4 czerwca 2011, sobota
Piękna pogoda: słońce, 31 stopni
Warszawa – Łężyce, 7:00-16:30, 450 km
Jedzie się naprawdę dobrze, a byłoby rewelacyjnie, gdyby nie remonty i 70 km zwężeń na katowickiej. Udaje nam się machnąć drogę na dwa postoje: postój na placyku zabaw przy stacji ok. 180 km od Warszawy i zatrzymanie na obiad w znajomej z zimy restauracji przed Opolem.
Chłopaki przez całą drogę spisują się na medal; Sebuś dopiero na miejscu daje nam popalić – marudzi, ciągle chce gdzieś iść i płacze o byle co.
Zakwaterowujemy się w Łężycach. Warunki mamy komfortowe – dwupokojowy apartament z ogromnym tarasem i osobnym wejściem. Cały teren bardzo zadbany – jest czysto i przyjemnie, dwa place zabaw, trampolina dla dzieci; do tego smaczne wyżywienie. Z chęcią wspieramy takie miejsca.
5 czerwca 2011, niedziela
30 stopni, krótki przelotny deszcz
Wycieczka na Jagodną (↑60’, ↓50’, ↕250 m, 6 km)
Naszą rodzinną przygodę z Koroną Gór Polski zaczynamy od najwyższego szczytu Gór Bystrzyckich. Jagodna to pierwszy szczyt, na który Tymuś od początku do końca wchodzi zupełnie sam (pomimo bąbla na pięcie w drodze powrotnej). Gratulacje! Sebuś też próbuje trochę iść sam – pod górę przechodzi z 200 m, a w dół nawet z pół km.
Ruszamy od strony Przełęczy Nad Porębą. Na początku nachylenie wyraźne, ale znośne. Potem większość drogi prowadzi leśną drogą do zrywki drewna.
Na szczycie urządzamy sobie przemiły popas w cieniu ambony – rozkładamy się na kocyku i konsumujemy małe co nieco. Chłopcy wesoło biegają w zasięgu naszego wzroku.
Wracamy tą samą trasą. Sebcik zasypia w nosidle.
W drodze powrotnej podjeżdżamy pod dwa schroniska: Jagodna na Przełęczy Spalonej i Orlicę w Zieleńcu. Nie wchodzimy do środka, bo chłopcy śpią w samochodzie.
Popołudniowa wycieczka do parku zdrojowego w Dusznikach-Zdroju
To bardzo miłe miejsce na spacer z maluchami. Sprawia wrażenie czegoś pośredniego między parkiem i deptakiem. Są fontanny, małe kamyczki na ścieżkach – czego więcej chłopakom potrzeba… A my oglądamy pijalnię wód , ujęcie Pieniawy Chopina, dworek Chopina (w którym kompozytor bawił podczas swojej bytności w Dusznikach w 1826 r.) oraz budynki zdrojowe. Pijemy wodę Jan Kazimierz i Pieniawa Chopina. Jednym słowem: pełna regeneracja po górskiej trasie!
6 czerwca 2011, poniedziałek
Piękne słońce i 28 stopni, ale spory wiatr
Wycieczka na Szczeliniec Wielki (919 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Gór Stołowych (9:45-12:12 od samochodu do samochodu)
Podjeżdżamy na parking od południowej strony, pod wylot drogi do Schroniska Pasterka. Dzisiaj wszystko nas zachwyca, począwszy od widoków z samochodu – zadziwiają nas wielkie głazy (skały?) porośnięte lasem, a potem jest już tylko lepiej!
Podejście do schroniska PTTK „Na Szczelińcu” wiedzie najpierw 20 min typowo „górskim” szlakiem, po głazach i korzeniach, a potem po kamiennych schodkach wśród ogromnych skał. Budynek schroniska jest niesamowicie położony tuż nad krawędzią urwiska – widok robi wielkie wrażenie! Karmimy Sebusia na ławeczkach przed schroniskiem i ruszamy dalej, nieświadomi tego, jakie przygody nas jeszcze czekają!
Podejście ścieżką turystyczną po zakamarkach Szczelińca w naszych wyobrażeniach miało być małym spacerkiem, a w takim składzie jak nasz przyniosło emocje porównywalne chyba z przejściem Orlej Perci. Strome zejścia i wejścia po kamiennych schodach, przeciskanie się wąskimi przesmykami przez „brzuch” góry, wąskie przejścia między skałami. Miejscami R. miał problemy ze zmieszczeniem się z nosidłem na plecach, a trzeba było przenieść jakoś Sebka, mimo że po nogami wąsko i ślisko. Nie wierzyliśmy ostrzeżeniom o śniegu (w upalnym czerwcu? Na takiej wysokości?), ale faktycznie okazały się prawdziwe. Samo wejście na szczytową skałę było zamknięte z powodu trwającego remontu, ale emocji na dziś starczyło nam aż nadto.
Najbardziej zadowolony chyba był Tymo – to była dla niego prawdziwa przygoda! Przez cały dzień zadziwiał nas swoją kondycją i siłą. Trzeba go było trochę hamować, bo gdyby mógł, wszedłby chyba na każdy kamień i skałę! Sebuś był bardzo grzeczny, tylko szlag go trochę trafiał przy tych różnych atrakcjach z przeciskaniem się we wnętrzu góry. Najbardziej chciał iść na własnych nóżkach, a w takich warunkach nie dało się tego urządzić.
Popołudniowa wycieczka do Polanicy Zdroju
Po drodze oglądamy arcyciekawy kościół warowny w Starym Wielisławiu.
Park zdrojowy w Polanicy – oczywiście w remoncie:) – ale i tak spacer sprawił nam dużą przyjemność; atmosfera podobała nam się nawet chyba bardziej niż w Dusznikach. Zachodzimy do pijalni, gdzie oczywiście degustujemy leczniczą wodę, potem przed pijalnią puszczamy z chłopakami bańki. Na koniec Sebcik urządza histerię przy próbach wsadzenia go do wózka, gubiąc przy tym but – na szczęście jakiś miły pan znajduje zgubę i oddaje ją nam.
7 czerwca 2011, wtorek
Słonecznie, ale wietrznie, 26 stopni
Wycieczka na Wielką Sowę (1015 m n.p.m.); ↕ ok. 5,5 km, 11:00-14:45
Podchodzimy od strony Przełęczy Sokolej. Idzie się bardzo wygodnie, spory kawałek drogą jezdną. Mijamy dwa schroniska – Schronisko Orzeł (urządzamy tu postój w drodze zejściowej) i Schronisko Sowa (jest dziś zamknięte, ale biesiadujemy na zewnętrznych ławkach).
Dalej droga jezdna zamienia się w ścieżkę, w górnej partii trochę kamienistą.
Szczyt Wielkiej Sowy wydaje się jakby stworzony do odpoczynku. Są tu wiaty, miejsca na ognisko, no i przede wszystkim niedawno wyremontowana wieża widokowa. Warto wejść na szczyt – widoki są naprawdę rozległe i imponujące.
Wracamy tą samą drogą.
Chłopaki spisują się na medal – Tymo kipi energią, udaje, że jest tramwajem, wesoło trajkocząc, pokonuje całą drogę i je za dwóch. Seba to trudniejszy turysta – ale i jego wiek jest zupełnie inny. Najchętniej wszystko by robił po swojemu i szedł tam, gdzie on chce, a nie my. Ale ogólnie jest bardzo dzielny!
W drodze powrotnej chłopcy śpią w samochodzie, a my zahaczamy jeszcze o klimatyczne schronisko Zygmuntówka (sprint M., R. w samochodzie).