Luisenburg – granitowy labirynt skalny

Ilu z nas myśli, gdzie zabrać dzieci, żeby wspólnie spędzić czas? Żeby było rodzinnie, ciekawie, najlepiej na łonie przyrody. I może żeby to nie była kolejna wizyta na placu zabaw w najbliższym parku. Labirynt skalny Luisenburg zafascynuje każde dziecko, od dwulatka po nastolatka! A dodatkowo będzie to przyjemny rodzinny czas! Zobaczcie, jak tam jest fajnie!

2 sierpnia 2018

Piękna letnia pogoda, wręcz upalna

Felsenlabyrinth Luisenburg – najlepsza rodzinna atrakcja Fichtelgebirge?

Labirynt Luisenburg znajduje się nieopodal miejscowości Wunsiedel w niewielkich, ale uroczych górach Fichtelgebirge, po czeskiej stronie nazywanym Smreczanami (po niemieckiej stronie znajduje się tylko część tego pasma). Luisenburg to jedna z ciekawszych atrakcji Frankonii. Warto tu zajrzeć choćby przy okazji wizyty w nieodległej Szwajcarii Frankońskiej, zwanej też Frankenjurą, a znanej zwłaszcza jako mekka miłośników wspinaczki skałkowej.

Luisenburg – garść informacji praktycznych

Parkowanie na obszernym i w znacznej części zacienionym parkingu kosztuje 3 euro, a bilet wstępu dla całej rodziny 9 euro (bilet dla osoby dorosłej 4,5 euro, a dla dzieci w wieku 6-18 lat 2 euro, młodsze pociechy wchodzą gratis).

Długość trasy może nas zmylić. To tylko niespełna 1,5 kilometra. Trzeba jednak wziąć pod uwagę ilość pokonywanych schodków i przesmyków między skałami. Na każdy zachwyt też potrzeba chwilę czasu! A jak dołożymy do tego jakiś postój z kanapkami czy innymi smakołykami, to spędzimy tu bite 2-3 godziny, zwłaszcza z młodszymi dziećmi.

Szlaku nie da się przejechać wózkiem. Nie polecamy także nosidełek, ponieważ trasa wielokrotnie pokonuje bardzo niskie i wąskie przesmyki między skałami. Konieczne byłoby wielokrotne wyjmowanie pociechy z nosidła, a które małe dziecko lubi takie zabiegi? 😉 W związku z tym nie radzimy wybierać się na ten szlak z dzieckiem młodszym niż dwuletnie, a najlepiej sprawdzą się te oswojone z nieco dłuższymi spacerkami. Może przydać się chusta albo miękkie nosidełko, ale nie sprawdzaliśmy osobiście, jak przechodziłoby się w takim uzbrojeniu przez trudniejsze miejsca. Myślimy jednak, że w sytuacji kryzysu u dwulatka to dobre rozwiązanie awaryjne. Nasz czterolatek bez problemu poradził sobie z całą trasą, w trudniejszych momentach był prowadzony za rękę. Zarówno dla małych, jak i dużych turystów wskazane obuwie turystyczne, żeby uniknąć kontuzji – japonki raczej nie dadzą rady 😉

Granitowy labirynt skalny

Skalne miasta i labirynty nie są rzadkością w naszej części Europy. Polskie Błędne Skały czy Szczeliniec, czeskie Skalne Miasto Adrszpach albo szlaki Szwajcarii Saksońskiej są równie atrakcyjne. Labirynt Luisenburg jest jednak wyjątkowy ze względu na rodzaj tworzących go skał. Granity, z których zbudowany jest labirynt, powstały ponad 200 milionów lat temu. Granitowe skały swoje fantastyczne kształty zawdzięczają wietrzeniu chemicznemu w okresie trzeciorzędu, a ostateczny kształt temu ogrodowi skalnemu nadały dalsze procesy erozji podczas kolejnych zlodowaceń. W ten sposób powstało „największe w Europie granitowe morze skalne”, jak piszą w tutejszych materiałach informacyjnych ;-).

Nasz rodzinny spacer po labiryncie Luisenburg

Trasa „podejściowa” jest oznaczona niebieskimi, a „zejściowa” – czerwonymi strzałkami. Dodatkowo można jeszcze zahaczyć o alternatywne odcinki szlaku, oznaczone kolorem żółtym. Nasza ścieżka właściwie cały czas to wznosi się, to opada, prowadząc często po głazach i skalnych (a także w kilku miejscach metalowych) schodkach.

Schemat dzisiejszej trasy.

Przez pierwszą część trasy prowadzą nas takie oto niebieskie strzałki.

Mijamy miejsca odpoczynku z ławkami, wchodzimy na kilka punktów widokowych. Najbardziej jednak podobają nam się najwęższe i najniższe przejścia przez tunele i przesmyki utworzone przez poprzewracane i popękane bloki granitu. Zachwycają nas także same skały. Często intensywnie porośnięte mchem, w wielu miejscach pokryte pamiętającymi XVIII i XIX wiek ozdobnymi inskrypcjami. Jest także ciekawostka botaniczna. To świetlanka (Schistostega) – rzadki gatunek mchu liściastego. Jej komórki skupiają światło na ciałkach zieleni. Dla naszego oka daje to efekt świecenia (odbitym, zielonym światłem) w zacienionych zakamarkach między skałami.

Granitowe bloki są poukładane w przedziwny sposób.

Stąd można spojrzeć na rozrzucone dookoła skały.

Napisy sprzed ponad 200 lat dodają porośniętym mchem skałom tajemniczości.

Nareszcie to, co najlepsze – wąskie przesmyki między skałami!

Dobra, to teraz tam idziemy!

Ale te skały wysokie…

Grzesiek aż usiadł z wrażenia!

Niektóre przejścia wyglądają zupełnie jak w Skalnym Mieście Adrspach.

Wchodzimy na pierwszy punkt widokowy.

Bracia zawsze razem…

A czasem i Grześ się zatrzymuje – jak tylko znajdzie odpowiedni kamień na swój tron!

Grześ usiłuje odszyfrować stare inskrypcje – jutro ten napis będzie miał 200 lat!

Znowu tunel – to lubię!

Sebuś się na nas zasadził!

Dorośli muszą się trochę nagimnastykować.

Świetlanka - Schistostega

Osobliwość przyrodnicza – mech świetlanka – jak odblaskowy!

Teraz znowu kilka stopni w dół.

Z plecakiem trzeba się jeszcze bardziej schylić.

Granitowe bloki są pięknie porośnięte mchem.

Zobaczymy, czy ty się tu zmieścisz, tato!

Robimy sobie postój na drewnianych kłodach w malowniczym zakątku pod koniec niebieskiego odcinka szlaku. Z miejsca połączenia trasy niebieskiej i czerwonej można przedłużyć spacer o kolejne szlaki, my dzisiaj postanawiamy skoncentrować się na samym labiryncie. I chyba dobrze, bo właśnie po zmianie koloru strzałek na czerwony zaczęła się najciekawsza (naszym zdaniem) część trasy.

Kanapki w takiej scenerii smakują wyśmienicie.

Grześ dopytywał się tylko o kolejne tunele i metalowe schodki, które szczególnie mu się spodobały. Tu wąziutkie stopnie wyprowadzające ze skalistych czeluści wprost na kamienne bloki, tam wejście na kamienną widokową basztę, a tam znowu głaz z widokową wieżyczką, stanowiący jakby wysepkę w małym stawiku. Atrakcji co nie miara! Wszystkim nam ten odcinek minął najszybciej. Może to właśnie ze względu na nagromadzenie ciekawych przejść skalnych, a może po prostu trasa powrotna prowadziła nieco bardziej w dół 😉

Kolejny punkt widokowy na okolicę.

Grześ usiłuje zaczerpnąć wody ze Źródła Diany (a najchętniej do niego wskoczyć!).

I znowu tunel – hurra!

Za chłopakami trudno nadążyć.

To się nazywa labirynt!

A teraz wąziutkie schody jak przez brzuch góry.

Kolejny punkt widokowy jest zwieńczony krzyżem.

U naszych stóp rozłożyło się miasteczko Wunsiedel.

Prawdziwie rodzinna przygoda!

A ten punkt widokowy jest w starej baszcie.

W drodze powrotnej prowadzą nas czerwone strzałki.

Ostatni punkt widokowy na trasie.

Kto tak poukładał te granitowe bloki?

Granitowy labirynt skalny Luisenburg to na pewno jedna z ciekawszych atrakcji Frankonii. A dzięki swojemu położeniu w paśmie Fichtelgebirge (z czeskiego zwanym też Smreczanami), a nie w bardziej popularnej Szwajcarii Frankońskiej, nie zastaniemy tu dzikich tłumów turystów. Dla nas to była cudowna wycieczka. Może i Wam się spodoba!