Pociągiem do Malborka
10 czerwca 2017
Piękny, słoneczny i ciepły poranek, popołudnie chłodniejsze i deszczowe, średnio ok. 19 stopni.
Malborskiego zamku nikomu przedstawiać nie trzeba. Ta dawna siedziba wielkich mistrzów zakonu krzyżackiego (a potem jedna z rezydencji królów Polski), budowana od końca XIII w., to największy na świecie gotycki zamek i wspaniały przykład średniowiecznej architektury rezydencyjno-obronnej, w 1997 wpisany na listę UNESCO. A co powiedzielibyście na to, żeby wybrać się tam z dzieciakami pociągiem i to w towarzystwie kilku zaprzyjaźniony rodzin? Czy można wyobrazić sobie lepszy plan na czerwcową sobotę?
Z resztą ekipy spotykamy się na dworcu Warszawa Centralna (a właściwie jeszcze chwilę wcześniej w tramwaju) parę minut po siódmej rano. O 7:23 już siedzimy wygodnie w pociągu. Razem zajmujemy prawie trzy przedziały! Ale nam fajnie! Dzieciaki siedzą razem, my im oczywiście nie przeszkadzamy i w gronie 18 plus😊 mamy nareszcie okazję na spokojnie sobie pogadać. Podróż pociągiem, jeśli tylko jest dogodne połączenie kolejowe, ma prawie same plusy – zwłaszcza gdy jedzie się większą grupą. Po dwóch i pół godziny jesteśmy na miejscu.
Malbork wita nas pięknym zabytkowym budynkiem dworca. Obiekt został zbudowany w 1891 r. i z założenia miał być wizytówką miasta. Faktycznie, prezentuje się wspaniale. Warto zajrzeć do środka – ceramiczne podłogi i rzeźbione drewniane stropy są prawdziwą ozdobą budynku.
Z dworca kierujemy się tam, gdzie każdy szanujący się turysta swoje kroki skierować powinien. 15 minut i stajemy przed budynkiem zamkowych kas. Wszystkim, którzy odwiedzali Malbork więcej niż kilka lat temu (jak M….), rzucają się w oczy trzy zmiany. Po pierwsze: muzealne kasy nie są już na terenie podzamcza, tylko przed zamkową bramą, w nowym, specjalnie wybudowanym budynku. Tu kupuje się bilety i zamawia przewodników. Po drugie: na teren warowni wchodzi się przez historyczne wejście do zamku – przez niedawno odrestaurowaną tzw. Bramę Nową. Wreszcie po trzecie – i najważniejsze – po 70 latach na swoje dawne miejsce wróciła malborska Madonna. Ogromna XIV-wieczna 8-metrowa figura Matki Bożej z Dzieciątkiem została zrekonstruowana i na powrót osadzona we wnęce okiennej prezbiterium zamkowego kościoła. Aż trudno wyobrazić sobie ogrom prac koniecznych, by odtworzyć tysiące pokrywających figurę Madonny fragmentów szklanej mozaiki. Zniszczona podczas walk z Armią Czerwoną w 1945 r., Madonna teraz znów patrzy na malborską ziemię swoim łagodnym wzrokiem. Trudno przejść obok niej obojętnie.
Zwiedzanie malborskiego zamku z przewodnikiem odbywa się po 3-godzinnej trasie dla dorosłych lub po nieco krótszej trasie rodzinnej. Niestety, na tę drugą już miesiąc wcześniej nie było biletów. Zamówiliśmy więc (dzięki, Dorotko, za całe Twoje zaangażowanie we wszystkie sprawy organizacyjne!) przewodnika specjalnie dla naszej grupy z prośbą, by był to ktoś, kto poprowadzi zwiedzanie w sposób interesujący dla dzieci. Pani, która nas oprowadzała, nieco rozminęła się z naszymi oczekiwaniami – za dużo było suchej historii, z za mało informacji dot. realiów zakonnego życia, legend i ciekawostek, ale dzieciakom i tak się podobało – wspaniale trzymały fason podczas prawie trzygodzinnego zwiedzania!
Bo jest tu co zwiedzać, oj jest. Na zespół zamkowy z Malborku składają się: przedzamcze, Zamek Średni z Pałacem Wielkich Mistrzów oraz Zamek Wysoki.
Zaczynamy od Zamku Średniego. Wieli Refektarz, Pałac Wielkich Mistrzów, Refektarze letni i zimowy – wspaniałość architektury średniowiecznej, którą można podziwiać w Malborku, przyprawia o zawrót głowy. Nam, starym, chyba najbardziej spodobała się oryginalna konstrukcja Letniego Refektarza – całe sklepienie wspiera się tu na jednym centralnym smukłym filarze. Według legendy wojska Władysława Jagiełły podczas oblężenia próbowały wcelować kulą armatnią w ten newralgiczny element konstrukcyjny, jednak kula – jak podają współczesne wyliczenia – chybiła celu ledwie o 6 cm. Tkwiącą w ścianie słynną kulę armatnią można oglądać do dziś.
Dzieciaki może mniej niż dorośli zwracały uwagę na architekturę, ale w Średnim Zamku nie zabrakło ciekawostek i dla nich – na przykład bardzo spodobał im się zmyślny system ogrzewania zamku (hypocaustum) – z otworów umieszczonych pod posadzką do zamkowych pomieszczeń dostawało się ogrzane powietrze – akumulatorem ciepła były umieszczone na niższych kondygnacjach rozgrzane kamienie. Naszym najmłodszym turystom bardzo przypadła do gustu również wystawa zbroi i uzbrojenia, udostępniona do zwiedzania w kilku pomieszczeniach Zamku Średniego. Średniowieczne miecze, maczugi, łuki, pistolety i ciekawe rodzaje broni z Bliskiego Wschodu – niezwykle bogata ekspozycja obejmuje elementy uzbrojenia od średniowiecza do ubiegłego stulecia. Obserwując dzieciaki, mieliśmy wrażenie, że patrzą na eksponaty, jakby chciały skompletować sobie ekwipunek w grze Minecraft ustawionej na tryb przetrwanie😊 Na Zamku Średnim można oglądać również niezwykle ponoć ciekawą wystawę wyrobów z bursztynu, ale na to nie starczyło już dziś czasu.
Po zwiedzeniu wnętrz Zamku Średniego czas na chwilę przerwy. Na dziedzińcu można kupić gorące napoje, skorzystać z toalety, pójść do sklepu z pamiątkami. Taka chwila oddechu wszystkim jest potrzebna.
Pokrzepieni ruszamy dalej. Teraz kierujemy się w kierunku wspaniałego czworobocznego Zamku Wysokiego, uznawanego za jeden z najwspanialszych przykładów europejskiego gotyku. Przechodzimy przez bramy na dziedziniec i pierwsze, co się rzuca w oczy, to nie finezyjna architektura zamku, tylko ażurowe celofanowe instalacje Ludwiki Ogorzelec. Artystka tworzy na całym świecie, znana jest głownie z cyklu rzeźb „Krystalizacja Przestrzeni”. Malborska instalacja jest jednym z elementów tego cyklu. Lekkie, przypominające pajęczyny powietrzne instalacje przyciągają oczy, tylko czy akurat dziedziniec malborskiego zamku to odpowiednie miejsce do ich eksponowania? Gotycka architektura i współczesna celofanowa instalacja tworzą stylistyczny dysonans. Ten zgrzyt stanowi oczywiście interesujący kontekst interpretacyjny z artystycznego punktu widzenia, ale czy jest pożądany z punktu widzenia turysty zainteresowanego głownie architekturą zamku? Pewnie ilu turystów, tyle zdań. W każdym razie my dziś nie byliśmy w stanie zrobić żadnego zdjęcia dziedzińca, na którym nie łapałyby się celofanowe konstrukcje.
Zamek Wysoki to niezwykle łakomy kąsek dla fanów średniowiecznej architektury. Wszystko tu jest wspaniałe. Gdybyśmy mieli wybrać jedną rzecz na zasadzie „zobaczyć to i umrzeć”, wybór padłby chyba na zamkowe krużganki i Złotą Bramę. To główne wejście do zamkowego kościoła, ozdobione płaskorzeźbami ilustrującymi przypowieść o roztropnych i nieroztropnych pannach, po prostu zachwyca. Chciałoby się stać i patrzeć, i patrzeć, i patrzeć, i fotografować kolejne detale, ale co zrobić – pani przewodnik przeprowadza grupę dalej. Z radością odnotowujemy, że zamkowy kościół pw. NMP przeszedł renowację i prezentuje się zachwycająco – niedawno odtworzono nawet oryginalne sklepienia. Na ścianach wzrok przyciągają średniowieczne freski. Aaach….
W innych częściach zamku wcale nie jest mniej ciekawie. W pamięć zapada nam zwłaszcza długa, reprezentacyjna sala refektarza z pięknym krzyżowo-żebrowym sklepieniem, wsparta na siedmiu smukłych kolumnach – każdej wykonanej z granitu w innym kolorze. Dzieciakom podoba się za to w kapitularzu – kiedyś omawiano tu wszystkie najważniejsze sprawy dotyczące zakonu. Dziś pamiątką po tych czasach jest drewniany okazały tron – każdy może tu usiąść i poczuć się jak Wielki Mistrz – którą to okazję skwapliwie wykorzystują nasze dzieciaki.
Dla najmłodszych turystów najciekawsze są jednak chyba dwa inne miejsca – kuchnia konwentu ze stołem zastawionym potrawami czekającymi na braci i – przede wszystkim – gdanisko, czyli wieża latrynowa. No czy może być coś ciekawszego niż zobaczyć, gdzie krzyżak chadzał piechotą? I do czego służyły mu poukładane równiutko liście kapusty? Oczywiście, że nie!
Zwiedzanie malborskiego zamku kończymy wejściem na wieżę. Obowiązują na to oddzielne bilety (8 zł normalny, 6 zł ulgowy), ale warto, bo z góry świetnie prezentuje się i sam zamek, i zabytkowe centrum Malborka, uroczo przytulone do Nogatu. Podczas zejścia przytrafia nam się mała przygoda. Ot, nic wielkiego, tylko … gubią nam się dzieciaki😊 Na szczęście nie wszystkie i na szczęście te starsze. Dzwonimy – drrryń, drrryń – odbierają. – Gdzie jesteście? – A na dole, w takiej dużej sali! Pękamy ze śmiechu. „W takiej dużej sali” – no to wszystko jasne! 😊 Zguby na szczęście szybko się znajdują – okazuje się, że zeszły tą samą klatką schodową, którą wchodziliśmy na wieżę, podczas gdy reszta zeszła schodami przeznaczonymi dla schodzących.
Zwiedzanie zamku trwało bite trzy godziny. To brzmi imponująco, ale czas naprawdę szybko zleciał i ani przez chwilę nie narzekaliśmy na nudę. Rady dla turystów odwiedzających Malbork z dziećmi: zdecydujcie się na trasę rodzinną – jest krótsza i przewodnicy dostosowują swoje opowieści do potrzeb najmłodszych turystów. Przewodnika można zamówić wcześniej przez telefon (informacje tutaj). Po drugie: zaopatrzcie się w coś do picia i w jakiś drobiazg do pochrupania. Na dziedzińcu jest wprawdzie malutka kawiarenka, ale lepiej mieć coś własnego. Po trzecie: dla maluchów zabierzcie wózek. Można nim pokonać większość trasy, a gdy zmęczony maluch uśnie, będzie mu wygodniej. Zapewne najoptymalniej jest zwiedzać malborski zamek z dziećmi 5-6 letnimi i starszymi, dla młodszych cały program może być zbyt męczący, ale to zależy od dziecka. Dziś razem z nami zwiedzała dwuipółletnia Amelka (Amelko, pozdrawiamy!) i spisywała się znakomicie. W połowie zwiedzania jest możliwość skorzystania z toalety. Po obejrzeniu zamkowych wnętrz warto przejść kładką dla pieszych na drugą stronę Nogatu – całe założenie zamkowe prezentuje się z tej perspektywy wyjątkowo pięknie.
Po zwiedzeniu zamku kierujemy się na z góry upatrzone pozycje do knajpy na obiad. Sławek zamówił nam stoliki dla 17 osób (dzięki!), co teraz doceniamy w dwójnasób – pogoda się zepsuła i obiad jest tym, czego potrzebujemy najbardziej. Dzieciaki usadzamy przy jednym dużym stole, sami zajmujemy drugi. Jak fajnie! Za oknem pada, ale co nam to przeszkadza? Przed bite dwie godziny nie możemy się zmobilizować do ruszenia się z miejsca.
Wizytę w Malborku kończymy spacerem po starówce. Starówka to może określenie na wyrost – poza kilkoma perełkami nie zachowała się tu zwarta dawna zabudowa, a średniowieczne zabytki tkwią wśród współczesnych bloków. Mimo to dla tych perełek spacer zrobić sobie warto, tym bardziej, że wszystko jest blisko siebie i nie trzeba pokonywać dużych odległości. Najpierw oglądamy urokliwy budynek ratusza – ratusz zbudowano w XIV w., potem uległ zniszczeniu, ale został zrekonstruowany. Obecnie mieści się tu miejski dom kultury. Uchylamy drzwi i miła pani zaprasza nas do środka. Warto wejść na piętro – czeka tu nie lada gratka – piękny stary piec kaflowy. Niedaleko ratusza stoją dwie gotyckie bramy do miasta – Brama Mariacka i Brama Garncarska. Na koniec zaglądamy do starego kościoła św. Jana, wzniesionego w drugiej połowie XIV w. Zwracamy uwagę na piękną XIV-wieczną granitową chrzcielnicę. Warto popatrzeć do góry i odnaleźć oryginalny XVII-wieczny żyrandol z figurą Matki Bożej, osadzoną między rogami jelenia.
Po zwiedzeniu świątyni można pójść za budynek i zobaczyć, jak pięknie i monumentalnie prezentuje się stąd malborski zamek. My tak właśnie robimy – to idealne pożegnanie z Malborkiem.
Teraz już prosto na dworzec, bo pociąg nie poczeka. O 18:15 pędzimy już po szynach z powrotem w kierunku domu. Dzieciaki znów siedzą w osobnym przedziale, ale teraz jakoś tak tam spokojniej – hmmm, czyżby były zmęczone?
Wracamy z wycieczki pełni wrażeń, z poczuciem doskonale spędzonego dnia. Czy to możliwe, że od naszego wyjścia z domu minęło tylko niewiele ponad 12 godzin? A tyle się działo! I towarzystwo mieliśmy takie doborowe! Ale było fajnie!