Teufelshohle Jaskinia Diabła Pottenstein

Jaskinia Diabła (Teufelshöhle) i kolejki grawitacyjne w Pottenstein

Półtorakilometrowa Jaskinia Diabła (Teufelshöhle), położona w miejscowości Pottenstein, to jedna z najdłuższych jaskiń w Niemczech. Piękna szata naciekowa i wyjątkowo urokliwe położenie wśród dolomitowych skałek w samym sercu Szwajcarii Frankońskiej jak magnes przyciągają tu rzesze turystów. Podróżujecie z dziećmi? Warto przedłużyć wycieczkę o wizytę na położonym tuż obok centrum rekreacyjno-sportowym Sommerrodelbahnen Pottenstein z bardzo fajnymi letnimi torami saneczkowymi i widokowym, ażurowym mostem „Skywalk”, zawieszonym 65 m nad powierzchnią ziemi. Kto nie gustuje w takich atrakcjach, powinien odwiedzić urocze miasteczko i XI-wieczny zamek Pottenstein, przepięknie położony na szczycie dolomitowej grupy skalnej. 

3 sierpnia 2018

Upał do 34 stopni. A w jaskini tylko 10!

Diabelskie czeluście i podniebny spacer

Wycieczka do Teufelshöhle zadowoli wszystkich miłośników jaskiń. Szata naciekowa jest rzeczywiście bardzo piękna, a niektóre komory tak ogromne, że zmieściłby się w nich chyba kościół z pokaźną wieżą. Z około trzech kilometrów korytarzy dla turystów udostępniono połowę, czyli do przejścia mamy jakieś półtora kilometra, a do tego kilkaset schodów, głównie w górę 😉 . Oczywiście trzeba pamiętać, by nawet w największy skwar zabrać ze sobą cieplejsze ubranie – jakąś bluzę i kurtkę – w środku przyda się na pewno. Przed wizytą w jaskini warto zerknąć na jej stronę internetową: https://www.pottenstein.de/startseite-teufelshoehle

Wejścia do jaskini przeoczyć nie sposób.

Z każdym krokiem robi się coraz chłodniej.

Kasy do jaskini są malowniczo położone na tarasie skalnym.

Teufelshöhle – informacje praktyczne

Wstęp do jaskini kosztuje ok. 5 euro dla dorosłego i 3 dla dziecka (lub 13,50 euro bilet rodzinny). Zwiedzanie odbywa się w grupach z przewodnikiem – w sezonie wejścia są organizowane na bieżąco – my mimo środka sezonu czekaliśmy tylko 8 minut. Wycieczka po jaskini trwa niespełna godzinę. Przewodnik oprowadza po niemiecku (można też trafić na grupę angielską) – my z całego oprowadzania zrozumieliśmy tylko tyle, że stalaktyty rosną w zabójczym tempie ok. 1 mm na 13 lat, poza tym ni w ząb;) – ale wierzcie, specjalnie nam to nie przeszkadzało.

Obok jaskini jest duży parking, punkt gastronomiczny z przekąskami i daniami obiadowymi (sznycle, nuggetsy itp., ceny akceptowalne), sklep z pamiątkami. Kto dysponuje większą ilością czasu, może po zwiedzaniu jaskini zaplanować pieszą wycieczkę – w okolicy Pottenstein jest mnóstwo różnej długości szlaków spacerowych po urokliwych, skałkowych zakątkach Szwajcarii Frankońskiej. My z racji na niemożebny upał dziś poprzestaliśmy tylko na lodówce. Czyli jaskini ;-). Ale apetyty na szlaki Jury Frankońskiej nam się zaostrzyły, i to bardzo!

Ekipa speleologów gotowa na eksplorację jaskini!

Teufelshöhle – dlaczego Jaskinia Diabła?

Diabeł widać od dawna urzędował w okolicy Pottenstein, bo już od stuleci działy się tu niewyjaśnione sprawy. Ginęło bydło wyprowadzone na wypas – wiadomo, diabelska sprawka. Potem okazało się, że krowy wpadały w szczeliny skalne, spadały do jaskini i w ten sposób traciły życie, podobnie jak jelenie, sarny i – przed wiekami – niedźwiedzie jaskiniowe, których kości w dużych ilościach odkryto w jaskini. Ale nazwa pozostała. Jaskinia Diabła.

Nasze wrażenia

Jaskiniowa wycieczka bardzo przypadła nam do gustu, choć pewnie każdemu z innych powodów. My, starzy, podziwialiśmy głownie szatę naciekową, starsi chłopcy też, choć pewnie w równym stopniu cieszyli się z cudownej ucieczki od upału. Grześka najbardziej fascynowały z kolei „kluski” zwieszające się ze sklepienia jaskini (wpadlibyście na to, żeby stalaktyty nazwać „kluskami”?) i zaśmiewanie się do rozpuku z wymieniania nazw jego ulubionych ostatnio wykonawców „Bovska – Ed Sheeran – Margaret”. R. za wszelką cenę próbował go uciszać, na co Grzesiek rechotał jeszcze bardziej, zarażając śmiechem wszystkich ludzi z panem przewodnikiem włącznie.

Jaskinia liczy 3000 m długości, z czego 1500 udostępniono zwiedzającym.

Wchodzimy do kolejnych sal jaskini – miejscami jest tu bardzo wysoko.

Teufelshöhle Pottenstein Jaskinia Diabła

W najpiękniejszych komnatach na turystów czeka muzyka i efekty świetlne.

Ściany jaskini mają niepowtarzalne ozdoby.

Do stalagnatu jeszcze setki czy tysiące lat…

Komnata Barbarossy – jedna z najatrakcyjniejszych w jaskini

Szczególnie pięknie prezentują się tu stalagmity

A teraz morze stalaktytów nad naszymi głowami!

Zwracamy uwagę na różnicę w kolorze poszczególnych form naciekowych.

W jaskini znaleziono mnóstwo kości niedźwiedzi jaskiniowych i innych, mniejszych zwierząt.

Największe wrażenie – poza wymyślnymi formami naciekowymi – zrobiło na nas jednak malownicze wyjście z jaskini – wylot wyprowadza w samo serce dolomitowych bloków skalnych – sceneria iście bajkowa. Zejście w kierunku wejścia do jaskini zajmuje kilka minut, ale dostarcza naprawdę miłych wrażeń!

Wyjście z jaskini wprowadza w iście bajkową scenerię.

Dolomitowy ogród skalny – jak tu pięknie!

Nie możemy przepuścić okazji do zrobienia sobie tu zdjęcia.

Ścieżka wyprowadzająca do wyjścia z trasy turystycznej.

Na ziemi jest niemal równie atrakcyjnie jak pod ziemią!

Musimy jeszcze przejść przez wąski przesmyk skalny.

… i przez kolejny ogród skalny.

Za chwilę już opuścimy tą bajkową, skalną scenerię.

Po zwiedzeniu jaskini idziemy na obiad w „jaskiniowym” punkcie gastronomicznym. Standard turystyczny, ale w sumie jedzenie zupełnie ok, stoliki na miłym tarasie z ładnym widokiem na otoczenie Pottenstein.

Obiad w przyjaskiniowym punkcie gastronomicznym – bez luksusów, ale zupełnie przyzwoicie.

Restauracja zajmuje taras tuż obok jaskiniowych kas – schodząc trasą zejściową, trudno się w niej nie zatrzymać.

Co jeszcze robić w Pottenstein?

Po obiedzie idziemy na chwilę ochłodzić się do przepływającego przy jaskini potoku. Mimo upału woda tu zimna jak diabli – aż nogi drętwiały – i trochę zamulona, ale jako ochłodzenie sprawdziła się idealnie. Nie mogliśmy nadziwić się dorodnym pstrągom, śmigającym nam między nogami z prędkością co najmniej odrzutowca. Chyba pierwszy raz widzieliśmy coś takiego.

Na koniec chwila ochłody w potoku płynącym u podnóża jaskini.

Pod nogami kaczki. I ryby. Pstrągów nie uchwyciliśmy na zdjęciu – tak były szybkie.

Po pochlapaniu się w potoku kierujemy się już prosto do samochodu – obiecaliśmy chłopakom niespodziankę – wizytę na świetnym letnim torze saneczkowym.

Gdyby jednak ktoś dysponował większą ilością czasu, na pewno warto pospacerować po samym miasteczku Pottenstein – przejeżdżaliśmy przez nie samochodem i naprawdę jest tu bardzo malowniczo – wiele kolorowych domów szachulcowych. Nad miasteczkiem góruje wspaniały zamek na dolomitowej skale. Warownia została zbudowana prawdopodobnie już w XI w., a w kolejnych stuleciach służyła jako siedziba biskupów Bambergu. To jeden z najstarszych zamków w Szwajcarii Frankońskiej – na pewno warto go zwiedzić – my dziś ograniczyliśmy się tylko do podjechania do podnóża skały.

Pottenstein

1000-letni zamek w Pottenstein

W ogóle w okolicach Pottenstein jest bardzo wiele atrakcji – i jaskinia, i centrum rekreacyjne Sommerroelbahnen Pottenstein ze zjeżdżalniami grawitacyjnymi i słynnym mostkiem Skywalk, jeziorko z rowerami wodnymi i przede wszystkim mnóstwo przepięknych szlaków pieszych.

Szalone zjazdy i podniebny spacer w centrum rekreacyjnym Sommerrodelbahnen Pottenstein

Kto po wizycie w Jaskini Diabła chciałby zaliczyć jeszcze jedną atrakcję, taką, którą dzieci z pewnością będą zachwycone, powinien wybrać się do centrum rekreacyjnego Sommerrodelbahnen Pottenstein. Miejsce to już od ponad 20 lat słynie ze świetnych letnich torów saneczkowych, jakiś czas temu wzbogaciło się też o jeszcze jedną atrakcję – ażurowy most Skywalk, umożliwiający odbycie „podbiebnego spaceru” z widokiem na bajkowe krajobrazy Szwajcarii Frankońskiej.

Centrum zajmuje teren wzniesienia właściwie tuż obok jaskini – bez problemu można zlokalizować właściwy parking – z drogi widać kolorowe „bobsleje” letnich torów saneczkowych. Najlepiej zostawić auto na górnym parkingu, nie tym przy szosie – bo to na górze są kasy biletowe i wejście na zjeżdżalnie grawitacyjne.  Strona internetowa ośrodka: https://www.sommerrodelbahnen-pottenstein.de/

Na górze mamy do wyboru mnóstwo atrakcji, które zachwycą dzieci (i przy okazji wyczyszczą rodzicom portfele, bo na własnych portfelach przekonaliśmy się, że tanio to tu nie jest).

Dwa tory saneczkowe (jeden w rynnie ze stali nierdzewnej, drugi szynowy), każdy o ponadkilometrowej długości zjazdu. Trampoliny. Jeziorko z pływającymi samochodami. Zielone miotły czarownic – dwuosobowe krzesełka podwieszone na powykręcanym w wszystkie strony torze, przypominające mały rollercoaster (dziś akurat były chyba w trakcie konserwacji). Ceny zjazdów to 3 euro dla osoby dorosłej, 2,5 euro za dziecko, tańsze są karnety wieloprzejazdowe.

No i atrakcja nr 1: Skywalk. Pod tą romantyczną nazwą kryje się ażurowy 130-metrowy mostek zawieszony 65 m nad ziemią. Faktycznie robi wrażenie – widoki są piękne i bardzo rozległe, na górze pomyślano o atrakcjach także dla młodszych gości (ogromne zjeżdżalnie, tunel do wspinania się, przejścia po linowych mostkach itp.), ale cena jest zabójcza. No zwaliła nas z nóg. 19 euro za bilet dla całej rodziny to w naszej ocenie gruba przesada.

Sommerrodelbahnen Pottenstein – gotowi do zabawy!

Najbardziej spektakularnie prezentuje się most Skywalk.

130-metrowa konstrukcja wisi 65 m nad ziemią.

Ten podniebny spacer obfituje w przepiękne widoki.

Kto nie jest zainteresowany widokami, może korzystać z części rekreacyjnej konstrukcji Skywalk.

M. zdecydowanie woli widoki. Rzut oka w kierunku Pottenstein.

Zjeżdżalnie, mostki linowe itp…

Dobrze widać stąd zamek, osadzony wysoko na skałach.

I widok w drugą stronę.

Z góry pięknie prezentują się esy-floresy torów saneczkowych.

M. wypatrzyła nawet R. wjeżdżającego z Grześkiem!

Dzieciaki były zachwycone kolejkami grawitacyjnymi – Grzesiek ciągle krzyczał „ale fajnie, szybciej, szybciej”. A my – no cóż, zdecydowanie wolelibyśmy szlak pieszy wśród dolomitowych skałek bądź pobłądzenie po sennych uliczkach Pottenstein. Z drugiej strony nie chcemy być aż tak zasadniczy i od czasu do czasu musimy przeboleć atrakcje masowe, oczyszczające portfele do cna i zachwycające dzieci. Kompromis rodzinnych wakacji ;-). I fajnie jest!

Chłopaki właśnie szykują się do kolejnego przejazdu.

Przed nami przejazd torem w stalowej rynnie.

A teraz pora na tor szynowy!

W drodze powrotnej zahaczamy jeszcze o jedną wieżę widokową, na której żegnamy się z malowniczym krajobrazem Szwajcarii Frankońskiej.

Wieża widokowa, napotkana przez nas w drodze powrotnej.

Pożegnanie z pofałdowanym krajobrazem Szwajcarii Frankońskiej.

Między wzgórzami przycupnęły urokliwe miasteczka

Wieczorem podobnie jak wczoraj udaje nam się wyjść na sportową przebieżkę. My biegiem, a dzieciaki na hulajnogach/rowerku biegowym. Wczoraj 4 km, dziś ponad 3 po pagórkowatym terenie – cudowne zwieńczenie wieczoru. Odkryliśmy, że da się biegać nawet z dziećmi – trzeba je tylko uzbroić w dwukołowce ;-).