Do schroniska na Soszowie Wielkim

Może nie jest to górska wyprawa marzeń, bo do schroniska wjeżdżamy wyciągiem, a na szczyt Soszowa Wielkiego mamy tylko rzut beretem. Ale wziąwszy pod uwagę pogodę (intensywnie padający od wczoraj śnieg zasypał szlaki…),  pomysł na wycieczkę jest super. Schronisko na Soszowie Wielkim ujęło nas swoją domową atmosferę już wiele lat temu. Dziś też chętnie patrzymy przez okna schroniskowej jadalni na szalejącą za oknem zawieruchę. Chwila zabawy na śniegu dopełnia szczęścia chłopaków. Na szczyt Soszowa Wielkiego wchodzi dziś tylko reprezentacja i tylko po to, by stwierdzić, że widać tylko biel. Bo dziś to zima w górach dyktuje warunki!

Soszów Wielki w zimowej odsłonie

Schronisko turystyczne na Soszowie Wielkim to popularne miejsce wśród turystów. Leży tuż obok trasy narciarskiej, więc zimą przyciąga narciarzy. Latem przechodzi tędy wielu piechurów – schronisko leży na 21. kilometrze Głównego Szlaku Beskidzkiego. Poza sezonem Soszów zachowuje jednak swój kameralny charakter. Zaglądamy tu pewnego bardzo śnieżnego dnia po to, by kolejny raz stwierdzić, że przytulnie tu jak w domu!

2 stycznia 2019, środa

Od wczoraj nieprzerwanie sypie śnieg, do tego dochodzi ujemna temperatura i silni wiatr. Hu! hu! Ha! Nasza zima zła!

Rano wyglądamy za okno i stwierdzamy, że śnieg, który zaczął padać wczoraj rano, jak padał, tak pada, tylko zmienił swoją intensywność – teraz to już momentami prawdziwa śnieżyca z wiatrem i minusową temperaturą. Wobec takich okoliczności pogodowych długo główkujemy, gdzie by tu dzisiaj się wybrać. Ambitniejsze wędrówki górskie odpadają. Do miast zupełnie nie chce nam się jechać. Decydujemy się więc na wycieczkę, testowaną 10 lat temu (i również w zimowych warunkach, relacja tutaj): wypad na Soszów Wielki.

Nasz plan ma tę zaletę, że niemal pod samo schronisko można dojechać wyciągiem. Jest to dziś dużą zaletą, wziąwszy pod uwagę pogodę i to, że towarzyszy nam czterolatek. No to jedziemy!

Podjeżdżamy samochodem niemal pod samą stację narciarską „Soszów”. Jazda samochodem momentami jest wesoła, bo przy oblodzonej nawierzchni auta tańczą miejscami jak baletnice. Intensywnie rozwijający się Szczyrk podebrał w ostatnim czasie wielu klientów wiślańskim ośrodkom, ale tu chyba przyjeżdża się z innego powodu – po kameralną atmosferę i nieco perwersyjny klimat dawnych lat.

Podchodzimy pod dolną stację wyciągu.

Próbujemy wtopić się w kolejkę narciarzy, ale zdradzają nas wielkie czerwone sanki.

Kupujmy bilety na przejazd w obie strony i wskakujemy na wyciąg. Śnieg pada jak szalony. Okularnica M. po kilku minutach już ledwo co widzi:) Na szczęście udaje jej się szczęśliwie wysiąść na górnej stacji wyciągu.

Wjazd wyciągiem to przy takiej zawiei dobry pomysł na szybkie pokonanie drogi do schroniska

Na szczyt Soszowa Wielkiego

Z górnej stacji wyciągu już widać nasz cel – schronisko na Soszowie Wielkim (792 m n.p.m.). Obiekt nie należy do PTTK, pozostaje w rękach prywatnych. Schronisko ma długą historię przyjmowania turystów – budynek został zbudowany jeszcze przed wojną, w 1932 r. Ze zdziwieniem czytamy, że obiekt był niedawno wystawiony na sprzedaż. I nie wiemy, czy zmienił już właścicieli, czy nadal w obiekcie gospodarzy rodzina Murzynów?

Na razie zostawiamy schronisko z tyłu i idziemy dalej z zamiarem dotarcia na wierzchołek Soszowa Wielkiego (886 m n.p.m.). Droga – szeroka latem – dziś jest tylko wydeptaną w śniegu ścieżką. Ale ta zima czaruje! Cały czas idziemy wzdłuż granicy polsko-czeskiej.

Schronisko staje przed nami zaraz po wyjściu z wyciągu.

Na razie tylko pamiątkowa fotka i ruszamy dalej.

Śnieg dosłownie nas zasypuje.

Po chwili chłopaki zarządzają postój na pozjeżdżanie na sankach i jabłuszkach, więc na szczyt Soszowa wdrapuje się już tylko M. Nie, nie, to żadna wspinaczka – 10 minut łagodnego spaceru i jesteście na szczycie. Szkoda, że kolejny raz nic nie widać – podobno widok stąd bardzo ładny. M. poprzestaje więc tylko na zrobieniu zdjęć szlakowskazowi i powlekającej wszystko bieli. Z Soszowa można powędrować i w kierunku Stożka, i Czntorii Wielkiej, przez szczyt przebiega też Główny Szlak Beskidzki. Może przy okazji jego przemierzania załapiemy się wreszcie na słoneczną pogodę:)

My się zimy nie boimy!

Chłopaki szaleją na śniegu.

A M. rusza na szczyt Soszowa Wielkiego.

…który osiąga już po krótkiej chwili.

Wyciąg orczykowy niestety nie pracuje.

Czeskie oznaczenie szczytu.

Z Soszowa można pójść dalej na Stożek albo też w stronę Czantorii.

Pora wracać do schroniska.

Chłopaki cały czas szaleją na sankach i jabłuszkach.

Droga jest dzisiaj całkiem niezłym torem dla jabłuszek.

Zadowolona mina 1

Zadowolona mina 2

Zadowolona mina 3

Może zjem trochę tego śniegu.

Ten moment, kiedy dziecko patrzy na ojca i myśli: Co też on wyprawia…;)

Schronisko Soszów

Po wypadzie na szczyt Soszowa (M.) i pobaraszkowaniu w śniegu uznajemy, że czas najwyższy zajrzeć do schroniska na obiad. Tak, ciepła jadalnia i smaczna kuchnia jest tym, czego potrzebujemy. Szczególnie smakują nam opiekane pierogi ze szpinakiem – przy okazji spróbujcie koniecznie! Grzesiek gustuje w fasolce po bretońsku, Tymo zajada się słodkimi buchtami. Wizytę w schronisku przypięczętowujemy dosłownie (pieczątką) i w przenośni (kupieniem znaczków turystycznych, które z namaszczeniem kolekcjonują chłopcy).

Zgłodnieliśmy – pora wracać w stronę schroniska.

Dziwimy się, jak mało narciarzy tutaj zagląda , chociaż schronisko leży ledwie sto metrów od górnej stacji wyciągu.

Spod daszku

Jadalnia jest bardzo sympatyczna.

Po takiej zabawie nie ma to jak herbatka z termosu!

Schroniskowa weranda.

Pora na dół. Zjazd wyciągiem w towarzystwie lodowatego wiatru, siekącego w twarz tysiącami lodowych igiełek do przyjemności nie należy. Jak dobrze, że jesteśmy po ciepłym obiedzie!

Ile ten tata musi unieść na swoich barkach… Nie dziwne, że kręgosłup go boli!

Wieczorem chłopaki robią rekonesans drugiego istebniańskiego ośrodka narciarskiego – stacji Złoty Groń. Grzesiek miał mieć koleją lekcję z instruktorem, ale pani przestraszyła się pogody i lekcję odwołała. A nasze dzielne zuchy jeszcze ponad dwie godziny hasały na stoku:)