Kołacinek – w Krainie Świętego Mikołaja

Kraina Świętego Mikołaja w Kołacinku

Kołacinek to niewielka miejscowość w województwie łódzkim, ożywiona w 2007 r. za sprawą otwartego tu Parku Jurajsko-Botanicznego „Dino-Park”, ściągającego w tygodniu tłumy dzieciaków z wycieczek szkolnych, a w weekendy – rodziców poszukujących atrakcji dla swoich pociech. Na czas listopada i grudnia park dinozaurów zmienia się w Krainę Świętego Mikołaja. Brawo za pomysłowość dla organizatorów, którym dość skutecznie udało się w ten sposób przedłużyć sezon turystyczny i zwabić dodatkowych gości. Czy warto tam jechać, by spotkać na żywo sympatyczne wcielenie Świętego i towarzyszące mu bajkowe postaci? Postanowiliśmy to sprawdzić.

21.11.2015, sobota

W ramach rekompensaty za niepojechanie z nami na listopadową włóczęgę po Bieszczadach (relacja tutaj; Sebuś rozchorował się i został u Babci Stasi i Dziadka Janka) obiecujemy naszemu sześcioletniemu turyście wyjazd tylko we troje i tylko dla niego. Po szybkim przeskanowaniu atrakcji położonych w pobliżu Warszawy, a jednocześnie już za dziecinnych dla Tymka, wybór pada na Krainę Świętego Mikołaja w Kołacinku (http://www.krainamikolaja.pl/).

W sobotę przed południem podrzucamy naszą najmłodszą i najstarszą latorośl do Babci Urszuli i Dziadka Jerzego, wskakujemy z Sebusiem do samochodu i w drogę!

Trzeba przyznać, że dzięki autostradzie podróż z Warszawy jest bardzo komfortowa i szybka. Humorów nie psują nam nawet ciężkie krople deszczu, których wycieranie przy prędkości 130 km/h przypomina walkę z wiatrakami. Dobra godzinka i jesteśmy na miejscu. Przez chwilę błądzimy po bocznych drogach – nasza smartfonowa nawigacja, ustawiona na „Dino-Park Kołacinek”, wywozi nas do środka lasu i oznajmia, że jesteśmy u celu. Włączenie alternatywnej nawigacji (ochrzczonej przez nas niedawno „Panią Krysią”) w naszym samochodzie po chwili rozwiązuje sprawę. Kilka minut i stajemy na właściwym parkingu.

Wchodzimy do Krainy Świętego Mikołaja

Wchodzimy do Krainy Świętego Mikołaja

Przygodę z Krainą Mikołaja rozpoczynamy od przejścia przez „bajkową ścieżkę” – wzdłuż wijącego się chodniczka wybudowano kilka domków, zamieszkałych przez bohaterów znanych bajek. Mamy domek Królewny Śnieżki, Czerwonego Kapturka, Trzech Świnek, Calineczki. Przypomina nam się Leśny Park Niespodzianek w Ustroniu. Niestety, tu nic nie jest interaktywne – można po prostu oglądać poszczególne aranżacje i poczytać streszczenia odpowiednich bajek pozamieszczane na tablicach.

To chyba Bałwanek Olaf. W tle zaczarowany młyn

To chyba Bałwanek Olaf. W tle zaczarowany młyn

Wrota do Krainy Bajek

Wrota do Krainy Bajek

Każdy domek - inna bajka

Każdy domek – inna bajka

Rozpoznajemy Czerwonego Kapturka.

Rozpoznajemy Czerwonego Kapturka.

Królewna Śnieżka

Królewna Śnieżka

Po przejściu ścieżki doganiamy grupę oprowadzaną przez przewodnika – panią w przebraniu Czerwonego Kapturka (przewodnik rusza z grupami o każdej pełnej godzinie). Dołączamy do grupy i razem z nią zaglądamy do chatki Dziadka Mroza (który potem chętnie pozuje do zdjęć z dziećmi).

Przed domkiem Dziadka Mroza

Przed domkiem Dziadka Mroza

Tuż obok znajduje się domek Świętego Mikołaja. Oba domki przypominają połączenie wystroju skansenowego z budownictwem działkowym. Świętego w środku nie ma, ale można pozaglądać do pomieszczeń. Dzieci chętnie patrzą, gdzie Mikołaj śpi, a gdzie odpisuje na listy.

Mamy i domek Świętego Mikołaja

Mamy i domek Świętego Mikołaja

Tu Mikołaj śpi

Tu Mikołaj śpi

Kapturek-Przewodnik mówiła, że przy kominku ładnie wychodzą zdjęcia

Kapturek-Przewodnik mówiła, że przy kominku ładnie wychodzą zdjęcia

Po obejrzeniu domków czas nas gwóźdź programu – spotkanie ze Świętym. Po drodze mijamy jeszcze szopkę z naturalnej wielkości postaciami Świętej Rodziny (jak widać dla każdego coś miłego) i po chwili stajemy przed dwoma białymi namiotami. W pierwszym z nich mieści się Sekretariat Mikołaja z biurkiem, kominkiem i saniami zaprzężonymi w renifera. W drugim, nazwanym Salą Tronową, na złoconym tronie siedzi Święty Mikołaj we własnej osobie. Trzeba przyznać, że potrafi miło porozmawiać z dziećmi – bierze chętnych na kolana, wypytuje o wymarzone prezenty itp. Sebuś bardzo rezolutnie opowiada o swoich marzeniach, a także sugeruje Mikołajowi, co powinien przynieść dla Sebusiowych dwóch braci oraz mamy i taty!

Przed nami gwóźdź programu

Przed nami gwóźdź programu

Nareszcie spotkanie z Mikołajem!

Nareszcie spotkanie z Mikołajem!

Ostatnia atrakcja to odwiedzenie „białego namiotu” – dużej ogrzewanej hali. Jest tu punkt gastronomiczny (zamawiamy naleśniki i kawę), stoisko z pamiątkami (dość duże, choć musimy sporo się nagłowić, żeby wybrać sensowne pamiątki dla chłopców), plac zabaw ze zjeżdżalniami, kuleczkami itp., stanowiska do air-hokeja, automaty sprzedająca kuleczki i inne wabiki. Mamy też dodatkowe atrakcje – młyn do mielenia złych uczynków, duży basen z kuleczkami i mennica Świętego Mikołaja. Niestety, trzeba za nie dodatkowo płacić, nie widać w pobliżu żadnej osoby z obsługi, więc z nich rezygnujemy.

Hala z gastronomią

Hala z gastronomią

Dodatkowo płatna mennica Św. Mikołaja

Dodatkowo płatna mennica Św. Mikołaja

Na deser małpi gaj

Na deser małpi gaj

Spokojne obejrzenie całości z szaleństwami Sebusia na placu zabaw i jedzeniem naleśników zajmuje nam ok. 2 godzin.

Kraina Świętego Mikołaja to dla dorosłych atrakcja wątpliwa. Za dość wysoką cenę (za naszą trójkę płacimy na wstępie 70 zł) oferuje w sumie niewiele. Poszczególne składniki otoczenia gryzą się z sobą – obok zimowych dekoracji stoi wielki dinozaur, bajkowa ścieżka przypomina alejkę w przydomowym ogródku, postawione obok siebie domek Mikołaja, Dziadka Mroza i szopka ze Świętą Rodziną też stanowią dość dziwną mieszankę. Na pewno całość prezentowałaby się dużo lepiej w zimowej scenerii. Ale trzeba przyznać, że dzieci bawią się dobrze. Sebuś wyszedł bardzo zadowolony i dopytywał, czy przyjedziemy tu jeszcze kiedyś. Obsługa jest sympatyczna – i Czerwony Kapturek-Przewodnik, i Święty Mikołaj znają się na rzeczy i potrafią rozmawiać z małymi gośćmi. My w sumie też dobrze się bawimy – po prostu wrzucamy na luz i nie traktujemy niczego poważnie. Ale najważniejszą wartością dzisiejszej wycieczki jest poświęcenie czasu tylko Sebusiowi. A przy tym sam wyjazd jest dla nas jak zawsze miły. Pozwala na przełamanie rutyny i subiektywne przedłużenie weekendu. Choćby i z kołacińskim Mikołajem!