Kolejką zębatą pod szczyt Schneebergu

Schneebergbahn – zębatka pokonująca 1200 m różnicy wysokości

Idealna rodzinna wycieczka dla miłośników kolei, gór i pięknych widoków. Najpierw kolejka zębata, pomalowana w urocze barwy salamandry plamistej, wygodnie wywiezie nas 1200 m w górę. Potem czeka nas widokowa wycieczka na Schneeberg – najbardziej wysunięty na północny wschód szczyt alpejski o wysokości przekraczającej 2000 m n.p.m.

Trasa jest łatwa, widoki – piękne, a na dzieci czeka mnóstwo atrakcji – od przejażdżki zębatką, dzielnie pokonującą kolejne metry wysokości, po slalom między alpejskimi krowami i szaleństwa na przykolejkowym placu zabaw, o samym górskim spacerze nie wspominając!

19 sierpnia 2019 r.

Informacje praktyczne

W okolicy dworca kolejki znajduje się kilka parkingów, pokierują nas na nie miejskie drogowskazy. Za parkowanie nic nie zapłacimy. Budynek dolnej stacji kolejki zębatej sąsiaduje z dworcem kolejowym (Bahnhof Puchberg) w miejscowości Schneeberg am Puchberg, co pozwala na łatwe dostanie się tutaj także pociągiem.

Bilety na zębatkę można kupić na stacji, ale w sezonie warto dokonać zakupu on-line (z co najmniej jednodniowym wyprzedzeniem, zob. tutaj). Bilety kupione przez internet trzeba wydrukować na kartkach A4. Planowo pociągi odjeżdżają co półtorej godziny (od 9.00), ale w sezonie zazwyczaj są dodawane dodatkowe składy – co pół godziny.

Przejażdżkę kolejką zębatą odbyliśmy w ramach Karty Dolnej Austrii (Niederösterreich Card); regularna cena biletów w 2019 r. wynosiła (w obie strony) 38 euro. Dzieci poniżej 15 roku życia płacą połowę. Maluchy młodsze niż  6 lat jadą za darmo, ale nie dostają własnego miejsca – muszą podróżować na kolanach osoby dorosłej.

Kolejka wygląda uroczo – cała jest w barwach salamandry plamistej. Salamandra jest też maskotką linii – nasi młodsi chłopcy nie omieszkali jej kupić w sklepie z pamiątkami na górnej stacji (cena maskotki: 5,50 euro), a potem hołubili swoje salamandry przez cały spacer. W pociągu jest dosyć ciasno – siedzenia są wąskie. Przejażdżka trwa 40 minut.

Jeśli kochamy stare lokomotywy, możemy zamiast „salamandry” zdecydować się na lokomotywę parową – taki skład obsługuje wybrane niedzielne kursy. Bilet na pociąg vintage (Nostalgie Dampfzug) jest o 9 euro droższy. Szczegóły sprawdzicie na stronie Schneebergbahn: https://www.schneebergbahn.at/

Stacja kolejki zębatej Schneebergbahn znajduje się tuż obok dworca kolejowego w Puchbergu.

Nasza Salamandra już na nas czeka!

Wycieczka, którą odbyliśmy po wyjściu z pociągu, nie jest trudna – przy dobrej pogodzie do zrobienia nawet ze starszym przedszkolakiem. W większości idziemy łagodnie nachyloną żwirową drogą, tylko na sam Schneeberg prowadzi nieco stromsza ścieżka. Pamiętajcie o ciepłych ubraniach – na górze będzie o 10 stopni chłodniej niż przy dolnej stacji kolejki! Po drodze możemy zaplanować ciepły posiłek w schronisku Berghaus Hochschneeberg (bezpośrednio przy górnej stacji kolejki), Damböckhaus (ok. 10 min od górnej stacji) lub Fischerhütte (ok. 10 min poniżej szczytu Schneebergu).

Schneebergbahn – zębatka w barwach salamandry plamistej

Kolejka zębata wjeżdża pod Schneeberg już od 1987 r. Linię zbudowano na fali fascynacji turystyką górską, jako atrakcję dla mieszkańców nieodległego Wiednia, znacznie ułatwiającą wycieczkę na najwyższy szczyt Dolnej Austrii (wysokość Schneebergu to 2076 m n.p.m.). Do 1999 r. na trasie kursowała lokomotywa parowa. W 1902 r. wycieczkę zębatką odbył nawet sam cesarz Franciszek Józef I. Obecnie na trasie najczęściej zobaczymy pociąg pomalowany w wesołe barwy salamandry plamistej, ale fani starej kolei w niedziele o określonych godzinach mogą odbyć przejażdżkę nostalgicznym składem.

Zębatka na niespełna dziesięciokilometrowej pokonuje ponad 1200 m różnicy wzniesień. Maksymalne nachylenie toru dochodzi do 20%, a prędkość – do 24 km/h. Po drodze przejeżdżamy przed dwa wydrążone w skale tunele. Przejażdżka Salamandrą trwa 40 minut w jedną stronę, jazda składem parowym jest znacznie dłuższa.

Przed nami całkiem alpejskie widoki na stoki masywu Scheebergu.

Bilety na zębatkę kupujemy dzień wcześniej przez internet. W drukowaniu pomaga nam nasza gospodyni, choć, jak się potem okazuje, bilety drukujemy źle – wszystkie na jednej stronie A4 zamiast każdy na osobnej. Na szczęście miła pani na dworcu pomaga nam wszystko wydrukować jak trzeba. Niewiele po 8.30 zjawiamy się na dworcu w miejscowości Puchberg am Schneeberg – bilety kupiliśmy na pierwszy możliwy kurs (o 9.00), a przy pociągu trzeba być co najmniej 15 minut wcześniej.

Po szybkich zdjęciach budynku dworca i uroczej salamandry na kołach wskakujemy do wagonu. W środku ciasno, jest chyba komplet pasażerów, a miejsca do siedzenia są wąziutkie. Ale co tam, jazda trwa tylko 40 minut , a chłopakom w ciuchci bardzo się podoba. Grześ raźnie dzierży darmowy bilet, który dostał od pani w kasie. Tymo zwraca uwagę na dobrze widoczne z punktu widzenia pasażera nachylenie trasy, młodsi chłopcy patrzą na ekrany, na których wyświetlany jest widok z kamery, pokazującej tory przed pociągiem. Po drodze są dwie mijanki, na drugiej z nich Salamandra ma pięciominutowy postój, a pasażerowie są zachęcani do kupienia lokalnych drożdżówek.

Miejsca w kolejce są bardzo wąziutkie.

Najmłodszy turysta też ma swój bilet!

Pociąg zatrzymuje się na chwilę na mijance na stacji Baumgartner.

Na tej wysokości – niespełna 1400 m n.p.m. – jeszcze jest słonecznie.

Między krótkimi tunelami na chwilę mamy widok na mijankę na stacji Baumgartner.

Po 40 minutach wysiadamy na górnej stacji kolejki. Salamandrą przejechaliśmy ponad 1200 m w górę: od wysokości 577 do 1800 m n.p.m. Różnica wysokości najbardziej jest widoczna po temperaturze – po wyjściu dominuje w nas odczucie chłodu, które wzmaga dość silny wiatr. Szybko zakładamy bluzy, Grzesiowi dodatkowo wyjmujemy kurtkę.

Budynek dworca sąsiaduje z hotelem górskim  Berghaus Hochschneeberg, którego historia sięga końca XIX w. Na wizytę tam już nie dajemy się namówić, w przeciwieństwie do sklepu z pamiątkami – no, ale przez niego wychodzi się z dworca. Młodsi chłopcy od razu wypatrują maskotki-salamandry w cenie 5,50 euro jedna. Po chwili 11 euro już nie mamy w portfelu, a nasi najmłodsi turyści uszczęśliwieni ściskają w rękach swoich nowych przyjaciół – bawią się nimi przez całą wycieczkę:)

Berghaus Hochschneeberg przylega bezpośrednio do budynku kolejki.

To dzięki tym ,,zębom” mogliśmy dzisiaj tutaj dotrzeć.

Nasza salamandra jedzie po kolejnych turystów.

Wejście na Schneeberg z górnej stacji kolejki Schneebergbahn

Początkowo podążamy za innymi turystami szeroką żwirową drogą (znaki zielone). Po drodze po prawej stronie mijamy schronisko Damböckhaus, nie zatrzymujemy się w nim jednak – idziemy dopiero od 10 minut. Zaraz za schroniskiem na dzieci czeka atrakcja nie lada. Ciekawe, czy zgadniecie… Krowy! I to w ilości dużej! No proszę, kto by pomyślał, co może zająć młodsze dzieci w górach. Po przymusowym postoju na zdjęcia ruszamy dalej. Z bólem serca mijamy punkty widokowe, bo i tak nic nie widać – pułap chmur jest dzisiaj dość niski.

Po ok. pół godziny drogi w prawo odłącza się żółto znakowana ścieżka – to właśnie w nią skręcamy, bo to ona doprowadzi nas na szczyt Schneebergu.

Od skrętu szlak robi się bardziej męczący dla dzieci – jest bardziej stromo i kamieniście. Grzesiek zaczyna nam trochę marudzić, R. momentami bierze go na barana, ale nie na długo – wiatr jest dość zimny i Grześ, gdy się nie rusza, marznie. Od rana liczymy na to, że chmury się rozwieją i będziemy mogli cieszyć się rozległymi widokami ze Schneebergu. Niestety, mimo krótkich przebłysków słońca idziemy w mgle, za to im wyżej, tym wiatr wieje coraz silniejszy.

Ruszamy pełni nadziei, że wiatr szybko przegoni chmury.

Kolejka już zniknęła za zakrętem.

Krowy pasące się przy kosodrzewinie – w Austrii to możliwe!

Matczyna miłość…

Zbliżamy się do Damböckhaus, schronisko to ma już prawie 150 -etnią tradycję.

Z tych okolic jest często piękny widok na dziki alpejski krajobraz.

Damböckhaus, uroczo położony u stóp szczytu Waxriegel.

Skręcamy w lewo na żółty szlak, wprowadzający na wierzchołek Schneebergu.

Florystyczna impresja.

Grześ całą drogę hołubi swoją nową maskotkę – salamandrę plamistą.

Znaki szlaku umieszczono na wielkich drewnianych palach. Nie sposób zgubić się nawet w gęstej mgle.

Na wysokości 1900 m chmury jeszcze nam bardzo nie przeszkadzają.

Nawet na chwilkę przeciera się widok na naszą zejściową drogę z Fischerhütte.

Przed szczytem niestety idziemy już przez mleko.

Schneeberg (2076 m n.p.m.)

Schneeberg wita nas zerową widocznością i silnym wiatrem. Cóż, po widoki będziemy musieli wrócić to jeszcze w przyszłości. Tymczasem szybko pałaszujemy kanapki, żałując, że nie wzięliśmy ze sobą termosu – w ostatnich dniach pogoda nas tak jednak rozpieszczała, że uśpiła naszą czujność. Szkoda, że widoku ze Schneebergu nie było – to w końcu najwyższy szczyt Dolnej Austrii i najdalej na północny-wschód wysunięty wierzchołek alpejski, którego wysokość przekracza 2000 m. Widać Schneeberg jest kapryśny, jak nasza Babia czy Śnieżka.

Pod wierzchołkiem Schneebergu stoi duża stacja przekaźnikowa.

A to widok ze szczytu Klosterwappen, najwyższej kulminacji masywu Schneebergu, prawda, że rozległy? 😉

Tylko na chwilę po lewej stronie odsłania się niewielka przerwa w chmurach.

Grzbietem w stronę Fischerhütte nadal idziemy w mleku.

Przed nami wyłania się zarys schroniska Fischerhütte.

Odpoczynek w schronisku Fischerhütte

Schronisko Fischerhütte to najwyżej położone schronisko w Dolnej Austrii – budynek leży na wysokości 2049 m n.p.m., tuż za wierzchołkiem Schneebergu. Jesteśmy tak wymarznięci, że ani chwilę się nie wahamy, by zajrzeć do środka. Nie zastanawiamy się też nad kupnem gorącej herbaty, choć jej cena może odstraszać – a co, dziś nam się należy! Taki odpoczynek był tym, czego najbardziej nam brakowało!

Schronisko zbudowano na wysokości 2049 m n.p.m.

W środku panuje prawdziwie górska atmosfera.

Ciepła herbata i strudel to jest to, czego potrzebujemy!

Powrót do górnej stacji kolejki Schbeenergbahn

Ogrzani i posileni z nowymi siłami ruszamy na dół. Zamiast cichnąć, wiatr ciągle się wzmaga. Gdzie to słońce i ciepło, które zapowiadały na dziś prognozy pogody?

Na szczęście droga w dół idzie chłopcom dużo sprawniej niż droga w górę. Grześ z upodobaniem zbiega na dół (z M. za ręką) lub – o zgrozo – zjeżdża po drodze na pupie, mówiąc, że jedzie do… Rzeszowa. Skąd mu się to wzięło?:) Sebuś nie rozstaje się ze swoją nową salamandrą, która doczekała się nawet ekskluzywnej sesji zdjęciowej w wysokogórskim otoczeniu. Tymo-koneser zwraca uwagę zwłaszcza na piękne alpejskie rośliny.

Pora schodzić, droga zejściowa początkowo wije się serpentynami.

Grześ nie schodzi, tylko zbiega z naszą asekuracją oczywiście.

Znajome dzwonki alpejskie.

Cały czas idziemy w chmurach.

Salamandry przystają, żeby podziwiać widoki.

A potem dalej ruszają w drogę.

43. Na ostatnim odcinku znowu wygląda słoneczko, chociaż pułap chmur nadal pozostaje na wysokości ok. 1900 m.

Salamandry na szczęście nie boją się tych wiszących chmur.

Powoli żegnamy się z masywem Schneebergu.

Powrotna droga mija wszystkim szybko. Przy górnej stacji zębatki stawiamy się o 13:15, całą godzinę przed odjazdem pociągu, na którą mamy wykupiony bilet. Ten czas młodsi chłopcy poświęcają na szaleństwa na przyjemnym przykolejkowym placu zabaw, a R. odwiedza niewielką kaplicę św. Elżbiety  – najwyżej położony kościół Austrii. Wszyscy oglądamy niewielką wystawę poświęconą kolejce zębatej. Chłopcom podoba się też instalacja wprawiająca w ruch góry pierza, znajdująca się w niewielkiej galerii Voki, twórcy „spontanicznego realizmu” mieszkającego i pracującego w miejscowości Puchberg am Schneeberg – możemy ją oglądać na końcu „pawilonu” (to to, co przypomina blaszany korytarz) ekspozycyjnego.

Kaplicę Elisabethkirchlein, upamiętniającą zamordowaną cesarzową Elżbietę, wybudowano w 1901 r..

Elisabethkirchlein w perspektywie szlaku.

Przed stacją w futurystycznym budynku mieści się ekspozycja związana z kolejką i prace Voki – oryginalnego artysty z Puchbergu.

Jak na Schneeberg przystało w ścianie jest też instalacja śnieżna.

Tuż przed odjazdem pociągu G. z M. mają niewielką przygodę. Zachęcony przez M. (polującą na dobre ujęcia…) Grześ przysiada na torze zębatki, grubo wysmarowanym czarną warstwą smaru. Kurtka, spodnie, bluza – oj, wszystko to będzie nosiło ślady wycieczki na Schneeberg! Dobrze, że zabraliśmy zapasowe spodnie dla G. – dzięki temu będzie jak przewieźć Grześka w pociągu:)

Fajowa ta zębatka!

Na dół wracamy zębatką. Jazda w dół również zabiera 40 min, które subiektywnie mijają chyba nieco szybciej – młodszym dzieciom, zmęczonym górskim spacerem i zimnym wiatrem, oczy szybko zaczynają się kleić, a i my chętnie przez tę chwilę siedzimy sobie bez ruchu.

Po wycieczce zostaną nam wspomnienia i maskotki – Salamandry.

A to schemat dzisiejszej trasy.

Mimo że pogoda nie była idealna (chmury skutecznie zasłoniły nam wszystkie widoki ze szczytu), wycieczkę oceniamy jako bardzo udaną. Urozmaicona (przejażdżka kolejką zębatą z prawdziwego zdarzenia!), łatwa, ale zapewniająca młodszym dzieciom liźnięcie prawdziwego wysokogórskiego szlaku. Wycieczkę na Schneeberg polecamy wszystkim podróżującym rodzinkom!

Trasa w liczbach (od wyjścia z pociągu): ok. 7 km, 350 m przewyższenia, ok 3 godziny (z postojem w schronisku)