Kto ma dzieci, ten… zmienia plany!

1 maja 2017, poniedziałek

Nareszcie piękny dzień, temperatura stopniowo rośnie do 15 stopni, podmuchy chłodnego wiatru

Kto ma dzieci, ten… zmienia plany

Wczoraj Sebuś był taki trochę niewyraźny – marudził i nie miał na nic siły. Dzisiaj sprawa się wyjaśnia – angina… A mieliśmy o 8:00 ruszać na Tarnicę! Plecaki spakowane, a tu bach! No, niestety, kto ma dzieci, ten… musi czasem zmienić plany…

Tymek jest bardzo zawiedziony taką koleją rzeczy, bo reszta jego kolegów szykuje się do drogi. Nasi cudowni Znajomi przygarniają jednak naszą najstarszą latorośl. Radość Tyma trudno opisać. W dziesięć minut robimy kanapki, pakujemy go i wysyłamy na najwyższy szczyt Bieszczadów. Tomku, Kasiu, Dorotko, Sławku, Januszu i Arku, bardzo Wam dziękujemy!!!

Wciąż jednak pozostaje nam problem, jak rozdzielić nasze młodsze pociechy, żeby Grześ też się nie rozchorował. Nieocenioną pomocą okazują się Dziadkowie. Zgadzają się zaopiekować Sebkiem. Kolejne pośpieszne pakowanie i o 9:30 R. z Sebkiem ruszają do Rzeszowa. Na bieszczadzkich krętych drogach biedny Sebuś trochę się męczy, ale dzielnie znosi trudy podróży i po południu odpoczywa już u Babci i Dziadka.

M. w tym czasie zwiedza z Grzesiem najbliższe okolice naszej kwatery. Idą na plac zabaw, do pieska, do kotka, do drugiego kotka, nad strumyczek itp.

Widok ze stoków Horodka w kierunku Cisnej.

Spodoba się tu wszystkim szukającym ciszy i spokoju.

Oglądamy z Grzesiem sympatycznego psa naszych gospodarzy.

…i szukamy kotka. Tylko gdzie ten kotek?

O, są, nawet aaa, kotki dwa. Takie piękne – tylko w Dołżycy!

Wkrótce po popołudniowej drzemce Grzesia wraca z Rzeszowa R. Po wspólnym obiedzie ruszamy w poszukiwaniu leśnej drogi, która według mapy łączy się ze szlakiem na Łopiennik. Im wyżej się wspinamy, tym szersze widoki rozpościerają się przed i za nami. Wiosenne barwy, te wszystkie odcienie zieleni podobają się nam chyba jeszcze bardziej niż jesienne. Jak miło tak iść przed siebie! Spotykamy jadących konno gości z naszego kompleksu agroturystycznego. Konie pięknie wpisują się w bieszczadzkie krajobrazy. Nie przedłużamy jednak spaceru, bo zaraz wrócą dzisiejsi dzielni zdobywcy Tarnicy, a wśród nich nasz Tymo.

Piękne okolice Dołżycy.

Horodek w świetle przedwieczornego słońca.

Spotykamy wycieczkę konną.

Czas wracać.

Dwunastoosobowa wyprawa z naszym Tymkiem w składzie zdobyła dzisiaj nie tylko najwyższy szczyt polskich Bieszczadów, ale pokonała całą dwudziestokilkukilometrową pętlę z Wołosatego przez Tarnicę, Halicz i Rozsypaniec z powrotem do Wołosatego. Wśród nich był nawet jeden dzielny siedomiolatek  (brawo, Olku!). Wrócili niesamowicie opaleni, trochę zmęczeni i… ubłoceni po szyję, ale pełni wrażeń, którymi przez cały wieczór dzielili się z pozostałymi uczestnikami naszej bieszczadzkiej eskapady.

Wieczorem czcimy udaną wycieczkę wspólnymi lodami i kolejnym śpiewograniem w naszej świetlico-jadalni. Dwie piosenki dedykujemy Sebusiowi przez telefon. Nasz synek bardzo się wzrusza (i my też…!). Sebusiu, bardzo nam Ciebie brakuje!

Przejazd do Dołżycy i Bieszczadzka Kolejka Leśna

28 kwietnia 2017, piątek

Wyjazd w ulewie i przy 5 st., w trakcie podróży temperatura wzrasta do 20 st.!

Warszawa–Dołżyca

Zaliczanie wszystkich pór roku zaczyna się już od dnia naszego wyjazdu. Za oknami samochodu przez połowę drogi deszcz i ziąb. A w głowach myśli: „żeby tylko pogoda udała się na wyjazd” i gorączkowe sprawdzanie prognoz – wiadomo, jedziemy w większym gronie, z maluchami – odpowiednia aura to warunek realizacji planów górskich. Trudno w to uwierzyć, ale po drodze przestaje padać i robi się coraz cieplej – od 5 stopni w Warszawie do prawie 20 w okolicach Rzeszowa! Takie cuda tylko w naszym klimacie:)

Zatrzymujemy się na drugie śniadanie w sympatycznej i niedrogiej restauracji Jaskółka przed Iłżą. Grześ nareszcie zjada jak człowiek (jajecznica w roli głównej). Kolejna porcja drogi dłuży się z powodu narastającego weekendowo-piątkowego ruchu. Po prawie trzech godzinach dojeżdżamy do Babci Stasi i Dziadka Janka na dłuższy popas. Pyszny domowy obiad i spokojna drzemka Grzesia to jest to, czego potrzebujemy!

Ostatni odcinek przez Dynów i Sanok do Dołżycy mija całkiem miło i sprawnie. Kolory budzącej się do życia przyrody są po prostu bajkowe! Podróż bocznymi bieszczadzkimi drogami to sama przyjemność. Po 2,5 godz. od Rzeszowa jesteśmy na miejscu. Nasza kwatera (gospodarstwo agroturystyczne Pod Brzózką w Dołżycy) jest przepięknie położona na stoku Horodka – rozległy bieszczadzki widok z okna koi zmysły zielenią. W środku czysto, przytulnie, do dyspozycji rozległy zielony teren z placem zabaw i wiatą na ognisko – czego chcieć więcej?

Gospodarstwo agroturystyczne Pod Brzózką jest niezwykle malowniczo położone

Widok z okna piękny niezależnie od pogody

Dzieciaki szaleją na dworze i cieszą się swoim towarzystwem – one to mają dobrze! Rodzice muszą ogarnąć bagaże, maluchy, a wreszcie zagonić całe towarzystwo do łóżek – dzieciaki najchętniej biegałyby z rówieśnikami co najmniej do północy. A przecież jutro wczesna pobudka!

Nasz czas: Warszawa-Rzeszów: 8:00-13:30; Rzeszów-Dołżyca: 16:00-18:20.

29 kwietnia 2017, sobota

Całą noc i przedpołudnie pada, ok. 4 st., później mgły i nadal zimno

Przejażdżka Bieszczadzką Kolejką Leśną i spacer do Bacówki pod Honem

Budzi nas deszcz stukający w parapety i trzy stopnie na termometrze. „Miało być lato, jest zima…” – jak śpiewały siostry Wrońskie. No cóż, w tej sytuacji z gór nici. Na szczęście w kieszeni mamy kupione wcześniej bilety na Bieszczadzką Kolejkę Leśną (zakup przez Internet na stronie http://kolejka.bieszczady.pl).

Kolejka powstałą jeszcze przed I wojną światową – linię z Nowego Łupkowa do Majdanu otwarto w 1898 r. Wtedy powstał też dworzec, magazyn towarowy i budynki mieszkalne dla pracowników. Kolejka rozwoziła drewno do okolicznych tartaków. Z II wojny światowej kolejka wyszła w bardzo złym stanie technicznym. W kolejnych latach działania UPA tylko pogorszyły sprawę. Odbudowa kolejki po wojnie była największą „kolejową” inwestycją  lasów państwowych. Od lat 60. kolejka znów była intensywnie wykorzystywana do transportu drewna. Do składów okresowo dołączano wagoniki dla turystów. Taki stan rzeczy trwał do 1994 r., kiedy to ciuchcia została wyłączona z eksploatacji. Na szczęście dla miłośników wąskotorówek niedługo potem udało się wznowić kursowanie kolejki w celach turystycznych. Obecnie można wybrać się na przejażdżkę z Majdanu przez Cisną do Przysłupia (2 godz. 50 min tam i z powrotem) lub w drugą stronę – z Majdanu do Banicy (2 godziny w obie strony). Na niektórych kursach składy są ciągnięte przez zabytkowe parowozy – wszystkie informacje można sprawdzić tutaj: http://kolejka.bieszczady.pl

Bieszczadzka Kolejka Leśna w Majdanie

Takie właśnie składy ciągną pasażerów przez bieszczadzkie lasy.

Ponad 100-letni budynek kolejki.

Dzisiejsze przejazdy kolejki to tylko znikoma część dawnej trasy.

Kiedyś kolejka zwoziła drewno z bieszczadzkich lasów.

W wybranych dniach składy ciągnie parowóz, dzisiaj powiezie nas jednak spalinowa lokomotywa.

Pary buch nie będzie, ale koła w ruch – jak najbardziej!

My wybieramy nieco dłuższy poranny kurs. Ciuchcia rusza z Majdanu, potem na krótko zatrzymuje się w Cisnej i po 70 minutach stawia się w Przysłupie. Zajmujemy cały wagon i jest nam bardzo wesoło – maluchy, całe przejęte, zasiadają na ławeczkach, starsze dzieciaki machają do przejeżdżających samochodów, wszyscy podśpiewujemy, gramy w głuchy telefon i opowiadamy sobie niezbyty mądre żarty. Jedyny minus to pogoda – mimo końca kwietnia temperatury mamy zupełnie zimowe: 3-4 stopnie i kropiący deszczyk. Do składu dołączono jeden zabudowany wagon, my jednak wybraliśmy ten zadaszony, ale odkryty, oferujący jednak dużo bogatsze wrażenia z przejażdżki. Na efekt nie trzeba dużo czekać – po godzinie w takich warunkach wysiadamy solidnie zmarznięci.

Pojawiają się pierwsi pasażerowie.

My też zwarci i gotowi czekamy na sygnał do odjazdu

Najpierw powoli…

Potem równie wolno:)

Maluchy są zachwycone ciuchcią!

Kolejka niespiesznie sunie w stronę Przysłopu.

Ten wagon jest nasz!

Stacja Cisna

Trasa kolejki prowadzi wzdłuż koryta Solinki.

Ciuchcia stoi w Przysłupie 40 minut – w sprzyjającej aurze można cieszyć się pięknymi okolicznościami przyrody, my jednak biegniemy w te pędy do pokaźnej karczmy – jak dobrze się ogrzać i na szybko wrzucić coś na ząb! Z karczmą sąsiaduje galeria sztuki – poza typowymi pamiątkami można tu dostać prawdziwe cudeńka. Ani się oglądamy i musimy z powrotem pędzić do wagonu – wskakujemy w ostatniej chwili!

Droga powrotna mija szybko i przyjemnie. Grześ, podobnie jak inne maluchy, bardzo cieszy się przejażdżką, ale dla starszych dzieci taka leśna wąskotorówka to też duża frajda. Na pewno tylko przyjemniej byłoby w wyższych temperaturach 🙂

Po przejażdżce ciuchcią większość naszych znajomych urządza sobie jeszcze wycieczkę na Połoninę Welińką. Wracają ubłoceni i zmęczeni, ale pełni wrażeń – surowe górskie warunki nawet mimo braku widoczności mają swój urok. Te zdjęcia we mgle… Aaaach. No ale nie można mieć wszystkiego.

My kładziemy Grzesia spać, a przed wieczorkiem urządzamy sobie krótki spacer do Bacówki pod Honem. Bacówka jest miło położona na stokach góry Hon na wysokości 668 m. Z Cisnej to tylko 15-minutowy spacerek. Bacówkę odwiedziliśmy już parę lat temu z małym Tymkiem i Sebusiem, ale chętnie wróciliśmy tu raz jeszcze. Po zmianie właścicieli w schronisku jest jeszcze przyjemniej niż było. Jajecznica w takim miejscu smakuje wyjątkowo dobrze.

Z Cisnej czerwony szlak wprowadza do Bacówki pod Honem

To tylko krótki spacerek!

Bacówka pod Honem.

… leży na wysokości 668 m, tylko rzut beretem od Cisnej.

Ale widok lepszy jednak sprzed schroniska.

Anioły bieszczadzkie, bieszczadzkie anioły

Kolacja zjedzona, pora schodzić!

Wieczorem spotykamy się wszyscy razem w jadalni naszej agroturystyki. Z gitarą, dobrym piwem, a przede wszystkim w doborowym towarzystwie czas płynie wyjątkowo szybko! Przyzwyczajone do wspólnego muzykowania dzieciaki głośno protestują, gdy wreszcie zaganiamy je do łóżek.