Czeskie Karkonosze cz. II – sanki, narty, spacery i… Czeski Raj

 3 lutego 2013, niedziela

przepiękny dzień, na dole ok. 0, na Czarnej Górze ok. -6 stopni

Po wszystkich naszych perturbacjach nareszcie wszyscy czujemy się dobrze i mamy pierwszy naprawdę beztroski, piękny feryjny dzień.

Sankostrada z Czarnej Góry

Korzystamy ze słonecznej pogody i wybieramy się wszyscy na trasę saneczkową ze szczytu Czarnej Góry (1299 ). U. na początku ma pewne obiekcje, czy na pewno chce jechać 3,5 km na sankach, ale w końcu odważnie się decyduje – i dobrze! (zresztą po drodze spotykamy kilka dziewczynek w wieku U.:))

Na szczyt wjeżdżamy kolejką gondolową z Janskich Łazni. Sanki, wypożyczone na dolnej stacji, są naprawdę porządne, z uchwytem do trzymania, i duże – bez problemu mieścimy się na nich z chłopakami.

Szczyt Czarnej Góry wita nas słońcem, oszadzionymi drzewami i pięknym widokiem. Zza drzew wyłania się porządna konstrukcja wieży widokowej. Wejście na nią sobie, niestety, na dziś odpuszczamy, bo dość mocno wieje i nie chcemy, by chłopcy zmarzli. Kierując się drogowskazami, znajdujemy początek drogi saneczkowej i ziuuu! w dół.

Skład zespołów jest następujący. Sanki 1: R. + S., Sanki 2: M. + T, Sanki 3:U.

Jazda dostarcza kapitalnych wrażeń. Trasa jest przygotowana i naprawdę można rozwinąć imponujące prędkości. Trzeba uważać jedynie w kilku miejscach, w których sankostrada przecina trasę narciarską.

Chłopcy byli zachwyceni. Sebuś w ogóle się nie bał, a Tymo ciągle mówił „Mamo, szybciej, szybciej, czemu tak ciągle hamujesz?”. U. na początku trochę się bała i zaliczyła wywrotkę, ale po przeszkoleniu R. na temat sposobów skutecznego hamowania sankami, problemy się skończyły i było nam wszystkim bardzo wesoło!

Cały zjazd (z postojami w celu skompletowania składu) zajął nam niecałą godzinę.

Po zjeździe jemy obiad w Chacie Viktorka przy dolnej stacji wyciągu (M. wreszcie doczekała się swoich czeskich knedlików).

Ze Svobody nad Upou do Jasnkich Lazni.

Ze Svobody nad Upou do Jasnkich Lazni.

Przygotowanie teoretyczne to podstawa.

Przygotowanie teoretyczne to podstawa.

Czekamy na kolejkę gondolową.

Czekamy na kolejkę gondolową.

Gondolą na Czarną Górę.

Gondolą na Czarną Górę.

Szczyt Czarnej Góry (1299 m).

Szczyt Czarnej Góry (1299 m).

Początek sankostrady coraz bliżej.

Początek sankostrady coraz bliżej.

I ziuuu w dół!.

I ziuuu w dół!.

Pierwszy przystanek.

Pierwszy przystanek.

U. zapobiegliwie ma aż dwoje sanek.

U. zapobiegliwie ma aż dwoje sanek.

Czas na mały oddech.

Czas na mały oddech.

...nic się nie boimy.

…nic się nie boimy.

Narty R. i T. w Svobodzie nad Upou

Po krótkim odpoczynku w domu R. z T. idą na narty na orczyki Duncan w Svobodzie nad Upou, a M. i U. zostają w domu ze śpiącym Sebusiem.

Wieczór w Pecu pod Snezkou

Tymuś po sankach i nartach jeszcze roznosi dom z Sebusiem, więc jedziemy wyhasać ich jeszcze na jabłuszku. Jedziemy upolować jakąś górkę do Pecu pod Snezkou, przy okazji chcąc zajechać do jednej z karkonoskich miejscowości turystycznych.

Na górce niedaleko parkingu przy dolnej stacji kolejki na Śnieżkę (w remoncie do kwietnia 2014) Tymo szaleje na jabłuszku jak szatan. Sebuś spokojniej jeździ na sankach. Kres zabawie kładzie mały wypadek – Tymo wpada z impetem w M., zaczajoną, by zrobić mu dobre zdjęcie, w wyniku czego wszyscy jesteśmy dokumentnie mokrzy (a M. omal nie wywija fikołka w powietrzu).

Wracamy zaśnieżeni i zmęczeni. Ale fajny dziś był dzień!

Wieczór w Piecu pod Śnieżką.

Wieczór w Piecu pod Śnieżką.

Wieczór w Piecu pod Śnieżką.

Wieczór w Piecu pod Śnieżką.

4 lutego 2013, poniedziałek

Cały dzień koło zera, od południa pada mokry śnieg

Wycieczka do schroniska Bouda w Obrim Dole

Padający w nocy śnieg pięknie poprzystrajał okolicę, więc od rana szykujemy się na górski spacer. Wybieramy trasę położoną niedaleko, niedługą (wczesnym popołudniem planujemy uziemić S. i wyrwać się na narty), przetartą i ze schroniskiem (żeby ogrzać chłopców) – niebieski szlak z Pecu pod Snezkou w kierunku Śnieżki wydaje się idealny.

Idziemy szeroką, dobrze przetartą drogą wzdłuż potoku. Sebuś sporo podjeżdża na sankach, od czasu do czasu spadając dla zabawy; Tymuś zajmuje się głównie „odśnieżaniem” przy pomocy swojego jabłuszka do zjeżdżania. My podziwiamy piękny zimowy las i poprzystrajane śniegowymi czapami kamienie wyglądające z potoku.

Nie udaje nam się dojść do Boudy pod Snezkou, jak planowaliśmy wcześniej, ale w pełnym składzie nie mamy ciśnienia na wyczynowe trasy. Docieramy do Boudy w Obrim Dole i jest bardzo sympatycznie. Schroniskowy charakter, ciepła herbatka i karkonoska kwaśnica (z grzybami!) – tego nam było trzeba. Wśród chłopców największą furorę robi stół do gry w piłkarzyki i zabawkowy wózek z lalką (co oni z nią nie wyprawiali…, szkoda gadać).

Wracamy tą samą drogą. Już zaczyna padać śnieg, który pada mocniej i mocniej aż do wieczora. Cała wycieczka, zupełnie niespiesznym tempem, zajęła nam niespełna 3 godziny.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Z Pecu pod Snezkou do Boudy w Obrim Dole.

Uśmiechamy kamień.

Uśmiechamy kamień.

Bouda w Obrim Dole.

Bouda w Obrim Dole.

Bouda w Obrim Dole.

Bouda w Obrim Dole.

Żegnamy się z Boudą w Obrim Dole.

Żegnamy się z Boudą w Obrim Dole.

Z powrotem do Pecu pod Snezkou.

Z powrotem do Pecu pod Snezkou.

Z powrotem do Pecu pod Snezkou.

Z powrotem do Pecu pod Snezkou.

Z powrotem do Pecu pod Snezkou.

Z powrotem do Pecu pod Snezkou.

Popołudnie na orczykach w Svobodzie nad Upou (M. R. T.)

Pierwotnie planujemy pojechać we dwoje na Czarną Górę, ale widoczność jest zerowa i bardzo sypie, więc uznajemy to za pozbawione sensu. Tymo wyraża chęć wyjścia na narty, a M. bardzo chce zobaczyć jego postępy, więc wybieramy się we trójkę do najbliższego nas ośrodka.

Tymo radzi sobie wyśmienicie – jeździ sam na orczyku i skręca prawie-że-równolegle. Najbardziej przeszkadzają intensywne opady mokrego śniegu. Po półtorej godziny jesteśmy kompletnie mokrzy, więc wracamy do domu.

Ale sypie!.

Ale sypie!.

Orczyki w Svobodzie nad Upou.

Orczyki w Svobodzie nad Upou.

Narciarz jak się patrzy.

Narciarz jak się patrzy.

Wspólna obiadokolacja w położonym naprzeciwko nas Hotelu Prom stanowi miłe zakończenie dzisiejszego dnia.

5 lutego 2013, wtorek

2-5 stopni, przelotny deszcz i śnieg, poza górami też rozpogodzenia

Dzisiaj w górach ciąg dalszy opadów mokrego śniegu przy dodatniej temperaturze, więc planujemy dłuższą wyprawę do Czeskiego Raju.

Czeski Raj zdecydowanie zasługuje na dłuższą, nawet kilkudniową wyprawę, szczególnie ładnie musi być tutaj wiosną lub jesienią. W zimie większość atrakcji jest nieczynna (np. Prachovske Skaly i większość zamków) i dzięki temu szybciej „zaliczamy” właściwie całą krainę!

Zaczynamy od ojczyzny Rumcajsa i Szejtroczka z czeskich bajek, czyli Jičína. Rynek  jest tradycyjnie ozdobiony barokową kolumną i fontanną z rzeźbami głów ryb, przywodzących na myśl suma z opowieści o Szejtroczku. Dookoła stoją piękne kamieniczki, XVI-wieczny pałac (zwany tu zamkiem) z pięknym renesansowym dziedzińcem (jednym z trzech, po których świetnie biegało się chłopcom) oraz również XVI-wieczna Valdická brána – pozostałość murów obronnych, wizytówka miasta z wieżą widokową (niestety w zimie nieczynną). Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę na świetnym „wodnym” placu zabaw za bramą i odwiedzamy, niestety również zamknięty poza sezonem, dom szewca Rumcajsa, w którym ten sympatyczny bohater mieszkał zanim został rozbójnikiem. Miasto jest wyjątkowo urocze, a wspomnienia z niego utrwalamy w miły sposób popołudniu, oglądając w necie kilka odcinków bajki o rozbójniku Rumcajsie.

Rynek w Jiczynie.

Rynek w Jiczynie.

Rynek w Jiczynie.

Rynek w Jiczynie.

Brama Valdicka (XVI) - część murów obronnych.

Brama Valdicka (XVI) – część murów obronnych.

Widok przez bramę na centrum Jiczyna z pałacem.

Widok przez bramę na centrum Jiczyna z pałacem.

Brama Valdicka (XVI) prowadzi na jiczyński rynek.

Brama Valdicka (XVI) prowadzi na jiczyński rynek.

Chłopców zainteresowało coś innego...

Chłopców zainteresowało coś innego…

Warsztat szewski Rumcajsa.

Warsztat szewski Rumcajsa.

Piękne arkadowe dziedzińce.

Piękne arkadowe dziedzińce.

Dalej ruszamy na objazd Czeskiego Raju, omijając nieczynne w zimie Prachowskie Skały. Odwiedzamy kolejne urocze miasteczko – Sobotkę z XVI-wiecznym kościołem św. Marii Magdaleny i XVII-wiecznym ratuszem, a potem zaczynamy objazd tutejszych zamków. Wzgórza i skały, stanowiące podstawowe elementy krajobrazu Czeskiego Raju, były wymarzonymi lokalizacjami dla zamków, dlatego jest ich tutaj mnóstwo. My odwiedzamy cztery z nich, przejeżdżając przy tym zaledwie ok. 50 km.

Zamek Humprecht, położony na obrzeżach Sobotki, oglądamy tylko z samochodu, jego okrągła bryła pozostaje jednak w pamięci.

Zamek Humprecht (XVII).

Zamek Humprecht (XVII).

Zamek Kost to jeden z najpiękniejszych zamków gotyckich w Czechach (pochodzi z XIV w., był parokrotnie przebudowywany). Podobnie jak inne zabytki w tej okolicy, jest nieczynny w zimie, więc również ograniczamy się do kilku zdjęć z zewnątrz, zachwycając się zarówno samym zamkiem, jak i okolicznymi imponującymi skałami.

Gotycki Zamek Kost w pełnej krasie.

Gotycki Zamek Kost w pełnej krasie.

Dalej wjeżdżamy w Hruboskalisko i przejeżdżając pomiędzy całymi szeregami skał, często wąską i krętą drogą, czujemy się w samochodzie trochę jak na górskim szlaku.

Skały Czeskiego Raju z okiem samochodu.

Skały Czeskiego Raju z okiem samochodu.

W jednej z tutejszych miejscowości udaje nam się znaleźć czynną restaurację! Zadziwia nas to tym bardziej, że w okolicy nie widać ani jednego turysty. Hostinec Polepsovna okazuje się jednym z najlepszych lokali, w jakich przyszło nam dotąd jeść – restauracja została z klimatem urządzona, a gulasz z knedlikami dobry jak zwykle!

Po obiedzie ruszamy dalej w drogę. Podjeżdżamy pod zamek Hrubá Skála. Z okien samochodu nie wygląda on może jakoś bardzo imponująco, ale na dłuższe zwiedzanie nie możemy sobie pozwolić, żeby zdążyć dojechać do kolejnego celu zanim Sebuś zaśnie.

Zamek Hrubá Skála.

Zamek Hrubá Skála.

Ostatni punkt programu to Zamek Trosky. Pozostałości warowni zadziwiają nas już z oddali dwiema wyniosłymi wieżami (zwanymi Babą i Panną), położonymi na potężnych bazaltowych słupach. To prawdziwa wizytówka regionu. Z bliska zachwyca jeszcze bardziej. Pomimo że wejście na sam zamek aż do marca jest niemożliwe, podchodzimy dróżką okalającą wzgórze zamkowe pod same mury, podziwiając jeszcze bardziej tajemniczą, bo opustoszałą poza sezonem, średniowieczną (XIV-wieczną) warownię. Żałujemy głównie tego, że nie możemy podziwiać widoku z Baby. No ale i tak było ciekawie, a przy tym chłopcy trochę się przelecieli i potem już szybciutko zasnęli i przespali półtoragodzinną drogę powrotną.

Zamek Hrubá Skála.

Zamek Hrubá Skála.

Wulkaniczne słupy są imponujące...

Wulkaniczne słupy są imponujące…

Ruiny Zamku Trosky.

Ruiny Zamku Trosky.

Zamek Trosky zostaje za nami.

Zamek Trosky zostaje za nami.

Cała wycieczka zajęła nam nieco ponad 6 godzin, z czego 3,5 godziny to jazda samochodem (170 km).

Wieczorem zaliczamy już we dwoje pierwsze wieczorne łyżowanie na trasie Protež w Janskich Laznach. Można się tu nieźle wyszaleć – trasa ponad 1,5 km, ludzi w sam raz, sama przyjemność. A na koniec powtarzamy we dwoje spacer po samym uzdrowisku, podziwiając to miłe i spokojne miejsce przy świetle latarni.

6 lutego 2013, środa

Rano i wieczorem lekki mróz, w dzień słoneczko i ok. 0 stopni, piękna zima

Narty w Szpindlerowym Młynie (M. + R.)

Nareszcie udaje nam się wyrwać na dłużej na narty we dwoje. Chcemy zobaczyć najbardziej znany kurort narciarski Czech, dlatego jedziemy do Szpindlerowego Młyna.

Ośrodek bardzo nam się podoba, są tu trasy dla narciarzy o różnym stopniu zaawansowania (z przewagą tras czerwonych, ale jest też długa niebieska „dwójka” i czarna „czwórka” z homologacją FIS). Objeżdżamy dokładnie niemal wszystkie trasy na Pláňie (1198 m n.p.m.) – Hromovkę i Svatego Petra (niestety, trasy z Medvědina podziwialiśmy tylko z oddali). Wszystko bardzo dobrze przygotowane, warunki narciarskie znakomite (szczególnie dobrze jeździło się rano, gdy było jeszcze niewiele ludzi), kolejki do wyciągów z biegiem dnia się powiększają, nadal jednak są niewielkie (i możliwe do uniknięcia przy odpowiednim wyborze wyciągów – np. na krzesełkach przy „czwórce” nie było ich wcale). Przepiękna słoneczna pogoda i wspaniałe widoki na Dolinę Łaby dopełniają pełni wrażeń.

Ok. 11:00 zatrzymujemy się na zupę i ciacho w restauracji pod szczytem Pláňa. Jeździmy od 9:00 do 13:00 (plus dojazd).

Narty w Szpindlerowym Młynie (Hromovka).

Narty w Szpindlerowym Młynie (Hromovka).

Pod szczytem Pláňa.

Pod szczytem Pláňa.

Narty w Szpindlerowym Młynie - zjazd 'czwórką'.

Narty w Szpindlerowym Młynie – zjazd 'czwórką’.

Narty w Szpindlerowym Młynie (trasy z Pláňa).

Narty w Szpindlerowym Młynie (trasy z Pláňa).

Aha, po drodze ze Svobody nad Upou widzimy coś niesamowitego: dwa stada (po co najmniej kilkanaście sztuk każde) jeleni (tak!), w tym jedno biegnące! Niepowtarzalny widok. Szkoda, że nie zdążyliśmy zrobić zdjęcia.

W czasie naszej nieobecności chłopcy spacerują z Babcią (m.in. podchodzą pod urokliwy kościółek w Svobodzie nad Upou, widoczny z naszego okna – okazuje się, że pochodzi z lat 30. XIX w!) i bawią się na śniegu.

Chłopcy robią stacje benzynowe.

Chłopcy robią stacje benzynowe.

To, co fascynowało chłopców.

To, co fascynowało chłopców.

Popołudnie w Harrachovie

Po powrocie z nart i po drzemce Sebusia wszyscy razem wybieramy się na wycieczkę do Harrachova.

Naszym głównym celem jest tutejsza huta szkła i browar (Sklárna a minipivovar Novosad a syn), a właściwie restauracja powstała przy budynku huty, gdzie od ponad trzystu lat kontynuowane są tradycje hutnictwa szkła. Część restauracji tworzy galeryjka ponad halą z piecami hutniczymi, skąd można obserwować prace przy wyrobie szkła. W samej restauracji jest też minibrowar. Wszystko naprawdę fajnie urządzone. Nie oglądamy już wystawy Muzeum Szkła, nie udaje się nam też podejrzeć procesu tworzenia szklanych cudeniek, ale nawet widok samych rozpalonych do czerwoności pieców i drobnych prac porządkowych przy nich satysfakcjonuje chłopców, a my nasycamy się smacznym obiadem, który popijamy tutejszym piwem – mniam! Wszystko niezwykle, jak na atrakcyjność miejsca, tanie… wydajemy tu tylko 500 koron za trzy pełne obiady, wliczając w to spory napiwek. Aby jeszcze bardziej zachęcić do odwiedzenia tego klimatycznego miejsca, dodamy, że można tu nawet zamówić… kąpiel w piwie!

Sklárna a minipivovar Novosad a syn, Harrachov.

Sklárna a minipivovar Novosad a syn, Harrachov.

Sklárna a minipivovar Novosad a syn, Harrachov.

Sklárna a minipivovar Novosad a syn, Harrachov.

Można policzyć ziarna jęczmienia.

Można policzyć ziarna jęczmienia.

Można poobserwować produkcję szkła.

Można poobserwować produkcję szkła.

Można poobserwować produkcję szkła.

Można poobserwować produkcję szkła.

Minibrowar - kąpiele piwne następnym razem.

Minibrowar – kąpiele piwne następnym razem.

Podjeżdżamy jeszcze na chwilę w okolice tras narciarskich, żeby zobaczyć słynną mamucią skocznię. Niestety, nie możemy zrobić dobrego zdjęcia, bo szybko zapada zmrok, ale zdążamy docenić piękne wkomponowanie skoczni w zbocze Čertovej Hory. Chłopcy (mali i ten duży) wykorzystują skwapliwie czas na pozjeżdżanie na sankach i jabłuszkach z pryzmy śniegu obok kas wyciągów:)

Główna atrakcja Harrachova według chłopców.

Główna atrakcja Harrachova według chłopców.

Droga powrotna trochę się dłuży (to w końcu ponad godzina jazdy), ale ani przez chwilę nie żałujemy wyjazdu. Cała wycieczka zajęła nam 4 godziny (15:30 – 19:30).