Królowej Karkonoszy nikomu przedstawiać nie trzeba. Wchodzimy Śląską Drogą, czyli czarnym, najkrótszym szlakiem z Karpacza na Śnieżkę. Trasa zejściowa jest równie atrakcyjna, bo pozwala odwiedzić trzy piękne karkonoskie schroniska i zajrzeć do przepięknego kotła Małego Stawu.
Wycieczka to karkonoski klasyk. Zimą widoki są naszym zdaniem równie piękne jak latem, a sama wędrówka dostarcza dużej dawki emocji, gdy na grani przenikają nas zimne podmuchy wiatru. W wersji z podjazdem wyciągiem na Kopę to świetny wybór także dla rodzin z nieco starszymi dziećmi.
Pętla z Karpacza z wejściem na Śnieżkę i trzema schroniskami po drodze
Informacje praktyczne
Najlepiej zostawić samochód na jednym z parkingów w okolicy dolnej stacji wyciągów ośrodka Kapracz Ski Arena. Kto chce uniknąć mozolnego wchodzenia, może skorzystać z kolei linowej Zbyszek, czynnej zimą w godzinach 9:00–16:00. Cena biletu za przejazd w obie strony to 50 zł, za sam wjazd zapłacimy 45 zł (ulgowe są tańsze o 15 zł). Na pocieszenie dodamy, że w cenie mamy już bilet wstępu do Karkonoskiego Parku Narodowego.
Mimo że wjazd wyciągiem zdecydowanie skraca wycieczkę, my zdecydowanie polecamy pieszą wędrówkę. Najkrótsza droga czarnym szlakiem na szczyt Śnieżki zajmuje 2,5 godziny. Na zejście niebieskim i zielonym szlakiem (z ominięciem zamkniętego zimą odcinka tego pierwszego) potrzeba około 3 godziny marszu (w obu przypadkach podajemy czasy bez postojów).
Przejście całej trasy zajęło nam 7 godzin (razem z trzema postojami: w bufecie przy górnej stacji kolei Zbyszek, w Śląskim Domu i w Samotni). Polecamy taki rozkład trasy zimą, bo trzy razy można się rozgrzać i najeść, a odcinki pomiędzy postojami nie przekraczają półtorej godziny. Najbardziej męczące jest oczywiście podejście na Kopę, to w końcu prawie 600 m przewyższenia. Podjazd wyciągiem pozwala tego uniknąć i jednocześnie skrócić czas wycieczki o ok. półtorej godziny.
Złe miłego początki
Miało być zupełnie inaczej, ale wyszło świetnie. Planowaliśmy dzisiaj przejście grzbietu Karkonoszy od Przełęczy pod Śnieżką do Szrenicy. Specjalnie zamówiliśmy taksówkę do Karpacza, żeby czerwonym szlakiem „wrócić” do Szklarskiej, gdzie mieszkamy. Niestety po dojeździe (…który kosztował nas 90 zł:/) i dojściu do dolnej stacji kolejki na Kopę okazało się, że nowiutki Zbyszek (uruchomiony wiosną, niespełna rok temu) z powodu wiatru nie działa i prawdopodobnie będzie uruchomiony dopiero o 11:00. To dla nas wieści do bani. Dwie godziny opóźnienia oznaczają fiasko naszych planów. Jako że nie potrafimy bezczynnie czekać, decydujemy się na najszybsze podejście na górę pieszym szlakiem.
Czarnym szlakiem na Kopę
Wchodzimy dawną Śląską Drogą. Przed wybudowaniem kolei linowej na Kopę w 1959 r. była to najpopularniejsza trasa wejściowa na Śnieżkę. Dzisiaj szlakiem wędrowali poza nami tylko pojedynczy turyści (spotkaliśmy jedynie cztery osoby). Idziemy prostą drogą przez las. Jedynym urozmaiceniem są przecinające szlak w dwóch miejscach nartostrady.
Robi się ciekawiej, gdy szlak dociera do Białego Jaru. To miejsce najpoważniejszego wypadku lawinowego w historii polskich gór. W 1968 r. w ogromnej lawinie zginęło tutaj aż 19 osób, którzy podążali szlakiem na Śnieżkę (nota bene podobnie jak dziś my, w związku z zamknięciem kolei krzesełkowej). Na szczęście nasz czarny szlak omija najbardziej zagrożony obszar lawinowy, dodatkowo dodatkowo tablice ostrzegają przed zbaczaniem z trasy. Prowadzący przez Biały Jar odcinek żółtego szlaku do Strzechy Akademickiej jest w zimie zamknięty właśnie z powodu bardzo dużego zagrożenia lawinowego.
Widoki powoli się rozszerzają – przed nami oświetlony promieniami słońca grzbiet, a za nami – widoki na Kotlinę Jeleniogórską i kocioł Wielkiego Stawu. Jednak jeszcze piękniejsze widowisko przygotowały nam dzisiaj słońce i wiatr. Promienie słońca flirtują z nami, wyglądając zza bajkowych kształtów zaśnieżonych i zaszronionych świerczków, a wiatr przegania w świetle słońca tumany śniegu. Złośliwiec przenika nas do szpiku kości i trochę nam przy tym zasypuje szlak, ale tutaj, już ponad górną granicą lasu, prowadzą nas wzorowo ustawione tyczki.
Nie ukrywamy, że trochę nas wkurzył widok już uruchomionego wyciągu, gdy dotarliśmy na wypłaszczenie wierzchołka Kopy. W końcu został puszczony kilkanaście minut wcześniej niż o 11:00, ale pierwsi pasażerowie dotarli to dosłownie 5 minut przed nami, więc w sumie nie straciliśmy czasu, a zyskaliśmy sporo dodatkowych wrażeń!
Przemarznięci i nieźle zmęczeni zgodnie stwierdzamy, że dzisiaj nie ma już sensu maszerować grzbietem na Szrenicę i dalej do Szklarskiej, bo taka wyprawa mogłaby skończyć się w najlepszym wypadku przemarznięciem i powrotem do domu późnym wieczorem, a my w końcu przyjechaliśmy tutaj, żeby cieszyć się górami i sobą! To, co oszczędziliśmy na wjeździe kolejką, przeznaczymy na powrotną taksówkę do Szklarskiej. Dzisiaj wejdziemy na Śnieżkę, a schodząc odwiedzimy kocioł Małego Stawu i piękną Samotnię.
Już bez niepotrzebnego pośpiechu wchodzimy do bufetu przy górnej stacji kolei na Kopę. Żurek z kanapkami smakuje tu zupełnie przyzwoicie. Można też za opłatą (2 zł) skorzystać z toalety.
Z Kopy na Śnieżkę
Tą trasą na Królową Karkonoszy wędrujemy już trzeci raz. Ale dotychczas zawsze korzystaliśmy z podjazdu kolejką – jeszcze zabytkowym jednoosobowym Zbyszkiem. Śnieżkę odwiedziliśmy w 2012 r. zimą z niespełna 6-letnim Tymkiem (link do relacji tutaj) i wiosną 2016 roku z wszystkimi trzema chłopcami (tę wycieczkę opisujemy tutaj).
Dzisiaj wędrujemy w pełnym słońcu, w przepięknej zimowej scenerii. Słońce to szczególny rarytas na Śnieżce – notuje się tutaj prawie 300 pochmurnych dni w ciągu roku! Droga wejściowa na Śnieżkę to chyba najbardziej zatłoczony szlak w Karkonoszach, ale przy tak pięknych okolicznościach przyrody nie przeszkadza to nam aż tak bardzo.
Zimą ze względu na znaczne zagrożenie lawinowe zamknięty jest czerwony szlak, sprowadzający do Kotła Łomniczki (tym samym niedostępny jest fragment Głównego Szlaku Sudeckiego). Z tego samego powodu zamknięta jest też Droga Jubileuszowa, czyli niebieski szlak na Śnieżkę. Zimą najwyższy szczyt Karkonoszy zdobyć można zakosami prowadzącymi po zachodniej grani Śnieżki.
Szlak jest miejscami śliski, ale nie są to oblodzenia, więc porządne górskie buty spokojnie dają radę. Raczki zostają dzisiaj w plecaku. Niezależnie od tego wysokość robi swoje i wchodząc, czujemy już w nogach te ponad 800 m przewyższenia.
Śnieżka – najwyższy szczyt Karkonoszy
Z radością witamy szczyt. Warto tu zabawić na dłużej, ale dzisiaj mimo słonecznej pogody wiatr mocno uprzykrza nam życie. Z biegiem lat coraz bardziej podobają nam się arcyoryginalne spodki budynku obserwatorium na Śnieżce. Stoją tutaj już od 1976 r. Szczyt jest przez to zdecydowanie niepowtarzalny.
Warto wspomnieć też o innych budynkach stojących na wierzchołku. Szczególnie ciekawa jest kaplica św. Wawrzyńca. Ma ona bardzo harmonijną bryłę w kształcie rotundy o średnicy 7 m. Kaplica wystawiona została na szczycie już w 1681 r. przez ród Schaffgotschów. Ludzie przez całe wieki pielgrzymowali tutaj, prawdopodobnie w ten sposób przyczyniając się do popularyzacji turystyki (uwierzycie, że w XVIII w. Śnieżka była najczęściej odwiedzaną górą Europy?!). Obecnie w kaplicy msza św. Jest odprawiana tylko raz w roku (10 sierpnia) w intencji przewodników górskich.
Przykładem znacznie prostszej architektury jest budynek czeskiej poczty. Wygląda trochę jak kontener, ale mamy za co go cenić – to najwyżej położony urząd pocztowy w Republice Czeskiej (Śnieżka to oczywiście najwyższy szczyt Czech). W budynku można się ogrzać i skorzystać z niewielkiego bufetu. Poczta stoi tutaj od 2008 r., została postawiona na miejscu rozebranego w 2004 r. niewielkiego schroniska Česká bouda.
Od 2014 r. na szczyt można też wjechać nowoczesną koleją gondolową z miejscowości Pec pod Sněžkou. Wcześniej, do 2012 r., pracował w jej miejscu wyciąg krzesełkowy. Dzisiaj, pewnie z powodu wiatru, kolej nie działa. I dobrze, bo ludzi i tak jest tutaj sporo 😉
Ze szczytu zachwyca nas szczególnie widok na Przełęcz pod Śnieżką. Stąd najlepiej widać, jak oddziela ona dwa ogromne kotły polodowcowe – po polskiej stronie Kocioł Łomniczki, a po czeskiej Upską Jamę. Spojrzenie z lotu ptaka na Śląski Dom dopełnia szczęścia.
Schodzimy sprawnie i po nieco ponad godzinie od wyruszenia z Kopy meldujemy się w Śląskim Domu. Ale tu tłoczno! Na grzane piwo czekamy strasznie długo, a na dodatek nie jest ono ani zbyt dobre, ani zbyt dobrze zagrzane… No nic, za to w międzyczasie zjadamy kanapki i kupujemy drobiazgi dla chłopców. Tutejsze stoisko z pamiątkami jest wyjątkowo dobrze zaopatrzone;-).
Ze Śląskiego Domu do Samotni
Drogą Przyjaźni Polsko-Czeskiej – czerwonym szlakiem – idziemy teraz na zachód. Po tym, jak czarny szlak wraca na Kopę, trasa robi się bardziej kameralna. Wchodzimy na szeroko rozciągnięte wzniesienie Smogorni. To chyba najbardziej rozległy masyw w Karkonoszach. To właśnie w jej zbocza wgryza się kocioł Małego Stawu. Po dotarciu do tego miejsca skręcamy w prawo i zaczynamy schodzić niebieskim szlakiem w kierunku Karpacza.
Nasza trasa obchodzi kocioł od wschodu i południa, po czym doprowadza do pięknej Strzechy Akademickiej. Dzisiaj zaglądamy tu tylko na moment, bo dłuższy postój planujemy w Samotni. Chyba śmiało można powiedzieć, że to najpiękniej położone schronisko w Karkonoszach. W zimowej i już niestety pochmurnej scenerii czujemy się co prawda, jakbyśmy oglądali czarno-biały film, ale mimo to jest tu po prostu pięknie i imponująco zarazem. Zimą ze ścian kotła Małego Stawu często schodzą lawiny, ale samo schronisko jest bezpiecznie położone. Zadziwia nas informacja, że w jednym ze żlebów na południowej ścianie kotła w marcu są rozgrywane zawody narciarskie o puchar Samotni.
Sama Samotnia, podobnie jak wiele karkonoskich schronisk, ma bardzo długą historię. Już w XVII w. stała tutaj pasterska buda. Obecny budynek był wielokrotnie przebudowywany i rozbudowywany, sala jadalna ma ponad 100 lat, a dzwon z wieżyczki już w XIX w. ogłaszał alarm z powodu wypadku w górach. Warto dodać, że schronisko nosi imię Waldemara Siemaszki – wieloletniego zasłużonego gospodarza Samotni.
Zejście z Samotni do Karpacza (pod wyciąg na Kopę)
Schodzimy do naszego dzisiejszego punktu wyjścia. Odcinek szlaku poniżej Samotni jest zimą zamknięty, bo prowadzi pod urwistymi i lawiniastymi ścianami kotła Małego Stawu. Myśleliśmy, że będziemy z tego powodu musieli wracać pod górę w stronę Strzechy Akademickiej, żeby zejść do Karpacza. Okazało się jednak, że zimową alternatywę stanowi droga dojazdowa do schroniska, prowadząca nieco bardziej na wschód niż sam niebieski szlak.
Zejście jest bardzo wygodne. Po osiągnięciu polany Bronka Czecha skręcamy w prawo w zielony szlak i sprawnie schodzimy do punktu wyjścia. W międzyczasie zamówiliśmy powrotny transport tym samym Taxobusem ze Szklarskiej. Koszt jest spory, ale co mamy zrobić, jak poza letnim sezonem nie ma innego bezpośredniego połączenia między Karpaczem a Szklarską Porębą…? Gdybyśmy wiedzieli, że wyciąg na Kopę rano nie będzie pracował i ostatecznie zrobimy ten piękny szlak z Karpacza, to przyjechalibyśmy własnym samochodem, ale nie ma co więcej gdybać – dzień był wspaniały i to jest najważniejsze!