Alpy Bawarskie – ferrata Mittenwalder Hohenweg, Monachium

12 sierpnia 2012, niedziela

Przepiękny dzień, do 25oC w dolinach, ok. 12-15oC w górach  

Wyprawa w góry Karwendel

Zachęceni piękną pogodą, ruszamy dziś na kolejną ferratkę – Mittenwalder Hohenweg Klettersteig w masywie gór Karwendel, na granicy niemiecko-austriackiej.

Dojeżdżamy do miejscowości Mittenwald, wjeżdżamy kolejką Karwendelbahn i ok. 10:00 po krótkim podejściu ruszamy już wyekwipowani na ferratę. Nasza dzisiejsza trasa jest bardzo widokowa. Prowadzi prawie cały czas granią, wchodząc na kilka kolejnych szczytów, z których roztaczają się coraz to inne rozległe panoramy (dziś wyjątkowo ostre, jak to w dniu przed załamaniem pogody, niestety…) Trudności – jak to na niemieckiej ferracie – niewielkie, dosłownie kilka miejsc wymaga nieco większej uwagi, asekuracja jednak wskazana (wszyscy turyści wyekwipowani i grzecznie korzystający ze sprzętu przez większość czasu).

Bardzo podobają nam się widoki i charakter tego pasma, nieco bardziej zielony i mniej surowy niż wczorajsze okolice Alpspitze. Panoramy (m.in. na pobliskie pasma Karwendel czy okolice Zugspitze, ale też na Alpy austriackie) wciąż się zmieniają w zależności od tego, z której strony szlak omija trudniejsze miejsca w grani.

Pomimo niedzieli i pięknej pogody ludzi tu wyraźnie mniej niż na wczorajszej trasie, nie tworzą się uciążliwe zatory, spotyka się raczej kilkakrotnie te same kilkuosobowe grupy turystów, którzy przy kolejnych spotkaniach coraz przyjaźniej się uśmiechają. Przejście całej grani zajmuje nam 3,5 godziny z jednym dłuższym postojem w pierwszej części drogi, potem jeszcze odpoczywamy chwilę na pięknej alpejskiej łące na przełęczy pod Brunnensteigspitze, spoglądając na popisy szybowca dosłownie tuż nad naszymi głowami.

W kolejną godzinę, po przejściu kilkunastu długich, ale dość wygodnych zakosów, docieramy z przełęczy do schroniska Brunnensteighütte, gdzie wsuwamy niezły obiad. Kolejne półtorej godziny później (ok. 17:00), po przejściu m.in. przez nowy podwieszany na linach mostek (na trasie nr 284) docieramy na parking w Mittenwaldzie naprawdę nieźle zmęczeni (mamy w końcu w nogach około 1900 metrów przewyższenia).

Wracając drogą do Ga-Pa (korki w niedzielne popołudnie), podziwiamy przepięknie oświetlone słońcem białe szczyty Karwendelek. Widok jest tak malowniczy, że R. nawet cofa się na parking, żeby uwiecznić go na zdjęciu. Będzie o czym marzyć, gdy wrócimy do szarej codzienności!

Widoki z drogi na Alpy Wetterstein.

Widoki z drogi na Alpy Wetterstein.

Alpspitze góruje nad Garmisch-Partenkirchen.

Alpspitze góruje nad Garmisch-Partenkirchen.

Górna stacja Kawendel Bahn.

Górna stacja Kawendel Bahn.

Widok na ferratę Mittenwalder Hohenweg - tu będziemy szli.

Widok na ferratę Mittenwalder Hohenweg – tu będziemy szli.

Ferratą Mittenwalder Hohenweg.

Ferratą Mittenwalder Hohenweg.

Ferratą Mittenwalder Hohenweg.

Ferratą Mittenwalder Hohenweg.

Ferratą Mittenwalder Hohenweg.

Ferratą Mittenwalder Hohenweg.

Ferratą Mittenwalder Hohenweg.

Ferratą Mittenwalder Hohenweg.

R. próbuje policzyć, ile szczytów widać.

R. próbuje policzyć, ile szczytów widać.

Widok na masyw Zugspitze.

Widok na masyw Zugspitze.

Karwendele z ferraty Mittenwalder Hohenweg.

Karwendele z ferraty Mittenwalder Hohenweg.

Ferratą Mittenwalder Hohenweg.

Ferratą Mittenwalder Hohenweg.

Kolejny szczyt na naszej trasie.

Kolejny szczyt na naszej trasie.

Wokół panoramiczne widoki na Alpy.

Wokół panoramiczne widoki na Alpy.

Ferratą Mittenwalder Hohenweg.

Ferratą Mittenwalder Hohenweg.

Odpoczynek na przełęczy przed Brunnensteinspitze - koniec ferraty.

Odpoczynek na przełęczy przed Brunnensteinspitze – koniec ferraty.

Zejście do Mittenwaldu.

Zejście do Mittenwaldu.

Zejście do Mittenwaldu - Shrek, ja w dół patrzę!.

Zejście do Mittenwaldu – Shrek, ja w dół patrzę!.

Ostatnie spojrzenie na Karwendele i Mittenwalder Hohenweg.

Ostatnie spojrzenie na Karwendele i Mittenwalder Hohenweg.

3 sierpnia 2012, poniedziałek

Mimo gorszych prognoz piękny dzień, do 26 stopni  

Wczorajsza różnica wysokości sprawiła, że marzymy o dniu odpoczynku przed planowanym wejściem na Zugspitze. Rano wysypiamy się do bólu i przed 10:00 wsiedamy do samochodu gotowi na wyprawę do Monachium.

Monachium (11:00-16:00)

Stolica Bawarii nie wywiera na nas najlepszego pierwszego wrażenia. Winne temu zapewne tłumy, ogromne tłumy turystów przewalające się przez główne ulice miasta, ale też wielkomiejski charakter zabytkowego centrum – my, mieszczuchy na co dzień, wolimy bardziej kameralną atmosferę. Trzeba jednak przyznać, że przy bliższym poznaniu, a zwłaszcza po spokojnym spacerze po zielonym Ogrodzie Angielskim i okolicach Rezydencji, Monachium staje się bardziej sympatyczne.

Po przejściowych trudnościach w znalezieniu miejsca do parkowania tańszego niż 6 € za godzinę (brawa dla jak zwykle niezawodnego R.), ruszamy w kierunku Placu Mariackiego, po drodze spoglądając na słynną monachijską piwiarnię – Hofbräuhaus.

Główny plac miasta jest ruchliwy niczym niemiecka autostrada. Różnojęzyczny tłum turystów oblewa nas z każdej strony. Rzadko słyszymy jednak język polski – u nas do zachodnich sąsiadów chyba rzadko się jeździ w celach turystycznych – a szkoda! Z trudem wstrzelamy się w przerwy w potoku ludzi, by zrobić zdjęcie. Naszą uwagę przyciąga przede wszystkim imponujący neogotycki Nowy Ratusz (XIX w.) ze strzelistą wieżą. Stary Ratusz ze swoimi wieżyczkami wygląda przy nim, co stwierdzamy zgodnie, trochę „gargamelowato”. Na środku placu stoi XVII-wieczna kolumna NMP, patronki Bawarii, ale zasłaniają ją tłumy ludzi i barierki robót drogowych, co ujmuje jej wiele uroku.

Dla lepszego docenienia urody Marienplatz decydujemy więc się wejść na wieżę kościoła św. Piotra (XIII, przeb. barok. XVII-XVIII w.). Tu też witają nas tłumy. Irytujemy się, stojąc na balkoniku na wieży w ludzkim korku, zamiast podziwiać naprawdę piękny widok na centrum Monachium (w tym na ogromny gotycki kościół NMP – wizytówkę miasta). W efekcie po zejściu z wieży już czujemy się zmęczeni i mamy ochotę odsapnąć. Na szczęście nadarza się dobra okazja – wypatrujemy sympatyczną kantynę na dziedzińcu ratusza i zjadamy tam wczesny obiad.

Po chwili przerwy zwiedzania ciąg dalszy. Idziemy na gwarny i – o niespodzianko – zatłoczony Targ Żywności (dobre miejsce na spróbowanie regionalnych precli z pastą serową), zerkamy na Nową Synagogę (2006) , odnajdujemy Pałac Arcybiskupi (XVIII) – dawną siedzibę Josepha Ratzingera, po czym przechodzimy przez Pięć Domów (labirynt butików i biurowców) pod remontowane wieże kościoła NMP (jak dobrze, że wcześniej obejrzeliśmy świątynię z góry). Na koniec oglądamy z zewnątrz budynki rozległej Rezydencji (XVI, potem rozb.) – dawnej siedziby książąt i królów Bawarii (zaglądamy na dziedziniec cesarski, aptekarski i antiquarium).

O tak, gdyby ktoś chciał, mógłby to miasto dokładnie zwiedzać i przez trzy dni. Byliśmy wielkimi optymistami, opłacając parkowanie tylko na dwie godziny – nam właśnie minęły trzy, a połowa trasy wciąż przed nami. Szybkim krokiem wracamy więc do samochodu dopłacić w parkomacie i kończymy pierwsza część przechadzki po mieście.

Druga część naszego spaceru jest zdecydowanie przyjemniejsza. Przez reprezentacyjną Lugwigstraße, obok Portyku Marszałków Polnych i barokowego kościoła Teatynów, wchodzimy do zielonego, rozległego Ogrodu Angielskiego (XVIII). Tu panuje klimat odprężenia. Ludzie rozsiadają się na trawie, opalają się, biegają. Przez rozległe połaci trawy rzucamy okiem na okrągłą świątynię Monopteros, po czym kierujemy się w stronę chińskiej wieży z rozległym ogródkiem piwnym (uff, nareszcie toaleta! Wcześniej szukaliśmy kosza na śmieci, których chyba w całych Niemczech jest jak na lekarstwo). Jeszcze mały odpoczynek na ławce i czas na powrót ulicą Ludwika.

Po drodze zadziwiamy się ogromem 17-metrowej rzeźby Walking Man autorstwa Jonathana Borofsky’ego, odnajdujemy neobarokowy (pocz. XX) Pałac Pacelli, goszczący kiedyś Piusa XII, zatrzymujemy się na chwilę przy Bramie Zwycięstwa i zaglądamy do Ogrodów Pałacowych, położonych przy Rezydencji. Do samochodu wracamy o 16:00, po 5 bitych godzinach zwiedzania, obolali i zmęczeni.

Monachium, Plac Mariacki, gotycka Katedra NMP w tle.

Monachium, Plac Mariacki, gotycka Katedra NMP w tle.

Nowy Ratusz (XIX), Monachium.

Nowy Ratusz (XIX), Monachium.

Stary Ratusz , Monachium.

Stary Ratusz , Monachium.

Kolumna NMP (XVII), partonki Bawarii.

Kolumna NMP (XVII), partonki Bawarii.

Plac Mariacki z Kościołem Św. Piotra (gotycki, przeb. barok).

Plac Mariacki z Kościołem Św. Piotra (gotycki, przeb. barok).

Wnętrze Kościoła Sw. Piotra.

Wnętrze Kościoła Sw. Piotra.

Słynna monachijska piwiarnia Hofbrauhaus (kon. XIX).

Słynna monachijska piwiarnia Hofbrauhaus (kon. XIX).

Słup majowy na Targu Żywności w Monachium.

Słup majowy na Targu Żywności w Monachium.

Uroki Monachium.

Uroki Monachium.

Pałac arcybiskupi (XVIII), b. siedziba J. Ratzingera.

Pałac arcybiskupi (XVIII), b. siedziba J. Ratzingera.

Barokowy (XVII) kościół teatynów, Monachium.

Barokowy (XVII) kościół teatynów, Monachium.

Portyk Marszałów Polnych (XIX).

Portyk Marszałów Polnych (XIX).

Rezydencja królów ii książąt bawarskich od strony ogrodów pałacowych.

Rezydencja królów ii książąt bawarskich od strony ogrodów pałacowych.

Rezydencja (XVI, przeb.), dziedziniec cesarski.

Rezydencja (XVI, przeb.), dziedziniec cesarski.

Rezydencja, Antiquarium.

Rezydencja, Antiquarium.

Teatr Narodowy, Maksymilian I Józef, pierwszy król Bawarii.

Teatr Narodowy, Maksymilian I Józef, pierwszy król Bawarii.

Ogród angielski (XVIII); świątynia Monopteros w tle.

Ogród angielski (XVIII); świątynia Monopteros w tle.

Kanały Ogrodu Angielskiego.

Kanały Ogrodu Angielskiego.

Walking man - rzeźba Jonathana Borofsky'ego.

Walking man – rzeźba Jonathana Borofsky’ego.

Pałac Pacelli - b. siedziba Piusa XII.

Pałac Pacelli – b. siedziba Piusa XII.

Brama zwycięstwa na ulicy Ludwika.

Brama zwycięstwa na ulicy Ludwika.

Wracając, zamierzaliśmy jeszcze zajrzeć do Augsburga. Nie było nam to jednak widocznie pisane. Najpierw pomyliliśmy drogę i wjechaliśmy nie na tą autostradę, na którą trzeba, a potem, po nawróceniu i odstaniu swojego w korku przed Monachium, nie mogliśmy skręcić na właściwą trasę, bo trwały akurat roboty drogowe.

Cóż, Augsburg musi jeszcze na nas poczekać. Ale może i dobrze się stało. Zwiedzaniem miasta byliśmy już dziś naprawdę nasyceni, a tak wróciliśmy o przyzwoitej porze. Wiwat Opatrzność.

Wieczorem robimy szybkie zakupy w sąsiadującym z naszą kwaterą sklepem Aldi i snujemy plany jutrzejszej wyprawy na Zugspitze.

Alpspitze

Alpy Bawarskie – pierwsza ferrata

11 sierpnia 2012, sobota

Rano pochmurno, w ciągu dnia się rozpogadza, 21oC, w górach przewalające się chmury, ok. 10-12oC

Na pierwszy dzień wybieramy trasę aklimatyzacyjną, czyli niezbyt długą, a jednocześnie na sporej wysokości i trochę dającą w kość. Pada na Alpspitze, bo można skrócić sobie podejście kolejką na Osterfelderkopf (bagatela – prawie 1300 m przewyższenia), a sama trasa jest niebanalna (ferrata) i różnorodna.

Charakterystyczny trójkątny kształt Alpspitze góruje nad Garnisch-Partenkirchen, jak Giewont nad naszym Zakopanem (jak na zdjęciu powyżej). Budzi respekt, jednak ferrata nie jest szczególnie trudna, świetnie nadaje się dla początkujących miłośników żelaznych dróg.

Jak to pierwszego dnia bywa, nie zrywamy się zbyt wcześnie. Ok. 10:00 z trudem udaje nam się wyjechać. Niestety pierwotnie ładna pogoda od rana zdąża się zepsuć – niebo zasnuwa się chmurami zasłaniając widoki właściwie od poziomu ok. 1000 m n.p.m. Zaczynamy nawet rozważać wariant zastępczy – podejście do wąwozu Partnach, tym bardziej, że nasze wątpliwości skutecznie podsyca pani z kasy, informując nas, że na górnej stacji kolejki jest 8oC, a widoczność ogranicza się do 30 m… W końcu jednak, pchani optymistycznym oczekiwaniem poprawy widoczności, docieramy na Osterfelderkopf o 10:40 i po drobnych kłopotach orientacyjnych (chmury chwilami zasłaniają prawie wszystko) ruszamy w kierunku szczytu.

Wejście ferratą na Alpsitze

Na wejście wybieramy wariant via ferratą. Ta trasa podobno słynie z dużej ekspozycji, ale, może z powodu zasłonięcia przez chmury pełnej głębi widoku, nie odczuwamy tego. Droga jest po prostu naszpikowana żelastwem (niewiele fragmentów bez zabezpieczeń), a trudności techniczne na niej są naprawdę niewielkie. Słoweńskie ferraty były zdecydowanie trudniejsze.

Najprzyjemniej idzie nam się pierwszą, bardziej urozmaiconą częścią ferraty, z kilkoma sympatycznymi drabinkami; potem zaczyna się maszerowanie w sznureczku, a i droga jest bardziej monotonna (zakosy z „poręczą” na umiarkowanie nachylonym zboczu). Zaskakuje nas ilość ludzi na trasie przy niezbyt zachęcającej pogodzie (jak u nas na Orlej, czyli niestety sporo). Przez zatory nasz czas wejścia jest niezbyt imponujący (2,5 godziny). Warto było zaryzykować wjechanie na Osterfelderkopf we mgle.

Szczyt Alpspitze witamy już w pełnym słońcu, które – jak na zamówienie – przygrzewa nam przez całe pół godziny odpoczynku. Z dość rozległego wierzchołka (wystarczająco duży, by pomieścić kilkadziesiąt osób) są zapewne piękne widoki: nam, pomimo słońca, odsłaniają się one tylko częściowo i na chwilę – dobre i to! (odnajdujemy nawet szczyt Zugspitze).

Zejście wschodnią granią Alpspitze

Na trasę zejściową obieramy szlak prowadzący wschodnią granią Alpspitze. Zejście okazuje się równie trudne technicznie jak ferrata, choć tu trudności są innego rodzaju – po prostu trasa uległa dużej erozji turystycznej i schodząc po ciągle usuwających się spod nóg kamyczkach, trzeba uważać by wraz z nimi nie pojechać na pupie na sam dół. Na deser czeka na nas dość oryginalna atrakcja – tunel wykuty dla turystów w skale. To bardzo wygodne, ale jednak cieszymy się, że podobnych ułatwień nie zafundowano naszym Tatrom.

Zejście zajmuje nam prawie 2 godziny i trochę się dłuży, pewnie głównie przez to, że chmury skutecznie zasłaniają nam wszystkie widoki. Wycieczkę kończymy przejściem przez mostek z dwóch lin zawieszonych jedna nad drugą między dwiema skałkami (atrakcja nieobowiązkowa, ale fajna adrenalinka i dużo zabawy) oraz posiłkiem w kolejkowej restauracji (niestety, o tej porze do wyboru są już tylko parówki i biała kiełbasa, więc jemy oba te rarytasy). Szybko i sprawnie zjeżdżamy kolejką na dół. Dziś nie żałujemy wydanych pieniędzy: jak to pierwszego dnia, nogi już mają co nieco do powiedzenia, więc chętnie unikamy schodzenia kolejnych 1300 m w dół.

Dolna stacja kolejki na Osterfelderkopf, Ga-Pa.

Kolejka na Osterfelderkopf.

 

 

Zakładamy ferratowy ekwipunek.

Zakładamy ferratowy ekwipunek.

Via ferrata na Alpsitze.

Via ferrata na Alpsitze.

Zaiste żelazna perć...

Zaiste żelazna perć…

Szczytowe partie podejścia na Alpspitze.

Szczytowe partie podejścia na Alpspitze.

Szczytowe partie podejścia na Alpspitze.

Szczytowe partie podejścia na Alpspitze.

Idziemy w sznureczku.

Idziemy w sznureczku.

Szczyt Alpspitze (2628 m n.p.m.).

Szczyt Alpspitze (2628 m n.p.m.).

Szczyt Alpspitze (2628 m n.p.m.).

Szczyt Alpspitze (2628 m n.p.m.).

R. na Alpspitze - mamy jakiś widok!.

R. na Alpspitze – mamy jakiś widok!.

Wschodnie zejście z Alpspitze.

Wschodnie zejście z Alpspitze.

Mamy do wyboru aż dwie trasy. R. wybrał lewą.

Mamy do wyboru aż dwie trasy. R. wybrał lewą.

Trawers półką wykutą w skale.

Trawers półką wykutą w skale.

Wschodnie zejście z Alpspitze - tunel (!) dla turystów.

Wschodnie zejście z Alpspitze – tunel (!) dla turystów.

Wschodnie zejście z Alpspitze - tunel (!) dla turystów.

Wschodnie zejście z Alpspitze – tunel (!) dla turystów.

Trochę zabawy na koniec.

Trochę zabawy na koniec.

Przyda nam się obiad...

Przyda nam się obiad…

Hala w Ga-Pa z widokiem na Alpy Ammergauer.

Hala w Ga-Pa z widokiem na Alpy Ammergauer.

Masyw Waxenstein w tle.

Masyw Waxenstein w tle.

Wieczorem z lubością odpoczywamy i nadrabiamy zaległości z wczoraj w zapiskach i opisywaniu zdjęć.