Kopalnia soli Salzbergwerk w Berchtesgaden

Kopalnia soli Salzbergwerk w Berchtesgaden

Wydobycie w kopalni Salzbergwerk Berchtesgaden trwa nieprzerwanie od 1517 r. Przed wiekami pieniądze ze sprzedaży soli, zwanej często „białym złotem”, stanowiły źródło dochodów dla całego regionu, szczególnie dla kanoników, do których należały te tereny. Od 1880 roku część korytarzy kopalnianych jest udostępniona dla celów masowej turystyki. Trasa w obecnej postaci funkcjonuje od 2007 r. To prawdziwa gratka dla każdego, ale chyba szczególnie dla rodzin z dziećmi, bo zwiedzanie jest dość krótkie i wypełnione atrakcjami.

4 stycznia 2017, czwartek

Cały dzień pada, głównie deszcz, ok. 3 st.

O czym myślimy, słysząc o kopalni soli? O Wieliczce oczywiście (relacja z naszej wycieczki do Wieliczki ze specjalnym programem zwiedzania dla dzieci tutaj). Austriacy i Niemcy pewnie jednak na pierwszym miejscu pomyślą o swoich kopalniach. Tradycje wydobycia soli w Alpach Salzburskich sięgają nawet kilku tysięcy lat wstecz! Na informacje o austriackich kopalniach trafiliśmy przy okazji szukania informacji o Hallstatt. Z żalem stwierdziliśmy, że tamtejsza kopalnia jest w zimie zamknięta dla zwiedzających. Pozostałe dwie – w Hallein i w Altaussee – są otwarte nawet w sezonie zimowym, ale mają skrócone godziny otwarcia. Co gorsza, nie można ich odwiedzać z dziećmi poniżej 4 lat.

Na szczęście przypadkiem natknęliśmy się na informację o równie atrakcyjnej kopalni, Salzbergwerk Berchtesgaden, położonej w Bawarii w Niemczech. To jednak zaledwie 50 minut jazdy od naszej kwatery w austriackim Abtenau, więc wpisujemy kopalnię w plan pobytu, czekając tylko na dzień z najbardziej niesprzyjającą aurą (bo w końcu pod ziemią nie będzie nam to przeszkadzać). Taki „idealny” deszczowy dzień trafił się właśnie dzisiaj.

Zanim wjechaliśmy pod ziemię

Samo zwiedzanie kopalni trwa nieco ponad godzinę, ale razem z przebraniem się w specjalny strój i czasem na zakup pamiątek spędzimy tu zapewne co najmniej dwie godziny, nawet przy zakupie biletu przez Internet na określoną godzinę. My do końca nie wiedzieliśmy, którego dnia i o której godzinie odwiedzimy kopalnię, więc nie kupowaliśmy biletów wcześniej. Udało się to jednak zrobić nawet tego samego dnia. Przy wjeździe na parking specjalny zegar pokazuje godzinę, na którą aktualnie sprzedawane są wejścia. Po dojechaniu na miejsce R. z Tymem szybko biegną po bilety, a M. w tym czasie organizuje w samochodzie przekąskę dla młodszych chłopców. Potem już razem sprawnie idziemy do wejścia, bo zaczyna coraz mocniej padać, a do kopalni z parkingu jest dobrych kilkaset metrów pieszo.

Idziemy do kopalni soli w Berchtesgaden (Salzbergwerk).

Jak każdy porządny turysta po drodze robimy sobie zdjęcia przy figurkach ustawionych w tym celu.

To lepsze niż Tomek i Przyjaciele!

Kompleks kopalni Salzbergwerk Berchtesgaden

Wejście do budynku, skąd zaczyna się trasa turystyczna.

Multimedialną trasę turystyczną otwarto w 2007 r.

W kolejce do wejścia spędzamy kilkanaście minut –  takie jest opóźnienie. Grupy liczą po 50 osób, wejścia co 10-20 minut. Najpierw dostajemy gustowne górnicze kombinezony, w które staramy się sprawnie przebrać 🙂 . W zimie można zdjąć kurtki, bo pod ziemią jest około 12 stopni, dla dzieci warto mieć cieńsze czapki. Czasu na przebranie jest wystarczająco dużo, zdążamy odwiesić kurtki, schować cenniejsze rzeczy do schowka i skorzystać z toalety. Najgorsza jest dla nas informacja, że wewnątrz nie można filmować ani robić zdjęć. Chyba tylko dlatego, żeby kupić potem zdjęcia wykonywane przez obsługę… No trudno, co mamy zrobić, dokumentacja foto z dzisiejszego dnia będzie bardziej skąpa niż zazwyczaj…

Nie, nie, to nie wyprawa na księżyc – po prostu wszyscy musimy założyć ubrania ochronne!

Na przebranie się są specjalne ławeczki, kurtki zostawiamy na wieszakach.

Gotowi na zwiedzanie! Czekamy na kolejkę górniczą, która zabierze nas w głąb kopalni.

Kopalnia prawie jak Park Rozrywki

Do kopalni wjeżdżamy specjalnymi wagonikami z długimi siedziskami, na których siada się okrakiem. Pociąg pędzi całkiem szybko kilkaset metrów przez miejscami naprawdę wąski tunel. Wysiadamy i idziemy prosto do sali o nazwie Solna Katedra. Tu zwiedzającym prezentowana jest animacja pokazującą, jak woda wypełnia sale kopalni, wypłukując sól ze ścian, a potem jest odpompowywana w celu odzyskania soli w warzelni.

Zaraz potem po krótkiej instrukcji dotyczącej bezpieczeństwa czeka nas najbardziej emocjonująca chwila – zjazd drewnianą zjeżdżalnią górniczą. Osoby, które nie chcą zjeżdżać, mogą wybrać obejście po chodniczku, ale warto się odważyć! Dzielimy się na dwie drużyny (w jednej grupie mogą jechać maksymalnie cztery osoby) i mkniemy w dół! Nachylenie jest naprawdę spore, ale konstrukcja zjeżdżalni jest w pełni bezpieczna, a na dole wyhamowanie następuje automatycznie (chyba dobre tarcie zapewniają nasze gustowne czarne kombinezonki😉).

Wagoniki mkną w ciemnych tunelach.

Największa atrakcja na trasie!

…zjazd górniczymi zjeżdżalniami między poziomami kopalni.

Uff, wylądowaliśmy – jazda była naprawdę emocjonująca!

Dalej zwiedzanie przebiega bardziej „klasycznie”. Odwiedzamy kamienną solną grotę, poświęconą pamięci króla Ludwika II Bawarskiego, a później słuchamy o dawnych i obecnych technikach wydobycia soli. Oglądamy ciekawy film połączony z prezentacją poszczególnych poziomów kopalni na trójwymiarowym modelu. Dowiadujemy się, jak powstały tutejsze złoża soli oraz że kopalnia nadal jest eksploatowana.

Kolejne przystanki pozwalają z bliska obejrzeć niektóre maszyny służące do drążenia tuneli i wydobywania solanki, która transportowana jest do oddalonej o dwadzieścia kilka kilometrów warzelni w Bad Reichenhall (tamtejsze nieco mniejsze tunele oraz muzeum także są udostępnione do zwiedzania, można kupić łączony bilet na obie atrakcje). Przewodnik opowiada po niemiecku, ale my (wszyscy, nawet Grześ!) dostaliśmy gratis audioprzewodniki, które pozwalają wysłuchać informacji po polsku (oraz w kilkunastu innych językach).

Na koniec zostają jeszcze dwie atrakcje. Kolejna, jeszcze większa i szybsza zjeżdżalnia oraz przejażdżka łodzią po słonym Lustrzanym Jeziorze z towarzyszącym pokazem audiowizualnym. Jesteśmy w pełni usatysfakcjonowani, a dzieci krzyczą „jeszcze raz”!… Wjeżdżamy na początkowy poziom windą, przypominającą wyciąg linowo-terenowy, a na powierzchnię wyjeżdżamy takim samym pociągiem, jaki przywiózł nas pod ziemię godzinę temu.

Z powrotem na powierzchni

Jeszcze pełni emocji zostawiamy nasze piękne wdzianka, bez żalu zostawiamy 15 euro za 3 zdjęcia dokumentujące naszą wizytę (w tym zjazd górniczą zjeżdżalnią) i idziemy do sklepu z pamiątkami, gdzie zostawiamy kolejne kilkadziesiąt euro. Kupujemy pamiątkowe solniczki i młynek z zapasem soli chyba na cały rok! Chłopcy kupują nasionka szarotki w zestawie do zasiania na wiosnę i małe minerały.

I po zwiedzaniu! Teraz jeszcze musimy oddać ochronne kombinezony.

Na koniec obowiązkowa wizyta w sklepie z pamiątkami. Kupujemy oczywiście sól!

Na miejscu spędziliśmy ok. 3 godzin, z czego około godzinę zajęło czekanie na wejście, reszta to sama wizyta w kopalni z czasem na przebranie się i zakupy w sklepie z pamiątkami. Po wyjściu okazuje się, że na dworze jest tak samo paskudnie jak przed przyjazdem, co tylko utwierdza nas w przekonaniu, że wybraliśmy świetną atrakcję na dzisiejszy dzień!

Jeżeli potrzebujecie aktualnych informacji dotyczących zwiedzania kopalni, odwiedźcie jej stronę internetową: www.saltzeitreise.de

Adres dla nawigacji to Berchtesgaden, Salzburger Straße 24 (piszemy, bo nasz przewodnik podawał adres samej kopalni, a nie trasy turystycznej, i to w dodatku błędny…).

Zwiedzanie kopalni bardzo podoba się dzieciom. Nie ma tu ograniczeń dot. wieku, ale nie można zabierać na trasę zwiedzania wózków dziecięcych. Naszym zdaniem atrakcja nadaje się dla dzieci od trzech lat w górę.

Veni, vidi, vici, to teraz jazda do domu!

Jezioro Königsee – najpiękniejsze jezioro Bawarii?

Rejs po Jeziorze Königsee i kaplica św. Bartłomieja

Rejs po jeziorze wciśniętym między góry niczym fiord. Do tego widoki na zaśnieżone szczyty, w tym na imponującą prawie dwukilometrową ścianę Watzmanna. To najwyższa skalna ściana w całych Alpach! Czy można chcieć więcej? Chyba tylko pobyć tutaj dłużej w bardziej sprzyjającej wędrówkom porze roku!

31 grudnia 2017, niedziela

Piękny słoneczny dzień z prawie wiosenną temperaturą, do 7 stopni

To zaledwie niespełna godzina jazdy z Abtenau, chociaż po drodze pokonujemy niemiecką granicę. Nawigacja utrudnia nam dotarcie do celu, ale w końcu trafiamy na ogromny parking w Schönau am Königssee. Płacimy za trzy godziny parkowania 4 euro i ruszamy ze sporym tłumkiem ludzi w stronę przystani. Dzisiaj odwiedzamy perłę niemieckich Alp – Jezioro Königsee. To jedno z turystycznych must see w Niemczech, więc nie dziwi nagromadzenie stoisk z pamiątkami czy przekąskami (w tym słynnymi niemieckimi preclami). Czujemy się trochę jak na Krupówkach 😉.

Masyw Watzmanna, dominujący nad Berchtesgaden, w głębi po prawej stronie Hochkalter.

Statki spacerowe wypływają z miejscowości Schönau am Königsee.

Doskonale stąd widać górę Kehlstein ze złynnym Orlim Gniazdem Hitlera.

Z parkingu do przystani wiedzie turystyczna promenada.

Malowidła na ścianach podkreślają walory turystyczne regionu.

W kilka minut docieramy do kasy przy nabrzeżu. Rejs całej naszej rodziny (pięć osób, w tym troje dzieci) kosztuje 37 euro. Na łódź musimy poczekać około pół godziny (żeby uniknąć czekania, należałoby zameldować się tutaj przed 10:30, nam – jak to na rodzinnych wyjazdach – udało się dotrzeć dopiero ok. 12:00…). Czekając, przegryzamy precle i zdejmujemy swetry spod kurtek, bo słońce przygrzewa zupełnie jak na wiosnę. Zadziwiają nas stare tradycyjne konstrukcje drewnianych „garaży” dla łodzi, usadowione na palach. Piękne stare budowle.

Piękna przystań w Schönau am Königsee

W tych starych tradycyjnych budynkach zimują elektryczne stateczki

Nieco zniecierpliwieni czekaniem w sporej kolejce wsiadamy na stateczek. Mieści on na pokładzie prawie 100 osób, wszyscy mają wygodne miejsca siedzące. W środku jest dość ciepło – chyba mają jakieś ogrzewanie. Łódź jest napędzana elektrycznie (już od ponad stu lat tylko jednostki o takim napędzie mogą pływać po jeziorze) – na jednym ładowaniu może pływać przez kilkanaście godzin. Nasza podróż trwa nieco ponad pół godziny w każdą stronę.

Takim właśnie stateczkiem wypłyniemy w rejs po Königsee.

Pozwolenie na przewóz pasażerów uzyskuja tylko jednostki z napędem elektrycznym

Początkowo widoki przypominają krajobraz naszych Pienin, tylko zamiast Dunajca widzimy oczywiście Königsee😉. Jednak z każdym kilometrem perspektywa się rozszerza. Mniej więcej w połowie drogi dopływamy w okolice słynnej Ściany Echa. Obsługa statku wyłącza silnik i nasz przewodnik rozpoczyna grę na trąbce. Melodia jest prosta, ale cudownie uzupełniana przez odpowiedzi echa. Wrażenia bezcenne!

To chyba najprzyjemniejszy moment podróży. Przewodnik z humorem (i skutecznie😉) prosi o wrzucenie symbolicznej monety do czapki w ramach podziękowania za koncert. Przez całą drogę opowiada o mijanych widokach nie tylko po niemiecku, lecz także po angielsku.

Königsee uchodzi za jedno z najczystszych jezior Niemiec

Nad jeziorem wznosi się Watzmann z najwyższą skalną ścianą w Alpach

Do kaplicy św. Bartłomieja można dostać się tylko drogą wodną

Pobliskie skalne ściany są wyjątkowo niedostępne

W łodzi warto zająć miejsca z przodu po prawej stronie (w drodze powrotnej po lewej), bo wówczas lepiej można docenić walory widokowe rejsu. R. nie może odłożyć aparatu (wieczorem selekcja zdjęć jest wyjątkowo trudna, bo mamy po kilkanaście ujęć z jednego miejsca…😉). Nie chce pominąć żadnego dobrego kadru, szczególnie gdy dopływamy już na Półwysep św. Bartłomieja. To z wody można najlepiej ująć słynny widok z czerwonymi kopułami kaplicy.

Przed nami nasz cel – kościół pielgrzymkowy św. Bartłomieja

Kościół znajduje się nad Königsee, na półwyspie Hirschau.

Do kościoła można dotrzeć tylko statkiem lub po długiej wędrówce przez okoliczne pasma górskie.

Św. Bartłomiej apostoł to patron alpejskich rolników i mleczarzy.

Stateczki przybijają do niewielkiej przystani

Po dopłynięciu na półwysep M. zajmuje się tym, na co akurat ochotę ma Grzesiek, czyli dreptaniem po resztkach rozmakającego śniegu i bujaniem się na huśtawce na miejscowym placu zabaw. R. ze starszakami realizuje plan bardziej turystyczny: szybko obchodzą pobliski teren, fotografując co się da. Czujemy się trochę jak japońscy turyści, których zresztą tu nie brakuje 😉.

Najchętniej obeszlibyśmy cały półwysep i podeszli chociaż do kaplicy lodowej u stóp Watzmanna, ale potrzebowalibyśmy na to co najmniej jeszcze trzech godzin. Widok wysokogórskiego otoczenia jeziora, szczególnie imponującej ściany drugiego co do wysokości szczytu Niemiec – Watzmanna – powoduje, że zapisujemy to miejsce gdzieś na liście naszych wyjazdowych planów – tam koniecznie trzeba będzie wejść! O dziwo słynna niemal dwukilometrowa ściana nie sprawia jakiegoś przytłaczającego wrażenia, pięknie wkomponowuje się w krajobraz. Może to spojrzenie z brzegu jeziora powoduje takie wrażenie, ale te dwa kilometry wzwyż wydają się jak dobre kilkaset metrów.

Jezioro Königsee bardziej przypomina fiord, wijający się daleko w głąb lądu.

Kościół został założony przez proboszcza Berchtesgaden już w XII w.

Charakterystyczne cebulaste kopuły to jeden z wyróżników tej świątyni.

W kolejnych stuleciach kościół był przebudowywany w stylu barokowym.

Widok na Königsee sprzed kościoła.

Piękno okolicy jest chronione w ramach Parku Narodowego Berchtesgaden.

Można stąd wybrać się do kaplicy lodowej u podnóży Watzmanna.

Wyruszając na Półwysep św. Bartłomieja po południu w zimie nie ma oczywiście co liczyć na długie spacery: ostatni stateczek odpływa dzisiaj o 16:20, później nie można już stąd wrócić, o czym informują wyraźnie informacje na statku i przy kasach. Do szybkiego powrotu zmusza nas też coraz dłuższa kolejka do przystani. Musimy w niej odstać ponad pół godziny, a w międzyczasie sznurek oczekujących na powrót znacznie się wydłuża. Nie chcemy myśleć, co tutaj się dzieje w szczycie sezonu turystycznego! W ciepłej części roku można popłynąć aż na południowy kraniec jeziora. Tam z przystani Salem w kilkanaście minut można dotrzeć nad brzeg Obersee, a to podobno niezapomniany widok… Ach, trzeba tu jeszcze wrócić!

Pora wracać, choć kolejka oczekujących na statek długa.

Wreszcie płynie! Ciekawe, czy do tego stateczku my się zmieścimy.

Opuszczamy półwysep. WIdzimy, że kolejka do statków powrotnych z biegiem dnia się wydłuza.

W drodze powrotnej lepiej przyglądamy się północnemu otoczeniu jeziora, które prezentuje się teraz przed nami. Wypatrujemy górę Jenner, której szczyt jest podobno świetnym punktem widokowym na jezioro (obecnie kolejka na niego jest w remoncie do wiosny 2018 r.). Szukamy też Orlego Gniazda – reprezentacyjnej rezydencji Hitlera na skalnej ostrodze Kehlstein (można tam dotrzeć specjalnymi autobusami i windą, ale tylko w ciepłej części roku). Chłopcy nie kryją też radości, rozpoznając kształt leżącej czarownicy w grani Schlafende Hexe.

Königsee to jedno z must see w Niemczech.

Wokół panuje niemal doskonała cisza.

Pasmo Śpiąca Czarownica przed nami. Kogo przypomina, można wywnioskować samemu.

I z powrotem dobijamy do klimatycznej przystani w Schönau am Königsee.

Pomimo pełnej wrażeń wycieczki udaje nam się dowieźć Grzesia do domu bez drzemki. Dzięki temu po zjedzeniu przygotowanego wczoraj spaghetti możemy położyć naszą najmłodszą latorośl na drzemkę już w naszej kwaterze. M. zyskuje chwilę dla siebie i komputera, a R. z Tymkiem i Sebkiem jadą do Abtenau na kilka zjazdów torem saneczkowym (3-kilometrowy, frajda dla całej rodziny, szczegóły w relacji nt. Abtenau). Takiego Sylwestra jeszcze nie było – na pewno go zapamiętamy!

Cała nasza rodzinka celebruje ostatni wieczór 2017 roku, robiąc sobie wróżby i grając w kalambury. Im hasło śmieszniejsze, tym lepiej! Nie kupiliśmy co prawda fajerwerków, ale z okien i tak podziwiamy piękny kolorowy spektakl za oknem (nieco ograniczony przez mgłę spowijającą Abtenau). Wszyscy chłopcy dzielnie czekają do północy, ale potem już w miarę grzecznie idą spać, a i my nie przedłużamy imprezy – na jutro planujemy rodzinny spacer po Postalm – największej górskiej hali w austriackich Alpach (fotorelacja tutaj).

Sylwestra czas zacząć!

Do siego roku! Już 2018! Szampan oczywiście bezalkoholowy:)