Rezerwat Źródła Rzeki Łyny

Rezerwat Źródła Rzeki Łyny im. profesora Romana Kobendzy

1 lipca 2017, sobota

Dość chłodno, porywisty wiatr, prześwieca słońce, do 20 st.

To jedno z takich miejsc, o których nie wiedzieliśmy, że istnieją, a jak już do nich zawitaliśmy, to poczuliśmy, że czekają specjalnie na nas, są jak z bajki. Piękna przyroda, unikatowa w skali europejskiej nizinna erozja wsteczna, wspaniała trasa turystyczna. Wybieracie się z dzieciakami w okolice Mazur lub jedziecie nad morze? Koniecznie trzeba tu zajrzeć!

Łynę odwiedzamy przy okazji podróży z Warszawy do Krynicy Morskiej. Jadąc nad morze, jak zwykle wahamy się, czy jechać autostradą czy krajową siódemką. Czas przejazdu w okolice Zatoki Gdańskiej jest podobny, ale decydujemy się na  siódemkę, bo po drodze łatwiej zatrzymać się na jakiś turystyczny postój.

Rezerwat źródeł rzeki Łyny wypada dokładnie w połowie drogi, kilka kilometrów za Nidzicą. Zbaczamy z ekspresówki i po kilkuset metrach jesteśmy w innym świecie. Wąska, mazurska, trochę dziurawa droga w pięknym szpalerze drzew prowadzi nas do przeuroczej miejscowości Łyna. Jest tu kościół z 1726 r. i niewielki cmentarz z okresu I wojny światowej, trochę kwater agroturystycznych. Czas płynie dużo wolniej. Przejeżdżamy miejscowość i kierujemy się na położony półtora kilometra dalej parking.

Powtórnie odwiedzamy to miejsce 4 lipca 2018 r., w drodze powrotnej z Krynicy do Warszawy. Tym razem towarzyszy nam piękne słońce i upał. Poza tym niewiele się zmieniło, nie licząc otwartego dwa miesiące temu sklepiku z napojami, słodyczami i pamiątkami w osadzie przy młynie. Miejsce jest nadal odludne i dosłownie dziko piękne.

Do miejscowości Łyna prowadzi urocza droga obsadzona szpalerem drzew.

W Łynie znajduje się zabytkowy kościół z 1726 r.

Rezerwat przyrody „Źródła rzeki Łyny” im. prof. Romana Kobendzy

Po wyjściu z samochodu z wrażenia głos nam odbiera. Niby nic takiego, ale jakie piękne! Ciągnące się po horyzont pagórkowate pola „gryki jak śnieg białej”. Niemal w tym samym czasie zaczynamy mówić Mickiewiczowską Inwokacją. Jeszcze nie weszliśmy do rezerwatu, a już trudno nam schować aparat. Grzesiek, całkowicie pochłonięty kamyczkami, którymi wysypany jest parking, pozwala nam nawet na chwilę oddechu.

Dla turystów zwiedzających Rezerwat Źródeł Rzeki Łyny zorganizowany jest rozległy parking.

Grzesiowi spodobały się zwłaszcza drewniane stojaki na rowery.

Tuż obok znajduje się przepiękne białe pole gryki.

Od razu przypomina nam się Mickiewiczowska Inwokacja.

Nie możemy oderwać oczu.

Z parkingu do rezerwatu prowadzi odnowiona kamienista droga. Schemat szlaków prowadzących przez rezerwat nie jest zbyt czytelny (kolory szlaków są wyblakłe, nie ma dobrych punktów odniesienia, a wyraźnie pomogłoby to w orientacji). Trzeba iść prosto utwardzoną drogą przez las, która doprowadzi nas do granic rezerwatu. Po ok. 15 minutach spaceru docieramy do Osady Łyńskiego Młyna. Czy uwierzycie, że rzeka została w tym miejscu spiętrzona (dla potrzeb lokalnego młyna) już w XIV w.? Osada stanowi od niedawna własność Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Planowane jest utworzenie Muzeum Źródeł Rzeki Łyny i lokalnego centrum badawczo-dydaktycznego. Budynek dawnego młyna jest już pięknie odnowiony, inne jeszcze czekają na renowację. Spoglądamy chwilę na spiętrzone wody Łyny tworzące malownicze leśne jeziorko i ruszamy na pętlę wokół obszaru źródliskowego rzeki Łyny (za młynem trzeba skręcić w prawo).

Szeroka brukowana droga doprowadza do granic rezerwatu.

Warto dobrze popatrzeć na schemat szlaków – potem jest ich jak na lekarstwo.

Dla wszystkich planujących odwiedzenie tego miejsca – schemat trudno znaleźć w Internecie. Nasz parking – ten najbardziej z lewej strony.

Idziemy najpierw drogą prowadzącą do łyńskiego młyna.

Osada Łyński Młyn jest obecnie własnością Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.

Zabytkowy budynek młyna został w 2011 r. pięknie odrestaurowany.

Pierwszy młyn stanął w tym miejscu już w XIV w.

Stopień wodny na Łynie.

Z tego samego okresu pochodzi pierwsze spiętrzenie wód Łyny.

W 2018 to samo miejsce jest jeszcze piękniejsze.

Nasz szlak podchodzi stromo pod górę przez piękny mieszany las, a my od razu czujemy się jak w górach. Grzesiek dziarsko maszeruje przed siebie z kieszeniami obładowanymi kamieniami, które zamierza wrzucać do pierwszej napotkanej po drodze kałuży. Po chwili od wygodnie poprowadzonego szlaku odłączają się drewniane schodki sprowadzające na tarasik widokowy. Tu czeka na nas główna dzisiejsza atrakcja. Wydawać by się mogło, że taras to po prostu zejście wprost w… środek niewielkiego bagienka, ale nic bardziej mylnego. Ten niepozorny błotnisty krąg to właśnie jedno ze źródeł wysiękowych. Na obszarze kilkudziesięciu metrów kwadratowych woda przesącza się na powierzchnię i spływa malutkim strumyczkiem. Przez lata skały i gleba są wymywane tak, że źródło powoli się cofa, tworząc w zboczu spore, półkoliste nisze – tzw. cyrki dolinne. To jest właśnie proces erozji wstecznej, który zwykle można zaobserwować tylko w górach. Na obszarze nizin to ewenement na skalę europejską! Niestety, bardzo trudno jest ująć to zjawisko na zdjęciach – trzeba tu przyjechać i zobaczyć wszystko na własne oczy!

Nasz szlak wiedzie rozległą doliną o stromych zboczach.

W tej okolicy dziesiątki wypływających strumyków dają początek Łynie.

Trudno się oprzeć przed robieniem kolejnych zdjęć.

Światło maluje dzisiaj piękne obrazy.

Drewniane pomosty umożliwiają zobaczenie nisz źródliskowych – tzw. cyrków dolinnych.

Na zdjęciach wyglądają niepozornie, ale to na dolinach prawdziwa rzadkość!.

Tymo obserwuje jeden z obszarów źródliskowych.

Ostatnie spojrzenie na pierwszy punkt widokowy z góry.

Takich źródeł widać z naszej ścieżki dobrych kilka, a w okolicy jest ich znacznie więcej. Rezerwat obejmuje dość rozległą dolinę z licznymi bocznymi wąwozami, wyjątkowo malowniczo porośniętą pięknym, miejscami ponad 100-letnim lasem mieszanym.

Piękne są tu nie tylko źródła Łyny.

Cała otaczająca przyroda zachwyca.

Na obszarze rezerwatu urządzono kilka miejsc odpoczynku.

Jedno z nich ozdabia piękny głaz narzutowy.

Ukształtowanie powierzchni sprawia, że czujemy się zupełnie jak w górach.

Drugi punkt widokowy jest jeszcze piękniejszy.

Chciałoby się zostać tu dłużej, ale trzeba iść dalej.

Jak w bajkowej puszczy.

Taka urozmaicona wędrówka bardzo podoba się Grzesiowi.

Na obszarze źródliskowym las miejscami tonie w wodzie.

Strome zbocza doliny Łyny.

Łaz w górę, raz w dół.

Przez teren rezerwatu przebiega zielony i żółty szlak turystyczny.

Liczne strumyczki ze źródeł wysiękowych dają początek Łynie.

Na naszym dzisiejszym szlaku czeka na nas jeszcze jedna ciekawostka  – staropruski kurhan. Miejsce jest dobrze oznaczone tablicami informacyjnymi. To regularne wzgórze, charakterystyczne dla dawnych miejsc kultu. Kurhan był świętym miejscem dla Prusów zamieszkujących niegdyś te ziemie. Czy wiecie, że na szczycie tego wzgórza do tej pory nie chce wyrosnąć żadne drzewo, a jak już wykiełkuje, to usycha w ciągu kilku miesięcy? Musi się tu kryć jakaś tajemnica!

Staropruski kurhan – do tej pory na szczycie nie chce wyrosnąć żadne drzewo.

Okolice źródeł Łyny fascynować musiały ludzi od bardzo dawna. Już w XIV w. spiętrzono wody Łyny dla potrzeb lokalnego młyna. Do dzisiaj przetrwało też kilka legend związanych z Łyną. Jedna z nich opowiada o pięknej Lanie, która nieszczęśliwie zakochała się w młodzieńcu. Jej łzy miały zapoczątkować bieg uroczej Łyny. Inna historia mówi o córce Króla Tysiąca Jezior i jej mężu Jaśku. Ich szczęśliwe małżeństwo zakończyło się tragicznie. Jaśka przygniotło drzewo, a Łyna uratowała mu życie, zrywając z ogrodu ojca życiodajny kwiat. Złamała w ten sposób zasadę zabraniającą powrotu do wodnego świata osobie, która zdecydowała się go opuścić. Za karę kochanka została zamieniona w piękną rzekę, a Jaśko na swoją prośbę został przemieniony w wierzbę, zwieszającą do nurtu rzeki swoje gałązki (pełny tekst legendy jest dostępny na przykład tutaj).

Po ok. półtorej godziny niespiesznego spaceru stawiamy się z powrotem przy samochodzie. Wycieczka była niezwykle miła. Szlak (żółty, potem zielony) poprowadzony jest wygodnie po (miejscami całkiem stromo jak na tereny nizinne) nachylonych zboczach doliny Łyny. Ścieżka jest jednak bardzo wygodnie i bezpiecznie wytrasowana, z licznymi schodkami, podestami i kładkami, praktycznie cały czas z poręczą. My wspomagaliśmy się nosidłem, ale terenowy wózek dałby radę (poza schodkami sprowadzającymi na tarasy i kładki widokowe i jeżeli nie byłoby więcej błota niż dzisiaj), chociaż byłoby o raczej duże wyzwanie dla szofera takiego pojazdu – nosidło lub chusta lepiej się sprawdzą.

A to gwóźdź programu – wrzucanie kamyczków do wody!

Czujny R. jest tuż obok – Grześ wyraźnie liczy na kąpiel.

Grześ zszedł na własnych nóżkach do młyna, potem chwilkę wędrował w nosidle, a dalej znowu maszerował sam, wypatrując kolejnych „kałuż”, do których mógłby powrzucać choć kilka kamyków. Na koniec, już w samochodzie (R. wyjechał kilkaset metrów na spotkanie nieco zmęczonego piechura) spałaszował resztę drugiego śniadania i chętnie wpakował się do swojego fotelika, żeby odpocząć podczas drugiej połowy przejazdu nad morze. I o to chodziło!

Atrakcyjność rezerwatu przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. To obowiązkowy punkt programu dla mniej lub bardziej zapalonych przyrodników lub geografów. Równie zadowoleni będą wszelkiej maści miłośnicy leśnych spacerów i rodzice z dziećmi, którym nie będzie szkoda około półtorej godzinki na spokojne zwiedzenie rezerwatu. Wybiegane dzieci na pewno lepiej zniosą dalszą drogę nad morze lub jezioro.

Łyna, największa rzeka województwa warmińsko-mazurskiego, nie jest dopływem Wisły. Kieruje swe wody na północny wschód i wpada ponad 250 km dalej do Pregoły, już na terenie Obwodu Kaliningradzkiego, a dalej jej wody docierają oczywiście do Bałtyku. Malowniczość swych źródeł zawdzięcza ostatnim zlodowaceniom. Dzisiejsza wycieczka całkowicie nas zaskoczyła swoją atrakcyjnością. Koniecznie musicie tu zajrzeć!

Łyna płynie na północny wschód i wpada potem do Pregoły, a wraz z nią do Morza Bałtyckiego.

Malbork

Pociągiem do Malborka

10 czerwca 2017

Piękny, słoneczny i ciepły poranek, popołudnie chłodniejsze i deszczowe, średnio ok. 19 stopni.

Malborskiego zamku nikomu przedstawiać nie trzeba. Ta dawna siedziba wielkich mistrzów zakonu krzyżackiego (a potem jedna z rezydencji królów Polski), budowana od końca XIII w., to największy na świecie gotycki zamek i wspaniały przykład średniowiecznej architektury rezydencyjno-obronnej, w 1997 wpisany na listę UNESCO. A co powiedzielibyście na to, żeby wybrać się tam z dzieciakami pociągiem i to w towarzystwie kilku zaprzyjaźniony rodzin? Czy można wyobrazić sobie lepszy plan na czerwcową sobotę?

Z resztą ekipy spotykamy się na dworcu Warszawa Centralna (a właściwie jeszcze chwilę wcześniej w tramwaju) parę minut po siódmej rano. O 7:23 już siedzimy wygodnie w pociągu. Razem zajmujemy prawie trzy przedziały! Ale nam fajnie! Dzieciaki siedzą razem, my im oczywiście nie przeszkadzamy i w gronie 18 plus😊  mamy nareszcie okazję na spokojnie sobie pogadać. Podróż pociągiem, jeśli tylko jest dogodne połączenie kolejowe, ma prawie same plusy – zwłaszcza gdy jedzie się większą grupą. Po dwóch i pół godziny jesteśmy na miejscu.

Malbork wita nas pięknym zabytkowym budynkiem dworca. Obiekt został zbudowany w 1891 r. i z założenia miał być wizytówką miasta. Faktycznie, prezentuje się wspaniale. Warto zajrzeć do środka – ceramiczne podłogi i rzeźbione drewniane stropy są prawdziwą ozdobą budynku.

Jedziemy! W pociągu wesoło, szczególnie dzieciakom.

Stacja Malbork – załoga stawiła się w kompecie

Malborski dworzec to prawdziwa wizytówka miasta.

Wnętrza można przenieść prosto do kadru filmowego.

Z dworca kierujemy się tam, gdzie każdy szanujący się turysta swoje kroki skierować powinien. 15 minut i stajemy przed budynkiem zamkowych kas. Wszystkim, którzy odwiedzali Malbork więcej niż kilka lat temu (jak M….), rzucają się w oczy trzy zmiany. Po pierwsze: muzealne kasy nie są już na terenie podzamcza, tylko przed zamkową bramą, w nowym, specjalnie wybudowanym budynku. Tu kupuje się bilety i zamawia przewodników. Po drugie: na teren warowni wchodzi się przez historyczne wejście do zamku – przez niedawno odrestaurowaną tzw. Bramę Nową. Wreszcie  po trzecie – i najważniejsze – po 70 latach na swoje dawne miejsce wróciła malborska Madonna. Ogromna XIV-wieczna 8-metrowa figura Matki Bożej z Dzieciątkiem została zrekonstruowana i na powrót osadzona  we wnęce okiennej prezbiterium zamkowego kościoła. Aż trudno wyobrazić sobie ogrom prac koniecznych, by odtworzyć tysiące pokrywających figurę Madonny fragmentów szklanej mozaiki. Zniszczona podczas walk z Armią Czerwoną w 1945 r., Madonna teraz znów patrzy na malborską ziemię swoim łagodnym wzrokiem. Trudno przejść obok niej obojętnie.

Przez Bramę Nową za chwilę wejdziemy na teren zamku.

Poza bramą niedawno odtworzono też figurę NMP, zniszczoną w 1945 r.

W 2015 r. Madonna po 70 latach wróciła do zamkowej niszy.

Zwiedzanie malborskiego zamku z przewodnikiem odbywa się po 3-godzinnej trasie dla dorosłych lub po nieco krótszej trasie rodzinnej. Niestety, na tę drugą już miesiąc wcześniej nie było biletów. Zamówiliśmy więc (dzięki, Dorotko, za całe Twoje zaangażowanie we wszystkie sprawy organizacyjne!) przewodnika specjalnie dla naszej grupy z prośbą, by był to ktoś, kto poprowadzi zwiedzanie w sposób interesujący dla dzieci. Pani, która nas oprowadzała, nieco rozminęła się z naszymi oczekiwaniami – za dużo było suchej historii, z za mało informacji dot. realiów zakonnego życia, legend i ciekawostek, ale dzieciakom i tak się podobało – wspaniale trzymały fason podczas prawie trzygodzinnego zwiedzania!

Baszta Nowa i Brama Nowa – wchodzimy.

Przechodzimy przez bramę, a przed nami kolejna.

Kolejne pierścienie murów obronnych przedzielała fosa wypełniona wodą.

Przed nami już fortyfikacje Zamku Średniego i Zamku Wysokiego.

Kolejna brama z broną w pełnej okazałości.

Surowe piękno

Bo jest tu co zwiedzać, oj jest. Na zespół zamkowy z Malborku składają się: przedzamcze, Zamek Średni z Pałacem Wielkich Mistrzów oraz Zamek Wysoki.

Zaczynamy od Zamku Średniego. Wieli Refektarz, Pałac Wielkich Mistrzów, Refektarze letni i zimowy – wspaniałość architektury średniowiecznej, którą można podziwiać w Malborku, przyprawia o zawrót głowy. Nam, starym, chyba najbardziej spodobała się oryginalna konstrukcja Letniego Refektarza – całe sklepienie wspiera się tu na jednym centralnym smukłym filarze. Według  legendy wojska Władysława Jagiełły podczas oblężenia próbowały wcelować kulą armatnią w ten newralgiczny element konstrukcyjny, jednak kula – jak podają współczesne wyliczenia – chybiła celu ledwie o 6 cm. Tkwiącą w ścianie słynną kulę armatnią można oglądać do dziś.

Dziedziniec Zamku Średniego – sam dziedziniec jest większy niż niejeden zamek.

Wielki Refektarz.

Letni refektarz z charakterystycznym radialnym sklepieniem, wspartym na jednym filarze.

Tu wielki mistrz przyjmował dostojnych gości.

Piękny jest tu każdy szczegół.

Zdobienia w Pałacu Wielkich Mistrzów malowano farbami zieloną i czerwoną, z najdroższymi barwnikami.

Dzieciaki może mniej niż dorośli zwracały uwagę na architekturę, ale w Średnim Zamku nie zabrakło ciekawostek i dla nich – na przykład bardzo spodobał im się zmyślny system ogrzewania zamku (hypocaustum) – z otworów umieszczonych pod posadzką do zamkowych pomieszczeń dostawało się ogrzane powietrze – akumulatorem ciepła były umieszczone na niższych kondygnacjach rozgrzane kamienie. Naszym najmłodszym turystom bardzo przypadła do gustu również wystawa zbroi i uzbrojenia, udostępniona do zwiedzania w kilku pomieszczeniach Zamku Średniego. Średniowieczne miecze, maczugi, łuki, pistolety i ciekawe rodzaje broni z Bliskiego Wschodu – niezwykle bogata ekspozycja obejmuje elementy uzbrojenia od średniowiecza do ubiegłego stulecia. Obserwując dzieciaki, mieliśmy wrażenie, że patrzą na eksponaty, jakby chciały skompletować sobie ekwipunek w grze Minecraft ustawionej na tryb przetrwanie😊 Na Zamku Średnim można oglądać również niezwykle ponoć ciekawą wystawę wyrobów z bursztynu, ale na to nie starczyło już dziś czasu.

Dzieciakom najbardziej spodobał się średniowieczny system ogrzewania.

Źródłem ciepła były rozgrzane w palenisku kamienie.

Wchodzimy na wystawę broni i uzbrojenia.

Mamy tu elementy uzbrojenia krzyżackiego, ale nie tylko.

Dzieciakom podobają się zwłaszcza te bardziej wymyślne.

Wystawa to prawdziwy rarytas dla miłośników militariów.

Po zwiedzeniu wnętrz Zamku Średniego czas na chwilę przerwy. Na dziedzińcu można kupić gorące napoje, skorzystać z toalety, pójść do sklepu z pamiątkami. Taka chwila oddechu wszystkim jest potrzebna.

Pokrzepieni ruszamy dalej. Teraz kierujemy się w kierunku wspaniałego czworobocznego Zamku Wysokiego, uznawanego za jeden z najwspanialszych przykładów europejskiego gotyku. Przechodzimy przez bramy na dziedziniec i pierwsze, co się rzuca w oczy, to nie finezyjna architektura zamku, tylko ażurowe celofanowe instalacje Ludwiki Ogorzelec. Artystka tworzy na całym świecie,  znana jest głownie z cyklu rzeźb „Krystalizacja Przestrzeni”. Malborska instalacja jest jednym z elementów tego cyklu. Lekkie, przypominające pajęczyny powietrzne instalacje przyciągają oczy, tylko czy akurat dziedziniec malborskiego zamku to odpowiednie miejsce do ich eksponowania? Gotycka architektura i współczesna celofanowa instalacja tworzą stylistyczny dysonans. Ten zgrzyt stanowi oczywiście interesujący kontekst interpretacyjny z artystycznego punktu widzenia, ale czy jest pożądany z punktu widzenia turysty zainteresowanego głownie architekturą zamku? Pewnie ilu turystów, tyle zdań. W każdym razie my dziś nie byliśmy w stanie zrobić żadnego zdjęcia dziedzińca, na którym nie łapałyby się celofanowe konstrukcje.

Wchodzimy na teren Zamku Wysokiego.

To jeden z najwspanialszych przykładów architektury rezydencyjno-obronnej w Europie.

Dziedziniec Zamku Wysokiego.

Na tę wieżę za chwilę będziemy wchodzić.

Na dziedzińcu zamontowano instalację 'Krystalizacja przestrzeni’ Ludwiki Ogorzelec.

W średniowiecznej oprawie instalacje Ludwiki Ogorzelec przywodzą na myśl wielkie pajęczyny.

Zamek Wysoki to niezwykle łakomy kąsek dla fanów średniowiecznej architektury. Wszystko tu jest wspaniałe. Gdybyśmy mieli wybrać jedną rzecz na zasadzie „zobaczyć to i umrzeć”, wybór padłby chyba na zamkowe krużganki i Złotą Bramę. To główne wejście do zamkowego kościoła, ozdobione płaskorzeźbami ilustrującymi przypowieść o roztropnych i nieroztropnych pannach, po prostu zachwyca. Chciałoby się stać i patrzeć, i patrzeć, i patrzeć, i fotografować kolejne detale, ale co zrobić – pani przewodnik przeprowadza grupę dalej. Z radością odnotowujemy, że zamkowy kościół pw. NMP przeszedł renowację i prezentuje się zachwycająco – niedawno odtworzono nawet oryginalne sklepienia. Na ścianach wzrok przyciągają średniowieczne freski. Aaach….

Nam najbardziej podobają się średniowieczne krużganki.

Piękny każdy detal

Złota Brama – wejście do zamkowego kościoła pw. NMP.

Figury Panien Roztropnych

Uszkodzony w 1945 r. kościół został niedawno pięknie odrestaurowany.

Ścianę zdobi fresk przedstawiający Ostatnią Wieczerzę.

W innych częściach zamku wcale nie jest mniej ciekawie. W pamięć zapada nam zwłaszcza długa, reprezentacyjna sala refektarza z pięknym krzyżowo-żebrowym sklepieniem, wsparta na siedmiu smukłych kolumnach – każdej wykonanej z granitu w innym kolorze. Dzieciakom podoba się za to w kapitularzu – kiedyś omawiano tu wszystkie najważniejsze sprawy dotyczące zakonu. Dziś pamiątką po tych czasach jest drewniany okazały tron – każdy może tu usiąść i poczuć się jak Wielki Mistrz – którą to okazję skwapliwie wykorzystują nasze dzieciaki.

Kapitularz – wnętrze było puste, dostojników sadzano pod ścianami.

Sklepienia są po prostu bajkowe.

Przechodzimy do kolejnych części zamku

Trudno schować aparat…

Reprezentacyjny refektarz konwentu.

Filary z granitu o różnych kolorach podpierają krzyżowo-żebrowe sklepienie.

Piękne posadzki reprezentacyjnych pomieszczeń.

Dla najmłodszych turystów najciekawsze są jednak chyba dwa inne miejsca – kuchnia konwentu ze stołem zastawionym potrawami czekającymi na braci i – przede wszystkim – gdanisko, czyli wieża latrynowa. No czy może być coś ciekawszego niż zobaczyć, gdzie krzyżak chadzał piechotą? I do czego służyły mu poukładane równiutko liście kapusty? Oczywiście, że nie!

Dzieciom bardzo podoba się dawna kuchnia konwentu.

A co dzieciom podoba się najbardziej? Oczywiście krzyżacka toaleta!.

Zwiedzanie malborskiego zamku kończymy wejściem na wieżę. Obowiązują na to oddzielne bilety (8 zł normalny, 6 zł ulgowy), ale warto, bo z góry świetnie prezentuje się i sam zamek, i zabytkowe centrum Malborka, uroczo przytulone do Nogatu. Podczas zejścia przytrafia nam się mała przygoda. Ot, nic wielkiego, tylko … gubią nam się dzieciaki😊 Na szczęście nie wszystkie i na szczęście te starsze. Dzwonimy – drrryń, drrryń – odbierają. – Gdzie jesteście? – A na dole, w takiej dużej sali! Pękamy ze  śmiechu. „W takiej dużej sali” – no to wszystko jasne! 😊 Zguby na szczęście szybko się znajdują – okazuje się, że zeszły tą samą klatką schodową, którą wchodziliśmy na wieżę, podczas gdy reszta zeszła schodami przeznaczonymi dla schodzących.

Klimatyczne wąskie przejścia w murach.

Widok z zamkowej wieży na dziedziniec Zamku Średniego.

Dobrze widać stąd strategiczne położenie zamku.

Również dziedziniec Zamku Wysokiego pięknie prezentuje się z góry.

Wyjście z zamku wiedzie przez zamkowe piwnice.

Z zewnątrz jeszcze raz podziwiamy Pałac Wielkich Mistrzów.

Jedna z bram wiodących do zamku.

Spotykamy nawet żywe sowy!

Zwiedzanie zamku trwało bite trzy godziny. To brzmi imponująco, ale czas naprawdę szybko zleciał i ani przez chwilę nie narzekaliśmy na nudę. Rady dla turystów odwiedzających Malbork z dziećmi: zdecydujcie się na trasę rodzinną – jest krótsza i przewodnicy dostosowują swoje opowieści do potrzeb najmłodszych turystów. Przewodnika można zamówić wcześniej przez telefon (informacje tutaj). Po drugie: zaopatrzcie się w coś do picia i w jakiś drobiazg do pochrupania. Na dziedzińcu jest wprawdzie malutka kawiarenka, ale lepiej mieć coś własnego. Po trzecie: dla maluchów zabierzcie wózek. Można nim pokonać większość trasy, a gdy zmęczony maluch uśnie, będzie mu wygodniej. Zapewne najoptymalniej jest zwiedzać malborski zamek z dziećmi 5-6 letnimi i starszymi, dla młodszych cały program może być zbyt męczący, ale to zależy od dziecka. Dziś razem z nami zwiedzała dwuipółletnia Amelka (Amelko, pozdrawiamy!) i spisywała się znakomicie. W połowie zwiedzania jest możliwość skorzystania z toalety. Po obejrzeniu zamkowych wnętrz warto przejść kładką dla pieszych na drugą stronę Nogatu – całe założenie zamkowe prezentuje się z tej perspektywy wyjątkowo pięknie.

Warto przejść pieszą kładką na drugą stronę Nogatu.

Zamek prezentuje się stąd wyjątkowo ładnie.

Poszczególne jego części nakładają się na siebie, tworząc zwartą bryłę.

Malborski zamek w pełnej okazałości

Po zwiedzeniu zamku kierujemy się na z góry upatrzone pozycje do knajpy na obiad. Sławek zamówił nam stoliki dla 17 osób (dzięki!), co teraz doceniamy w dwójnasób – pogoda się zepsuła i obiad jest tym, czego potrzebujemy najbardziej. Dzieciaki usadzamy przy jednym dużym stole, sami zajmujemy drugi. Jak fajnie! Za oknem pada, ale  co nam to przeszkadza? Przed bite dwie godziny nie możemy się zmobilizować do ruszenia się z miejsca.

Wizytę w Malborku kończymy spacerem po starówce. Starówka to może określenie na wyrost – poza kilkoma perełkami nie zachowała się tu zwarta dawna zabudowa, a średniowieczne zabytki tkwią wśród współczesnych bloków. Mimo to dla tych perełek spacer zrobić sobie warto, tym bardziej, że wszystko jest blisko siebie i nie trzeba pokonywać dużych odległości. Najpierw oglądamy urokliwy budynek ratusza – ratusz zbudowano w XIV w., potem uległ zniszczeniu, ale został zrekonstruowany. Obecnie mieści się tu miejski dom kultury. Uchylamy drzwi i miła pani zaprasza nas do środka. Warto wejść na piętro – czeka tu nie lada gratka – piękny stary piec kaflowy. Niedaleko ratusza stoją dwie gotyckie bramy do miasta – Brama Mariacka i Brama Garncarska. Na koniec zaglądamy do starego kościoła św. Jana, wzniesionego w drugiej połowie XIV w. Zwracamy uwagę na piękną XIV-wieczną granitową chrzcielnicę. Warto popatrzeć do góry i odnaleźć oryginalny XVII-wieczny żyrandol z figurą Matki Bożej, osadzoną między rogami jelenia.

Ratusz w Malborku sięga korzeniami połowy XIV w.

Piękny przykład dawnej architektury municypalnej.

Wnętrze ratusza kryje piękny stary piec kaflowy.

Brama Garncarska powstała w końcu XIV w.

A to jej starsza koleżanka, Brama Mariacka.

Kościół św. Jana.

Trójnawowe wnętrze świątyni.

Po zwiedzeniu świątyni można pójść za budynek i zobaczyć, jak pięknie i monumentalnie prezentuje się stąd malborski zamek. My tak właśnie robimy – to idealne pożegnanie z Malborkiem.

Pożegnanie z Malborkiem.

Ostatni rzut oka na malborski zamek

Teraz już prosto na dworzec, bo pociąg nie poczeka. O 18:15 pędzimy już po szynach z powrotem w kierunku domu. Dzieciaki znów siedzą w osobnym przedziale, ale teraz jakoś tak tam spokojniej – hmmm, czyżby były zmęczone?

Wracamy z wycieczki pełni wrażeń, z poczuciem doskonale spędzonego dnia. Czy to możliwe, że od naszego wyjścia z domu minęło tylko niewiele ponad 12 godzin? A tyle się działo! I towarzystwo mieliśmy takie doborowe! Ale było fajnie!

Majówka w Bieszczadach, 2017.05

Cztery pory roku w majowych Bieszczadach

Przed wyjazdem czytaliśmy gdzieś żart, że majówka w tym roku będzie taka gorąca, że boso w klapkach po śniegu będziemy biegali. Faktycznie, aura w tym roku była wyjątkowo kapryśna – od deszczu ze śniegiem i zupełnie zimowych temperatur poprzez letnią, słoneczną aurę po jesienne oberwanie chmury. Taka pogoda pokrzyżowała dość mocno nasze górskie plany. A może nie ma tego złego? Dzięki temu mieliśmy możliwość posmakowania bardziej kameralnych miejsc – połoniny zamieniliśmy na Łopienkę i Muczne, a Tarnicę na Dwernik Kamień i rezerwat 'Sine Wiry’. Odkrywaliśmy też uroki bieszczadzkiej ciuchci. Najważniejsze, że czas spędziliśmy w doborowym towarzystwie – już od kilku lat na wiosnę wybieramy się na wspólny wypad w góry z kilkoma zaprzyjaźnionymi rodzinami. Chmara cudownych dzieciaków, śmiechy i żarty do późnej nocy – tego żadna pogoda nie popsuje! Dziękujemy wszystkim Towarzyszom naszego wyjazdu za fantastyczne wspólne chwile! Continue reading

Wielkanoc w Muzeum Wsi Radomskiej

Muzeum Wsi Radomskiej, Poniedziałek Wielkanocny

17 kwietnia 2017

Dość pogodnie, ale zimno, rano przymrozek, w dzień do 8 st.

Nie lubicie długiego biesiadowania przy świątecznym stole? Wybierzcie się na wycieczkę i koniecznie zabierzcie ze sobą całą rodzinę! A do plecaka wielkanocne baby i mazurki. Gotowi? No to w drogę! Continue reading

Sierpc – Niedziela Palmowa

Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu – Niedziela Palmowa

9 kwietnia 2017

Pochmurno i chłodno, do 13 st.

Przez ostatnie kilka tygodni prześladuje nas wyjazdowy pech. Co plan to porażka – oczywiście przez choroby dzieci. Jakoś tak czujemy się przytłoczeni szarą codziennością i właściwie nic nam się nie chce. Ale czy może być na to lepsze lekarstwo niż choćby krótki wypad?! Continue reading

Beskid Żywiecki w zimowej odsłonie, 2017.02

Beskid Żywiecki w zimowej odsłonie

Beskid Żywiecki to raj dla górskich włóczykijów i skiturowców. Fantastyczne widoki, słuszne odległości, ale też gęsta sieć szlaków i przyjazne schroniska. Zimą Beskid Żywiecki prezentuje się wyjątkowo pięknie. Nie można go lekceważyć – w złej pogodzie zdarzają się pobłądzenia. Jeśli jednak trafimy na sprzyjającą pogodę i odpowiednie warunki śniegowe, znajdziemy się w raju. Zapraszamy na kilkudniową wędrówkę po zimowym Beskidzie Żywieckim. Tym razem Królową Beskidów zostawiamy w spokoju, ale odwiedzamy piękne damy dworu – Wielką Raczę, Wielką Rycerzową, Pilsko, wspaniałe beskidzkie hale, malownicze przysiółki. Pogodę mieliśmy nadzwyczaj sprzyjającą, dzięki czemu zimowe krajobrazy prezentowały się wyjątkowo pięknie. Zobaczcie sami!

Dzień 1. Podróż i wejście do bacówki na Krawcowym Wierchu żółtym szlakiem z Glinki

Dzień 2. Wokół Worka Raczańskiego – z Wielkiej Raczy na Przegibek

Dzień 3. Na Halę Rycerzową i Wielką Rycerzową z Soblówki

Dzień 4. Najpiękniejsze hale Beskidu Żywieckiego: Hala Boracza, Hala Redykalna, Hala Bacmańska, Hala Lipowska i Hala Rysianka

Dzień 5. Na Pilsko z przełęczy Glinne

Na Hali Miziowej spędziliśmy sylwester w 2022/2023 r. Relację z tego pobytu znajdziecie tutaj:

Sylwester na Hali Miziowej 2022/2023

Góry Orlickie i Bystrzyckie i okolice, 2016.12/2017.01

Góry Orlickie i Bystrzyckie,
czyli co robić zimą w okolicy Zieleńca, jeśli nie jeździ się na nartach 🙂

Gdy mówisz „góry”, większość osób myśli „Tatry”. W Sudetach? – Karkonosze, no może jeszcze Góry Stołowe. Gdy powiemy, że wyjeżdżamy w Góry Orlickie i Bystrzyckie, większość osób popatrzy na nas dziwnym wzrokiem. To zadziwiające, wziąwszy pod uwagę, jak wiele atrakcji turystycznych oferują te pasma, zwłaszcza dla rodzin z dziećmi! Szczyty nie są skaliste, a odległości na szlakach niewielkie. W sam raz dla małych turystów i dla tych starszych poszukujących spokoju i ciszy. Wokół gęsta sieć tras narciarstwa biegowego. Dla narciarzy zjazdowych w sezonie otwiera swoje podwoje słynny Zieleniec – idealne miejsce na naukę jazdy na nartach dla całej rodziny. Dla miłośników architektury i starych zabytków techniki te okolice to wyjątkowo łakomy kąsek. Pięknie zachowane Kłodzko i Bystrzyca Kłodzka, unikatowa w skali Europy 400-letnia papiernia w Dusznikach-Zdroju, stare kopalnie, urokliwe uzdrowiska. Na pograniczu Gór Orlickich i Bystrzyckich spędzamy 11 dni na przełomie 2016 i 2017 r. W naszej relacji proponujemy (jak zazwyczaj) nie model ski i after-ski, ale sprawdzony i gorąco polecany ski i before ski :). Sztucznie oświetlone trasy pozwalają na szusowanie wieczorem – zimowe dni są zbyt piękne, by spędzać je na wyciągu. Lepiej wybrać się na ośnieżony szlak lub odwiedzić któryś z okolicznych zabytków. Na pewno nie będziecie żałować!

Relacje z poszczególnych wycieczek poniżej:

Dzień 1. Nasz cel: Mostowice

Dzień 2. Wejście na Orlicę – najwyższy polski szczyt Gór Orlickich

Dzień 3. Wypad w Góry Stołowe – do schroniska PTTK „Na Szczelińcu”

Dzień 4. Torfowisko pod Zieleńcem

Dzień 5. Śladami betonowej granicy na Anenský Vrch, czyli dawne czechosłowackie fortyfikacje w Górach Orlickich

Dzień 6. Do jaskini Solna Jama w Górach Bystrzyckich; ruiny zamku Szczerba

Dzień 7. Masarykova Chata – czeski symbol Gór Orlickich

Dzień 8. Kłodzko – Twierdza Kłodzka i starówka

Dzień 9. Strażnik Wieczności – kto nie przestraszy się Drogi Wieczność i Drogi Wielkiego Strachu?

Dzień 10. Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju i rewelacyjne warsztaty czerpania papieru

Dzień 11. Zimowy spacer do schroniska „Pod Muflonem”

Dyskretny urok Gór Bystrzyckich

Dzień 12. Królewskie miasto – Bystrzyca Kłodzka, a po południu – Zieleniec i okolice

Figura św. Jana Nepomucena nad Bystrzycą Łomnicką.

 

Zimowy listopad w Tatrach, 2016.11

Zimowy listopad w Tatrach – pociągiem do Zakopanego! 2016.11

Każdy dłuższy weekend w kalendarzu to pokusa do wyjazdu. Późną jesienią najchętniej planujemy wypady w góry – to powinno być sprzedawane na refundowane recepty jako lek przeciwdepresyjny. Zwykle sami wyjeżdżaliśmy w listopadzie na kilka dni, w tym roku jednak bierzemy ze sobą dzieciaki. Mamy już za sobą trzydniowy pobyt w okolicach Beskidu Wyspowego całą rodzinką. Drugi długi weekend też zagospodarowaliśmy.

I cóż, szalony plan pt. „Podróż z dziećmi pociągiem na weekend do Zakopanego” zrealizowany! Wymagało to trochę przygotowań logistycznych i sporo rodzicielskiej energii, ale wrażenia rekompensują wszelkie niedogodności. A przy tym udało nam się uciec od jesiennej szarugi! W Tatrach zapanowała już zima. Było pięknie – zobaczcie sami:

Dzień 1 i 2. Jak to było z tym pociągiem. Z Kasprowego na Halę Gąsienicową.

Szałasy pięknie komponują się z górskim tłem.

 

Dzień 3. Dolina ku Dziurze. Dolina Białego. Dolina Strążyska.

Doliną Białego.

Dzień 4. Z Kuźnic na Halę Kondratową

Polana Kalatówki ze szlaku na Halę Kondratową.

Lubomir i Luboń Wielki, 2016.10/11

Lubomir i Luboń Wielki, 2016.10/11

Wracamy w Beskid Wyspowy i Makowski, na Stację Kasina Wielka. To miejsca, gdzie chce się wracać. Tym razem za oknem nie trzaskający mróz, lecz apogeum jesiennej szarugi; przed nami nie dwutygodniowy pobyt, ale dwudniowy wypad. Po drodze zahaczamy o ufortyfikowany średniowieczny klasztor w Mstowie. Wyjazd na wariata z pakowaniem się do ostatniej chwili i ogarnianiem lekcji, szkoły, domu, kichających dzieciaków. A potem nagroda. Dwa dni w innym rytmie i mokrolistopadowe wspomnienia Lubonia i Lubomira.

Linki do relacji z poszczególnych wycieczek

Dzień 1. Mstów – w cieniu klasztornych fortyfikacji

Każda z baszt ma nieco inny kształt.

Dzień 2. Wejście na Lubomir i wieczorna wycieczka do Bacówki na Maciejowej

Gdy na chwilę zaświeci słońce, światło jest bajkowe.

Dzień 3. Luboń Wielki

Przed schroniskiem jest przyjemny taras widokowy.

Nasz poprzedni pobyt w Beskidzie Wyspowym opisaliśmy tutaj:
Beskid Wyspowy i okolice 2015/2016

Dolomity, Włochy, 2016.08

Dolomity, Włochy, 2016.08

Dolomity. Każdy miłośnik gór, który je zobaczy, przepadnie. Białe, strzeliste turnie na tle soczystej zielonej trawy, fantastyczne formacje skalne, pocztówkowe krajobrazy. To góry inne niż wszystkie. Nie ma tu długich grani głównych i walnych dolin, w zamian mamy oddzielone głębokimi dolinami samodzielne gniazda górskie, a każde z nich inne – kapryśna Marmolada z czapą lodowca, podobna do warowni majestatyczna Sella, trzy kłócące się o urodę siostry Tofany, księżycowy płaskowyż Pale… Dolomity przecina gęsta sieć szlaków. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Oczywiście wizytówką tych gór są via ferraty – ubezpieczone szlaki wspinaczkowe, ale mamy też typowe szlaki wysokogórskie, idealne do trekkingów, i mnóstwo wygodnych ścieżek dla całej rodziny. Infrastruktura turystyczna jest świetnie rozwinięta – tak wielu schronisk nie widzieliśmy chyba w żadnych innych górach, co nie znaczy że w Dolomitach nie ma miejsc niedostępnych i dzikich. Jak każda kochanka Dolomity mają też wady – ogromne piarżyska i luźny materiał skalny zasypujący ścieżki zmuszają do rozważnego stawiania kroków – niezbędnym  wyposażeniem turysty górskiego powinien być kask i kijki. Ale czy kogoś bez wad dałoby się pokochać? Powiemy jedno: przez ponad tydzień wspinaliśmy się na ferratach i wędrowaliśmy po dolomitowych szlakach i wiemy jedno: na pewno wrócimy tu jeszcze nie raz. W planowaniu tras nieocenioną pomocą były dla nas poszczególne tomy przewodnika „Dolomity” Dariusza Tkaczyka, a także świetnie opracowane serwisy jarekkardasz.republika.pl oraz wdolomitach.pl. Rekonesans za nami, przed nami – mamy nadzieję – dokładne poznawanie tych gór, grupa po grupie.

Linki do relacji z poszczególnych wycieczek:

Dzień 1 i 2. Podróż i Wiedeń.

Niemal 100-metrowej wieży towarzyszą o 30 m niższe koleżanki.

Dzień 3. Wąwóz Serrai di Sottoguda – idealny na deszczowy dzień lub wycieczkę dla całej rodziny.

...po chwili zostaje za nami..

Dzień 4. Via ferrata Ivano Dibona w masywie Cristallo.

Nad panoramą góruje czerwona Croda Rossa.

Dzień 5. Wejście na Piz Boé granią Cresta Strenta.

28. ...i na Piz Boé, na który wchodziliśmy granią Cresta Strenta

Dzień 6. Od Tofany di Mezzo do Tofany di Dentro, ferrata Formenton.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Dzień 7. Wejście na Marmoladę ferratą Marmolada.

Wyciąg dojeżdża do Pian dei Fiacconi (2635 m n.p.m.).

Dzień 8. Szczyt Roda di Vaél w masywie Catinaccio.

Przed nami Roda di Vaél, idziemy na przełęcz Vaiolon.

Dzień 9. Ferraty Sentiero Nico Gusella i del Velo w masywie Pale di San Martino.

Sass Maor i Cima della Madonna w scenerii zachodzącego słońca.

Dzień 10. Dookoła masywu Sassolungo – piękna, widokowa trasa bez trudności technicznych.

Powoli oddalamy się od turni Sassolungo.

Dzień 11. Podróż powrotna i czeski Ołomuniec.

Górny Rynek

 

Lipiec 2023 – powrót w Dolomity:)

W 2023 roku ponownie odwiedzamy Dolomity. Jakże tu bowiem nie wracać? Relację z wyjazdu z lipca 2023 r. znajdziecie tutaj