Granica – Famułki Brochowskie – Famułki Królewskie – Posada Demboskie – Granica
Szukacie miejsca na długaśny spacer w okolicach Warszawy? „Kondycyjny”, taki, po którym zdecydowanie poczujecie, że macie nogi? Polecamy pętlę z Granicy! Nie dość, że ma słuszną długość (32 km), to jeszcze jest niesamowicie atrakcyjna przyrodniczo. Ścieżka będzie wiła się przez malownicze wydmy po to, by zaraz wkroczyć w pas bagien. Przetniemy obszary ochrony ścisłej: Granica, Czapliniec, Czerwińskie Góry I i II i – jeden z najcenniejszych w Puszczy – OOŚ Krzywa Góra. Spotkamy miejsca pamięci narodowej – cmentarz wojenny w Granicy, dąb powstańców 1863 r., pojedyncze groby nieznanych żołnierzy AK. Zamiast tłumów ludzi na szlakach, spotkamy wsie wysiedlane przez KPN, sędziwe drzewa – np. piękny dąb prof. Kobendzy – i – przy odrobinie szczęścia – dzikich mieszkańców puszczańskich ostępów. A na koniec powitamy brawami widok samochodu na parkingu:) Dajemy słowo!
2016.20.07
Starsi chłopcy na wakacjach, Grześ został z Panią Małgosią, nam udało się wygospodarować wolny dzień w pracy, słońce za oknem, a w planach wymagająca dobrej formy wyprawa w Dolomity. Co robimy? Oczywiście idziemy przed siebie. Najlepiej jak najdłużej i jak najdalej, z dala od cywilizacji!
Pętlę z Granicy wypatrzyliśmy na mapie już jakiś czas temu, jednak ze względu na jej długość nie mieliśmy jeszcze okazji wziąć jej na warsztat. Dziś nadarza się ku temu znakomita okazja – grzechem byłoby jej nie wykorzystać!
Granica-Famułki Brochowskie
Dojazd z warszawskiej Woli zajmuje ok. godziny. Parkujemy na nowym, dużym parkingu w Granicy. Zawitamy tu jeszcze na pewno z dziećmi. W Granicy znajduje się skansen budownictwa puszczańskiego, można się stąd wybrać na niezbyt długą pętelkę spacerową, jest nawet atrakcyjny plac zabaw, zaplecze w postaci toalet, miejsce biwakowe – Granica to idealny cel weekendowego wypadu z kilkulatkami! Dziś jednak przyświecają nam bardziej ambitne plany – rzut oka na mapę i bez zbędnej zwłoki ruszamy przed siebie. Mamy ściśle ograniczony limit czasu (Pani Małgosia zgodziła się zostać z Grzesiem do 17:30) – na przejście całości mamy mniej niż 7 godzin, więc jeśli chcemy wygospodarować chwilę na odpoczynki, musimy trzymać równe tempo ok. 6 km/h. Najpierw idziemy za znakami żółtymi i zielonymi. Po kilkuset metrach po prawej stronie spotykamy cmentarz wojenny z okresu II wojny światowej. Pochowanych zostało tu kilkuset żołnierzy, głównie biorących udział w bitwie pod Bzurą we wrześniu 1939 r. Uważny obserwator zauważy, że cmentarz zbudowany został na planie orła. Nad całością założenia góruje intrygujący pomnik – nie znaleźliśmy informacji nt. autora, ale w stylu przypomina nam nieco dzieła Hasiora.
Zaraz za cmentarzem nasza ścieżka, oznaczona zielonymi znakami, skręca w lewo. Cały ten kilkukilometrowy odcinek zielonego szlaku (to tzw. Południowy Szlak Leśny) jest bardzo ciekawie poprowadzony. Prowadzi to w górę, to w dół, wciąż kluczy między wydmami – to chyba najbardziej kręta puszczańska ścieżka, jaką kiedykolwiek przyszło nam iść (uwaga na znaki! – liczne skręty sprawiają, że szlak jest mylny).
Po ok. 3,5 km od skrętu zatrzymujemy się na chwilę przy Dębie Powstańców, będącym świadkiem straceń z okresu powstania styczniowego.
Po kolejnych 2 km ścieżka wprowadza na imponującą wydmę zw. Górą k. św. Teresy, „ozdobioną” wieżą obserwacyjną straży leśnej. Nogi dopominają się o swoje prawa, ale przeciągamy jeszcze 20 min i stajemy na połączeniu szlaków zielonego i niebieskiego. No, 10 km za nami. Jak dobrze wreszcie siąść i coś przekąsić!
Famułki Brochowskie – Famułki Królewskie
Nie odpoczywamy długo, bo czas leci, a ponad 2/3 drogi wciąż przed nami. Siłą woli opuszczamy boską drewnianą ławeczkę i ruszamy dalej.
Podążamy za znakami niebieskiego szlaku aż do drogi asfaltowej łączącej Famułki Brochowskie z Królewskimi. Tu opuszczamy szlak niebieski i idziemy za znakami trasy rowerowej. Patrząc na mapę, z niechęcią witaliśmy perspektywę ponad trzykilometrowej wędrówki asfaltem. Nastawialiśmy się na zaciśnięcie zębów i możliwie szybkie przedreptanie poboczem wśród samochodów. Tymczasem asfaltowa droga Famułki Brochowskie-Królewskie to chyba nasze dzisiejsze największe pozytywne zaskoczenie. Samochodów brak, asfalt stary i toczący nierówną walkę z roślinnością, a wokół – jaka piękna przyroda! I jak malowniczo! Po obu stronach rozciągają się bagienne tereny (Famułkowskie Błoto) z typową dla nich roślinnością. Na torfowiskach słabo sobie radzą drzewa – pamiątką przegranej walki są wystające suche kikuty.
Po ok. 2 km marszu po lewej stronie spotykamy pozostałości protestanckiego cmentarza mennonitów, jednak nie zaglądamy tam na dłużej – konieczność powrotu na określoną godzinę motywuje nas do utrzymywania wyśrubowanego tempa. R. zauważa, że idziemy tak samo szybko jak rekreacyjni rowerzyści:) – faktycznie, para urządzająca sobie romantyczną przejażdżkę jedzie tak samo szybko jak my. Asfaltową drogę opuszczamy w Famułkach Królewskich. Wieś przez minione lata była wysiedlana przez Kampinoski Park Narodowy. Teraz panuje tu spokój mącony tylko szczekaniem dwóch kundelków, strzegących swojego obejścia. Tablica z nazwą miejscowości, zniszczona wiata przystanku autobusowego, drewniany przydrożny krzyż, w dawno nieopróżnianym koszu na śmieci sterta butelek po napojach procentowych.
Głównym Szlakiem Puszczy Kampinoskiej
W Famułkach Królewskich opuszczamy asfaltowa drogę. Przez 5 min idziemy na wprost trasą rowerową i na pierwszym rozdrożu skręcamy w prawo za znakami czerwonego szlaku. Przypominamy sobie, jak szliśmy tym odcinkiem niemal równo rok temu, próbujemy wypatrzeć znajome miejsca, gdzie to wtedy robiliśmy odpoczynek? Dobrze czymś zająć głowę, bo zmęczenie coraz bardziej daje o sobie znać, a postój zaplanowaliśmy dopiero za niemal 5 km u podnóża Krzywej Góry.
Uff, kolejne 10 km za nami. Mamy rozstaj szlaków, przyjemną ławeczkę, siadamy. 20 minut na kanapkę, łyk wody – czas dalej. Oj, nogi czują już dzisiejszy dystans.
Rok temu skręcaliśmy w lewo za żółtymi znakami, dziś podążamy prosto szlakiem czerwonym. Nasza trasa jest bardzo interesująca przyrodniczo – dekoracje zmieniają się w zależności od tego, w którą stronę patrzymy – po lewej stronie mamy puszczański pas wydmowy, po prawej – pas bagienny. Zaraz za postojem wkraczamy w OOŚ Krzywa Góra, uznawany za jeden z najcenniejszych obszarów ochrony ścisłej w puszczy. W przewodniku Lechosława Herza czytamy, że „niewiele jest szlaków leśnych na polskim niżu, które dorównują temu”. My amatorsko chłoniemy po prostu otaczającą nas przyrodę. W pewnym momencie na naszej drodze spotykamy młodziutką wiewiórkę – prycha, niezadowolona z naszego widoku. Oczywiście od razu dajemy się przestraszyć i każde z nas rusza swoimi ścieżkami.
Po niecałych 2 km od rozstaju szlaków przy drodze stoi dostojny dąb im. prof. Romana Kobendzy – chyba najbardziej znane drzewo w Puszczy. Jego wiek szacowany jest na ok. 400 lat. Kilka zdjęć i dąb zostaje za nami, choć mamy wrażenie, że też chce pójść w swoją stronę – jak Tolkienowski Drzewiec.
Kilometrów przez nami jeszcze ponad 10, więc planujemy niż zatrzymywać się aż do kanału Łasica. Tymczasem dzieje się rzecz wyczekiwana przez nas od przedwczoraj – dzwoni z obozu Tymo! Hura! Zasięg kiepściutki, ale jakoś się słyszymy. Siadamy na najbliższej kłodzie, włączamy tryb głośnomówiący i z wielką przyjemnością wysłuchujemy relacji naszego syna na temat obozu. Jak to dzisiaj mieli spływ kajakowy Pilicą. Jak wczoraj przygotowywali się do Harcerskiego Biegu Terenowego. Jak w nocy mieli wielkie straszenie w ramach zwyczajowego BISZKOPTA. No, rozmowa z naszym Tymusiem to chyba największa frajda dzisiejszego dnia!
Podnosimy się z kłody i stwierdzamy, że 10 minut mamy w plecy, więc musimy słusznie wyciągać nogi, żeby zdążyć na 16:30 na parking w Granicy. Po rozmowie z Tymem endorfiny buzują, więc idzie nam całkiem nieźle. Na rozstaju szlaków w okolicy Posady Demboskie skręcamy w praco i dalej podążamy na południe za znakami żółtymi.
Posada Demboskie – Granica
7-kilometrowy odcinek znakowany na żółto to ostatni fragment dzisiejszej trasy. Robimy zdjęcie uroczemu budynkowi starej gajówki Demboskie. Szlak wprowadza nas w puszczański pas bagienny. Przyroda tu niezwykle bujna, a wilgoć sprawia, że owady szaleją. Szkoda, że nie wzięliśmy repelentów – ledwo opędzamy się od „bzyczonek” i „gryzionek”, jak to kiedyś uroczo określił nasz Sebuś. Wypatrujemy opisywanych w przewodniku śladów torowiska dawnej wąskotorówki.
Po nieco ponad 20 minutach od rozstaju szlaków docieramy do kanału Łasica. Do tej pory przekraczaliśmy kanał szerokimi drogami jezdnymi, a tutaj – niespodzianka! Królestwo zieleni i uroczy drewniany mostek przeprowadzający na drugą stronę. Miejsce zachęca do dłuższego odpoczynku, jednak kurczący się czas skłania nas do ograniczenia postoju do kilku łyków wody.
Za kanałem wygodna droga zmienia się w wąziutką ścieżkę, torującą sobie drogę wśród bujnej roślinności porastającej wilgotne tereny.
Każda nasze wyprawa do Puszczy tu inne wrażenia i inne widoki, ale dziś mamy wrażenie, że scenografia zmienia się jak w kalejdoskopie – za każdym zakrętem szlaku witają nas inne dekoracje. 20 minut marszu i las znowu zmienia charakter. Ścieżka opuszcza pas torfowisk i znów wraca w obszary wydmowe.
Zmęczenie daje o sobie znać – chciałoby się zadać standardowe dzieciowe pytanie „Tato, daleko jeszcze???” – ale przecież po to właśnie tu przyszliśmy! Po dołączeniu się z prawej zielonych znaków wiemy, że do parkingu już tylko rzut beretem – stąd zaczynaliśmy rano dzisiejszą wycieczkę!
Przy samochodzie stawiamy się o 16:35, niecałe 7 godzin od rozpoczęcia marszu. Nogi bolą jak powinny po takim dystansie;), ale co tam – za dwa dni przestaną:) Wrażenia z wycieczki przynieśliśmy za to kapitalne. To wycieczka niezwykle urozmaicona widokowo i przyrodniczo. Mimo imponującego dystansu żaden odcinek szlaku nie jest podobny do drugiego. Opisaną trasę można też pokonać na rowerze, choć należy się liczyć z kilkoma bardziej kłopotliwymi, piaszczystymi (najczęściej krótkimi) odcinkami – zwłaszcza przy przejeżdżaniu przez pasy wydmowe.
Nasz czas: 9:45-16:35, 32 km