Wejście na Orlicę – najwyższy polski szczyt Gór Orlickich

27 grudnia 2016, wtorek

Pogoda zmienia się o 180 stopni: od rana deszcz zamienia się w śnieg, temperatura oscyluje w okolicy zera (choć nasz termometr od wczoraj uparcie twierdzi, że jest -65,8 🙂 )

Na Orlicę – najwyższy polski szczyt Gór Orlickich

Orlica (1084 m n.p.m.) to najwyższy polski szczyt Gór Orlickich (choć żeby być zupełnie w zgodzie z prawdą, trzeba przyznać, że sam wierzchołek Orlicy – Vrchmezí – leży w Czechach, kilka metrów od granicy z Polską). Byliśmy już na niej  chłopcami kilka lat temu przy okazji wiosennego pobytu w Górach Stołowych (relacja tutaj), ale wtedy był ciepły maj, no a przy tym Sebuś nie wszedł sam, tylko został wniesiony w nosidle. Teraz odwiedzamy Orlicę w zupełnie innej scenerii, a Sebuś wchodzi honorowo na własnych nogach.

Wycieczka na Orlicę jest wymarzona dla rodzin z małymi dziećmi – szlak niedługi, wygodny i łagodnie nachylony. Okolica Orlicy jest też świetnym punktem wypadowym dla narciarzy biegowych. Punkt startu naszej wycieczki znajduje się ok. 1,5 km od ostatnich wyciągów w Zieleńcu – trzeba wypatrzeć znaki zielone, odbijające na zachód od drogi. Wprowadzają one w leśną drogę – można tu wygodnie zostawić samochód. Parkujemy i ruszamy przez siebie. Cały czas mocno sypie śnieg, więc naciągamy kaptury na głowę. Droga pod górę to sielanka. Grześ chętnie pakuje się do sanek, trochę też idzie na własnych nóżkach, chłopcy ruszają z kopyta przed siebie. Po ok. 40 minutach wypatrujemy miejsce, gdzie trzeba opuścić szlak i skręcić w las. Z naszej ostatniej wycieczki pamiętamy, że sam wierzchołek Orlicy NIE znajduje się na znakowanym szlaku – trzeba odbić w lewo ścieżką w las w miejscu, gdzie szlak skręca o 90 stopni. Po 10 minutach będziemy na szczycie.

Punkt wyjścia zielonego szlaku

Zawierucha śniegowa niestraszna prawdziwym turystom!

Większość szlaku na Orlicę wiedzie wygodną leśną drogą.

Do szczytu już tylko kilkaset metrów.

Przy skręcie rozdzielamy się. Śnieg na nieznakowanej ścieżce jest nieudeptany i przepadający, a Grześ już zaczyna marudzić – R. z naszym najmłodszym turystą zarządza więc odwrót do samochodu, a M. z chłopcami wchodzą na samą górę. Przejście krótkiego odcinku nieznakowanej ścieżki jest z perspektywy M. dość męczące, bo przy każdym kroku noga lamie cienką lodową powłoczkę i  zapada się w śnieg. Dzieci mają lepiej – są lżejsze. Sebek nie zapada się prawie w ogóle, Tymo tylko co drugi krok. M. się męczy, a oni mają ubaw po pachy – mówią, ze w niezapadaniu się pomaga im moc rycerzy Jedi, a Mama jest po ciemnej stronie Mocy 🙂 . Ten odcinek wycieczki podoba im się chyba najbardziej.

Skręcamy w lewo w nieznakowaną leśną ścieżkę.

Przez chwilę idziemy przecinką graniczną.

Chłopcy siadają na małe co nieco, a M. próbuje zorientować się, gdzie dokładnie jest szczyt.

Jeszcze kilka kroków ścieżką przez urokliwy las.

Urządzamy sobie krótki postój na herbatę i małe co nieco przy słupku granicznym. Chłopcy mają dziką radość z chłodzenia herbaty czystym śniegiem. Potem jeszcze wyskakujemy na sam wierzchołek zrobić upamiętniające zdjęcia na szczycie do naszej dokumentacji Korony Gór Polski. Pierwsze zaskoczenie: obelisk na szczycie. Nie było go tutaj, jak byliśmy na Orlicy kilka lat temu. Obelisk został postawiony na jesieni 2012 dla upamiętnienia trzech ważnych postaci, które zdobyły wierzchołek Orlicy: cesarza Józefa II, Johna Quincy’ego Adamsa oraz najbliższego naszemu sercu Fryderyka Chopina. Kamień, na którym podczas naszej ostatniej wycieczki chłopcy wsuwali banana jest zupełnie zasypany śniegiem – aż trudno go teraz wypatrzeć.

I jesteśmy – na szczycie Orlicy (1084 m n.p.m.).

Na tym głazie poprzednio robiliśmy sobie odpoczynek – teraz ledwo wyróżnia się spod śniegu

Powrót mija nam błyskawicznie. Wycieczki ze starszakami to już sama przyjemność. R. zdecydowanie miał mniej sielankowo. Grześ marudził i nie chciał ani jechać na sankach, ani wsiąść do nosidła, ani iść na swoich nóżkach. W końcu zasnął kilka minut przed samochodem – najgorsza opcja z naszego punktu widzenia, bo mieliśmy nadzieję, że utnie sobie drzemkę w domku, a my będziemy mieli chwilę oddechu. No cóż, po raz kolejny to nasz dwulatek układa nam plan dnia 🙂 Mimo wszystko wycieczka była bardzo przyjemna. Orlica jest też godna polecenia jako cel przyjemnego zimowego spaceru, trzeba tylko mieć na uwadze to, że przy dużych śniegach nieznakowana ścieżka na szczyt może nie być przedeptana.

Pora na dół.

Drzewa pokrywa delikatny szron – było pięknie!

Nasz czas: 12:00-14:00, niecałe 200 m przewyższenia.

Po południu R. z chłopcami jadą na rekonesans do Zieleńca. Załatwiają lekcje na nartach na kolejny dzień, robią niezbędne zakupy, a na deser szaleją na jabłuszku na przywyciągowej górce. W tym czasie M. bawi się z Grzesiem z domku. R. sprawdza w Zieleńcu (…  hura, polski zasięg!) prognozy na kolejne dni – jutro ma być pogodnie, co tu zaplanować?