Łysica – najniższa z najwyższych
Łysica (612 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich – to jednocześnie najniższy szczyt Korony Gór Polski. Od niej 11 lat temu zaczęliśmy przygodę z KGP, na nią kolejny raz wracamy – z kolejnymi dziećmi. Za każdym razem wrażenia z wycieczki są wspaniałe. Łysica to żelazny punkt podczas pobytu w Górach Świętokrzyskich. W partiach szczytowych doskonale widać charakterystyczne dla tego pasma gołoborza. Szlak wiedzie przez piękne drzewostany bukowe i jodłowo-bukowe, szczególnie malownicze jesienią i wczesną wiosną. Mimo niepozornego przewyższenia zdecydowanie wskazane obuwie turystyczne, dla dzieci najlepiej za kostkę, bo znaczna cześć trasy jest kamienista. Szlak niedostępny dla wózków, nawet terenowych. Dla sprawnych piechurów to pewnie około półtorej godziny w obie strony. Z kilkulatkami spacer trochę się przeciąga, ale w wiosennym słońcu i w otoczeniu zieleniących się buków wycieczka się nie dłuży. Trasa jest nietrudna (choć w kamienistych partiach szczytowych trzeba bacznie patrzeć pod nogi)i niedługa – idealnie nadaje się na rozpoczęcie rodzinnej przygody z Koroną Gór Polski.
22 kwietnia 2018, niedziela
Kolejny w ostatnich tygodniach piękny dzień, ok. 20 stopni:)
Na Łysicę po raz pierwszy wchodziliśmy 11 lat temu z naszym rocznym wówczas Tymkiem (relacja z czterodniowego rodzinnego pobytu w Górach Świętokrzyskich tutaj). Dziś po raz kolejny wędrujemy znanym szlakiem – tym razem jako przerywnik w podróży z Rzeszowa do Warszawy. Świeży seledyn bukowych liści dodaje energii lepiej niż najmocniejsza kawa – jest przepięknie!
Łysica – wejście szlakiem ze Świętej Katarzyny
Ciepła słoneczna niedziela przygnała na szlak wielu innych spragnionych wiosennej magii – mimo kwietnia wędrujemy w towarzystwie innych turystów. Parking przy wejściu na szlak był zajęty, więc zatrzymaliśmy się, podobnie jak wielu innych przed nami, na poboczu drogi (w Świętej Katarzynie są jeszcze inne parkingi, na przykład obok pensjonatu, w którym jedliśmy potem obiad).
Przed wejściem na szlak, przechodzimy obok budynków kościoła św. Katarzyny i całego zespołu klasztornego bernardynek. Klasztor został założony w drugiej połowie XV w. i początkowo był męskim klasztorem bernardynów. W ciągu wieków był wielokrotnie przebudowywany i obecnie budynek stanowi zlepek różnych stylów – kto jednak ze świętokrzyskich piechurów nie zna jego charakterystycznej sylwetki?
A teraz na szlak!
Łagodnie jeszcze nachylona droga doprowadza nas szybko do budki z biletami do Świętokrzyskiego Parku Narodowego – my tylko pokazujemy Karty Dużej Rodziny i śmigamy dalej. Mijamy kapliczkę św. Franciszka i położone obok źródełko, uznawane za cudowne – leczy ponoć choroby oczu.
Szlak jest początkowo przyjemnie zróżnicowany. Przez nieco podmokły fragment terenu prowadzi po drewnianych pomostach, by następnie wspiąć się stromymi kamiennymi schodkami. Po chwili nachylenie stabilizuje się na dość przyjemnym poziomie. Grześ bardzo dzielnie wdrapuje się pod górę, przez całą drogę tylko dwukrotnie pakując się do nosidła i to jedynie na krótkie odcinki podejścia. Im większe kamienie, tym trasa bardziej mu się podoba – nasz ci on! Starszaki również sprawują się świetnie. Tymuś trochę narzeka na nadwyrężoną wczoraj nogę, ale z biegiem czasu kontuzja przestaje być uciążliwa – no proszę, cuda gór!
Przed szczytem po lewej stronie mijamy okazałe gołoborze. I jedną czy dwie czarownice – a może nam się tylko wydawało? 😉 W drodze powrotnej Grześ popróbuje tu jeszcze swoich sił we wspinaczce, ale teraz idziemy już prosto na szczyt i za chwilę – hurra – stajemy na Łysicy (612 m n.p.m.)!
Łysica (612 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich
Na szczycie robimy krótki postój. Wygrzewamy się w wiosennym słońcu, podziwiając piękną zieleń rozwijających się bukowych liści i przecudne motyle, pazie królowej! Ten uważany za jednego z najpiękniejszych owadów zwykle pojawia się dopiero w maju (później jeszcze w sierpniu), ale w tym roku wiosna jest wyjątkowo ciepła, więc widać i motyle już ją poczuły!
Teraz jeszcze obowiązkowe zdjęcia do kolekcji Korony Gór Polski kolejnych członków naszej rodziny i czas ruszać na dół. Starszaki bawią się, skacząc z kamienia na kamień, a Grześ usiłuje za nimi nadążyć. Skacze (z asekuracją) nawet z wielkich kamieni. Sielanka kończy się, gdy nasz najmłodszy turysta zalicza niewielką przewrotkę na suchych bukowych liściach – ale co tam, i tak był dziś mega dzielny! Przez zakrętem szlaku, czyli połową trasy na dół, Grześ w końcu ląduje w nosidle i ekspresowo zasypia.
My sprawnie już schodzimy na dół i wygłodniali idziemy do najbliższej (chociaż może nie najtańszej) restauracji w pensjonacie Łysica. Grzesiek dosypia w stojącym nosidle, a my szybko wchłaniamy pyszny obiad. Grzesiu, halo, tu Ziemia – nie, Ty skończysz swoją porcję dopiero po pewnym czasie.
Wycieczka na Łysicę to świetna propozycja dla rodzin z dziećmi naprawdę w każdym wieku. Na nóżkach dadzą radę wprawione w dłuższych spacerkach trzylatki, a ze wspomaganiem nawet młodsze dzieci. Widzieliśmy dzisiaj nawet niemowlaczka w chuście.
Szlak nie jest długi, choć oczywiście jak każda górska trasa wymaga uwagi – w kamienistych partiach podszczytowych łatwo zwichnąć małe nóżki. Stareńka Łysica daje jednak w zamian daje prawdziwie górskie wrażenia – i nie tylko górskie – kto za starym bukiem spotkał chichoczącą wiedźmę albo zobaczył na gołoborzach zamyśloną czarownicę, na pewno wie, o czym mówimy 🙂