Zwiedzamy Łowicz
2013.11.17
Pochmurno, po południu mżawka, 4 stopnie
Listopadowa aura sprawia, że mamy wielką ochotę nieco ubarwić naszą codzienność.
Pierwotnie myślimy, by wybrać się do kolorowego muzeum ludowego rodziny Brzozowskich w Sromowie – pamiętamy, jak bardzo ruchome dzieła artysty ludowego Jana Wewióra w Olsztynie pod Częstochową podobały się kilkuletniemu Tymusiowi. Niestety, obiekt okazuje się zamknięty – wydaje się, ze trzeba się tu wybrać w sezonie. W związku z tym, aby pozostać w ludowym klimacie, decydujemy się odwiedzić Łowicz, słynący z bogatej ludowej spuścizny kulturalnej (na marginesie: gdy powiedzieliśmy chłopcom, że jedziemy do Łowicza, myśleli, że będziemy zajadać dżemy – zresztą pewnie nie mieliby nic naprzeciw:). Wizja sprawnego dojazdu autostradą potwierdza nas w słuszności naszego wyboru. Na wycieczkę dają się namówić Dziadkowie, więc jedziemy w mocnym składzie.
Parkujemy na Starym Rynku, tuż przed barokowym gmachem seminarium misjonarzy, stanowiącym obecnie siedzibę łowickiego muzeum.
Pierwsze piętro mieści wystawę historyczną – eksponaty związane z dziejami tego regionu. Na drugim piętrze znajduje się to, co w Łowiczu najcenniejsze – ekspozycja prezentująca przebogatą spuściznę kultury ludowej regionu. Od strojów i wycinanek nie możemy oderwać oczu. Gdy dowiadujemy się, że wycinanki tradycyjnie wykonywano siermiężnymi nożycami do strzyżenia owiec, nasze zdziwienie nie zna granic. Na parterze można obejrzeć ciekawą wystawę czasową – współczesne, ale inspirowane tradycją dzieła twórców ludowych.
Wizyta w muzeum bardzo nam się podoba. Szczególnie w pamięci zostaje nam rozbudowany dział etnograficzny – feeria barw łowickich strojów i wycinanek to świetne antidotum na jesienną szarzyznę. Obiekt przeszedł niedawno gruntowny remont, muzealne wnętrza są przestronne i ładnie zaaranżowane. Brakuje tylko choć odrobiny interaktywności – ciągłe komunikaty „nie wolno dotykać” nie ułatwiają zwiedzania z dziećmi. Na szczęście kolorowe haftowane poduszeczki kupione chłopcom na odchodnym sprawiają, że z muzeum zadowoleni wychodzą i duzi, i mali.
Po wizycie w muzeum wybieramy się na krótki spacer po centrum Łowicza. Zaczynamy od dokładniejszego rozejrzenia się po starym rynku – oglądamy budynek klasycystycznego (XIX w.) ratusza, po czym podchodzimy pod imponującą bryłę łowickiej bazyliki (przeb. XVII). Wnętrze skrywa mauzoleum kilkunastu prymasów Polski i wiele cennych zabytków. Późnobarokowy kościół pijarów znajdujący się tuż obok jest obecnie w trakcie remontu. Zabytkowe świątynie jednak za grosz nie interesują chłopców, więc ruszamy dalej przed siebie. Po obu stronach Ulicy Zduńskiej stoją niskie domki, przydające okolicy wiele malowniczości. Idąc prosto, dochodzimy aż do oryginalnego – bo trójkątnego – Nowego Rynku otoczonego ładnymi kamieniczkami. Chłopaki biegają wreszcie przez nikogo nie strofowani i co chwila przeganiają stado gołębi. Musi tu być naprawdę malowniczo na wiosnę – widać, że na środku rynku jest ładnie urządzona kompozycja kwiatowa i fontanna. Na koniec spoglądamy jeszcze na pozostałości tzw. baronii – zespołu romantycznego z XIX w.
Listopadowy chłód zniechęca nas od dłuższego spaceru, więc po krótkim spacerze wracamy prosto do samochodu.
Ogólnie miasto zaskakuje nas bardzo pozytywnie – piękne zabytki, odnowione rynki – Nowy i Stary, elementy nawiązujące do łowickiej kultury zgrabnie wkomponowane we współczesną rzeczywistość (kogutki pod latarniami czy pasiaste znaki parkometrów). Do tego możliwość kontaktu z autentyczną ludową sztuką – czy to w łowickim muzeum, czy podczas uroczystych obchodów święta Bożego Ciała – Łowicz ma wiele do zaoferowania. Na pewno wybierzemy się jeszcze do nieodległych Maurzyc i Sromowa.