Jesienny spacer ze Starej Dąbrowy do Poleskich Dębów
5 listopada, sobota
Pochmurno, początkowo z przebłyskami słońca, do 6 st.
Północny szlak krawędziowy, zwłaszcza okolice Poleskich Dębów, to jedno z najpiękniejszych miejsc na jesienny spacer po Puszczy Kampinoskiej. W tym roku trochę się spóźniliśmy – piękne barwy na drzewach najlepiej podziwiać w połowie października, ale brodzenie po szeleszczącym dywanie z dębowych liści też miało wiele uroku. Można dojść tutaj od Leoncina, ale my wybraliśmy dłuższą, 22-kilometrową pętelkę Stara Dąbrowa – Posada Cisowe – Poleskie Dęby – Czarna Woda – Stara Dąbrowa. Tą trasą zaczynamy powtarzanie naszych ulubionych kampinoskich spacerów. Przeszliśmy ją – bagatela – 12 lat temu! Czyli w zupełnie innej epoce – bez dzieci, ale za to z naszą psiną Regusią. Teraz było… inaczej, ale też bardzo malowniczo!
Ruszamy z parkingu obok Ośrodka Szkolenia Wolontariuszy ZHP w Starej Dąbrowie. Dojazd zajmuje ok. 45 minut z warszawskiej Woli. Dzisiaj tak jak dwanaście lat temu idziemy bez dzieci, bo trasa dla nich za długa, a my akurat mamy świetną okazję wyrwać się na kilka godzin we dwoje. Tymo pojechał na weekendowy kurs zastępowych, Sebuś spędza dzień z babcią w kinie, a Grzesiem zgodziła się zająć p. Małgosia. A my… ruszamy!
Pierwsze osiem kilometrów pokonujemy niebieskim szlakiem w kierunku zachodnim. Przez ponad kilometr biegnie on razem z żółtym szlakiem, którym wrócimy na miejsce po zamknięciu pełnej pętli.
Przez pierwsze ok. 3 kilometry mamy niezłą rozgrzewkę, bo trasa prowadzi grzbietami naprawdę okazałych wydm, kilka razy wznosząc się i opadając o dobrych kilkadziesiąt metrów. Do naprawdę świetna trasa na nizinną zaprawę przed wypadem w góry!
Po ok 30 minutach szlak sprowadza z wydm na asfaltową drogę łączącą Starą Dąbrowę z Górkami. Przez chwilę idziemy skrajem lasu. Na szczęście niedługo droga jezdna skręca w lewo do miejscowości Górki, a my idziemy dalej na zachód, trzymając się znaków niebieskiego szlaku.
Po około 8 km dochodzimy do rozstaju szlaków Posada Cisowe, gdzie skręcamy w prawo (na północ) i zmieniamy kolor szlaku na żółty. Rozczarowaliśmy się brakiem wiaty lub choćby ławeczki (zwykle można je znaleźć w okolicy punktów węzłowych szlaków kampinoskich). Nogi potrzebują już chwili wytchnienia, więc nie pozostaje nam nic innego, jak tylko znaleźć miejsce na odpoczynek w terenie. Wkrótce znajdujemy odpowiedni pień brzozy i przez dłuższą chwilę delektujemy się gorącą herbatką i pysznymi kanapkami. Przy dzisiejszej temperaturze konieczne było zakładanie dodatkowej warstwy ubrania na czas postoju, podobnie niezbędny był termos z herbatą i odpowiedni zapas dodatkowych kalorii.
Z zapasem nowych sił przyspieszamy kroku, nasycając się ciszą zakłócaną tylko przez szelest liści pod nogami. Przez ponad pięć godzin wędrówki spotkaliśmy dzisiaj zaledwie kilka osób. To zaleta szlaków bardziej oddalonych od Warszawy. W tej okolicy podobno jest jeden z wielu mateczników puszczańskiej fauny. Nam udaje się wypatrzyć wyraźne ślady łosia (a właściwie dwóch), które szły kilkadziesiąt metrów naszym szlakiem niedługo przed nami.
Po kolejnych kilkudziesięciu minutach dochodzimy do kolejnego węzła szlaków. Znowu skręcamy w prawo (na wschód) i zmieniamy kolor szlaku na zielony.
Ten fragment Północnego Szlaku Krawędziowego to najbardziej malowniczy odcinek naszej dzisiejszej wędrówki. Już po kilkuset metrach docieramy do Poleskich Dębów. Ponad dwustuletnie olbrzymy spoglądają na nas dostojnie. Niestety, trudno objąć ich rozmiar i piękno obiektywem… trzeba je po prostu zobaczyć na własne oczy!
Ten odcinek szlaku jest wyjątkowo piękny jesienią, bo otaczają nas urozmaicone drzewostany liściaste. Cały czas brodzimy w liściach, a dodatkowo zmienia się kolorystyka i faktura dywanu po którym kroczymy.
Dwanaście lat temu było jeszcze ładniej, bo byliśmy tutaj w ostatniej dekadzie października, kiedy jeszcze więcej liści było na drzewach. Ale dzisiaj i tak jest przepięknie. Kilkaset metrów przed kolejną zmianą koloru szlaku i kierunku wędrówki spotykamy miłą ławeczkę, która zachęca do odpoczynku. Nie oponujemy i chętnie zjadamy resztę kanapek, popijając herbatą z drugiego termosu. Chwilo, trwaj!
Ostatnie kilometry nie są może już tak urocze, bo niebo pokrywa coraz grubsza warstwa chmur. Powoduje to odczucie nadchodzącego zmierzchu (a dopiero dochodzi 15:00). No cóż – uroki listopadowej włóczęgi… Po skręcie w żółty szlak kierujemy się ogólnie na południe, chociaż szlak dość mocno kluczy po różnych leśnych drogach krzyżujących się pod różnymi kątami. Idziemy m.in. Kościelną Drogą (jedną z wielu dróg tej nazwy w Puszczy). Pomiędzy kolejnymi zakrętami szlaku spotykamy zapomnianą opuszczoną leśniczówkę… Aż chciałoby się zajrzeć do środka!
Szlak poprowadzony jest bardzo wygodnie i sprawnie dochodzimy do znanych już obszarów ochrony ścisłej „Wilków” i „Biela” oraz połączenia z niebieskim szlakiem, którym rozpoczynaliśmy naszą dzisiejszą wędrówkę. Teraz jeszcze tylko nieco ponad kilometr po wydmach i jesteśmy już przy samochodzie. Było naprawdę CUDOWNIE!
Dzisiejsza trasa, którą nazwaliśmy roboczo północną pętlą ze Starej Dąbrowy, jest bardzo ciekawa przyrodniczo, bo prowadzi przez kilka obszarów ochrony ścisłej. Szczególnie warto przejść tędy w drugiej połowie października, kiedy (szczególnie) północny szlak krawędziowy zaskakuje bogactwem kolorów jesiennych liści. Wydaje nam się, że równie pięknie może tu być wiosną – może niedługo to sprawdzimy 🙂
Nasz czas: 10:15–15:30, ponad 22 km.
Dziekanów Leśny – Posada Sieraków
1 października, niedziela
Do 20 stopni, chyba pożegnanie lata
Za oknem piękne kolory jesieni, a pogoda iście letnia. Idealne warunki na spacer po Puszczy!
Półtora roku temu wczesną wiosną przeszliśmy we dwoje sporą pętlę z Dziekanowa przez Palmiry, dzisiaj w jesiennej scenerii i w pełnym dzieciowym składzie zaliczamy fragment tej trasy. Ruszamy z parkingu przy wjeździe do szpitala i pętli autobusowej. Początkowo zielony i czerwony szlak prowadzą drogą wśród brzóz i sosen. Po niespełna kilometrze dochodzimy do pierwszej wiaty i rozstaju szlaków w Uroczysku „Żydowskie”. M z chłopcami chwilę czeka na R. i Grzesia, który przeszedł cały ten odcinek na własnych nóżkach – brawo! Spoglądamy na kamień poświęcony himalaiście Andrzejowi Zboińskiemu, inicjatorowi kultywowanych przez wiele lat maratonów pieszych przez Puszczę Kampinoską.
Nasz zielony szlak i znaki ścieżki edukacyjnej „Do Starego Dębu”, które towarzyszą nam dzisiaj przez cały spacer, skręcają teraz w lewo, a droga zagłębia się w wyraźnie gęstszy las. Wchodzimy w obszar ochrony ścisłej „Sieraków” z urozmaiconymi lasami – bory sosnowe, grądy, olsy i łęgi przeplatają się ze sobą wraz ze zmianami poziomu wilgotności terenu. Na prawo od szlaku rozciągają się tereny bagna Cichowąż. To jeden z głównych mateczników Puszczy Kampinoskiej. Teren ten nigdy nie został odwodniony (jest otoczony wzniesieniami) i z tego powodu zachował swój dziki charakter pomimo bliskości Warszawy.
Kolejny krótki postój (nasze żołądki domagają się kanapek:)) robimy w sporej wiacie w okolicy rozstaju szlaków przy Uroczysku Na Miny. Grześ kipi energią, bo ten odcinek przeszedł u taty na plecach. Fotografujemy kolejny pamiątkowy kamień, tym razem ku czci prof. Witolda Plapisa. Przed nami jeszcze półtora kilometra do celu, więc nie przedłużamy popasu.
Zostawiamy za sobą cenne drzewostany i wkrótce docieramy do Posady Sieraków. To zarastająca polana z pięknym Starym Dębem, do którego doprowadza nasza dzisiejsza ścieżka edukacyjna. Mamy aż trzy wiaty do wyboru, jest też miejsce na ognisko, full wypas. My zadowalamy się kolejnym odpoczynkiem, dojadamy jeszcze co nieco i karmimy Grzesia. Tym razem ubieramy go trochę grubiej z myślą o drzemce w nosidełku w drodze powrotnej. Faktycznie, Grzesiek pomimo początkowego rozbawienia po 10 minutach rytmicznego kołysania zasypia. Wracamy prosto do samochodu tą samą drogą. Spacer był przemiły. Porządna dawka witaminy N dla całej rodziny!
Nasz czas: 10:45 – 13:45 (z postojami), przeszliśmy bez pośpiechu 7 km w obie strony
Granica – Famułki Brochowskie – Famułki Królewskie – Posada Demboskie – Granica
Szukacie miejsca na długaśny spacer w okolicach Warszawy? „Kondycyjny”, taki, po którym zdecydowanie poczujemy, że mamy nogi? Polecamy pętlę z Granicy! Nie dość, że ma słuszną długość (32 km), to jeszcze jest niesamowicie atrakcyjna przyrodniczo. Ścieżka będzie wiła się przez malownicze wydmy po to, by zaraz wkroczyć w pas bagien. Przetniemy obszary ochrony ścisłej: Granica, Czapliniec, Czerwińskie Góry I i II i – jeden z najcenniejszych w Puszczy – OOŚ Krzywa Góra. Spotkamy miejsca pamięci narodowej – cmentarz wojenny w Granicy, dąb powstańców 1863 r., pojedyncze groby nieznanych żołnierzy AK. Zamiast tłumów ludzi na szlakach, spotkamy wsie wysiedlane przez KPN, sędziwe drzewa – np. piękny dąb prof. Kobendzy – i – przy odrobinie szczęścia – dzikich mieszkańców puszczańskich ostępów. A na koniec powitamy brawami widok samochodu na parkingu:) Dajemy słowo!
20 lipca 2016, środa
Po długim paśmie deszczowej aury nareszcie letni dzień z komfortowym 24oC
Starsi chłopcy na wakacjach, Grześ został z Panią Małgosią, nam udało się wygospodarować wolny dzień w pracy, słońce za oknem, a w planach wymagająca dobrej formy wyprawa w Dolomity. Co robimy? Oczywiście idziemy przed siebie. Najlepiej jak najdłużej i jak najdalej, z dala od cywilizacji!
Pętlę z Granicy wypatrzyliśmy na mapie już jakiś czas temu, jednak ze względu na jej długość nie mieliśmy jeszcze okazji wziąć jej na warsztat. Dziś nadarza się ku temu znakomita okazja – grzechem byłoby jej nie wykorzystać!
Granica-Famułki Brochowskie
Dojazd z warszawskiej Woli zajmuje ok. godziny. Parkujemy na nowym, dużym parkingu w Granicy. Zawitamy tu jeszcze na pewno z dziećmi. W Granicy znajduje się tu skansen budownictwa puszczańskiego, mamy też niezbyt długą pętelkę spacerową, atrakcyjny plac zabaw, zaplecze w postaci toalet, miejsce biwakowe – Granica to idealny cel weekendowego wypadu z kilkulatkami. Dziś jednak przyświecają nam bardziej ambitne plany – rzut oka na mapę i bez zbędnej zwłoki ruszamy przed siebie. Mamy ściśle ograniczony limit czasu (Pani Małgosia zgodziła się zostać z Grzesiem do 17:30) – na przejście całości mamy mniej niż 7 godzin, więc jeśli chcemy wygospodarować chwilę na odpoczynki, musimy trzymać równe tempo ok. 6 km/h. Najpierw idziemy za znakami żółtymi i zielonymi. Po kilkuset metrach po prawej stronie spotykamy cmentarz wojenny z okresu II wojny światowej. Pochowanych zostało tu kilkuset żołnierzy, głównie biorących udział w bitwie pod Bzurą we wrześniu 1939 r. Uważny obserwator zauważy, że cmentarz zbudowany został na planie orła. Nad całością założenia góruje intrygujący pomnik – nie znaleźliśmy informacji nt. autora, ale w stylu przypomina nam nieco dzieła Hasiora.
Zaraz za cmentarzem nasza ścieżka, oznaczona zielonymi znakami, skręca w lewo. Cały ten kilkukilometrowy odcinek zielonego szlaku (to tzw. Południowy Szlak Leśny) jest niezwykle ciekawie poprowadzony. Prowadzi to w górę, to w dół, wciąż kluczy między wydmami – to chyba najbardziej kręta puszczańska ścieżka, jaką kiedykolwiek przyszło nam iść (uwaga na znaki! Liczne skręty sprawiają, że szlak jest mylny).
Po ok. 3,5 km od skrętu zatrzymujemy się na chwilę przy Dębie Powstańców, będącym świadkiem straceń z okresu powstania styczniowego.
Po kolejnych ok. 2 km ścieżka wprowadza na imponującą wydmę zw. Górą k. św. Teresy, „ozdobioną” wieżą obserwacyjną straży leśnej. Nogi dopominają się o swoje prawa, ale przeciągamy jeszcze 20 min i stajemy na połączeniu szlaków zielonego i niebieskiego. No, 10 km za nami. Jak dobrze wreszcie siąść, zjeść coś, zdjąć buty…
Famułki Brochowskie – Famułki Królewskie
Nie popasujemy za długo, bo czas leci, a ponad 2/3 drogi wciąż przed nami. Siłą woli opuszczamy boską drewnianą ławeczkę i ruszamy dalej.
Podążamy za znakami niebieskiego szlaku aż do drogi asfaltowej łączącej Famułki Brochowskie z Królewskimi. Tu opuszczamy szlak niebieski i idziemy za znakami trasy rowerowej. Patrząc na mapę, z niechęcią witaliśmy perspektywę wędrówki ponad 3 km asfaltem. Nastawialiśmy się na zaciśnięcie zębów i możliwie szybkie przedreptanie poboczem wśród samochodów. Tymczasem asfaltowa droga Famułki Brochowskie-Królewskie to chyba nasze dzisiejsze największe pozytywne zaskoczenie. Samochodów brak, asfalt stary i toczący nierówną walkę z roślinnością, a wokół – jaka piękna przyroda! I jak malowniczo! Po obu stronach rozciągają się bagienne tereny (Famułkowskie Błoto) z typową dla nich roślinnością. Na torfowiskach słabo sobie radzą drzewa – pamiątką przegranej walki są wystające suche kikuty.
Po ok. 2 km marszu po lewej stronie spotykamy pozostałości protestanckiego cmentarza mennonitów, jednak nie zaglądamy tam na dłużej – konieczność powrotu na określoną godzinę motywuje nas do utrzymywania wyśrubowanego tempa. R. zauważa, że idziemy tak samo szybko jak rekreacyjni rowerzyści:) – faktycznie, para urządzająca sobie romantyczną przejażdżkę jedzie tak samo szybko jak my. Asfaltową drogę opuszczamy w Famułkach Królewskich. Wieś przez minione lata była wysiedlana przez Kampinoski Park Narodowy. Teraz panuje tu spokój mącony tylko szczekaniem dwóch kundelków, strzegących swojego obejścia. Tablica z nazwą miejscowości, zniszczona wiata przystanku autobusowego, drewniany przydrożny krzyż, w dawno nieopróżnianym koszu na śmieci sterta butelek po napojach procentowych.
Głównym Szlakiem Puszczy Kampinoskiej
W Famułkach Królewskich opuszczamy asfaltowa drogę. Przez 5 min idziemy na wprost trasą rowerową i na pierwszym rozdrożu skręcamy w prawo za znakami czerwonego szlaku. Przypominamy sobie, jak szliśmy tym odcinkiem niemal równo rok temu, próbujemy wypatrzeć znajome miejsca, gdzie to wtedy robiliśmy odpoczynek? Dobrze czymś zająć głowę, bo zmęczenie coraz bardziej daje o sobie znać, a postój zaplanowaliśmy dopiero za niemal 5 km, u podnóża Krzywej Góry.
Uff, udało się. Kolejne 10 km za nami. Mamy rozstaj szlaków, przyjemną ławeczkę, siadamy. 20 minut na kanapkę, gryz batonika, picie – czas dalej. Oj, nogi czują już dzisiejszy dystans.
Rok temu skręcaliśmy w lewo za żółtymi znakami, dziś podążamy prosto szlakiem czerwonym. Nasza trasa jest niezwykle interesująca przyrodniczo – dekoracje zmieniają się w zależności od tego, w którą stronę patrzymy – po lewej stronie mamy puszczański pas wydmowy, po prawej – pas bagienny. Zaraz za postojem wkraczamy w OOŚ Krzywa Góra, uznawany za jeden z najcenniejszych obszarów ochrony ścisłej w puszczy. W przewodniku Lechosława Herza czytamy, że „niewiele jest szlaków leśnych na polskim niżu, które dorównują temu”. My amatorsko chłoniemy po prostu otaczającą nas przyrodę. W pewnym momencie na naszej drodze spotykamy młodziutką wiewiórkę – prycha, niezadowolona z naszego widoku. Oczywiście od razu dajemy się przestraszyć i każde z nas rusza swoimi ścieżkami.
Po niecałych 2 km od rozstaju szlaków przy drodze stoi dostojny dąb im. prof. Romana Kobendzy – chyba najbardziej znane drzewo w Puszczy. Jego wiek szacowany jest na ok. 400 lat. Kilka zdjęć i dąb zostaje za nami, choć mamy wrażenie, że też chce pójść w swoją stronę – jak Tolkienowski drzewiec.
Kilometrów przez nami jeszcze ponad 10, więc planujemy niż zatrzymywać się aż do kanału Łasica. Tymczasem dzieje się rzecz wyczekiwana przez nas od przedwczoraj – dzwoni Tymo! Hura! Zasięg kiepściutki, ale jakoś się słyszymy. Siadamy na najbliższej kłodzie, włączamy tryb głośnomówiący i z wielką przyjemnością wysłuchujemy relacji naszego syna na temat obozu. Jak to dzisiaj mieli spływ kajakowy Pilicą. Jak wczoraj przygotowywali się do Harcerskiego Biegu Terenowego. Jak w nocy mieli wielkie straszenie w ramach zwyczajowego BISZKOPTA. No, rozmowa z naszym Tymusiem to chyba największa frajda dzisiejszego dnia!
Podnosimy się z kłody i stwierdzamy, że 10 minut mamy w plecy, więc musimy słusznie wyciągać nogi, żeby zdążyć na 16:30 na parking w Granicy. Po rozmowie z Tymem endorfiny buzują, więc idzie nam całkiem nieźle. Na rozstaju szlaków w okolicy Posady Demboskie skręcamy w praco i dalej podążamy na południe za znakami żółtymi.
Posada Demboskie – Granica
7-kilometrowy odcinek znakowany na żółto to ostatni fragment dzisiejszej trasy. Robimy zdjęcie uroczemu budynkowi starej gajówki Demboskie. Szlak wprowadza nas w puszczański pas bagienny. Przyroda tu niezwykle bujna, a wilgoć sprawia, że owady szaleją. Szkoda, że nie wzięliśmy repelentów – ledwo opędzamy się od „bzyczonek” i „gryzionek”, jak to kiedyś uroczo określił Sebuś. Wypatrujemy opisywanych w przewodniku śladów torowiska dawnej wąskotorówki.
Po nieco ponad 20 minutach od rozstaju szlaków docieramy do Kanału Łasica. Do tej pory przekraczaliśmy kanał szerokimi drogami jezdnymi, a tutaj – niespodzianka! Królestwo zieleni i uroczy drewniany mostek przeprowadzający na drugą stronę. Miejsce zachęca do dłuższego odpoczynku, jednak kurczący się czas skłania nas do ograniczenia postoju do kilku łyków wody.
Za kanałem wygodna droga zmienia się w wąziutką ścieżkę, torującą sobie drogę wśród bujnej roślinności porastającej wilgotne tereny.
Każda nasze wyprawa do Puszczy tu inne wrażenia i inne widoki, ale dziś mamy wrażenie, że scenografia zmienia się jak w kalejdoskopie – za każdym zakrętem szlaku witają nas inne dekoracje. 20 minut marszu i las znowu zmienia charakter. Ścieżka opuszcza pas torfowisk i znów wraca w obszary wydmowe.
Zmęczenie daje o sobie znać – chciałoby się zadać standardowe dzieciowe pytanie „Tato, daleko jeszcze???” – ale przecież po to właśnie tu przyszliśmy! Po dołączeniu się z prawej zielonych znaków wiemy, że do parkingu już tylko rzut beretem – stąd zaczynaliśmy rano dzisiejszą wycieczkę!
Przy samochodzie stawiamy się o 16:35, niecałe 7 godzin od rozpoczęcia marszu. Nogi bolą jak powinny po takim dystansie (…), ale co tam – za dwa dni przestaną:) Wrażenia z wycieczki przynieśliśmy za to kapitalne. To trasa niezwykle urozmaicona widokowo i przyrodniczo. Mimo imponującego dystansu, żaden odcinek szlaku nie jest podobny do drugiego. Opisaną trasę można też pokonać na rowerze, choć należy się liczyć z kilkoma bardziej kłopotliwymi, piaszczystymi (najczęściej krótkimi) odcinkami – zwłaszcza przy przejeżdżaniu przez pasy wydmowe.
Nasz czas: 9:45-16:35, 32 km
Wycieczka ze Starej Dąbrowy
1 maja 2016, niedziela
Przedpołudnie pochmurne i chłodne, potem słonecznie i 16 stopni
Hura, hura, hura! Jak to dobrze, że operacja Grzesia już za nami! 10 dni temu wróciliśmy do domu z naszym już oficjalnym Jednonerkim Bandytą i całą rodziną próbujemy jakoś wrócić do normalności po tych niezwykle trudnych chwilach.
Dziś nadarza się okazja o jakiej nawet nie marzyliśmy – szansa na wyrwanie się na spacer we dwoje! Starszych chłopców zostawiliśmy wczoraj na działce z Dziadkami, z Grzesiem deklaruje się zostać Pani Małgosia – rety, mamy kilka godzin tylko dla siebie! Termos, kanapki i mapa do plecaka, wskakujemy w samochód i pędzimy do Puszczy Kampinoskiej!
Wczoraj podczas poszukiwania odcinków szlaków, którymi jeszcze nie szliśmy, wypatrujemy pętelkę ze Starej Dąbrowy. Minusem jest nieco dłuższy dojazd z Warszawy, ale za to tutaj, w sercu puszczy, spotyka się dużo mniej osób. I jakie wrażenia na szlaku! Trasa przebiega przez wszystkie pasma puszczańskie, stanowiąc łakomy kąsek dla miłośników przyrody. Zaczynamy!
Zostawiamy samochód na parkingu w Starej Dąbrowie. Przez chwilę zatrzymujemy się przy głazie upamiętniającym pierwszą puszczańską wycieczkę PTK z 1907 r, po czym ruszamy na południe za znakami żółtego szlaku. Po prawej mijamy budynek Ośrodek Szkolenia Wolontariuszy ZHP. Potem skręcamy w prawo w drogę wiodącą do Górek. Po chwili orientujemy się, że na mapie (ExpressMap 1:40 000 z 2015 r.) zaznaczono nieaktualny przebieg szlaku. Znaki nie opuszczają od razu drogi w kierunku południowym, by potem skręcić w prawo wzdłuż Kanału Ł-9, ale wiodą ok. kilometra na zachód wzdłuż asfaltowej drogi, by potem skręcić w lewo w polną drogę wiodącą do centrum Starej Dąbrowy.
Po skręcie robi się ciekawiej. Najpierw idziemy nasypem przez podmokłe łąki i pola, potem wkraczamy w obszar torfowisk niskich północnego pasa bagiennego. Szlak przecina kanał Ł-9, a potem Kanał Łasica z jazem. Czytamy o próbach powtórnego nawadniania osuszanych przez lata terenów. Działania te mają na celu ochronę zanikających ekosystemów bagiennych.
Za kanałem szlak lekko odbija na zachód i wkracza na tzw. Trakt Napoleoński. Czy faktycznie Napoleon prowadził tędy wojska na Rosję, nie wiadomo, pozostała nazwa i tajemnica. Nas urzeka otaczająca przyroda. Idziemy przez obszar ochrony ścisłej „Żurawiowe”. Nazwa wzięła się od żurawi, budujących tu swoje gniazda. Podmokłe tereny kipią życiem budzonej przez wiosnę przyrody. Gdyby tylko dało się sfotografować śpiew ptaków… R. zachwyca się odcieniami wiosennej zieleni, M. urzekają całe kobierce szykujących się do kwitnienia konwalii. Podobno wczesną wiosną jest tu niezwykle dużo zawilców.
Nie zdążamy się w pełni nacieszyć uroczyskiem Żurawiowe, a już zmieniają się dekoracje. Żółty szlak wkracza w piaszczysty pas wydmowy. Po chwili mijamy skrzyżowanie z zielonym Południowym Szlakiem Leśnym w Babskiej Górze. Jest tu wiata i dogodne miejsce odpoczynku, jednak my urządzamy sobie postój niecałe 2 km dalej, na zarastającej Posadzie Łubiec. Wiata zajęta, więc rozsiadamy się na brzegu drogi. Za nami 8 km, jak dobrze na chwilkę przysiąść. Pałaszujemy kanapki, patrzymy na rowerzystów, tańczących z rowerami na piaszczystej na tym odcinku drodze.
Po postoju opuszczamy szlak żółty i skręcamy w prawo w czerwony Główny Szlak Puszczański. Po chwili ponownie wkraczamy w malowniczy teren wydmowy. Ukształtowanie terenu miejscami przypomina teren górski w miniaturze – czy to dlatego znajdujący się tu obszar ochrony ścisłej nosi nazwę „Karpaty”? Co chwilę wypatrujemy ze szlaku stare, malownicze dęby. Jeden z nich, już uschnięty, ma zupełnie spróchniały pień. Mamy wrażenie, że kikut dostojnego drzewa trzyma się tylko na skrawkach kory. Po ok. 3 km docieramy w okolice pozostałości XIII-wiecznego grodziska „Zamczysko”. Zamczysko odwiedziliśmy na jesieni trzy lata temu i szykujemy się, żeby niebawem przyprowadzić tu chłopców, więc tym razem nie zwiedzamy tej pamiątki dawnych dziejów i idziemy dalej. Szlak skręca na północ i po nieco ponad 2 km doprowadza do uschniętej Sosny Powstańców. Na drzewie tym wieszano za karę powstańców biorących udział w Powstaniu Styczniowym. Odnosimy wrażenie, że ten naturalny pomnik historii zmarniał i zmalał przez te trzy lata. A może to tylko wrażenie?
Za Sosną Powstańców wkraczamy na asfaltową drogę biegnącą przez wieś Górki. To mniej przyjemny fragment wycieczki. Na szczęście krótki. Półtora kilometra, mijamy kościół i skręcamy w lewo. Skręt nie jest nijak oznaczony – chyba wymieniano słupy energetyczne, a wraz ze starymi pozbyto się znaków szlaku. Dobrze, że dokładnie przyjrzeliśmy się mapie. Po chwili droga doprowadza do przecinanego już dzisiaj Kanału Ł-9. Stajemy tu na długi postój. Po 16 km nogi zdecydowanie dopominają się o swoje prawa:)
Ostatni odcinek dzisiejszej wycieczki wiedzie jeszcze przez chwilę szlakiem czerwonym, aż do połączenia się ze znakami niebieskimi. Na skrzyżowaniu skręcamy za szlakiem niebieskim w prawo. Szliśmy tędy 12 lat temu z Regusią, jako młode małżeństwo bez dzieci. Rety, jak ten czas szybko leci…
Na ostatnim odcinku naszej wycieczki czeka na nas smaczny deser. Niebieski Północny Szlak Leśny na odcinku między Górkami a Starą Dąbrową wiedzie ścieżką poprowadzoną szczytami spektakularnych wydm. W przewodniku Lechosława Herza czytamy, że tak wysokich wydm śródlądowych nie ma nigdzie indziej w Polsce. Różnice wysokości zaiste są spektakularne – ścieżka pnie się stromo w górę, potem miejscami w dół. Droga jezdna jest położona kilkadziesiąt metrów niżej – czujemy się zupełnie jak byśmy byli w górach! Po połączeniu z żółtym szlakiem jeszcze chwila i stajemy na punkcie wyjścia – parkingu w Starej Dąbrowie. Zdecydowanie czujemy, że mamy nogi. No tak, przeszliśmy prawie 25 km. Czy to normalne, żeby lubić tak się zmęczyć? Wśród tak pięknej przyrody – zdecydowanie normalne! Wycieczka udała się wyśmienicie.
Po połączeniu z żółtym szlakiem jeszcze chwila i stajemy na punkcie wyjścia – parkingu w Starej Dąbrowie. Zdecydowanie czujemy, że mamy nogi. No tak, przeszliśmy prawie 25 km. Czy to normalne, żeby lubić tak się zmęczyć? Wśród tak pięknej przyrody – zdecydowanie normalne! Wycieczka udała się wyśmienicie.
Nasza dzisiejsza trasa jest absolutnie godna polecenia dla każdego miłośnika leśnych ostępów. Naszym zdaniem najbardziej do polecania wiosną. Nie licząc dwóch czy trzech krótkich fragmentów przebiegających drogami, prowadzi przez niezmiernie zróżnicowane i interesujące przyrodniczo tereny. Każdy odcinek szlaku to inna sceneria. Najpierw obszary torfowiskowe, zatopione w świeżej, wilgotnej wiosennej zieleni, potem piaszczyste wydmy, porośnięte borem sosnowym, potem niezwykle ciekawe okolice Zamczyska – pozostałości grodziska z XIII w., a na deser, między Górkami i Starą Dąbrową spacer prawie-że-górski: ścieżką poprowadzoną szczytami najwyższych w Polsce wydm śródlądowych. Jak reklama Puszczy Kampinoskiej – skrótowo pokazująca, co w niej najlepszego.
Nasz czas: 10:00-16:00 (z dwoma odpoczynkami), ok. 25 km
Pętelka z Dąbrowy Leśnej
3 kwietnia 2016, niedziela
Pierwszy tak ciepły wiosenny dzień: 16 stopni i słońce!
Człowiek cieszy się wiosną chyba niezależnie od wieku, kłopotów czy czegokolwiek innego. Słońce, ciepło i budząca się do życia przyroda co roku działają na nas tak samo – trudno nam usiedzieć w domu. W tym roku jest podobnie – mimo wiszącej nad nami jak gradowa chmura perspektywy operacji Grzesia wiosna jest tak samo piękna jak zwykle. Wszyscy chętnie przystajemy na przedpołudniowy niedzielny spacer po Puszczy Kampinoskiej.
Tym razem jedziemy w pełnym dzieciowym składzie, więc wybieramy niezbyt długą, ok. 6,5-km pętelkę Dąbrowa Leśna – Uroczyska Łuża i Nadłuże – Dąbrowa Leśna. To popularny podwarszawski szlak, w pogodny wiosenny dzień jest więc pełen spacerowiczów, w dodatku prowadzi w przeważającej części przez młodsze, mniej cenne przyrodniczo drzewostany. Nie znaczy to jednak, że jest nieciekawy. Przecina miejsca pamięci związane z wydarzeniami II wojny światowej – we wrześniu 1939 r. toczyły się w tych okolicach wyjątkowo krwawe walki – oferuje też kilka ciekawostek przyrodniczych: można zobaczyć ciekawą sosnę kandelabrową czy endemiczne egzemplarze brzozy czarnej. W dodatku z centrum Warszawy mamy tu wyjątkowo krótki dojazd – 20 minut samochodem i jesteśmy na miejscu.
Ruszamy z parkingu samochodowego w Dąbrowie Leśnej tuż obok Łomianek. Tj. gwoli ścisłości ruszają M. i starsi chłopcy, a R. zostaje w samochodzie z drzemiącym Grzesiem z planem dogonienia nas jak tylko to będzie możliwe.
Kierujemy się w lewo, za znakami niebiesko-czarnymi. Początkowo idziemy wzdłuż granicy Kampinoskiego Parku Narodowego, a odczucie ciepła zakłóca chłodny wiatr.
Po chwili wchodzimy do lasu i od razu robi się cieplej. Szlak czarny skręca w lewo, my kontynuujemy spacer, trzymając się znaków niebieskich. Wszyscy chętnie wypatrujemy oznak wiosny. Tu pączki, tu pierwsze listki. Po chwili dogania nas R. z Grzesiem.
Porządny terenowy wózek to jednak była dobra inwestycja. Jeszcze kilka minut drogi i zatrzymujemy się na naszym pierwszym postoju – w okolicy Uroczyska Łuża. Jest tu rozstaj szlaków i wiata turystyczna.
Grześ, wypuszczony z wózka, chętnie biega to tu to tam, pokonując coraz dłuższe odcinki. Z zaciekawieniem patrzymy, kiedy (i czy w ogóle) się zatrzyma i wróci do nas, czy zdecyduje się pójść w długą z innymi spacerowiczami. Zazwyczaj jednak zawraca zanim jeszcze straci nas z oczu na zakręcie ścieżki. Chłopcy jedzą kanapki, popijamy herbatę z termosu i wystawiamy buzie do słońca.
Następny odcinek naszej trasy wiedzie za znakami żółtymi. Zaraz za wiatą zatrzymujemy się na chwilę przy sośnie kandelabrowej. To niemal stuletnie drzewo ma zaiste niezwykły, trójdzielny kształt. Rolę wierzchołka przejęły kiedyś aż trzy boczne gałęzie, stąd ta niezwykła uroda. Krótki postój na zdjęcia i ruszamy dalej. Po kilkuset metrach ścieżka skręca w prawo i wchodzimy na tzw. Młyńską Drogę. M. idzie przodem, żeby szybciej dojść do następnej wiaty i wypuścić Grzesia na kolejne pobieganie.
Nasz drugi postój wypada w Uroczysku Nadłuże. Tutaj również znajduje się wiata. My jednak zwracamy uwagę zwłaszcza na Kamień Ułanów Jazłowieckich. Na tablicy informacyjnej czytamy, że głaz upamiętnia pułk Ułanów Jazłowieckich, który we wrześniu 1939 r. słynną szarżą utorował sobie i innym jednostkom drogę do Warszawy. Nazwa pochodzi od uroczej podolskiej miejscowości Jazłowiec, skąd ułani zaczęli swój szlak bojowy. W okolicy jest również ukryty w lesie grób nieznanego polskiego żołnierza z okresu II wojny światowej. Doprowadza do niego w kilkadziesiąt sekund widoczna ścieżka, rozpoczynająca się przy pomniku.
Nasz drugi postój jest jednak dużo mniej przyjemny niż pierwszy. Grzesiek wyje i nikt nie wie, o co mu chodzi. Chyba on sam też nie wie… Nasz najmłodszy turysta jest w trudnym wieku i co chwilę wystawia na próbę nasze rodzicielskie nerwy. Jest południe, więc wokół wielu innych niedzielnych turystów, ciekawie przyglądających się naszemu rodzinnemu przedstawieniu. Wobec tego R. pakuje buntownika do wózka i przyjmuje kierunek na samochód, a M. ze starszymi chłopcami zamykają peleton.
W Uroczysku Nadłuże opuszczamy żółty szlak i skręcamy w prawo za znakami czarnymi. Ostatni odcinek dzisiejszej wycieczki wiedzie tzw. Aleją Ułanów Jazłowieckich. Droga jest piaszczysta i dość tłumnie uczęszczana przez innych turystów. Niewątpliwym jej atutem są jednak brzozy czarne, które wprawne oko łatwo wypatrzy po obu stronach drogi.
Sebuś bawi się patykami do „nawigacji”, od czasu do czasu „ciągnąc tyły”, Tymo ciekawie opowiada o niedawnym wyjeździe harcerskim. Chwila moment i stajemy na parkingu – naszym punkcie wyjścia. Czeka tu na nas R. z Grzesiem. Grzesiowi złość przeszła i teraz humor mu dopisuje. Z zapamiętaniem otwiera i zamyka drzwi do naszego samochodu.
Wracamy do domu nasyceni słońcem i ze zmęczonymi nogami. Obiad u Babci będzie smakował wyśmienicie!
Nasz czas (z dwoma odpoczynkami): 10:00-12:30.
Pętla z Truskawia
14 marca, poniedziałek
Rano przymrozek i słońce, potem pochmurno, do 4 stopni
Podobnie jak rok temu, w marcu udaje nam się wygospodarować dzień na długi spacer tylko we dwoje – hura! W planowaniu wycieczek po KPN posiłkujemy się przewodnikiem Lechosława Herza. Dzisiaj przeszliśmy trasę wycieczki nr 5, przedłużoną o pętelkę w okolicy miejscowości Wiersze. Ta trasa przecina wiele narodowych miejsc pamięci zw. z Powstaniem Styczniowym i okresem II wojny światowej, a przy tym oferuje wiele atrakcji dla przyrodników – mamy tu Puszczę Kampinoską w pigułce: trochę mokradeł, trochę terenów wydmowych i piękne naturalne drzewostany w obszarach ochrony ścisłej.
Przed 9:30 ruszamy z parkingu w Truskawiu czarnym szlakiem w kierunku Karczmiska. To chyba najładniejszy odcinek dzisiejszej trasy. Malownicza ścieżka prowadzi przez torfowiska; pokonanie podmokłych fragmentów szlaku ułatwiają kładki. Od razu myślimy o chłopcach – na pewno by im się tutaj spodobało… ale dzisiaj to chwila tylko dla nas!
Po chwili wkraczamy w obszar ochrony ścisłej „Cyganka”. Idziemy wśród szczególnie pięknych drzewostanów, szczególnie podziwiamy rozłożyste dęby.
Za Karczmiskiem idziemy czerwonym Głównym Szlakiem Puszczy Kampinoskiej, który prowadzi tzw. Warszawską Drogą przez bory sosnowe Pohulanki.
Po drodze uwagę zwracają piękne wydmowe wzniesienia terenu. Szukając dobrego miejsca na postój, docieramy do cmentarza partyzanckiego z 1944 r. na obrzeżach miejscowości Wiersze. Tutaj czekają na nas wygodne ławki i wiata. Nie marnujemy okazji na popas. Cudownie smakuje kefir, kanapki i herbatka z termosu.
Posileni, na chwilę oddajemy się zadumie na cmentarzu powstańczym z 54 grobami żołnierzy AK. Z jednej z pamiątkowych tablic dowiadujemy się, że w okresie wojny późniejszy prymas Polski Stefan Wyszyński był kapelanem Grupy AK „Kampinos”. Czytamy też z tablicy smutną historię walk oddziałów powstańczych w tej okolicy oraz oglądamy odsłonięty w 2004 r. pomnik „Niepodległej Rzeczypospolitej Kampinoskiej”.
Mamy jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby przedłużyć planowaną trasę o dodatkową 4,5-kilometrową pętlę żółtym i czerwonym szlakiem. Początkowo żółty szlak prowadzi asfaltową drogą przez maleńką miejscowość Wiersze. Po lewej stronie mijamy kolejne stacje Powstańczej Drogi Krzyżowej.
Dalej trasa „wraca do lasu” i po niespełna godzinie meldujemy się z powrotem w okolicy cmentarza. Nie zatrzymujemy się już w miejscu poprzedniego odpoczynku, tylko wracamy w kierunku Truskawia, tym razem żółtym szlakiem. Las nie jest tutaj już tak piękny, bo drzewa są znacznie młodsze, nie można mu jednak odmówić walorów krajobrazowych. Wydmowe wzniesienia, które mijamy i przez które ciągle przechodzimy, są bardzo urokliwe.
Tuż przed kolejnym rozstajem, umiejscowionym w okolicy Mogiły Powstańców 1863 r., robimy ostatni postój. W miłej wiacie rozpijamy drugi termos herbaty i kończymy kanapki.
Ostatni odcinek naszej trasy znowu wiedzie bardziej podmokłymi terenami. Na pewno w te okolice wrócimy jeszcze raz z chłopcami, może zrobimy wtedy nieco krótsze kółeczko przez zielony szlak łączący Karczmisko z Zaborowem Leśnym.
Przeszliśmy dzisiaj 20,5 km w ciągu niespełna pięciu godzin (z odpoczynkami). Kondycja dopisała nam znacznie bardziej niż rok temu, kiedy po 18 km byliśmy wykończeni – to dobry prognostyk przed tegorocznymi wypadami w góry!
Zaraz po dotarciu do naszego samochodu czekającego na parkingu w Truskawiu dostajemy telefon ze szkoły, że Sebusia rozbolała głowa i trzeba go wcześniej odebrać. No tak, powrót do codzienności. Jak dobrze, że udało nam się wyrwać te kilka godzin na leśny spacer i podładować akumulatory. A teraz biegniemy do Ciebie, Sebciu, biegniemy!
Palmiry
14 lutego, niedziela
8 stopni i słonecznie, czujemy już wiosnę w powietrzu
Mieszkając tak blisko, grzechem byłoby nie poznać dokładnie Puszczy Kampinoskiej. Taki właśnie przyjęliśmy plan, od kilku lat konsekwentnie wybierając się na coraz to nowe puszczańskie szlaki, czasami z dziećmi, czasami sami. Dziś wybieramy się na spacer całą rodziną. Grzesiek co prawda nie jest ostatnio najlepszym kumplem na wyprawy – za nic nie chce siedzieć w wózku, wypuszczony na nogi idzie (biegnie – może mnie mama nie dogoni) zawsze w inną stronę niż my, najchętniej prosto do kałuży, a wzięty na ręce w celu doprowadzenia do reszty stada – wyje. Postanawiamy jednak nie dać się terroryzować i odważnie jedziemy. Pogoda jest bardzo zachęcająca – słońce rano wygania nas z domu.
Za cel dzisiejszej wycieczki wybieramy nieodległe od Warszawy Palmiry. Uważamy, że to miejsce powinien znać każdy i chcemy pokazać je starszym chłopcom. Na palmirskim cmentarzu-mauzoleum pochowano ponad 2 tys. ofiar zbiorowych egzekucji z okresu II wojny światowej. Wywożono tu m.in. więźniów Pawiaka i więzienia na Rakowieckiej. Znajdują się tu grobu m.in. olimpijczyka Janusza Kusocińskiego, marszałka sejmu Macieja Rataja czy Mieczysława Niedziałkowskiego – działacza PPS. Cmentarz to las ustawionych w długich rzędach krzyży, poprzeplatanych gdzieniegdzie macewami. Nad całością górują trzy białe metalowe krzyże, osadzone ma wydmie. Zmienione proporcje ramion mają symbolizować rozłożone ręce rozstrzeliwanego człowieka. Jest tu też symboliczny ołtarz z urną zawierającą ziemię z miejsc egzekucji. Starszym chłopcom opowiadamy o historii tego miejsca odpowiednio do ich wieku. Grześ po prostu biega beztrosko po alejkach, a potem upatruje sobie kałużę, w której za wszelką cenę chce się wykąpać.
R. zabiera Tymusia na wystawę do Muzeum Miejsce Pamięci Palmiry. To filia Muzeum Warszawy. Wstęp jest bezpłatny; od 2011 r. muzeum działa w nowym budynku. Nie chcemy wchodzić z wszystkimi chłopcami, bo obawiamy się, że mogliby się zetknąć z drastycznymi treściami. Niepotrzebnie. Nowoczesna ekspozycja (wstęp bezpłatny) związana z miejscami masowych egzekucji jest urządzona z dużym wyczuciem, skłania po prostu do przemyśleń i refleksji. Jest odpowiednia nawet do zwiedzenia z dziećmi. Osoby zainteresowane mogą posłuchać relacji świadków, zakładając specjalne słuchawki – to zapewne nie jest polecane dla najmłodszych. Tymo zwraca uwagę przede wszystkim na brzozy, upamiętniające główne miejsca egzekucji, rosnące w budynku muzeum i „wypuszczone” przez dach. Ten oryginalny pomysł bardzo nam się podoba.
Po zwiedzeniu muzeum idziemy na ok. 3-km spacer. Najpierw idziemy w kierunku południowym, tak jak wiedzie zakręt głównego czerwonego szlaku Puszczy Kampinoskiej. Towarzyszą nam też znaki czarnego szlaku im. Kazimierza Wójcickiego. To krótki, ale bardzo malowniczy odcinek – droga wiedzie przez wydmy, więc najpierw wspinamy się w górę, potem zbiegamy z górki na pazurki, potem znowu na górę.
W okolicy Ćwikowej Góry skręcamy w lewo w szlak zielony.
To też bardzo urokliwy fragment, bo wiedzie skrajem jednego z najcenniejszych przyrodniczo obszarów puszczy – Obszaru Ochrony Ścisłej Sieraków im. Romana Kobendzy.
Na szlabanie przy połączeniu ze szlakiem niebieskim – Palmirskim Szlakiem Łącznikowym – robimy sobie postój na małe co nieco i herbatkę z termosu. Do samochodu już tylko rzut beretem, więc moglibyśmy się nie zatrzymywać, ale dla chłopców taki popas i jedzenie na powietrzu to spora atrakcja, więc stajemy.
Grześ, wypuszczony z wózka, szczęśliwy eksploruje co najbardziej błotniste miejsca. Pije wodę z butelki z gwinta. Fajny kumpel. Co prawda potem po wsadzeniu do wózka wyje tak, że mijający nas spacerowicze podejrzanie się na nami oglądają, ale spuśćmy na to zasłonę milczenia.
Wracamy niebieskim szlakiem prosto na parking w Palmirach, mijając po prawej krzyże upamiętniające palmirską polanę straceń.
Spacer puszczańskimi drogami był przemiły. Starsi chłopcy bez wahania wyrazili chęć towarzyszenia nam podczas kolejnych spacerów. Jak to jest, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Im bardziej się człowiek rusza z domu, tym większą ma ochotę na kolejne eskapady… Wieczorem siedzimy więc przy mapie KPN i planujemy kolejne wycieczki.