Podlasie, 2013.05

Podlasie to ciągle mało znany i niedoceniany rejon Polski (widać to choćby po tym, że w większości miejsc byliśmy jedynymi lub jednymi z niewielu gości). W naszej ocenie zarówno oba odwiedzone przez nas parki narodowe – Biebrzański i Narwiański, jak i pobliskie miasta, miasteczka i wsie w pełni zasługują na docenienie i spędzenie tutaj choćby kilku dni ,a i na dwa tygodnie znalazłoby się zajęcie, zwłaszcza gdy ktoś lubi spokojne rowerowe przejażdżki czy też spływy na kajakach, tratwach lub pychówkach.

11 maja 2013, sobota

Po bardzo ciepłym tygodniu rano się ochłodziło i popadało, ale potem ok. 20 stopni i przebłyski słońca

Tym razem szykujemy się na wyjazd w ogromnym pośpiechu – w związku z problemami z nogą R. i czekającą go operacją zupełnie nie mieliśmy głowy do planów i nie wiedzieliśmy, czy w końcu pojedziemy. Ale w końcu się udaje – hura! W czwartek znajdujemy kwaterę, w piątek i sobotę na szybko się pakujemy i w drogę!

Warszawa-Rakówiec

Rano szybko dokańczamy pakowanie. Udaje nam się wyjechać niewiele po 11:00. Zatrzymujemy się tylko na zatankowanie i kupienie map okolic Narwiańskiego i Biebrzańskiego PN i opuszczamy Warszawę. Pierwszy przystanek wypada nam na działce, gdzie jemy urodzinowy obiad Cioci Hani, zostawiamy Regę i zaopatrujemy się w środki na komary (psikacze na miejscu okazują się naprawdę niezbędne). Około 15:30 udaje nam się zapakować chłopców do samochodu i wyruszyć na miejsce docelowe.

Rakówiec-Wólka Waniewska (15:30-18:00, ok. 160 km)

Jak przewidywaliśmy, Sebuś zasypia zaraz po wejściu do samochodu, Tymo też chwilami drzemie, więc sprawnie i bez zbędnych przystanków udaje nam się dojechać prosto na miejsce. Chwilami zaśmiewamy się z Tymusiem ze śmiesznych nazw mijanych po drodze miejscowości.

Nasza kwatera w Wólce Waniewskiej wita nas … chmarami wygłodniałych komarów (gdyby w drzwiach i oknach nie było moskitier, pewnie zostałyby z nas tylko kości), a poza tym jest bardzo w porządku. Gospodarze wyjątkowo mili, gospodyni na powitanie przynosi domowy ser i miód. W niewygórowanej cenie mamy cały domek z salonem i kuchnią na dole i z dwiema sympatycznymi sypialenkami na górze. Sympatycznie zaaranżowany taras. Na dole w kuchni M. razi trochę nieład w szafkach, ale postanawiamy zostawić wszystko tak, jak było, wygospodarowując dla siebie tylko kilka półek. Potem zwracamy uwagę tylko na to, co miłe: klimatyczne stare zdjęcia na ścianach i w ogóle klimat starego wiejskiego domu.

Wieczorem chłopcy idą z R. na mały spacer (i oglądają m.in. stawek gospodarzy i … młode sowy kryjące się w pobliskich krzakach), a M. ogarnia wszystkie bagaże. Wieczorem czujemy się już nieźle zadomowieni. Mimo zmęczenia M. z R. ustalają jeszcze plan gry na najbliższe dni (i jak zawsze mają dylemat: co tu wybrać, skoro wszystko takie ciekawe…).

12 maja 2013, niedziela

Wita nas pochmurny, chłodny poranek (nawet trochę pada), ale potem zamienia się w przepiękny, słoneczny dzień z komfortem termicznym

Wyprawa do Biebrzańskiego Parku Narodowego (Osowiec Twierdza i okolica)

Wycieczka cieszy oko już od samego wejścia do samochodu. Aż miło popatrzeć na ciągnące się wszędzie łąki z malowniczymi białymi i żółtymi kwiatami. Zwracamy uwagę na małą gęstość zaludnienia. Chłopaki słuchają płyty Eneja (która nota bene bardzo pasuje nam klimatem do kresowych okolic). Ale cudnie tak jechać przed siebie…

Przejeżdżamy przez Tykocin. Miło wzruszamy się, wspominając nasz ostatni pobyt w tym miejscu, z małym Tymusiem. Utwierdzamy się w przekonaniu, że to perełka – może i dobrze, że nie tak popularna. Barokowa architektura świątyni po prostu nie może zostawić obojętnym, i ten klimat rynku… Z przyjemnością zauważamy, że zamek został odbudowany – M. wyskakuje zrobić zdjęcie.

Zrekonstruowany zamek w Tykocinie.

Zrekonstruowany zamek w Tykocinie.

Następny przystanek to już budynek dyrekcji Biebrzańskiego Parku Narodowego w Osowcu Twierdzy. Obsługa jest bardzo profesjonalna i miła. Kupujemy bilety wstępu, dostajemy dokładne mapki ścieżek dydaktycznych parku. Chłopcy szaleją, biegając po pochylni przy schodach. Zwiedzanie Biebrzańskiego PN planujemy pod dzieci, zwł. pod możliwości Sebka, co przekłada się na częstsze podjazdy i znacznie krótsze dystanse do przejścia w porównaniu z tym, co byśmy zaplanowali we dwoje.

Wycieczka przebiega następująco: Najpierw podjeżdżamy pod wyjście czerwonej ścieżki edukacyjnej. Podchodzimy ok. 500 m w jedną stronę leśną ścieżką, wypatrując pozostałości rosyjskiej Twierdzy Osowiec, która miała chronić zachodniej ściany Imperium Rosyjskiego (pozostałości pochodzącej z kon. XIX w. twierdzy można zwiedzać znacznie dokładniej, z przewodnikiem, ale dziś wybieramy plan pozwalający na więcej swobody). W lesie widać pozostałości okopów, co jakiś czas dostrzegamy resztki betonowych bunkrów i schronów (jeden z nich udaje nam się nawet spenetrować z latarką, co okazuje się strzałem w dziesiątkę i bardzo podoba się chłopcom). Wreszcie dochodzimy do drewnianej wieży widokowej, skąd dobrze widać rozlewiska Biebrzy. Nie dziwimy się, że to taki raj dla ornitologów z całego świata. Wspaniałe krajobrazy. Wracamy tą sama drogą. Bardzo miły spacer uprzykrzają setki komarów, które sprawiają wrażenie, że chcą nas wszystkich zjeść.

Kolejny przystanek wypada tylko kawałeczek dalej. Znów zatrzymujemy się przy drodze i robimy króciutki tym razem wypad na kolejną wieżę widokową. Chłopcy piją soczki, co wystarcza im do pełni szczęścia.

Po raz trzeci wychodzimy z samochodu przy zielonej ścieżce edukacyjnej. O jej atrakcyjności decyduje fakt, że znaczną część trasy pokonuje się na kładkach zbudowanych nad bagnami. Zaliczamy kolejną wieżę widokową. Wszędzie dookoła widać ślady obecności bobrów (obgryzają nawet samą kładkę, nicponie!). S. zaczyna już być zmęczony, więc nie robimy pełnej pętelki – R. z S. wracają po jakimś czasie do samochodu, a M. z T. idą ścieżką aż do drogi 65, gdzie na parkingu czeka już na nich R. Tam idziemy na kolejną, czwartą wieżę i znów oglądamy Kanał Rudzki z ruinami schronu wysadzonego podczas wojny. Na koniec podjeżdżamy jeszcze pod dobry punkt widokowy na Fort Zarzeczny, robimy zdjęcia i zarządzamy odwrót.

Niedaleko za Mońkami zatrzymujemy się w „dworkowej” restauracji, gdzie – mimo komunijnych obiadów – udaje nam się zjeść obfity obiad przy stolikach na dworze.

Cała wycieczka (z długim, ok. 70-km dojazdem) zajęła nam czas od 9:00 do 14:30 i dostarczyła fantastycznych wrażeń. Tereny BPN są doskonałe do rekreacji i podziwiania przyrody. Jako amatorzy możemy się tylko domyślać, jaki raj stanowią dla botaników i ornitologów.

Siedziba Dyrekcji Biebrzańskiego PN.

Siedziba Dyrekcji Biebrzańskiego PN.

Batalion - godło BiePN.

Batalion – godło BiePN.

Ścieżką edukacyjjną na Górę Sokolą.

Ścieżką edukacyjjną na Górę Sokolą.

Tu przyroda odzyskuje wojskowe tereny.

Tu przyroda odzyskuje wojskowe tereny.

A tu jeszcze trochę musi się napracować.

A tu jeszcze trochę musi się napracować.

''Patrz, Sebuś, tu był kosz na śmieci...''.

”Patrz, Sebuś, tu był kosz na śmieci…”.

Dla chłopaków po prostu bomba.

Dla chłopaków po prostu bomba.

Wieża widokowa na Górze Sokolej.

Wieża widokowa na Górze Sokolej.

Widoki na rozlewiska Biebrzy.

Widoki na rozlewiska Biebrzy.

Rozlewiska Biebrzy.

Rozlewiska Biebrzy.

''Tata nie ZAWSZE ma rację''.

”Tata nie ZAWSZE ma rację”.

...ale z wieży i tak w końcu trzeba zejść.

…ale z wieży i tak w końcu trzeba zejść.

Kolejna wieża nad rozlewiskami.

Kolejna wieża nad rozlewiskami.

Wchodzimy na drugą ścieżkę edukacyjną.

Wchodzimy na drugą ścieżkę edukacyjną.

Widok z kolejnej wieży.

Widok z kolejnej wieży.

Po kładce idzie się świetnie.

Po kładce idzie się świetnie.

Trochę już brakuje mi sił...

Trochę już brakuje mi sił…

Ale można zajrzeć na bagna.

Ale można zajrzeć na bagna.

Pomost przy ścieżce edukacyjnej.

Pomost przy ścieżce edukacyjnej.

''A właśnie, że tak się zakłada okulary!''.

”A właśnie, że tak się zakłada okulary!”.

Mieszkaniec BiePN.

Mieszkaniec BiePN.

Ostatnia wieża i... ostatnie spojrzenia na rozlewiska Biebrzy.

Ostatnia wieża i… ostatnie spojrzenia na rozlewiska Biebrzy.

Resztki bunkra wysadzonego podczas wojny.

Resztki bunkra wysadzonego podczas wojny.

Pozostałości II Fortu (Zarzecznego), Twierdza Osowiec.

Pozostałości II Fortu (Zarzecznego), Twierdza Osowiec.

Pozostałości II Fortu (Zarzecznego), Twierdza Osowiec.

Pozostałości II Fortu (Zarzecznego), Twierdza Osowiec.

Po południu Sebuś odpoczywa, Tymuś odrabia lekcje (w końcu to jeszcze nie wakacje), a my zapisujemy trasę, walczymy z komarami i … z jednym wieeelkim szerszeniem.

Popołudniowa wycieczka rowerowa Po drzemce S. całą rodziną wybieramy się na wycieczkę rowerową po najbliższej okolicy. Sebuś bardzo chciał wziąć tuptup, ale uległ łagodnej perswazji i zgodził się na fotelik rowerowy – dzięki temu mieliśmy lepszy zasięg. Tymo to taka żyła, tak świetnie radzi sobie na rowerze (nawet na piaszczystych drogach), że M. ledwo mogła za nim nadążyć.

Podjechaliśmy pod pobliską wieżę widokową w Wólce Waniewskiej – przepięknie położoną na podmokłym terenie – niestety, ścieżka prowadząca do niej była zalana i nie mogliśmy przejechać. Potem podjechaliśmy zrobić zdjęcie pobliskich dwóch żurawi i – już na piechotę – podglądaliśmy małe sówki (sowy mają gniazdo w stodole naszych gospodarzy).

Tutaj trzeba do nas skręcić...

Tutaj trzeba do nas skręcić…

Cel naszej przejażdżki.

Cel naszej przejażdżki.

Niestety dzisiaj niedostępny...

Niestety dzisiaj niedostępny…

Uwaga! Nisko przelatuące bociany!.

Uwaga! Nisko przelatuące bociany!.

Prawdziwy żuraw.

Prawdziwy żuraw.

Młoda sówka.

Młoda sówka.

13 maja 2013, poniedziałek

Po wczorajszym pięknym dniu dziś zmiana pogody na gorsze: po nocnych burzach mamy zachmurzony i chłodny (ok. 15 stopni) dzień

Białystok

W związku z niezachęcającą pogodą rezygnujemy z wycieczki w plener na rzecz wizyty w Białymstoku i – jak się potem okazuje – nie żałujemy tej decyzji. Ten największy ośrodek regionu okazuje się miastem bardzo ciekawym, gdzie łatwo możemy spotkać ślady dawnej wielokulturowości (prawosławno-katolicko-żydowskiej). Zatrzymujemy się na jednej z najważniejszych ulic miasta, ul. Lipowej (szczęśliwe musi być miejsce, którego główna arteria właśnie tak się nazywa…).

Z jednej strony panoramę ulicy zamyka imponująca żelbetonowa świątynia Św. Rocha (nota bene uważana za jeden z najciekawszych kościołów dwudziestolecia międzwojennego) z ponad 80-metrową wieżą zwieńczoną figurą Matki Boskiej. Od razu czuć, że jej projektant miał głębszą wizję – i rzeczywiście – świątynia miała stanowić wizualizację wezwania „Gwiazdo Zaranna” z litanii loretańskiej. Chłopców takie rzeczy jednak – jak zwykle – niespecjalnie interesują. Dosiadają swoich dwukołowców (nasz sprawdzony sposób na zwiedzanie miast z dziećmi – gorąco polecamy!) i są szczęśliwi, że mogą jeździć na równych, twardych chodnikach. Kierujemy się w przeciwną stronę niż Kościół Św. Rocha – w stronę rynku. Po prawej stronie mijamy klasycystyczną białą cerkiew Św. Mikołaja (poł. XIX w.) – w końcu jesteśmy na terenach historycznie związanych z prawosławiem.

Po chwili docieramy na przestronny Rynek Kościuszki, po którym chłopcy od razu kreślą z zamachem esy-floresy śladami swoich rowerków, a my mamy czas spokojniej (bo brak samochodów) rozejrzeć się dookoła. Starówka sprawia bardzo miłe wrażenie – jest zadbana i czysta, wokół widać ład i porządek, białe parasole zapraszają do kawiarnianych ogródków. Oglądamy sympatyczny późnobarokowy ratusz, obecnie siedzibę Muzeum Miejskiego. Dalej już podążamy stopniowo zwężającym się Rynkiem Kościuszki pod Kościół Wniebowzięcia NMP. Budynek ten ma bardzo ciekawą historię. Pierwotnie zbudowano tutaj wczesnobarokowy kościół, który w XIX w. nie mieścił już, wobec szybkiego rozwoju miasta, całej ludności katolickiej. Władze odmawiały zgody na budowę nowego kościoła, ale mieszkańcy skierowali petycję do samego cara, który wyraził zgodę, ale tylko na rozbudowę świątyni, a nie na budowę nowej. W wyniku tej decyzji powstała nowa neogotycka bazylika (obecnie Archikatedra) według projektu J. P. Dziekońskiego, a „stary” kościół stał się jej boczną kaplicą.

Następnie kierujemy się w stronę dawnej rezydencji Branickich, a obecnie siedziby białostockiego Uniwersytetu Medycznego. Ten barokowy pałac (XVII-XVIII w.) wraz z otaczającym go ogrodem i parkiem to prawdziwa wizytówka Białegostoku, bywa nazywany Wersalem Podlaskim. Całe założenie pałacowo-ogrodowe rzeczywiście na długo zapada w pamięć. Ze względu na przenikliwie chłodny wiatr nie idziemy już dalej w kierunku plantów i Parku Zwierzynieckiego, chociaż niewątpliwie komputerowo sterowane fontanny oraz niewielkie zoo, nawiązujące do dawnej funkcji tego miejsca (ogrodzony zwierzyniec, w którym urządzano dworskie polowania), stanowiłyby dla dzieciaków dużą atrakcję.

Wracamy w kierunku rynku, aby rozgrzać się w kawiarni, przy okazji oglądając na rogu Bulwarów Kościałkowskiego pomnik wyjątkowo małej urody psa Kawelina. To powstała przed kilku laty replika rzeźby, noszącej imię rosyjskiego generała (do którego piesek był podobno łudząco podobny!). W kawiarni rozgrzewany się herbatką z goździkami, świeżymi liśćmi mięty i kawałkami owoców i konsumujemy po kawałku pysznego ciasta, kupując przy okazji kilka książek (bo kawiarnia jest jednocześnie księgarnią – to świetny pomysł!).

Na koniec M. z chłopcami zostaje w okolicy ratusza, gdzie Tymo i Seba trenują jazdę miejską. R w tym czasie robi jeszcze niezbędne zakupy w tutejszych delikatesach. Razem ze zmarzniętą M. pakujemy chłopców, dwukołowce i zakupy do samochodu. Ci pierwsi od razu zasypiają i razem sterczymy w korku spowodowanym przebudową drogi i ruchem wahadłowym na przedmieściach Białegostoku.

Rynek Kościuszki z późnobarok. ratuszem w Białymstoku.

Rynek Kościuszki z późnobarok. ratuszem w Białymstoku.

Archikatedra - biały kościół (XVII w.) i ''dobudówka'' J.P.Dziekońskiego (pocz. XX).

Archikatedra – biały kościół (XVII w.) i ”dobudówka” J.P.Dziekońskiego (pocz. XX).

Archikatedra Wniebowzięcia NMP.

Archikatedra Wniebowzięcia NMP.

Barokowy Pałac Branickich w Białymstoku (Tylman z Gameren).

Barokowy Pałac Branickich w Białymstoku (Tylman z Gameren).

Barokowy Pałac Branickich w Białymstoku.

Barokowy Pałac Branickich w Białymstoku.

Ogród w stylu francuskim.

Ogród w stylu francuskim.

Dla Sebusia przede wszystkim fajne miejsce do pojeżdżenia.

Dla Sebusia przede wszystkim fajne miejsce do pojeżdżenia.

Replika pomika psa Kawelina.

Replika pomika psa Kawelina.

Na ul. Lipowej.

Na ul. Lipowej.

Cerkiew katedralna Św. Mikołaja (XIX, klasycyst.).

Cerkiew katedralna Św. Mikołaja (XIX, klasycyst.).

Imponujący Kosciól Św. Rocha (1. poł. XX) - niestety w remoncie.

Imponujący Kosciól Św. Rocha (1. poł. XX) – niestety w remoncie.

Wieżę wieńczy Niepokalana.

Wieżę wieńczy Niepokalana.

Chłopcy zmęczyli się zwiedzaniem.

Chłopcy zmęczyli się zwiedzaniem.

Po południu jemy obiad u naszych gospodarzy na zmianę, bo Sebuś przesypia prawie trzy godziny i nijak nie możemy go dobudzić.

Przedwieczorne polowanie…

…Tak, tak… Chociaż w planie był tylko spacer z rowerem i tuptupem na punkt widokowy za Kurowem, obok dawnego fortu Koziołek, okazało się że były to prawdziwe bezkrwawe łowy. Zaczęło się od nieco emocjonującego przejazdu „leśną autostradą” prowadzącą aż do mostu na jednej z odnóg Narwi. Dalej już nie dało się jechać, „za wysokie progi” jak na nasze autko, ale nie ma tego złego, bo jeszcze zanim wysiedliśmy z samochodu, udało nam się upolować dwie klempy (oczywiście za pomocą flesza). Czterokołowe zwierzę zupełnie ich nie spłoszyło, natomiast od razu, jak tylko zobaczyły człowieka, pocwałowały (połosiowały?) przez szuwary w stronę zarośli.

Dalej w stronę punktu widokowego ruszyliśmy już spacerkiem, chłopcy na jednośladach. Niestety M. z Sebusiem musiała zawrócić po 100 metrach, a R z Tymusiem po ok. 300 metrach… Komary po prostu nie dały żyć chłopakom. R. zabezpieczył więc tyły, opanowując wraz z chłopcami przeprawę przez Narew, dla niepoznaki zajmując się wrzucaniem kamyków do wody i zabawą w „misie-patysie”.

M. w tym czasie jako jednoosobowa grupa szturmowa zaatakowała pozycje wroga, zdobywając kolejne (bezkrwawe oczywiście) łupy. Poza łosiami do naszych trofeów dołączył bóbr, który co prawda wraz z kolegą bawił się trochę z M w chowanego (chlupanego?), ale w końcu dał się upolować aparatem foto…! Ukontentowani wróciliśmy do domku, przed którym ucięliśmy sobie jeszcze mały meczyk piłki nożno-rzucanej… Miejmy nadzieję, że da to efekt w postaci pospania chłopców dłużej niż do 5:40, jak dzisiaj!

Powitanie z Narwiańskim PN.

Powitanie z Narwiańskim PN.

Wita jedna z gospodyń.

Wita jedna z gospodyń.

Piękne rozlewiska Narwi, a chłopców interesują głownie kamyki.

Piękne rozlewiska Narwi, a chłopców interesują głownie kamyki.

Rozlewiska Narwi.

Rozlewiska Narwi.

Carską drogą (groblą) w głąb rozlewisk.

Carską drogą (groblą) w głąb rozlewisk.

Zdecydowanie nie jesteśmy tu sami.

Zdecydowanie nie jesteśmy tu sami.

Widok z końca carskiej drogi.

Widok z końca carskiej drogi.

Kolejny mieszkaniec narwiańskich mokradeł.

Kolejny mieszkaniec narwiańskich mokradeł.

Warto też popatrzeć do góry.

Warto też popatrzeć do góry.

Zdecydowanie warto.

Zdecydowanie warto.

14 maja 2013, wtorek

Bardzo ładna pogoda: słonecznie, ale nie za gorąco, ok. 21 stopni

Rano przyjeżdżają do nas w odwiedziny rodzice M. – dzięki temu spędzamy dzień urodzinowy (M.) w szerszym gronie. Rano zjadamy „tort”, czyli kawałki upieczonego przez gospodynię ciasta z podgrzewaczem pośrodku, a potem w powiększonym składzie wybieramy się na wycieczkę.

Kurowo

To pierwszy punkt programu. Aleją przez ładny park dochodzimy do zabytkowego XIX-wiecznego dworku, w którym mieści się siedziba dyrekcji Narwiańskiego Parku Narodowego. Kupujemy bilety i kierujemy się do właściwego celu naszej wycieczki – ok. 600-metrowej ścieżki przyrodniczej, wiodącej wśród szuwarów kładką nad bagnistymi rozlewiskami Narwi („Kładka wśród bagien”).

Wszystkim nam bardzo się podoba ta atrakcja – dla chłopaków ciekawa jest sama kładka, a my możemy poobserwować naprawdę piękną przyrodę. Wchodzimy na wieżę widokową, siadamy odpocząć na ławeczkach na bocznej odnodze kładki. Wspaniałe miejsce zarówno do polecenia dla miłośników przyrody, jak i dla rodzin z kilkulatkami. Spacer kończymy w punkcie wyjścia, przy dworku. M., T. i U. wchodzą jeszcze na ozdobioną krenelażem wieżę i z góry oglądają okolicę.

XIX-wieczny dworek w Kurowie.

XIX-wieczny dworek w Kurowie.

Ścieżka przyrodnicza po rozlewiskach Narwi, Kurowo.

Ścieżka przyrodnicza po rozlewiskach Narwi, Kurowo.

Ścieżka przyrodnicza po rozlewiskach Narwi, Kurowo.

Ścieżka przyrodnicza po rozlewiskach Narwi, Kurowo.

Ścieżka przyrodnicza po rozlewiskach Narwi, Kurowo.

Ścieżka przyrodnicza po rozlewiskach Narwi, Kurowo.

Idziemy na wieżę widokową.

Idziemy na wieżę widokową.

Widok na spory fragment ścieżki przyrodniczej.

Widok na spory fragment ścieżki przyrodniczej.

Ścieżka przyrodnicza po rozlewiskach Narwi, Kurowo.

Ścieżka przyrodnicza po rozlewiskach Narwi, Kurowo.

Widok z wieży na dolinę Narwi w okolicach Kurowa.

Widok z wieży na dolinę Narwi w okolicach Kurowa.

Europejska Wioska Bociania w Pentowie

Po obejrzeniu okolic Kurowa przenosimy się do Pentowa, do gospodarstwa z ponadstuletnim dworkiem (po drodze gramy w samochodzie w „oko szpiega”, a Sebek uparcie mówi „moje oko biega widzi…”). Nie dworek jest jednak główną atrakcją tego miejsca. Ważne jest to, że to miejsce upodobały sobie bociany – po huraganie w połowie lat 90., który połamał sporo drzew, powstały tu widać idealne warunki dla bocianich rodzin – dość powiedzieć, że dziś na małej przestrzeni doliczyć się tu można ponad 20 gniazd (wypatrzyliśmy nawet brzozę z trzema gniazdami, niebywałe!).

Teren jest niewielki, ale dobrze przygotowany na przyjęcie turystów – są dwie wieże widokowe, skąd można popodglądać życie ptaków. Dzieciakom się bardzo podobało (a i starszym też). Tymek chętnie wchodził na wieże i zgadywał, ile gniazd zobaczy. Dla Sebusia główną atrakcją było grzebanie dziobem drewnianego bocianka (kupionego w kasie razem z biletami) w piachu na drodze – dla każdego coś miłego.

Wjeżdżamy do Europejskiej Wioski Bocianiej.

Wjeżdżamy do Europejskiej Wioski Bocianiej.

Gospodarze prowadzą skrupulatne obserwacje.

Gospodarze prowadzą skrupulatne obserwacje.

Kierujemy się do wejścia.

Kierujemy się do wejścia.

Bocianie gospodarstwo ze stuletnim dworkiem.

Bocianie gospodarstwo ze stuletnim dworkiem.

Sebusia bocian najchętniej dziobie w piachu.

Sebusia bocian najchętniej dziobie w piachu.

Widok z wieży - kto znajdzie więcej gniazd.

Widok z wieży – kto znajdzie więcej gniazd.

Gniazdo nr 1.

Gniazdo nr 1.

Jeszcze jedna bociania para.

Jeszcze jedna bociania para.

Teraz idziemy obejrzeć stołówkę bocianów.

Teraz idziemy obejrzeć stołówkę bocianów.

Tykocin

Po Pentowie czas na obiad. Decydujemy się podjechać do położonego nieopodal Tykocina po pierwsze dlatego, żeby pokazać rodzicom to urocze miejsce, a po drugie – że to miasto ma magiczną atmosferę, która sprawia, że chce się tu wracać.

Jemy obiad w klimatycznej restauracji urządzonej w starym (30. XVII w.) alumnacie – budynku dla weteranów wojskowych (co rekompensuje średnio smaczne jedzenie). Potem pokazujemy rodzicom pomnik Czarnieckiego na rynku i niezwykle oryginalną barokową fasadę Kościoła Trójcy Przenajświętszej (XVIII w.). Niestety, nie starczyło czasu na synagogę – a bardzo chcielibyśmy kiedyś obejrzeć ją w środku.

Tykocin - alumnat i wieża kościoła Trójcy Przenajświętszej.

Tykocin – alumnat i wieża kościoła Trójcy Przenajświętszej.

Wchodzimy do alumnatu (XVII) - domu dla weteranów wojennych.

Wchodzimy do alumnatu (XVII) – domu dla weteranów wojennych.

Jest i zegar słoneczny.

Jest i zegar słoneczny.

Barokowy Kościół Trójcy Przenajświętszej, Tykocin.

Barokowy Kościół Trójcy Przenajświętszej, Tykocin.

Barokowy Kościół Trójcy Przenajświętszej, Tykocin.

Barokowy Kościół Trójcy Przenajświętszej, Tykocin.

Detale.

Detale.

Tablica przed weiściem 'Pobożny czytelniku, ucz się od jednych chcieć dobrze...''.

Tablica przed weiściem 'Pobożny czytelniku, ucz się od jednych chcieć dobrze…”.

Barokowy Kościół Trójcy Przenajświętszej, Tykocin.

Barokowy Kościół Trójcy Przenajświętszej, Tykocin.

Pomnik Stefana Czarnieckiego (najstarszy świecki, XVIII).

Pomnik Stefana Czarnieckiego (najstarszy świecki, XVIII).

Po powrocie do domu S. śpi, T. odrabia lekcje, a my odpoczywamy na tarasie przy kawie. Potem rodzice wracają na działkę.

Niestety, po obudzeniu S. okazuje się, że z nietypowej, przeciągającej się infekcji rozwija się mu zapalenie oskrzeli, więc Młody ląduje na antybiotyku (wkrótce dołącza do niego też Tymek).

Późnym popołudniem R. zostaje więc z S. w domu, a M. z T. jadą na rowerze pod wieżę widokową w naszej Wólce Waniewskiej – tym razem okazuje się, że wszystko ładnie przeschło i możemy wejść na górę.

Wieczorem gramy z Tymem w badmintona, S. ogląda zwierzęta gospodarzy.

Wieża widokowa w Wólce Waniewskiej - podejście drugie.

Wieża widokowa w Wólce Waniewskiej – podejście drugie.

Tym razem da się przejść.

Tym razem da się przejść.

Warto patrzeć pod nogi.

Warto patrzeć pod nogi.

... bo można zobaczy ciekawe rzeczy.

… bo można zobaczy ciekawe rzeczy.

Wchodzimy na górę.

Wchodzimy na górę.

... i podziwiamy widok.

… i podziwiamy widok.

15 maja 2013, środa

Bardzo ładna pogoda, 24 st. C

Z racji choroby chłopców postanawiamy spędzić dzień głównie w samochodzie, zwiedzając miejsca, których oglądanie nie wymaga dużej kondycji, a jedynie nieco determinacji w poszukiwaniu zagubionych miejscowości.

Supraśl i inne kresowe klimaty

Objeżdżamy wjazd do Białegostoku, na którym utknęliśmy przedwczoraj, jednak droga północnymi obrzeżami miasta również jest w remoncie, więc nie zyskujemy na tym zbyt wiele czasu…

Supraśl wita nas niespotykanym widokiem monasteru bazyliańskiego. Za bramą, którą otwiera za niewielkim dobrowolnym datkiem prawdziwy mnich, otwiera się widok z innej epoki. Nad czworobokiem budynków monasteru góruje gotycka cerkiew obronna Zwiastowania NMP, pochodząca pierwotnie z początku XVI w., a odbudowana pod koniec XX w. po zniszczeniu przez Niemców. Na terenie monasteru spokój mnichów, którzy powrócili tutaj pod koniec XX w., zakłócają jedynie prace przy renowacji renesansowego pałacu archimandrytów, najbardziej okazałego z budynków otaczających cerkiew. Całość odzyskuje stopniowo dawny blask, gotycka perła cerkwi błyszczy wspaniale na tle renesansowo-barokowej oprawy budynków monasteru.

Witamy się z naszą sową.

Witamy się z naszą sową.

Gotycka (pocz. XVI) cerkiew obronna w Supraślu.

Gotycka (pocz. XVI) cerkiew obronna w Supraślu.

Czy to zamek czy świątynia...

Czy to zamek czy świątynia…

Gotycka (pocz. XVI) cerkiew obronna w Supraślu.

Gotycka (pocz. XVI) cerkiew obronna w Supraślu.

Zespół męskiego monasteru bazyliańskiego, Supraśl.

Zespół męskiego monasteru bazyliańskiego, Supraśl.

Renesansowy pałac archimandrytów (XVII).

Renesansowy pałac archimandrytów (XVII).

Zespół męskiego monasteru bazyliańskiego, Supraśl.

Zespół męskiego monasteru bazyliańskiego, Supraśl.

Długa historia tego miejsca.

Długa historia tego miejsca.

To jednak nie koniec atrakcji, jakie czekają na turystów w Supraślu. Miasto, które w przeszłości było jednym z głównych ośrodków kulturalno-przemysłowych rejonu, obecnie zaczyna odzyskiwać blask kresowej perełki. Parkujemy przed Pałacem Bucholtzów, secesyjny budynek z przełomu XIX i XX w. zajmuje obecnie liceum plastyczne. To miłe widzieć, jak taki piękny budynek tętni życiem. Cała ulica 3 maja doprowadzająca nas do centrum jest odnowiona, zachowując przy tym cały swój prowincjonalny urok. Mijamy kilka ładnych drewnianych tzw. domów tkaczy, pochodzących nawet z XIX w. W centrum oglądamy jeszcze Dom Ludowy – dawne i Teatr Wierszalin – obecne centrum życia kulturalnego miasteczka. Senna atmosfera, klimatyczne knajpki… wymarzone miejsce na sentymentalny spacer!

Eklektyczny (XIX-XX) Pałac Bucholtzów w Supraślu.

Eklektyczny (XIX-XX) Pałac Bucholtzów w Supraślu.

Eklektyczny (XIX-XX) Pałac Bucholtzów w Supraślu.

Eklektyczny (XIX-XX) Pałac Bucholtzów w Supraślu.

Domy tkaczy (XIX) w Supraślu.

Domy tkaczy (XIX) w Supraślu.

Domy tkaczy (XIX) w Supraślu.

Domy tkaczy (XIX) w Supraślu.

Domy tkaczy (XIX) w Supraślu.

Domy tkaczy (XIX) w Supraślu.

Ten zegar chodzi dobrze - Tymo sprawdzał.

Ten zegar chodzi dobrze – Tymo sprawdzał.

Dom ludowy (30. XX).

Dom ludowy (30. XX).

Teatr Wierszalin, Supraśl.

Teatr Wierszalin, Supraśl.

Niestety, nie możemy zostać tu dłużej, bo mamy przed sobą jeszcze wiele kilometrów i wspaniałe „smaczki” do odkrycia. Przez resztę dnia postanowiliśmy odwiedzić jedyne w Polsce tatarskie miejscowości.

Na początek jedziemy obejrzeć meczet i mizar (muzułmańską świątynię i cmentarz) w miejscowości Bohoniki. W okolicy Sokółki widzimy również pozostałości jednego z wiatraków, które zachowały się w tej okolicy (w miejscowości Malawicze). Po drodze do Kruszynian przejeżdżamy jeszcze przez Krynki. To jedyna w Polsce miejscowość z sześciokątnym rynkiem (obecnie park wewnątrz dużego sześciokątnego ronda) i wychodzącymi z niego promieniście dwunastoma ulicami.

Tatarski meczet (1900) w Bohonikach.

Tatarski meczet (1900) w Bohonikach.

Tatarski meczet (1900) w Bohonikach.

Tatarski meczet (1900) w Bohonikach.

Tatarski meczet (1900) w Bohonikach.

Tatarski meczet (1900) w Bohonikach.

Rekonstrukcja tatarskiej jurty.

Rekonstrukcja tatarskiej jurty.

Mizar w Bohonikach.

Mizar w Bohonikach.

Mizar w Bohonikach.

Mizar w Bohonikach.

Mizar w Bohonikach.

Mizar w Bohonikach.

Pozostałości jednego z wiatraków w okolicach Sokółki.

Pozostałości jednego z wiatraków w okolicach Sokółki.

Kruszyniany to ładna podlaska wieś, urocze drewniane chaty wśród kwitnących jabłoni – wszystko, co kochamy w tych okolicach. Najstarszy drewniany meczet (pochodzący z końca XVIII w.) oraz mizar z ponad trzystuletnią historią dopełniają wizerunku miejscowości, która już zaczęła rozwijać się jako ośrodek turystyczny (oby tylko nie straciła swego uroku).

Szlakiem tatarskim cd.

Szlakiem tatarskim cd.

Meczet w Kruszynianach (kon. XVIII).

Meczet w Kruszynianach (kon. XVIII).

'Skzydlate ręce'.

'Skzydlate ręce’.

Meczet w Kruszynianach (kon. XVIII).

Meczet w Kruszynianach (kon. XVIII).

Z Sebusiem podróżuje bocian z Pentowa.

Z Sebusiem podróżuje bocian z Pentowa.

Mizar w Kruszynianach.

Mizar w Kruszynianach.

Mizar w Kruszynianach.

Mizar w Kruszynianach.

Oba oglądane dzisiaj przez nas meczety były na nasze szczęście otwarte dzięki uprzedzającej nas w obu przypadkach wycieczce szkolnej. Zewnętrznie bohonicki meczet przypomina małą cerkiew, a kruszyniański – kościółek katolicki. Wewnątrz natomiast są zadziwiająco do siebie podobne. Przerabiamy szybką lekcję „meczetowej” terminologii: mihrab (wnęka od strony mekki), mimbar (kazalnica) i muhiry (wersety z Koranu na ścianach świątyni) można w obu obejrzeć „na żywo”.

Niesamowicie piękne i różnorodne to nasze Podlasie. Ciągle jednak tak mało docenione przez przeciętnych Polaków – turystów. Czy zdążymy je odkryć zanim utraci swój urok?

Na szczęście chłopcy, dokazując na tylnym siedzeniu, nie pozwalają nam nazbyt długo poddawać się refleksyjnemu nastrojowi. Udaje nam się natomiast po długich dywagacjach ostatecznie sprecyzować cel naszego kolejnego wyjazdu, tym razem bez dzieci (nam też się coś od życia należy…!). Wybieramy się na Białoruś.

Dzisiaj chłopcy, a szczególnie mocno zaziębiony Sebuś, dają nam mocno popalić. Pomimo ok. czterech i pół godziny spędzonych w samochodzie (cała wyprawa trwała od 9:30 do 16:00) nie zasypiają i mają coraz więcej niezbyt mądrych pomysłów…

Po obiedzie u naszych gospodarzy R. z Tymusiem znowu robią przejażdżkę rowerową po okolicy i „ćwiczą” badmintona i piłkę nożną, a Sebuś z M. plączą się po gospodarstwie.

16 maja 2013, czwartek

Rano deszcz, a potem słońce i parno, 24 stopnie

Samopoczucie chłopców na szczęście się poprawia – T. czuje się już zupełnie dobrze, a S. o wiele lepiej. W związku z tym znów możemy zdecydować się na spacer

Kładką przez Narew, Waniewo-Śliwno

Podjeżdżamy do Waniewa i po chwili widzimy już początek naszej głównej dzisiejszej atrakcji – drewnianej kładki przez dolinę Narwi. To niezwykle interesujący spacer – daje możliwość poobserwowania z bliska unikalnej przyrody, wręcz dotknięcia jej – woda, ptaki, trzciny (niekiedy przeciskające się  nawet przez kładkę) – to wszystko jest na wyciągnięcie ręki (podobnie jak mnóstwo pajęczyn i pająków – szliśmy tędy dziś chyba jako pierwsi, więc ‘przecieraliśmy szlak’). Dwie wieże widokowe pozwalają na podziwianie szerszego widoku.

Dla dzieciaków atrakcją nr 1 są jednak przeprawy pontonowe (w sumie pięć na ponad kilometrowej kładce), które pozwalają (z napędem własnych rąk) na pokonanie głównego koryta i odnóg bocznych. Sebuś zadowolony, mówi, że „chce jeszcze na łódkę”, Tymo podchodzi do sprawy honorowo i dwukrotnie przeciąga nas na drugą stronę sam – taki dzielny z niego chwat! Po. ok. 600 metrach Sebuś zarządza postój, więc zostają z R. na jednym z pontonów i jedzą małe co nieco, a M. z T. idą do końca, aż do Śliwna (po drodze podglądając chowającego się w trzcinach jelonka), po czym wracają do reszty wycieczki.

Spotkany na parkingu miejscowy mówi, że w sezonie jest tu wycieczka za wycieczką, ale – uwaga – głownie Niemców i Szwedów. Faktycznie, niewielu naszych znajomych kiedykolwiek było w Narwiańskim Parku Narodowym. Taaaak, cudze chwalicie, swego nie znacie….

Waniewo - początek kładki przez Narew.

Waniewo – początek kładki przez Narew.

Zobacz, Sebusiu, to są pychówki.

Zobacz, Sebusiu, to są pychówki.

Tak będziemy szli.

Tak będziemy szli.

Ale cały czas iść się nie da.

Ale cały czas iść się nie da.

Ktoś z wody macha do M.

Ktoś z wody macha do M.

06. Ni to z wody, ni z powierzchni.

Nie da się przejść.

Nie da się przejść.

Ale mozna przepłynąć!.

Ale mozna przepłynąć!.

Chłopaki, nie zapominajcie o mnie!.

Chłopaki, nie zapominajcie o mnie!.

Zaraz dobijemy do portu.

Zaraz dobijemy do portu.

Są i dzielni marynarze.

Są i dzielni marynarze.

Trzciny wyższe niż my.

Trzciny wyższe niż my.

A woda głdka jak szkło.

A woda głdka jak szkło.

Pod nami mokro, oj, mokro.

Pod nami mokro, oj, mokro.

Rzut oka na Waniewo.

Rzut oka na Waniewo.

Prawie jak autostrada.

Prawie jak autostrada.

Jeden taki chciał nas przepłoszyć.

Jeden taki chciał nas przepłoszyć.

Tymo - kapitan.

Tymo – kapitan.

Załoga w komplecie - no, prawie.

Załoga w komplecie – no, prawie.

Żeby tak mieć skrzydła...

Żeby tak mieć skrzydła…

Na co oni tak patrzą...

Na co oni tak patrzą…

Na ślimaka!.

Na ślimaka!.

Jak stepy akermańskie.

Jak stepy akermańskie.

Wieża widokowa na środku kładki.

Wieża widokowa na środku kładki.

Tymo już na górze.

Tymo już na górze.

Ten odcinek juz na nami.

Ten odcinek juz na nami.

A ten przed nami.

A ten przed nami.

Warto popatrzeć w szuwary.

Warto popatrzeć w szuwary.

Przedostatnia przeprawa.

Przedostatnia przeprawa.

Tymo ciągnie, M. odpoczywa.

Tymo ciągnie, M. odpoczywa.

Śliwno przed nami - kończymy!.

Śliwno przed nami – kończymy!.

Nie mieliśmy dziś długiego dojazdu, więc zaraz po 12:00 udaje się Sebusia położyć na drzemkę, a my zapisujemy trasę, planujemy popołudnie, gramy z T. w piłkę. Obiad jemy u naszej gospodyni.

Popołudniowa wycieczka do Bielska Podlaskiego

Chłopców zanadto nie zainteresował fakt, że zamierzamy odwiedzić miasto czterech drewnianych cerkwi, o niepowtarzalnym podlaskim charakterze, centrum białoruskich i ukraińskich mniejszości, więc – podążając przetartymi szlakami – wzięliśmy im dwukołowce.

Cerkwie zawsze były dla nas łakomymi kąskami, a tu mieliśmy drewniane, pochodzące z XVI-XVIII w. (w przypadku części z nich – o rodowodzie grekokatolickim) i w takim nagromadzeniu – mniam! Zatrzymujemy się przed niezwykle urokliwą niebieską cerkwią św. Michała Archanioła (kiedyś unicka) – nawet Tymo zwraca uwagę na jej urodę. Z ciekawością doczytujemy, że to jedyna w Polsce katedralna cerkiew drewniana. Kolejne odwiedzane przez nas cerkwie to słynąca z cudownej ikony Bielskiej Madonny (czczonej i przez katolików, i przez prawosławnych) cerkiew Narodzenia NMP (Cerkiew Preczystieńska) ze złotymi cebulastymi kopułami, obecnie remontowana cerkiew Zmartwychwstania Pańskiego oraz znajdująca się na cmentarzu prawosławnym cerkiew Trójcy Świętej – znajdująca się na terenie cmentarza prawosławnego (remont na pewno przywróciłby jej pełnię blasku). Niestety, wszystkie świątynie są zamknięte, wiec nie możemy przyjrzeć się ich wnętrzom.

Cerkwie to jednak nie wszystko, co ciekawe w Bielsku. Turystów zainteresować mogą też inne, nieprawosławne zabytki. My na przykład podchodzimy (chłopcy podjeżdżają rowerami) na rynek i oglądamy późnobarokowy ratusz (XVI, przeb. XVIII w.). Uwagę zwraca wyobrażenie szarańczy na czubku wieży – pamiątka po pladze owadów w 1779 r. (hmm, gdybyśmy to budowali dzisiaj, zamiast szarańczy na czubku umieścilibyśmy ogromnego wygłodniałego komara). Szukamy też budynku drewnianej karczmy piwnej z XIX w. Potem podjeżdżamy samochodem pod  klasztor karmelitów trzewiczkowych z wczesnobarokową świątynią (kon. XVII w., przechodzi kolejno w ręce katolików – grekokatolików – katolików).

W Bielsku urzeka chyba jednak najbardziej niepowtarzalny klimat – cebulaste kopuły cerkwi wyłaniają się zza dachów, na ulicach spotkać można jeszcze wiele drewnianych domów (co przywodzi nam na myśl Mińsk Mazowiecki). Z wycieczki wracamy zadowoleni i my, i chłopcy, którym dzisiejszego popołudnia wyjątkowo dopisują humory.

Cerkiew w Augustowie k. Bielska Podlaskiego.

Cerkiew w Augustowie k. Bielska Podlaskiego.

Cerkiew katedralna Św. Michała w Bielsku Podlaskim.

Cerkiew katedralna Św. Michała w Bielsku Podlaskim.

Ratusz w Bielsku Podlaskim, XVI, przeb. XVIII.

Ratusz w Bielsku Podlaskim, XVI, przeb. XVIII.

Szarańcza to, czy może komar...

Szarańcza to, czy może komar…

Na Placu Ratuszowym.

Na Placu Ratuszowym.

Cerkiew Narodzenia NMP.

Cerkiew Narodzenia NMP.

Szykujemy sie do dalszej drogi...

Szykujemy sie do dalszej drogi…

Pora ruszać!.

Pora ruszać!.

Barokowy kościół Karmelitów Trzewiczkowych, XVII.

Barokowy kościół Karmelitów Trzewiczkowych, XVII.

17 maja 2013, piątek

Pięknie, upalnie, trochę wietrznie, do 30 st. C

Jurajski Park Dinozaurów w Jurowcach

Na koniec naszego pobytu na Podlasiu robimy chłopcom niespodziankę i jedziemy do tutejszego dinoparku położonego nieopodal Białegostoku. Jurajski Park Dinozaurów w Jurowcach „dla niepoznaki” położony jest tak naprawdę na obrzeżach Wasilkowa, a na drogowskazach nazywa się Muzeum Dziejów Ziemi:). Z tego powodu przegapiamy właściwy zjazd z szosy w kierunku Augustowa, chcąc dojechać do samych Jurowców (a trzeba zjechać na pierwszym zjeździe).

Sam dinopark jest skromny, to jedynie dwadzieścia kilka postaci dinozaurów, które można oglądać tylko zza barierek. Na plus zapisać można jednak to, ze dinozaury czekają na zwiedzających przy miłych alejkach, częściowo w lesie, co jest szczególnie miłe podczas dzisiejszego upału. Spomiędzy drzew wydobywają się groźne dźwięki, mające imitować odgłosy dinozaurów. Na koniec obowiązkowe zdjęcie w paszczy tyranozaura.

Zaraz za ogrodzeniem zaczyna się prawdziwy raj dla dzieci i koszmar dla rodzicielskich portfeli: wesołe miasteczko, park linowy, automaty, sklepy z pamiątkami, mała gastronomia itp. Można odnieść wrażenie, że ktoś wymyślił Jurajski Park Dinozaurów głównie po to, żeby zarabiać na dodatkowych atrakcjach, bo zajmują one znacznie więcej miejsca niż sam dinopark. Spędzamy dłuższą chwilę na placu zabaw i dajemy się naciągnąć na kilka atrakcji, a potem podjeżdżamy do Karczmy Nadawki położonej na tyłach białostockiego skansenu (zapach spalonego tłuszczu odstrasza nas od miejscowego bufetu).

Karczma i cały przyległy teren są świetnie pomyślane i zorganizowane. Jest mini-zoo i duży plac zabaw dla dzieci. Ruska bania i stoliki rozstawione obok budynku i nad stawem zachęcają wszystkich. W środku też miło zaaranżowany lokal z dużą salą biesiadną. Chłopcy w oczekiwaniu na dania kuchni podlaskiej (których wybór znacznie wykracza poza kartacze i babkę ziemniaczaną) szaleją na trampolinach i innych atrakcjach, a my delektujemy się chlebem ze smalcem. Same dania obiadowe też nie rozczarowują, a cena nie powala, więc wszystko w jak najlepszym porządku!

W czasie, gdy Sebuś z M. kończą jeść (tempo jedzenia naszej młodszej pociechy jest niesamowite…), R. z Tymusiem urządzają sobie krótki spacer po Białostockim Muzeum Wsi, którego „kuchenna” furtka znajduje się tuż obok restauracji.

Po południu sumiennie odrabiamy z Tymusiem lekcje (w końcu to normalny tydzień nauki) i bawimy się w domu i na podwórku. Na koniec urządzamy sobie jeszcze przejażdżkę rowerową na punkty widokowe w okolicach sąsiedniej miejscowości Bokiny.

Cerkiew w Augustowie k. Bielska Podlaskiego.

Cerkiew w Augustowie k. Bielska Podlaskiego.

Cerkiew katedralna Św. Michała w Bielsku Podlaskim.

Cerkiew katedralna Św. Michała w Bielsku Podlaskim.

Ratusz w Bielsku Podlaskim, XVI, przeb. XVIII.

Ratusz w Bielsku Podlaskim, XVI, przeb. XVIII.

Szarańcza to, czy może komar...

Szarańcza to, czy może komar…

Na Placu Ratuszowym.

Na Placu Ratuszowym.

Cerkiew Narodzenia NMP.

Cerkiew Narodzenia NMP.

Szykujemy sie do dalszej drogi...

Szykujemy sie do dalszej drogi…

Pora ruszać!.

Pora ruszać!.

Barokowy kościół Karmelitów Trzewiczkowych, XVII.

Barokowy kościół Karmelitów Trzewiczkowych, XVII.