Między Szrenicą a Śnieżką – głównym grzbietem Karkonoszy zimą

Klasyk klasyków. Karkonoska wycieczka popularna od stuleci. Prowadzący grzbietami szlak jest niezwykle widokowy. Odcinek między Śnieżnymi Kotłami i Przełęczą Karkonoską oferuje naszym zdaniem jedne z najpiękniejszych widoków w Karkonoszach. Zimą zazwyczaj dobrze przedeptany i wyraźnie oznaczony tyczkami – uwaga, przebieg szlaku w niektórych miejscach (np. w okolicy Wielkiego Szyszaka) jest inny niż latem. Aby skrócić wycieczkę, można wjechać na główną grań wyciągiem na Szrenicę lub – jeśli chcemy iść ze wschodu na zachód – na Kopę. Wycieczka całodniowa, w warunkach zimowych nieco męcząca i wymagająca odpowiedniego przygotowania, ale odpłacająca  masą wrażeń i widokami  jak z bajki.

Droga Przyjaźni Polsko-Czeskiej – zimowa wycieczka szczytami Karkonoszy

6 lutego 2019, środa

Przez cały dzień piękna słoneczna pogoda i niewielki mróz, do tego morze mgieł po czeskiej stronie – cudnie!!!

Informacje praktyczne

Wycieczkę można rozpocząć zarówno od strony Karpacza, jak i Szklarskiej Poręby. Samo przejście grzbietami od Szrenicy po Spaloną Strażnicę zajmuje ok. 6,5 godz. spokojnego marszu. Do tego trzeba doliczyć czas podejścia na główną grań (lub podjechania wyciągiem) i zejścia na dół. Skorzystanie z wyciągu na Szrenicę (ze Szklarskiej Poręby) lub Kopę (z Karpacza) zacznie skraca czas potrzeby na dostanie się na górę, jest więc godne polecenia zwłaszcza zimą, gdy dzień jest krótki i każda godzina ma znaczenie. My wybraliśmy wjazd na Szrenicę z uwagi na to, że wyciąg był tam czynny pół godziny wcześniej niż ten na Kopę z Karpacza.

Tak wygląda to na mapie 😉

 

Samo przejście graniowe nie jest trudne i nie powinno sprawić kłopotu doświadczonym piechurom, trzeba jednak pamiętać, że w warunkach zimowych pokonanie tego samego dystansu może zająć znacznie więcej czasu niż w lecie. Na górze często wieje silny wiatr, który może utrudnić wędrówkę. W okolicy szlaku kilka schronisk czeskich i jedno polskie – Odrodzenie – prawie w połowie drogi;-) – jest więc gdzie ogrzać się i zjeść coś ciepłego. Zimą szlak jest zazwyczaj dobrze przedeptany. Jego przebieg znaczą tyczki – warto się ich trzymać, bo wersja zimowa szlaku prowadzi nieco inaczej niż w lecie (największą różnicę zauważyliśmy w okolicy Wielkiego Szyszaka – w lecie szlak trawersuje jego stoki od strony północnej, w zimie – od południowej). W rejonach kotłów polodowcowych w zimie tworzą się niebezpieczne nawisy śniegu – bezpieczeństwo zapewni nam trzymanie się „otyczkowanej” ścieżki. Planując wycieczkę, warto pomyśleć o zapewnieniu sobie transportu w jedną stronę – Szklarską Porębę od Karpacza dzieli drogami ponad 30 km. Niestety, poza lipcem i sierpniem (kiedy uruchomione zostaje sezonowe połączenie) nie kursuje żadna regularna linia busowa /autobusowa między tymi dwiema miejscowościami. Można ratować się taksówkami lub liczyć na pomoc przyjaciół (jeśli idziemy ze znajomymi, można podzielić się na dwie grupy – jedna idzie z jednej strony, druga z drugiej, gdy spotkamy się w połowie drogi, wymieniamy się kluczykami samochodowymi).

Na Szrenicę

Pod dolną stacją wyciągu stawiamy się zaraz po 8.00 – i całe szczęście! Środek feryjnego sezonu i piękny słoneczny dzień robią swoje – już o tej porze do kasy czeka spory ogonek amatorów białego szaleństwa. Niestety, kasy otwierają się dopiero o 8.30 – o tej samej porze, o której zaczyna kursować wyciąg. Psioczymy na bezsens takiego rozwiązania (czy kasy nie mogłyby być czynne choć 15 minut przez rozpoczęciem kursowania krzesełek? To rozładowałoby znacznie kolejkę i rozwiązałoby problem „pustych przebiegów” w pierwszych minutach pracy wyciągu), ale co mamy zrobić – stoimy grzecznie, czekamy i marzniemy – jak wszyscy. Wreszcie po półgodzinnym oczekiwaniu – hurra! – bilety mamy w kieszeni. Raz, dwa i wsiadamy na wyciąg. Dwuosobowe krzesełka wwożą nas w górę w dwóch etapach (po niecałe 1,5 km każdy).

Dolna stacja kolei linowej w Szklarskiej Porębie. Tu rozpoczynamy naszą wycieczkę.

Wjazd zajmuje ok. 20 min – krzesełka jadą dość wolno – więc wysiadamy na górze zziębnięci do szpiku kości. Uznajemy, że to, czego nam najbardziej potrzeba przez rozpoczęciem naszej wędrówki szczytami Karkonoszy, to gorąca herbatka i możliwość ogrzania się w ciepłym pomieszczeniu. Nie opieramy się więc pokusie zajrzenia na chwilę do schroniska na Szrenicy. I dobrze zrobiliśmy! Świeżutki sernik i murzynek  w towarzystwie gorącej herbaty smakowały znakomicie. No, teraz już jesteśmy gotowi. Możemy ruszać w drogę!

Po 20 minutach jazdy dwoma odcinkami wyciągów stajemy przy schronisku na szczycie Szrenicy.

Rozgrzewająca herbata i ciacho mogą zdziałać cuda!

Droga Przyjaźni Polsko-Czeskiej

Szlak od Szrenicy po Przełęcz Okraj istniał już w XIX w., od lat też cieszył się dużą popularnością.  28-kilometrowy grzbietowy odcinek prowadzi cały czas granicą państwa – ścieżka wchodzi raz na polską, raz na czeską stronę Karkonoszy. Szlak przez ponad 30 lat (do 1993 r.) funkcjonował pod nazwą „Droga Przyjaźni Polsko-Czechosłowackiej”, obecnie tylko słowa się zmieniły – przymiotnik „czechosłowacki” został zamieniony na „czeski”. Szlak znakowany jest na czerwono i na odcinku od Szrenicy do Domu Śląskiego pokrywa się z Głównym Szlakiem Sudeckim.

Wędrówka sprawia nam dziś przeogromną przyjemność – widoki mamy po prostu wspaniałe. Nie dość, że możemy cieszyć się rozległymi widokami na czeskie i polskie Karkonosze oraz na Góry Izerskie, to jeszcze pod nogami od czeskiej strony opływa nas piękne morze mgieł, a karłowate świerki popisują się baśniowymi strojami z szadzi. Świeci piękne słoneczko, a my mamy w perspektywie całodniową wędrówkę szczytami. W takich chwilach trudno nie cieszyć się życiem!

Gdy stajemy na Szrenicy, pod nogami mamy morze – szadzi i mgieł.

Przed nami widać już pierwszy cel – Śnieżne Kotły.

Ruszamy Drogą Przyjaźni Polsko-Czeskiej.

Po stronie Czech mamy dziś piękne morze mgieł.

Droga Przyjaźni wiedzie od Szrenicy aż na Przełęcz Okraj.

Ma prawie 28 km.

Hmmm, szlakowskaz bawi się w chowanego w śniegu.

Niektórych tablic w ogóle nie widać!

Mijamy rozdroże na Mokrej Przełęczy (1290 m)

W południe słońce dziś przygrzewa zupełnie jak na wiosnę.

Szrenica zostaje za nami.

Twarożnik – ta ciekawa grupa skalna jest dziś szczelnie pokryta szadzią twardą.

Randka we dwoje – tylko w górach!

Mijamy Mokrą Przełęcz i dalej wędrujemy na wschód.

Budynek stacji radiowo-telewizyjnej to dobry punkt orientacyjny,

Na południu widać liczne w tej okolicy czeskie schroniska.

Śnieżne Kotły

Po półtorej godziny marszu stajemy przed cudem karkonoskiej przyrody – Śnieżnymi Kotłami. Zimą szlak prowadzący dnem kotłów jest ze względów bezpieczeństwa zamknięty (zagrożenie lawinowe!), ale można chociaż spojrzeć na nie z góry. Te dwa imponujące cyrki polodowcowe zimą prezentują się wyjątkowo pięknie. Gdy oglądamy Śnieżne Kotły z bliska, nie musimy się zastanawiać się nad pochodzeniem ich nazwy – wystarczy spojrzeć w dół 🙂 Kotły są ostro wcięte w stoki Wielkiego Szyszaka i Łabskiego Szczytu. Wysokość ich ostrych ścian sięga 300 m. Ale tu pięknie!

Grupa turystów na przeciwległym brzegu wygląda jak zbiór małych punktów.

Do Śnieżnych Kotłów zaglądamy najpierw od zachodniej strony.

Śnieżne Kotły to piękne cyrki polodowcowe.

To jedno z najpiękniejszych miejsc w Karkonoszach!

Głębokość kotłów dochodzi do 300 m

Ściany kotłów są poprzecinane różnymi żlebami i rynnami.

Niektóre mają bardzo wymyślne nazwy – np.Rynna Skrzatów czy Ząb Rekinów

Z rozbawieniem czytamy, że w XIX w. karkonoscy turyści z upodobaniem oddawali się tutaj zabawie polegającej na zrzucaniu do kotłów granitowych głazów. Do 1930 r. stał tu też… moździerz, z którego strzelano dla uzyskania spektakularnego echa. O takich formach turystyki górskiej jeszcze nie słyszeliśmy! Dobrze, że współcześni turyści swoją miłość do gór wyrażają w nieco cichszy sposób 😉

Zatrzymujemy się na łyk herbatki pod charakterystycznym budynkiem Radiowo-Telewizyjnego Ośrodka Nadawczego. W tym miejscu (i częściowo w tym samym budynku) stało przed wojną dawne schronisko Schaffgotschów. Ależ widok z okna musieli mieć wypoczywający w nim goście!

Stacja powstała w budynku dawnego schroniska Schaffgotscha.

Wielki Szyszak, Czeskie Kamienie i Przełęcz Karkonoska

Przed nami jeszcze długa droga, więc nie przedłużamy postoju i ruszamy dalej. Przed nami trawers Wielkiego Szyszaka (1509 m) – drugiego pod względem wysokości szczytu w polskich Karkonoszach. Ze zdziwieniem zauważamy, że szlak zimowy jest poprowadzony zupełnie inaczej niż wersja letnia – trawersuje szczyt od południowej zamiast od północnej strony. Zapewne tak zimą jest bezpieczniej – ze stoków Wielkiego Szyszaka lubią spadać lawiny.

Wracamy na wariant zimowy szlaku.

Jak przyjemnie samemu znaczyć ślad po dziewiczym śniegu!

Ach, ta szadź! Dziś we wszystkich możliwych odsłonach!

Z okolicy Przełęczy po Śmielcem po raz pierwszy widzimy Przełęcz Karkonoską i schronisko Odrodzenie. Eee, już blisko – myślimy sobie. To dobrze, postój nam się przyda. Zerkamy na mapę – uuu, tak dobrze to nie jest – przed nami do Odrodzenia jeszcze 6 km. Bez postoju się nie obejdzie. Przysiadamy chwilę na śniegu i patrzymy na śmigających przed nami narciarzy biegowych – dziś spotykamy ich naprawdę wielu.

Miejscami śnieg pokrywa wysmagana wiatrem lodoszreń

Spektakl chmur po południowej stronie trwa.

54. A przed nami z każdym krokiem bardziej odsłaniają się Karkonosze Wschodnie.

Przed nami Przełęcz Karkonoska – najniższe obniżenie grzbietu głównego Karkonoszy.

Dzięki uprzejmości miłej turystki mamy zdjęcie we dwoje – dziękujemy!

Pod nami – jeśli się nie mylimy – Martinova bouda

Przed nami kolejny szczyt do pokonania – Czeskie Kamienie

Szybki odpoczynek w okolicy Czarnej Przełęczy.

Po krótkim odpoczynku od razu idzie się lepiej. Zejście na Czarną Przełęcz, potem wejście na Czeskie Kamienie i nareszcie przed nami ostatnia prosta. Na Przełęczy Karkonoskiej stawiamy się o 13.30 – po 4 godzinach od wyruszenia ze Szrenicy.

Po drodze po raz kolejny spotykamy świtę Królowej Śniegu.

Przed nami szczyt Czeskie Kamienie z charakterystycznymi blokami głazów.

Za chwilę będziemy na szczycie.

Za przełęczą widać już schronisko Odrodzenie i imponującą bryłę Małego Szyszaka.

Szlakiem grzbietowym wędruje dziś mnóstwo turystów na biegówkach.

Obniżenie na Przełęczy Karkonoskiej – wróciły tu drzewa!

Przełęcz Karkonoska i Schronisko odrodzenie

Przełęcz Karkonoska (1198 m n.p.m.) to największe obniżenie głównego grzbietu Karkonoszy. Bardzo tu gwarno jak na środek gór. Uwagę zwraca czeski hotel górski Špindlerova Bouda oraz (przerobiony niedawno na obiekt hotelowy) dawny budynek straży granicznej. Od czeskiej strony na przełęcz wwożą turystów autobusy (droga od polskiej strony – jedna z najstromszych w Polsce, nachylenie do 29%! – jest zamknięta dla ruchu samochodowego).

Rzut oka na przełęcz z drugiej strony. Czeskie schronisko na pierwszym planie.

My nie zatrzymujemy się na przełęczy, tylko idziemy prosto do nieodległego schroniska Odrodzenie. Obiekt do niedawna miał opinię zaniedbanego, jednak po zmianie dzierżawców w 2009 r. zrobiło się tu bardzo sympatycznie. Budynek ma ciekawą architekturę, przypominającą bardziej luksusowe pensjonaty niż górskie schronisko. Został wybudowany w 1928 r. według projektu wrocławskiego architekta. W latach 30. został przejęty przez Hitlerjugend, potem pełnił funkcję domu wypoczynkowego dla niemieckich oficerów. Obecnie należy do PTTK.

Schronisko Odrodzenie zajmuje budynrk z 1928 r. – niedługo skończy sto lat!

W schronisku jest przyjemnie pusto. A my jemy zasłużony obiad!

Z przyjemnością zatrzymujemy się w Odrodzeniu na ciepły obiad. Jesteśmy przekonani, że każdy, kto wędrował zimą od Szrenicy na Przełęcz Karkonoską, stwierdzi, jak bardzo słuszna jest nazwa tego obiektu. Odrodzenie opuszczamy ogrzani, najedzeni, wypoczęci i z nowym zapasem sił 🙂

Stokami Smogorni do Spalonej Strażnicy

Za Przełęczą Karkonoską na szlaku robi się bardziej pusto. Czyżby narciarze biegowi częściej wybierali kierunek zachodni? A może pora dnia zrobiła swoje – mamy już popołudnie. Z pełnymi brzuchami rozruch jest trudny, a przed nami największe podejście na tym odcinku trasy – z Przełęczy Karkonoskiej pod Mały Szyszak musimy podejść ponad 200 m w górę. Szybko jednak udaje nam się uporać z wysokością i po chwili już wędrujemy ścieżką przyjemnie trawersującą rozległy wierzchołek Smogorni.

69. Karkonoską musimy podejść pod Mały Szyszak. Potem teren wypłaszcza się.

R. z Szyszakami w tle

Na tym odcinku już nie spotykamy narciarzy biegowych -możemy cieszyć się samotnością!

Po godzinie od Odrodzenia stajemy pod Słonecznikiem – jedną z najbardziej charakterystycznych grup skalnych w polskich Karkonoszach. Słońce coraz niżej, a przed nami trudna decyzja – czy schodzić już prosto w dół do Karpacza, czy powędrować jeszcze przed siebie aż do Równi pod Śnieżką?

Grupa skalna Słonecznik przycupnęła na zboczu Smogorni

Jest tak pięknie, że podjęcie decyzji nie zajmuje nam dużo czasu – oczywiście idziemy dalej. Szlak teraz prowadzi niemal po jednej poziomicy, więc wędrówka nie jest męcząca. Przed nami majaczy już Śnieżka, śnieg pięknie błyszczy w późnopopołudniowym słońcu. Mimo zmęczenia tak bardzo cieszymy się wędrówką!

Grzbietowy czerwony szlak opuszczamy dopiero na rozdrożu Spalona Strażnica. W 20 minut niebieski szlak łagodnie sprowadza nas do Strzechy Akademickiej.

Przed nami wyłania się Królowa Ś.

Iść, ciągle iść w stronę Śnieżki!

Strzecha Akademicka jest tuż-tuż

Strzecha Akademicka

Schronisko jest urokliwie położone na górskiej hali Złotówka na wysokości 1258 m. Swój obecny kształt budynek zawdzięcza przebudowie z 1912 r. – tradycje przyjmowania turystów to miejsce ma jednak dużo dłuższe, sięgające XVII w.

Jest już późno, ale nie możemy się oprzeć pokusie ogrzania się w ciepłej jadalni schroniska. Wypijamy szybką kawę, dzwonimy po taksówkę (przywieźć do Szklarskiej Poręby z Karpacza zgodził się taksówkarz mieszkający w ‘naszej’ willi Za Bukiem) i ruszamy na dół.

Schronisko Strzecha Akademicka ma długą tradycję przyjmowania turystów.

Zejście do Karpacza dawnym torem saneczkowym

Jako wariant zejściowy wybieramy żółty szlak – dawny tor saneczkowy. To właśnie tędy sto lat temu zjeżdżano do Karpacza saniami rogatymi. Droga jest bardzo wygodna, świetnie nadaje się do zejścia – nawet przy zapadającym zmroku. Przy dolnej stacji wyciągu na Kopę stajemy po niecałej godzinie od ruszenia ze Strzechy.

Wracamy do Karpacza żółtym szlakiem

Żółty szlak to dawny tor saneczkowy.

Teraz jeszcze zostaje nam poczekanie na taksówkę i przejazd do Szklarskiej Poręby. Z wycieczki wracamy już zupełnie wieczorem i solidnie zmęczeni, ale jednocześnie zachwyceni całym minionym dniem. Wycieczka granią Karkonoszy to jedna z najpiękniejszych zimowych tras, jaką udało się nam kiedykolwiek przejść. Widokowo, zimowo, bajkowo – było cudnie!

Wycieczka z liczbach: 8 godzin (z postojami), ok. 900 m podejść, 23 km