Lejda – urocza starówka w mieście Rembrandta

Spacer po Lejdzie w dniu Święta Króla

Lejda – rodzinne miasto Rembrandta. To tu Kartezjusz opublikował swoją „Rozprawę o metodzie”, tu po raz pierwszy w Europie zostały zasadzone tulipany, dając początek późniejszej tulipanowej gorączce. Obecnie to nowoczesne miasto uniwersyteckie – jednak gdy wybierzemy się na spacer uliczkami urokliwej starówki, pooglądamy fasady starych patrycjuszowskich domów odbitych w wodach kanałów, poczujemy się, jakbyśmy przenieśli się kilka wieków wstecz.

 

27 kwietnia 2019

Pogoda koszmarna, 10 stopni, wietrzysko i co chwila przelotne opady

Dzień Króla

Lejdę odwiedzamy w Dniu Króla, obchodzonym 27 kwietnia każdego roku. Tradycja wspólnego narodowego świętowania trwa w Holandii już od końca XIX w. W dniu króla na ulicach miast dominuje kolor pomarańczowy, tradycyjnie łączony z rodziną królewską. Pomarańczowe akcenty są wszędzie – od wstęg przy holenderskich flagach po stroje spacerowiczów i sprzedawane na ulicach potrawy. Tego dnia w miastach organizowane są koncerty, na rynkach kręcą się karuzele, wszędzie pełno jest straganów – podczas Dnia Króla każdy może handlować bez pozwolenia. Sprzedawcami bywają nawet dzieci – w swojej ofercie proponują np. nieużywane zabawki i dziecięce sprzęty.

Lejdejskie kanały czarują nawet przy brzydkiej pogodzie.

W pełnym cieszeniu się narodowym świętem Holendrów przeszkodziła nam dziś chyba tylko pogoda – wściekle zimny wiatr i przelotne ulewy pozwalały zapomnieć, że mamy już końcówkę kwietnia. Tym bardziej dziwiliśmy się, widząc wiele osób w krótkich spodenkach czy samych bluzach – zahartowanie ostrym klimatem widać w Holandii robi swoje!

My świętujemy Dzień Króla na karuzeli rozłożonej na zabytkowym Beestenmarkt – przejazd tylko jeden, bo dla na każdą przejażdżkę dla każdego trzeba kupować osobny bilet, ale był – jak na Dzień Króla przystało!

Dzień Króla w Lejdzie. Beestenmarkt zajęty przez świąteczny lunapark.

My też dajemy się skusić na jedną przejażdżkę.

Informacje praktyczne

Lejdę zwiedzaliśmy z dzieciakami, trasę zwiedzania dobieraliśmy więc tak, by zobaczyć najważniejsze miejsca bez zbytniego przedłużania spaceru. Długość wycieczki nie była przy tym jednak najgorsza – o wiele bardziej uciążliwe były zatłoczone ulice w połączeniu z naszym czteroletnim Grzesiem, który trzy dni wcześniej nauczył się jeździć na rowerze i teraz za wszelką cenę postanowił sobie ćwiczyć swoją nową umiejętność, lawirując między tłumami spacerowiczów tuż nad brzegiem lejdańskich kanałów. Uff!

Breestraat ze schodów ratusza. Dziś Dzień Króla, więc na każdym kroku spotykamy  stragany.

Bardzo dobrym miejscem na zostawienie samochodu jest parking Morspoort, położony tuż obok dawnej zachodnio-północnej bramy w murach obronnych. Na stare miasto stąd niedaleko, a za zostawienie samochodu nie zapłacimy fortuny (2 euro za godzinę, ale powyżej trzeciej godziny opłata się już nie zwiększa). Gdy już znajdziemy się na starówce, do większości zabytków dotrzemy w ramach kilkunastominutowego spaceru – odległości do pokonania nie są duże. Kto nie lubi chodzić, może skusić się na rejs kanałami Lejdy – statki odpływają z przystani przy Beestenmarkt (godzinny rejs kosztuje 10 euro za osobę dorosłą, 6,50 za dziecko).

Planując zjedzenie obiadu w Lejdzie, warto pamiętać, że większość restauracji jest w Holandii otwieranych dopiero późnym popołudniem – wcześniej możemy zajrzeć jedynie do kawiarni i sieci fast foodów (my dziś uraczyliśmy się niezbyt wykwintnym, ale za to szybkim i niedrogim, posiłkiem w lokalu pod znakiem literki M 😉 ).

Spacer po starym mieście

Jeśli zostawicie samochód na parkingu Morspoort, najwygodniej będzie dostać się na teren starego miasta przez XVII-wieczną bramę Morspoort. Potem można zajrzeć na dawny targ bydła – Beestenmarkt – plac jest bardzo urokliwie położony nad kanałem. Na północ od placu malowniczo prześwitują ramiona XVIII-wiecznego wiatraka De Valk (Sokół), w którym obecnie znajduje się Miejskie Muzeum Wiatraka (my zaglądamy tam dopiero pod koniec naszego spaceru).

Na starówkę wchodzimy przez bramę Morspoort.

Grześ zwiedza dzisiaj na rowerze.

XVIII-wieczny wiatrak De Valk jest imponująco wysoki.

Dolne kondygnacje pełniły funkcje mieszkalne, a wyższy wiatrak w miejskiej zabudowie łapał więcej wiatru.

Jednym z najbardziej urokliwych miejsc w Lejdzie jest nabrzeże Galgewater, gdzie stoją zacumowane zabytkowe statki. To część starego Renu.

Przy nabrzeżu Galgewater cumują zabytkowe statki.

Jeśli spojrzymy w kierunku zachodnim, perspektywa zamknie się na urokliwym młynie zbożowym Molen de Put, zbudowanym w 1987 na podstawie modelu starego XVII-wiecznego wiatraka.

Oglądamy się jeszcze na most Rembrandtsbrug i wiatrak Molen de Put.

Po prawej stronie natomiast na pewno zwrócimy uwagę na charakterystyczną kamienicę o schodkowym szczycie – to tu niegdyś mieszkał miejski cieśla (a my dziś w położonej opodal bramie po raz pierwszy – i nie ostatni! – chroniliśmy się przed deszczem).

Charakterystyczna kamienica ze schodkowym szczytem ubarwia nabrzeże Galgewater.

Jak tu ładnie!

Niby jedna kamieniczka, a trudno odłożyć aparat.

Dalej skręcamy w kierunku południowymi przechodzimy przez most na Galgewater. Na uliczce Weddesteeg wypatrujemy tabliczkę upamiętniającą miejsce narodzin Rembrandta.

Tabliczka upamiętniająca miejsce narodzin Rembrandta na uliczce Weddesteeg.

Widok na Galgewater z mostku Rembrandtsbrug.

Idziemy cały czas na południe aż do pięknej XVII-wiecznej bramy, wieńczonej pomnikiem św. Jerzego. To bardzo przyjemny odcinek spaceru.

XVII-wieczna brama Doelenpoort.

Na brzegach kanałów aż roi się od rowerów.

Potem czas na zmianę planów – z każdej strony dochodzą nas bowiem głosy, że powinniśmy zatrzymać się na małe co nieco. To wcale nie takie łatwe zadanie, bo większość knajp w Lejdzie jest otwierana dopiero późnym popołudniem. Po szybkim researchu w necie dochodzimy do wniosku, że najsensowniej będzie cofnąć się do maca na znanym nam już Beestenmarkt.  I tak robimy. Opuszczamy McD bogatsi o odpowiednie na dzisiejszą okazję papierowe pomarańczowe korony i pomarańczowe baloniki;)

Z Beestenmarkt tym razem kierujemy się na południowy zachód, w stronę twierdzy Burcht. Po drodze kolejny raz przeczekujemy lokalną ulewę – tym razem pod balkonem XVII-wiecznego budynku wagi miejskiej.

XVII-wieczny budynek wagi miejskiej.

Obok pięknych patrycjuszowskich willi stoją też takie urocze maleństwa.

Okolice Starego Renu są jakby mniej zatłoczone.

Różnorodność konstrukcji kolejnych mostków po prostu zachwyca.

Z samej twierdzy Burcht (tuż przed nią łapie nas kolejny deszcz) obecnie niewiele już zostało – zachował się jedynie pas murów obronnych – warto tam jednak zajrzeć ze względu na ładny widok na miasto i kościół św. Pankracego z widocznymi akcentami w stylu gotyku płomienistego.

Teraz kierujemy się do twierdzy Burcht.

Znad bramy prowadzącej do twierdzy spoglądamy w stronę kościoła św. Pankracego.

Do twierdzy prowadzi kilkadziesiąt schodków lub dosyć stromy podjazd.

Do dzisiejszych czasów zachowały się głównie mury obronne.

Wejście do twierdzy i spacer po murach są bezpłatne.

Grześ zrobił po murach dwie rundki.

A widok gotyckiego kościoła św. Pankracego bezcenny.

Z twierdzy kierujemy się na południowy zachód. Idziemy chwilę przez Breestraat – najważniejsza ulicę handlową w mieście. Dzisiaj „handlowa” nie jest pustym słowem – ze względu na Dzień Króla wszędzie pełno przenośnych straganów. Przechodzimy obok imponującego gmachu ratusza, odbudowanego po pożarze w 1929 r. Za nim skręcamy w lewo i dochodzimy do najstarszego kościoła w mieście – Pieterskerk (następna ulewa…).

Breestraat z gmachem ratusza.

Pieterskerk – najstarszy kościół w Lejdzie.

Widok z mostu Korenbrug.

Końcowy odcinek naszego spaceru to jednocześnie jeden z najbardziej urokliwych zakątków Lejdy – wracamy wzdłuż brzegów starego kanału Rapenburg. Kanał jest obsadzony drzewami, wznoszą się przy nim domy dawnych patrycjuszowskich rodzin. Nam jednak najbardziej podobają się przerzucone nad kanałem łukowate mosty.  To bardzo malownicze miejsce.

Okolica kanału Rapenburg jest zachwyca swoim urokiem.

Piękne patrycjuszowskie kamienice przeglądają się w wodach kanału.

Jeden z mostków przerzuconych nad wodami kanału Rapenburg.

Wracamy w okolice dawlnego targu bydła Beestenmarkt.

Jeszcze raz spoglądamy na nabrzeże Galgewater.

My dziś ograniczyliśmy się tylko do spaceru po starym mieście, jeśli jednak chcielibyście zabawić w Lejdzie dłużej i/lub lubicie muzea, warto zajrzeć do podobno świetnego Muzeum Etnologicznego (Museum Volkenkunde) czy nowoczesnego Muzeum Corpus, przybliżającego funkcjonowanie ludzkiego ciała. Gdyby dziś była ładniejsza pogoda, na pewno skusilibyśmy się na spacer po uniwersyteckim ogrodzie botanicznym Hortus Botanicus Leiden, w którym wieki temu Kluzjusz zasadził pierwsze cebulki tulipanów.

Opuszczamy Lejdę. Widok Galgewater zapamiętamy na długo.

A do muzeum Corpus musimy jeszcze kiedyś przyjechać.