Kot, Wielobarwna Kura, Młoda Owca – czyżbyśmy wybrali się do minizoo? Nie, to szacowne imiona starych i pracowitych wiatraków, z których każdy miał swoją specjalność – jeden ścierał przyprawy, inny – barwniki, jeszcze inny ciął drewno. Zaanse Schans to idealnie zlokalizowany i świetnie zorganizowany skansen. Jego największy skarb to dziesięć zachowanych (i działających!) młynów wiatrowych – w XVII i XVIII w. w tym rejonie było ich ponad 1000, a rejon Zaan był jednym z największych ośrodków przemysłowych na świecie.
Oprócz wiatraków w Zaanse Schans znajdziecie kameralne uliczki z maleńkimi domkami, w których odbywają się prezentacje tradycyjnych zawodów, a przy każdej atrakcji – sklep z pamiątkami i produktami regionalnymi! Pięknymi, praktycznymi, typowo holenderskimi – to prawdziwy raj dla dużych i małych miłośników zakupów. Rodzice, miejcie się na baczności, bo zawartość portfeli topnieje tu bardzo szybko! Kilka przemiłych godzin w sielskiej atmosferze dawnej holenderskiej miejscowości.
De Zaanse Schans – raj dla miłośników wiatraków, starych domów, rzemiosła i… pamiątek!
2 maja 2019 r., czwartek
Pochmurno i przelotny deszcz
Informacje praktyczne
Skansen Zaanse Schans to jedna z najbardziej popularnych atrakcji turystycznych Holandii, odwiedza go około milion turystów rocznie. W związku z tym zdecydowanie warto wybrać się tutaj jak najwcześniej rano. Parking (płatny 10 euro jednorazowo w automacie – płatność tylko kartą) nie jest zbyt duży. My dotarliśmy na miejsce około 10:00, ale widzieliśmy, że w południe trudno było znaleźć na nim miejsce. Poszczególne atrakcje są czynne w różnych godzinach, większość jest otwarta od 8:30. Po 17:00 niektóre są już nieczynne.
Samo wejście na teren skansenu jest bezpłatne. Zapłacicie jednak za wejście do wnętrza niektórych wiatraków. Koszt to 5 euro za osobę dorosłą i 2,50 euro za dziecko. Nie ma zniżek rodzinnych. Najwięcej pieniędzy wydaje się jednak na różne drobiazgi i pamiątki, które można kupić w każdym odwiedzanym wiatraku, warsztacie dawnych zawodów, fabryce czy sklepie. Na miejscu znajdują się dwie restauracje: naleśnikowa de Kraai i „klasyczna” De Hoop op d’Swarte Walvis oraz kawiarnia w budynku Zaans Museum. Skansen można zwiedzać pieszo, rowerem (na terenie jest wypożyczalnia) lub podczas rejsu łodzią. Każdy na pewno znajdzie coś dla siebie!
Region Zaan
To tereny i miejscowości położone wzdłuż rzeki Zaan. Mieszkańcy tych ziem od dawnych czasów trudnili się połowem ryb. Przełomowy był rok 1592, gdy Cornelius Corneliszoon skonstruował tu pierwszy młyn tartaczny. Wyposażył go w wał korbowy, dzięki któremu możliwe stało się przekazanie ruchu okrężnego wiatraka na ruch w górę i w dół, konieczny do piłowania drewna. Ten wynalazek zapoczątkował Złoty Wiek Holandii.
Teren miał wiele atutów. Otwarta przestrzeń dawała możliwość stawiania wiatraków, które napędzały przeróżne urządzenia. Dostępność wody ułatwiała transport, który odbywał się głównie drogą wodną. Kupcy, prowadzący tutaj swoje interesy, mieli większą swobodę dla swojej działalności w porównaniu z Amsterdamem, gdzie od średniowiecza różne gałęzie handlu opanowały gildie kupieckie. Powstawały setki kolejnych wiatraków.
W XVII i XVIII w. okolica była uznawana za jeden z największych ośrodków przemysłowych na świecie. Pracowało tu ponad 1000 wiatraków! Pod koniec XVII w. rejon Zaan odwiedził nawet sam car Piotr Wielki, by incognito zgłębić tajniki budowy okrętów. W XIX w. funkcje wiatraków stopniowo zaczęły przejmować maszyny parowe, co stopniowo zakończyło okres największej świetności regionu.
Skansen Zaanse Schans
Dzięki grupie pasjonatów w latach 50. XX w. odżyła idea zachowania zagrożonych rozbiórką starych budynków. Młody architekt Jaap Schipper stworzył plan ocalenia zagrożonych obiektów poprzez zebranie ich w postaci typowej dla rejonu Zaan miejscowości. W latach 60. I 70. trwało przewożenie lądem i wodą różnych budynków, tworzących zabudowę dzisiejszego skansenu.
Główną osią Zaanse Schans jest grobla Kalverringdijk. Po niej poprowadzono główną aleję spacerową. Tuż obok rozciąga się malowniczy Kalverpolder. Charakterystyczne dla rejonu były domy z drewna. Podmokła okolica nie pozwalała na budowanie z kamienia – ciężkie budowle się po prostu zapadały. Takie też drewniane, pomalowane na zielono lub pociągnięte czarną smołą budynki zachowano w skansenie.
Bardzo urocze są maleńkie domki, często z charakterystyczną ozdobą z drewna w górnej części szczytu, zwaną makelaar. Część domków jest zamieszkała, co niewątpliwie dodaje temu miejscu autentyczności. Poza domami mieszkalnymi znajdziecie też kilka dawnych budynków użyteczności publicznej, które dzisiaj są wykorzystywane na przykład jako niewielkie muzea (np. piekarnictwa czy zegarów) lub warsztaty tradycyjnych zawodów (np. farma sera, produkcja chodaków).
Wiatraki z Zaanse Schans
W Zaanse Schans najbardziej spektakularne są oczywiście wiatraki. W skansenie działa ich aż dziesięć. Są nie tylko największą ozdobą, lecz także źródłem wiedzy o technologiach z dawnych czasów. Poza swoimi specyficznymi „umiejętnościami” każdy wiatrak ma swoje imię.
De Huisman – Asystent/Gospodarz – ośmioboczny, z obrotową głowicą, pochodzi z 1786 r., służył do mielenia przypraw, np. cynamonu, ale też gorczycy do produkcji tradycyjnej musztardy (którą oczywiście dzisiaj przy okazji zwiedzania kupiliśmy)!
De Kat – Kot – to ostatni zachowany i nadal pracujący młyn do uzyskiwania barwników z egzotycznych gatunków drewna czy kolorowych skał, np. kredy. Uzyskiwany tu barwny puder był używany do farbowania materiałów tekstylnych, ale też po zmieszaniu na przykład z olejem lnianym umożliwiał holenderskim mistrzom malowanie pięknych obrazów!
De Zoeker – Poszukiwacz – młyn z 1610 r., mełł ziarno i uzyskiwał olej, w jego wnętrzu w bardzo ciekawy sposób zaprezentowano sposób uzyskiwania oleju z orzeszków ziemnych. Młynami olejowymi były jeszcze De Os, czyli Wół, a także De Bonte Hen – Kura Wielobarwna oraz De Ooievaar, czyli swojsko brzmiący Bocian.
Pozostałe wiatraki były młynami tartacznymi. Ich nazwy są równie urocze, jak ich wygląd: De Gekroonde Poelenburg – Ukoronowany Poelenburg; Het Jonge Schaap – Młoda Owca i na koniec Het Klaverblad – Listek Koniczyny.
Zdecydowanie najciekawsze pod względem pełnionej funkcji były dla nas trzy wiatraki wymienione jako pierwsze. Każdemu jednak trudno odmówić uroku, a zobaczenie wielgaśnych, dochodzących do 5-7 ton wagi żaren podczas autentycznej pracy jest warte wydanych na to pieniędzy!

Produkowane w ten sposób barwniki były wykorzystywane w malarstwie, ale też m.in. do barwienia tkanin.
Zaanse Schans to też skansen dawnego rzemiosła
Bardzo ciekawe są też prezentacje dawnych zawodów, szczególnie wciąga nas fabryczka chodaków (Klompenmakerij). W budynku magazynu z 1721 r urządzono też piękną ekspozycję dawnych sabotów. Przeróżne tradycyjne sposoby zdobienia tych drewnianych cudeniek bardzo zainteresowały nas wszystkich. Nie starczyło nam czasu na odwiedziny chociażby w odlewni naczyń cynowych, w warsztacie dmuchania szkła czy Muzeum Zegarów, a każde z tych miejsc na pewno było warte obejrzenia. Może uda się następnym razem?
W każdej atrakcji prowadzona jest sprzedaż pamiątek i produktów regionalnych. Niestety (albo na szczęście) parę razy daliśmy się skusić… Aby zagłuszyć wyrzuty sumienia powtarzaliśmy sobie, że tutejsze wyroby wydają się solidne i dobre jakościowo – zobaczymy, czy przetrwają próbę czasu! Żeby tego było mało, w Zaanse Schans odwiedziliśmy jeszcze sklep kolonialny Alberta Heijna, otwarty w 1887. Sprzedawane są tu dawne towary – np. kandyz czy mięta lecznicza. My skusiliśmy się na karmelki w dawnym stylu – okazały się czymś pomiędzy karmelkami a krówkami. Warto wspomnieć, że dzisiaj supermarkety Albert Heijn to bardzo popularna sieć sklepów w Holandii.
Tuż przy parkingu jest jeszcze Muzeum Zaan (Zaans Museum) – poza ekspozycją związaną z historią regionu mieści jeszcze fabrykę czekolady i cukierków. Chłopaki byli już jednak na szczęście zbyt zmęczeni długim spacerem i zwiedzaniem kolejnych atrakcji, żeby spędzać kolejną godzinę w muzeum.
Na koniec zaglądamy jeszcze na stojącą obok parkingu wieżę widokową, żeby ostatni raz spojrzeć z góry na malowniczo zamglony dzisiaj pejzaż łąk, uroczych domków, wiatraków oraz kanałów i kanalików, oplatających okolicę swoją wszędobylską siecią.
Dom cara Piotra I (Czaar Peterhuisje) w Zaandam
W drodze powrotnej zaczepiamy jeszcze o oddalone zaledwie o kilka kilometrów Zaandam. W 1697 r. przez niespełna dziesięć dni mieszkał tutaj incognito sam car Piotr I. Uczył się stolarki okrętowej u konstruktora statków. Drewniany, mocno nadgryziony zębem czasu, XVII-wieczny dom został obudowany w 1895 r. ceglaną konstrukcją, która była darem cara Mikołaja II.
Nie jest to może spektakularny zabytek, ale warto odwiedzić to miejsce jako silnie związane z historią regionu i okresem jego dawnej świetności – czasem budowy okrętów, dzięki którym Holendrzy byli niegdyś znaczącą światową siłą na mapie świata.
W czasie, gdy M. z Tymem oglądają drewniany dom cara, R. z młodszymi chłopcami odwiedzają jeszcze lokalny plac zabaw.