcze jest niesamowicie atrakcyjna przyrodniczo. Ścieżka będzie wiła się przez malownicze wydmy po to, by zaraz wkroczyć w pas bagien. Przetniemy obszary ochrony ścisłej: Granica, Czapliniec, Czerwińskie Góry I i II i – jeden z najcenniejszych w Puszczy – OOŚ Krzywa Góra. Spotkamy miejsca pamięci narodowej – cmentarz wojenny w Granicy, dąb powstańców 1863 r., pojedyncze groby nieznanych żołnierzy AK. Zamiast tłumów ludzi na szlakach, spotkamy wsie wysiedlane przez KPN, sędziwe drzewa – np. piękny dąb prof. Kobendzy – i – przy odrobinie szczęścia – dzikich mieszkańców puszczańskich ostępów. A na koniec powitamy brawami widok samochodu na parkingu:) Dajemy słowo!
Wycieczka dla miłośników atrakcji przyrodniczych. Na Mazowszu, tuż obok Mińska Mazowieckiego, rośnie sosna pamiętająca czasy Potopu Szwedzkiego. Sędziwe drzewo ma ponad 360 lat i 360 cm obwodu. W 2016 r. sośnie uroczyście nadano imię Wszebora. Kto typową sosnę wyobraża sobie jako nudne drzewo o przewidywalnym wyglądzie, na pewno się zaskoczy. Wszebora ma bardzo ciekawą rozłożystą, wielokonarową budową – być może właśnie dlatego nigdy nie była łakomym kąskiem dla drwali i przetrwała do naszych czasów. Wycieczkę do najstarszej sosny w Polsce można dowolnie przedłużyć o spacer po okolicznych lasach.