Wieliczka z dziećmi

Wieliczka i Kraków

08.05.2016

Przed południem w Krakowie pochmurno i deszczowo, potem słońce, do 18 stopni

Czy można sobie zrobić jednodniowy citybreak z dziećmi? Oczywiście, że można – zwłaszcza, gdy mamy szybki i wygodny dojazd na miejsce, plan zwiedzania uwzględnia atrakcje dla dzieci i … kilkunastomiesięczniaki zostaną w domu:)

Zamiast zwiedzania Krakowa, dziś nacisk kładziemy na Wieliczkę. Dla najmłodszych organizowana jest tu specjalna trasa turystyczna – Solilandia. Zdecydowanie polecamy to rozwiązanie dla rodzin z dziećmi! Dorośli nic nie tracą, bo zwiedzanie przebiega po klasycznej trasie turystycznej, a dzieci zamiast słuchania długich opisów przewodnika spotykają Soliludka, uciekają przez Solizaurem, by na końcu dotrzeć do rządzonej przez Skarbnika Solilandii i spróbować prawdziwych solilizaków! Takiej Wieliczki jeszcze nie znaliście!

Dzisiejszy dzień był całkowitą niespodzianką dla starszych chłopaków. Chcieliśmy spędzić trochę czasu tylko z nimi, żeby choć trochę zrekompensować im niedawny brak rodziców – operacja Grzesia wyjęła nam niemal pełne dwa tygodnie z życiorysu. Wszyscy potrzebowaliśmy odrobiny luzu.

Rano Ciocia Małgosia przejmuje Grzesia, a my pakujemy chłopaków do samochodu i przed siebie. Panowie nie wiedzą, czego się spodziewać. Czy jedziemy na leśny spacer, a może do parku linowego, albo do kina? Tylko dlaczego bierzemy tyle kanapek? Czyżbyśmy mieli oglądać kilka filmów po kolei?

Po dojechaniu na dworzec zakres możliwych rozwiązań znacznie się zawęża. Już wiemy, że będzie pociąg. Chłopcy sprawdzają rozkład i po chwili zgadują, że obieramy kierunek na Kraków. Zaraz zaraz, to nie do końca prawda – w Krakowie przesiądziemy się w drugi pociąg! To już zupełnie ich rozbraja. To dokąd jedziemy? W góry, do jeszcze innego miasta, a może – jak zgaduje Sebuś – do Danii? Mamy ubaw po pachy. I my, i oni:)

Czekamy na nasz pociąg.

Czekamy na nasz pociąg.

Punkt 8:00 wsiadamy do pociągu. Ale dziś to nie byle jaki pociąg, tylko Pendolino! To atrakcja również dla nas, bo nigdy wcześniej Pendolino nie jechaliśmy. Zajmujemy miejsca przy czteroosobowym stoliku – bardzo dobre rozwiązanie dla rodziców podróżujących ze starszymi dziećmi. Gramy w Uno, w wojnę, w kartofla, wsuwamy jajecznicę w Warsie i nie wiadomo kiedy podróż ma się ku końcowi. Było szybko i komfortowo. Chłopcom podoba się wszystko (najbardziej toaleta:)), nam również. Może poza cenami biletów, które mocno uderzyły nas po kieszeni.

W Krakowie wysiadamy o 10:15, kupujemy bilet Kolei Małopolskich do Wieliczki i o 10:40 już jedziemy w kierunku naszego docelowego miejsca. Dopiero teraz odkryliśmy przed chłopcami wszystkie karty. A więc będziemy zwiedzać kopalnię soli! Ale fajnie!

Ze stacji w Wieliczce do Szybu Daniłowicza, skąd rozpoczyna się zwiedzanie, to tylko krótki spacer. Na miejscu zaskakuje nas ogrom różnojęzycznego tłumu turystów. Fakt, byliśmy tu ostatnio kilkanaście lat temu, od tego czasu wiele się zmieniło. Wieliczka przyciąga odwiedzających z całego świata. I bardzo dobrze, wszak mamy się czym chwalić!

Zwiedzanie rozpoczyna się od Szybu Daniłowicza.

Zwiedzanie rozpoczyna się od Szybu Daniłowicza.

Na szczęście nie musimy stać w imponującej kolejce do kas, tylko kierujemy się prosto do Działu Organizacji Imprez, gdzie odbieramy bilet na Solilandię (konieczna była wcześniejsza rezerwacja). To dodatkowa zaleta tej formy zwiedzania. Mamy wyznaczoną godzinę i zamiast tłoczenia się w kolejce, możemy miło spędzić czas w parku sąsiadującym z głównym wejściem do kopalni. Jak tu dużo się zmieniło! Otoczenie uporządkowano, teraz wszędzie wokół widać zadbane alejki, jest spory plac zabaw. Uwagę zwraca duża konstrukcja modrzewiowej tężni, która od 2014 przyciąga do Wieliczki nie tylko turystów, lecz także kuracjuszy.

Czekając na wstęp, rzucamy okiem na park Św. Kingi z niedawno wybudowaną tężnią.

Czekając na wstęp, rzucamy okiem na park Św. Kingi z niedawno wybudowaną tężnią.

Czekając na wejście, próbujemy uświadomić chłopcom, jak długą historię ma wielicka kopalnia soli i jak wielkim jest unikatem na skalę europejską, a nawet światową! Korytarze drążono tu już 10 wieków temu, a dużo wcześniej, od 3000 lat p.n.e. eksploatowano sól ze źródeł solankowych. Dowodem szerokiego uznania dla niezwykłości kopalni w Wieliczce było uwzględnienie jej już na pierwszej Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO z 1978 r.

Wieliccy przewodnicy czekają na swoje grupy.

Wieliccy przewodnicy czekają na swoje grupy.

O 11:45 po naszą grupę przychodzi przewodnik, stylowo ubrany w mundur wzorowany na górniczym stroju galowym, i na trzy godziny przenosimy się pod ziemię – w inny świat. Na dzień dobry zaliczamy zejście po 380 schodach w dół. Może to i żmudne, ale dzieciaki nie marudzą. Pokonanie tego dystansu na własnych nogach daje niezłe pojęcie o tym, jak głęboko schodzimy. Zaczynamy od 65 m, a kończymy nawet na 135 m pod ziemią!

Najpierw musimy zejść na dół po 380 schodach na głębokość 65 m.

Najpierw musimy zejść na dół po 380 schodach na głębokość 65 m.

Zwiedzanie zaczynamy od przywitania ze Skarbnikiem. Jeszcze go nie widać, ale dzieci przykładają swoje rączki do odcisku Skarbnikowej dłoni w słonej ścianie – to bilet to krainy Solilandii. Do tej bajkowej krainy zaprowadzą nas strzałki z wizerunkiem Skarbnika – najmłodsi turyści muszą bacznie wypatrywać ich na ścianach.

Przewodnik opowiada skrótowo o wydobyciu soli.

Przewodnik opowiada skrótowo o wydobyciu soli.

Dziś trasę wskazuje nam Skarbnik.

Dziś trasę wskazuje nam Skarbnik.

Chłopaki nie mogą uwierzyć, że wszędzie dookoła jest sól. No dobra, po polizaniu ścian już wierzą. Mamy wrażenie, że nawet powietrze wdychane ustami ma słony smak. Korytarze zamieniają się w korytarze, z jednej komory przechodzimy do innej. Odwiedzamy Komorę Kopernika z solną rzeźbą, wykonaną w 500-lecie urodzin Kopernika i kaplicę św. Krzyża. Komora Janowice z naturalnej wielkości rzeźbą św. Kingi to doskonały moment na zapoznanie dzieci z legendą wyjaśniającą, skąd wzięła się wielicka sól. Mijamy zrekonstruowane urządzenia służące do transportu soli. Naprawdę pięknie robi się w Komorze Pieskowa Skała. Schodzimy tu schodami w dół, pod nogami otwiera się przestrzeń. Z jednej strony przycupnęły trzy ponad stuletnie rzeźby krasnoludków, z drugiej widać fragmenty starych schodów wykutych w soli. Tymo wypatruje różne solne formy naciekowe – stalaktyty, a nawet jeden stalagmit i stalagnat. Największe wrażenie na wszystkich wywiera oczywiście największa na świecie podziemna świątynia – kaplica Św. Kingi. Kaplica została urządzona w końcu XIX w. w komorze powstałej po eksploatacji soli, a jej wystrój był tworzony przez ponad 70 lat przez górników-rzeźbiarzy. Chłopcy zachwycają się, że wszystko tu jest z soli – płaskorzeźby przedstawiające sceny z Nowego Testamentu, ołtarz, nawet ogromne żyrandole.

Zdjęcie dla Babci Urszuli

Zdjęcie dla Babci Urszuli

Św. Kinga przyjmuje pierścień znaleziony w bryle soli.

Św. Kinga przyjmuje pierścień znaleziony w bryle soli.

Ściany są słone. Kto nie wierzy, może sprawdzić.

Ściany są słone. Kto nie wierzy, może sprawdzić.

Komora Pieskowa Skała. Jak tu pięknie...

Komora Pieskowa Skała. Jak tu pięknie…

Te leciwe skrzaty mają już ponad 100 lat.

Te leciwe skrzaty mają już ponad 100 lat.

Z kopalni wciąż trzeba na bieżąco odprowadzać wodę.

Z kopalni wciąż trzeba na bieżąco odprowadzać wodę.

Dzieci słuchają soliludka, dorośli podziwiają wielickie plenery.

Dzieci słuchają soliludka, dorośli podziwiają wielickie plenery.

Kaplica Św. Kingi z kon. XIX w.

Kaplica Św. Kingi z kon. XIX w.

Soliludek przepytuje dzieci o znaczenie kolejnych płaskorzeźb.

Soliludek przepytuje dzieci o znaczenie kolejnych płaskorzeźb.

Żyrandol z krzyształów soli przyciąga uwagę każdego.

Żyrandol z krzyształów soli przyciąga uwagę każdego.

Słone klejnoty.

Słone klejnoty.

Kaplica Św. Jana

Kaplica Św. Jana

Na trasie zwiedzania bardzo atrakcyjne są też dwie komory z jeziorkami solankowymi – pięknie podświetlona Komora Barącza i Komora Weimar. Muzyka Chopina, słuchana pod ziemią w wyrobisku zalanym solanką, brzmi naprawdę wyjątkowo.

Piękna Komora Barącza.

Piękna Komora Barącza.

Komory komorami, zabytki zabytkami, dzieci zajęte są czymś innym. A czym? Szukaniem drogi do Solilandii! Po drodze czai się wiele niebezpieczeństw, w tym krwiożercze solizaury. Spotykamy nawet jaja jednego z nich. Dzień wcześniej jaja były cztery, dziś są tylko trzy. Oj, niedobrze, trzeba mieć się na baczności. Czy wiedzieliście, że Smok Wawelski tak naprawdę jest solizaurem? My też nie, a teraz już wiemy:)

Jaja solonia - może z nich wykluć się groźny solizaur.

Jaja solonia – może z nich wykluć się groźny solizaur.

W Komorze Pieskowa Skała czeka na nas niespodzianka. Śpiący soliludek! Na szczęście przy odrobinie wysiłku udaje się go obudzić. Od teraz już on prowadzi naszą grupę. Jest wesoło i dalsza droga mija w mgnieniu oka. Uff, w końcu udaje się, trafiamy do Solilandii. A tam czeka na nas Skarbnik, prawdziwa księżniczka – która, jak się okazuje, ukryła się w naszej grupie – i solilizaki o smaku… Zgadniecie? Nie zdradzimy!

Spotykamy śpiącego soliludka. Dzieci właśnie go obudziły.

Spotykamy śpiącego soliludka. Dzieci właśnie go obudziły.

Wreszcie docieramy do Solilandii!

Wreszcie docieramy do Solilandii!

Na koniec jeszcze pokaz multimedialny i atrakcja na deser – wyjazd prawdziwą górniczą widną!

Wow, wyjechaliśmy prawdziwą górniczą windą!

Wow, wyjechaliśmy prawdziwą górniczą windą!

Atrakcji było mnóstwo, więc wychodzimy porządnie zmęczeni. Już nawet nie mamy ochoty zostawać na obiad w podziemnej restauracji czy wjeżdżać na taras widokowy w monumentalnie wysokiej Komorze Staszica. Pod ziemią spędzamy ok 3 godzin, trzeba przejść spory kawałek drogi (ok. 3 km), dodatkowo zwiedzanie utrudniają wymuszone przestoje – w śluzach, podczas wymijania się z innymi grupami, w trakcie czekania na windę. Pod ziemią harmonogram jest napięty – grupa dosłownie goni grupę, ruch jak na Marszałkowskiej, trzeba pilnować dzieci. Zwiedzanie na pewno byłoby przyjemniejsze i bardziej kameralne poza sezonem. To zdecydowanie nie atrakcja dla maluszków (jak to dobrze, że byliśmy bez Grzesia…), ale kilkulatki czy dzieci w szkolnym wieku z pewnością wyjdą pełne wrażeń!

Po zwiedzeniu Wieliczki całą rodziną jesteśmy zgodni: czas na obiad. Po drodze kupujemy jeszcze obowiązkowe pamiątki – oczywiście wielicką sól. Jemy w karczmie położonej niedaleko stacji. Wszystkim apetyty dopisują; nie musimy czekać nawet na Sebusia.

Po obiedzie wskakujemy w pociąg powrotny do Krakowa. Składy Kolei Małopolskiej kursują na tej trasie co pół godziny, a podróż jest bardzo wygodna.

Do Krakowa docieramy dopiero ok 16:30. Szkoda, że jest tak późno – za godzinę musimy być już z powrotem na dworcu. Tyle chcieliśmy chłopcom pokazać, i rynek, i wzgórze wawelskie, i wawelskiego smoka. W trakcie jednego dnia to oczywiście niewykonalne – do Krakowa będziemy więc musieli zawitać ponownie. I dobrze!

Mając godzinę do dyspozycji, pozostaje nam tylko przystać na plan minimum – urządzamy sobie spacer na rynek i z powrotem. Po drodze pokazujemy chłopcom fotogeniczny barbakan – ten wyjątkowy przykład XV-wiecznej architektury militarnej przyciąga uwagę i dużych, i małych. Kto zgadnie, ile tu wieżyczek? A ile otworów strzelniczych? Po chwili już idziemy w różnojęzycznym tłumie po ulicy Floriańskiej. Z przyjemnością odnotowujemy, że średniowieczna Brama Floriańska została w ostatnich latach pięknie odrestaurowana.

Wychodzimy z pociągu i biegniemy na rynek!

Wychodzimy z pociągu i biegniemy na rynek!

Eklektyczna bryła Teatru im. J. Słowackiego (kon. XIX w.).

Eklektyczna bryła Teatru im. J. Słowackiego (kon. XIX w.).

Fragmenty zachowanych murów miejskich.

Fragmenty zachowanych murów miejskich.

W Bramie Floriańskiej wypatrujemy XVIII-wieczną płaskorzeźbę św. Floriana.

W Bramie Floriańskiej wypatrujemy XVIII-wieczną płaskorzeźbę św. Floriana.

Krakowski rynek bardzo się chłopcom spodobał. Mówili, że dobrze jest na własne oczy zobaczyć coś, co do tej pory widzieli tylko na kartkach podręczników szkolnych. Pokazujemy chłopcom kościół Mariacki i przepytujemy z legendy tłumaczącej różną wysokość wież, potem obchodzimy piękne renesansowe Sukiennice, spoglądamy w górę na ocalałą gotycką wieżę ratuszową, mijamy malutki kościół św. Wojciecha – jedną z najstarszych krakowskich świątyń, zwracamy uwagę na pomnik Mickiewicza i domykamy kółko, zaglądając na Plac Mariacki. Ten teren po dawnym cmentarzu to niezwykle malowniczy zakątek. Widok zamyka gotycki kościół św. Barbary, a przed nim – urokliwa postać krakowskiego żaka, ozdabiająca studzienkę.

Kościół Mariacki chłopcy znali dotąd tylko ze szkolnych podręczników.

Kościół Mariacki chłopcy znali dotąd tylko ze szkolnych podręczników.

Kraków bez dorożkarzy - niemożliwe!

Kraków bez dorożkarzy – niemożliwe!

Kwintesencja krakowskiego rynku.

Kwintesencja krakowskiego rynku.

My oglądamy Sukiennice, a chłopcy sprawdzają, czy z pompy leje się woda.

My oglądamy Sukiennice, a chłopcy sprawdzają, czy z pompy leje się woda.

Jedyna wieża pozostała z gotyckiego ratusza.

Jedyna wieża pozostała z gotyckiego ratusza.

Uroczy Plac Mariacki z kościołem Św. Barbary i figurką krakowskiego żaka na studzience.

Uroczy Plac Mariacki z kościołem Św. Barbary i figurką krakowskiego żaka na studzience.

Rynek zaskoczył chłopców głównie swoim rozmiarem. Idealny kwadrat o boku 200 m na każdym chyba robi wrażenie. My też chętnie przypomnieliśmy sobie, jak oddycha się w sercu Krakowa. Mamy wrażenie, że z roku na rok jest tu coraz więcej turystów. Dziś ani na chwilę nie można było spuścić dzieci z oczu. Choć w sumie to powinniśmy się tylko cieszyć, że to piękne miasto jest tak chętnie wybieranym celem turystycznych wizyt.

Czas nas goni, pora wracać na dworzec. Dziś Kraków tylko liznęliśmy. No ale naszym głównym celem była przecież Wieliczka, a na dokładniejsze zwiedzanie przyjdzie czas, jak wszyscy trzej chłopcy podrosną. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze tylko na szybkie lody – dla chłopaków to równie wielka frajda jak wszystkie dotychczasowe dzisiejszego dnia.

Uff, atrakcji na dziś dość. Pora do domu.

Uff, atrakcji na dziś dość. Pora do domu.

O 17:45 wyruszamy w stronę domu. Tym razem niemal wszystkie miejsca w wagonach są zajęte – jedziemy w weekendowej fali powrotów.

Podróż mija błyskawicznie. W pociągu chłopcy czytają pamiątkę z Wieliczki – książkę Beaty Kołodziej „Pamiętnik wielickiego skrzata”. Kogo zainteresowała Solilandia i jej mieszkańcy, koniecznie powinien do niej zajrzeć!