Z Doliny Żarskiej na Jałowiecką Przełęcz i Przysłop (2142 m n.p.m.)
Wspaniała, prawdziwie wysokogórska, a nietrudna trasa. Bardzo dobrze nadaje się do bezpiecznego, spokojnego zapoznawania starszych dzieci z ekspozycją – grań wiodąca z przełęczy na Przysłop jest wąziutka i miejscami skalista, ale bez trudności technicznych. Nieco nużące podejście zakosami w kosówce na Jałowiecką Przełęcz wynagradzają bajkowe widoki na grani i poczucie stąpania po dachu Tatr. Przy dobrej pogodzie ze starszymi (10 plus) i doświadczonymi w górskiej włóczędze dziećmi można pokusić się jeszcze o wypad na znaną z pięknych widoków Banówkę. Jeśli będziemy mieli szczęście, na Przysłopie powita nas świstak-gospodarz, który właśnie tutaj urządził sobie norę.
Schronisko Żarskie (1280 m) – Jałowiecka Przełęcz (1856 m)
Rano udaje nam się wstać jeszcze wcześniej niż wczoraj – już o 7.00 pałaszujemy śniadanie w schroniskowej jadalni, a już nieco po 8.00 stawiamy się na szlaku. Nogi trochę bolą po wczorajszej aklimatyzacji, ale tak właśnie ma być! Słoneczko przygrzewa, niebo jest zupełnie błękitne – ruszamy!
Pierwszy odcinek dzisiejszej wycieczki jest nieco nużący – zaraz za schroniskiem wchodzimy w kosówkę, w której zakos za zakosem monotonnie wspinamy się na Jałowiecką Przełęcz. Do tego w nogach czujemy jeszcze wczorajszy dystans i przewyższenie. To, że jest nieco nużąco, nie znaczy jednak, że nudno! Już zaraz za schroniskiem mijamy dwa miejsca warte uwagi. Najpierw przechodzimy obok cmentarza symbolicznego ofiar Tatr – podobnego do tego spod Osterwy. Na kamiennych głazach umieszczono tabliczki osób, które oddały swoje życie górom – w drodze powrotnej zatrzymamy się tu jeszcze na chwilę zadumy.
Potem szlak podprowadza pod niewielkie (ok. 20-metrowej długości), ale malownicze Szarafiowe Wodospady – to właśnie u ich podnóża ścieżka przecina Szarafiowy Potok –sesji zdjęciowej nie da się tu uniknąć. 🙂
Potem szlak wije się w niezwykle bujnej, soczyście zielonej kosówce, kilka razy przecinając pomniejsze potoczki. Przy naszej drodze rosną piękne paprocie i tatrzańskie kwiaty. Istne zanurzenie w zieleni. Odnosimy wrażenie, jak byśmy tędy płynęli, a nie szli. Po lewej stronie niemal cały czas towarzyszą nam widoki na Baraniec i Dolinę Żarską.
Po drodze na przełęcz zatrzymujemy się raz na głazach nad potoczkiem. Potem już jedną porcją dociągamy aż do Jałowieckiej Przełęczy.
Jałowiecka Przełęcz (1856 m) – Przysłop (2142 m n.p.m.)
Gdybyśmy mogli wyobrazić sobie idealne miejsce do popasu w górach, Jałowiecka Przełęcz idealnie wpisywałaby się w taką wizję. Szerokie siodło porośnięta bujną, soczystą trawą z rozległymi widokami na obie strony aż prosi się o to, by usadowić się wygodnie, patrzeć i patrzeć i się nie spieszyć. My też – rozumie się – nie mogliśmy zrobić inaczej. Wyciągamy się leniwie na miękkiej trawie i cieszymy każdą chwilą. Chłopcom do głowy uderzają chyba endorfiny, bo kipią humorem i – o dziwo – energią.
Na przełęczy – poza pięknymi widokami na Dolinę Jałowiecką i otoczenie Siwego Wierchu – mamy też okazję podziwiać jeszcze jeden spektakl. Z ciekawością obserwujemy, jak w ciągu dosłownie jednej chwili błękitne od rana niebo zaciąga się chmurami. Podobnie jak wczoraj, najpierw zaczęło się kotłować nad Barańcem, a potem chmury sukcesywnie przelewały się na zachód. Już wiele razy mieliśmy okazję obserwować, jak w górach szybko potrafi zmienić się pogoda – dziś i chłopcy mogli to zobaczyć na własne oczy. Kolejne doświadczenie do ich górskiej kolekcji 🙂
Zmiana dekoracji na górze skłania nas do skrócenia postoju. Opuszczamy przyjazną Jałowiecką Przełęcz i zaczynamy kierować się na północ w kierunku szczytu Przysłopu. Ścieżka najpierw wznosi się stromo trawiastym zboczem. Szczyt wydaje się już na wyciągnięcie ręki, ale po kolejnych krokach okazuje się, że właściwa kulminacja jeszcze sporo przed nami.
Im dalej, tym grań staje się węższa, a wędrówka ciekawsza. Po chwili idziemy tylko wąską ścieżką, spod której na obie strony opadają strome trawiaste zbocza. Nasza trasa nie ma trudności technicznych, prowadzi cały czas wyraźną ścieżką, ale powietrznie miejscami jest. Z obu stron odsłaniają się pyszne, prawdziwie wysokogórskie widoki. Z prawej strony dostojny Baraniec, na wprost dumne Rohacze, z lewej Pachola i Banówka. To dobry szlak na stopniowe oswajanie z ekspozycją. Dla chłopaków to pierwsze doświadczenie takiego prawdziwego spaceru w chmurach.
Przysłop (2142 m n.p.m.)
Atrakcji na dzisiaj nie koniec. Przed samym szczytem Przysłopu wita nas dorodny świstak – widać prawdziwy gospodarz tego terenu! Przez chwilę prowadzi nas szlakiem aż na szczyt, a tam – hop! – wskakuje do swojej nory. Po chwili jednak wynurza się znowu. Siada na kamieniu tuż przed nami i wdzięczy się, pozuje – jak prawdziwy fotomodel! Inni turyści też stoją, urzeczeni tym przedstawieniem. Wreszcie nasz świstaczek uznaje chyba, że czas kończyć pokaz, bo znika gdzieś w skałach.
No, to my możemy wreszcie rozsiąść się na zasłużony odpoczynek i oddać kontemplowaniu widoków. A zdecydowanie jest co oglądać! Skalisty i niezbyt rozległy wierzchołek Przysłopu potęguje poczucie bycia na samym szczycie w wysokich górach – to robi na chłopcach duże wrażenie.
W pierwotnych planach chcieliśmy jeszcze pójść z Przysłopu na nieodległy szczyt Banówki. Granatowe chmury nad głowami skłoniły nas jednak do zmiany planów. Na Banówkę na pewno chłopców jeszcze weźmiemy nie raz (szczególnie piękne przejście „Orlą Percią Tatr Zachodnich„, przez Banówkę, Hrubą Kopę i Trzy Kopy, jest zdecydowanie za trudne dla dzieci, naszą wycieczkę tą trasą opisujemy tutaj – ale ze starszymi dzieciakami można ostrożnie spróbować wejść na samą Banówkę), wrażeń na dziś i tak mieliśmy dość.
Powrót do Schroniska Żarskiego
Wracamy tą samą trasą. Najpierw powietrzna grańka, potem ostre trawiaste zejście na przełęcz, potem zakosy przez kosówkę. Spore przewyższenie robi swoje, nie spieszymy się więc jakoś szczególnie i pozwalamy chłopakom na odpoczynki, kiedy tylko mają na nie ochotę.
Przed schroniskiem meldujemy się ok. 15.30, po 7 godzinach od wyjścia. Jesteśmy bardzo dumni z obu naszych turystów, że podczas tego wyjazdu tak dzielnie towarzyszyli nam w pokonywaniu naprawdę ambitnych szlaków! Te wszystkie wspaniałe widoki, spotkania ze świstakami, wspólne odpoczynki, żarty, bolące nogi – nie do wiary, ile udało się wynieść z jednego krótkiego weekendu!